piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział dwudziesty ósmy: Déjà vu?


[muzyka]

Promienie słońca delikatnie muskały ich twarze. Inne, odbijały się od śniegu, i rozproszone tworzyły miliony, malutkich kropek na suficie. Gdyby było odrobinę ciemniej, wyglądałoby to, jak tysiące migoczących nocą gwiazd. W domu panowała idealna cisza. Gdzieś w sąsiednim pokoju było słychać ciche pochrapywanie. Tu, w cudownym, idealnie wysprzątamy pokoju i tak słodko różowym, nadal unosił się zapach pożądania, chociaż dwójka Gryfonów oddychała równomiernie. Rudowłosa uśmiechała się delikatnie. O czym śniła?
Przed jej oczami za pewne przewijały się obrazy nocnych zdarzeń. Wyjaśnili sobie niemalże wszystko! Te sytuacje, on i ona… to tylko kaskada nieporozumień! Kochał ją! Ale czy to oznacza, że teraz będzie już wszystko dobrze?
Za oknem, na jej parapecie usiadł ptaszek. Zaczął ćwierkać. Cichutko, niemalże niesłyszalnie. Jednakże to wystarczyło. Rudowłosa drgnęła. Przeciągnęła się i z uśmiechem otworzyła oczy. Zaspana rozejrzała się po pokoju.
Chłopaka nie było w sypialni. Nie wiadomo kiedy, opuścił pomieszczenie. Spojrzała na zegarek, lekko rozczarowana. Wskazywał siódmą trzydzieści. To będzie dobry dzień! Pomyślała. Z entuzjazmem podniosła się z łóżka. Chwyciła ubranie i nucąc pod nosem, ruszyła do łazienki.
Było to średniej wielkości pomieszczenie. Można śmiało rzec, że składało się z dwóch części. W pierwszej stała wanna i  toaleta, a na ścianie wisiało ogromne lustro. Jednakże, jak się weszło głębiej, można było zauważyć, schowany w prawym rogu prysznic. Uwielbiała się tam kąpać. Nikt, poza domownikami, nie wiedział o jego istnieniu.
Marząc już tylko, o ciepłym strumieniu, zaczęła zdejmować koszulkę. Doszła do refrenu w ulubionej piosence. Roześmiała się i wykonała szalony obrót. Była w fantastycznym humorze. Odkręciła wodę i nadal nucąc, weszła pod prysznic.
Ciepły strumień otulił ją całą. Przyjemnie łaskotał i drażnił jej ciało. Przymknęła oczy i zaczęła nucić jeszcze głośniej. Ogarnęła ją euforia. Uwielbiała to. W takich chwilach, wydawało jej się, że jest w stanie zrobić dosłownie wszystko! Świat stawał przed nią otworem. Chwyciła swój ulubiony żel. Po chwili, w całej łazience unosił się czekoladowy zapach. Uniosła głowę. Pozwoliła, aby kropelki wody muskały jej twarz.
Znowu się roześmiała. Opłuknęła włosy i ciało. Zakręciła wodę i w jeszcze lepszym humorze, wyszła spod prysznica. Podeszła do małego stojaka na ręczniki. Chwyciła piękny i puchowy, w beżowym kolorze. Okryła się nim. Gdzieś z tyłu widniał napis „Lily”.
Stanęła naprzeciw lustra. Wyciągnęła rękę i wytarła zaparowany fragment. Schyliła się po szczotkę, a kiedy ponownie spojrzała w lustro…
 - Cholera! – krzyknęła przerażona.

***

Sięgnęłam po wiszący na wieszaku szlafrok i pospiesznie narzuciłam go na siebie. Wróciłam na swoje miejsce i zaczęłam… patrzeć! Stał uśmiechnięty. W ogóle się nie speszył.
- Narzuć coś na siebie! – pisnęłam w końcu i zakryłam oczy.
- Mam przecież ręcznik. – powiedział zaskoczony. – Mało?
- O rany… - jęknęłam. – Co ty tu robisz?
- Kąpałem się, kiedy nagle wpakowałaś się do łazienki! Nie wiedziałem, co się dzieje. Zakręciłem wodę i starałem się nie hałasować!
- Dlaczego nic nie powiedziałeś?! Dlaczego się nie zamknąłeś!?
- Wyobraź sobie, że u mnie w domu, nikt się nie pakuje komuś do łazienki! – roześmiał się.
- A gdyby to była moja mama?! Albo… - kąciki ust mi zadrgały. – Albo babcia?!
- Dlatego siedziałem cicho! Modliłem się, żeby ten ktoś nie wszedł do wanny! – powiedział z dziwną minę.
Oczami wyobraźni widziałam, jak moja mama reaguje na widok nagiego Jamesa w wannie. Roześmiałam się. Głośno! I nie potrafiłam tego opanować!
- Bardzo śmieszne! – ofuknął mnie, ale po chwili do mnie dołączył.
- Dobra, odwróć się. – polecił mi, po dobrych piętnastu minutach.
- Dlaczego? – zapytałam zaskoczona.
- Bo chce się ubrać, Evans! – zachichotał.
- Och! – zarumieniłam się. – To poczekaj…
Chwyciłam swoje rzeczy i opuściłam łazienkę.

***

- A dzisiaj bez śpiewania? – usłyszałam jego zawiedziony głos.
- Tak, dzisiaj bez. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Szkoda… Lubię, jak śpiewasz… - stwierdził z lekkim żalem.
- Naleśnika? – zapytałam odwracając się w jego stronę.
Przeszedł mnie dreszcz. Stał w samych spodenkach. Jego naga klatka piersiowa prezentowała się wspaniale. Włosy, jak zawsze miał, w artystycznym nieładzie. Teraz jednak, mokre, prezentowały się jeszcze lepiej. Kropelki wody, spływały delikatnie po jego ciele. Stałam i wpatrywałam się w niego, jak zaczarowana. Chyba się tym nie przejął. Uniósł tylko rękę i w typowym dla siebie geście, poczochrał je jeszcze bardziej. Przełknęłam głośno ślinę.
- Więc? – zapytałam drżącym głosem.
- Chętnie. – uśmiechnął się i usiadł na jednym z krzeseł.
Wyjęłam talerz i drżącą ręką podałam mu go.
- Jak się spało? – zapytał łobuzersko.
- Dobrze – powiedziałam szybko. – A tobie? – dodałam po chwili.
- Wyśmienicie. Usiądziesz tu ze mną? – zapytał. Czułam na sobie jego świdrujący wzrok.
- Tak… Jasne… - z wielkimi, czerwonawymi plamami na policzkach, usiadłam naprzeciw niego.
Jedliśmy w milczeniu. Co chwilę zerkaliśmy na  siebie. Cisza stawała się nie do wytrzymania. Zegar na ścianie wybił dziewiątą. W mojej głowie tłukła się jedna myśl. „Zrób coś, nim reszta wstanie”. Oddychałam głęboko. I nagle stało się coś, czego się obawiałam.
James uniósł się na krześle i nachylił nade mną. Bezwiednie uniosłam głowę, spojrzałam w jego orzechowe oczy. Ze świstem wciągnęłam powietrze. Musnął moje usta, delikatnie, bez pośpiechu. Świat zawirował mi przed oczami. Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco. Déjà vu… przebiegło mi przez głowę.
- Uwielbiam, jak gotujesz - szepnął, patrząc na mnie uważnie. 
Na jego ustach gościł nieopisany uśmiech radości.
- Nie rób tego… - poprosiłam. – Nie rób tego, proszę cię… - nasze usta dzieliły milimetry, a ja z trudem mówiłam.
- Dlaczego? – zapytał, siadając.
- Ja… - zająknęłam się. Posmutniał.
- Lily, myślałem, że…
- Że po tym, co się między nami wydarzyło w nocy, tak po prostu zaczniemy być razem? – zapytałam delikatnie zaskoczona.
- Nie rozumiem, dlaczego…
- Nie rozumiesz? James. Ja ci nie ufam! – powiedziałam, nienaturalnie wysokim tonem.
- Lily… Co mam zrobić, żebyś…
- Nic nie możesz zrobić. Zaufania nie da się naprawić w ciągu trzydziestu sekund!
- Przecież między nami nic nie było! W sensie wtedy, jak straciłaś pamięć… Przecież wiesz! – w jego głosie, było słychać coraz większą rozpacz.
- Myślisz, że chodzi tylko o tamtą noc?! James! Przecież przez ostatnie pół roku ze sobą nie rozmawiamy jak normalni ludzie! Robiliśmy różne rzeczy. Spałeś z… z… nią! – nie potrafiłam wypowiedzieć jej imienia.
- Wiedziałem – powiedział wzburzony.
- Co wiedziałeś? – zaskoczył mnie jego ton.
- Wiedziałem, że będziesz wyciągała te argumenty przeciwko mnie! Lily! Żałuje tego! Zrozum to wreszcie! – powiedział błagalnie i chwycił moją dłoń. Nie cofnęłam jej.
- Daj mi trochę czasu! Muszę…
- Pomyśleć? – zapytał z lekką ironią.
- Dziwisz mi się? – zapytałam oschle.
- Nie… - szepnął zbity z tropu.
- James… Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje… W nocy… Oboje daliśmy się ponieść emocją…
- Chcesz mi powiedzieć, że dla ciebie to wszystko nic nie znaczyło?
- Nie! To nie tak… Ja… Po prostu, kiedy zamykam oczy… Widzę, jak ty… i ona… - głos mi się lekko załamał.
- Natomiast, gdy ja zamykam oczy, widzę ciebie. Tylko ciebie, Lily! Jak się śmiejesz, jak płaczesz, jak patrzysz na mnie tymi swoimi zielonymi oczami! Nawet, jak na mnie wrzeszczysz! – mówił, coraz szybciej. – Takie sceny towarzyszą mi od przeszło sześciu lat. Pamiętaj o tym. – poprosił.
- Ja… - zaczęłam.
- Mmmm! – do kuchni weszła  Spencer. – Co tak pachnie? Och…
Spojrzała na nas zaskoczona. Potter cofnął rękę. Spojrzał na mnie wyczekująco. Nie powiedziałam nic więcej. Opuściłam speszona głowę.
- Spróbuj koniecznie syropu. Jest wyśmienity. – szepnął do Spencer i opuścił kuchnię.

***

Spencer poszła się kąpać. W sumie to dobrze, miałam dosyć jej nieustającego przepraszania za to, że nam przerwała. Stałam w kuchni, przy oknie i obserwowałam tańczące płatki śniegu. Kubek z kakao, który trzymałam w ręku, już dawno zrobił się zupełnie zimny.
W głowie miałam mętlik. Nie miałam zielonego pojęcia, co mam robić. Chciałam te wszystkie niedopowiedziane i niedokończone sprawy między nami nareszcie wyprowadzić na właściwy tor. Nie wiedziałam jednak, jak przekazać Potterowi swoje uczucia i wątpliwości. Widziałam, że nie potrafi mnie zrozumieć. Wydawało mu się, że jedna nocna rozmowa i… chwila uniesienia, rozwiąże wszystko… A przecież to nie tak działało…
Westchnęłam i usiadłam przy stole. Kubek zaczęłam okręcać w dłoniach. Czułam się fantastycznie, kiedy był obok. Ogarniał mnie wtedy trudny do opisania stan. Serce zaczynało szybciej bić. Krew krążyła szybciej, oddech stawał się nierówny. Czułam tą magiczną aurę, która tworzyła się wtedy wokół nas… I widziałam tylko te oczy… Te orzechowe oczy, które tak cudownie się we mnie wpatrywały. Pełne uczucia… Nadziei…
Ukryłam twarz w dłoniach. Co, jeżeli zamiast naprostować sprawy, jeszcze bardziej je pokręciłam? Był taki zawiedziony. Taki smutny. No i wyszedł… A może oczekiwał, że za nim pójdę? Że dokończymy rozmowę?
- Lily, serduszko, wszystko w porządku? – usłyszałam zatroskany głos.
- Tak, babciu – powiedziałam, próbując się uśmiechnąć.
- Och, kochanie! Przecież wiesz, że mnie jest trudno oszukać! – pogroziła mi palcem. Usiadła naprzeciw mnie i popatrzyła uważnie. – Co cie gnębi?
- Nic, naprawdę nic. – upiłam łyk, i się skrzywiłam.
- Chodzi o tego młodzieńca? – zapytała chwytając mój kubek i idąc w stronę kuchenki.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – zapytałam zaskoczona.
- Lily, przecież to od razu widać! – roześmiała się.
- Co widać? – wyszeptałam z trudem.
- Że łączy was coś wyjątkowego. – uśmiechnęła się z troską i postawiła przede mną parujący kubek.
- Ach… - zająknęłam się. – Wydaje ci się. – dodałam po chwili.
- Nie. Dokładnie tak samo Rupert patrzył na Carolyn. – uśmiechnęła się.
- Skąd ty ich w ogóle znasz? Przecież to czarodzieje! – zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Och! Carolyn to moja bardzo dobra przyjaciółka! Kiedyś wychowywałyśmy się razem! Mieszkała dokładnie trzy domy dalej. To była przyjaźń… - zachichotała.
- Nie wiedziałaś, że są czarodziejami? – zapytałam, coraz bardziej zaciekawiona.
- Nie. Carolyn nigdy mi nie powiedziała. Jej rodzice utrzymywali, że uczęszcza do szkoły z internatem. Widywałyśmy się we wszystkie święta i wakacje. – westchnęła. – A później… Kiedy była dokładnie w twoim wieku, pokochała Ruperta. Skończyła szkołę, wyszła za niego i przeprowadzili się do Doliny Godryka. – uśmiechnęła się ponuro.
-Kontakt wam się urwał? – zapytałam zaskoczona.
- Niestety… - usłyszałam drugi głos. Spojrzałam w kierunku drzwi. Carolyn usiadła na krześle obok babci.
- Dlaczego? – zapytałam, patrząc to na jedną, to na drugą.
- No wiesz… Przyszły dodatkowe obowiązki. Dom, praca, a późnej dziecko…
- Ja też wyszłam za twojego dziadka… Najpierw urodziła się Anne, a później twoja matka… Obowiązków było z każdym dniem coraz więcej…
- A później przyszły…
- Wnuki! – zachichotały obie.
- Jak to się stało, że znowu odnowiłyście kontakt? – zapytałam z uśmiechem.
- Och! – Carolyn  roześmiała się perliście. – Sprzątałam strych. Wzięło mnie na wspominki. W jednym z pudeł, znalazłam zdjęcie moje i Gerthrudy. Zastanawiałam się, co u niej słychać… Zatęskniłam za nią. Postanowiłam do niej napisać. Nie znałam aktualnego adresu, ale przecież są sowy! List wysłałam w nocy, sowa wiedziała, że ma zostawić list na wycieraczce.
- Jak wstałam rano i zobaczyłam od kogo dostałam list, aż podskoczyłam z radości! Już dawno chciałam  napisać do Carolyn, ale nie miałam pojęcia, gdzie go wysłać!
- Zaczęłyśmy ze sobą korespondować. Nie mam pojęcia, jak to się stało, ale pewnego dnia po prostu przeczytałam, że jesteś w Hogwarcie. – babcia Jamesa spojrzała na mnie uważnie.
- Myślałam, że nie będziesz wiedzieć, o czym mówię! Napisałam, że to szkoła z internatem! – roześmiała się moja babcia.
- Tak, dokładnie wtedy postanowiłyśmy się spotkać! Ale pierwszy najbliższy termin to były święta!
- I tak oto, wzięła rodzinę i przyjechała tutaj! – zakończyła i obie się roześmiały.
- Niesamowite. Wyglądacie tak, jak byście się nigdy nie rozstawały! Rozumiecie się bez słów! – nie mogłam wyjść z podziwu.
- Tak… - babcia spoważniała i chwyciła mnie za rękę. – Dokładnie jak ty i ten chłopak. Nie zmarnujcie tego!
- Ale babciu… - zaczęłam protestować.
- Och, nie przejmuj się kochana! Głupstwa u mężczyzn w tej rodzinie są przekazywane z pokolenia na pokolenie. James jest dokładnie taki sam jak jego ojciec. – westchnęła. – Oboje zakładają się o to, który więcej nabroi i zarobi więcej szlabanów! I uwierz mi, że gdyby żył mój mąż, też by się zakładał! – dodała lekko zniesmaczona.
Znów się roześmiałam i nie potrafiłam przestać. Święta… Ach te święta!

***

Rozmowa z babciami, troszeczkę mi pomogła. Wróciłam na górę w znacznie lepszym humorze. Nim otworzyłam drzwi, usłyszałam jednak głośny śmiech. Jak zahipnotyzowana, poszłam w jego kierunku. To nie był śmiech Petunii. Ten był wesoły i… taki charakterystyczny!
Usłyszałam brzdęk szkła. Podskoczyłam i rozejrzałam się po korytarzu. Odetchnęłam z ulgą. Nikogo nie było. To pewnie na dole. Pomyślałam. Państwo Potter oraz moi rodzice, zaraz po śniadaniu wybrali się na spacer. Babcie robiły obiad. Pewnie jakiś talerz był mokry i wyśliznął im się z ręki.
- Hahaha! Nie, to chyba nie jest dobry pomysł! – usłyszałam.
Podeszłam bliżej drzwi i zaczęłam nasłuchiwać.
- No nie wiem, mi wydaje się świetny. – usłyszałam pewnego siebie Jamesa.
- Och doprawdy? – Spencer chichotała, jak szalona. – Uwierz mi, że wiem lepiej.
- Skąd ten wniosek?
Zamknęłam oczy i oparłam się o chłodną ścianę. Serce biło mi jak szalone. Dlaczego Potter flirtuje z moją kuzynką… Nie! Dlaczego to ona flirtuje z nim! Przecież wie, co do niego czuje!
- Bo jestem dziewczyną? – zapytała przekornie.
Znałam ten ton. Tyle razy widziałam, jak go używa… Jeszcze żaden upatrzony przez nią chłopak, nie potrafił się jej oprzeć. Nie miałam pojęcia, co mam zrobić. Wejść bez pukania? A może zapukać… Uchylić drzwi? O rany…
- Tego ukryć się nie da… - Potter podjął jej grę. – W dodatku, przepiękną dziewczyną.
- Hahaha! Faceci!
- Ej! – oburzył się. – O co ci chodzi?
- Już ty dobrze wiesz! – znów ten śmiech.
- A co, jeżeli nie wiem… - teraz Jamesa już prawie nie było słychać. Przyjął  ten charakterystyczny dla siebie, tak pociągający „pomruk”. Moja wyobraźnia zaczęła działać.
Widziałam jak zbliżają się do siebie, jak jego usta delikatnie muskają jej szyję, widziałam, jak ona zachłannie oddaje pocałunki. Jego dłonie w jej włosach… Ona drży… Jej ręce na jego plecach… Koszulka ląduje w kącie. Spencer znowu się roześmiała.
Tego było już za wiele! Mało myśląc otworzyłam drzwi. W pomieszczeniu zapanowało zamieszanie. James podniósł się z podłogi i walnął się na fotel. Spencer zaczęła zbierać, jakieś porozrzucane kartki.
- Lily! – Potter udawał zaskoczonego. – Co cię tu sprowadza kochanie? – wyszczerzył zęby w „huncwockim” uśmiechu.
Patrzyłam na niego uważnie. Z jego oczu, nic nie dało się wyczytać. Podobnie było z zachowaniem. Rzuciłam krótkie spojrzenie na Spencer. Policzki miała czerwone. Nadal nerwowo zbierała porozrzucane papiery. Nie patrzyła na mnie. Zagotowało się we mnie.
- Przyszłam, żeby… - zacięłam się.
- Tak? – James spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Mamy pomóc z obiadem – wypaliłam nagle.
- Przecież babcie go robią! – stwierdziła zaskoczona Spencer.
- Owszem… Ale mamy… Nakryć do stołu! – powiedziałam zadowolona z siebie.
- Lily… Mówisz poważnie? Jesteś w stanie to zrobić jednym machnięciem różdżki… - James wyglądał na zaniepokojonego.
- Och! No tak! – uśmiechnęłam się głupio.
Zapanowała krępująca cisza. Spencer nadal siedziała na podłodze i z intensywnością wpatrywała się w podłogę. James zaczął nucić coś pod nosem. Zrobiło mi się głupio.
- To… Ja pójdę na dół… - szepnęłam cicho. – Za pół godziny obiad…
- Dzięki. – James posłał mi przesłodzony uśmiech.
O co im chodziło? Myślałam schodząc po chodach. Przecież dopiero co pogodziłam się z Potterem… Owszem, powiedziałam mu, że nie chcę z nim być, ale miałam wrażenie, że to zrozumiał! A teraz siedzi sam ze Spencer… i jeszcze ten ich ton!
- Lily! Nakryj do stołu dobrze? – głos babci, docierał do mnie, jakby przez mgłę.
Chwyciłam talerze i  udałam się do jadalni. Spencer nie mogłaby mi tego zrobić! W końcu jest moją kuzynką! Traktujemy się, jak siostry! Siostra nie powinna odbijać chłopaka tej drugiej! Chociaż z drugiej strony… Spencer była uparta. Dążyła do swojego. Lubiła docinać swojemu rodzonemu bratu! Szantażem wyłudzała od niego przeróżne informacje. Co jeżeli podobnie jest ze mną? Co, jeżeli w tej całej naszej przyjaźni, jest jakiś ukryty sens?

***

-Nie, nie będziemy państwu dłużej zawracać głowy! – usłyszałam głos pani Potter.
-Ależ to żaden kłopot! Jeżeli tylko państwu jest wygodnie, to i nam będzie milo państwa gościć przez następnych kilka dni – mama uśmiechnęła się serdecznie.
-Och no dobrze, jeszcze jeden dzień możemy zostać. Później udajemy się z mężem do Aspen. – chwyciła Charlusa za rękę.
-Och! Przepiękna miejscowość! – zachwyciła się moja babcia. – Byłam tam…
Rozmowa docierała do mnie strzępkami. Moja uwaga skupiona była raczej na kimś innym. Potter i Spencer. Przez cały obiad posyłali sobie jakieś tajemnicze sygnały. Nie wspomnę o tym, że nikt, ani nic oprócz ich samych, ich nie obchodziło! Kiedy zeszli na dół, od razu zajęli miejsca obok siebie. Kiedy zapytałam ich, co robią. Stwierdzili, że to takie tam ich sprawy. Zastanawiałam się, jakie oni mogą mieć te sprawy, a zwłaszcza WSPÓLNE.
-James jedzie z państwem? – usłyszałam zaciekawiony głos mojego taty.
-Nie, nie zdążyłby wrócić na czas do Hogwartu. – wyjaśniła Dorea.
-No to może zostanie u nas? – zaproponowała babcia.
-Nie! – krzyknęłam równo z nim.
-Tak! – Spencer aż zabłyszczały oczy.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Dokładnie takim samym wzrokiem, mama patrzyła na mnie, a państwo Potter na swojego jedynaka.
-Znaczy… - zaczęłam się pokrętnie tłumaczyć. – Jak chce, to oczywiście może zostać, ale… Ja mam pewne plany na… Następne dni.
-Akurat! – prychnęła moja kuzynka.
-Tak, ja też mam pewne plany. – położył nacisk, na słowo plany i spojrzał na Spencer bardzo uważnie.
-Och. Pomyślałam po prostu, że mógłbyś te plany delikatnie… Zmienić. – uśmiechnęła się porozumiewawczo.
-Nie. Uważam, że nie da rady.
-Ale… - zaczęła.
-Spencer. – chwycił ją za rękę i ścisnął mocno.
-Dziękuje! – natychmiast podniosłam się z miejsca. Wszyscy spojrzeli na mnie zaskoczeni. Na moim talerzu, leżał nawet nie tknięty kurczak.
-Ależ kochanie, już się najadłaś? – mama spojrzała na mnie z troską.
-Tak. Będę u siebie! – powiedziałam, i szybko opuściłam pomieszczenie.

***

Od mojej ostatniej rozmowy z Jamesem, zdarzało się coraz więcej dziwnych rzeczy. Jego pobyt w moim domu, ograniczał się do tego, że w kółko przesiadywał w pokoju gościnnym ze Spencer, albo wysyłał sowy! Byłam naprawdę wściekła. Nie tyle na niego, co na nią! Próbowałam z nią nawet rozmawiać, wypytać, co robią. Nie powiedziała mi nic!
Czułam się coraz bardziej dziwnie. Zwłaszcza, że wchodząc do jakiegokolwiek pomieszczenia, widziałam tych dwoje. Z reguły, pochylali się nad jakimiś kartkami i szeptali zawzięcie. Wszystko cichło, jak tylko któreś z nich mnie zauważyło.
W przeciwieństwie do mnie, moi rodzice cudownie bawili się z Potterami. W kółko chodzili po jakichś muzeach, czy innych rzeczach, które podobno „były fascynujące i warte zobaczenia”. Nawet Petunia lepiej spędzała czas ode mnie! Ten jej cały Vernon, co chwile zabierał ją na kolacje i tańce, czy nawet zwykłe spacery. Całymi dniami, nie było jej w domu! Biorąc więc pod uwagę, te wszystkie czynniki, cieszyłam się, że James wraz z rodzicami już dziś mają opuścić nasz dom.
Widząc, że zarówno on, jak i Spencer wyraźnie sobie tego nie życzą, przestałam szukać ich towarzystwa. Nie mając nic lepszego do roboty, odrabiałam prace domowe, czytałam zadane na święta podręczniki, a także ćwiczyłam lub powtarzałam materiał do owutemów. I chyba po raz pierwszy w życiu… Miałam dosyć magii!
Kroplą, która przelała czarkę goryczy, była sytuacja, która zdarzyła się dzisiejszego ranka. Poszłam się kąpać. Kiedy opuszczałam sypialnię, James jeszcze słodko spał. Prysznic zajął mi jak zwykle, mniej więcej trzydzieści minut. Wracając, usłyszałam przyciszone głosy. Starając się tym nie przejmować, weszłam do pokoju, jak gdyby nigdy nic.
Siedziała tak blisko niego, że aż się we mnie zagotowało. On wpatrywał się w nią z uwielbieniem. Ona chichotała. Po chwili, szepnęła mu coś do ucha.
-Jesteś niesamowita! – krzyknął i pocałował ją w policzek, a ona spłonęła.
Zatrzęsło mnie ze wściekłości.
-A co takiego zrobiła, że jest cudowna? – zapytałam tak chłodnym i opanowanym tonem, na jaki tylko było mnie stać.
-Och! – Spencer poderwała się z miejsca i jak zawsze, zaczęła zbierać kartki z podłogi.
James zmieszał się delikatnie. Nie był już taki pewny siebie, jak zawsze. Czyżby miał coś na sumieniu?
-Więc? Pochwalisz mi się Spencer, dlaczego jesteś taka cudowna?
-A takie tam… - uśmiechnęła się zawstydzona.
-Mogłabyś, zostawić nas samych? – usłyszałam. Myślałam, że się przewrócę!
-Zostawić was samych? – wykrztusiłam, patrząc uważnie na Pottera.
-Tak, jeżeli byłabyś taka…
-Samych?! W moim domu?! W moim pokoju?! – krzyknęłam z niedowierzaniem.
-No, bo chcielibyśmy…
-Jeżeli chcecie sobie poćwierkać, to znajdźcie sobie inny pokój! – warknęłam i otworzyłam drzwi, patrząc na nich wyczekująco.
-Lily… Chyba nie wiem, o co ci chodzi… - szepnął zdezorientowany.
-Nie wiesz?! – zapytałam, coraz bardziej wściekła. – Nie wiesz? To ja ci powiem! Mam dosyć chodzenia na palcach we własnym domu! Mam dosyć patrzenia, jak coś knujecie za moimi plecami! Mam dosyć patrzenia na was… Razem! Mam dosyć rozumiesz! A ty jeszcze masz czelność WYPRASZAĆ mnie z mojego własnego pokoju?! – ryknęłam.
-Nie wiedziałem, że to taki problem… - mruknął.
-Problem?! – zapytałam zaskoczona. Potter posłał Spencer dziwne spojrzenie. – Wynoście się… - szepnęłam.
-Lily! – Spencer spojrzała na mnie błagalnie.
-Nie mam ochoty cię słuchać. Jak mogłaś? – zapytałam z żalem.
-Chodź… - szepnął James i chwycił ją za rękę.
-Powiedzmy jej! – zapiszczała przerażona, ledwo zamknęłam za nimi z trzaskiem drzwi.
-Nie – powiedział stanowczym tonem. – Wszystko w swoim czasie.
-Nie widzisz, w jakim jest stanie? – szepnęła. – Ona myśli, że my…
-Nie obchodzi mnie, co ona myśli. Jak jej powiemy, nie będzie niespodzianki… - szepnął zrezygnowany.
Spencer chyba nie była do końca przekonana, ponieważ po chwili dodał wesoło.
-Uwierz mi, widziałem już wiele jej napadów wściekłości. Dzisiaj nie jest aż tak źle!
Stałam oparta o drzwi. Oczy miałam szeroko otwarte. Nie miałam zielonego pojęcia, co tym myśleć! Dwie, najbliższe mi osoby, knuły za moimi plecami! Myśli, że prawdopodobnie, między nimi coś zaczyna się dziać, nie potrafiłam do siebie dopuścić…

***

Opadłam wściekła na łóżko. Po chwili znów się z niego podniosłam i zaczęłam nerwowo krążyć po swoim pokoju. Właściwie tylko po to, żeby z powrotem rzucić się na dopiero co posłane łóżko.
Tak było od przeszło godziny. Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Miałam okropne wyrzuty sumienia. W końcu Spencer i James byli moimi gośćmi, nie powinnam była ich tak traktować. Z drugiej jednak strony, nie potrafiłam znieść ich widoku, kiedy byli razem.
-Lily? Mogę wejść? – usłyszałam przepraszający głos Spencer.
Wściekła podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz.
-Rozumiem… - mruknęła ponuro. – Twoja mama mówi, żebyś zeszła na obiad.
Nie odpowiedziałam. Stałam na środku pokoju ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma i wpatrywałam się w drzwi z nienawiścią. Jakby Spencer, mogła przez nie widzieć.
-Państwo Potter i Rogacz wyjeżdżają zaraz po posiłku. Wypadałoby, żebyś była… Lily? – zapytała z niepokojem.
Tego było już za wiele. Rogacz?! A więc opowiedział jej wszystko o sobie?!
-Lily…
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu, jakiejkolwiek broni. Na jednej z półek dostrzegłam… Radio! Mało myśląc ruszyłam w tamtym kierunku i przekręciłam pokrętło. Po pokoju rozpłynęły się dźwięki skocznej piosenki. Zażenowana stwierdziłam, że jest to dokładnie ten sam utwór, który leciał podczas śniadania.
-Lily! – rzuciła oskarżycielsko.
Z wrednym uśmiechem, zrobiłam głośniej.

***

Nie wyszłam z pokoju przez cały dzień. W brzuchu burczało mi z głodu. Stwierdziłam jednak, że dopóki Potterowie nie opuszczą tego domu, ja nie opuszczę pokoju. Nie chciałam patrzeć na flirtujących ze sobą…
Westchnęłam. Leżałam na łóżku i z rękami pod głową, wpatrywałam się w sufit. Radio nadal głośno grało. Od tego hałasu bolała mnie już głowa. Przymknęłam oczy. Wyobrażałam sobie, że jestem na zielonej, pełnej kwiatów łące…
W pewnym momencie, usłyszałam śmiechy dochodzące z ogrodu. Zniesmaczona, podeszłam do okna. Tak, jak przypuszczałam. James i Spencer urządzili sobie bitwę na śnieżki. Zrezygnowana, wróciłam do łóżka. Ponowny śmiech. Naciągam kołdrę na głowę, chwytam pilot od odtwarzacz i wciskam kilka razy, jeden z przycisków. Po chwili robi się znacznie głośniej. Nie słyszę już nic więcej, poza swoimi myślami.
Mój wzrok pada na szafkę nocną. Z uśmiechem przyglądam się starej fotografii. Pamiętam dokładnie, kiedy była robiona. Tuż po pierwszym roku. Mary pożyczyła aparat od jakiegoś piątoklasisty. Już wtedy potrafiła być niezwykle czarująca!
Usiadłam na łóżku i chwyciłam zdjęcie. Szykowałyśmy się cały dzień! Miała to być pamiątka. Patrząc na nie, miałyśmy pamiętać, że gdzieś tam, są pozostałe dwie, najlepsze przyjaciółki. Niestety… Zamiast trzech fantastycznych, idealnie ubranych i uczesanych przyjaciółek, na zdjęciu widniało… Siedem postaci! Zawstydzona Dorcas ukradkiem zerkała na obejmującego ją Syriusza, Mary z filuternym uśmiechem zwrócona była w stronę Remusa. Peter z boku, wcinał czekoladową żabę. Wyglądał dokładnie tak, jakby obserwował całą sytuację z boku. Zdjęcie było ruchome. Może właśnie dlatego, tak wielki uśmiech u mnie wywołało? Rudowłosa dziewczyna, w dwóch warkoczykach, właśnie usilnie próbowała wyrwać się z objęć czarnowłosego.
-Tak, ja też pamiętam te czasy – usłyszałam tuż za sobą i aż podskoczyłam.
Odwróciłam się gwałtownie. Nawet nie zauważyłam, kiedy muzyka ucichła.
-Jak się tu dostałeś? Przecież drzwi były zamknięte! – wymruczałam obrażona.
-Nie zapominaj, że ja również jestem czarodziejem. – stwierdził zadowolony z siebie.
-A co tu robisz? – wyszeptałam totalnie zaskoczona.
-Patrzę – uśmiechnął się bezczelnie.
-To idź popatrz na… Kogoś innego – warknęłam.
-Ktoś inny, nie jest aż tak interesujący…
-Czyżby? Trochę inaczej to wyglądało w ciągu ostatnich dwóch dni. – uśmiechnęłam się krzywo.
Nie odpowiedział od razu. Stał oparty o framugę drzwi. Uśmiechał się w tym swoim łobuzerskim stylu. Wyglądał wspaniale. Zmierzwione włosy, błysk w orzechowych oczach i ta pewność siebie. Nagle wykonał trzy kroki i kucnął tuż przy mnie. Chwycił mnie za rękę. Spojrzał prosto w oczy…
-Nie wszystko jest takie, jakim się wydaje… - szepnął, bezczelnie powtarzając moje słowa.
-Skoro nie jest takim, jakim się wydaje… To, jakim jest? – szepnęłam. Moje oczy błądziły po jego niespotykanie poważnej twarzy, co chwilę zatrzymując się na ustach. Były tak blisko… wystarczyło tylko trochę bardziej unieść głowę…
-Nie wiem Lily… - uśmiechnął się delikatnie. – Próbuje się tego dowiedzieć, nieprzerwanie od przeszło sześciu lat…
-I jak ci idzie? – zapytałam i speszona opuściłam głowę. Czułam, jak palą mnie policzki.
-Jestem bliżej, niż dalej… Ale to wcale nie oznacza nadchodzącego sukcesu… - wzruszył ramionami i usiadł obok mnie.
Zapanowała cisza. Żadne z nas już się więcej nie odezwało. Westchnęłam i odstawiłam zdjęcie z powrotem na szafkę.
-Gdzie masz Spencer? – zapytałam niby od niechcenia.
Uśmiechnął się delikatnie.
-James! – usłyszeliśmy głos jego mamy.
-Lily… Mam prośbę… - szepnął i odwrócił się w moją stronę. Spojrzałam na niego wyczekująco. – Jak za pewne wiesz, moi rodzice jadą do Aspen. Wrócą dopiero…
-James! – znów ponaglający krzyk. Przymknął oczy zdenerwowany. Wziął głęboki oddech i kontynuował.
-Wrócą dopiero po naszym wyjeździe. Chciałbym, żebyś do mnie przyjechała… - szepnął.
-P - przyjechała? – powtórzyłam zaskoczona.
-Tak. Do Doliny Godryka… Proszę…
Spojrzałam na niego uważnie. Wyglądał tak bezbronnie.
-James… Ja… Ja nie wiem, są święta, rodzina… Spencer… - powiedziałam. Na sam dźwięk jej imienia skrzywiłam się zniesmaczona. Przed oczami znów pojawił się ich widok.
-James, kochanie! Jedziemy!
-Lily, proszę cię. Nie odmawiaj… - poprosił i podniósł się z miejsca.
-Ale… - zaczęłam, ale mi przerwał.
-Nie odpowiadaj mi teraz. Po prostu się zastanów, dobrze?
-James! – jego ojciec był wyraźnie podenerwowany.
-Idę! – odkrzyknął i ponownie zwrócił się w moją stronę.
-Będę czekał… - szepnął.
Nim zdążyłam zareagować, chwycił moją twarz w swoje dłonie, pocałował mnie namiętnie. Przymknęłam oczy. Świat zaczął wirować… i nim na dobre się zaczęło, już się skończyło. Jęknęłam cicho i otworzyłam oczy. Niestety… już go nie było…

1 komentarz:

  1. Onga, onga onga! Mam nadzieje, że pomiędzy Lily a James'em wszystko się ułoży! Masz/macie bardzo fajny blog! ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy