czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział pięćdziesiąty ósmy

Blog przeszedł totalną rewolucję. Niewiele ponad tydzień zajęło nam przewrócenie go do góry nogami. Niemalże wszystkie rozdziały są poprawione, chociaż i tak nie jest to wykonane w taki sposób, w jaki byśmy chciały. Właśnie dlatego nasza kochana Mademoiselle otrzymała prawa administratora bloga. W ten sposób łatwiej jej będzie kontrolować nasze błędy stylistyczne, ortograficzne i interpunkcyjne. Myślę, że z jej zapałem i nieposkromionymi ambicjami wkrótce nasz blog będzie pod tym względem wybitnie idealny :)

Jak widać, mamy nowy szablon, wykonany przez Elle.

Numer rozdziału zapewne zaskakuje najbardziej - stwierdziłyśmy, że 58 wygląda lepiej niż 102. W dodatku te początkowe były masakrycznie krótkie i niemalże jednowątkowe. Wpadłyśmy na pomysł, aby je tak połączyć, aby tworzyły spójną całość i wprowadzały więcej akcji. Dla czytelników to przecież i tak żadna różnica - "starzy" mają to już za sobą, a "nowi" i tak przeczytać muszą wszystko, prawda? :)

Zniknęły wszystkie komentarze, dedykacje i słowa od nas przed i po rozdziale. Na calutkim blogu nie znajdziecie nawet jedniutkiego komentarza. Jest to symbol tego, że zaczynamy od nowa. Żal nam było, kiedy z prawie 660 komentarzy nie zostało nic, ale słowo się rzekło :) Razem z tą zmianą następuje inna - od dziś przez tydzień wszystko zostaje po staremu. Natomiast za równiutko tydzień blokujemy komentowanie dla anonimów. Z nimi jest najwięcej bałaganu, a my wolimy wiedzieć, z kim mamy do czynienia.

Rezygnujemy ze strony głównej, a przynajmniej takiej, która u nas panowała do tej pory. Od dziś będziemy się posługiwać taką formą, jak teraz - informacje w specjalny sposób będą oddzielane od notki i widoczne najpierw. Dopiero po kilknięciu w link przeniesiecie się do treści rozdziału.

Zmieniłyśmy również kilka ostatnich rozdziałów, a właściwie wątek Syriusza. Nie ma już motywu z jego skokami w bok. Przynajmniej nie w takim wydaniu, w jakim był ukazany wcześniej. Szaleje z innymi, ale do łóżka ich nie ładuje. Dopisałyśmy prolog, ot tak, żeby był :)

Nie dodajemy też daty kolejnego postu - od dziś koniec z ograniczeniami, to strasznie demotywuje, a pośpiech i związane z tym pisanie "na siłę" raczej nam nie służą.

No cóż, to chyba wszystko z priorytetowych informacji. Nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć Wam przyjemnej lektury :)





Odejdź z mojej pamięci, dopiero wtedy będę wolna.


[muzyka]

Ciepły majowy dzień chylił się ku końcowi. Ostatnie promienie słońca usilnie starały się przebić przez pochłaniające je ciemnogranatowe chmury. Niesamowicie upalny dzień przeganiał pędzący znikąd wiatr, wpuszczając do zamku niemiły chłód i wywołując dreszcze u jego mieszkańców. Gdzieś w oddali potoczył się potężny grzmot wzmocniony pobrzmiewającym nadal echem. Pociemniałe niebo przeszywały błyskawice, ale on tego nie widział. Mknął korytarzami niemalże tak samo szybko jak kolejne odłamki jasnego światła po niebie. Szalejący na korytarzu wiatr wywoływał u niego kolejne dreszcze, ale nie było mu zimno. Wręcz przeciwnie - policzki pulsowały mu od nieustannie napływającego gorąca, a w głowie toczyło się tornado, pochłaniając i niszcząc wszystko, co udało mu się w niej utworzyć. Zacisnął pięści, przygryzł wargę i jęknął. Miejsce, w którym wylądowała pięść Remusa, nadal dawało o sobie znać pulsującym bólem. Jego szata była delikatnie rozdarta, a na białej koszuli widniały czerwonawe krople krwi. Swoją drogą, nigdy nie przypuszczał, że zawsze spokojnego i cichego Lupina stać na coś takiego. W jego głowie pojawiła się kolejna myśl. I chociaż starał się jak mógł, to nie potrafił jej skutecznie zwalczyć. Ogarnęło go uczucie totalnej bezsilności, sprawiając, że jeszcze bardziej przyspieszył krok. Nie mieściło mu się to w głowie. Kiedy? I jakim cudem?, te dwa pytania nie dawały mu spokoju i sprawiały, że wszystko dookoła traciło kolory i zarysy. Mknął przed siebie na oślep, totalnie na pamięć, a w jego uszach pobrzmiewało ostatnie zdanie, które zdążył usłyszeć, nim opuścił dormitorium.
Kiedy dotarł na miejsce, tocząca się w jego żyłach furia nabrała tempa. Zacisnął usta i pozwolił oczom rejestrować każdy szczegół: bladą cerę, przekrwione i zmęczone oczy, zapadnięte policzki i mokre od łez rzęsy. Niemalże natychmiast ześliznął się po jej ciele i odnalazł to, co, jego zdaniem, było najważniejsze - brzuch. Nie potrafił jednak wywnioskować, czy urósł i ile. Skryła go za obszernym, szarym swetrem. Siedziała przy stoliku nieopodal okna. Jej ręce ściskały coś tak mocno, że aż miała pobielałe knykcie. Bezradność, która od niej biła doprowadzała go do szału. Na jej ustach błąkał się ledwo dostrzegalny uśmiech. Nie miał pojęcia, jak go zinterpretować. Towarzyszyła jej Mary, a więc mógł oznaczać dosłownie wszystko.
Wykonał ostrożnie pierwszy krok i poczuł, jak jego wnętrzności zaczynają się przewracać. Od tłumionego i kumulowanego gniewu, od szoku wywołanego ową informacją, a także tego cholernego zdezorientowania. Jednak tym, co przelało czarkę goryczy, było jej spojrzenie. Przerażone, bezsilne, a jednocześnie tak okrutnie... chłodne. Rozszerzyła oczy w niemym szoku. Jej usta pobielały, a dłonie zacisnęła jeszcze mocniej.
 - Syriusz? - wydusiła z siebie, czując, że świat jej wiruje.
 - Do reszty straciłaś rozum?! - krzyknął tak głośno, że kilkanaście par oczu natychmiast obróciło się w ich stronę.
Przełknęła ślinę i drgnęła niespokojnie.
 - Nie tutaj! - Nie zwrócili uwagi na niebieskooką blondynkę, która wyrosła między nimi niczym mur obronny.
 - Obawiam się, że nie rozumiem - wyszeptała Dorcas bardzo cicho.
 - Nie?! - Roześmiał się szyderczo. - Nie rozumiesz?! Tak to sobie zaplanowałaś? - wysyczał, pochylając się w jej stronę i opierając dłonie na podniszczonym stoliku. - Że skoro nie chcę z tobą być, to...
 - Syriusz, do cholery, nie tutaj! - Głos Mary potoczył się echem po bibliotece. Przeczuwała, co może stać się za chwilę, a biblioteka zdecydowanie nie należała do miejsca, w którym można prowadzić tego typu dyskusje. - Chodź.
Chwyciła oszołomioną Dorcas za rękę i pociągnęła ją w stronę drzwi, jednocześnie posyłając znaczące spojrzenie Syriuszowi. Nie było sensu odkładać tej rozmowy. Wiedziała, że prędzej czy później Black się dowie. Nie miała jednak pojęcia, że nastąpi to tak szybko. Otworzyła drzwi do wiecznie pustej klasy i powędrowała w jej najdalszy kąt - im dalej od drzwi, tym lepiej. Dorcas opadła na najbliżej stojące krzesło i poruszała ustami, najwyraźniej chcąc coś powiedzieć. Niestety Mary nie zdążyła się odezwać, nie zdążyła jej pocieszyć, nie zdążyła nawet zapytać...
 -W co ty pogrywasz?! - Syriusz wpadł do klasy i z hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Pytanie czające się w jej oczach doprowadziło go do granic wytrzymałości, a jego mózg usilnie ignorował karcące i pełne wyrzutu spojrzenie Mary. - Dziecko?! Na serio nie stać cię na nic lepszego?! - Jej czekoladowe oczy wpatrywały się z irytującym niezrozumieniem w jego czarne, a on czuł, jak czający się gdzieś w nim potwór przejmuje kontrolę. - Nie wrobisz mnie w to! 
Stwierdził tak nagle i tak niespodziewanie obojętnym tonem, że aż zadrżała. Poczuła również napływające do oczu łzy i całą siłą woli skupiła się nad tym, aby się nie rozpłakać. Nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Wybuchnął tylko śmiechem. Tak zimnym i bezlitosnym, że po plecach przebiegł jej kolejny dreszcz.
Ciepłe oczy Dorcas obserwowały jego twarz. Widziała czarne oczy, aktualnie przepełnione złością i nienawiścią, zaczerwienione policzki i nieustannie poruszające się usta. Zauważyła też sinofioletowe, szybko rosnące coś na jednym z policzków i strużkę krwi cieknącą z kącika ust. Syriusz aktualnie wyrzucał z siebie takie słowa jak "bachor", "nie jestem idiotą", a także "nie mam pewności, że to moje". Zabolało na tyle mocno, że powoli zaczęła odzyskiwać świadomość. Zaczynała rozumieć i łączyć fakty. W końcu dotarło do niej to, co powinna uświadomić sobie wieki temu. Zdała sobie sprawę z tego, że to coś, cokolwiek to było i jakkolwiek by tego nie nazwała, trwało jedynie chwilę. Syriusz Black był bowiem facetem, który nie potrafił się zaangażować. Z kolejnego potoku słów dotarło do niej jedynie "dziecko" i "ciąża". Jej ręka automatycznie powędrowała na brzuch, a w oczach zalśniły łzy. Dziecko. Mała, niewinna istotka, która była jej częścią.
Widząc jej zawahanie i chwilę czułości, wpadł w jeszcze większy szał. Krzyczał tak głośno, że była niemalże pewna, że słychać go w całym zamku, a może nawet i na błoniach. Pod spoczywającą na brzuchu dłonią poczuła przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się. Po raz pierwszy od kilkunastu dni. Szczerze i z ulgą. Podniosła się z godnością z miejsca i rzuciła mu przeraźliwie zimne spojrzenie, powodując, że zamilkł natychmiast totalnie zbity z tropu. Obserwował, jak zarzuca torbę na ramię i kieruje się do wyjścia.
 - Gdzie ty, do cholery, leziesz?! - warknął. 
Spojrzała na niego zaskoczona.
 - Jestem zmęczona, idę się położyć - oznajmiła to takim tonem, że ponownie się w nim zagotowało.
 - Dorcas, do cholery! - W jego głosie dało się wyczuć desperację i chyba tylko dlatego zaszczyciła go kolejnym spojrzeniem. - Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć, że zostanę ojcem?
 - Nie miałam takiego zamiaru - stwierdziła bez ogródek, wprawiając go w osłupienie.
 - Nie chciałaś... Nie chcesz... - urwał, nie będąc w stanie wypowiedzieć nowej myśli na głos. 
W jego oczach pojawił się dziwny błysk, który automatycznie wywołał odrobinę nadziei u Dorcas.
 - Oczywiście, że nie! - oburzyła się natychmiast, poprawnie wnioskując, o czym pomyślał.
 - Więc dlaczego nie chciałaś mnie o tym poinformować?
 - Bo nie masz mi nic do zaoferowania, Black. - Wzruszyła ramionami, ale tym razem nie dał się zbić z tropu.
 - Czego chcesz? - spytał, krzyżując ręce i rozumiejąc, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. 
Spojrzała na niego z takim wyrzutem i obrzydzeniem, że na moment zrobiło mu się nieswojo.
 - Możesz być pewien, że kiedy opuścimy Hogwart, już nigdy nie zobaczysz ani mnie, ani dziecka.
 - Nigdy nie uważałem cię za głupią - stwierdził, mrużąc oczy.
 - Co masz na myśli?
 - Skoro jesteś w ciąży, a ja jestem rzekomym ojcem, to dlaczego niczego ode mnie nie chcesz?
 - Bo lepiej, aby dziecko nie miało ojca, niż żeby miało tak beznadziejnego.
To zabolało go mocniej, niż się spodziewał.
 - Dlaczego uważasz, że byłbym beznadziejnym ojcem? - powiedział to tak cicho, że musiała zrobić krok w przód, aby go usłyszeć.
 - A uważasz, że byłbyś dobrym? - W jej głosie dało się wyczuć ironię. 
Na chwilę zapanowało milczenie. Nie miał pojęcia, bo skąd mógł to wiedzieć? Spadło to na niego tak nagle i niespodziewanie. Nigdy nie rozważał nawet takiej opcji. Przecież miał czas, prawda? Osiemnaście lat to zdecydowanie za wcześnie na podjęcie takiej odpowiedzialności. Dziecko. Doskonale pamiętał, ile uwagi i poświęcenia wymagał mały Percy. Niejednokrotnie słyszał, gdy płakał po nocach i Molly śpiewała mu kołysanki. Przed oczami ukazała mu się jej blada i zmęczona twarz, z podkrążonymi oczami i masą zmarszczek...
 - Jak to się stało? - wyjąkał, opadając na najbliższą ławkę.
Tym razem to w jego oczach pojawiła się desperacja i brak zrozumienia.
 - Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć? W ostatnim miesiącu pokazałeś, że doskonale znasz ten temat. - W jej głosie było tyle żalu i bólu, że ponownie zrobiło mu się nieswojo.
 - Nigdy nie myślałem, że zostanę ojcem - szepnął, a jej twarz pokrył dziwny cień. - Ale skoro...
 - Przestań. Nic od ciebie nie chcę, poza tym, żebyś trzymał się ode mnie z daleka. Ode mnie i od mojego dziecka - przerwała mu natychmiast.
Spojrzał na nią zaskoczony i momentalnie ogarnęły go jeszcze większe wyrzuty sumienia.
 - To także moje dziecko - szepnął cicho, głosem przepełnionym czułością.
 - Dlaczego właśnie teraz? - jęknęła i spojrzała na niego żałośnie. - Naprawdę chcesz zostać ojcem?
Nie, nie chciał. Ale przecież to już się stało i nie było odwrotu. Spojrzał na Dorcas uważnie i po raz pierwszy od bardzo dawna zobaczył to wszystko w zupełnie innym świetle. Wyglądała jak swój cień. Sine oczy, rozmazany od płaczu tusz i za duży, rozciągnięty sweter. Na jej twarzy wyraźnie odbiły się emocje, które tak usilnie próbowała w sobie skryć: żal, smutek, rozczarowanie i ból. Tak głęboki i duży, że nie potrafił go opisać. W dodatku widział, że to wszystko właśnie ją przerosło, że po raz kolejny zburzył to, nad czym pracowała od kilku dni i ponownie wkroczył w jej życie bez zaproszenia i tak brutalnie ją... zranił
Co mu strzeliło do głowy? W jednej chwili zapragnął porwać ją w ramiona i przytulić mocno do siebie. Powiedzieć, że przecież będzie dobrze i jakoś sobie poradzą. Nie chciał, żeby go odsuwała od dziecka. Jego dziecka. I nagle poczuł przypływ ciepła. Niesamowitego i tak wyjątkowego! Jego wzrok ponownie odnalazł jej brzuch, a na ustach wykwitł delikatny uśmiech. Będzie tatą! I jak tylko pozwolił dotrzeć temu wnioskowi do swojej głowy, przeleciało przez nią całe stado obrazów. Obrazów, które tak drastycznie i szybko wywróciły jego życie do góry nogami. Wyobraził sobie małe, kochane stworzenie o czekoladowych oczach i tych przepięknych dołeczkach podczas uśmiechu, które, wiedział to już teraz, stałoby się najważniejszą istotą w jego życiu. Już nią było! Istotą, której czytałby te wszystkie bajki o szczęśliwych zakończeniach i kupowałby wszystko, czego tylko by sobie zażyczyła. Niemalże słyszał swojego synka, z którym gawędził na temat quidditcha i zapragnął, aby ta chwila nadeszła... już. Natychmiast!
Jego oczy ponownie odnalazły tęczówki Dorcas, a na ustach pojawił się odrobinę szerszy i cieplejszy uśmiech. Zrozumiał, że właśnie los po raz kolejny decyduje za niego. Wierzył, a właściwie miał ogromną nadzieję, że dziecko, które nosiła w sobie Dorcas, rozpocznie nowy etap w ich życiu. Ich wspólnym życiu. Początkowa złość i rozżalenie uszły z niego tak szybko, jak się pojawiły. W tej chwili ogarnęła go nieposkromiona euforia i nadzieja. Zrozumiał, że ta drobna istota o czekoladowych oczach jest dla niego kimś więcej. W końcu ją kochał. Wiedział to doskonale. Postanowił, że jak tylko się wyszaleje, to do niej wróci. Tylko dlaczego, Merlinie, był takim idiotą? Czemu zdecydował się na taki obrót spraw i dlaczego musiał ją tak cholernie zranić i zawieść jej zaufanie?
Spojrzał w jej oczy i dostrzegł to, czego obawiał się najbardziej. Przerażenie i strach. Prawdopodobnie poprawnie odczytała jego milczenie i wyraźnie ją to przerastało. Nie, ona wyraźnie tego... nie chciała.
 - Dorcas...
Zrobił krok w jej stronę, ale ona tylko potrząsnęła gwałtownie głową i cofnęła się, aby utrzymać dzielący ich dystans.
 - Nie. - Jej ton był bezbarwny i pozbawiony wszelkich emocji. Widział jednak, że to chwilowe.
 - Dlaczego?
W jej oczach pojawiło się zaskoczenie. Zrozumiał, że czający się w nim żal i obawa znalazły ujście, a ona je zauważyła. Nie potrafiła już tamować łez.
 - No właśnie, dlaczego? - zapytała, a w jej głosie dało się wyczuć prośbę i desperację.
 - Bo to również moje dziecko - szepnął po dłuższej chwili.
Wykonał trzy kroki i pochwycił ją za ramiona.
 - I tylko dlatego? - Spojrzała na niego zamglonymi oczami, a on zamrugał zbity z tropu.
 - Tylko dlatego? - powtórzył automatycznie.
Wyrwała się z jego uścisku. Jej twarz wykrzywił grymas buntu i zaciętości.
 - Zostawiasz mnie. Tak nagle i bez słowa. Wykorzystujesz do swoich gierek, ranisz! A kiedy nareszcie poukładałam swoje życie, gdy nareszcie zrozumiałam, że potrafię bez ciebie żyć, pakujesz się w nie z powrotem tylko dlatego, że jestem w ciąży?! - krzyknęła tak nagle, że aż podskoczył.
 - Nie. - Odpowiedź wypłynęła z jego ust tak szybko i z taką siłą, że aż zakręciło jej się w głowie. Biła od niego desperacja. Zrozumiała, że on nie odpuści, ale nie miała pojęcia dlaczego.
 - Przecież nie chcesz być ojcem. Nie chcesz tego dziecka. Nie chcesz być ze mną. Co noc masz inną panienkę. Nie potrafisz żyć w dłuższym związku, więc dlaczego, do cholery?!
Ledwo zdążyła zadać pytanie, a już otrzymała odpowiedź. Odpowiedź, której tak bardzo nie chciała usłyszeć. Nie teraz. Już nie...
 - Bo cię kocham!
Na chwilę zapanowało milczenie. Mary zniknęła już jakiś czas temu, ale żadne z nich tego nie dostrzegło. Oboje wpatrywali się w siebie z dziwną intensywnością. Otworzyła usta w niemym krzyku. Z jej oczu uleciało kilka kolejnych łez. Dopiero po pięciu minutach dotarło do niej w pełni to, co powiedział. Jednak nic się nie wydarzyło. Nie poczuła w brzuchu charakterystycznych motyli, jej ciałem nie wstrząsnął dreszcz, nie miała gęsiej skórki, a jej serce nie przyspieszyło biegu.
 - Daruj sobie - wyszeptała w końcu i odwróciła się w stronę drzwi.
 - Dorcas? Dorcas! - krzyknął za nią, ale się nie odwróciła.
Kiedy dotarła do drzwi, pchnęła je, a następnie zatrzasnęła z głośnym hukiem. Dopiero wtedy wzięła głęboki oddech i ponownie pozwoliła popłynąć łzom. Opuściła czekoladowe tęczówki na swoje dłonie, w których wciąż ściskała test. Czemu to zrobił? Dlaczego powiedział to wszystko? Niewiele z tego zrozumiała. Zamknęła oczy, oddychając głęboko, aby opanować emocje. Najpierw zmieszał ją z błotem, a później zapragnął być ojcem, na nowo wzniecając w niej iskierkę nadziei. Dziękowała Merlinowi, że tym razem nie pozwoliła się omotać. W ciągu ostatnich kilkunastu dni w dobitny sposób pokazał jej, jak bardzo ma ją gdzieś. Dlaczego ciąża miałaby cokolwiek zmienić?
Uśmiechnęła się delikatnie, a z jej oczu trysnęły kolejne łzy. Łzy szczęścia. Jednego była pewna: cokolwiek by się nie działo, nigdy nie poprosi o nic Syriusza Blacka. Wyrzuci go z pamięci. Tylko to musiała teraz uczynić. Otworzyła oczy i ponownie spojrzała na test zamówiony przez Mary. Negatywny. Zupełnie tak, jak pozostałe trzy.

***

Siedziała w pokoju wspólnym, a w dłoniach ściskała książkę. Od przeszło dwóch godzin powtarzała sobie, że musi się skupić i napisać wypracowanie na transmutację. Wypracowanie o temacie tak trudnym, że profesor McGonagall dała im na to dwa tygodnie, aby wnikliwie się z nim zapoznali. Niezbędny aspekt w karierze aurora: kamuflaż w terenie z wykorzystaniem zaklęć ze wszystkich siedmiu lat. Wypisała już większość formułek, niemalże wszystkie komplikacje, problemy, a także powody, przez które auror został zabity lub złapany, a tajna akcja zakończyła się niepowodzeniem, ale nadal brakowało jej pół rolki!
Jej oczy nie śledziły jednak kolejnych problemów ujętych w opasłym tomie. Wpatrywały się w przygarbioną dziewczynę siedzącą nieopodal, która usilnie ignorowała pełne irytacji, rozczarowania, a także gniewne spojrzenia Blacka. Od kilkunastu godzin po szkole chodziły dziwne plotki, w które nie była w stanie uwierzyć. Przecież to było nienormalne! Niemożliwe! A jednak zachowanie Dorcas i postawa Blacka mówiło jej, że coś jest na rzeczy. Nie miała pojęcia co, ale modliła się o to, aby to wszystko okazało się jednym wielkim nieporozumieniem.
 - Masz zamiar dokończyć to zdanie? - Usłyszała tuż przy swoim uchu.
Był to głos tak przyziemny i niespodziewany, że aż podskoczyła. Zamrugała kilkukrotnie, próbując zrozumieć, o czym do niej mówi. Westchnął teatralnie, a następnie wskazał jej referat.
 - Bo nie wiem, co mam napisać dalej. - Uśmiechnął się czarująco.
Wzięła do rąk jego wypociny, przeczytała trzy pierwsze zdania, a następnie zaczęła je gnieść.
 - HEJ! - wrzasnął i poderwał się z miejsca.
 - Jamesie Potterze, słyszałeś o pracy samodzielnej?! - warknęła i rzuciła w niego papierową kulką.
 - Słyszałem, ale nie praktykuję! - odburknął i wygładził z czułością pergamin podniesiony z podłogi. - A tak się starałem! Przez ciebie będę musiał to przepisać od nowa! Przecież McGonagall mnie zabije! - lamentował.
 - Oboje wiemy, że za odpisaną pracę dostaniesz zadowalający! Dorośnij - syknęła i schowała się za książką.
 - Wystarczy! - Przestał wygładzać zgnieciony pergamin. - A już byłem w połowie! – jęknął i opadł na fotel z rezygnacją.
 - Och, zamknij się!
 - O co ci chodzi? - zapytał, odstawiając żarty na bok i przybierając rzeczowy ton.
 - O co mi chodzi?! - syknęła, odrzucając podręcznik na bok. Jej roziskrzone gniewem oczy odnalazły jego orzechowe. - Dlaczego uważasz, że musi być coś na rzeczy?
 - Lily... - zaczął znudzonym tonem, ale niemalże natychmiast mu przerwała.
 - Słyszałeś, czego dowiedział się Remus? O Dorcas i o... - urwała, zbierając myśli. - Jeżeli to jest prawda...
 - To co? - spytał, krzyżując ręce.
 - Rozmawiałeś z nim?
 - Z kim?
 - Z Blackiem, do cholery!
 - Owszem. - Wzruszył ramionami i ułożył się wygodnie na fotelu.
 - I co? - Jej oczy rozbłysły niepewnie.
Pochyliła się delikatnie do przodu i wwiercała w niego wzrok.
 - Również uważa, że McGonagall przesadza! Przecież za cztery dni mamy mecz finałowy, a ona nie chce słyszeć o odwołaniu szlabanu! Przecież ja muszę zagrać w sobotę!
 - O czym ty mówisz? - wyrzuciła z siebie po dłuższej chwili.
 - O quidditchu, Lily! To jest najważniejszy mecz. Od niego zależy moja dalsza kariera, ja...
 - Nie interesuje mnie twoja kariera, a już tym bardziej quidditch! Obchodzi mnie to, że twój cholerny przyjaciel ma gdzieś moją przyjaciółkę! Powinieneś z nim pogadać, zapytać, jakie ma wobec niej plany! Ona jest z nim w ciąży!
 - O ile się nie mylę, to nie jest nasza sprawa - warknął obrażony.
 - Nie nasza sprawa?! Ukrywa to przed wszystkimi, nie informuje najbliższych...
 - Poinformowała najbliższych. Powiedziała Mary - wtrącił, a ona na sekundę zaniemówiła.
 - Z nią też sobie porozmawiam, możesz być tego pewien! I jeżeli myślisz, że Dorcas zostanie z tym sama, tylko dlatego, że Syriusz Black nie umie wziąć odpowiedzialności za swoje czyny...
Prychnął z irytacją i spojrzał na nią z lekką kpiną.
 - Przyznaj się, wkurza cię to, że dowiedziałaś się najpóźniej z nas wszystkich i właśnie dlatego tak desperacko pragniesz działać za nich.
Nie odpowiedziała. Pochwyciła książki i z godnością ruszyła w stronę dormitorium. Westchnął ciężko i spojrzał na zmiętolony kawałek kartki. Pochwycił leżące nieopodal pióro i jedną z przyniesionych przez Lily książek. Przez kilkanaście sekund wpatrywał się w poszarzałe stronice i uparcie starał się zrozumieć treść czytanego tekstu. W końcu odrzucił pióro i ułożył się wygodnie w fotelu, obserwując z lekkim uśmiechem jej rozwiane, płomiennorude włosy, zadartą głowę i zdecydowany krok.
Kogo chciał oszukać? Jeszcze nigdy, odkąd przybył do Hogwartu, nie napisał pracy domowej bez jej pomocy. Tym razem też nie da rady.
Gotowało się w niej. Drobne ramiona coraz mocniej oplatały opasłe tomy. W głowie jej huczało od natłoku niewypowiedzianych myśli i tłumionych emocji. Kiedy w połowie schodów spotkała drugą ze swoich najlepszych przyjaciółek, a na jej ustach dostrzegła kretyński, niemalże triumfujący uśmiech, nie wytrzymała.
 - Czemu mi nie powiedziałaś? - warknęła, a widząc pytanie w jej oczach, wepchnęła ją do dormitorium, zatrzasnęła drzwi i dopowiedziała: - O ciąży Dorcas! Wiedziałaś o tym! Jako pierwszej ci powiedziała! Dlaczego nie przyszłaś do mnie? Pomogłybyśmy jej razem! - W głosie Lily dało się wyczuć żal.
Pogodny uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny. Oczy przybrały groźniejszy wyraz. Ręce skrzyżowała na piersi, a fakt, że stała w lekkim półmroku dodawał jej mocy i napawał pewnego rodzaju lękiem.
 - Uważasz, że wtedy zachowałabym się wobec niej w porządku? - Uniosła brwi.
Ruda wzięła głębszy oddech i opadła na swoje łóżko.
 - Oczywiście, że nie, ale uważam, że razem mogłybyśmy coś wymyślić - szepnęła cicho.
 - Od kiedy to życie prywatne Dorcas ponownie cię interesuje? - Zmarszczyła nos.
 - Nigdy nie przestało! Jest moją przyjaciółką!
 - Przyjaciółką? - zapytała z niedowierzaniem i wybuchnęła śmiechem. - Z tego, co wiem, nie odzywasz się do niej od miesiąca, oskarżasz o jakąś bzdurę i odsuwasz od siebie tylko dlatego, że dała się ponieść emocjom, a teraz tak nagle znów przypisujesz sobie prawo do wtrącania się w jej życie? - zironizowała.
Rudowłosa zarumieniła się jeszcze bardziej. Wzięła też kilka głębszych oddechów, aż w końcu postanowiła zignorować kąśliwą uwagę Mary i najzwyczajniej w świecie zapytała:
 - Jak ona się czuje?
 - Nie jestem punktem informacyjnym, Lily - prychnęła i podeszła do drzwi. - Jeżeli chcesz się czegokolwiek dowiedzieć, to proponuję, abyś porozmawiała z nią osobiście.
I nim Ruda zdążyła otworzyć usta i zaprotestować, zatrzasnęła z hukiem drzwi.
 - Ciekawe jak! - krzyknęła za nią. - Przecież ze sobą nie rozmawiamy!
Odpowiedziała jej głucha cisza. Westchnęła i opadła na poduszki. Jedną z nich pochwyciła i nakryła nią twarz. Leżała tak dobre dwie i pół minuty. W tym czasie jej głowa przetwarzała wszystkie za i przeciw. W końcu zaklęła pod nosem, wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i, rzuciwszy ze złością poduszką, opuściła dormitorium.

***

Stała ukryta za regałem i walczyła sama ze sobą. Pomiędzy przerwami wśród tomów widziała zarys pochylonej nad książką Dorcas. Wyglądała dużo lepiej niż w ciągu ostatnich kilu dni. Wyciągnięty sweter zamieniła na tradycyjne, obcisłe ubranie, a na twarz nałożyła grubszą warstwę makijażu, aby ukryć resztki cieni pod oczami. Na jej ustach gościł nawet delikatny uśmiech.
Ruda odchyliła głowę do tyłu i westchnęła ciężko. Nie miała pojęcia, czy ta rozmowa przyniesie jakikolwiek efekt. W ciągu ostatnich kilku tygodni wypowiedziały do siebie bardzo wiele gorzkich słów. Tylko czy w zaistniałej sytuacji to wszystko nie powinno przestać się liczyć? Obie próbowały udowodnić coś sobie nawzajem. Obie miały wtedy trudny okres, ale, na Merlina, były przecież dla siebie niczym siostry! W buntowniczym nastroju odepchnęła się od ściany i... wziąwszy głęboki oddech, powróciła do punktu wyjścia. To było trudniejsze, niż myślała. Nienawidziła momentów, w których Mary przestawała być tą głupiutką, irytującą dziewczyną, a zamieniała się w mądrą i tak poważną. Z reguły wtedy nawet w najdziwniejszych i najbardziej głupich sytuacjach potrafiła palnąć takie zdanie, że wywoływała konsternację u największych śmiałków.
Teraz też tak było. Jednym zdaniem spowodowała to, że zamiast siedzieć i pisać wypracowanie, stała w bibliotece i zastanawiała się, jak załagodzić spór z Dorcas. Właściwie, jakby teraz o tym pomyśleć, to powinny były ten konflikt zakończyć już bardzo dawno temu. Może wtedy mogłaby powstrzymać Meadowes przed tak idiotycznym krokiem?
Znów wzięła głębszy oddech i ponownie przyjrzała się przyjaciółce. Jej wzrok automatycznie powędrował do brzucha. Nie zauważyła niczego, co wskazywałoby na to, że coś tam jest. Był delikatnie zaokrąglony. Tak jak zawsze. Nic więcej, nic mniej. Oczami wyobraźni ujrzała już malutką kserokopię Dorcas. Z tymi białymi ząbkami, malutkim noskiem i wielkimi, czarnymi oczami Syriusza oplecionymi kaskadą długich rzęs. I chyba właśnie owy obraz spowodował, że ponownie odbiła się od ściany i z większą pewnością siebie, ale na drżących nogach, wyłoniła się w końcu zza regału.
Szatynka uniosła głowę ku górze, a uśmiech zniknął z jej twarzy, kiedy zauważyła, kto właśnie podszedł do jej stolika.
 - Hej - zaczęła nieśmiało.
 - Hej.
Ton Dorcas nie brzmiał zapraszająco. Wręcz przeciwnie. Był oschły i chociaż w miarę uprzejmy, to jednak jakby wymuszony. Niemalże natychmiast powróciła do swojego zajęcia. Lily zauważyła, że również siedzi nad wypracowaniem dla McGonagall.
 - Czy... mogę? - dokończyła szeptem, a kiedy Dorcas odpowiedziała jej jedynie wzruszeniem ramion, westchnęła z rezygnacją i opadła na jedyne wolne krzesełko.
Przez chwilę siedziały w milczeniu. Meadowes skrobała zawzięcie po pergaminie, co jakiś czas zerkając do opasłego tomu. Była to dokładnie ta sama książka, z której poprzedniego wieczoru korzystała Lily. Jej zielone oczy automatycznie zaczęły śledzić pisany tekst. Z każdą kolejną linijką zastanawiała się, czy dziewczyna dojdzie do podobnych wniosków, co ona. Kiedy jednak Dorcas napisała, że Zaklęcie Kameleona jest jednym z najlepszych rozwiązań, wydała z siebie głośny świst i niemalże wykrzyknęła:
 - No coś ty!
Dorcas na moment zamarła. Wyglądało to tak, jakby wzięła trzy głębsze oddechy na uspokojenie, a następnie posłała Rudej pytające spojrzenie. W jej czekoladowych oczach szalały iskry zwiastujące zbliżający się wybuch. Jednakże Lily nie potrafiła się powstrzymać. Piętnaście sekund później zaczęła swój wykład.
 - Przecież to zaklęcie było powodem wielu niepowodzeń! W 1894 roku, tuż po wynalezieniu, jeden z czarodziei użył go, aby pozbyć się swojego natrętnego wnuczka. Maluch nieustannie prosił go o to, aby starzec bawił się z nim w chowanego. Efekt tego był taki, że zmarł na zawał, a rodzina szukała go przez tydzień! Podobną sytuację miał również czarodziej zamieszkujący na Alasce, który...
 - Czego chcesz? - Dorcas odrzuciła pióro na pergamin i spojrzała na Evansównę ze zniecierpliwieniem.
- Ja... - Nie potrafiła wykrztusić z siebie nic więcej. Spojrzała zawstydzona w oczy przyjaciółki i dokończyła szeptem: - Chciałam zapytać, jak się czujesz.
Szatynka uniosła brwi.
 - Jak się czuję? - prychnęła.
 - Tak. I czy czegoś nie potrzebujesz... W końcu, no... - I ponownie urwała, pokrywając się przy tym porządną purpurą.
 - Jesteśmy przyjaciółkami? - W głosie Dorcas dało się wyczuć ironię.
Dziewczyna ewidentnie śmiała się w duchu z zaistniałej sytuacji. Nie wypowiedziała jednak nic więcej, a nieśmiałe potaknięcie Rudej skwitowała jedynie parsknięciem. To jednak nie zraziło rudowłosej. Wzięła głęboki oddech i postanowiła mówić dalej.
 - Wiem od Mary, że ty... i Syriusz... - Znów urwała.
Dorcas nie spuszczała z niej wzroku. Śledziła uważnie każdy jej najmniejszy gest, nie dając już żadnych sygnałów na to, że rozumie, do czego zmierza ta rozmowa. Wręcz przeciwnie. Jej twarz stała się nieprzenikniona, a do tej pory roziskrzone oczy, jakby przygasły.
 - Martwię się o ciebie. Rozmawiałam z Mary. Wszyscy rozmawialiśmy. Chcemy ci jakoś pomóc - Lily wreszcie wykrztusiła z siebie jakiś początek. Chwyciła również Dorcas za dłoń i ścisnęła mocno. - Wiemy też, że Black...
Jego nazwisko podziałało na dziewczynę niczym płachta na byka. Wyrwała swoją rękę z uścisku Evansówny i zmarszczyła czoło, jakby próbowała zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. W końcu spojrzała na Rudą i spytała:
 - Przychodzisz tutaj, po tym wszystkim, co się wydarzyło w ciągu ostatnich tygodni, rozmawiasz o jakimś cholernym wypracowaniu, oferujesz swoją pomoc... - Pokręciła głową, nic nie rozumiejąc. - Po co?
 - Bo ty i Black... - Nie dokończyła.
Dorcas najwyraźniej zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi. Wybuchła głośnym, sarkastycznym śmiechem tak głośno, że wszystkie głowy znajdujące się w bibliotece, zwróciły się w ich kierunku.
 - Przyszłaś tu tylko dlatego, że dowiedziałaś się o mojej ciąży? - To było bardziej stwierdzenie, niżeli pytanie.
Potaknęła.
 - Stwierdziłam, że to chyba znak, żebyśmy przestały...
 - Nie bądź śmieszna - syknęła, ponownie jej przerywając.
 - Ale...
 - Gdzie byłaś, jak potrzebowałam cię trzy dni temu? Gdzie byłaś, kiedy Syriusz mnie zostawił dla tej rudej wywłoki? Gdzie byłaś, kiedy mój świat się zawalił, do cholery?! - Głos zaczął jej drżeć, a w oczach zalśniły łzy.
 - Jesteś nie fair! - oburzyła się Lily. - Ta kłótnia nie była tylko z mojego powodu! Sama mnie od siebie...
 - O nie, Lily. To ty odsunęłaś się ode mnie. - Głos Dorcas był tak chłodny, że po plecach Rudej przeszedł dreszcz. - Owszem. Ja również jestem winna, nigdy nie powiem, że nie miałam w tym swojego udziału, ale to ty uniosłaś się honorem. Zawsze to robisz.
 - CO?! - Ruda aż się zapowietrzyła.
 - Właśnie to! Jeżeli tylko ktokolwiek odważy się zrobić coś, co nie jest zgodne z twoim tokiem myślenia, niemalże natychmiast się obrażasz i próbujesz przekonać cały świat o tym, że masz rację. Nie dopuszczasz do siebie żadnych argumentów i jakichkolwiek tłumaczeń, a kiedy już zrozumiesz, że być może także popełniłaś błąd, doprowadzasz do sytuacji, w której twój przeciwnik jeszcze bardziej się pogrąża. Nie mówiąc już o tym, że nie widzisz tego, że błąd, który ośmieliłaś się popełnić, jest identyczny jak ten, który popełniła ta druga osoba.
 - Co to ma do rzeczy? - warknęła zniecierpliwiona.
 - Próbuję ci tylko powiedzieć, że jak tylko zrozumiałam swój błąd, chciałam cię przeprosić. Rozładować napięcie między nami i starać się odbudować to, co się popsuło miedzy nami, ale ty nie pozwoliłaś mi się odezwać chociażby słowem! A teraz przychodzisz tutaj, chrzanisz te wszystkie głupoty i próbujesz mi wmówić, że się o mnie martwisz? - prychnęła z niedowierzaniem.
 - Bo tak jest! Dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że...
 - Przestań pieprzyć! - Dorcas podniosła się z miejsca tak niespodziewanie i gwałtownie, że jej krzesło padło z głośnym hukiem na posadzkę. Siedzący najbliżej zwrócili twarze w ich stronę. - Boli cię to, że nie byłaś pierwszą osobą, która się dowiedziała. Boli cię również to, że zamiast przyjść z tym do ciebie, poszłam do Mary! Mało tego, jestem pewna, że nie umiesz przeboleć tego, że jesteś "poza pudełkiem"! - Roześmiała się ironicznie i pochwyciła swoją torbę, i już miała zmierzać ku wyjściu, kiedy coś jej się przypomniało. - Ach! - Posłała Rudej wymuszony uśmiech. - Nie zapominajmy o tym, że jest to idealna okazja do tego, żebyś pokazała wszystkim, jaką to jesteś fantastyczną przyjaciółką. Pomimo całego żalu, przychodzisz i jako pierwsza wyciągasz dłoń, aby pomóc mi w najtrudniejszym momencie. - Kolejne prychnięcie. - Nie potrzebuję ani ciebie, ani twojej łaski, Lily. Trzymajcie się ode mnie z daleka. Ty i ten cholerny dupek! - syknęła i, nie patrząc za siebie, ruszyła do wyjścia.

17 komentarzy:

  1. Od czego by tu zacząć... na początku ,chciałam bym powiedzieć, że nie zdajecie sobie sprawy jak się ciesze z waszego powrotu, można by powiedzieć ,że to najszczęśliwsza wiadomość od czasu ostatniego waszego posta.

    Dor i Syrusz

    Ok początek mnie od razu zaintrygował, potem robiło się coraz ciekawiej. Rozumiem Syrusza tez tak bym pomyślała na początku. Chodzi zachował sie jak cham , jego zdenerwowanie można tłumaczyć na wiele sposobów jednak czytając ten fragment tak wczułam sie w uczucia Dor że łzy same mi ciekły po policzkach. Reakcja Dor kiedy dotyka brzucha OMG piękne nie mam innych słów. Wyobraziłam sobie minę Black jak mówi mu że niema jej nic do zaoferowanie wreszcie dziewczyna mówi jak powinna. Brawo normalnie BRAWO dla Dor. I spadek emocji dlaczego faceci tacy są kiedy my sobie układamy życie oni nagle dostrzegają co tracą. Ja dałam bym mu kopa w tyłek i pasio won.
    Jaki negatywny do cholery jaki negatywny co ???? Teraz to was kocham i nienawidzę. Bo nie wiem kogo żałować ją jego czy siebie że tak bardzo to cały czas przeżywam.

    James i Lily

    Wybaczam wam, bo dostałam James i Lily i to w starym dobrym stylu. Mówiłam już kiedyś ze kocham Jamesa Pottera tak kocham go kocham go za to ze jest taki taki zajebisty bo nie da sie innym słowem tego ująć

    Lily i Mery

    Że co ? Nie że co? Nie rozumiem Mery to Lily w tej konflikcie z Dor jest poszkodowana a nie Dor. Dlaczego więc ta broni brunetki?

    Dor

    Ta postać mnie lekko irytuje. Ja wiem że kobietą czasami odbija ale okłamywać Mery i Syrusza oraz resztę ze jest sie w ciąży po 4 negatywnych testach to lekka przesada ( robiła jej z Mery ona wie ?) . Jej zachowanie wobec Lily jak bym ją dorwał to by leciała ode mnie ( z Krakowa) na Alaskę. A przed tym powiedziałam bym jej
    -TY NIE JESTEŚ W CIĄŻY
    i koniec. Ja czytałam wszystkie posty ( przed przeminą ) i nie pamiętam by Dor zabiegała o Lily ale ok ok jak chcesz tak myśleć to myśl

    I to tyle mojego przeżywania opowiadania. A teraz jeden błąd Syrusz o ile sie nie mylę miał szare oczy nie czarne.

    Muzyka kocham ten kawałek idealnie pasuje do Lily i Jamesa.

    Szablon no nie jest brzydki ale nie do końca podobają mi sie zdjęcia może dlatego że nie lubię tej aktorki nie wiem ale nie chcę nikogo urazić moim komentarzem.

    Bardzo się cieszę ze wróciłyście i życzę powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się na Wasz powrót, naprawdę jestem z tego powodu przeszczęśliwa:)Rozdział jest świetny jak zawsze...

    Dorcas i Syriusz- zdziwił i zaskoczył mnie wynik
    testu Dor i to że nikomu o tym nie powiedziała, nawet Mary. Choć uwielbiam Blacka i Lily to moim zdaniem Dorcas postąpiła słusznie. Gdyby Lily nie dowiedziała się o jej ciąży, zapewne nigdy nie podeszłaby do Dor aby się pogodzić. A Black... no cóż brak mi słów... Kocham go tak samo jak Jamesa ale zachował się jak cham i prostak, ale dobrze, że się chociaż starał.

    Mary- jak zawsze zaskakująca. Jej przemyślenia i każde zdanie jest zaskakujące. Jest dobrą przyjaciółką i cały czas dojrzewa... Związek z Lupinem ją zmienił i to bardzo, co jej oczywiście służy.

    Mało było tu Jamesa i Lily, ale rozumiem, że trzeba było poświęcić dużo czasu na Meadows i Blacka.Moim zdaniem Wasz blog jest najlepszy z tych które dotychczas czytałam. Będę go czytać do końca:)
    Powodzenia w dalszym pisaniu i mam nadzieję, że wena będzie przychodziła do was dosyć często:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz myślę że chciały zakończyć domysły o Dor , a coś czuje że jeszcze się doczekamy Jamesa i Lily prawda ?

      Usuń
    2. Oh no mam taką nadzieję :) W sumie to racja ta niepewność była trochę dobijająca.

      Usuń
  3. A więc tak. Zacznę po kolei, aby rozwiać wątpliwości :)

    Dor i Syriusz:
    Przemiana w dupku, oczywiście zbyt późna i jego wściekłość na Dor z powodu braku dania kolejnej szansy - naiwniak. Dor - nie powiedziała Syriuszowi, ale ten wątek będzie jeszcze delikatnie poruszony w następnym rozdziale i być może zrozumiecie dlaczego :) Natomiast Mary wie, że dziewczyna nie jest w ciąży. Miałam nadzieje, że jasno to wyniknie z tego fragmentu - obie przez moment rozmawiały w bibliotece i obie były uśmiechnięte - głównie Dorcas, ale to poniekąd miało być szyfrowane "nie jestem w ciąży, Mary!" xD Lily, no cóż. Dziewczyny nie są już przyjaciółkami, owszem Lilyanne wyciągnęła pomocną i przyjacielską dłoń, ale Dorcas powiedziała jej dokładnie to, co ja osobiście myślę na ten temat. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się pogodzić obie dziewczyny, nie potrafię określić dokładnie dalszego przebiegu akcji. Zwłaszcza, że nam bardzo dużo rzeczy przychodzi... nagle!

    Lily i Mary.
    Wiemy, że Lily jest poszkodowana, ale czy na pewno? Owszem, Dorcas na nią napadła, zjechała ją z ziemią, ale sama Lily do tej pory nie zrobiła nic, poza tym, że wywaliła ją z kręgu najbliższych przyjaciół i była zazdrosna o to, że dziewczyna "w ogóle ŚMIE(!) jakkolwiek radzić sobie w tej sytuacji - chociażby szukając zrozumienia u największego wroga, Marleny. Zdecydowanie uważam, że obie są tu winne i nic dziwnego, że nie zauważyłaś kochana Salvio, aby Dor zabiegała o Lily. W końcu akcję, notabene specjalnie, pisałyśmy perspektywy Rudej, która zbyt chętna na jakąkolwiek rozmowę nie była ;> I Mary nie broniła szatynki - zapytała jedynie Lily, czy zdradzając sekret przyjaciółki zachowa się fair - obie doskonale wiemy, że nie zachowałaby się, a nasz Mary, chociaż głupiutka - to honorowa! xD

    Lily i James
    będzie ich jeszcze duuuzo duuuzo, ale tak. W tym rozdziale głównie chodziło nam o zakończenie tematu ciąży Dorcas :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się tam cieszę, że ta ciąża Dorcas nie była prawdziwa. W sumie, to trochę nie fair zagrała wobec Syriusza, udając, że spodziewa się dziecka i wiedząc, że test dał negatywny wynik. Co chciała tym osiągnąć, skoro nie zależy jej na powrocie Blacka? Czyżby zabawa uczuciami? Biedna Dorcas, która została zraniona, teraz się mści. Lubiłam jej postać, lecz teraz ta sympatia słabnie. Chociaż zgadzam się z nią, jesli chodzi o stosunki z Lily. Evans zachowywała się zbyt samolubnie i zgrywała wielce urażoną i poszkodowaną, a teraz myśli, że wszystko naprawi? W jakim ta dziewczyna świecie żyje? Nie ogarniam, jak trzeba być zapatrzonym w siebie i przekonanym o swoich racjach, żeby tak się zachować. O ile potępiałam Dorcas, gdy okłamała Syriusza, to tyle ją popieram w sprawie z Lily.
    Zgadzam się z przedmówczyniami, że brakowało mi tutaj Lily i Jamesa, ich uroczych sprzeczek. Niech wrócą tu czym prędzej, proszę ładnie. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku jak się cieszę, że wróciłyście. Intuicyjnie weszłam na bloga, a tu tyle zmian a co ważniejsze nowy rozdział. Nowy szablon jest uroczy i ma w sobie "to coś". Przeogromne było moje zdziwienie jak zobaczyłam, że jest "tylko" 58 rozdziałów. Myślałam, że skasowałyście te 44 i napiszecie je od nowa.

    Rozdział jest rewelacyjny. Ucieszyłam się, że Dor nie jest w ciąży bo nie wyobrażam sobie mojego kochanego Syriusza w roli ojca. Dorcas zachowała się chamsko w stosunku do Lily. Ona zmartwiona całą sytuacją przychodzi ją pocieszyć i wesprzeć, a ta chamsko "spadaj". Mary też aż za bardzo stoi za Dor no bo w końcu to nie Lily wyrzuciła Meadowes z domu tylko ona ją. W tym rozdziale brakowało mi wątku Potter-Evans. Uwielbiam sceny z nimi w roli głównej szczególnie jeśli są na wojennej ścieżce. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie ich więcej, ale musiałyście zakończyć jakoś ciąże Dorcas. Ciekawe ile będzie negatywny wynik testów trzymała w tajemnicy. Będzie gorąco jak prawda wyjdzie na jaw. :3 Mam nadzieję iż rozdział pojawi się jak najszybciej i będzie równie obłędny jak ten. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wróciłyście! W końcu! :)
    Tak w wieeeeelkim skrócie:
    Nie podoba mi się zachowanie Dor. :< Mimo wszystko Lily wyciągnęła do niej rękę, nie to co Dorcas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yak, dla jasności. To nadal ja, ale pod innym 'nazwiskiem'. :P

      Usuń
  7. Czytam to opowiadanie od niedawna (zaczęłam niedługo przed zmianą) i strasznie się cieszę, że wróciłyście! Co do tej rewolucji, to jestem mile zaskoczona. Wszystko teraz wygląda o wiele lepiej. Nie mówię, że wcześniej było źle, ale teraz jest po prostu lepiej :)
    Odnośnie notki. Jestem zszokowana! Naprawdę wcięło mnie! Dorcas nie jest w ciąży?! Byłam pewna, nawet dałabym sobie rękę uciąć, że jest. Ale może to dobrze... Dor jest podobna do Blacka - tak samo mnie denerwują! To jak zareagowała na Lily było troszeczkę niemiłe, ale z drugiej strony jak najbardziej na miejscu. Powiedziała Evans prawdę. W dość nieprzyjemny sposób, ale zawsze. To, że nie powiedziała nikomu o wynikach testu było jeszcze bardziej szokujące. Tylko mnie do siebie jheszcze bardziej zniechęciła. Zrozumiałam reakcję na wyznanie Rudej (w końcu, kto by się nie wkurzył), ale ta akcja z dzieckiem?! Zobaczymy, jak się potoczy akcja :)
    Jeszcze będę musiała trochę poczekać na Lily i Jamesa, prawda? Szkoda, bo ich wręcz uwielbiam! Cała ich miłość jest taka... magiczna! Kocham ją!

    Już nie przeciągam. Życzę dużo weny, czasu i chęci do pisania!

    Ula =)

    PS1. Nie mam bloga, a chciałabym być powiadamiana o nowych notkach. Mój mail: ula.echelon@gmail.com
    PS2. Jako, że jest to mój pierwszy komentarz tutaj, chciałabym powiedzieć tylko, że według mnie Logan Lerman nie za bardzo pasuje na Jamesa Pottera. Ciągle go widzę w roli ukochanego Percy'ego Jacksona. Bardzie Aaron Johnson przypomina mi naszego ulubionego Huncwota. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem prze szczęśliwa, że wróciłyście. Podoba mi się nowy szablon, podoba mi się akcja! Jestem ciekawa dalszego ciągu opowieści. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem rozbita emocjonalnie. Czyli Dorcas nie jest w ciąży! Tylko niepokoje się strasznie o przyjaźń Lil - Dor i relacje Syr - Dor. W sumie dzięki tej akcji z ciążą dowiedziała się, kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto nie za bardzo, ale mam wrażenie, że Dor odsuwa się od ludzi.
    Ogromnie ciesze się, że wróciłyście. Brakowało mi Was i tej historii. Tak z ciekawości po długim czasie weszłam i proszę! Miła niespodzianka. Życzę weny.
    Pozdrawiam, ściskam, całuję,
    Anaisse.

    + nowy szablon jest e p i c k i !! zakochałam się, szczerze!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak miło wejść tu przypadkiem i zobaczyć nową notkę! :) Zmiany faktycznie gruntowne, ale to dobrze :) Porządki na blogu, jak i w samym opowiadaniu. Aż mam ochotę przypomnieć sobie wszystkie rozdziały od początku...;-) Zwłaszcza, że bardzo dobrze się czyta takie dłuższe rozdziały, bardziej wciągają.

    Pozdrawiam i życzę dużo pomyślności z okazji "nowego" bloga:)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak ja się cieszę z Waszego powrotu ♥
    Straciłam już nadzieję, przestałam codziennie zaglądać, jednak dziś postanowiłam sprawdzić. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to oczywiście nowy wygląd! :)Zastanawiałam się czy to ten sam blog, przeczytałam notkę! Naprawdę bardzo się cieszę ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. A więc tak: chociaż Dorcas cholernie mnie wkurza, bardzo bym chciała, żeby jednak pogodziła się z Lily, ale wiem, że to nie jest koncert życzeń, i zrobicie jak uważacie (a ja w pełni zaakceptuję Wasz wybór, bo co by to nie było, na pewno w Waszym wykonaniu będzie świetne). Co do tego, że Lily dopiero teraz wyciągnęła pomocną dłoń, ja wcale się jej nie dziwię, po tym jak Dorcas zmieszała ją z błotem, też na jej miejscu nie uśmiechałoby mi się godzić z nią, poza tym o ile dobrze pamiętam, już wcześniej martwiła się o nią, tylko tego nie okazywała. Ciąża Dor moim zdaniem pokazała, że jest dobrą przyjaciółką i powinny się pogodzić, bo inna mogłaby powiedzieć, hahah pukniej się w czoło, dobrze Ci tak, trzeba było mu nie wchodzić do łóżka, a ona na serio się przejęła, chciała jakoś pomóc. Rozumiem, też reakcję Dor, tyle czasu milczała, a tu nagle jak się coś zdarzyło, chce pomóc, jednak takie reakcje następują pod wpływem chwili, pierwsze myśli, każą nam unieść się honorem, a potem jednak zastanawiamy się nad sprawą i dochodzimy do wniosku, że to nie tak powinno być. Mam nadzieję, że i tu tak będzie.

    Bardzo podoba mi się kreacja Mary, niby taka głupiutka, a chyba najmądrzejsza z nich wszystkich.

    Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wydarzeń i co będzie jak sprawa Lily, Jamesa i eliksiru wyjdzie na światło dzienne.

    Bardzo się cieszę, że wróciłyście, pozdrawiam Was serdecznie i przepraszam, że jako anonim, ale nie mam jeszcze konta tutaj.

    Iw.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nareszcie po kilku dniach czytania, dobrnęłam do końca ( czyli do tego rozdziału :D)
    I cóż mogę powiedzieć? Jestem mile zaskoczona takim, a nie innym obrotem spraw, chociaż niektóre postacie zaczęły mnie irytować ( na przykład to, jak Lily i James się podchodzą, a ona jest uparta jak osioł i momentami wręcz głupia). Jednak czytałam Wasze notki z wielkim bananem na twarzy, a momentami wybuchałam wręcz śmiechem ( na weselu Petunii, przemowa Pottera była wręcz epicka :D)
    A ten rozdział jest jednym z moich ulubionych, zwłaszcza końcówka.

    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę weny :D

    PS. Jest możliwość informowania o nowych notkach na gg?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest :) Podaj tylko numer GG, a jak tylko ukaże się rozdział 60 to dam znać :)

      Usuń

Obserwatorzy