[muzyka]
- Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy,
cztery i obrót! Taaak! Brawo, kochani! – Joe wyglądała na zadowoloną. –
Jesteście wspaniali! Jestem pewna, że doskonale wypadniecie na balu! Są małe
niedociągnięcia, ale w końcu mamy jeszcze tydzień, prawda? – zapytała z
uśmiechem. – Pięć minut przerwy!
- Świetnie. – mruknęłam i odwróciłam się,
chcąc dołączyć do dziewczyn.
- Lily. - Usłyszałam jego głos.
Nie zareagowałam. Przeszłam
dumnie przez salę i opadłam na ławkę.
- Długo będziesz go jeszcze gnębić? – zapytała
Dorcas, patrząc na stojącego pośrodku pomieszczenia Pottera.
- Ja go nie gnębię – rzuciłam sucho, zdejmując
szpilkę i rozmasowywując stopę.
- Więc co robisz? – zapytała zdziwiona Mary.
- Traktuję go tak, jak sobie zasłużył. –
Wzruszyłam ramionami.
- Zasłużył? Lily, jeszcze nie zapomniałaś o
tym wybryku?
- Wybryku?! Upokorzył mnie przed całym
Gryffindorem! Twoim zdaniem powinnam zapomnieć ot tak?! – zapytałam zaskoczona.
- Nie... Tylko...
- Tylko! Nie wspomnę o tym, że po raz kolejny
o mało co nie zrobił ze mnie idiotki! Ciekawa jestem, dlaczego tak bardzo mu
się podoba gra na moich uczuciach - szepnęłam.
- Gra na twoich uczuciach? – Mary
najwidoczniej nie wiedział, o czym mówię.
- Tak. Zapomniałaś już?!
- O czym?
- O tym, że gada mi te wszystkie rzeczy, a na
boku spotyka się z tą... blondynką! – prychnęłam. – I jak ja mam mu uwierzyć?
Przecież zaprzecza sam sobie - westchnęłam i spojrzałam w jego stronę.
Stał z Huncwotami pod oknem.
Black mu chyba próbował coś wytłumaczyć, bo zawzięcie gestykulował. Nagle cała
czwórka spojrzała w moim kierunku. Zmieszałam się. Potter uśmiechnął się
niepewnie. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i odwróciłam się z powrotem do
dziewczyn.
- Lily, przecież sprawę z Marleną to on ci
wytłumaczył w liście! – wypaliła nagle niebieskooka.
- Jakim liście? – zapytałam, nic nie
rozumiejąc.
Dorcas trąciła Mary łokciem.
- Tym, który znalazłam u siebie pod łóżkiem.
Myślałam, że to coś mojego, a później nie mogłam się już oderwać - powiedziała
bez skrępowania.
- Czytałaś mój list?
- Tak. Dorcas też. – Mary wzruszyła ramionami.
Spojrzałam oniemiała na
przyjaciółkę.
- Lily! To wcale nie tak! Byłaś wtedy taka
radosna. Myślałyśmy, że się pogodziliście! A później Mary podstawiła mi
pergamin pod nos... Czytałaś go? – zapytała w końcu.
- Nie – powiedziałam stanowczo.
Chciałam uciąć tą rozmowę i to
jak najszybciej. Czułam, że zmierza w niedobrym kierunku.
- Żartujesz?! Musisz go przeczytać! Leży u
mnie w szufladzie! Jeżeli pójdziemy... - zaczęła.
- Nie! – prawie krzyknęłam. – Nigdzie nie
pójdę i nic nie będę czytać.
- Ale...
- Potter dla mnie nie istnieje! Nienawidzę go
i chyba nie ma osoby, ani rzeczy, któryby to zmieniła! – warknęłam.
Mary spojrzała na mnie
buntowniczo. Już otwierała usta. Na szczęście wróciła Joe.
- Koniec przerwy! Wracamy na parkiet, kochani!
Potter podszedł do mnie z
uśmiechem. Chwycił moje dłonie i przyjął pozycję wyjściową.
- Liluś...
- Pozwoliłam ci mówić? – syknęłam.
***
- Konam z głodu – mruknęłam, opuszczając salę
dobre trzydzieści minut później.
- Lily! – Usłyszałam. Odwróciłam się
zrezygnowana. – Możemy porozmawiać? – zapytał z nadzieją.
Spojrzałam na dziewczyny. Mary
stanęła ze skrzyżowanymi rękoma. Dorcas przygryzła wargę. Nigdy nie odpuści, pomyślałam. Wzięłam głęboki oddech.
- James!
Koło nas pojawiła się Marlena.
Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się na pięcie.
- Czemu z nim nie porozmawiasz? – Mary napadła
na mnie tuż za zakrętem.
- Ślepa jesteś? Rozmawia z kimś innym.
- Ale ty jesteś uparta! – warknęła.
- Zupełnie jak ty – prychnęłam i opadłam na
ławkę.
Nalałam sobie dyniowego soku.
- Nie jesz? – Usłyszałam zaniepokojony głos
przyjaciółki.
- Straciłam apetyt – westchnęłam, patrząc na
swój talerz.
- Jedz, kochanie, bo mi schudniesz! –
Usłyszałam.
- Zamknij się – warknęłam.
- Możesz przestać mną dyrygować? – prychnął i
nałożył sobie cały talerz jajecznicy.
- Możesz przestać mną dyrygować? –
przedrzeźniałam go.
- Syriuszu, mógłbyś powiedzieć tej zarozumiałej
egoistce, żeby przestała? – zapytał lekko poirytowany.
- Nie wierzę! – Roześmiałam się drwiąco.
- W co nie wierzysz? – zapytał, mrużąc oczy.
- W to, że możesz być jeszcze bardziej
beznadziejny!
- Przestań! – Tracił cierpliwość.
- Zapatrzony w siebie idiota! – prychnęłam.
- Ruda egoistka! – wrzasnął na całą Wielką
Salę.
Kilka osób spojrzało w naszą
stronę.
- Ach, tak? – prychnęłam i podniosłam się z
miejsca.
- Tak! – Też się podniósł. – Nie licząca się z
nikim Wiewióra! – warknął.
Spojrzałam na niego szeroko
otwartymi oczami. PLASK! Miska z pasztecikami wylądowała na jego głowie.
Najbliżej siedzący wybuchnęli śmiechem.
- Nie daruję ci tego – powiedział przez
zaciśnięte zęby i chwycił najbliżej stojący półmisek.
Ciepła, klejąca się maź wylądowała
na mojej głowie.
- Wojna! – krzyknął ktoś z tyłu.
- Och, nie! – usłyszałam pisk Mary.
Spojrzałam w jej kierunku. To był
błąd. Dziewczyny schowały się pod stołem, a ja oberwałam sałatką. Nie patrzyłam
już na nic. Chwytałam wszystko, co wpadło mi do rąk i celowałam prosto w jego
twarz. Miałam dosyć. Byłam wściekła! Pod stół schował się także i Peter. Remus
próbował wszystkich uspokoić. Niestety, oberwał ciastem. Zrezygnowany opadł na
ławkę i ukrył twarz w dłoniach. Black zadowolony z takiej afery rzucał
babeczkami w najbliżej siedzące dziewczyny, które piszczały zadowolone.
- Spokój! – krzyknęła profesor
McGonagall. – Taki skandal! Odkąd uczę w
Hogwarcie, jeszcze nikt nigdy... - zaczęła.
Black niefortunnie się zamachnął.
Miska ze spaghetti, zamiast na pięknej blondynce, wylądowała na głowie naszej
opiekunki. Zrzuciła z siebie makaron i czerwona na twarzy zaczęła tyradę.
- Szlaban! – krzyczała na każdego, kto jej się
nawinął.
Ewakuacja, przeszło mi przez myśl i, mało myśląc, schowałam się pod
stołem. Mary z Dorcas wykorzystały chwilę zamieszania i wybiegły z Wielkiej
Sali. Chwilę później koło mnie wylądował Potter.
- Co ty tu robisz?! – warknęłam wściekła.
- Cii - szepnął i zakrył mi usta dłonią. Po
chwili okrył nas peleryną-niewidką. – Chodź troszkę bliżej. Widać ci stopy –
szepnął.
Mało myśląc, wtuliłam się w
niego. Słyszałam, jak Black gorączkowo tłumaczy się McGonagall.
- Wysprzątasz Wielką Salę! Natychmiast!
Choćbyś miał siedzieć całą noc! A pomogą ci w tym... – przerwała, schylając się
pod stół.
Serce biło mi jak szalone.
Patrzyłam prosto w rozeźlone oczy profesorki, a ona najwyraźniej mnie nie
widziała.
- Gdzie jest Potter? – zapytała, prostując
się.
- Nie wiem, proszę pani. Wyszedł, zanim
zaczęła się walka.
- Nie kłam! Widziałam go tuż obok ciebie!
- Mówię serio, pani profesor.
Stłumiłam śmiech. Oczami
wyobraźni widziałam osłupiałą minę McGonagall i drwiący uśmiech Blacka.
- No cóż... Wszyscy natychmiast do swoich
pokoi wspólnych. Ty zostajesz! Zaraz przyślę tu Filcha. On cię przypilnuje.
Siedzieliśmy pod stołem jeszcze
jakiś czas. James wypuścił mnie z objęć. Odwróciłam się do niego. Jego oczy
błądziły po mojej twarzy, a kiedy się spotkały, nie mogłam złapać tchu. Wielka
Sala całkowicie opustoszała.
- Lily - szepnął, a jego ręka powędrowała na
mój policzek.
Oprzytomniałam. Wypadłam spod
peleryny-niewidki i wyszłam spod stołu. Stanął po drugiej stronie.
- Daj mi wytłumaczyć - poprosił.
- Nie mam ochoty cię słuchać! – powiedziałam
stanowczo i ruszyłam w kierunku drzwi.
- Lily!
- Jesteś beznadziejny! – warknęłam i
przyspieszyłam kroku.
- Dlaczego nie chcesz... - zaczął, ale mu
przerwałam.
- Chciałam ci dać szansę! Niestety, ona była
pierwsza! – krzyknęłam.
Roześmiał się, jakby z ulgą.
- Nie wiedziałem, że jest w szatni! Wyszedłem
spod prysznica, a ona po prostu już tam była. Kazałem jej wyjść, bo czekałem na
ciebie! – zaskoczył mnie.
Patrzyłam na niego osłupiała i
nie wiedziałam, co mam dalej robić.
- Ja...
- To, co powiedziałem w pokoju wspólnym...
Byłem na ciebie zły za to, że nie przyszłaś. Wypiłem za dużo i...
- Przestań - poprosiłam.
- Ale Lily... Kochanie...
- Przestań! – Spojrzałam na niego z wyrzutem.
– Nie rozumiesz? Dosyć przez ciebie wycierpiałam. Bez przerwy robisz mi na
złość. Wysyłasz sprzeczne znaki. Cholera, James! Byłam gotowa znowu spróbować,
a ty nawaliłeś! Wyskoczyłeś z tą Marleną tak nagle! A teraz to ja już sama nie
wiem, co mam myśleć.
- Ona nic dla mnie nie znaczy!
- A skąd ja mam to wiedzieć?! Nieustannie za
tobą chodzi! Nie ma chwili wytchnienia! I klei się do ciebie, jak... jak... -
Zabrakło mi słów.
- Lily! – Spojrzał na mnie błagalnie i
przeskoczył stół. Chwycił moje dłonie i spojrzał głęboko w oczy. – Uwierz mi,
że ja naprawdę nic do niej nie mam! Kocham cię i chcę być tylko z tobą!
Błądziłam wzrokiem po jego
twarzy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Spojrzał na mnie z nadzieją.
- Wierzysz mi? – zapytał.
- Wierzę - szepnęłam.
- Na gumochłona! – ucieszył się.
Jego entuzjazm jednak opadł,
kiedy zobaczył moją minę.
- Wierzę i co z tego? – dokończyłam.
- Jak to co z tego?! Przecież możemy znowu
spróbować!
- Nie – powiedziałam stanowczo. – Ja ci po
prostu nie ufam – szepnęłam i wyszłam z Wielkiej Sali.
***
- Lily...
- Nie, Dorcas. Nie ufam mu! – powiedziałam
stanowczo, mocując się z zapięciem.
- Przecież powiedział ci, jak było naprawdę! –
oburzyła się.
- No pewnie! A gdyby tobie Syriusz powiedział,
że czarne jest białe, to też byś uwierzyła?
- Co? O czym ty mówisz? – zapytała
zdezorientowana.
- O niczym! – powiedziałam zrezygnowanym tonem
i usiadłam na łóżku. – Chodzi mi po prostu o to, że mu nie ufam. Wierzę, że
między nim a tą... dziewczyną nic nie było od wakacji i nic do niej nie czuje,
ale nie ufam mu po prostu - dokończyłam cicho.
- Rozumiem cię - powiedziała łagodnie i
usiadła naprzeciw mnie.
- Naprawdę? – zapytałam z nadzieją.
- No tak! Zaufałaś mu, a on po raz kolejny cię
zawiódł. Każdy z nas mu to mówił. Po kolei go ostrzegaliśmy. Ale on brnął w to
dalej!
- Cały Potter - westchnęłam z rezygnacją i
wróciłam do mocowania z zapinką.
- Idziesz z nim na bal? – zapytała, patrząc na
mnie uważnie.
- Ta dam!
Z łazienki wyszła Mary.
Odetchnęłam. Nie chciałam odpowiadać na to pytanie. Jak zawsze wyglądała
olśniewająco. Zwiewna sukienka w kolorach różu i fioletu idealnie zgrywała się
z makijażem. Wysokie obcasy sprawiły, że wyglądała jeszcze zgrabniej. Na głowie
miała burzę loków, które układały się w artystyczny nieład wokół jej twarzy.
- Wyglądasz przepięknie! – pochwaliłyśmy ją
obie.
- Mam nadzieję – szepnęła, stając przy
lustrze. – Lupin ma paść z wrażenia!
- R-Remus? – wykrztusiłam.
Dorcas się zapowietrzyła.
- Nasz Remus?
- No chyba, że nasz! – parsknęła. – A czyj?
- A co z Willem?
- Z kim? – zapytała, patrząc na mnie uważnie.
– Och, Liluś! Rozmazałaś się! Chodź!
I nie zwracając
uwagi na nasze zdziwione miny, chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do swojego
łóżka.
***
- Masz jakiś plan?
- Plan? – zapytał, wiążąc krawat.
- Chodzi mi o Lilkę.
- Nie.
- Nie? Tylko tyle?!
- Słyszałeś. Nie ufa mi.
- Tak, słyszałem, dlatego pytam, czy masz
jakiś plan na to, żeby odbudować jej zaufanie!
- Stary! Próbowałem już chyba wszystkiego! Nie
mam zielonego pojęcia, czy można zrobić jeszcze coś!
- Oczywiście, że można! Chyba nie chcesz się
poddać? – zapytał, patrząc na odbicie przyjaciela z lekkim niepokojem.
- Nie wiem - westchnął z rezygnacją.
W głowie kłębiła
mu się jedna myśl. Czy aby na pewno dobrze robi?
***
- Lily! Jakie ty masz niesamowicie długie
nogi! – krzyknęła Mary, kiedy wreszcie zapięłam sukienkę.
Była przepiękna. Zielona, mieniła
się złotem.
- Daj spokój! – powiedziałam zawstydzona.
- Co daj spokój?! Teraz już wiem, dlaczego
jako jedyna nie przymierzałaś sukienki! Powalisz ich wszystkich! – W jej oczach
pojawiły się te charakterystyczne ogniki. – Musisz koniecznie nosić szpilki! –
zarządziła.
- Lepiej już chodźmy! – Roześmiałam się.
- Tak, tak! Rogacz przecież nie może czekać! –
powiedziała zadowolona Mary i otworzyła drzwi.
Westchnęłam.
- Masz! Narzuć to na siebie – powiedziała
Dorcas tajemniczo.
Wzięłam od niej długi płaszcz.
- Ale dlaczego? – zapytałam zaskoczona.
- Zdejmiesz go w odpowiednim momencie -
szepnęła konspiracyjnie.
Zamek był opustoszały. Wszyscy
tłoczyli się w Sali Wejściowej. Siódmoklasiści mieli wejść jako ostatni.
Wszyscy pchali się do drzwi. Wciągnęłam ze świstem powietrze.
- Denerwujesz się? – zapytała Dorcas, patrząc
na mnie uważnie.
- Troszkę - szepnęłam. – I chyba wolę poczekać
tutaj.
- No dobrze. – Uśmiechnęła się i stanęła obok
mnie.
- Nie musisz. – powiedziałam z uśmiechem.
- Daj spokój! Nie zostawię cię tu samej! –
prychnęła, ale widziałam, że szuka w tłumie Syriusza.
- Idź! Oczaruj go! – Roześmiałam się.
- Jesteś pewna? – zapytała z lekką obawą.
- No jasne! Zejdę, jak przyjdzie odpowiednia
pora.
- Dzięki! – ucieszyła się i pognała na dół.
Wzięłam głęboki
oddech i oparłam plecy o przyjemnie chłodną ścianę. Jeszcze dziesięć minut. A
co jeżeli się przewrócę?
***
- No, jesteś wreszcie – wymruczał Syriusz,
całując ją w szyję.
Zachichotała, a przyjaciele
unieśli oczy ku górze zniecierpliwieni. Jej wzrok padł na wysokiego,
czarnowłosego przystojniaka. Dumnie prężył się w tłumie. Wiedziała, że szuka
właśnie jej. Ich spojrzenia się skrzyżowały.
- Zaraz powinna być – powiedziała z uśmiechem,
wyplatając się z objęć swojego chłopaka.
- Kto? – zapytał lekko zdezorientowany.
- Jak to kto? – zapytała ze śmiechem.
- Proszę się ustawić!
Przed nimi stanęła profesor
McGonagall wraz z Joe.
- Gdzie jest Evans?! – zapytał zaniepokojony.
***
- O, panna Evans! Szybciutko, szybciutko! –
ponagliła mnie.
Schodziłam pomału. Bałam się, że
się przewrócę. Wszyscy odwrócili się w moją stronę. Mary aż skakała z radości,
widząc zdziwione miny pozostałych. Dorcas patrzyła to na mnie, to na Pottera.
Zarumieniłam się. Kiedy zeszłam z ostatniego schodka, podleciał do mnie domowy
skrzat. Rozwiązałam płaszczyk od Dorcas i oddałam mu go.
- Czy to...? – Black patrzył na mnie
oszołomiony. Dorcas tryknęła go łokciem. – Au!
Uśmiechnęłam się delikatnie i
podeszłam do Pottera. Jego oczy były wielkości galeona. Stał z otwartą buzią,
jakby nie wierzył, że naprawdę przed nim stoję.
- Zmiana planów kochani! James, Lily. - Joe
zwróciła się w naszą stronę. – Nie ukrywam, że od początku to planowałam.
Zatańczycie na samym środku, zamiast Marleny i Barnabasza.
- Dlaczego?! – Blondynka wyglądała na
wściekłą.
- Spójrz na nią, to się dowiesz – syknęła
Dorcas.
- Zamknij się, żmijo!
- Dziewczęta, proszę o spokój! – upomniała
McGonagall.
- Dobrze, a więc zaraz po otwarciu możecie
wrócić do swoich partnerów – powiedziała z uśmiechem Joe i chwyciła za rękę
Nathaniela.
Zmieszałam się i spojrzałam
ukradkiem na Pottera. Nadal wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył zjawę.
Zastanawiałam się, czy w ogóle cokolwiek zrozumiał z tego, co przed chwilą
zostało powiedziane.
-Zaczynamy! – powiedziała, a
drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się ze skrzypnięciem.
Zaniemówiłam. Była pięknie
ozdobiona. Wszędzie wisiały nietoperze oraz dynie. Na ścianach pięknie
prezentowały się godła każdego z domów. Cztery długie stoliki zniknęły, a
zamiast nich pojawiło się kilkadziesiąt małych, najczęściej czteroosobowych.
Przy nich stały niewysokie pufy. Na środku, wybudowano podest, na którym stał
już nieznany mi zespół. Wszyscy uczniowie utworzyli wielkie koło. Za pewne w
jego środku, było zrobione miejsce specjalnie dla nas. Wzięłam głęboki oddech i
dałam się poprowadzić. Ludzie zaczęli szeptać, kiedy ich mijaliśmy. Nie
przejmowałam się tym. Wiedziałam, że wyglądam idealnie. Nic nie mogło mi zepsuć
humoru! Zajęliśmy miejsce dokładnie na środku wielkiego koła. Tancerze zaczęli
nas okrążać. Zrobiło się małe zamieszanie. Jeden poprawiał drugiego.
- Pięknie wyglądasz – powiedział cicho James.
Uniosłam delikatnie głowę i
spojrzałam w jego orzechowe oczy. Serce zabiło mi mocniej.
- Dziękuję - wyjąkałam w końcu.
- Gotowa? – zapytał.
Kiwnęłam głową.
- Panowie? – Usłyszeliśmy wesoły głos Joe. –
Muzyka!
***
- Brawo! – krzyczeli wszyscy dookoła nas.
Nie słyszałam ich. Nadal
wirowałam w rytm muzyki. Nadal patrzyłam w jego oczy. Nadal trzymał mnie w
górze i, tak jak poprzednio, pomału, bez niepotrzebnego pośpiechu, opuszczał
ręce. Ludzie za nami tańczyli w rytmie kolejnego, skocznego utworu, a ja
tonęłam w tym przecudnym, orzechowym odcieniu. Wszelkie troski i wątpliwości
zniknęły. Czas zatrzymał się w miejscu. Nie liczył się już nikt inny. Chwycił
moją dłoń i położył ją na swoim sercu. Czułam, jak przyspieszyło. Swoje ręce
umieścił na mojej tali. Bujaliśmy się w rytm znanej tylko sobie muzyki.
- James - wyszeptałam w końcu i zatrzymałam
się. Spojrzał na mnie z nadzieją. – Ja... Chciałam ci tylko powiedzieć, że... -
zająknęłam się.
- Wiem - szepnął. – Nie ufasz mi. Ale Lily, ja
to naprawię, obiecuję. Tylko daj mi szansę! – poprosił z naciskiem.
- Nie wiem, czy potrafię – szepnęłam, patrząc
uważnie na jego twarz.
Wziął głęboki wdech i rozejrzał
się desperacko po Wielkiej Sali. Nagle odwrócił się gwałtownie w moją stronę.
Ujął moją twarz w swoje dłonie i... utkwił przerażone spojrzenie w przestrzeń
za mną. Spojrzałam na niego pytająco, ale chyba zapomniał, że przed nim stoję.
- James, zajęłam nam miejsca po drugiej
stronie Sali. – Usłyszałam i omal nie ścięło mnie z nóg.
Odwróciłam się i spojrzałam
pytająco na dziewczynę.
- Nie powiedziałeś jej? – zapytała, widząc
moją minę.
- Nie - szepnął.
Teraz zwróciłam twarz w jego
stronę.
- James? – zapytałam lekko drżącym głosem.
Obeszła go i położyła dłoń na
jego ramieniu.
- Przyszedł tu ze mną – powiedziała, z satysfakcją
obserwując, jak moja twarz zmienia kolor.
- James? – powtórzyłam, nadal się łudząc.
- Zaprosiłem ją po tym, jak zostawiłaś mnie w
Wielkiej Sali. Powiedziałaś, że nie ma szans, że mi nie ufasz. Nie wiedziałem,
co mam robić - wykrztusił w końcu.
- I dlatego przyszedłeś tu z nią? – zapytałam
wysokim tonem.
- Lily…
- Nie! Z każdą, James, z każdą! Ale nie z NIĄ!
– pisnęłam i pognałam w kierunku drzwi.
Wypadłam z Wielkiej Sali i
usiadłam na schodach. Dopiero wtedy rozpłakałam się na dobre.
- Nie płacz, nie warto. - Usłyszałam tuż nad
swoim uchem.
Uniosłam głowę i poczułam się
jeszcze gorzej.
- O nie - westchnęłam.
Chłopak nie zniechęcił się
jednak. Wyjął z kieszeni białą chusteczkę i podał ją mnie. Chwyciłam ją i
otarłam łzy.
- Nie jest wart twoich łez – powiedział
Michael i kucnął przede mną. Prychnęłam z pogardą. – Mówię poważnie.
- Daruj sobie tą pogadankę. Nie jesteś nic
lepszy od niego – powiedziałam z nienawiścią.
- Uznam to za komplement. – Roześmiał się i
wyciągnął rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Nie daj się prosić. To nie
oświadczyny, tylko jeden taniec - prosił.
Z Wielkiej Sali właśnie wyszedł
Potter. Dokładnie trzydzieści sekund zajęło mu znalezienie mnie wśród tłumu
uczniów. Spojrzał na mnie z desperacją i ruszył w moją stronę. Chwyciłam dłoń
chłopaka.
- Jeden taniec – powiedziałam z mocą, patrząc
prosto w orzechowe oczy Pottera.
- Jak sobie życzysz! – powiedział ucieszony.
- Jeden! – powiedziałam ostrzegawczo i
uśmiechnęłam się delikatnie.
- Panienka pozwoli! – powiedział, z gracją
prowadząc mnie na parkiet.
- Miłej zabawy – syknęłam, kiedy mijaliśmy
Czarnowłosego.
***
- Co ty wyprawiasz? – syknęła Dorcas, kiedy
wreszcie usiadłam przy naszym stoliku.
Panowie poszli po coś do picia.
- Nic – powiedziałam, wzruszając ramionami.
- Nic?! Czyś ty do reszty oszalała?!
- Dlaczego tak uważasz? – próbowałam nie
zwracać uwagi na jej nieprzyjemny ton.
- Myślałam, że przyjdziesz z Jamesem! –
próbowała coś ode mnie wyciągnąć.
Spojrzałam na nią z lekkim bólem.
- Nie. James przyszedł z Marleną –
powiedziałam sucho.
- Z kim?! – krzyknęła z niedowierzaniem.
- Nie każ mi tego powtarzać – poprosiłam,
zamykając oczy.
- Ale przecież on prawie całował się z tobą na
środku Wielkiej Sali! – pisnęła.
- Wiem - szepnęłam.
- Więc o to w tym wszystkim chodzi? – zapytała
z błyskiem w oku.
- Chyba nie bardzo wiem, co masz na myśli –
powiedziałam, patrząc na nią uważnie.
- Robisz mu na złość?
- W życiu nie zniżyłabym się do tego poziomu –
stwierdziłam wyniośle.
- A wiesz, że ci się udało? Odkąd wróciłaś na
Salę, on siedzi. Obserwuje każdy twój ruch.
- Och, to pewnie jego partnerka się nudzi –
rzuciłam kąśliwie.
- Lily, przyznaj, że robisz mu na złość!
- Nie! – oburzyłam się delikatnie, ale na
policzki weszła mi purpura.
- Aha. Dobra. W takim razie znowu spotykasz
się z Davisem?
- Oszalałaś?! Przecież to palant! –
powiedziałam ze śmiechem.
- Więc dlaczego tańczysz z nim już pół
imprezy? – zapytała nagle.
Wpadłam. Obeszła mnie od drugiej
strony.
- Dobra – burknęłam. – Robię Potterowi na
złość.
- Ha! Wiedziałam! Tylko wiesz, nie pozwól mu
na zbyt dużo.
- Komu ma nie pozwolić? – Black wrócił z
kremowym piwem.
- Nieważne – powiedziała zadowolona i szepnęła
coś chłopakowi na ucho. Chwycił ją za rękę, najwyraźniej ucieszony. – Widzimy
się w dormitorium! – krzyknęła i roześmiana pognała gdzieś za Syriuszem.
Uśmiechnęłam się do siebie. I
rozejrzałam po Wielkiej Sali. Czułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam w tamtym
kierunku. Siedział dokładnie na wprost mnie. Był pochylony. Łokciami opierał
się o kolana. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, że aż zrobiło mi się
gorąco. Koło niego usiadła Marlena. Coś do niego mówiła, ale zbył ją jednym
machnięciem ręki. Nawet na nią nie spojrzał. Nadal świdrował mnie wzrokiem.
Odetchnęłam głęboko i dzielnie próbowałam znieść to spojrzenie.
- Proszę! – Przy mnie pojawił się Michael.
Chwyciłam butelkę i wypiłam prawie połowę. – Wow, kochana! Przystopuj
troszeczkę!
Odetchnęłam. Kolejne trzy łyki.
Marlena znów pochyliła się nad Potterem. I znów łyk. Ten coś jej tłumaczy.
Kolejne dwa łyki. Pocałowała go w policzek. Tego już za wiele. Odstawiłam zbyt
energicznie butelkę na stół.
- Chodź!
Chwyciłam Daviesa za rękę i
poprowadziłam na parkiet. Trzydzieści sekund. Dokładnie tyle i pojawił się koło
mnie. Z nią. Oplotła go rękoma. Na ten widok przeszedł mnie dreszcz. Sama nie
wiem, czy to z wściekłości, czy raczej zazdrości. O to, że z nią tańczy, że ją
prowadzi. Widząc jego wzrok, podjęłam grę. Przypomniałam sobie, co mówiła Joe. Używając wszystkich swoich wdzięków,
tancerka uwodzi mężczyznę, to patrzy mu w oczy, to znowu udaje, że go nie widzi,
wzrokiem szuka innego, aby wzbudzić zazdrość partnera, zniewolić go i
całkowicie nad nim zapanować. Widziałam jego wściekłą minę. Z jeszcze
większą zaciętością prowadził swoją partnerkę. I nagle wydarzyło się coś, co
mnie zdziwiło.
Kolejny ruch wykonałam szybciej,
niż go przemyślałam. Przysunęłam się do Michaela i go pocałowałam. Wszyscy na
nas spojrzeli. Świetnie! Kolejna
sensacja!, myślę zdenerwowana. Drzwi skrzypnęły. Spojrzałam w tamtym
kierunku. Czarna czupryna zniknęła zaraz za nimi.
- Dzięki – powiedziałam zadowolona.
Widziałam jego zdezorientowaną
minę, ale nie zwróciłam na to uwagi. Ruszyłam w kierunku drzwi. Nie zdążyłam
przejść połowy drogi, gdy poczułam, jak chwycił mnie za łokieć.
- Chwileczkę – powiedział cicho.
- Puść! – Próbowałam się wyrwać.
- Najpierw mi coś wytłumaczysz! – powiedział
stanowczo.
- Nic ci nie będę tłumaczyć! – stwierdziłam z
satysfakcją.
- Co to było, to przed chwilą?
- Byłeś mi winny przysługę. Teraz jesteśmy
kwita.
Spojrzał na mnie oczami wielkości
galeona.
- Żartujesz?
- Nie – odpowiedziałam beznamiętnie, wyrwałam
rękę z uścisku i wyszłam.
***
Z lekką obawą przemierzyłam pokój
wspólny. Kiedy wchodziłam po schodach, odetchnęłam z ulgą. Jeszcze tylko dwa
kroki. Skrzypnięcie drzwi. W środku siedziała tylko rozpromieniona Dorcas.
Opadłam na swoje łóżko i z błyskiem w oku czekałam, aż zada to pytanie.
- Dobra! Mów wreszcie! – zapiszczała ze
zdenerwowania.
Z uśmiechem triumfu skończyłam
swoją opowieść. Zaskoczona zauważyłam jej niedowierzającą i pełną wściekłości
minę.
- Dlaczego zawsze musisz przesadzić? –
zapytała zdenerwowana Dorcas.
- Przesadzić?! Chyba zapominasz, kto jest
naprawdę winny!
- Lily, naprawdę wierzysz w to, co mówisz?
Dorcas spojrzała na mnie uważnie.
Na policzkach poczułam palące poczucie winy.
_________________________________________
Wiesz, że "Seria Niefortunnych Zdarzeń" to taka seria książek? Ten taniec jest super, na miejscu tych tancerzy wyobraziłam sobie Lily i Jamesa.
OdpowiedzUsuńSuper piszesz. Przypadkiem trafiłam na twój blog i cały czas go czytam! Nie można mnie oderwać od komputera!
Czemu nie mogę go przeczytać ? :( Mógłby ktoś skopiować teks i wkleić do koma ?:C
OdpowiedzUsuńcofam to
UsuńEj ile ten cały Davies będzie jeszcze w szkole? Jak Lily była na 6 to myślałam, że on na 7? Mylę się?
OdpowiedzUsuńSzkoda, że wydarzyło się ,,coś" pomiędzy Lily a tym Micheal'em :/ Mam nadzieję, że pomiędzy Rogaczem a Rudą będzie dobrze. No cóż dowiem się w kolejnych rozdziałach ;)
OdpowiedzUsuń