piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział trzydziesty: (Nie)Zapomniany sylwester.


[muzyka]

Przeciągnęła się i otworzyła oczy. Słońce było już wysoko. Spojrzała przerażona na zegarek. Jedenasta trzydzieści. Późno. Jak na nią, aż za późno! Pogoda za oknem była fantastyczna. Śniegu co prawda, z każdą chwilą było coraz mniej, ale nadal mienił się fantastycznie. Z uwielbieniem pomyślała o sukience na dzisiejszy wieczór. Będzie wyglądać fantastycznie!
Z entuzjazmem klasnęła w dłonie i podniosła się z łóżka. Weszła do łazienki i w fantastycznym humorze, zaczęła się ogarniać. Nucąc pod nosem, przeczesała włosy i chwyciła naszykowane wcześniej ubranie. Po dwudziestu minutach była gotowa. Wychodząc z pokoju, rzuciła czułe spojrzenie w stronę sukienki.
Na parterze nie znalazła nikogo.
-James?
Rzuciła w przestrzeń, ale nie otrzymała odpowiedzi. Wzruszyła więc ramionami i ruszyła w stronę kuchni. Tak, jak przypuszczała - na blacie leżała karteczka.
„Poszliśmy na zakupy, James zostawił Ci kilka naleśników w lodówce. Będziemy później, mam nadzieję, że nie będziesz się nudzić. Ali.”
Przeczytała i aż się we niej zatrzęsło. Zmięła wściekła kartkę.
- Lily? – usłyszała i odwróciła się przerażona.
- Syriusz?! – wychrypiała. – Co ty tu robisz?!
- E… Mieszkam? – wyjąkał zaskoczony.
Dopiero teraz zauważyła, że jest w samym ręczniku.
- O rany! – jęknęła i odwróciła się z powrotem. – Mógłbyś się… ubrać? – poprosiła.
- Jasne – zarechotał. – Zaraz wracam.
Odetchnęła z ulgą i podeszła do lodówki. Wyjęła z niej naleśniki i… Nie miała zielonego pojęcia, gdzie znajdzie sztućce i talerzyki. Westchnęła i zaczęła otwierać wszystkie szafki po kolei.
- Ta w rogu – do kuchni wrócił Black.
Podszedł pewnym krokiem do odpowiedniego miejsca. Okazało się, że owa szafka, wisi dokładnie nad nią. Podniosła się z ziemi, w tym samym czasie, w którym Syriusz sięgnął dwa talerzyki. Przeszył ją dreszcz. Był stanowczo za blisko. Uśmiechnął się łobuzerko i podał jej naczynia, nie odrywając przy tym swoich oczu od jej zielonych tęczówek. Kiedy jej palce zacisnęły się na naczyniach, nie puścił ich od razu.
- Dzięki - szepnęła, a tętno wyraźnie jej przyspieszyło. Pachniał tak znajomo…
- Nie ma za co - jeszcze szerszy uśmiech. – To, co, jemy? – zapytał po dłuższej chwili, lekko zachrypniętym głosem.
- Tak! – odpowiedziała natychmiast, podskakując jak oparzona i jakby wybudzając się z tego transu. Próbując uspokoić rozszalałe serce opadła na stołek i chwyciła naleśnika. – Kiedy przyjedzie Dorcas? – mruknęła bez entuzjazmu, chcąc przerwać ityrująco niezręczną ciszę.
- Już wszyscy są! – roześmiał się i usiadła dokładnie naprzeciw niej.
- Jak to? – zapytała zaskoczona nadal starając się za wszelką cenę nie patrzeć w jego szare tęczówki.
- Spałaś, nie chcieliśmy cię budzić. Dziewczyny są w pokoju, Remus stwierdził, że ma coś do załatwienia, Peter podobno dojedzie później, ale wiesz z nim to nic nie wiadomo. – wzruszył ramionami i się roześmiał. – A James poszedł do sklepu z…
- Alison… - dokończyła za niego i spochmurniała.
Spojrzał na nią uważnie.
- Poznałaś ją już?
- Och, tak! Fantastyczna dziewczyna! – uśmiechnęła się krzywo i spojrzała na niego z żalem.
- Nie wiedziałem, że doczekam chwili, w której Lily Evans, ta Lily Evans, będzie zazdrosna o Rogasia! – roześmiał się.
- Lepiej pilnuj swojej dziewczyny. – burknęła wściekła.
- Chyba nie rozumiem - spoważniał nagle.
- Nie ważne – szepnęła i podniosła się z miejsca. – Który pokój?
- Drugi na prawo, ale wiesz… Musimy być dyskretni! – roześmiał się.
- Black! – krzyknęła wściekła. – Nie twój, Dorcas!
Spojrzał na nią z dziwnym uśmiechem.
- Drugi na prawo, Lily.
- Jak mnie wkręcasz, to pożałujesz! – warknęła ostrzegawczo i ruszyła na górę.
- Pewnie, kochanie, pamiętam! – znów się roześmiał.
Podeszła niepewnie do bukowych drzwi i zapukała cichutko. Usłyszała delikatną szamotaninę, a później rozczochrana, brązowowłosa osóbka otworzyła je szeroko.
- Lily! – zapiszczała – O mój Boże! Tak bardzo cię przepraszam! Nie chciałam, żeby tak wyszło! – Ruda uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dorcas, może wejdziemy? Jesteś w samej bieliźnie!
- Och! – westchnęła i pociągnęła przyjaciółkę za rękę, zatrzaskując z hukiem drzwi.
Dwadzieścia minut później siedziały na łóżku i rozmawiały, jak gdyby nigdy nic.
- Gdzie byłaś całe święta? – zapytała wesoło.
- Z Syriuszem! Na początku przyjechaliśmy tutaj, ale później dostał list, że zmarł jego wujek, Alphard. No wiesz, jedyny krewny, który go naprawdę lubił… Zostawił mu gigantyczny spadek!
- To fantastycznie! – ucieszyła się.
- Tak! Popatrz! – zapiszczała i wyciągnęła przed siebie dłoń, na której znajdował się…
- Nie wierze! – szepnęła i ujęła jej dłoń z uznaniem wpatrując się w błyszczący diamencik. – Oświadczył ci się?!
- Tak! Och, Lily! Tak bardzo się cieszę, że między nami już wszystko w porządku! Brakowało mi ciebie! Nie miałam z kim porozmawiać! – rozczuliła się i znów uścisnęła przyjaciółkę.
- Dorcas… - Lily spochmurniała naglę i spojrzała na dziewczynę wyczekująco. Chciała zadać wreszcie dręczące ją pytanie i wyzbyć się tych wszystkich wątpliwości i niedorzecznych domysłów.
- Och, racja! Mów! Jak tam z Jamesem? – Oczy Meadowes momentalnie zapłonęły.
- A jak ma być? – zapytała speszona i uciekła spojrzeniem na bok.
- Żartujesz?! Umówił się z nami dwa dni temu! Siedzieliśmy na Pokątnej. Opowiedział mi o jego pobycie u ciebie w domu. Widzisz, jednak nie ma tego złego! A co by było, jakbyśmy jednak do ciebie przyjechały? – zachichotała.
- Z wami? – wykrztusiłam.
- No, a z kim? Przyjechałam razem z Syriuszem! Widzieliśmy nawet jak wychodzisz od Madame Malkin. Siedziałam z Potterem przy stoliku, a Syriusz poleciał po jakiś deser. Machałam do ciebie, ale chyba nie widziałaś. Pobiegłaś w stronę Śmiertelnego Nokturnu. James się o ciebie bał, więc pobiegł za tobą… Wszystko w porządku? – zapytała z troską, patrząc na Lily z niepokojem.
- W jak najlepszym! – Ruda nie mogła się pozbyć głupkowatego uśmiechu. – A! Naucz swojego narzeczonego, żeby nie robił sobie jaj z twojej najlepszej przyjaciółki, dobra? – roześmiała się perliście.
- Co masz na myśli? – zapytała zaskoczona.
- Pytałam, w którym jesteś pokoju. Powiedział, że w drugim i puścił jakąś sprośną aluzję. Byłam pewna, że mnie wkręca! – znów się roześmiała. Dorcas przygryzła wargę. – Co?
- Bo widzisz, Lily, to także jego pokój… - szepnęła speszona i z zakłopotaniem podrapała się po głowie.
- Tak? – Ruda nie mogła powstrzymać nerwowego chichotu. – A gdzie śpi? Nie widzę drugiego łóżka.
- Lily - Meadowes najwyraźniej traciła pomału cierpliwość. Przyjęła rzeczowy ton i spojrzała na przyjaciółkę uważnie. – Jestem jego narzeczoną. Śpi dokładnie tu – powiedziała z naciskiem i wskazała miejsce, na którym siedziała.
- Ale, że tu?! – zapytała spanikowana, a ona potaknęła. – FUJ! – krzyknęła i zerwała się z łóżka.
Na swoje nieszczęście zaplątała się w pościel i runęła na podłogę. Dorcas zaniosła się głośnym śmiechem.

***

- Lily? – do pokoju weszła Dorcas.
Wyglądała fantastycznie. Włosy układały jej się w delikatne fale. Makijaż miała dosyć ostry. Buty o niewiarygodnie wysokich obcasach i krótka, ale nie za krótka, sukienka w czekoladowym kolorze.
- Tak? – zapytała patrząc w jej lustrzane odbicie.
- Wow… - szepnęła z podziwem rozglądając się dookoła. – Masz lepsza sypialnię… Zresztą, nieważne. Kto to jest Alison? – zapytała rzeczowym tonem.
Była wściekła. Evansówna uśmiechnęła się pod nosem i odłożyła jeden z pędzli na blat toaletki. Odwróciła się na krzesełku i spojrzała na przyjaciółkę pocieszająco.
- Co zrobił Syriusz? – kąciki jej ust niebezpiecznie zadrgały.
- Nie on tylko ona! Ćwierka do niego cały dzień! – warknęła i uderzyła pięścią w szafkę.
- Witaj w moim świecie – roześmiała się perliście i wzruszyła ramionami.
- Bawi cię to?
- Dorcas, ona jest niegroźna. Syriusz cię kocha, oświadczył ci się! Naprawdę myślisz, że byłby, aż tak głupi? – zapytała momentalnie poważniejąc, i patrząc na dziewczynę z łagodnym uśmiechem.
- Może i masz rację, ale na nią trzeba uważać - westchnęła zniecierpliwiona i wypadła z pokoju.
- Ta… Mnie tego nie mów… - uśmiechnęła się ponuro i wziąwszy głębszy oddech, ponownie odwróciła się do lustra.
Z dołu dochodziły już przepyszne zapachy. Czuć było, że panowie spisali się wyśmienicie. Po raz kolejny przejechała błyszczykiem po ustach i z uśmiechem podeszła do wieszaka. Starannie zaczęła wkładać sukienkę, a później wskoczyła w buty o niebotycznych obcasach. Zadowolona z siebie chciała opuścić pomieszczenie, ale drzwi otworzyły się tak gwałtownie i z takim hukiem, że aż podskoczyłam.
- Żartujesz?! – Mary spojrzała na przyjaciółkę krytycznie.
- Z czym? – zapytała przerażona.
- Chcesz zejść w tym? - prychnęła McDonald i wskazała na mieniącą się sukienkę Lily.
- Przecież wyglądam dobrze! – oburzyła się natychmiast i podeszła do lustra, żeby ponownie się sobie przyjrzeć.
- Owszem, dobrze! A masz wyglądać wyśmienicie! Zdajesz sobie sprawę, że Ali paraduje w sukience, która ledwo przykrywa jej pośladki? – prychnęła wściekła.
- Mary, czym ty się przejmujesz? – zapytała, coraz bardziej przerażona jej zachowaniem.
- Wygląda lepiej ode mnie! – wrzasnęła i opadła na łóżko wykrzywiając usta w podkówkę, co mogło oznaczać tyle, że za moment się rozpłacze.
- No chyba żartujesz? – zapytała z niedowierzaniem i usiadła na łóżku obok niej.
Mary miała na sobie idealnie dopasowaną „małą czarną” i wysokie, lakierowane obcasy. Włosy związała w ciasną kitkę, a usta podkreśliła czerwoną szminką.
- Nikt nie będzie wyglądał lepiej od ciebie! – pocieszyła ją.
- Remus nawet na mnie nie spojrzał! – prychnęła, a Rudą wmurowało. – W kółko wodzi wzrokiem za tą… Dziewuchą!
- Mary - westchnęła i pochwyciła obie dłonie przyjaciółki, patrząc przy tym w jej lekko zamglone, niebieskie oczy. – Ona jest wilą. I próbuje uwieść Jamesa. Za pewne używa tego ich czaru… Nic dziwnego, że każdy się za nią ogląda! - wzruszyła ramionami, próbując zażartować, ale wyszło jej to dosyć marnie.
- Serio? – zapytała ze łzami w oczach.
- No jasne! Jak tylko Potter się podda, a ona nareszcie będzie go miała całego dla siebie - mówiła z coraz większym trudem. – to wtedy Remus znów zainteresuje się tobą.
- Dzięki! – rozchmurzyła się delikatnie. – Jesteś najlepsza - przytuliła się do niej mocno, po czym wyjęła szminkę, przejechała nią dwukrotnie swoje idealne usta i wyszła z pomieszczenia. Rudowłosa westchnęła ciężko i opadłam bez sił plecami na łóżko, z rozpaczą odwracając głowę w kierunku lustra. Tak bardzo się cieszyła, że będzie wyglądać przepięknie, idealnie… A przecież w starciu z wilą nie miała najmniejszych szans!
- Lily? – do pokoju niepewnie zajrzał James. Gwałtownie poderwała się z miejsca i usiadła wyprostowana na łóżku. – Przepraszam, drzwi były otwarte, więc…
- Spokojnie – uśmiechnęła się, poprawiając nerwowo sukienkę. – Co się dzieje? W czymś pomóc?
- Nie, już wszystko gotowe i schodzą się już nawet goście, ale… - zająknął się.
- Ale?
- Mam coś dla ciebie… - szepnął konspiracyjnie i zamknął drzwi.
Spojrzała na niego zaskoczona. Podszedł do niej i wyjął średniej wielkości pudełeczko. Wzięła je zafascynowana i otworzyłam.
- O rany… - szepnęła zaskoczona.
W środku była przepiękna bransoletka. Wyjął ją z pudełeczka i zabrał się za zapinanie tego cuda na jej nadgarstku. Przyglądała mu się zafascynowana. Uśmiechał się delikatnie, a jego twarz napinała się w skupieniu. Kiedy skończył, pochwycił jej rękę i spojrzał prosto w oczy jej zielone, migoczące oczy. Z dołu dobiegły pierwsze dźwięki. Dziewczęta zapiszczały.
- Gotowa? – szepnął.
Odpowiedziała mu nieznacznym kiwnięciem głowy, a chwilę później odetchnęła głębiej i podniosła się z miejsca. Była pewna, że pochwyci ją za rękę i poprowadzi na dół, ale nic takiego się nie wydarzyło. Odwróciła się w jego stronę i uniosła pytająco brew. Nie podniósł się nawet z łóżka. Siedział na jego krawędzi i wpatrywał się w nią z podziwem. Nie za bardzo rozumiała o co mu chodzi. Czuła się dziwnie. Bała się wykonać chociażby najmniejszy ruch. Nerwowo wygładziła sukienkę i założyła za ucho rudy kosmyk. Krępował ją tym wwiercającym się spojrzeniem. W pewnym momencie jego twarz pokrył nieznany jej dotąd cień. Jakby determinacji. Podszedł do miejsca w którym stała i bez uprzedzenia ujął jej twarz w swoje dłonie, a następnie przylgnął ustami do jej ust. Totalnie zaskoczona i wyzbyta wszelkiego racjonalnego myślenia, oddała pocałunek. Smakując jego ust z coraz większym uwielbieniem, przymknęła oczy i poddawała się pieszczocie. Jego ręce ześlizgnęły się wzdłuż jej ciała i spoczęły na tali w pewnym, stanowczym uścisku. Przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej i pogłębił pocałunek. Uniosła niepewnie ręce i będąc w jakimś dziwnym amoku, przepełniona nieustannie zmieniającymi się doznaniami i uczuciami, zarzuciła mu je na szyję, chcąc jeszcze mocniej wpić się w jego wargi. Nie przejęli się krokami na korytarzu, czyimś krzykiem, ani docierającą do nich z dołu paplaniną. Liczyło się to, co działo się właśnie między nimi. Jej ciało paraliżował jego dotyk, a umysł pomału pozbawiał ją wszelakich przemyśleń. Pocałunki stawały się coraz bardziej gorące i zachłanne, a błądzące po jej ciele dłonie, coraz pewniejsze. Może właśnie dlatego nie zaprotestowała od razu, kiedy wykonał nieśmiały krok w stronę łóżka? Dopiero, kiedy ponownie dotarli do jego krawędzi, a ona niebezpiecznie się zachwiała, oderwała się od jego ust i wychrypiała:
- James...
- Lily! - jęknął, patrząc w jej roziskrzone oczy.
- Nie możemy... - szepnęła i pogłaskała go po policzku.
- Przestań. – poprosił odrobinę za ostro. – Kiedy wreszcie przestaniesz się przejmować tym, co możemy, a czego nie? Nie możesz po prostu dać się ponieść emocjom?
- James… - uśmiechnęła się delikatnie.
- Co? – zapytał obrażony i odsunął się od niej zrezygnowany.
- Chodzi mi po prostu o to, że nie możemy zostawić gości, musimy iść na dół.
- Wolę zostać tutaj - wzruszył ramionami i w mgnieniu oka znalazł się przy niej, odnajdując ustami jej szyję.
- Tak, ja też… - zaczęła, ale w brutalny sposób jej przerwano.
- Rany! James! – do środka bez pukania wpakowała się Ali. Odskoczyła od Jamesa jak oparzona. – Już wszyscy są!
- No i? – burknął niezadowolony.
- Żartujesz? – prychnęła i posłała rudowłosej takie spojrzenie, jakby chciała ją zabić. W tym momencie Lily poczuła, jak palce Jamesa splatają się z jej. – Jesteś gospodarzem! Musisz ich przywitać.
- Przecież możesz to zrobić ty – wzruszył ramionami.
- O rany… - szepnęła i podeszła do niego.
Uśmiechnęła się słodko, strzepnęła niewidzialny pyłek z jego koszuli, a następnie chwyciła go za obie dłonie, uwalniając tym samym dłoń rudowłosej.
- Oczywiście, że mogę. Tylko lepiej by to wyglądało, gdybyś wczuł się troszeczkę w swoją rolę, i poszedł ze mną. Jeżeli się boisz, to powiem coś za ciebie…
- Boję?! Oszalałaś? – prychnął. – Tylko mam tu jeszcze, coś…
- No to świetnie! – przerwała mu i zaczęła ciągnąć na dół.
Oniemiała, patrzyła na całą tą scenę. James odwrócił się zdezorientowany i w ostatniej chwili, chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.
Impreza miała się toczyć w jadalni. Rodzinny stół zniknął. Chłopcy wyczarowali za to niewysoki i średniej wielkości podest, na którym stał ktoś w rodzaju DJ’a . Pokój został magicznie powiększony i w cudowny sposób przyozdobiony. Zamiast rodzinnych zdjęć i pamiątek, zawisły balony i serpentyny. Na środku, zamiast lampy, wisiał średniej wielkości „kokon”, a na jego środku, kula, która kręciła się w rytm muzyki. Od niej odchodziły cztery wstęgi, które biegły do każdego rogu. Wszystkie były w kolorze czerwonym i pokryte były błyszczącymi gwiazdkami. W dodatku, po pokoju coś się unosiło. Było złudnie podobne do małych świetlików, z tą tylko różnicą, że robaczki mają jednolity kolor, a te się mieniły.
Pod oknem ustawiony był długi stół, a na nim pełno było alkoholu, a także jedzenia. Ludzi było ogromnie dużo. Potter zaprosił chyba całą Dolinę Godryka. Jak tylko zobaczyli, że pojawił się w pomieszczeniu, zaczęli wiwatować. Dziewczyny piały zadowolone. Lily stanęła przy drzwiach z uśmiechem i ze skrzyżowanymi rękoma i obserwowała jak James gramoli się na wysepkę w kuchni, a następnie patrzy na wszystkich z łobuzerskim uśmiechem. Dostrzegła też szalony błysk w jego orzechowych oczach, a jej serce przyspieszyło swój rytm, ponownie przyprawiając ją o zawroty głowy. James wyglądał fantastycznie. Czarne koszula idealnie opinała jego wysportowane ciało, a zmierzwione włosy i postawiony kołnierzyk nadawały mu łobuzerskiego charakteru. Ledwo uniósł rękę, a muzyka ucichła. Wszyscy wpatrywali się w niego wyczekująco. Alison stanęła z jego prawej strony i ujęła jego dłoń, uwieszając się jednocześnie na jego ramieniu. Przeczesała palcami swoje blond włosy i pomachała z szerokim uśmiechem do jakiejś dziewczyny.
- Żmija! – syknęła nie mogąc się powstrzymać. Alison najwyraźniej czuła się jak u siebie, co niesamowicie ją irytowało.
- Taaa… - usłyszała równie zniecierpliwiony głos Dorcas.
Mijały kolejne minuty, a James tylko i stał i rozglądał się po sali. W końcu jego wzrok padł na stojącą w kącie Rudą. Jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej. Emanował pewnością siebie. Ludzie zaczęli szeptać.
- Ale przecież wy to już wszystko wiecie, więc po co mam się powtarzać? Miłej zabawy, kochani! – krzyknął niespodziewanie, a po sali potoczyły się okrzyki, śmiechy i wiwaty.
W tym momencie rozległo się głośne trzaśnięcie. Remus odpalił małą wyrzutnie, z której wyleciały kolejne serpentyny, a Syriusz machnął różdżką. Kokon otworzył się i zaczęła się z niego sypać nieskończona ilość srebrnego konfetti.
Tłum zaczął szaleć. DJ włączył jakiś szybszy utwór. James zeskoczył z wysepki i zniknął gdzieś w tłumie.
- Wybacz… - usłyszała i podążyła za głosem.
Dorcas właśnie oddalała się z Syriuszem, aby chwilę później zacząć szaleć na parkiecie. Uśmiechnęła się niepewnie i rozejrzała po sali. Mary właśnie wyciągała Remusa, Alison zabawiała jakąś grupkę, inni tłoczyli się przy alkoholowym stoliku. Poczuła się delikatnie nieswojo.
- Mogę prosić? – szepnął prosto do jej ucha, a ona odetchnęła z ulgą i dała się poprowadzić na parkiet.

***

Siedziała przy stole i obserwowała bawiący się tłum. Wszyscy skakali i głośno śpiewali. Spojrzała niepewnie na zegarek. Wpół do dziesiątej. Uśmiechnęła się do siebie. Wybuch śmiechu. Spojrzała w tamtym kierunku. James z Syriuszem odstawiali właśnie szalony taniec. Pokręciła głową z niedowierzaniem i również się roześmiała.
- Chyba nigdy nie dorosną. – Wolne miejsce obok niej zajął Lupin i z dezaprobatą pokręcił głową.
- Może ty też powinieneś tak zaszaleć? Mamy dopiero po osiemnaście lat! Nie możemy być odpowiedzialni i poważni, jak nasi rodzice! – zachichotała, trącając przyjaciela ramieniem.
- Może i masz rację - zasępił się i chwycił butelkę Kremowego Piwa. Błądził wzrokiem po tłumie. Przyjrzała mu się uważniej i zapytała z niepokojem.
- Wszystko w porządku?
Nie odpowiedział. Kiwnął jedynie głową, a swoje oczy utkwił w tańczących na parkiecie. Co jakiś czas unosił butelkę do ust, albo uśmiechał lekko. Podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem i uśmiechnęła się z delikatnym triumfem. Dokładnie naprzeciwko niego szalała Mary w towarzystwie przynajmniej dziesięciu partnerów.
- Może po prostu idź i poproś ją do tańca? – stwierdziła nagle, ponownie przenosząc spojrzenie na niego i uważniej obserwując jego reakcje.
- Co? – spojrzał na nią zaskoczony.
Zachichotała i wskazała mu palcem Mary. Niby tańczyła z chłopakami, ale wzrok miała utkwiony dokładnie w nim. Wziął ogromny łyk piwa.
- Podobasz jej się! Od balu nie może przestać o tobie mówić! Jesteś chyba jednym facetem, którego nie potrafiła zdobyć – ponownie się roześmiała, ale to wcale nie rozchmurzyło Remusa.
- Ta i tego się boję… - stwierdził z przekąsem i odstawił zniesmaczony butelkę.
- Czego?
- Przecież to kobieca wersja Jamesa i Syriusza! – westchnął. – Co jeżeli…
- Lepiej coś zrobić i tego żałować, niż nie zrobić i żałować przez resztę życia, że się nie zrobiło. – powtórzyła mu słowa Spencer. Spojrzał na nią zaskoczony. – No idź! – krzyknęłam ponaglająco. Jeszcze przez chwilę szukał argumentu, ale w końcu pocałował mnie w policzek i pewniejszy siebie ruszył do blondynki. Z satysfakcją przyjęła rozszerzone oczy przyjaciółki i szeroki uśmiech, którym obdarzyła Lupina. Chłopak ujął jej dłoń i przyciągnął do siebie, rozpoczynając ich dziki taniec. Uśmiechnęła się rozczulona pod nosem, nie mogąc oderwać wzroku od przyjaciół.
W pewnej chwili poczuła na sobie świdrujące spojrzenie. Niepewnie zwróciła oczy w owym kierunku. James nadal wygłupiał się z Blackiem, ale teraz patrzył na nią znacząco. Raz kozie śmierć, pomyślała i kręcąc głową nad własną głupotą, wpakowała się na parkiet pomiędzy nich. Zagwizdali i przylgnęli do niej oboje. Tłum zawył zachwycony, a ja zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej. Ledwo jednak na dobre się rozkręcili, a muzyka zaczęła zwalniać. Światła jeszcze odrobinkę przygasły. Nie przestawała wygłupiać się z Blackiem. Oboje zaśmiewali się w głos. Syriusz pochwycił ją nawet pewniej i wspólnie wykonali jakiś niedorzeczny obrót. Odchyliła głowę do tyłu, uwalniając z siebie kolejne parsknięcia śmiechu. Musieli wyglądać komicznie, tańcząc jak szaleni w rytm wolnego utworu. Black okręcał ją coraz szybciej i coraz pewniej aż w końcu zakręciło jej się w głowie. Zamknęła oczy, a sekundę później usłyszała ciepły głos przy swoim uchu.
- Tutaj nikt nas nie znajdzie.
Otworzyła gwałtownie oczy i zaskoczona zanotowała, że znajduje się w ramionach Jamesa. Prowadził ją powoli, bez zbędnego pośpiechu i porywczości, z dziwną czułością wpatrując się w jej oczy. Widziała swoje odbicie w jego orzechowych oczach, a na szyi czuła przyjemny dreszcz. Jego zmierzwione włosy przyjemnie  łaskotały przyprawiając ją o zawroty głowy, które potęgował wypity alkohol.
- Mówiłem ci już, że przepięknie wyglądasz? – wymruczał, delikatnie całując płatek jej ucha.
- Nie! – roześmiała się, lekko przymykając oczy.
Jego usta w ślimaczym tempie przemierzały drogę do jej ust. Drżała z napięcia i ogarniającego ją podniecenia. Ze niecierpliwieniem odliczała milimetry dzielące ich od pocałunku. Jej oddech stał się płytszy i odrobinę przyspieszony, a paznokcie mocniej wbijała w jego plecy. Jego dłonie objęły jej talię i mocniej przyciągnął ją do siebie. Jęknęła cichutko i delikatnie odchyliła głowę do tyłu, prosząc o dalsze pieszczoty. Przestali tańczyć i zatopili się tym niesamowitym doznaniu.
- Mogę go porwać na chwilkę?
Niesamowita atmosfera natychmiast się rozpłynęła. Lily otworzyła oczy i wygładziła nerwowo sukienkę. Chrząknęła, ale nim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Ali pochwyciła Jamesa za rękę i już ich nie było.

***

Impreza z każdą minutą robiła się coraz bardziej beznadziejna. Przynajmniej dla Evansówny. Mary była w swoim żywiole. Panowie latali za nią z każdej strony, a ona miała wreszcie swojego Remusa. Dorcas ku jej zaskoczeniu, bezustannie pilnowała Syriusza, co jej wydawało się totalnie bez sensu! Nie było chwili, żeby nie trzymał swojej narzeczonej za rękę, a teraz, chociaż tańczyli na parkiecie tuż koło skąpo odzianych dziewczyn, on i tak wpatrywał się w nią ja w obrazek.
Tak, jak Łapa przewidywał, Peter nie pojawił się na przyjęciu. Raczej jej to nie zdziwiło. Nie przepadał za tego typu rzeczami. Preferował samotność. Samo siedzenie z przyjaciółmi wiele go kosztowało, a co dopiero konfrontacja z taką ilością nieznanych mu ludzi. Ona miała zresztą podobnie.
Pełno tu było ludzi, których zupełnie nie znała. Nie miała też pojęcia, którzy z nich są czarodziejami, a którzy mugolakami i czy w ogóle takowi są na tej imprezie. Co chwilę, któryś z nich się do niej przysiadał i prosił do tańca, ale ona uparcie odmawiała. Interesowało ją tylko jedno: Alison, jej krotka sukienka i sam gospodarz. Chodziła za nim nieustannie. Gdzie on, tam i ona. Śmiała się, jak idiotka i brylowała w dobrze jej znanym towarzystwie. I trudno się dziwić! Była wilą! Piękną, doskonale zbudowaną wilą, a ona jedynie rudą, nikogo nieobchodzącą, Lily Evans! Mugolką!
Wściekła pochwyciła kieliszek Ognistej Whisky.
- Wow - usłyszała nieznajomy i pełen podziwu głos. 
Ciekawość zdominowała irytację i przeniosła oczy na stojącego przy niej nieznajomego. Obrzuciła go krytycznym spojrzeniem, a kiedy do jej delikatnie zamroczonego umysłu zaczął docierać rejestrowany obraz, uśmiechnęła się słodko i spojrzała na przystojniaka pytająco. Chłopak był nieziemsko wysoki, a jego ciepłe, czekoladowe oczy patrzyły na nią z uwielbieniem. Lekki zarost i poczochrana grzywa dodawały mu męskości, a ostre rysy twarzy przyprawiały ją o zawroty głowy. W dodatku emanował pewnością siebie. Wyjął jej z rąk do połowy opróżnioną butelkę i patrząc na nią z czarującym uśmiechem, zapytał:
- Nie przesadzasz?
Zapach jego perfum wymieszał się z szumiącym w jej głowie alkoholem, tworząc powoli mieszankę wybuchową. Będąc pod działaniem jego uwodzicielskiego spojrzenia, pokiwała zalotnie palcem, a kiedy się pochylił, szepnęła wprost do jego ucha.
- Może troszeczkę.
Jednocześnie próbowała pochwycić trzymaną przez niego butelkę. Kiedy jej usta przez przypadek dotknęły jego ucha, przymknął oczy, ale szybko się opanował. Spojrzał w jej zielone oczy, a ona roześmiała się rezolutnie, odchylając głowę do tyłu.
Opadł na krzesło tuż koło niej i napełni oba kieliszki, swój i jej. Nie zdążył nawet zakręcić butelki, kiedy jednym haustem opróżniła swój i wyciągając rękę z naczyniem, posłała mu wyczekujące spojrzenie. Uniósł brwi w zaskoczeniu, ale bez słowa napełnił go ponownie. Najwyraźniej zrezygnował z zakręcenia butelki, gdyż odstawił ją na stół i szybko pochwycił swój kieliszek.
- Najlepszego w nowym roku - mruknął wprost do jej ucha.
Przeszył ją cudowny dreszcz. Jej rozpalone od warg Jamesa ciało, reagowało aktualnie na każdą, nawet najmniejszą i najbardziej delikatną pieszczotę. Na policzki wystąpiły jej dwie, pokaźne i purpurowe plamy. Miała nawet delikatne problemy z oddechem. Nie odrywając swoich oczu od jego, przechyliła kieliszek.
- Ryan - powiedział i uśmiechnął się, wyciągając dłoń.
- Lily - odpowiedziała, jak zaczarowana.
Ujął jej dłoń i musnął ją ustami. Zadrżała i zaczęła oddychać jeszcze szybciej.
- Jak się bawisz? – wymruczał do jej ucha. 
Był tak blisko, za blisko... Uśmiechnęła się jednak zalotnie i obserwowała jak z podziwem wodzi wzrokiem po jej ustach, ześlizgując się po nieokrytych ramionach i lądując w końcu na głębszym dekolcie w jej sukience.
- Coraz lepiej… - szepnęła, chwytając jego podbródek i zmuszając, aby ponownie spojrzał jej w oczy.
Przybliżył się nieznacznie, ale nim ich usta się spotkały, odsunęła się delikatnie. Był wyraźnie zaskoczony. Posłała mu kokieteryjny uśmiech i wyciągnęła rękę po butelkę Ognistej Whisky. Znajdowała się dokładnie za nim. Nadal patrząc w jego oczy, zaczęła się zbliżać. Ich twarze dzieliły milimetry. Patrzył na nią z coraz większym pożądaniem. Przygryzła wargę i wychyliła się jeszcze odrobinkę. Jej palce zacisnęły się pewnie na butelce, ale za to ich dwójka wyglądała dość dwuznacznie. Ryan leżał wparty na łokciach na sąsiadujących krzesełkach, a ona pochylała się nad nim. Jedną rękę umieściła na wysokości jego głowy, a kolano prawej nogi umieściła pomiędzy jego udami, miednicą niemalże opierając się o jego brzuch. Wstrzymali oddech, przez moment mierząc się pożądliwym wzrokiem. Z uśmiechem przyjął zaistniałą sytuację i przybliżył swoje wargi do jej, lekko rozchylonych. Puściła do niego oczko i z tajemniczym uśmiechem, z powrotem opadła na krzesełko.
Przyjął to z lekkim jękiem zawodu. Nalała alkoholu do obu kieliszków i podniosłam swój. Potrzebował trzydziestu sekund, aby ponownie znaleźć się dość blisko niej. W końcu straciła rachubę wypijanych kieliszków. Alkohol przejmował nad nią kontrolę, a jego zniecierpliwiony i pełen pożądania wzrok, coraz śmielej skradał się po jej ciele, co w połączeniu z tandetnymi komplementami coraz bardziej ją nakręcało.
Kiedy jego usta odważyły się wreszcie musnąć jej ucho, jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Posłała mu wyzywające, lubieżne spojrzenie i podniosła się z miejsca. W głowie jej szumiało, a świat niesamowicie wirował. Przypomniało jej się, co mówiła Joe.
„Bohaterką tego tańca jest kobieta, emanująca erotyzmem, który przenika każdy jej ruch!”. 
Uwielbiała wczuwać się w tą rolę. Zajęła centralne miejsce na parkiecie i odwróciła zalotnie głowę w jego stronę. Zaczęła tańczyć, tak perfekcyjnie wyuczony układ. Patrzyła prosto w jego czekoladowe tęczówki. Na jego ustach błąkał się uśmiech, a przez twarz przechodził dziwny cień. Gdzieś z prawej strony dostrzegła wolnego chłopaka. Nie wiele myśląc, i nadal patrząc z pożądaniem na Ryana, zaczęłam uwodzić tego, który mi się nawinął. Tak, jak przypuszczałam, Ryan nie wytrzymał długo. Uśmiechnęła się z triumfem widząc jak podnosi się ze swojego miejsca i zmierza w jej stronę. Kiedy zostały my zaledwie trzy kroki, a ona była coraz bardziej nakręcona i pijana, odwróciła się przodem do partnera, uniosła nogę, oplatając nią chłopaka i pozwoliła, aby odchylił jej ciało do tyłu. Ujął jej dłoń i z niesamowitą wprawą pomógł podnieść się do góry. Robiła to powoli, nadal kusząc zmierzającego do niej Ryana. Zamknęła oczy, kiedy znalazła się ponownie w pionie, czując, że jej czoło oraz nos, złączyły się z czołem i nosem prowadzącego. Rozchyliła usta, łapczywie chłonąc powietrze. Była wykończona.
- Pięć, Cztery… - ktoś rozpoczął odliczanie, wystraszyła się i otworzyła oczy. Jej partner zniknął.
- Zapraszam wszystkich na zewnątrz! – wzmocniony głos Jamesa potoczył się echem dookoła.
Dziewczęta zaczęły piszczeć, wszyscy zaczęli pchać się na zewnątrz. Westchnęła i pochwyciwszy przeznaczoną dla każdego lampkę szampana, jako ostatnia ruszyła w kierunku drzwi. No tak, James obiecał przecież niespodziankę. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Alison!
Gdy do jej uszu dotarł pretensjonalny głos Jamesa, jak zaczarowana udała się w przeciwnym kierunku. Znajdował się z nią w salonie, a drzwi były niedomknięte. Stanęła przy ścianie i zaczęła nasłuchiwać. Przez niewielką szparę widziała wędrującego w tą i z powrotem Pottera. 
- Daj spokój! Przecież wiem, że tego chcesz… - szepnęła i podeszła do niego zmysłowym krokiem. Próbowała go pocałować. Odepchnął ją.
- Zrozum. Jesteś fantastyczną dziewczyną, ale kocham…
- Lily! Lily! Lily! – prychnęła wściekła. – Nie widzisz, że zabawia się z kimś innym! Wyraźnie ma cię gdzieś.
- Bawi się z kimś innym, bo ty przyczepiłaś się do mnie! – warknął.
- Chciałam tylko, żebyś dobrze się bawił! Poza tym nieustannie mnie podrywasz! Myślałam, że…
- Że między nami coś będzie? Zrozum, jesteś naprawdę piękna i w ogóle, ale…
- Te twoje spojrzenia, ten ton…! Przestań się wymigiwać, James! Wiem, że tego chcesz, tak samo jak ja!
- Alison! Jesteś dla mnie, jak siostra! Nie potrafiłbym… - zaczął.
Spojrzała na niego wściekła. Wymierzyła mu siarczysty policzek i ruszyła w kierunku drzwi. Rudowłosa cofnęła się w ostatnim momencie. Ali wyparowała z salonu i pewnym krokiem opuściła dom.
- Alison! – Potter pobiegł za nią.
Nie miała pojęcia co ma robić. Z zewnątrz dobiegały głośne „ochy” i „achy”.  Nadal lekko zdezorientowana ruszyła na dwór. Czuła, że musi porozmawiać z Dorcas. Miała totalny mętlik w głowie, a alkohol jeszcze bardziej jej to utrudniał. Po raz pierwszy widziała, żeby Potter odrzucił jakąkolwiek dziewczynę, która na niego leciała. Nie miała pojęcia czy to cokolwiek zmienia lub cokolwiek oznacza, ale...
Kolejne fajerwerki wystrzeliły w powietrze. Niebo zrobiło się bajecznie kolorowe. Od dziecka kochała ten moment. Wspólnie z Petunią zawsze oblegały parapet w dużym pokoju i patrzyły dopóki nie rozmył się ostatni fajerwerk. Teraz też stała z uniesioną głową i wpatrywała się w roziskrzone niebo z zafascynowaniem, co jakiś czas unosząc do ust kieliszek z szampanem.
- Szczęśliwego Nowego Roku, śliczna… - usłyszała czyjś głos, a ręce jego właściciela, objęły ją w pasie. 
Gdzieś w oddali usłyszała śmiech. James Potter właśnie dowcipkował i składał życzenia swoim znajomym.
Wypiła duszkiem resztkę napoju, wyplątała się z tego piekielnego uścisku i chwiejnym krokiem, weszła do domu.

***

Było już grubo po północy. Część osób się wykruszyła. Gdzieś w kącie dostrzegła Dorcas i Syriusza. Byli aż za bardzo zajęci sobą. Niedaleko nich tańczyła Mary wtulona w Lupina. Ruda nie miała zielonego pojęcia jak to się stało, że ta dwójka miała się ku sobie. było to dla niej niesamowicie absurdalne. Zwłaszcza, że z tego co zdążyła zrozumieć - u Remusa trwa to już jakiś czas. Cała reszta gości była rozsiana po pomieszczeniu. Część siedziała i jadła, inni śmiejąc się i dowcipkując popijali kremowe piwo.
Między nimi krążył James i starał się porozmawiać dokładnie z każdym. Był idealnym gospodarzem. Chyba nie było osoby, którą by ominął. Evansówna siedziała na krzesełku barowym, z nogą na nodze i pijąc resztkę szampana, przyglądała mu się uważnie.
Był pewny siebie. Emanowała od niego dziwna aura, a śmiał się tak beztrosko, jakby w ogóle nie miał zmartwień. Jego włosy jak zwykle były potargane i chociaż w pomieszczeniu było tyle ludzi, czuła, jak jej nos drażnią jego perfumy.
W pewnym momencie, wyczuwając, że go obserwuje, odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął szeroko. Odwzajemniła go i mimowolnie zaczęłam krążyć palcem wskazującym wokół górnej części trzymanego kieliszka z szampanem. Zdekoncentrowany wrócił do rozmowy, ale widziała, że nie może się skupić. Jego wzrok, co chwila lądował na niej. Uśmiechnęła się zalotnie i uniosła kieliszek tak, jak z reguły to się robi podczas toastu. Lekko zafascynowany uniósł swój. Osoby, z którymi rozmawiał, obejrzały się w jej stronę i uśmiechnęły porozumiewawczo. Nie przejęła się tym. Upiła łyk szampana i oblizała usta. Jego znajomi, patrzyli na niego z uśmiechem i próbowali wrócić do rozmowy, ale on nie był w stanie powiedzieć już nic więcej. Stał tylko i urzeczony się we mnie wpatrywał.
Zeskoczyła z krzesełka i dopiła resztę szampana. W tym samym momencie zgasło światło. Odstawiła kieliszek. Nie miała pojęcia skąd, ale nagle pojawiło się ze sto malutkich lampioników, które zawisły w powietrzu, robiąc bardzo tajemniczy nastrój. Patrzyła prosto w jego oczy i delikatnie, zmysłowym ruchem, zaczęła poruszać biodrami. DJ puścił, jakiś odpowiadający jej kawałek. Uśmiechnęła się pod nosem zadowolona. Niemalże wszyscy wtargnęli na parkiet, ale ona nie zwracała już uwagi na nikogo.
Pewnie, kręcąc biodrami i bardzo wolno, podeszła do miejsca w którym stał. W jednej dłoni trzymał kieliszek z szampanem, drugą opierał się na blacie czegoś co robiło za bar. Obserwując każdy jej najdrobniejszy ruch, wziął duży łyk szampana. Znalazła się na tyle blisko niego, że zabrakło mu powietrza. Objęła ręką jego kieliszek, przypadkowo muskając jego dłoń. Ich ciała przeszył dreszcz. Spojrzała w jego orzechowe oczy i wyjęła z jego rąk szkło. Dopiła resztkę alkoholu i wykonała jeszcze jeden krok w jego stronę. Ich ciała przylgnęły do siebie tak, że nie było ani pół milimetra wolnej przestrzeni. Przybliżyła się jeszcze delikatnie, czując jego przyspieszony, urwany oddech na swojej szyi. Odstawiła ostrożnie kieliszek na stół za nim i już się miała odsunąć, kiedy chwycił ją pewnie w pasie uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Odnalazła oczami jego orzechowe tęczówki. Przez kilka następnych minut nie zrobili zupełnie nic. Ludzie dookoła nich tańczyli, śmiali się. śpiewali... Znajomi, z którymi rozmawiał, gdzieś się ulotnili, ale to było nie ważne. Czuła jak w zawroty głowy powracają, ale nie miała pojęcia czy to nadmiar wypitego alkoholu, czy może raczej jego bliskości. Nie mogła się już dłużej powstrzymać. Napięcie pomiędzy nimi sięgnęło zenitu. Przybliżyła swoją twarz i musnęła jego wargi. Zadrżał i westchnął cichutko z zachwytu. Obie dłonie ulokował tuż nad jej miednicą i odchylił ją do tyłu. Jej noga automatycznie i w wyuczonym ruchu powędrowała do góry. Jedna z jego dłoni właśnie musnęła jej szyję i poprzez piersi zniżała się aż do kolana. Wprawionym ruchem odepchnął ją tak, że wróciła do pozycji wyjściowej. Przylgnęła do niego mocno, a on zaczął ją prowadzić w rytm muzyki. Ucząc się tego tańca, nie tak dawno temu, w życiu by nie pomyślała, że będzie go tańczyć właśnie z nim i to jeszcze z własnej, nieprzymuszonej woli. Delektując się chwilą i emocjami, które w nich buzowały.
Pochwycił ją pewniej i uniósł do góry, a ona plotła go nogami w pasie i odchyliła się do tyłu. Uwielbiała ten dreszcz, który za każdym razem przeszywał jej ciało pod jego dotykiem. Chwycił ją za ręce i stawiając na ziemi, odwrócił tyłem do siebie. Czuła jego oddech na swojej szyi i serce, które z każdą sekundą biło coraz szybciej. Jego usta raz po raz muskały jej kark, powodując, że oddech stał się urywany i płytszy. Jego dłonie aktualnie gładziły odkryte ramiona. Zmysłowymi ruchami zjechała po jego ciele. Spojrzał na nią zaskoczony, ale on uśmiechnęła się filuternie i w jeszcze bardziej seksowny sposób zaczęła wspinać się w górę. Chwycił ją pewniej za ramiona i odwrócił przodem do siebie. Oddychał ciężko, jakby z trudem. Uśmiechnęła się niewinnie i wykonując zmysłowy obrót, odsunęła się od niego z zamiarem pójścia po kolejną lampkę szampana. Jego ręka zdążyła jednak pochwycić jej dłoń i w taki sam sposób sprawił, że obracając się wokół własnej osi, wylądowała w jego ramionach.
Jedną ręką trzymał jej ugiętą w kolanie nogę, drugą ulokował w dolnej części kręgosłupa i przycisnął do siebie. Ich twarze były jeszcze bliżej siebie, a ciałem Evansówny wstrząsnął dreszcz. Nie zważając już na nic i na nikogo, wpiła się w jego usta. 
Nie mógł się już dłużej powstrzymać. Odsunął się od niej i spojrzał z błyskiem w jej oczy. Chwyciła go za rękę. Uznał to za zgodę. Nie patrząc już na nikogo, pociągnął ją za sobą.
Ktoś do niego mówił, ktoś inny go wołał. Nie zwracał na nich uwagi. Byli już w korytarzu. Ścisnęła jego rękę. Odwrócił się, żeby zobaczyć, czy wszystko w porządku. Uśmiechnęła się i znów poczuł jej pocałunki. Oddawał się tej pieszczocie. Delikatnie go popchnęła. Wpadł na ścianę. Zachichotała. Mocniej przycisnął ją do siebie i wpił się w jej usta. Pozwoliła mu na to, ale tylko przez chwilę. Znów się roześmiała.
Tym razem to on dał się jej poprowadzić. Chwiejnym krokiem wdrapywała się już na piąty schodek. Jeszcze tylko cztery, tłukło mu się w głowie. Nie mógł też pozbyć się myśli, że ktoś im przeszkodzi, że jak zawsze wydarzy się coś, co to wszystko zepsuje.
Potknęła się o ostatni schodek. Pewnie chwycił ją w ramiona. Spojrzała na niego z podziwem. Czuł, jak każdy fragment jego ciała przeszywa dziwny, nieznany mu dotąd prąd.
Znów przylgnęli do siebie i z dziecinną łapczywością, kradli sobie pocałunki. Odbijali się od ścian. Nie obchodziło ich to. W pewnym momencie natknął się na klamkę. Nie przestając jej całować, otworzył drzwi.
Wchodząc do pokoju potknęli się o coś. Wylądowała na miękkim dywanie, a on na niej. Nogą popchnął drzwi. Zatrzasnęły się z hukiem, którego przecież i tak nikt nie słyszał. Z dołu doleciały dźwięki muzyki. Idealnie oddawała nastrój, który panował w pokoju. Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca.
Całował jej szyję, usta, twarz. Błądził rękoma po jej ciele. Ona próbowała odpiąć guziki jego koszuli. Szło jej to naprawdę ciężko. Widać było, że traci cierpliwość. Wplątał ręce w jej włosy i odchylił jej twarz delikatnie do tyłu. Pocałował ją długo i namiętnie. Uśmiechnęła się zadowolona. Ostatni guzik właśnie wyskoczył. Przysunęła twarz do jego torsu i delikatnie muskała jego każdy fragment swoimi ustami.
Usłyszał, że ktoś otwiera drzwi. Nie przejął się tym. Ona chyba nawet tego nie zauważyła. Jakby z oddali dotarło do niego ciche „Ups” i głuchy trzask drzwi. Znów byli sami.
Nie potrafił się powstrzymać. Chwycił zamek od jej sukienki i… Wtedy przyszła chwila opanowania. Nie może sobie na to pozwolić. Nie może dać się ponieść. Wiedział, że jak tylko podda się swojej słabości, jutro go znienawidzi. Była pijana. Rano nie będzie nic pamiętać. Nie tak to sobie wyobrażał. Z trudem odepchnął ją od siebie.
Spojrzała na niego zaskoczona. Wyglądała tak pięknie. Oczy jej błyszczały. Ramiączko sukienki opadło w dół. Włosy miała w nieładzie. Oddychała szybko i z trudem. Pokręcił głową, wziął oddech i już miał się odezwać…
Wyciągnęła rękę i delikatnie muskała jego tors. Przymknął oczy i jęknął. Tak trudno było się opanować. Znów jej delikatne pocałunki. Czuł jej oddech na swojej szyi. Językiem drażniła jego ucho. Jej ręka powędrowała do paska. Pożądanie walczyło z rozsądkiem.
- Lily… - wychrypiał.
Przysunęła swoją twarz.
- Ciii… - szepnęła.
Przygryzła z czułością jego wargę. Jej ręce mocowały się z paskiem. Przełknął głośno ślinę. Nie. Nie miał siły już się dłużej opierać…

3 komentarze:

  1. Wow... Czytałam ten wpis z wypiekami na twarzy *.* Genialne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże! zrobili to! ;D czuję, że będzie z tego awanturka ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy