piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział dziesiąty: Urodzinowa niespodzianka.


[muzyka]

Tak, jak z ciężkim sercem opuszczałam dom rodzinny, tak w pełni szczęśliwa wyskoczyłam z Błędnego Rycerza.
- Nigdy więcej! – wysapałam oddychając głęboko.
Zawsze się odgrażałam po jeździe tym beznadziejnie szybkim autobusem i zazwyczaj do niego wracałam.
- Masz – powiedziała Mary, podając mi torebkę. Chwyciłam ją, a następnie wszystkie trzy zaczęłyśmy taszczyć nasze kufry w stronę Zamku. Z ulgą zostawiłyśmy je w Sali Wejściowej i pognałyśmy na kolację.
- Jestem padnięta! – jęknęłam dwadzieścia minut później opadając na wysłużony fotel.
- Tak, ja też… - westchnęła Dorcas. Tylko Mary wydawała się być w pełni sił.
- To idźcie się położyć. Ja mam coś jeszcze do zrobienia! – powiedziała wesoło i wręcz wypchnęła nas siłą z pokoju wspólnego.
- Wiesz o co jej może chodzić? – zapytałam chichocząc.
- Nie mam zielonego pojęcia i chyba nie chcę wiedzieć. A niech to! Zostawiłam sweter na dole! Zaraz wracam… - szepnęła zdenerwowana.
Westchnęłam. Weszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Chwilkę później już spałam.

***

Następnego ranka obudziłam się dosyć późno. Rozejrzałam się po sypialni. Dziewczyn nie było. Dziwne… Narzuciłam szlafrok i zeszłam do wspólnego. Też pusto… pełna złych przeczuć ubrałam się z myślą, że jak nie wrócą do tego czasu to pewnie będę musiała zacząć ich szukać, tylko…. Gdzie? Przecież one mogły być wszędzie. Związałam więc włosy w kitkę i usiadłam na swoim łóżku. Mama pewnie nie spała całą noc z tych nerwów. Oczywiście taka byłam padnięta, że nie miałam siły, aby posłać jej sowę! Kiedy kończyłam wiadomość dla rodziców do sypialni wparowały dziewczyny.
- O, a ty już nie śpisz? – zapytała Mary.
- Przecież widzisz, że nie… - powiedziałam, stawiając ostatnią kropkę. – A gdzie wy byłyście? – zapytałam przyglądając się przyjaciółkom. Obie zachowywały się bardzo dziwnie.
- Wysłać list! – odpowiedziała Mary.
- Na śniadaniu! – powiedziała Dorcas w tym samym momencie. Obie wymieniły przerażone spojrzenia i…
- Śniadanie, no tak! Miałyśmy iść wysłać list, ale najpierw śniadanie! – zaśmiała się nerwowo Mary.
- Tak! Wysyłałam list do mamy i do Syriusza. No wiesz, że nic nam nie jest i takie tam – powiedziała jąkając się Dorcas i spojrzała desperacko na Blondynkę. – A ty do kogo tam tak skrobiesz? Do Jamesa? – zmieniła temat.
- Nie. Do mamy – uśmiechnęłam się i chwyciłam kopertę. – Idziecie ze mną wysłać?
- Nie, my już byłyśmy – powiedziała szybko Dorcas.
- No dobrze… To ja idę, spotkamy się na śniadaniu?
- Chyba na obiedzie! Lily jest prawie trzynasta… - uświadomiła mnie Mary.
- No dobrze, więc na obiedzie. No to pa! – powiedziałam i opuściłam sypialnię. Nie zastanawiałam się nad ich zachowaniem. Byłam pewna, że wszystko się wkrótce wyjaśni.

***

- No chodź! Będzie fajnie! Tylko mi pozwól!
- Nie, Mary, nie chcę…
- Lily! Dlaczego ty taka jesteś… Dorcas by się zgodziła! – jęknęła przyjaciółka bliska płaczu.
- To czemu do niej nie pójdziesz?
- Bo siedzi z Syriuszem! – warknęła oburzona.
- Z Syriuszem? – zapytałam podejrzliwie.
- No tak, a z kim?
- Przecież oni wracają dopiero jutro rano… - powiedziałam zdziwiona.
- Och! No w sensie, że siedzi i patrzy! No, że na zdjęcie jego! No, bo jak inaczej? Przecież tu nie przyjechał nie? – zaśmiała się nerwowo. – To mogę?
- Dobrze, ale nie za mocno i nie za dużo, okej? – westchnęłam, nigdy nie byłam dobra w odmawianiu, a Mary zawsze umiała to wykorzystać. Poza tym jej słowa dały mi do myślenia.
- Oczywiście! – powiedziała. – No to siadaj i zamykaj oczy! I nie wolno ci ich otworzyć dopóki ci nie powiem!
- Dobrze, już dobrze – powiedziałam rozbawiona.
Mary była urodzoną wizażystką. Potrafiła nawet z brzydkiego kaczątka zrobić przepięknego łabędzia przy pomocy jedynie pędzla i kilku cieni. Między innymi dlatego lubiłam, kiedy ‘dobierała’ się do mnie. Zawsze później czułam się piękna! Nie miałam jednak pojęcia, po co Mary upierała się przy tym całym przymierzaniu sukienek.
- Mary, a dlaczego ja mam to wszystko przymierzać?
- Już ci mówiłam! Chciałabym zrobić swoją teczkę z sukcesami. Może jak już skończę Hogwart to otworze swoją małą krainę cudów! Wyobrażasz to sobie?! Jesteście tak, jakby moimi pierwszymi klientkami!
- Ta, albo królikami doświadczalnymi.
- Oj, nie marudź! Przecież to lubisz…
- Tak, ale nie jak trwa tak długo! – roześmiałam się. – Ile jeszcze?
- Już – powiedziała zadowolona z siebie i podała mi piękną sukienkę.
- Nie włożę jej!
- Dlaczego? Myślałam, że ci się spodoba…
- Bo podoba, ale jest nieodpowiednia do mojej figury…
- Z tego co wiem, to ja się znam na tym bardziej, tak? Zakładaj! Tu masz buty, a biżuterię weź tą, co dostałaś od rodziców na te urodziny – uśmiechnęła się pogodnie.
- Mary…
- Przestań dyskutować i po prostu to zrób! Siedzimy w sypialni już stanowczo za długo! Musimy wyjść i porobić zdjęcia, a zaraz Słońce zajdzie! – powiedziała stanowczo. Nie było sensu się opierać. Założyłam sukienkę, buty i inne dodatki. Bez entuzjazmu, gotowa stanęłam przed przyjaciółką. Wyglądała na zachwyconą. Pisnęła i pociągnęła mnie za rękę do łazienki. Oniemiałam. Wyglądałam wręcz cudownie!
- Chodź! No choooodź! – Mary była bardzo zadowolona i bardzo podekscytowana.
- Gdzie mnie ciągniesz?
- Nie pytaj, tylko po prostu chodź!
- Ale Mary!
- Gotowa? – zatrzymała się z ręką na klamce.
- Ale na co?! – zapytałam teraz już wściekła.
- Tak czy nie?
- Mary!
- Tak czy nie!
- Nie!
- No i świetnie! Na to nigdy się nie jest gotowym! – powiedziała uradowana i otworzyła drzwi. Stałam i patrzyłam jak schodzi. Nie miałam zielonego pojęcia, o co tej dziewczynie chodzi i skąd bierze te wszystkie szalone pomysły.
- No chodź! – krzyknęła Mary.
- Idę już! Idę… - westchnęłam i zamknęłam za sobą drzwi. Pomału, nie spiesząc się zaczęłam schodzić.
- Wszystkiego najlepszego! – usłyszałam i podniosłam głowę. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Pokój wspólny pełen był ludzi. Na przedzie, zadowolone z siebie, stały moje przyjaciółki.
- Uduszę was! – krzyknęłam, ale chyba tego nie usłyszały.
Tłum zaczął śpiewać, ludzie podchodzili do mnie, składali życzenia, mówili jak dobrze wyglądam. Nagle usłyszałam muzykę. Pokój wspólny wyglądał zupełnie inaczej. Stare fotele i kanapy były ozdobione i stały pod ścianą. Pod drugą stały stoły, które uginały się pod wpływem masy jedzenia i picia, w tym kremowego piwa. W dodatku dookoła pełno było serpentyn, balonów i konfetti.
Impreza się rozkręcała, a ja byłam coraz bardziej zmęczona. Miałam dosyć nieznanych mi ludzi, tego hałasu. Chciałam zamknąć się w sypialni, ale nie wypadało. Dziewczyny bardzo się napracowały. Usiadłam więc na fotelu i patrzyłam, jak całe towarzystwo się bawi. Było już grubo po północy. W pokoju zostali już nieliczni, w tym moje przyjaciółki, które kroczyły do mnie zadowolone.
- Uduszę was! – roześmiałam się. Pomimo iż byłam zmęczona, bardzo się cieszyłam, że urządziły mi takie przyjęcie. Przynajmniej nie myślałam…
- To może poczekasz, co? Najpierw otwórz to, a później rób co chcesz! – powiedziała pogodnie Dorcas i podała mi małe pudełeczko ze złotą kokardą.
- Nie musiałyście! – powiedziałam zszokowana.
- Tak, musiałyśmy! – odpowiedziały równocześnie.
W środku był piękny złoty łańcuszek. Zawieszka miała kształt serduszka.
- Piękny! – zachwyciłam się. Obie uśmiechnęły się szeroko.
- Więc już wiemy, że nas nie zabijesz. Ze spokojem więc idę do Syriusza.
- Do kogo? – zapytałam zaskoczona.
- Do Syriusza, co w tym dziwnego? Pół wieczoru już z nim spędziłam!
- Ach tak, Mary mi wspomniała… Aż tak za nim tęsknisz? – zapytałam rozbawiona
- Chyba nie rozumiem… - odpowiedziała patrząc na mnie zaskoczona. – Lily, ile piwa wypiłaś?
- Och Dorcas, wiem od Mary, że siedzisz i gapisz się w jego zdjęcie!
- Wybacz! Prawie się wygadałam. Mała improwizacja… - jęknęła Blondyneczka i uśmiechnęła się niewinnie.
- Czyli, że on naprawdę tu jest? Ale przecież mieli, znaczy miał być dopiero rano! – powiedziałam totalnie zdezorientowana.
- Mieli, ale takiej imprezy przegapić się nie da… - usłyszałam za sobą znajomy głos. Dziwny dreszcz przeszył moje ciało.
- Ty też tutaj?!
- A co cię tak dziwi? – zapytał z uśmiechem.
- No dobra, to ja idę do Syriusza… - powiedziała Dorcas puszczając mi oczko.
- No, a ja spać! Jestem paaaadnięta! – zaśpiewała Mary i udała się do sypialni.
- Przejdziemy się? – zapytał.
- O tej godzinie?
- A masz z tym jakiś problem?
- A jak dostaniemy szlaban? – zapytałam zadziornie.
- No… Ja już jestem przyzwyczajony, a tobie jak zawsze się jakoś uda z tego wywinąć – powiedział i chwycił mnie za rękę. Nie było sensu się dłużej opierać.
- Jak święta? – zapytałam, kiedy wędrowaliśmy korytarzami.
- Dobrze, mama jak zawsze się popłakała. – powiedział wzruszając ramionami.
- Dlaczego? – zapytałam zaskoczona.
- No wiesz, była śpiewka, że jej jedynak już taki duży i taki dorosły, że zaraz wyfrunie z gniazdka i takie tam.
- Ach tak, ja też to przerabiałam w tym roku – roześmiałam się.
- Czyli miałaś klimatyczne Święta?
- Och tak, bardzo! Z dziewczynami inaczej się nie da – wzruszyłam ramionami.
- Z dziewczynami…
- James… Jeżeli chodzi o…
- A właśnie! Mam dla ciebie prezent! – powiedział tajemniczo.
- Prezent, dla mnie? – powiedziałam zaskoczona.
- Tak. – powiedział i podał mi paczuszkę. Otworzyłam zafascynowana. W środku był album. Spojrzałam na niego zachwycona. Uwielbiałam fotografie. Tylko skąd on wiedział?! Z zapałem zaczęłam przeglądać kolejne strony.
- Skąd ty je wziąłeś?! – zapytałam chichocząc.
- A to już moja słodka tajemnica!
- Dziękuję, jest wspaniały – powiedziałam patrząc na niego z podziwem.
- I taki miał być! – powiedział z uśmiechem i przytulił mnie delikatnie.
Poczułam zapach jego perfum i szorstki materiał na policzku. Jego ręka musnęła moją talię. Kolejny dreszcz. Wtuliłam się w jego ramię, a każda chwila trwała wieki. W końcu powoli i jakby od niechcenia mnie puścił. Złapał za ramiona i odwrócił tak, że stałam na wprost niego. Miałam go na wyciągnięcie ręki. Czułam, że jeżeli teraz podniosłabym dłoń i mocno złapała, trzymałabym jego serce. Ale zamiast tego opuściłam głowę, nie patrząc mu w oczy i przygryzłam dolną wargę. Wiedziałam, że nadszedł ten moment, w którym powinnam się wycofać z propozycji przyjaźni i powiedzieć, że chcę czegoś… Wyjątkowego… Westchnęłam i gotowa do tej rozmowy otworzyłam usta.
- Chciałem ci dać coś wyjątkowego, zebranie tych zdjęć troszkę mi zajęło, ale na szczęście się udało! No i ważne, że ci się podoba! – powiedział zadowolony z siebie. Czułam, jak rośnie we mnie determinacja. Wiedziałam, że albo teraz, albo nigdy tylko… Tonęłam… Tonęłam w tym cudownym odcieniu brązu, jaki miały jego oczy. Szybko odwróciłam wzrok. Gdybym jeszcze bardziej zagłębiła się w tę otchłań, mogłabym już nie wrócić. Nie. Ja na pewno bym już nie wróciła. Mój oddech był przyspieszony, nierówny. A on... On był taki spokojny, delikatny. Był oazą, w której zawsze mogłam poszukać schronienia.
- Tak, to coś wyjątkowego… Coś więcej niż znajomość… – powiedziałam patrząc na zdjęcie. Byłam na nim z Jamesem. Chciał mnie przytulić, ale odgrodziłam się książką. Uśmiechnęłam się sama do siebie. – Wiesz, to chyba jest… - zaczęłam ten drażliwy temat.
- Wiem – powiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Naprawdę? – znów jego oczy. Dlaczego ja tak bardzo chcę w nie patrzeć?
- Oczywiście! Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, nie? – powiedział rezolutnie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przyjaciele? – zapytałam.
- No tak… Przecież sama chciałaś, prawda? – zapytał lekko zbity z tropu.
- Tak, a co jeżeli już nie chce? – zapytałam lekko zdenerwowana.
- Nie chcesz? – zapytał niemal bezgłośnie.
- Nie wiem… Znaczy, co jeżeli nie chce… - zapytałam bardziej hipotetycznie.
- Lily, jeżeli zrobiłem coś nie tak, uraziłem cię, cokolwiek to naprawdę bardzo przepraszam! – powiedział spanikowany.
- Nie, James, to zupełnie co innego…
- Więc co? Lily, proszę cię… Nie chcę, żeby było między nami źle. Bardzo mi zależy na tobie i na tej przyjaźni…
Mówił coraz szybciej i coraz bardziej przerażony. Nie zauważył, co dzieje się ze mną. Nie widział, jak zaciskam dłonie na albumie… I nie zareagował, kiedy po policzku popłynęła mi łza. Przyjaźń… Więc już zawsze będziemy się tylko przyjaźnić?
- James… - zaczęłam cicho.
- Ja naprawdę… - nie reagował.
- James… - spróbowałam nieco głośniej.
- Będę się starał tylko mi powiedz…
- Potter! – ryknęłam w końcu. Wreszcie zauważył, że chcę coś powiedzieć. Spojrzał na mnie przerażony. – Tak, jesteśmy przyjaciółmi. – powiedziałam łamiącym się głosem i odeszłam, zostawiając go na korytarzu z dziwnym wyrazem twarzy.

***

Teraz to ja unikałam Pottera. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, nie miałam ochoty z nim przebywać, ani tym bardziej rozmawiać! Przyjaciele! Też mi coś. Dlaczego on tak bardzo pragnie tej chorej przyjaźni? Dlaczego nie walczy? Nie próbuje!
- Lily, wszystko w porządku? – usłyszałam zaniepokojony głos Dorcas.
- W jak najlepszym! – odpowiedziałam z ironią, a Dorcas uniosła wysoko jedną brew. – Mamy środek zimy! Półmrok, zamarzam z każdym powiewem. Moje przyjaciółki siedzą ze swoimi chłopakami, a mnie mają gdzieś! A! i najlepsze w tym wszystkim jest to, że przyjaźnie się z Potterem! – zawołałam cynicznie. – Czego chcieć więcej?
- No wiesz… Jeżeli chodzi o przyjaciółki, to trochę wyrozumiałości poproszę… - powiedziała próbując rozładować atmosferę. Nic to nie dało, więc dodała już bardziej rzeczowo. – A co do Pottera, to sama tego chciałaś!
- No co ty nie powiesz?! Tyle to ja sama wiem! Tylko ten… - zająknęłam się, a Dorcas spojrzała na mnie z politowaniem. – Tylko ten kretyn nie pozwala mi tego sprostować!
- No taaak, bo to przecież tylko i wyłącznie jego wina, prawda? To on ciebie unika i to on nie chce rozmawiać, nie? – zapytała, patrząc na mnie surowo.
- Wiesz co? – zaczęłam i nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Trafiła w sedno. – Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! – prychnęłam w końcu i zwlokłam się z łóżka idąc w stronę drzwi.
- Wiesz, że siedzimy tu tylko dlatego, że na dole jest Potter? – zapytała nie odrywając nosa od podręcznika do transmutacji.
- I niech sobie będzie! Przeszkadza ci on w czymś? – zapytałam i szarpnęłam drzwi. Nim się zamknęły usłyszałam:
- Mnie nie, ale tobie chyba tak…
Zagotowało się we mnie. No tak, dlaczego ja w ogóle się tym przejmuję?! Potter to Potter. Przyjaciele? Dobrze! Niech będą przyjaciele. Zobaczymy, jak długo wytrzyma tym razem! Zeszłam po schodach zdecydowanym krokiem. Na kanapie przy oknie siedzieli Huncwoci. Podeszłam do nich i opadłam na jeden z foteli.
- Lily! – zawołał zaskoczony Rogacz. – Co ty tu robisz?
- Siedzę, nie widać? – zapytałam z ironią patrząc na niego lekko wyniośle.
- Widać… - odpowiedział speszony, a mi zrobiło się strasznie głupio. Nie, to nie dla mnie…
- No właśnie, głuptasie! – powiedziałam nieco weselej, ale nadal panowało lekkie skrępowanie. – To co tam u was? Jak treningi?
Cała trójka spojrzała na mnie wyraźnie zaskoczona.
- Lily, wszystko w porządku? – w oczach Jamesa pojawił się niepokój.
- Tak! Dlaczego miałoby nie być w porządku?! – zapytałam teraz już wściekła.
- No, bo unikasz mnie od dobrego tygodnia. Nie rozmawiasz ze mną, nie patrzysz na mnie… Wystarczy, że wejdę do pokoju wspólnego, a ciebie już nie ma… A teraz nagle, jak gdyby nigdy nic przychodzisz tutaj, siadasz dokładnie naprzeciw mnie i pytasz o quidditcha. Przecież ciebie to w ogóle nie obchodzi! – powiedział lekko zdenerwowany.
- I to ma być oznaką tego, że coś jest nie tak? – zapytałam z niedowierzaniem.
- A nie jest?
- Nie, nie jest! – krzyknęłam wstając.
- Lily, uspokój się i usiądź… - powiedział spokojnie Black.
- Nie mam zamiaru!
- Lily… - zaczął Lupin.
- Nie! I jeżeli tak bardzo wam przeszkadza moje towarzystwo, to już sobie idę! – warknęłam i odwróciłam się na pięcie.
- No i masz! – usłyszałam westchnienie Remusa.
- Co ją ugryzło? Zrobiłem coś nie tak? – zapytał zdezorientowany Potter. – Lily… Lily poczekaj! – krzyknął jeszcze za mną, ale się nie obejrzałam. Na schodach do dormitorium, minęłam się z Dorcas.
- O, a ty już z powrotem? – zapytała zaskoczona. – Myślałam, że Potter ci nie przeszkadza…
- Bo nie przeszkadza! – zatrzymałam się raptownie i odwróciłam w stronę foteli. – To najwidoczniej JA PRZESZKADZAM JEMU! – wydarłam się i nie patrząc na nikogo zamknęłam się w sypialni.
Usiadłam wściekła na swoim łóżku. Skrzyżowałam ręce i zaczęłam wyzywać pod nosem Huncwotów. Drzwi otworzyły się.
- Nie będę z tobą rozmawiać, Dorcas! Idź do swojego Blacka, a mnie zostaw w spokoju! – nic nie odpowiedziała, więc zaczęłam mówić dalej. – Myślałam, że będzie inaczej, ale nieeee! Bo przecież to ja jestem niezdecydowana! Źle, bo gadam o quidditchu. Jeszcze gorzej, jak nie odzywam się wcale! Nie wspomnę o tym, że najgorzej jak się darłam! Przyjaciele! Też mi coś! Jak on w ogóle może, po tym wszystkim… po tym, jak mu… och! Dlaczego on nie mógł tego zrozumieć? – zapytałam desperacko. – Dorcas, dlaczego…? – odwróciłam się tak, aby spojrzeć na przyjaciółkę, ale zamiast niej zobaczyłam… Pottera! Zerwałam się z łóżka i patrzyłam na niego wystraszona.
- Co ty tu robisz?!
- Słucham… - odpowiedział bezczelnie.
- Nie powinieneś tu być! Jak się tu dostałeś?!
- Szczerość za szczerość? – zapytał z tym swoim nadętym uśmieszkiem i usadowił się na łóżku Dorcas.
- Dobra. – odpowiedziałam po chwili namysłu.
- Pytasz, jak się tu dostałem. Odpowiedź jest prosta – wleciałem.
- Jak wleciałeś? – zapytałam zaskoczona. Z wrażenia aż usiadłam.
- Z reguły pomagają mi panowie. No wiesz, zaklęcie Wingardium Leviosa – puścił do mnie oczko. – Ale jak ich nie ma, to zawsze jest miotła, nie?
- No tak… - wyszeptałam z niedowierzaniem. – Myślałam, że nie ma sposobu, abyście mogli się tu dostać…
- Nie doceniasz nas – powiedział i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Wtedy też tu byłeś? Tamtego wieczoru, kiedy zasnęłam..? – zapytałam i z zaskoczeniem stwierdziłam, że się zmieszał.
- No, bo ja tego…
- Tak, czy nie?
- Ja…
- Potter! - krzyknęłam
- Tak byłem! – odkrzyknął. – Zadowolona?! To coś zmienia?
- Nie wiem… - powiedziałam cicho.
- No właśnie. Ty nic nie wiesz. A ja nie wiem, co mam robić! Raz jest tak, a za chwilę inaczej! Tak jak wtedy! Najpierw się darłaś, później tuliłaś! A jak powiedziałem, że… chciałaś żebyśmy zostali przyjaciółmi! Więc staram się nim być! A ty masz wiecznie jakiś problem, wiecznie jakieś pretensje! Co z tobą?! Gdzie jest ta pogodna, zawsze uśmiechnięta Lily?!
- Nie ma jej, okej?! Mam dosyć ciebie i całego waszego towarzystwa!
- To wyjaśnij mi dlaczego! – zażądał.
- Chyba sobie żartujesz! Przecież ja ci się nie muszę tłumaczyć! Ba! Ja ci się nawet nie będę starała niczego wytłumaczyć!
- Ale to jest niesprawiedliwe! Chce się zmienić! Dlaczego mi na to nie pozwalasz?! – krzyknął wściekły.
- Bo łatwiej jest mi ciebie nienawidzić niż stać obok i patrzeć, jak jesteś z kimś… Tak mi jest łatwiej rozumiesz?! – odkrzyknęłam spanikowana, że za dużo powiedziałam. Znieruchomiał i opadł z powrotem na łóżko. Oddychałam głęboko, żeby się uspokoić.
- Dlaczego? Aż tak bardzo jestem zły, że wolisz mnie nienawidzić? – zapytał bardzo cicho. Zaskoczył mnie jego ton. Zawstydzona, również usiadłam.
- Nie, to nie tak… Po prostu muszę się nauczyć tego wszystkiego…
- Czego? – zapytał najwyraźniej nie rozumiejąc.             
-Przez sześć lat na siebie warczeliśmy! Muszę się nauczyć, że jest inaczej… Muszę się nauczyć mówić do ciebie James… Muszę się przyzwyczaić, że twoi koledzy z nami siedzą… Muszę… - zająknęłam się i lekko skrzywiłam. – Muszę się nauczyć, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Jeżeli nie chcesz, to zrozumiem… - wyszeptał.
- Nie, nie chcę! – krzyczało moje serce, ale powiedziałam tylko: - Chcę, bardzo chcę, ale musisz mi w tym pomóc… - poprosiłam. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Pewnie, że ci pomogę! – powiedział i przytulił mnie do siebie. Rozpłynęłam się. – Idziemy na dół? – zapytał odsuwając się ode mnie delikatnie. Był tak blisko. Patrzyłam w te jego orzechowe oczy, odpływałam…
- Nie – wyszeptałam i wspięłam się na palce. Niby nic. Delikatnie musnęłam jego warg… Stał przez chwilę zaskoczony, spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Kolejne muśnięcie… I wtedy poddał się całkowicie… Objął mnie mocno i wpił się w moje usta. Przywarliśmy do siebie całując się zachłannie… W końcu! Tak długo na to czekałam! Odsunął się ode mnie na chwilkę, popatrzył…
- Nareszcie… - wyszeptał gładząc mój policzek. – Kocham cię… - i znów zaczęliśmy się szaleńczo całować. Kradliśmy siebie nawzajem. Nie protestowałam, kiedy jego ręka powędrowała pod moją koszulkę. Pozwoliłam mu na te pieszczoty… Dałam się ponieść chwili i tym cudownym emocjom…
- Lily? Halo, Lily? – usłyszałam i wróciłam na ziemię. Spojrzałam na niego nieprzytomna. – Mówię do ciebie, idziemy na dół?
- Tak… - wyjąkałam i aż rozejrzałam się zaskoczona po pokoju. Co to było?! Czy my… spojrzałam uważnie na Pottera. Nie, byłoby po nim widać…
- Wszystko dobrze?
- Tak, chodźmy. – powiedziałam stanowczo i wymijając go zeszłam po schodach.
Na kanapach siedzieli wszyscy nasi znajomi. Gdy zauważyli, że wychodzimy z sypialni razem, na ich twarzach zagościły dziwne uśmieszki.
- A co wy tam robiliście? – zapytała niby od niechcenia Mary.
- Rozmawialiśmy! – ofuknęłam ją.
- To tak to się teraz nazywa? – spojrzała na mnie z błyskiem w oku. Zagotowało się we mnie. Od wybuchu uratowała mnie Dorcas.
- Daj spokój! Przecież było ich słychać, aż tutaj! Tak się na siebie wydzierali.
Westchnęłam i opadłam na kanapę. Obok mnie usadowił się Potter. Nikt tego nie skomentował. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, jak nigdy. Dorcas wygłupiała się z Syriuszem, Mary bawiła się z czyimś kotem. Peter gdzieś zniknął, ale jakoś nikt się tym nie przejmował. Lupin, jak zwykle zresztą, pogrążony był w lekturze. Co jakiś czas wtrącił tylko jakieś zdanie i zaraz wracał do czytania. Siedziałam obok niego i wdychałam jego zapach. Oczy miałam lekko przymknięte. Zachciało mi się spać, ziewnęłam. Nikt nie zauważył. Głowa mi tak ciążyła. W końcu o coś się oparła. O coś miękkiego i tak cudownie przyjemnego. Wtuliłam się.
- Nie za wygodna jesteś? – usłyszałam cichy szept.
- Nie… - odpowiedziałam również szeptem.
Gładził mnie po włosach, po plecach i policzku. Modliłam się w duchu, żeby nie przestawał, to było takie przyjemne…
Głośny śmiech. Lekko wystraszona otworzyłam szeroko oczy. W pokoju wspólnym nie było już prawie nikogo, oprócz nas. Na środku pomieszczenia, po podłodze turlali się Mary i Black. Trochę mnie to zdziwiło, zwłaszcza, że Dorcas siedziała na fotelu niedaleko mnie i głośno się z tego zajścia śmiała.
- Dzień dobry, królewno, jak się spało? – usłyszałam ten sam ciepły szept.
- Ojejku… - wyszeptałam zawstydzona. – Co się tu dzieje?
- Mary wkurzyła Łapę, więc ten gonił ją po całym pokoju, aż wreszcie dopadł i teraz próbuje załaskotać. Wywołało to ogólną uciechę tłumu. Nawet Remus odłożył książkę – powiedział ze śmiechem. Wzdrygnęłam się. Po plecach przebiegł mi chłodny dreszcz. – Zimno ci?
- Tak, chyba pójdę po sweter… - powiedziałam i cicho udałam się w stronę Dormitorium. Chwila minęła, zanim go znalazłam. Z dołu dobiegał krzyk Mary i chichot przyjaciół. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Syriusz uśmiechnął się paskudnie. Bez najmniejszego szmeru wstał, zakradł się do blondynki od tyłu. Stała dokładnie na wprost Pottera, tłumacząc mu coś zawzięcie. Dorcas spiorunowała go wzrokiem, chciała mu tym powiedzieć, że zaczyna przesadzać. Remus ruszył się nerwowo na kanapie. Zapadła cisza. I w tym momencie Łapa pchnął Mary tak, że wylądowała prosto w objęciach Pottera. Stykali się nosami, a James w dziwny sposób zrobił zeza. Skrzywiła się. Przylegali do siebie całym ciałem.
Black zaczął się histerycznie śmiać. Ten sam napad śmiechu dopadł Remusa. Tylko zmieszana para i Dorcas siedzieli cicho. Mary i Potter głównie dlatego, że nie mogli nic powiedzieć. Leżeli tak, jakby byli sparaliżowani.
- Z czego wy się tak... – zaczęłam wesoło wracając opatulona, ale zamarłam wpół zdania, patrząc na fotel, gdzie leżała para. James poruszył się nerwowo, słysząc mój głos. Zawalił. Ich usta złączyły się w pocałunku. – Nie wierzę – powiedziałam głosem przepełnionym goryczą.
Czułam się dziwnie. Potter był tylko przyjacielem. Mógł robić, co tylko mu się podobało, ale żeby całować się z moja najlepszą przyjaciółką i to jeszcze na moich oczach?! Widział mnie doskonale ze swojej pozycji, ale nie zrobił dosłownie nic.
- Hm, chyba już pójdę – powiedziałam dziwnym, nieswoim głosem. W tym momencie James chwycił Mary za ramiona i desperacko, jakby z wysiłkiem, odrzucił od siebie tak, że upadła twardo na ziemię. Zerwał się z fotela.
- Lily! – wychrypiał, jakby nagle przebudził się z naprawdę długiego snu. Spojrzałam na niego z wysiłkiem. Do oczu napływały mi łzy. – Lily, to wcale nie tak! Lily, proszę cię, nie rób tego! – krzyczał za mną, ale ja już byłam za portretem. Oparłam się o zimną ścianę i zaczęłam głęboko oddychać. Nie mogłam uwierzyć w to, co dosłownie przed chwilą zobaczyłam. Jak on mógł? Jak mógł?!
- Lily, proszę cię, poczekaj! – usłyszałam znów jego głos i mało myśląc puściłam się biegiem. Opadłam w końcu na kamienną ławkę, czułam się tak, jakby serce miało rozerwać mi klatkę piersiową. Nie było to wcale spowodowane biegiem. Cały czas miałam przed oczami tę dwójkę.
- Uff! Dziewczyno, ale ty masz tępo! – zza rogu wyłonił się Black – Naprawdę trudno ci dorównać.
- Czego? – spojrzałam na niego i zaczęłam płakać.
- Lily… Nie, Lily, proszę… Nie jestem w tym dobry. Nie umiem pocieszać ludzi… Przysłali mnie tu tylko i wyłącznie dlatego, że jestem winny. To miał być żart. Popchnąłem Mary, a ta na niego wpadła. To nic nie znaczy… - powiedział pogodnie.
- Nic nie znaczy? Dla ciebie to nic nie znaczy?! – zapytałam wściekła. Poleciały mi kolejne łzy.
- No, a dla ciebie tak? Lily, to był żart, oni nie całowali się na serio. Oni po prostu na siebie wpadli, znaczy ja popchnąłem Mary i w takiej dziwnej pozie wylądowała, nic więcej.
- Ty ją popchnąłeś, dobrze. Tylko wylądowali, też okej. Ale dlaczego na Boga on ją tak długo całował! Stałam tam dobre trzy minuty! Przecież mógł ją z siebie zrzucić dużo wcześniej, prawda? – zapytałam z goryczą w głosie.
- Lily…
- Prawda?! – zerwałam się. Tak bardzo chciałam usłyszeć, że się mylę… Niestety Black wstał i spojrzał bezradnie.
- Nie wiem Lily… - zaczął, a ja zaniosłam się głośnym płaczem. – No już, daj spokój… - wyszeptał i przytulił mnie do siebie. Tak bardzo tego potrzebowałam. Przywarłam do niego całym ciałem i płakałam. A on stał i gładził mnie po włosach. Kiedy już lekko ochłonęłam, podniosłam głowę. Chciałam mu podziękować. Też na mnie spojrzał.
- Dziękuję… - wyszeptałam.
- Daj spokój, nie ma za co – uśmiechnął się pogodnie i nachylił, aby pocałować mnie w policzek. Coś mnie załaskotało. Wzdrygnęłam się i zniecierpliwiona ruszyłam delikatnie głową. Niespodziewanie poczułam, jak jego usta spotkały się z moimi. Przeszedł mnie dreszcz. W głowie zapaliła się czerwona lampka, ale nim zdołałam zareagować, Syriusz całował mnie bez opamiętania, a ja mu na to pozwalałam. Teraz już wiedziałam, co one w nim widziały. Był silny, opanowany. Błądziłam rękoma po jego ciele. Miał genialną sylwetkę. I tak cudownie całował. Rozkoszowałam się tą chwilą. Delikatnie zaczął mnie ciągnąć w swoją stronę. Nagle poczułam chłód zamkowej ściany. Wtedy do mnie dotarło, co robię i z kim. Resztkami silnej woli odepchnęłam go od siebie. Wymierzyłam mu siarczysty policzek. Nie protestował, ale spojrzał na mnie zaskoczony. Po chwili jego źrenice zrobiły się wielkie z przerażenia. On też zrozumiał. Rzucił mi tylko błagalne spojrzenie. Kiwnęłam głową. Oboje wiedzieliśmy, że nie powinno do tego dojść, a skoro doszło… To nie może się o tym nikt dowiedzieć…

5 komentarzy:

  1. Popłakałam się. I to tak że ryczałam przez całą noc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kiedy mama rano weszła do pokoju myślała że mam depresję :X

      Usuń
  2. Co tu się do cholery dzieje? To jakiś chory sen? ten rozdział wydaje mi się strasznie płytki. Ta nagła zmiana w Lily (przecież to drama queen, która wszystko analizuje), James i Mary a na końcu Syri i Lily. po prostu nie. nie kupuję tego rozdziału, eh.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet podoba mi się to połączenie: Lily Syriusz ;3 Chociaż i tak myślę, że bardziej pasowałaby do James'a. ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy