środa, 30 stycznia 2013

Rozdział sześćdziesiąty


A więc udało nam się stworzyć notkę w wyznaczonym terminie. I chociaż coś mi mówi, że Ciocia Dermatologia nie zniesie zbyt dobrze takiego ignorowania, to i tak jestem w pełni zadowolona z napisanego tekstu. W dodatku coś nam mówi, że zupełnie się tego nie spodziewacie :)
Miłej lektury wam życzymy!





[muzyka]

To, co widzimy zależy w głównej mierze od tego, co chcemy zobaczyć.





Euforia po wygranym meczu rozprzestrzeniała się z prędkością światła i prawdopodobnie w całym zamku nie było nikogo, poza Ślizgonami rzecz jasna, kto nie poddałby się jej bez reszty. Co jakiś czas wznoszone były okrzyki, oklaski i wiwaty. Głównie wtedy, kiedy najbardziej pożądany osobnik pojawiał się w pomieszczeniach. Po przeszło tygodniu od wygranej nadal wyglądał na lekko zaskoczonego i onieśmielonego. Mogło to być spowodowane tym, że prawie połowę tego czasu przebywał w szpitalu. Chodziły pogłoski, że na chwilę po zejściu z boiska musiał się natychmiast udać do Skrzydła Szpitalnego, gdzie pozostał przez trzy kolejne noce. Według plotek krążących po zamku, pani Pomfrey wykryła u gwiazdy Gryffindoru dosyć poważne objawy ze wskazaniem na amnezję. Jak usłyszała jedna z Krukonek podczas zajęć z Transmutacji, kiedy to pielęgniarka naradzała się z profesor McGonagall, pacjent "nieustannie wymiotował i bełkotał niesamowicie absurdalne rzeczy". Obie postanowiły jednak, że dadzą Markowi jeszcze jeden dzień. W końcu dowiedział się o swoim "awansie" dokładnie dwie doby przed meczem. Stres z ową pozycją był niesamowicie wysoki i mógł źle wpłynąć na jego zdrowie. Na szczęście wszystkie objawy ustąpiły w czwartym dniu po wygranej i chłopak został wypuszczony ze szpitala. Jednakże nadal niesamowicie dziwiło go to, że każdy mu gratuluje.
I chociaż zdobycie Pucharu Quidditcha było spełnieniem jego marzeń i został odznaczony nagrodą dla najlepszego kapitana, to i tak nie mógł pozbyć się ponurego uśmiechu i nienawistnego spojrzenia, które raz na jakiś czas posyłał Markowi. James Potter był bowiem osobą, która uwielbiała się chełpić swoimi sukcesami, a tak się składało, że ostatni mu... zabrano. Nie mógł się przyznać do grania w ostatnim meczu, bo wtedy wsypałby nie tylko Lily, ale również i siebie, a to oznaczałoby mniej więcej tyle, co spakowanie walizek i opuszczenie szkoły w trybie natychmiastowym. Pozostało mu więc siedzenie na jednym z foteli i wpatrywanie się w imitację Znicza zawieszoną na złotym łańcuszku.
To znów niesamowicie irytowało samą Evansównę. Owy naszyjnik dostała od niego na walentynki, a w przypływie gniewu i pod działaniem emocji, oddała mu go miesiąc później na zorganizowanej przez Alison imprezie - niespodziance z okazji jego urodzin. I chociaż nienawidziła tej cholernej piłeczki, to i tak wkurzał ją fakt, że James bawi się nią na jej oczach. Coś jej mówiło, że jest to zabieg celowy, pewnego rodzaju nawyk, który powtarzał od chwili, gdy wręczyła bilety na Mistrzostwa Ligii Europy Chadowi - najmłodszemu zawodnikowi w drużynie Gryfonów. Była niemalże pewna, że jest to forma tortury i kary za tamten czyn. Starała się to ignorować, z marnym skutkiem, ale zawsze. W momencie, kiedy kuleczka kołysała się na łańcuszku, jej uwaga była rozproszona, a ona sama tak roztargniona, że zdarzało jej się szukać książki, którą aktualnie trzymała w rękach. Teraz też jej cierpliwość dobiegała do granicy wytrzymałości. Czuła, jak jej głowa zaczyna rosnąć i pulsować od tłumienia narastającego gniewu. Ręce zaczęły jej się trząść, a na policzkach pojawiły się czerwone plamy. Pogłębiła oddech, ale na niewiele się to zdało. Na moment przymknęła powieki, odliczając przy tym od dziesięciu do jednego, a następnie od jednego do dziesięciu. Przy dziewiątce otworzyła oczy i utkwiła w nim złowieszczo wwiercające się spojrzenie, ale zdawał się tego nie dostrzegać. Zatrzasnęła książkę z hukiem, a James podskoczył i wyprostował się gwałtownie na kanapie. Znicz zniknął w jednej z jego dłoni. Drugą umieścił na swoim sercu i rozglądał się po pomieszczeniu, głęboko oddychając. W końcu jego orzechowe oczy odnalazły jej rozwścieczone spojrzenie. Zmarszczył czoło i dzielnie starał się podołać wyzwaniu, jakie przed nim postawiła.
 - Hej! - Na wolny fotel opadła Mary z całym naręczem książek i katalogów. - Wiecie, że to się już robi nudne, prawda? - mruknęła, szukając czegoś w stosie przyniesionych materiałów. - Nadal nie wiem, na jaki kurs przygotowawczy zapisać się w lecie - jęknęła i spojrzała prosząco na Lily.
Dziewczyna westchnęła ciężko, posłała Jamesowi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie i odwróciła się do przyjaciółki.
 - To chyba nic trudnego, prawda? W czym czujesz się najlepiej? - spytała najbardziej oczywistym tonem na jaki ją było stać, ale niemalże natychmiast pokręciła głową, zdając sobie sprawę, jak absurdalnie to zabrzmiało.
W końcu to była Mary. Blondynka spojrzała na nią z politowaniem i powróciła do przeglądania stosu ulotek.
 - A ty? Na co się zapisujesz?
 - Nie wiem. - Ruda wzruszyła ramionami i westchnęła ciężko. - Od tego kursu...
 - Lub szkolenia - wtrącił się James, opadając na kanapę i ponownie wyciągając przed siebie Złotego Znicza.
Ruda zamknęła oczy i kontynuowała swoją wypowiedź:
 - Lub szkolenia! Zależy całe moje życie... Jeżeli podejmę niewłaściwą decyzję, mogę jej później żałować.
 - Przesadzasz! - Mary wybuchła perlistym śmiechem i spojrzała na przyjaciółkę z szerokim uśmiechem. - Potraktuj to jak przygodę! Przecież zawsze możesz zrezygnować z aktualnego zawodu i przeszkolić się na inny, prawda?
 - Niby tak - mruknęła Evansówna, intensywnie nad czymś myśląc. - Myślałam, żeby spróbować kariery Uzdrowiciela.
To wyznanie spowodowało, że Potter ponownie wyprostował się na kanapie i utkwił w niej swoje orzechowe oczy.
 - Uzdrowiciel? Przecież mówiłaś, że będziesz się starać o szkolenie na Aurora - wyszeptał pobielałymi ustami.
 - To było dawno, James. - Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie. Oczy Jamesa pełne były żalu i strachu. - Od tamtego czasu wiele się zmieniło - dodała jeszcze ciszej i odwróciła wzrok, miętoląc przy tym rękaw swojego swetra.
Zapanowała niezręczna cisza, której nikt nie odważył się przerwać.
 - Ale, Lily... - Jego głos był wyprany z emocji.
Dziewczyna pokręciła gwałtownie głową i z nikłym, jakby wymuszonym, uśmiechem podniosła się z kanapy, zbierając przy tym swoje rzeczy.
 - No nic! - Próbowała się roześmiać. - Idę po raz setny wałkować transmutację! W końcu to od niej zaczynamy poniedziałkowe egzaminy!
I pociągając nosem, ruszyła w kierunku schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt.

***

Kolejne dwa i pół tygodnia pamiętała jak przez mgłę. Właściwie każdy dzień wyglądał dokładnie tak samo. Musiała zaliczyć dokładnie pięć przedmiotów, a mianowicie: eliksiry, zielarstwo, zaklęcia, transmutację i obronę przeciw czarnej magii. Egzamin z każdego przedmiotu składał się z dwóch etapów. Pierwszym był egzamin pisemny, drugim praktyczny. I chociaż Ruda łudziła się, że uda im się ułożyć plany w taki sposób, że najdalej po czterech dniach będzie miała wszystko za sobą, to i tak poczuła ogromne rozczarowanie, kiedy okazało się, że ostatni egzamin ma dokładnie w dniu balu kończącego jej rok w Hogwarcie. To wszystko powodowało, że z minuty na minutę chodziła coraz bardziej zdenerwowana. Dużo łatwiej można ją było wyprowadzić z równowagi i nawet najmniejszy szelest czy najcichsze rozmowy mogły spowodować, że odejmowała Gryffindorowi niezliczoną ilość punktów. Uczniowie, w obawie, że spadną z pierwszego miejsca w tabeli domów, doszli do wspólnego wniosku, że najlepiej będzie, jak zaczną jej schodzić z drogi. Temu postanowieniu sprzyjał upalny czerwiec, który umożliwił im spędzanie czasu wolnego na zielonych błoniach. Nie było bowiem tajemnicą, że klasy od pierwszej do czwartej i szósta mają już wszystkie zaliczenia za sobą. Właściwie, to ze względu na nich siódmo- i piątoklasiści tak długo byli trzymani w niepewności i stresie.
Ostatnim egzaminem, jaki ją czekał, była praktyka z obrony przeciwko czarnej magii. Egzamin na pozór błahy, który nie powinien jej sprawić większych trudności. Był to bowiem jej ulubiony przedmiot, oczywiście zaraz po eliksirach. Interesowała się klątwami i z chęcią pogłębiała wiedzę na ich temat. Wiedziała, że nawet jeżeli poszłaby nieprzygotowana, prawdopodobnie zdałaby śpiewająco, ale i tak czekając pod drzwiami do jednej z klas, nie mogła przestać dreptać w miejscu, przygryzać warg i raz na jakiś czas przetrząsać podręczników w wielkim roztargnieniu, powtarzając regułki. Kiedy wyczytano jej imię, zamarła, a następnie z godnością uniosła głowę i na lekko drżących nogach weszła do klasy. W odróżnieniu od SUM-ów, tutaj wchodzili dwójkami, a oprócz egzaminatorów w sali znajdowali się również nauczyciele Hogwartu.
W środku panował delikatny półmrok, czego nie potrafiła zrozumieć, zważywszy na to, że za piętnaście minut powinien zadzwonić dzwonek oznajmiający przerwę obiadową. Na jej ustach wykwitł potężny uśmiech. Przy stole siedziały dokładnie te same osoby, co na jej zaliczeniu z SUM-ów: Gryzelda Marchbanks oraz profesor Tofty. Dodatkowo towarzyszyli im profesor Flitwick i McGonagall.
Lily wzięła głębszy oddech i podeszła do Tofty'ego, który odwzajemnił uśmiech.
 - Może na początek weź ten pergamin i odczytaj wskazówki dotyczące dalszego egzaminu.
Ruda skinęła głową i pochwyciła pustą kartkę. Na moment zbiło ją to z tropu, jednak szybko uniosła różdżkę i stuknęła nią w pergamin, szeptając Aperacjum. Egzaminator pokiwał głową i zapisał coś na swoim arkuszu. Na trzymanej przez Lily kartce zaczęły pojawiać się litery, tworząc zdania.

Wróg Twój zmierza do bram złotych. 
Nie daj się zaskoczyć mu. 
Czas nie służy wcale nam. 
Zablokować wejścia trzeba, do ataku przystąp wnet. 
Zbierz zaklęcia, jakie trzeba i przywołaj spokój już. 
Niech wróg padnie zaskoczony, choć był pewien Ciebie tam! 

Musiała kilkukrotnie przeczytać tą krótką instrukcję, aby w pełni zrozumieć sens swojego zadania. Po jej lewej stronie Eve już wykonywała pierwszy etap swojego zadania. Ruda przygryzła wargę i ponownie utkwiła spojrzenie w pergaminie, analizując słowa z jeszcze większą uwagą.
Wróg Twój zmierza do bram złotych.
Zmarszczyła czoło i rozejrzała się po sali. W jednym z kątów zauważyła mała złotą bramkę. Natychmiast podeszła do tamtego miejsca i przeczytała kolejny fragment:
Nie daj się zaskoczyć mu.
Zmarszczyła nos i ponownie przyjrzała się złotej bramce. Za nią znajdowała się jedynie stara szafa. Bez przekonania uniosła swoją różdżkę i szepnęła:
 - Homenum Revelio.
Podskoczyła wystraszona. Szafa zachybotała się niebezpiecznie, otwierając na kilka sekund drzwiczki, a następnie zatrzaskując je z głośnym hukiem. Nie dostrzegła jednak nikogo. Stwierdziła, że wróci do tego punktu i z mieszanymi uczuciami powróciła do wskazówek.
Czas nie służy wcale nam.
To akurat było oczywiste. McGonagall uprzedzała ich, że na zaliczenie OWTM-ów będą mieli dokładnie piętnaście minut. Ona zmarnowała już dobre cztery i pół. Westchnęła cicho i skupiła się na dalszych słowach.
Zablokować wejścia trzeba, do ataku przystąp wnet.
Zamyśliła się przez moment. Zablokować wejścia trzeba... I nagle zrozumiała. Uśmiechnęła się z delikatnym triumfem i uniosła swoją różdżkę.
 - Colloportus! - Bramka wydała cichy chrzęst. Mając na uwadze poprzednie wskazówki i wyczuwając obecność tajemniczej osoby po drugiej stronie, dodała: - Cave InimicumSalvio HexiaRepello MugoletumProtego Totalum!
Innych zaklęć nie mogła sobie przypomnieć. Kątem oka dostrzegła, że Profesor Tofty pokiwał głową z uznaniem, a więc chyba właśnie o to w tym momencie chodziło. Kolejne zdanie utwierdziło ją w przekonaniu, że poprawnie zinterpretowała dotychczasowe wskazówki. Bo co innego może oznaczać: Zbierz zaklęcia, jakie trzeba i przywołaj spokój już, niż to, aby w pełni zabezpieczyć teren pod każdym względem? Pewniejsza siebie przeszła do ostatniego wersu.
Niech wróg  padnie zaskoczony, choć był pewien Ciebie tam!
To zdanie przyniosło jej na myśl tylko jedno zaklęcie. Spojrzała niepewnie na zegarek. Miała jeszcze sześć i pół minuty. Uniosła różdżkę do czubka głowy, a sekundę później poczuła, jakby ktoś rozbił na niej jajko. Nagle podskoczyła przerażona. Szafa otworzyła się z przeraźliwym skrzypnięciem, a podłoga zaczęła uginać się pod czyimś ciężarem. Nie widziała jednak zupełnie nikogo. Była pewna, że formuła ostatniego zaklęcia, jakiego użyła, uruchomiła kolejny etap egzaminu. Spojrzała spanikowana na pergamin i po raz kolejny przeczytała widniejącą na nim treść.
 - A! - wyrwało się z jej ust w momencie, kiedy bramka zaczęła się trząść w taki sposób, jakby ktoś ją pochwycił i próbował wyrwać. Niech wróg  padnie zaskoczony. - Oczywiście! - Odetchnęła z ulgą, uniosła różdżkę i wycelowała w miejsce, gdzie prawdopodobnie ktoś się znajdował. - Finite Incantatem!
Jej oczom ukazał się odziany w brudne, postrzępione szaty czarodziej. Oczy miał zapadnięte, a jedna z dłoni, które obejmowały pręty bramy, była zabandażowana i zakrwawiona. Niewiele myśląc, wymierzyła w niego różdżką i zaczęła sypać zaklęciami, które wpadały jej do głowy. Nic jednak się nie wydarzyło. Mężczyzna nadal siłował się z metalem, a zaklęcia jakby obijały się od niego. Dysząc ciężko, spojrzała na zegarek. Miała dokładnie sześćdziesiąt sekund na obezwładnienie przeciwnika. Dalej, ponagliła się w myślach, a jej oczy przeczesywały pomieszczenie w szukaniu jakiejkolwiek wskazówki. Będąc na skraju załamania i rozpaczy, natrafiła na starą szafę. Roześmiała się z ulgą i podniosła różdżkę, przywołując przed oczy odpowiedni obraz.
 - Riddiculus! - wrzasnęła i niemalże natychmiast wybuchła śmiechem.
Nie tyle z powodu przemiany bogina, lecz z ulgi, jaka ją w tamtym momencie opanowała.
 - Doskonale! - zawołał egzaminator i zapisał coś na kartce. - Coś niesamowitego!
Lily uniosła różdżkę i zdjęła z siebie zaklęcie. Nie mogła nie odwzajemnić uśmiechu.
 - Już dawno nie widziałem równie wybitnej czarownicy! Spryt, odwaga i cała masa umiejętności! - Tofty nie mógł wyjść z podziwu.
 - Dziękuję - wyszeptała zarumieniona.
 - Och, tak. - Odrobinę chłodny, ale pełen dumy głos McGonagall potoczył się po sali. Ruda poczuła również jej przeszywające spojrzenie. - Jedna z najzdolniejszych uczennic, jakie miałam przyjemność uczyć. Z każdej sytuacji, nawet tej najbardziej skomplikowanej, potrafi znaleźć wyjście. Jednakże dużo efektowniej robi to przy połączeniu wszystkich zdawanych przedmiotów.
 - Wcale w to nie wątpię! - Tofty pokiwał głową z uznaniem raz jeszcze, a Ruda poczuła, jak jej ciało przeszywa dreszcz.
Otworzyła usta, ale nie potrafiła wydobyć z siebie chociażby pół słowa. Ciepłe oczy wicedyrektorki wwiercały się w nią, a ona sama nie umiała pozbyć się wrażenia, że Minerwa McGonagall doskonale wie, że użyła eliksiru wielosokowego. Przełknęła ślinę i zaczęła ściskać nerwowo rękaw swojej szaty. Już miała się odezwać, kiedy usłyszała głos Flitwicka:
 - Panno Evans, dziękujemy! Naprawdę doskonale się spisałaś.
Lily pokiwała głową i na drżących nogach udała się do drzwi. Z ręką na klamce odwróciła się i spojrzała niepewnie na McGonagall. Kobieta kiwnęła głową i po raz pierwszy w życiu posłała jej delikatny, niemalże niezauważalny uśmiech. Wiedziała. Teraz była już tego pewna. Evansówna wyszła na korytarz i oparła się o chłodną ścianę zamku. Ale skoro nauczycielka wiedziała, to dlaczego nie dała im szlabanu? Nie wyrzuciła ich ze szkoły i nie anulowała wygranej Gryfonom?
 - Nie, nabroił ktoś inny. Już nie pamiętam, o co tam chodziło. Wyobraź sobie, że McGonagall nic z tym nie zrobiła. Jeżeli chodzi o quidditcha, nigdy nie była obiektywna. Przecież to nie pierwszy taki wybryk ze strony waszej drużyny.
Słowa Michaela powróciły do niej niczym bumerang. Nigdy nie była obiektywna... Ale żeby do takiego stopnia? Nie. To nie mieściło się w jej mądrej głowie.

***

Była już prawie północ. Część uczniów siódmego roku siedziała totalnie wyczerpana na okrągłych pufkach, inni kołysali się w rytm szalonej muzyki granej przez dokładnie ten sam zespół, który występował na poprzednim balu. Ruda przechadzała się między stolikami i co jakiś czas robiła zdjęcia. To był jej ostatni wieczór w Hogwarcie. Prawdopodobnie już nigdy tu nie wróci, a już na pewno nie jako uczennica. Chciała uwiecznić jak najwięcej momentów i jak najwięcej ludzi, żeby w chłodne, zimowe wieczory mieć co wspominać.
 - Lily! - usłyszała wesoły śmiech i odwróciła się w tamtą stronę.
Ku niej z szerokim uśmiechem kroczyła Mary. Jej blond włosy były zaczesane w gładkiego koka, a fioletowa sukienka sięgająca połowy uda jak zwykle podkreślała niesamowitą urodę.
 - Wszystko w porządku? - spytała, wskazując na stojącego przy drzwiach Remusa.
 - Tak. - Pokryte różem policzki Mary jeszcze bardziej pogłębiły swój kolor. - Idziemy się przewietrzyć.
Ruda pokiwała głową i uśmiechnęła się szeroko. Do jej uszu dotarł pogodny, melodyjny głos:
 - Fajnie byłoby mieć randkę, ale jestem dumna, że przyszłam sama! Ksenofilius jest partnerem, którego wybrała dla mnie matka. Jakby się dowiedzieli, że na chwilę przed ślubem umawiam się z innym, miałabym poważny problem!
Przy okrągłym stoliczku, przy którym aktualnie stała, siedział James, a tuż koło niego dziewczyna, którą Lily kojarzyła ze szkolnych korytarzy. Jej srebrzyste włosy sięgały ramion i były w totalnym nieładzie, a jej wielkie, srebrzysto-niebieskie oczy błyszczały i z niesamowitą intensywnością wwiercały się w Rogacza. W jej uszach widniały kolczyki w kształcie rzodkiewek i chyba właśnie to najbardziej przyczyniło się do zniecierpliwienia u Jamesa. Siedział rozwalony, a znudzony wzrok utkwił w suficie, jakby się modlił o cierpliwość. Jednak tym, co najbardziej zastanawiało Lily było to, że nie ma przy nim Blacka. Rozejrzała się niepewnie po sali. Dostrzegła Dorcas, która tańczyła z jednym z największych przystojniaków z Huffelpuffu, ale Syriusza nie odnalazła. Widocznie umknął jej gdzieś w tłumie.
 - ...więc chciałabym, żebyś zaraz po zakończeniu Hogwartu przyjechała do nas i nam pomogła, co ty na to? - Rozentuzjazmowany głos Mary przywołał ją na ziemię.
Spojrzała na przyjaciółkę nieobecnym wzrokiem.
 - Przepraszam, zamyśliłam się, możesz powtórzyć? - posłała jej przepraszające spojrzenie.
Mary pokiwała głową, ale powstrzymała się od złośliwych komentarzy i rozpoczęła swój wywód na nowo. Do Lily dotarło jednak tylko jedno z pierwszych zdań, jakie wypowiedziała. Później jej uwaga ponownie skupiła się na Jamesie i jego towarzyszce.
 - Szkoda, że to już koniec, prawda? W końcu Hogwart jest naszym domem. Ciężko będzie się z nim rozstawać. Denerwujesz się? Musisz być wściekły, prawda? W końcu tytuł zdobywcy pucharu zgarnął ci ten cały Mark. Muszę przyznać, że byłam zaskoczona jego umiejętnościami!
Lily spojrzała niepewnie w kierunku stolika. James był na skraju wytrzymałości. Oczy miał rozbiegane jakby szukał pomocy, a wzmianka o meczu wyraźnie dotknęła go do żywego. Usta dziewczyny jednak się nie zamykały i już wylewała z siebie kolejny potok słów, co Potter skwitował ostrym spojrzeniem.
 - Nie musisz udawać! Ze mną możesz być szczery! Wydaje mi się, że ironią i złośliwością, a przede wszystkim popisywaniem się starasz się trzymać ludzi na pewnego rodzaju dystans.
 - Wiesz, tak, staram się! Ale jak widać, nie zawsze mi to wychodzi - warknął, niewiele rozumiejąc z tego, co do niego wypowiada.
Jaki dystans? Przecież on kochał być w centrum zainteresowania!
 - W porządku! Bądź szczery, bo mam wrażenie, że z tym masz największy problem! Powiedz mi, co o mnie myślisz?
Dziewczyna wyprostowała się dumnie i przywołała na usta najszerszy i najbardziej przyjacielski uśmiech, jaki Lily kiedykolwiek widziała. Wystarczyło jednak spojrzeć na minę Pottera, aby zrozumieć, że to nie skończy się zbyt dobrze. Posłała Mary przepraszające spojrzenie i pochwyciła Rogacza za rękę, odwracając tym jego uwagę od Krukonki.
 - Zatańcz ze mną! - stwierdziła i pociągnęła go na sam środek parkietu.
Dokładnie w tym samym momencie muzyka zwolniła, a wielkie lampy przygasły, pozostawiając jedynie światło z unoszących się świec. Ruda wzięła głębszy oddech i z lekkim zniecierpliwieniem zarzuciła mu ramiona na szyję. Jego orzechowe oczy wpatrywały się w nią z zaskoczeniem i nadzieją. Wyraz jego twarzy mówił natomiast tyle, że nie umiała prawidłowo go rozszyfrować. Umieścił swoje ręce na jej biodrach i przyciągnął delikatnie do siebie. Starała się nie patrzyć w jego oczy. Błądziła wzrokiem po sali, obserwując wszystkich i wszystko dookoła, ale nacisk jego oczu był zbyt intensywny i hipnotyzujący. Uległa presji. Wywróciwszy oczami, odnalazła jego tęczówki. Nie odzywali się. Kołysali się w rytm wolnego utworu, a ich oczy badały się nawzajem. W jej głowie szalały nieposkromione myśli, wnioski i prośby, ale bała się jakąkolwiek ujawnić. W pewnym momencie przyciągnął ją pewniej do siebie, ale nie uczynił nic poza tym. Wtuliła twarz w jego koszulę i wdychała zapach jego perfum wymieszany z zapachem jego ciała, poddając się ich działaniu i wyzbywając wszelkich wątpliwości oraz negatywnych uczuć.

***

 - Cholera jasna, James! - warknęła, kiedy jego kufer popchnął ją w plecy, a jej własny spadł z półki. - Już prawie miałam go z głowy! - pokręciła z niedowierzaniem głową i ponownie uniosła różdżkę, aby unieść kufer.
 - Przepraszam, dobra? - odburknął i chciał ją wyminąć w wąziutkich drzwiach przedziału.
Pociągiem niespodziewanie szarpnęło. Różdżka wypadła jej z ręki, a kufer ponownie wylądował na ziemi, otwierając się. Niemalże cała jego zawartość potoczyła się po przedziale. Lily pisnęła i wylądowała w silnych ramionach Jamesa. Jego orzechowe oczy niemalże natychmiast odnalazły jej zielone. Odwróciła speszona wzrok.
 - Długo będziecie tamować przejście? Zaraz ruszamy, a też chciałabym się wygodnie usadowić! - jęknęła Mary i popchnęła wtuloną w siebie dwójkę do środka.
Lily chrząknęła i wyplątała się z objęć Jamesa. Padła na podłogę i zaczęła zbierać swoje rzeczy. W tym samym czasie do środka wpakowała się Mary z Remusem i Black. Dorcas zniknęła w innym przedziale, a propozycję Mary, aby się dosiadła, skwitowała jedynie ironicznym uśmiechem.
 - Pomogę ci - westchnął Rogacz, opadając na podłogę tuż koło niej i podnosząc opasły tom.
 - Nie! - krzyknęła, ale było już za późno.
Ręka Jamesa zacisnęła się na książce, a kiedy ją podniósł, z jej środka wysypały się cztery podłużne kartoniki. Wyciągnęła rękę, aby mu je wyrwać, ale okazał się szybszy.
 - Lily? - wyszeptał, z niedowierzaniem przenosząc wzrok z kartoników na nią, to ponownie wracając do tekturki. - Czy to...?
 - Och, oddaj! - jęknęła.
Podniósł się z ziemi i uniósł bilety nad głowę. Podskoczyła kilkakrotnie bezskutecznie, chcąc ich dosięgnąć, ale był od niej wyższy. W końcu zrezygnowana opadła na ławkę i spojrzała na niego z lekką irytacją.
 - Jasny gwint! - krzyknął, ponownie wpatrując się w trzymane bilety. - Skąd wytrzasnęłaś kolejne cztery sztuki?!
To spowodowało, że Black drgnął gwałtowniej i utkwił swoje szare oczy z pożądaniem w dłoni Jamesa.
 - Ma jeszcze cztery bilety na Mistrzowstwa Ligii Eurpy? - wycharczał, nie mogąc wyjść z podziwu.
 - Tak! - James był wyraźnie uradowany.
Wdrapał się na ławkę i śpiewając pod nosem Jadę na mecz z moją Lilusią, jadę na mecz z moją Lilusią, zaczął po niej skakać.
Ruda wywróciła oczami i jednym sprawnym machnięciem umieściła na powrót spakowany kufer na półce bagażowej. Nie tak to miało wyglądać. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie moment, w którym James dowiaduje się o tych biletach. Oparła głowę o chłodną szybę i przymknęła powieki. To będzie długa podróż.

***

Gwiżdżąc pod nosem, otworzył drzwi i wszedł do środka. Dotarł do niego zapach nowego, świeżo lakierowanego drewna i dosychającej farby. Tak. Marzył o tej chwili od lat i nareszcie się doczekał! Porzucił kufer w kącie i człapiąc nogami, wpadł do kuchni. Nalał sobie soku dyniowego i ponownie utkwił wzrok w biletach. Nie mógł uwierzyć, że jednak pójdzie na ten mecz. Błagał ojca dobre pół roku, żeby mu je załatwił poprzez Ministerstwo, ale niestety było już za późno. Przepełniony szczęściem i euforią stwierdził, że bezpieczniej będzie, jeżeli to on przechowa bilety do jutrzejszego popołudnia. Evans mogłaby je spalić, sprzedać lub oddać jak poprzednie dwa! Swoją drogą, ciekaw był, jak udało jej się załatwić miejsca w sekcji VIP. Pochwycił pierwszy z brzegu bilet i odwrócił go, chcąc ponownie ujrzeć wykaligrafowane imiona. Jednakże oprócz pięknego zapisu: James Potter, sekcja VIP, przyklejona była również złota kartka z czerwonym dopiskiem. Poprawił okulary i przyjrzał jej się z bliska. Znał ten charakter pisma. Serce zabiło mu szybciej.

Kochanie,
Wiem, jak bardzo Ci zależało na tym meczu, dlatego użyłam wszystkich swoich talentów i zdobyłam je dla Ciebie.
Wszystkiego najlepszego!
Lily
Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w pergamin, nie mogąc wykonać chociażby najmniejszego ruchu. W końcu zebrał się w sobie, dopił sok i wyszedł z domu, zatrzaskując drzwi. Miał dosyć pilną sprawę do załatwienia.

***


Właściwie, to było jej na rękę, że miała się zatrzymać u Remusa i Mary. Obawiała się wprawdzie tego, że będzie im przeszkadzać, ale zdecydowanie wolała to, niżeli spotkanie z rodzicami. Od ostatnich wydarzeń minęły już cztery miesiące, ale ona jakoś nie miała odwagi, żeby do nich napisać. Zresztą, jej rodzicom widocznie też nie zależało. Od zawiadomienia o ślubie jej siostry nie dostała od nich nawet jednego listu z pytaniem, czy wszystko u niej w porządku.
Z ciężkim sercem wtaszczyła więc kufer na pięterko ich skromnego domu i usiadła na wysłużonej kanapie. Mary krzątała się po kuchni wraz z Remusem i przygotowywali obiad. Oboje uśmiechnięci idealnie się uzupełniali. Kiedy Mary z zaróżowionymi policzkami wpiła się w jego usta, Ruda wywróciła oczami i odwróciła speszona wzrok. Pewnego rodzaju pocieszeniem było to, że nazajutrz miała wylądować u Jamesa. Zresztą nie tylko ona. Wspólnie ustalili, że łatwiej będzie im się dostać na mecz jednym świstoklikiem, a najbliższy miał się znajdować w Dolinie Godryka. W dodatku po meczu James zapowiedział kolejną imprezę życia. Nie ważne, jaki będzie wynik - będą pić za zwycięstwo, za porażkę, a przede wszystkim za wspaniałe siedem lat, które chcąc nie chcąc wspólnie przeżyli.
 - Pójdę się wykąpać - westchnęła i podniosła się z miejsca.
Jednakże para była tak w siebie zapatrzona, że Lily miała pewność, iż nawet nie zauważyli jej zniknięcia.

***

Szedł brukowaną uliczką z duszą na ramieniu. Wiedział, że ten moment kiedyś nadejdzie, ale nie miał zielonego pojęcia, że będzie to tak cholernie trudne i stresujące. Dotarł pod numer szósty i wziąwszy głęboki oddech, zastukał do drzwi i nacisnął dzwonek. Po kilkunastu sekundach, które dla niego były całą wiecznością, drzwi otworzyły się, a on ujrzał odrobinę starszą kserokopię Lily.
 - Dzień dobry - przywitał się i wręczył kobiecie bukiet różowych róż bez kolców.
Miła pani kwiaciarka stwierdziła, że na taką okazję najlepsze będą właśnie takie: róż jako wyraz pewnego rodzaju podziwu i elegancji, a rodzaj bez kolców miał oznaczać młodzieńczą miłość.
Kobieta zarumieniła się delikatnie i drżącymi rękoma pochwyciła kwiaty.
 - Dziękuję, są wspaniałe! Wejdź! Byliśmy zaskoczeni, kiedy otrzymaliśmy twój list.
Nieśmiało przekroczył próg i niemalże natychmiast ogarnął go zapach czekolady. Pani Evans skierowała swe kroki do salonu, kiwając głową na znak, ażeby poszedł za nią. Westchnął ciężko i wparował do pokoju. Kobieta właśnie wyjmowała wazon i umieszczała w nim otrzymany bukiet. Następnie odwróciła się w kierunku męża i wzięła się pod boki, posyłając mu zniecierpliwione spojrzenie.
 - Thomas! - ofuknęła męża, a kiedy ten poderwał się z ulubionego fotela i uścisnął ręką Jamesowi, posłała Rogaczowi szeroki uśmiech i spytała: - Napijesz się czegoś?
 - Nie, dziękuję - wymruczał coraz bardziej zestresowany.
Niepewnym krokiem podszedł i usiadł na kanapie, a następnie wbił wzrok w swoje kolana, po raz setny w ciągu ostatnich pięciu minut zbierając wszystkie myśli do kupy.
 - Jak ona się czuje? - Z rytmu wybił go smutny, łamiący się głos pani Evans. Spojrzał na nią nierozumiejącymi oczami. - Lily - dodała. - Wszystko u niej w porządku? Nie wróciła do domu, nie odpowiada na nasze listy...
Chłopak zmarszczył czoło i przyjrzał się kobiecie. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że pani Evans wyraźnie się postarzała w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Schudła, a pod jej oczami widniały cienie. Uśmiech był jakby przygaszony, a w kącikach ust i oczu widniały zmarszczki, jakby od płaczu. Pan Evans wyprostował się w fotelu i chrząknął znacząco. Rogacz przyjrzał się i jemu. Czarna czupryna pokryta była licznymi siwymi włosami, a na skroniach zaznaczyły się zakola.
 - Listy? - wychrypiał w końcu, ponownie utkwiwszy spojrzenie w kobiecie. - Nie wydaje mi się, żeby dotarły do niej jakiekolwiek listy.
 - Wysłaliśmy ich dziesiątki. Pierwszy tego samego wieczora, którego opuściła dom. Wiedzieliśmy, że tamta rozmowa potoczyła się nie tak jak powinna...
 - Przekażę jej. - James uśmiechnął się pocieszająco, chcąc odrobinę zejść z tego niewygodnie smutnego tematu. W końcu przyszedł tu w zupełnie innym celu. - Poza tym, Lily jak to Lily. Wiecznie naburmuszona, nabuzowana i obrażona, ale taka właśnie jest i w tym cały jej urok. Dostała zaproszenie od Mary i to u niej postanowiła się zatrzymać. Jest cała i zdrowa, i prawdopodobnie właśnie odreagowuje stres związany z egzaminami, które zapewne zdała śpiewająco.
Na chwilę zapanowała cisza. Każdy pogrążył się we własnych myślach. W końcu pani Evans chrząknęła i lekko załzawionymi oczami spojrzała na Jamesa, uśmiechając się przy tym serdecznie.
 - No, ale mów, chłopcze, co cię do nas sprowadza.
Czuł na sobie przenikliwe spojrzenie. Wziął głębszy oddech i patrząc prosto na pana Evansa, stwierdził:
 - Chodzi o... Lily.

***

Mecz przerósł ich najśmielsze oczekiwania. Atmosfera była niesamowita. Wymalowani czarodzieje i czarownice. Wielkie kapelusze, gwiazdy i flagi w kolorze drużyn. Cała masa stoisk z napojami, popcornem, lornetkami i masą innych, dziwnych i pomocnych rzeczy. W dodatku obie drużyny do samego końca utrzymywały napiętą atmosferę. Znicz został złapany po dłuższej akcji i sporych emocjach. James z Blackiem wydzierali się, wierząc, że ich wskazówki docierają na boisko poprzez grube szkło, a kiedy szukający Wielkiej Brytanii zapewnił wygraną swojej drużynie, rozległy się głośne okrzyki i wiwaty. W drodze do miejsc teleportacji nie było ani jednej osoby, która nie przyłączyłaby się do odśpiewania hymnu. Nawet Evans z McDonald z szerokimi uśmiechami podśpiewywały pod nosem.
Kiedy dotarli do Doliny Godryka, Ruda niemalże natychmiast obrała zapamiętany kierunek. Drogę do domu Jamesa pamięta aż nadto doskonale, dlatego zdziwiła się, kiedy wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni i ruszyli w totalnie innym kierunku.
 - To impreza nie jest u ciebie? - wydukała.
 - U mnie, Evans. Tego typu okazje zawsze trzeba uczcić w doskonałym stylu, a taki styl mogę zapewnić tylko i wyłącznie... JA! - wykrzyknął i wybuchnął śmiechem.
 - Ale przecież twój dom jest w tamtą stronę. - Pokazała palcem totalnie skołowana na przeciwległą ścieżkę.
 - Nie. - Odwrócił się w jej stronę, nie przestając iść. Jego oczy błyszczały z podniecenia, a na ustach pojawił się triumfujący uśmiech. - W tamtą stronę - pochwycił jej dłoń i ponaglił delikatnie - jest dom moich rodziców. Mój - rozszerzyła oczy w zdziwieniu, kiedy wychylili się zza zakrętu - jest tutaj.
Pokręciła głową zaskoczona, przenosząc nic nierozumiejące oczy z niego na domek i ponownie na niego. Mary z Blackiem już przechodzili przez drzwi, zza których dało się słyszeć głośną muzykę i salwy śmiechu.
 - A więc tu będziesz sprowadzał wszystkie swoje panny? - spytała, odzyskawszy głos i krzyżując ręce na piersi.
 - Tylko jedną, Evans - wymruczał jej do ucha. - Pod warunkiem, że mi na to pozwoli!
I nie czekając na jej reakcję, ruszył w kierunku drzwi. Nim jednak do nich dotarł, otworzyły się z hukiem i stanęła w nich zapłakana Alison. Dobry humor uleciał z Evansówny natychmiast.

***

Krążyła po mieszkaniu i starała się zapamiętać kolejne korytarze, aby bez problemu dotrzeć z kuchni do salonu i z salonu do łazienki. Mary blisko piętnaście minut temu stwierdziła, że ma dosyć i woli wrócić do Remusa. Ta myśl odrobinę ją przerażała. W końcu dzisiejszego wieczoru miała być pełnia. Nie zdążyła się jednak dopytać, w jakich warunkach spędzi nadchodzącą przemianę. Nie miał już do dyspozycji specjalnie zorganizowanej Wrzeszczącej Chaty, a więc ryzyko było ogromne.
Czując się z każdą minutą coraz bardziej głupio i samotnie, zaczynała pielęgnować w sobie myśl, że może powinna wrócić do domu. Nie mając przy sobie Mary, nie miała nawet z kim zamienić słowa. Druga z jej przyjaciółek, Dorcas, również pojawiła się na imprezie, ale obracała się w zupełnie innym towarzystwie. Natomiast Black pochłaniał już drugą z kolei butelkę Ognistej Whisky na jednej z kanap i do rozmowy z nim potrzebny był porządnie wykwalifikowany tłumacz.
Westchnęła więc zrezygnowana i zanotowawszy, że za moment wybije jedenasta, zaczęła się zbierać. Kiedy jednak zmierzała do drzwi, żegnając się z napotkanymi znajomymi, wyrósł przed nią nie kto inny jak sam gospodarz we własnej osobie.
 - Znowu sama?
 - Jak zwykle. - Wzruszyła ramionami i skrzyżowała ręce na piersi, uważniej mu się przyglądając.
Musiała przyznać, że jak na kogoś, kto kilka godzin temu raz na zawsze pożegnał się z... Pokręciła gwałtowniej głową. Cieszył ją fakt, że Alison wyprowadziła się z powrotem do ciotki zamieszkującej przepiękną rezydencję w Paryżu, ale nie miała pojęcia, jak owe pożegnanie wpłynęło na Jamesa. Kim właściwie była dla niego ta cholerna wila?
 - Znam to uczucie - wymamrotał, rzucając jej ukradkowe spojrzenie.
Pochwyciła kolejną lampkę szampana i niemalże się zakrztusiła, słysząc owe wyznanie.
 - Ty?! - Roześmiała się. - Gospodarz imprezy roku? Na pewno możesz przebierać w głupiutkich panienkach - stwierdziła jakby z żalem, odwracając wzrok i unosząc kieliszek do ust.
Nie odpowiedział, więc na moment zapanowała krępująca cisza. Czuła na sobie jego wzrok, ale usilnie go ignorowała. Pod wpływem jego orzechowych tęczówek przeszedł ją dreszcz, a w głowie wciąż tłukła się ta ponura myśl, którą ośmieliła się wypowiedzieć kilka sekund wcześniej. Do tego dochodziło kilkanaście scen przetaczających się ciężko przed jej oczami. Chciała zażartować. Rozluźnić napiętą atmosferę. Może nawet ją oczyścić. Nie rozmawiali ze sobą odkąd... Właściwie ciężko było to określić z precyzyjną dokładnością. Od ślubu Petunii? Imprezy u Jamesa? A może owy czas ma liczyć od sprawy Dorcas, kiedy to na jeden króciutki moment zapomnieli o wszystkich swoich problemach, uważając, że w tej chwili ważniejsi są przyjaciele? Jego spojrzenie wwiercało się w nią coraz mocniej. Z każdą sekundą czuła się tak, jakby chciał wedrzeć się do jej umysłu i wreszcie zrozumieć, o czym myśli. Uparcie wpatrywała się w tańczące przy kominku pary. Zupełnie jakby to, co dzieje się tam, stosunkowo niedaleko od niej, było znacznie ważniejsze od miłości jej życia stojącej tuż obok.
Westchnęła ciężko i odwróciła się po kolejny kieliszek szampana. Kątem oka dostrzegła, że James stoi oparty o ścianę, a na jego twarzy czai się zawadiacki uśmiech. Mucha była przewieszona przez szyję, a ostatni guzik w jego śnieżnobiałej koszuli odpięty. Na jednej z dłoni podpierał głowę, w drugiej ściskał na wpół opróżnioną butelkę najdroższego mugolskiego szampana. Przygryzła wargę, ale napięta atmosfera spowodowała, że nie była w stanie już dłużej go olewać.
 - Co? - Nikły uśmiech pojawił się na jej twarzy, kiedy odstawiwszy z lekkim stuknięciem kieliszek, uniosła oczy, aby na niego spojrzeć. Wzruszył ramionami.
Pokręciła głową i opadła na wolną kanapę. Na sekundę przymknęła oczy i wsłuchała się w sączącą się z głośników muzykę.
 - Lubię tą piosenkę - wyszeptała, a on parsknął delikatnym śmiechem.
Otworzyła oczy w momencie, kiedy opadał na stojący obok fotel.
 - Dziwię ci się, Lily. Jako bystra Gryfonka i najlepsza uczennica wszech czasów powinnaś zauważyć, że nie kręcą mnie już te głupiutkie dziewczyny - szepnął, nie odrywając swoich orzechowych oczu od jej zielonych. - Już nie jestem taki jak kiedyś.
Wybuchła perlistym śmiechem, odchylając głowę do tyłu.
 - A jaki teraz jesteś, James? - Nie mogła się pozbyć tej odrobinki ironii.
 - Och, no wiesz... - Wzruszył ramionami i rozwalił się na fotelu. W jednej z jego dłoni zawisł łańcuszek ze Złotym Zniczem, w którym utkwił swoje spojrzenie. - Cierpię, bo mam złamane serce.
Ponownie zapanowała krępująca cisza. Evansówna pokiwała jedynie z dezaprobatą głową i wzięła kolejny łyk szampana. Potter natomiast przeniósł wzrok z bujającej się piłeczki na nią.
 - Racja - szepnęła po dłuższej chwili i również utkwiła w nim wzrok. Jej oczy błyszczały złowieszczo. - Alison wykręciła ci niezły numer, prawda?
 - Daj spokój! Oboje doskonale wiemy, że nie mówię o Alison! - Niemalże wybuchnął.
Jego głos stał się odrobinę poirytowany. Wyprostował się gwałtowniej na fotelu, a jego spojrzenie stało się ostrzejsze. Ruda odrobinę się zarumieniła, ale nie potrafiła już na to odpowiedzieć. Rozchyliła delikatnie usta, ale nic się z nich nie wydobyło. James westchnął ciężko i zaczął mówić:
 - Nasza historia to istna komedia romantyczna.
 - Komedia romantyczna? - powtórzyła za nim niczym echo, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli.
 - Wyimaginowane zdrady, ukrywanie się, te wszystkie różne dziwne zbiegi okoliczności! Komedia romantyczna! Brakuje jedynie szczęśliwego zakończenia, bo bez niego wyjdzie nam dramat - dokończył szeptem i pociągnął z butelki. - Już właściwie mamy lato. Niedługo przestaniemy się widywać. Wyjedziesz, wrócisz do rodziców albo podejmiesz karierę, która niewiele będzie miała wspólnego z moją i... - Uśmiechnął się ponuro.
 - James... - Jej serce odrobinkę przyspieszyło. Do czego zmierzał?
 - I tak to się skończy. - Wzruszył ramionami i ponownie opadł na fotel.
Do jej oczu napłynęły łzy. Czekała jeszcze przez chwilę w nadziej, że zacznie mówić dalej, ale on tylko wziął kolejny łyk alkoholu i powrócił do wpatrywania się w Złotego Znicza.
 - I już?! - Nie wytrzymała w końcu.
Jej głos z trudem przebijał się z muzykę, ale i tak najbliżej znajdujące się osoby spojrzały na nich z zaciekawieniem.
 - I już co? - stwierdził, krzywiąc się delikatnie i posyłając jej znudzone spojrzenie.
 - Koniec? Tak po prostu?! - wydarła się i podniosła z kanapy.
Dłoń, w której ściskała kieliszek, drgnęła gwałtowniej, a alkohol rozlał się po podłodze.
 - Tak. Gdybym mógł cofnąć czas...
 - Ale nie możesz! I ja też nie! - Roześmiała się histerycznie. - A nie masz pojęcia, jak bardzo bym w tym momencie tego chciała! - wrzasnęła.
Jego nic nierozumiejący wzrok doprowadzał ją do szału.
 - Obawiam się, że...
 - A jakie to ma teraz znaczenie, James? Po raz kolejny ci uwierzyłam, a ty po raz kolejny udowadniasz mi, że nie potrafię uczyć się na swoich błędach! Nie umiesz być odpowiedzialny! Nie potrafisz wziąć na siebie odpowiedzialności! - Z każdym słowem coraz bardziej się nakręcała. Teraz już niemalże wszyscy się w nich wpatrywali, ale nie umiała przestać. Po raz kolejny to robiła - wydzierała się na niego, rujnując dobrze prosperującą imprezę. - Ale czego się można było spodziewać, zważywszy na to, że twoim guru jest aktualnie pan Nie - Jestem - Gotowy - Na - Poważny - Związek - Black! To po to ci ten dom? Do wiecznego imprezowania z najlepszym kumplem?!
 - Tak! Dokładnie po to go potrzebuję! - odwarknął, uciszając ją natychmiast.
Otworzyła usta, lecz chwilę później ponownie je zamknęła. Oczy ją piekły, a na jednym z policzków wyczuła toczącą się łzę. Otarła ją niemalże natychmiast i z żalem pokręciła głową. Następnie odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi.
 - Evans! - wydarł się, kiedy jej ręka spoczęła na klamce.
Zamarła. W sytuacjach takich jak ta, nawet jeżeli jej umysł pędził z prędkością światła, przetaczając całą masę informacji, wspomnień i przemyśleń, nie umiała pozbyć się wrażenia, że jest to reakcja mimowolna. Wyuczona pod wpływem jego głosu i odpowiedniego zaakcentowanie jej nazwiska. Przygryzła dolną wargę i z jeszcze większą zaciętością przekręciła gałkę.
 - Evans, do cholery! - powtórzył, a ona po raz kolejny tego wieczora, nie wytrzymała napięcia.
 - Czego chcesz, Potter?!
Akcja potoczyła się błyskawicznie. Zobaczyła, jak się zamachuje i jak złota piłeczka leci w jej stronę. Wydała z siebie zduszony okrzyk i wypuściła z rąk wszystko to, co w nich ściskała.
Rzut był precyzyjny i tak szybki, że zadziałała instynktownie. Wyciągnęła przed siebie dłoń, a sekundę później zacisnęła palce na złotej piłeczce. Metal delikatnie się rozgrzał, a jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Kciukiem odgarnęła skrzydełko i przeczytała po raz tysięczny widniejący pod nim napis:
To, co widzimy, głównie zależy od tego, co chcemy zobaczyć.
Następnie przeniosła wzrok z powrotem na Jamesa. Wyglądał na lekko oszołomionego tym, że udało jej się złapać tak szybko mknącą piłkę. Uśmiechnęła się z przekąsem i rzuciła chłodno:
 - Dlaczego właśnie teraz? To forma przeprosin? Oddajesz mi praktycznie mój wisiorek na znak... sama nie wiem czego? - Zaśmiała się ironicznie.
 - Nie, Evans - odpowiedział spokojnie, patrząc prosto w jej zielone oczy.
Uniosła brwi powątpiewająco. Westchnął zrezygnowany, z ociąganiem podniósł się z fotela i podszedł do miejsca, w którym się znajdowała. Wyjął klucz z drzwi i wcisnął w jej wolną dłoń.
 - Co to ma być, do cholery? Miało być dla nas, ale stwierdziłem, że życie w pojedynkę jest lepsze?  A może "Nie chcę cię stracić, ale poczekajmy jeszcze trochę - najpierw się wyszaleję"?
 - Nie, Lily. - Uśmiechnął się delikatnie i poprowadził jej dłoń w odpowiednie miejsce. - Właśnie o to chodzi, że ja nie chcę czekać - szepnął, wsuwając kluczyk i przekręcając go w odpowiednim kierunku. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki w momencie, kiedy usłyszała znajomy chrzęst. - Bo boję się, że znów mi uciekniesz.
I rozsunął jej dłonie, jednocześnie uwalniając je od swojego uścisku. Oniemiała spojrzała najpierw na niego, a następnie opuściła swoje zielone oczy w dół. Z jej warg wyrwał się pojedynczy szloch, a prawą ręką zakryła usta. Nie potrafiła powstrzymać spływającej łzy.


37 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaaaaaaaa!no tego się nie spodziewałam!!jestem miło zaskoczona :> warto było czekać na taką notkę...achh Lily i James ♥ i teraz ta męka co bd dalej ?! jesteście wspaniałe :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejciu jak wy to robicie, że tak pięknie piszecie? kolejna świetna notka.... Macie rację nikt się takiego obrotu spraw nie spodziewał, bynajmniej ja:) Jestem taka zadowolona z Lily i Jamesa i mam nadzieję że odpowiedź Rudej będzie brzmiała: TAK!!!
    Uwielbiam wszystkie te rozdziały, wasz styl pisania i wgl, ale nie sądzicie, że w tym rozdziale wszystko rozegrało się za szybko? Z jednej strony egzaminy, z drugiej bal,koniec przygody z Hogwartem, powrót do domu i na koniec jeszcze taka niespodzianka.... No ale cóż, jak zwykle świetnie wam wyszło;p
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział<3 pozdrowionka

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam! Wiedziałam, że ten wisiorek to pierścionek zaręczynowy!

    Dziewczyny jesteście CUDOWNE! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No i dupa, bo sobie przewinęłam, żeby skomentować, że cieszę się, że rozdział w terminie. :<
    I tak to podejrzałam, więc nie jest źle. (;
    W końcu jeszcze nie wiem, czy się zgodzi. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i teraz mogę! ;) W końcu moja wymarzona notka o Lily i Jamesie!
      Tak szczerze to brak mi słów. To chyba najlepsza notka jaka napisałyście! Chciałabym umieć tak pisać jak wy... (ale ze mnie samolub). Niesamowite zakończenie! Po prostu PRZEPIĘKNIE! I ta muzyka! <3
      Już się nie mogę doczekać kolejnej notki, bo czuję, że od powrotu notka za notką jest coraz lepsza! Nie wydajecie przypadkiem jakiejś książki? Jestem pierwsza w kolejce! :P
      NIESAMOWITE! :>

      Usuń
  5. Rozdział Świetny. Szczerze mówiąc prawie od początku myślałam, że w środku jest pierścionek czy coś w tym stylu. Jestem ciekawa jaka będzie reakcja Lily.
    Mam tylko jedno ale. Jak już zauważył ktoś przede mną, akcja jest chyba trochę za szybka. Ale to nic.
    Co tu więcej mówić. Jesteście świetne, macie piękny styl pisania. Jestem pod wrażeniem waszego talentu.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wy u miecie zrobić człowiekowi wodę z mózgu . Boże ale to było piękne nie umiem dalej komentować nie teraz ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. O Boże, Bożee. ♥__♥ poryczałam się prawie noo. :D
    ^^
    Matko, jesteście świetne! Piszecie tak cudownie, że brak słów.
    Naprawdę czyta się to tak lekko i tak... aż sama nie wiem jak! ; D
    Podobne odczucia mam tylko przy czytaniu Harry'ego. :D
    Nie będę oryginalna, ale muszę to napisać - cholernie Wam gratuluję talentu! I życzę w przyszłości takiej kariery jaką zrobiła i robi nasza Queen - J.K Rowling (♥) ;D

    Warto było tyle czekać na ten rozdział, ale teraz nie wiem jak ja wytrzymam do kolejnego wpisu. ;C

    Pozdrawiam, Anita.

    OdpowiedzUsuń
  9. TAAAAAAAAAK....! ♥♥♥
    Jezu... najlepszy rozdział na świecie! Nie spodziewałam się tego tak szybko! I w ogóle. Jesteście cudowne i naprawdę jedyne co mogę powiedzieć, to, że dziękuję, że uczyniłyście mój świat bardziej magicznym tym opowiadaniem. ☺

    OdpowiedzUsuń
  10. o Boże, płaczę, płaczę, płaczę! Chyba umarłam. To najbardziej wzruszający rozdział ever. ♥ To takie wzruszające... cholera! On jej dał ten wisiorek tak dawno temu, a tam cały czas widniało "will you marry me?" ? Nie wiem co powiedzieć, nie mam słów. Jestem oczarowana.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział niesamowity momentami głośno się śmiałam, a dosłownie moment później łzy kręciły się w moich oczach. Najlepszy rozdział jaki czytałam. <3 Podziwiam was. Z tak wysokim poziomem pisania dawno nie spotkałam się na blogach. Po raz kolejny dałam się kompletnie wciągnąć w świat Evans tak bardzo, że otaczający mnie świat kompletnie mnie nie obchodził.
    Wygranie ostatniego meczu w Hogwarcie to spełnienie wielkiego marzenia. Szkoda, że James nie mógł tego zrobić pod postacią własnej osoby. Uwielbiam sposób irytowania Evans. Patrząc obiektywnie kogo nie wkurzał by fakt, że chłopak, z którym się pokłóciła specjalnie torturuje ją tym wisiorkiem. Reakcja Rogacza, gdy dowiedział się o planach Evans związanych z karierą uzdrowiciela jest obłędna. :D
    Egzaminy wszyscy na pewno zdali rewelacyjnie. Oby tylko ten podły zdrajca Peter udupił!
    Mecz przebiegł tak szybko, że musiałam czytać go 2 razy (jak cały rozdział ;))
    I wreszcie impreza u Pottera. Też się zdziwiłam, że James ma swój własny dom. I kompletnie nie spodziewałam się iż to właśnie teraz rozwiąże się zagadka złotego znicza. Muszę się przyznać, że podejrzewałam iż to w nim będzie pierścionek dla Evans. Pomysł z tym pytaniem w środku jest o wiele lepszy od moich podejrzeń. Już wiem jakie są moje wymarzone zaręczyny. ^^ Facet ma się tak oświadczyć inaczej odeślę do z kwitkiem. Nie no żart. :P Dorcas jakoś zrobiła się strasznie dziwna. Nie siadła z nimi w przedziale. Przyszła na imprezę nie odzywając się ani słowem do przyjaciół. Została zupełnie sama, ale dobrze jej tak! :) James u rodziców Lily. Poznał już ich, ale i tak musiało być mu strasznie ciężko. Pozbawiał Thomasa jego oczka w głowie. Mam ogromną nadzieję, że odpowiedź Evans będzie brzmiała "TAK" albo "OCZYWIŚCIE" albo "KOCHAM CIĘ". Nie wyobrażam sobie innej odpowiedzi, ale przecież pod wpływem nerwów może powiedzieć dosłownie wszystko. Oby się zastanowiła przed powiedzeniem "NIE" i zrujnowaniem sobie życia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejku jejku jak słodko! Siedzę, ryczę i smarkam! <3 Od początku wiedziałam, że to będzie PIERŚCIONEK! Akcja potoczyła się troszkę za szybko, ale trudno, bo i tak jesteście genialne! Ach, no i od początku wiedziałam, że McGonagall wie.

    Jezu, Dziewczyny... Serio? Posypałyście tu tyle cukru, że aż mi się mdło zrobiło czytając wcześniejsze komentarze. Chociaż pocieszającym jest fakt, że w gronie czytelników tego zacnego bloga tylko ja jestem uczuciowo upośledzona, skoro najwidoczniej jako jedyna się nie wzruszyłam. Z pierwszej części prawdą jest jedynie to, że siedzę. Może jeszcze to, że smarkam, bo jestem chora :D No, ale ja tu jestem po to, żeby komentować rozdział, a nie czytelników.

    Tak więc. Hmm... Może zacznę od ogólnego wrażenia. Rozdział jest oczywiście śliczny, ale nie jest to dla mnie żadną nowością, bo takich jest tutaj cała masa. Wszyscy napisali, że od razu wiedzieli jak to się skończy... Cóż, w takim razie jestem jedyną, która myśli inaczej. Czytając kolejne fanfiction, które tak jak to są kanoniczne, zazwyczaj wiemy, co się wydarzy. Są po prostu z góry narzucone reguły, których autor musi się trzymać. W przypadku opowiadań o Lily i Jamesie, już na wstępie znamy ogólny zarys całej historii ich miłości. On za nią szaleje, ona go spławia, potem się jednak zakochuje, biorą ślub, mają dzieciaka i... Nie żyją długo, ale szczęśliwie. No więc po co czytać o czymś, co świetnie znamy ? Nie jest to stratą czasu, skoro i tak wiemy, co się wydarzy? W tym przypadku nie. Bo ten blog jest tak cholernie ORYGINALNY I NIEPRZEWIDYWALNY, że czytając go, zapominam o kanonie i zastanawiam się, co będzie dalej.

    Wszystkie piszecie, że od początku wiedziałyście, że ten znicz to pierścionek. W takim razie chyba ja jestem jakaś dziwna lub ślepa. No bo cóż... Nie zgadłyście. Ja tam nie widzę żadnego pierścionka czy obietnicy. Widzę PYTANIE. A pytania mają to do siebie, że wymagają odpowiedzi. No, może poza retorycznymi. Ale to jest klasyczne pytanie. Zwykłe pytanie, tak jak na przykład "Pójdziesz ze mną na kawę?". I w przypadku takich najprostszych pytań możemy odpowiedzieć "tak" lub "nie", ewentualnie uzasadniając swój wybór. A tamto pytanie pozostało bez odpowiedzi. Wiem, że można się jej domyślić... Chociaż chwileczkę... Przecież nikt nie powiedział, że muszą się zaręczyć w tej chwili, a nie za miesiąc czy dwa. I biorąc pod uwagę fakt, ile razy nasze kochane Autorki nas zaskoczyły, naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby Lily powiedziała "nie", "za późno", "teraz się obudziłeś?" czy coś w tym stylu. No, ale to pozostanie chyba moim życzeniem, bo i tak w końcu zejść się muszą... Chociaż taki obrót sprawy pozostawiłby mi wielkie pole do popisu. Mogłabym się trochę powyżywać na Lily, która ostatnio naprawdę działa mi na nerwy, zachowując się jak stereotypowa kobieta, która ma (lub zaraz będzie miała) okres. Co nie zmienia faktu, że i tak pozostaje moją ukochaną postacią, przynajmniej w Waszym wydaniu. Chyba dlatego, że w tych swoich wszystkich fochach jest tak niesamowicie do mnie podobna. A człowieka zawsze cieszy fakt, jak odkryje, że nie tylko on jest tak nienormalny. Nawet, jeżeli mówimy o postaci fikcyjnej. I tak cieszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny bardzo popularny temat w komentarzach - akcja jest za szybka. Ale cóż... Ja się znowu nie zgodzę. Nie było sensu rozbijać tego na kilka rozdziałów, bo to by było nudne. A tak jest w stanie trafić do każdego czytelnika - ten, który nie lubi lania wody będzie zachwycony, a ten, który wolałby dowiedzieć się więcej na przykład w sprawie meczu, zakończenia roku szkolnego czy egzaminów, może z powodzeniem poszukać odpowiednich fragmentów na tym blogu lub w książkach Rowling. A jeśli nie chce, to ma pozostawione pole do popisu dla swojej wyobraźni... Chociaż nie tak duże, jak mogłoby się wydawać. Jeżeli przyjrzeć się rozdziałowi, to jest on tak zbudowany, że czytelnik domyśla się, co stało się dalej. Weźmy na przykład jedną z wypowiedzi Jamesa. "Chodzi o... Lily". Zapewne większość z nas pomyślało, że James przyszedł w sprawie zaręczyn z Lily. Być może błędnie odczytuję zachowanie Jamesa, ale według mnie ono właśnie na to wskazuje. A przecież równie dobrze mógłby opowiedzieć w jaki sposób pomogła mu zagrać w ostatnim meczu. Albo jaką czekoladę lubi najbardziej. Tak więc dla mnie w kwestii szybkości akcji jest idealnie.

      Następna rzecz - McGonagall. Na pewno wiedziała, że będą kombinować... Ale szczerze mówiąc czytając ostatni rozdział uwierzyłam, że dała się nabrać. W końcu, jak udowodniła nam Rowling w 1,4 i 7 części HP, użycie eliksiru wielosokowego jest praktycznie niemożliwe do wykrycia. Co nie zmienia faktu, że konstruując wątek nauczycielki w taki, a nie inny sposób, pokazałyście jak dobrze zna swoich uczniów. I wydaje mi się, że miała nadzieję, a nawet była pewna, że coś wymyślą. Tak samo jak była pewna, że Lily zrozumie ukrytą aluzję.

      I tak na koniec - zastanawia mnie jedna rzecz. Naprawdę tylko ja uznałam za niezwykle ważne pytanie, co stało się z tymi wszystkimi listami?

      Ach... Nawet nie wiecie jak mnie cieszy, że po raz kolejny muszę podzielić komentarz, bo jest za długi :D

      Usuń
  13. cudoo . cuudo i jeszcze raz cudo. wam pisanie zajęło sporą ilość czasu , natomiast mi przeczytanie całego bloga 3 dni ale tak to jest jak się ma ferię i coś na prawde mnie oczaruje. czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  14. Ech dziewczyny, rozegrane mistrzowsko :D Chciałabym zobaczyć tę ostatnią scenę oczami Jamesa, o czym myślał, co mu tam chodziło po tym napuszonym łbie?:D Śmiało mogę stwierdzić, że najlepsza notka. Konkurować z nią może tylko notka o nocy na wieży astronomicznej. Ach...:D Czekam na ciąg dalszy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile uczuć we mnie buzuje, gdy czytam Wasze opowiadania. Dlatego tak bardzo je kocham!! Jak zawsze życzę weny i czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiedziałam! Wiedziałam! Wiedziałam! Od samego cholernego początku! Czekam na wiecej!!!

    Ula =)

    OdpowiedzUsuń
  16. Rany... chyba nigdy bym na to nie wpadła, chociaż coś takiego pewnie błąkało się po świadomości wszystkich (także Lily) od początku. A teraz kolejny dylemat - co powie Lily?

    OdpowiedzUsuń
  17. No właśnie! A co z listami?

    OdpowiedzUsuń
  18. O jezu, jakie to piękne :) Podziwiam ludzi, którzy umieją pisać w ten sposób - tak poruszający i wciągający jednocześnie. Pomysł z wisiorkiem cud miód orzeszki. Chętnie zajrzę częściej.
    Lily-Syriusz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Och.. cudne ! Zapraszam do mnie http://dramionezakazanyowoc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. Zgodnie z prośbą informuję o nowym rozdziale u mnie :) Dziękuję przy tym za opinię i mam nadzieję, że zagościsz na LS na dłużej - choćby nawet rzeczywiście miało się to dla nas obu źle skończyć, a może i właśnie dlatego :D
    Lily-Syriusz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeżu... Ja wiem, że Ty to cholernie długo planowałaś i... no jeżu, wyszło Ci, no ;o Motyw ze zniczem genialny, w ogóle cała scena genialna, napakowana emocjami... taka no <33

    OdpowiedzUsuń
  22. Może jestem natrętna, ale w tej chwili mało mnie to obchodzi. Błagam, wrzućcie kolejny rozdział! Jestem już wyczerpana tym nieznośnym wyczekiwaniem, a nerwy mam zszargane obrzydliwą niepewnością. Ulżyjcie mi w bólu...

    OdpowiedzUsuń
  23. *Przez te nerwy i niepewność pomyliłam się pisząc własne imię!

    OdpowiedzUsuń
  24. No kurcze, oh. Zaczęłam czytać to opowiadanie kilka dni temu i właśnie przeczytałam tą ostatnią, jak na razie notkę i z utęsknieniem czekam na kolejną :)
    Życzę dużo weny i mam nadzieję, że kolejne rozdziały już niedługo się pojawią :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ech, ja też już od dwóch dni nic nie robię, tylko odświeżam :) prosimy chociaż o informację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też. :)
      Pod koniec dnia daję sobie spokój tylko po to, żeby z samego rana rozpocząć mój rytuał od nowa. :P

      Usuń
    2. Ja właśnie pod koniec dnia maltretuje najbardziej :D Bo dziewczyny, z tego co zauważyłam, właśnie tak wrzucają :D

      Usuń
    3. Wieczorem nadzieja mnie opuszcza i muszę zbierać siły na kolejny dzień. :P
      Ale dzisiaj leżąc w łóżku z gorączką ze świadomością, że jutro sobota szybko się nie poddam. XD

      Usuń
    4. Mogę wam powiedzieć w sekrecie....ale ciiii....tak, żeby autorki się nie dowiedziały, że się wygadałam. Będzie długa notka, tak w nagrodę za nieregularność, więc jest na co czekać !! ^^

      Usuń
    5. Ojejku dziękuję za informację. <3
      Chyba nie zasnę. :D
      Na tym blogu opłaca się nawet na kilka zdań poczekać. :D

      Przez pomyłkę nie napisałam w odpowiedzi tylko w oddzielnym komentarzu. Jestem roztargniona. :3

      Usuń
  26. Jejku dopiero zorientowałam się, że ten rozdział dzieje się w przeciągu 2 lub 3 dni. :O
    Kiedy dodacie coś nowego?
    Zniecierpliwiona wielka fanka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Przeczytałam wszystko w 3 tygodnie, z przerwami. Opowieść fantastyczna!
    Jedna z ulubionych:-)
    Pozdrawiam, będę z utęsknieniem zaglądać:D

    OdpowiedzUsuń
  28. Mam jeszcze jedną prośbę: nie musicie uzupełniać 61. rozdziału. Wstawcie to co macie! Prooooooszę!

    OdpowiedzUsuń
  29. Jacie... już się nie mogę doczekać nowości. :) Będzie już dzisiaj, tak? :) Jejku, czemu towarzyszy mi przy tym miłe uczucie podniecenia? :D Po co ja to w ogóle piszę? XD Przepraszam, ale to Semper. ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Jeeej. Uwielbiam.

    Oswiadczyny wymyslalyscie genialnie. Tajemnica Znicza wydala sie, chociaz nie oszukujmy sie, kazdy cos podejrzewal juz od pamietnych walentynek. Maja juz chalupke,Black musi zniknac, ale to sie wyzale w innym rozdziale... Troche za duzo cukru ww tym rozdziale, ale jestem zaczarowana waszym stylem literackim, wiec przymykam oko. Wkrotce i tak wszystko sie zacznie sypac. I mysle, ze Black sie wprwadzi do Potterow. W sumie to wszystko jest ok. Lily sie pogodzila z rodzicami ... <3. Neci mnie tylko watek Petunii i kiedy sie pojawi. Nie moge sie docczekac kolejnej klotni (Tak, tak. Jestem brutalna wobec bohaterow Waszej historii).

    Powodzenia!
    Veritaserum

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy