piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział dwudziesty trzeci: Seria niefortunnych zdarzeń


[muzyka]

 - Raz, dwa, trzy, cztery. Raz, dwa, trzy, cztery i obrót! Taaak! Brawo, kochani! – Joe wyglądała na zadowoloną. – Jesteście wspaniali! Jestem pewna, że doskonale wypadniecie na balu! Są małe niedociągnięcia, ale w końcu mamy jeszcze tydzień, prawda? – zapytała z uśmiechem. – Pięć minut przerwy!
 - Świetnie. – mruknęłam i odwróciłam się, chcąc dołączyć do dziewczyn.
 - Lily. - Usłyszałam jego głos.
Nie zareagowałam. Przeszłam dumnie przez salę i opadłam na ławkę.
 - Długo będziesz go jeszcze gnębić? – zapytała Dorcas, patrząc na stojącego pośrodku pomieszczenia Pottera.
 - Ja go nie gnębię – rzuciłam sucho, zdejmując szpilkę i rozmasowywując stopę.
 - Więc co robisz? – zapytała zdziwiona Mary.
 - Traktuję go tak, jak sobie zasłużył. – Wzruszyłam ramionami.
 - Zasłużył? Lily, jeszcze nie zapomniałaś o tym wybryku?
 - Wybryku?! Upokorzył mnie przed całym Gryffindorem! Twoim zdaniem powinnam zapomnieć ot tak?! – zapytałam zaskoczona.
 - Nie... Tylko...
 - Tylko! Nie wspomnę o tym, że po raz kolejny o mało co nie zrobił ze mnie idiotki! Ciekawa jestem, dlaczego tak bardzo mu się podoba gra na moich uczuciach - szepnęłam.
 - Gra na twoich uczuciach? – Mary najwidoczniej nie wiedział, o czym mówię.
 - Tak. Zapomniałaś już?!
 - O czym?
 - O tym, że gada mi te wszystkie rzeczy, a na boku spotyka się z tą... blondynką! – prychnęłam. – I jak ja mam mu uwierzyć? Przecież zaprzecza sam sobie - westchnęłam i spojrzałam w jego stronę.
Stał z Huncwotami pod oknem. Black mu chyba próbował coś wytłumaczyć, bo zawzięcie gestykulował. Nagle cała czwórka spojrzała w moim kierunku. Zmieszałam się. Potter uśmiechnął się niepewnie. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i odwróciłam się z powrotem do dziewczyn.
 - Lily, przecież sprawę z Marleną to on ci wytłumaczył w liście! – wypaliła nagle niebieskooka.
 - Jakim liście? – zapytałam, nic nie rozumiejąc.
Dorcas trąciła Mary łokciem.
 - Tym, który znalazłam u siebie pod łóżkiem. Myślałam, że to coś mojego, a później nie mogłam się już oderwać - powiedziała bez skrępowania.
 - Czytałaś mój list?
 - Tak. Dorcas też. – Mary wzruszyła ramionami.
Spojrzałam oniemiała na przyjaciółkę.
 - Lily! To wcale nie tak! Byłaś wtedy taka radosna. Myślałyśmy, że się pogodziliście! A później Mary podstawiła mi pergamin pod nos... Czytałaś go? – zapytała w końcu.
 - Nie – powiedziałam stanowczo.
Chciałam uciąć tą rozmowę i to jak najszybciej. Czułam, że zmierza w niedobrym kierunku.
 - Żartujesz?! Musisz go przeczytać! Leży u mnie w szufladzie! Jeżeli pójdziemy... - zaczęła.
 - Nie! – prawie krzyknęłam. – Nigdzie nie pójdę i nic nie będę czytać.
 - Ale...
 - Potter dla mnie nie istnieje! Nienawidzę go i chyba nie ma osoby, ani rzeczy, któryby to zmieniła! – warknęłam.
Mary spojrzała na mnie buntowniczo. Już otwierała usta. Na szczęście wróciła Joe.
 - Koniec przerwy! Wracamy na parkiet, kochani!
Potter podszedł do mnie z uśmiechem. Chwycił moje dłonie i przyjął pozycję wyjściową.
 - Liluś...
 - Pozwoliłam ci mówić? – syknęłam.

***

 - Konam z głodu – mruknęłam, opuszczając salę dobre trzydzieści minut później.
 - Lily! – Usłyszałam. Odwróciłam się zrezygnowana. – Możemy porozmawiać? – zapytał z nadzieją.
Spojrzałam na dziewczyny. Mary stanęła ze skrzyżowanymi rękoma. Dorcas przygryzła wargę. Nigdy nie odpuści, pomyślałam. Wzięłam głęboki oddech.
 - James!
Koło nas pojawiła się Marlena. Wzruszyłam ramionami i odwróciłam się na pięcie.
 - Czemu z nim nie porozmawiasz? – Mary napadła na mnie tuż za zakrętem.
 - Ślepa jesteś? Rozmawia z kimś innym.
 - Ale ty jesteś uparta! – warknęła.
 - Zupełnie jak ty – prychnęłam i opadłam na ławkę.
Nalałam sobie dyniowego soku.
 - Nie jesz? – Usłyszałam zaniepokojony głos przyjaciółki.
 - Straciłam apetyt – westchnęłam, patrząc na swój talerz.
 - Jedz, kochanie, bo mi schudniesz! – Usłyszałam.
 - Zamknij się – warknęłam.
 - Możesz przestać mną dyrygować? – prychnął i nałożył sobie cały talerz jajecznicy.
 - Możesz przestać mną dyrygować? – przedrzeźniałam go.
 - Syriuszu, mógłbyś powiedzieć tej zarozumiałej egoistce, żeby przestała? – zapytał lekko poirytowany.
 - Nie wierzę! – Roześmiałam się drwiąco.
 - W co nie wierzysz? – zapytał, mrużąc oczy.
 - W to, że możesz być jeszcze bardziej beznadziejny!
 - Przestań! – Tracił cierpliwość.
 - Zapatrzony w siebie idiota! – prychnęłam.
 - Ruda egoistka! – wrzasnął na całą Wielką Salę.
Kilka osób spojrzało w naszą stronę.
 - Ach, tak? – prychnęłam i podniosłam się z miejsca.
 - Tak! – Też się podniósł. – Nie licząca się z nikim Wiewióra! – warknął.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. PLASK! Miska z pasztecikami wylądowała na jego głowie. Najbliżej siedzący wybuchnęli śmiechem.
 - Nie daruję ci tego – powiedział przez zaciśnięte zęby i chwycił najbliżej stojący półmisek.
Ciepła, klejąca się maź wylądowała na mojej głowie.
 - Wojna! – krzyknął ktoś z tyłu.
 - Och, nie! – usłyszałam pisk Mary.
Spojrzałam w jej kierunku. To był błąd. Dziewczyny schowały się pod stołem, a ja oberwałam sałatką. Nie patrzyłam już na nic. Chwytałam wszystko, co wpadło mi do rąk i celowałam prosto w jego twarz. Miałam dosyć. Byłam wściekła! Pod stół schował się także i Peter. Remus próbował wszystkich uspokoić. Niestety, oberwał ciastem. Zrezygnowany opadł na ławkę i ukrył twarz w dłoniach. Black zadowolony z takiej afery rzucał babeczkami w najbliżej siedzące dziewczyny, które piszczały zadowolone.
 - Spokój! – krzyknęła profesor McGonagall.  – Taki skandal! Odkąd uczę w Hogwarcie, jeszcze nikt nigdy... - zaczęła.
Black niefortunnie się zamachnął. Miska ze spaghetti, zamiast na pięknej blondynce, wylądowała na głowie naszej opiekunki. Zrzuciła z siebie makaron i czerwona na twarzy zaczęła tyradę.
 - Szlaban! – krzyczała na każdego, kto jej się nawinął.
Ewakuacja, przeszło mi przez myśl i, mało myśląc, schowałam się pod stołem. Mary z Dorcas wykorzystały chwilę zamieszania i wybiegły z Wielkiej Sali. Chwilę później koło mnie wylądował Potter.
 - Co ty tu robisz?! – warknęłam wściekła.
 - Cii - szepnął i zakrył mi usta dłonią. Po chwili okrył nas peleryną-niewidką. – Chodź troszkę bliżej. Widać ci stopy – szepnął.
Mało myśląc, wtuliłam się w niego. Słyszałam, jak Black gorączkowo tłumaczy się McGonagall.
 - Wysprzątasz Wielką Salę! Natychmiast! Choćbyś miał siedzieć całą noc! A pomogą ci w tym... – przerwała, schylając się pod stół.
Serce biło mi jak szalone. Patrzyłam prosto w rozeźlone oczy profesorki, a ona najwyraźniej mnie nie widziała.
 - Gdzie jest Potter? – zapytała, prostując się.
 - Nie wiem, proszę pani. Wyszedł, zanim zaczęła się walka.
 - Nie kłam! Widziałam go tuż obok ciebie!
 - Mówię serio, pani profesor.
Stłumiłam śmiech. Oczami wyobraźni widziałam osłupiałą minę McGonagall i drwiący uśmiech Blacka.
 - No cóż... Wszyscy natychmiast do swoich pokoi wspólnych. Ty zostajesz! Zaraz przyślę tu Filcha. On cię przypilnuje.
Siedzieliśmy pod stołem jeszcze jakiś czas. James wypuścił mnie z objęć. Odwróciłam się do niego. Jego oczy błądziły po mojej twarzy, a kiedy się spotkały, nie mogłam złapać tchu. Wielka Sala całkowicie opustoszała.
 - Lily - szepnął, a jego ręka powędrowała na mój policzek.
Oprzytomniałam. Wypadłam spod peleryny-niewidki i wyszłam spod stołu. Stanął po drugiej stronie.
 - Daj mi wytłumaczyć - poprosił.
 - Nie mam ochoty cię słuchać! – powiedziałam stanowczo i ruszyłam w kierunku drzwi.
 - Lily!
 - Jesteś beznadziejny! – warknęłam i przyspieszyłam kroku.
 - Dlaczego nie chcesz... - zaczął, ale mu przerwałam.
 - Chciałam ci dać szansę! Niestety, ona była pierwsza! – krzyknęłam.
Roześmiał się, jakby z ulgą.
 - Nie wiedziałem, że jest w szatni! Wyszedłem spod prysznica, a ona po prostu już tam była. Kazałem jej wyjść, bo czekałem na ciebie! – zaskoczył mnie.
Patrzyłam na niego osłupiała i nie wiedziałam, co mam dalej robić.
 - Ja...
 - To, co powiedziałem w pokoju wspólnym... Byłem na ciebie zły za to, że nie przyszłaś. Wypiłem za dużo i...
 - Przestań - poprosiłam.
 - Ale Lily... Kochanie...
 - Przestań! – Spojrzałam na niego z wyrzutem. – Nie rozumiesz? Dosyć przez ciebie wycierpiałam. Bez przerwy robisz mi na złość. Wysyłasz sprzeczne znaki. Cholera, James! Byłam gotowa znowu spróbować, a ty nawaliłeś! Wyskoczyłeś z tą Marleną tak nagle! A teraz to ja już sama nie wiem, co mam myśleć.
 - Ona nic dla mnie nie znaczy!
 - A skąd ja mam to wiedzieć?! Nieustannie za tobą chodzi! Nie ma chwili wytchnienia! I klei się do ciebie, jak... jak... - Zabrakło mi słów.
 - Lily! – Spojrzał na mnie błagalnie i przeskoczył stół. Chwycił moje dłonie i spojrzał głęboko w oczy. – Uwierz mi, że ja naprawdę nic do niej nie mam! Kocham cię i chcę być tylko z tobą!
Błądziłam wzrokiem po jego twarzy. Uśmiechnęłam się delikatnie. Spojrzał na mnie z nadzieją.
 - Wierzysz mi? – zapytał.
 - Wierzę - szepnęłam.
 - Na gumochłona! – ucieszył się.
Jego entuzjazm jednak opadł, kiedy zobaczył moją minę.
 - Wierzę i co z tego? – dokończyłam.
 - Jak to co z tego?! Przecież możemy znowu spróbować!
 - Nie – powiedziałam stanowczo. – Ja ci po prostu nie ufam – szepnęłam i wyszłam z Wielkiej Sali.

***

 - Lily...
 - Nie, Dorcas. Nie ufam mu! – powiedziałam stanowczo, mocując się z zapięciem.
 - Przecież powiedział ci, jak było naprawdę! – oburzyła się.
 - No pewnie! A gdyby tobie Syriusz powiedział, że czarne jest białe, to też byś uwierzyła?
 - Co? O czym ty mówisz? – zapytała zdezorientowana.
 - O niczym! – powiedziałam zrezygnowanym tonem i usiadłam na łóżku. – Chodzi mi po prostu o to, że mu nie ufam. Wierzę, że między nim a tą... dziewczyną nic nie było od wakacji i nic do niej nie czuje, ale nie ufam mu po prostu - dokończyłam cicho.
 - Rozumiem cię - powiedziała łagodnie i usiadła naprzeciw mnie.
 - Naprawdę? – zapytałam z nadzieją.
 - No tak! Zaufałaś mu, a on po raz kolejny cię zawiódł. Każdy z nas mu to mówił. Po kolei go ostrzegaliśmy. Ale on brnął w to dalej!
 - Cały Potter - westchnęłam z rezygnacją i wróciłam do mocowania z zapinką.
 - Idziesz z nim na bal? – zapytała, patrząc na mnie uważnie.
 - Ta dam!
Z łazienki wyszła Mary. Odetchnęłam. Nie chciałam odpowiadać na to pytanie. Jak zawsze wyglądała olśniewająco. Zwiewna sukienka w kolorach różu i fioletu idealnie zgrywała się z makijażem. Wysokie obcasy sprawiły, że wyglądała jeszcze zgrabniej. Na głowie miała burzę loków, które układały się w artystyczny nieład wokół jej twarzy.
 - Wyglądasz przepięknie! – pochwaliłyśmy ją obie.
 - Mam nadzieję – szepnęła, stając przy lustrze. – Lupin ma paść z wrażenia!
 - R-Remus? – wykrztusiłam.
Dorcas się zapowietrzyła.
 - Nasz Remus?
 - No chyba, że nasz! – parsknęła. – A czyj?
 - A co z Willem?
 - Z kim? – zapytała, patrząc na mnie uważnie. – Och, Liluś! Rozmazałaś się! Chodź!
I nie zwracając uwagi na nasze zdziwione miny, chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do swojego łóżka.

***

 - Masz jakiś plan?
 - Plan? – zapytał, wiążąc krawat.
 - Chodzi mi o Lilkę.
 - Nie.
 - Nie? Tylko tyle?!
 - Słyszałeś. Nie ufa mi.
 - Tak, słyszałem, dlatego pytam, czy masz jakiś plan na to, żeby odbudować jej zaufanie!
 - Stary! Próbowałem już chyba wszystkiego! Nie mam zielonego pojęcia, czy można zrobić jeszcze coś!
 - Oczywiście, że można! Chyba nie chcesz się poddać? – zapytał, patrząc na odbicie przyjaciela z lekkim niepokojem.
 - Nie wiem - westchnął z rezygnacją.
W głowie kłębiła mu się jedna myśl. Czy aby na pewno dobrze robi?

***

 - Lily! Jakie ty masz niesamowicie długie nogi! – krzyknęła Mary, kiedy wreszcie zapięłam sukienkę.
Była przepiękna. Zielona, mieniła się złotem.
 - Daj spokój! – powiedziałam zawstydzona.
 - Co daj spokój?! Teraz już wiem, dlaczego jako jedyna nie przymierzałaś sukienki! Powalisz ich wszystkich! – W jej oczach pojawiły się te charakterystyczne ogniki. – Musisz koniecznie nosić szpilki! – zarządziła.
 - Lepiej już chodźmy! – Roześmiałam się.
 - Tak, tak! Rogacz przecież nie może czekać! – powiedziała zadowolona Mary i otworzyła drzwi.
Westchnęłam.
 - Masz! Narzuć to na siebie – powiedziała Dorcas tajemniczo.
Wzięłam od niej długi płaszcz.
 - Ale dlaczego? – zapytałam zaskoczona.
 - Zdejmiesz go w odpowiednim momencie - szepnęła konspiracyjnie.
Zamek był opustoszały. Wszyscy tłoczyli się w Sali Wejściowej. Siódmoklasiści mieli wejść jako ostatni. Wszyscy pchali się do drzwi. Wciągnęłam ze świstem powietrze.
 - Denerwujesz się? – zapytała Dorcas, patrząc na mnie uważnie.
 - Troszkę - szepnęłam. – I chyba wolę poczekać tutaj.
 - No dobrze. – Uśmiechnęła się i stanęła obok mnie.
 - Nie musisz. – powiedziałam z uśmiechem.
 - Daj spokój! Nie zostawię cię tu samej! – prychnęła, ale widziałam, że szuka w tłumie Syriusza.
 - Idź! Oczaruj go! – Roześmiałam się.
 - Jesteś pewna? – zapytała z lekką obawą.
 - No jasne! Zejdę, jak przyjdzie odpowiednia pora.
 - Dzięki! – ucieszyła się i pognała na dół.
Wzięłam głęboki oddech i oparłam plecy o przyjemnie chłodną ścianę. Jeszcze dziesięć minut. A co jeżeli się przewrócę?

***

 - No, jesteś wreszcie – wymruczał Syriusz, całując ją w szyję.
Zachichotała, a przyjaciele unieśli oczy ku górze zniecierpliwieni. Jej wzrok padł na wysokiego, czarnowłosego przystojniaka. Dumnie prężył się w tłumie. Wiedziała, że szuka właśnie jej. Ich spojrzenia się skrzyżowały.
 - Zaraz powinna być – powiedziała z uśmiechem, wyplatając się z objęć swojego chłopaka.
 - Kto? – zapytał lekko zdezorientowany.
 - Jak to kto? – zapytała ze śmiechem.
 - Proszę się ustawić!
Przed nimi stanęła profesor McGonagall wraz z Joe.
 - Gdzie jest Evans?! – zapytał zaniepokojony.

***

 - O, panna Evans! Szybciutko, szybciutko! – ponagliła mnie.
Schodziłam pomału. Bałam się, że się przewrócę. Wszyscy odwrócili się w moją stronę. Mary aż skakała z radości, widząc zdziwione miny pozostałych. Dorcas patrzyła to na mnie, to na Pottera. Zarumieniłam się. Kiedy zeszłam z ostatniego schodka, podleciał do mnie domowy skrzat. Rozwiązałam płaszczyk od Dorcas i oddałam mu go.
 - Czy to...? – Black patrzył na mnie oszołomiony. Dorcas tryknęła go łokciem. – Au!
Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do Pottera. Jego oczy były wielkości galeona. Stał z otwartą buzią, jakby nie wierzył, że naprawdę przed nim stoję.
 - Zmiana planów kochani! James, Lily. - Joe zwróciła się w naszą stronę. – Nie ukrywam, że od początku to planowałam. Zatańczycie na samym środku, zamiast Marleny i Barnabasza.
 - Dlaczego?! – Blondynka wyglądała na wściekłą.
 - Spójrz na nią, to się dowiesz – syknęła Dorcas.
 - Zamknij się, żmijo!
 - Dziewczęta, proszę o spokój! – upomniała McGonagall.
 - Dobrze, a więc zaraz po otwarciu możecie wrócić do swoich partnerów – powiedziała z uśmiechem Joe i chwyciła za rękę Nathaniela.
Zmieszałam się i spojrzałam ukradkiem na Pottera. Nadal wpatrywał się we mnie, jakby zobaczył zjawę. Zastanawiałam się, czy w ogóle cokolwiek zrozumiał z tego, co przed chwilą zostało powiedziane.
-Zaczynamy! – powiedziała, a drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się ze skrzypnięciem.
Zaniemówiłam. Była pięknie ozdobiona. Wszędzie wisiały nietoperze oraz dynie. Na ścianach pięknie prezentowały się godła każdego z domów. Cztery długie stoliki zniknęły, a zamiast nich pojawiło się kilkadziesiąt małych, najczęściej czteroosobowych. Przy nich stały niewysokie pufy. Na środku, wybudowano podest, na którym stał już nieznany mi zespół. Wszyscy uczniowie utworzyli wielkie koło. Za pewne w jego środku, było zrobione miejsce specjalnie dla nas. Wzięłam głęboki oddech i dałam się poprowadzić. Ludzie zaczęli szeptać, kiedy ich mijaliśmy. Nie przejmowałam się tym. Wiedziałam, że wyglądam idealnie. Nic nie mogło mi zepsuć humoru! Zajęliśmy miejsce dokładnie na środku wielkiego koła. Tancerze zaczęli nas okrążać. Zrobiło się małe zamieszanie. Jeden poprawiał drugiego.
 - Pięknie wyglądasz – powiedział cicho James.
Uniosłam delikatnie głowę i spojrzałam w jego orzechowe oczy. Serce zabiło mi mocniej.
 - Dziękuję - wyjąkałam w końcu.
 - Gotowa? – zapytał.
Kiwnęłam głową.
 - Panowie? – Usłyszeliśmy wesoły głos Joe. – Muzyka!

***

 - Brawo! – krzyczeli wszyscy dookoła nas.
Nie słyszałam ich. Nadal wirowałam w rytm muzyki. Nadal patrzyłam w jego oczy. Nadal trzymał mnie w górze i, tak jak poprzednio, pomału, bez niepotrzebnego pośpiechu, opuszczał ręce. Ludzie za nami tańczyli w rytmie kolejnego, skocznego utworu, a ja tonęłam w tym przecudnym, orzechowym odcieniu. Wszelkie troski i wątpliwości zniknęły. Czas zatrzymał się w miejscu. Nie liczył się już nikt inny. Chwycił moją dłoń i położył ją na swoim sercu. Czułam, jak przyspieszyło. Swoje ręce umieścił na mojej tali. Bujaliśmy się w rytm znanej tylko sobie muzyki.
 - James - wyszeptałam w końcu i zatrzymałam się. Spojrzał na mnie z nadzieją. – Ja... Chciałam ci tylko powiedzieć, że... - zająknęłam się.
 - Wiem - szepnął. – Nie ufasz mi. Ale Lily, ja to naprawię, obiecuję. Tylko daj mi szansę! – poprosił z naciskiem.
 - Nie wiem, czy potrafię – szepnęłam, patrząc uważnie na jego twarz.
Wziął głęboki wdech i rozejrzał się desperacko po Wielkiej Sali. Nagle odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Ujął moją twarz w swoje dłonie i... utkwił przerażone spojrzenie w przestrzeń za mną. Spojrzałam na niego pytająco, ale chyba zapomniał, że przed nim stoję.
 - James, zajęłam nam miejsca po drugiej stronie Sali. – Usłyszałam i omal nie ścięło mnie z nóg.
Odwróciłam się i spojrzałam pytająco na dziewczynę.
 - Nie powiedziałeś jej? – zapytała, widząc moją minę.
 - Nie - szepnął.
Teraz zwróciłam twarz w jego stronę.
 - James? – zapytałam lekko drżącym głosem.
Obeszła go i położyła dłoń na jego ramieniu.
 - Przyszedł tu ze mną – powiedziała, z satysfakcją obserwując, jak moja twarz zmienia kolor.
 - James? – powtórzyłam, nadal się łudząc.
 - Zaprosiłem ją po tym, jak zostawiłaś mnie w Wielkiej Sali. Powiedziałaś, że nie ma szans, że mi nie ufasz. Nie wiedziałem, co mam robić - wykrztusił w końcu.
 - I dlatego przyszedłeś tu z nią? – zapytałam wysokim tonem.
 - Lily…
 - Nie! Z każdą, James, z każdą! Ale nie z NIĄ! – pisnęłam i pognałam w kierunku drzwi.
Wypadłam z Wielkiej Sali i usiadłam na schodach. Dopiero wtedy rozpłakałam się na dobre.
 - Nie płacz, nie warto. - Usłyszałam tuż nad swoim uchem.
Uniosłam głowę i poczułam się jeszcze gorzej.
 - O nie - westchnęłam.
Chłopak nie zniechęcił się jednak. Wyjął z kieszeni białą chusteczkę i podał ją mnie. Chwyciłam ją i otarłam łzy.
 - Nie jest wart twoich łez – powiedział Michael i kucnął przede mną. Prychnęłam z pogardą. – Mówię poważnie.
 - Daruj sobie tą pogadankę. Nie jesteś nic lepszy od niego – powiedziałam z nienawiścią.
 - Uznam to za komplement. – Roześmiał się i wyciągnął rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Nie daj się prosić. To nie oświadczyny, tylko jeden taniec - prosił.
Z Wielkiej Sali właśnie wyszedł Potter. Dokładnie trzydzieści sekund zajęło mu znalezienie mnie wśród tłumu uczniów. Spojrzał na mnie z desperacją i ruszył w moją stronę. Chwyciłam dłoń chłopaka.
 - Jeden taniec – powiedziałam z mocą, patrząc prosto w orzechowe oczy Pottera.
 - Jak sobie życzysz! – powiedział ucieszony.
 - Jeden! – powiedziałam ostrzegawczo i uśmiechnęłam się delikatnie.
 - Panienka pozwoli! – powiedział, z gracją prowadząc mnie na parkiet.
 - Miłej zabawy – syknęłam, kiedy mijaliśmy Czarnowłosego.

***

 - Co ty wyprawiasz? – syknęła Dorcas, kiedy wreszcie usiadłam przy naszym stoliku.
Panowie poszli po coś do picia.
 - Nic – powiedziałam, wzruszając ramionami.
 - Nic?! Czyś ty do reszty oszalała?!
 - Dlaczego tak uważasz? – próbowałam nie zwracać uwagi na jej nieprzyjemny ton.
 - Myślałam, że przyjdziesz z Jamesem! – próbowała coś ode mnie wyciągnąć.
Spojrzałam na nią z lekkim bólem.
 - Nie. James przyszedł z Marleną – powiedziałam sucho.
 - Z kim?! – krzyknęła z niedowierzaniem.
 - Nie każ mi tego powtarzać – poprosiłam, zamykając oczy.
 - Ale przecież on prawie całował się z tobą na środku Wielkiej Sali! – pisnęła.
 - Wiem - szepnęłam.
 - Więc o to w tym wszystkim chodzi? – zapytała z błyskiem w oku.
 - Chyba nie bardzo wiem, co masz na myśli – powiedziałam, patrząc na nią uważnie.
 - Robisz mu na złość?
 - W życiu nie zniżyłabym się do tego poziomu – stwierdziłam wyniośle.
 - A wiesz, że ci się udało? Odkąd wróciłaś na Salę, on siedzi. Obserwuje każdy twój ruch.
 - Och, to pewnie jego partnerka się nudzi – rzuciłam kąśliwie.
 - Lily, przyznaj, że robisz mu na złość!
 - Nie! – oburzyłam się delikatnie, ale na policzki weszła mi purpura.
 - Aha. Dobra. W takim razie znowu spotykasz się z Davisem?
 - Oszalałaś?! Przecież to palant! – powiedziałam ze śmiechem.
 - Więc dlaczego tańczysz z nim już pół imprezy? – zapytała nagle.
Wpadłam. Obeszła mnie od drugiej strony.
 - Dobra – burknęłam. – Robię Potterowi na złość.
 - Ha! Wiedziałam! Tylko wiesz, nie pozwól mu na zbyt dużo.
 - Komu ma nie pozwolić? – Black wrócił z kremowym piwem.
 - Nieważne – powiedziała zadowolona i szepnęła coś chłopakowi na ucho. Chwycił ją za rękę, najwyraźniej ucieszony. – Widzimy się w dormitorium! – krzyknęła i roześmiana pognała gdzieś za Syriuszem.
Uśmiechnęłam się do siebie. I rozejrzałam po Wielkiej Sali. Czułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam w tamtym kierunku. Siedział dokładnie na wprost mnie. Był pochylony. Łokciami opierał się o kolana. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością, że aż zrobiło mi się gorąco. Koło niego usiadła Marlena. Coś do niego mówiła, ale zbył ją jednym machnięciem ręki. Nawet na nią nie spojrzał. Nadal świdrował mnie wzrokiem. Odetchnęłam głęboko i dzielnie próbowałam znieść to spojrzenie.
 - Proszę! – Przy mnie pojawił się Michael. Chwyciłam butelkę i wypiłam prawie połowę. – Wow, kochana! Przystopuj troszeczkę!
Odetchnęłam. Kolejne trzy łyki. Marlena znów pochyliła się nad Potterem. I znów łyk. Ten coś jej tłumaczy. Kolejne dwa łyki. Pocałowała go w policzek. Tego już za wiele. Odstawiłam zbyt energicznie butelkę na stół.
 - Chodź!
Chwyciłam Daviesa za rękę i poprowadziłam na parkiet. Trzydzieści sekund. Dokładnie tyle i pojawił się koło mnie. Z nią. Oplotła go rękoma. Na ten widok przeszedł mnie dreszcz. Sama nie wiem, czy to z wściekłości, czy raczej zazdrości. O to, że z nią tańczy, że ją prowadzi. Widząc jego wzrok, podjęłam grę. Przypomniałam sobie, co mówiła Joe. Używając wszystkich swoich wdzięków, tancerka uwodzi mężczyznę, to patrzy mu w oczy, to znowu udaje, że go nie widzi, wzrokiem szuka innego, aby wzbudzić zazdrość partnera, zniewolić go i całkowicie nad nim zapanować. Widziałam jego wściekłą minę. Z jeszcze większą zaciętością prowadził swoją partnerkę. I nagle wydarzyło się coś, co mnie zdziwiło.
Kolejny ruch wykonałam szybciej, niż go przemyślałam. Przysunęłam się do Michaela i go pocałowałam. Wszyscy na nas spojrzeli. Świetnie! Kolejna sensacja!, myślę zdenerwowana. Drzwi skrzypnęły. Spojrzałam w tamtym kierunku. Czarna czupryna zniknęła zaraz za nimi.
 - Dzięki – powiedziałam zadowolona.
Widziałam jego zdezorientowaną minę, ale nie zwróciłam na to uwagi. Ruszyłam w kierunku drzwi. Nie zdążyłam przejść połowy drogi, gdy poczułam, jak chwycił mnie za łokieć.
 - Chwileczkę – powiedział cicho.
 - Puść! – Próbowałam się wyrwać.
 - Najpierw mi coś wytłumaczysz! – powiedział stanowczo.
 - Nic ci nie będę tłumaczyć! – stwierdziłam z satysfakcją.
 - Co to było, to przed chwilą?
 - Byłeś mi winny przysługę. Teraz jesteśmy kwita.
Spojrzał na mnie oczami wielkości galeona.
 - Żartujesz?
 - Nie – odpowiedziałam beznamiętnie, wyrwałam rękę z uścisku i wyszłam.

***

Z lekką obawą przemierzyłam pokój wspólny. Kiedy wchodziłam po schodach, odetchnęłam z ulgą. Jeszcze tylko dwa kroki. Skrzypnięcie drzwi. W środku siedziała tylko rozpromieniona Dorcas. Opadłam na swoje łóżko i z błyskiem w oku czekałam, aż zada to pytanie.
 - Dobra! Mów wreszcie! – zapiszczała ze zdenerwowania.
Z uśmiechem triumfu skończyłam swoją opowieść. Zaskoczona zauważyłam jej niedowierzającą i pełną wściekłości minę.
 - Dlaczego zawsze musisz przesadzić? – zapytała zdenerwowana Dorcas.
 - Przesadzić?! Chyba zapominasz, kto jest naprawdę winny!
 - Lily, naprawdę wierzysz w to, co mówisz?
Dorcas spojrzała na mnie uważnie. Na policzkach poczułam palące poczucie winy.
_________________________________________


5 komentarzy:

  1. Wiesz, że "Seria Niefortunnych Zdarzeń" to taka seria książek? Ten taniec jest super, na miejscu tych tancerzy wyobraziłam sobie Lily i Jamesa.
    Super piszesz. Przypadkiem trafiłam na twój blog i cały czas go czytam! Nie można mnie oderwać od komputera!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czemu nie mogę go przeczytać ? :( Mógłby ktoś skopiować teks i wkleić do koma ?:C

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej ile ten cały Davies będzie jeszcze w szkole? Jak Lily była na 6 to myślałam, że on na 7? Mylę się?

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że wydarzyło się ,,coś" pomiędzy Lily a tym Micheal'em :/ Mam nadzieję, że pomiędzy Rogaczem a Rudą będzie dobrze. No cóż dowiem się w kolejnych rozdziałach ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy