piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział trzydziesty pierwszy: Bez cierpienia, nie masz szczęścia.


[muzyka]

W całym domu panowała idealna cisza. W jadalni natomiast istny chaos. Podłoga pokryta była niemalże równą warstewką konfetti. Stolik, który stał pod oknem, pełen był papierków, butelek po Kremowym Piwie i Ognistej Whisky. Wiszące niegdyś czerwone szarfy, opadły na podłogę, a setka lampioników porozrzucana była to tu, to tam. Ogród również nosił na sobie ślady, jakże szalonej zabawy. Wszędzie walały  się resztki od petard.
Nie do końca było wiadomo, o której skończyła się impreza. Gospodarz zniknął nagle w niewyjaśnionych okolicznościach, podobnie zresztą, jak jego przyjaciele. Resztka niedobitków, spała w salonie na kanapach. Niektórzy jednak, nie mieli na tyle siły, aby na nią dotrzeć.
Pomimo  pory dnia, jaką było późne popołudnie, nikt z obecnych domowników, nie przejmował się tym całym bałaganem. Albo po prostu nie był w stanie…
W jednej z sypialni, można było zastać wtuloną w siebie parę. Brązowowłosa przytulała się do narzeczonego, a on czule obejmował ją ramieniem. Dwa pokoje dalej, spała blondynka. Ku jej rozczarowaniu, jej wybranek zachował się, aż nadto kulturalnie i wybrał łóżko we własnej sypialni.
Chodziły jednak plotki, że wiecznie niedostępna panna Evans i najlepszy gospodarz minionego roku, wylądowali… w jednej sypialni. Ta informacja zbiła z nóg niemalże wszystkie dziewczyny, które krótko po godzinie trzeciej, były jeszcze w stanie zrozumieć sens otrzymanej informacji. Część z nich, za pewne ta bardziej zacięta, utrzymywała jednak, że nikt nie był tego w stanie potwierdzić i że skoro to nic sprawdzonego, a tym samym pewnego, to nie ma problemu! Dla nich wiecznie nieuchwytny pan Potter, nadal był do wzięcia i już zacierały ręce, w nadziei, że zaraz do nich zejdzie…
Tymczasem w jednej z sypialni, zdecydowanie nie tej najładniejszej, promienie słońca delikatnie muskały twarz rudowłosego stworzenia. Zamek od sukienki wpijał się w jej ciało, a na nadgarstku miała widoczny ślad od bransoletki, którą otrzymała poprzedniego wieczoru. Oddychała równomiernie, a jeden z rudych kosmyków opadł na jej spokojną, niczym niezmąconą twarz. Jeżeli dobrze by się  przyjrzeć to, nadal widniały na niej resztki makijażu.
W pewnym momencie jęknęła cichutko, wolną ręką dotknęła bolącej głowy i otworzyła oczy.

***

Zimowe słońce, świeciło nadzwyczaj mocno. Leżałam twarzą w stronę okna. Widziałam, jak po szybie płyną krople roztopionego śniegu. Uniosłam delikatnie głowę i wielki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Na prawej ręce miałam prześliczną, złotą bransoletkę, a moja dłoń… spoczywała w czyjejś dłoni.
Pamiętałam niemalże wszystko z poprzedniego wieczoru, a może raczej dzisiejszej nocy? Widziałam, jak Potter tańczy z Ali, jak pomimo jej wdzięku willi, opiera się przed jej zaletami… Widziałam nasz taniec… Czułam na sobie jego dotyk, jego pocałunki, jego zapach… Pamiętam też, że szaleńczo się całując, wpadliśmy do jakiejś sypialni… Za pewne tej, która ani moją, ani jego nie była… Tylko co dalej?
James przeciągnął się delikatnie i objął mnie drugą ręką, mocno się przytulając. Czułam jego równy oddech na swoim karku. W pewnym momencie, jego usta musnęły moją szyję. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie chciałam dać po sobie poznać, że już nie śpię. Nie przestawał. Jego lewa ręka zaczęła błądzić po mojej tali, brzuchu… W drugiej, nadal trzymał moją dłoń. Kiedy jego usta musnęły płatek mojego ucha, zadrżałam delikatnie.
- Dzień dobry - wymruczał mi do ucha.
Odwróciłam się gwałtownie. Nasze nosy stykały się. Patrzyłam prosto w jego orzechowe oczy i nie potrafiłam wyrównać oddechu.
- Jak się spało? – szepnął i nie czekając na odpowiedź, wpił się w moje usta.
Początkowo delikatny pocałunek, przerodził się w długi i namiętny. Jego ręce błądziły po moim ciele. Czułam, jak jego serce mocniej i szybciej bije. W głowie mi wirowało. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść.
Sekundę później, jednym ruchem przesunął mnie na środek łóżka, a on sam ułożył się tak, że leżałam pomiędzy jego nogami. Nie przestawał mnie całować, a nasze pieszczoty stawały się coraz bardziej odważne. W pewnym momencie odsunął się ode mnie i spojrzał prosto w moje zielone oczy.
- James, czy my wczoraj…
- Nie - szepnął.
- Dlaczego? – zapytałam zaskoczona.
- Ja… - zająknął się.
- Nie podobam ci się? - szepnęłam i opuściłam wzrok.
- Nie! Lily, nie chciałem robić nic, czego byś miała później żałować. Byłaś pijana, nie miałem też pojęcia, czy między nami na pewno wszystko jest w porządku… - mówił, a w moich oczach pojawiły się łzy. – Lily, wszystko okej? – zapytał przerażony.
- Tak… - szepnęłam i wtuliłam się w niego.
Był trochę zaskoczony, ale odwzajemnił gest. Gładził mnie po włosach, a w mojej głowie szalała tylko jedna myśl. Zmienił się! James naprawdę się zmienił! Najpierw odrzucił Ali, a teraz mówi, że nie chciał zrobić niczego, wbrew mojej woli! Wszyscy dobrze wiedzieli, że w normalnych warunkach, skorzystałby z okazji!
- Lily… Co się dzieje? – zapytał patrząc prosto w moje oczy.
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w niego z dziwną intensywnością. Serce biło mi jak szalone, policzki płonęły.
Pocałowałam go. Długo i namiętnie. Zaskoczony odwzajemnił pieszczotę. Drażniłam jego język swoim. Przewróciliśmy się. Teraz to ja siedziałam na nim. Po wielu, długich minutach oderwałam swoje usta. Spojrzał na mnie z żalem. Wzięłam głęboki oddech i skierowałam rękę do zamka przy swojej sukience.
- Lily… - wychrypiał.
- Ci… - szepnęłam z filuternym uśmiechem.
Tak bardzo go pragnęłam. Wreszcie miałam pewność, że jego uczucie jest wobec mnie szczere! Nareszcie zrozumiałam, że jesteśmy sobie pisani, że ja też go kocham!
Chwyciłam dłonią za jedno z ramiączek i pomału zaczęłam zsuwać. Usiadł gwałtownie. Nadal trzymając mnie na swoich nogach, zaczął całować moją szyję. Jęknęłam cichutko. Jego ręka powędrowała w kierunku drugiego ramiączka. Muskał ustami moją twarz, płatki uszu, szyję. Oddychałam coraz szybciej. Zachłannie zerwałam z niego koszulkę i zaczęłam całować jego ciało. W pewnym momencie nasze usta znów, splotły się w jedność. Pocałunki stały się jeszcze bardziej zachłanne. Uniosłam ręce w górę, czekając, aż zdejmie ze mnie sukienkę. Jego dłonie pewnie chwyciły materiał…
- Wstawać śpio… - usłyszałam trzask drzwi, pogodny okrzyk przyjaciółki i głośny jęk Jamesa.
Zeskoczyłam z niego przerażona i nakryłam się kołdrą, aż po samą brodę. Czułam, jak policzki mi płoną.
- Proszę, proszę… - Syriusz patrzył to na mnie, to na Pottera.
Rogacz posyłał mu dziwne spojrzenia. Też marzyłam tylko o tym, żeby opuścili to pomieszczenie. Już i tak było mi wstyd.
- A więc to jednak nie plotki? – Black zarechotał. – Wiecznie niedostępna Evans i… Potter!
- Wynoś się… - jęknął Rogacz, patrząc znacząco na przyjaciela.
- Wynoś się? – Dorcas uniosła brwi. – Z tego, co pamiętam, to jest nasza sypialnia.
Obje się roześmiali, a ja jeszcze bardziej się zaczerwieniłam. Wprawnym ruchem zapięłam sukienkę i poprawiłam ramiączka.
- Won! – prychnął James.
- Pójdę się wykąpać… - szepnęłam speszona.
- Lily! – orzechowe oczy patrzyły na mnie błagalnie.
Uśmiechnęłam się skrępowana i nieśmiało pocałowałam go w policzek.
-Widzimy się na śniadaniu…
Wychodząc spojrzałam na Dorcas. Stała rozpromieniona. Widać było, że aż ją nosi. Kiwnęłam niezauważalnie głową. Wiedziałam, że lada moment pojawi się w moim pokoju.
Z nikłym uśmiechem weszłam do swojej sypialni. Była w nienaruszonym stanie. Z ulgą zdjęłam pijącą mnie już sukienkę i weszłam pod prysznic. Strumień letniej wody, podziałał na mnie orzeźwiająco. Ból głowy, jakby zmalał. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie! Byłam z Jamesem… Z osobą, która kochała mnie ponad życie, i którą ja darzyłam takim samym uczuciem. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jaką furorę wywołamy po powrocie do Hogwartu.
Zakręciłam wodę, nakryłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Podeszłam do kufra i wyjęłam spodnie oraz żółty T-shirt.
- Zaraz się wszystkiego dowiesz… - uśmiechnęłam się pod nosem, zakładając koszulkę.
- Skąd…
- Dorcas… Widziałam twoją minę – roześmiałam się i spojrzałam na przyjaciółkę. – Wiedziałam, że nie będziesz w stanie wytrzymać.
- Nie obrażę się, tylko dlatego, że zżera mnie ciekawość! – pisnęła i usiadła po turecku na łóżku.
- Co chcesz wiedzieć? – zapytałam i z uśmiechem opadłam obok niej.
- Żartujesz?! Wszystko!
- Nie za wiele pamiętam… - mruknęłam.
- Widziałam cię z nim na parkiecie! Wprost nie mogę w to uwierzyć!
- Ja też! – przyznałam, a na policzkach poczułam buchające ciepło.
- Co się stało, że przestałaś być niedostępną Evans?
- Nie wiem… Myślę, że początek tej historii, sięga aż do świąt… - uśmiechnęłam się.
- Jak to?
- No, bo u mnie było strasznie dużo ludzi! Musiałam z nim spać w jednej sypialni!
- W jednym łóżku?! – Dorcas, była aż za bardzo rozentuzjazmowana.
- Nie! – oburzyłam się. – Spał na materacu, ale pewnego wieczoru, za namową Spencer zaczęłam z nim rozmawiać i…
- I?! – ponaglała, nie zważając na moje zawstydzenie.
- Zapytałam, co się wydarzyło między nami… No wiesz… Wtedy, jak straciłam pamięć…
- Co ci powiedział? – jej oczy aż błyszczały.
- Właśnie chodzi o to, że nic… - bąknęłam.
- To ja już chyba nic nie rozumiem… - stwierdziła zrezygnowanym tonem.
- Dorcas… Nic nie powiedział, bo… Pokazał… - wykrztusiłam z trudem i przełknęłam głośno ślinę.
- Co?!

***

- Nie wierze… - szepnął ze smutkiem.
- W co? Każdego to spotyka nie? Powinieneś się cieszyć, że masz przyjaciela, mężczyznę! – roześmiał się.
- Po prostu nie wierzę, że się wyprowadzisz! – warknął.
- Chyba nie rozumiem…
- Zawiewa nudą! Zamieszkasz z Dorcas, a ona jest taka… Sztywna! – uśmiechnął się krzywo.
- To, że ja się wyprowadzę, nie oznacza, że tu się ktoś nie wprowadzi – puścił do niego oko.
- Masz na myśli jednego ze swoich braci, albo kuzynów? Nie dzięki… - westchnął poirytowany. Black spojrzał na niego, jak na idiotę.
- Żartujesz?! Mówiłem o Evans! I jestem pewny, że będziesz miał o wiele ciekawsze zajęcia niż brojenie ze mną…
- Ta… Póki co, to nie wiem na czym stoję… Dowiedziałbym się, gdyby nie mój wścibski przyjaciel! A co, jeżeli znowu coś zrobiłem nie tak? – stwierdził zrezygnowany.
- Stary… Pół roku z głowy!
- Ta… - westchnął. Zapanowała cisza, którą przerwał Black.
- Dobra, chodźmy na dół. Mam nadzieję, ze dziewczęta przygotowały już jakieś dobre śniadanie… - mruknął, masując swój brzuch.
- Zjadłbym naleśnika… - mruknął ten drugi.
- Grzeczny byłeś w nocy, to może poproś Rudą? Na pewno ci zrobi! – roześmiał się.
- Prędzej ona zrobi mi naleśnika, niż Dorcas tobie! – odgryzł się.
- Uważaj stary! Obrażasz mój narzeczoną – prychnął.
Obaj ze śmiechem naciągnęli na siebie, pierwsze lepsze ubranie i zaczęli schodzić po schodach.

***

- O rany! Taka akcja! W twoim domu, pełnym ludzi?! – zapytała zaskoczona.
- Tak… - szepnęłam.
- Liluś nie poznaje cię! – roześmiała się. – Najpierw to, później ten taniec, aż boje się zapytać…
- Nie pytaj, bo nie odpowiem… - wzruszyłam ramionami.
- Przespałaś się z nim?! – krzyknęła.
- Cicho! – warknęłam rozglądając się dookoła.
Zeszłyśmy właśnie do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia, przed powrotem do Hogwartu. Przy drzwiach tłoczyła się resztka gości.
- Nie przespałam! Znaczy… Przynajmniej tak twierdzi, a ja mu wierzę! – otworzyłam lodówkę i sięgnęłam jajka.
- No pięknie! – westchnęła.
- Możesz być winna sama sobie! Miałam zamiar z nim porozmawiać, ale wpakowałaś nam się do sypialni! –  prychnęłam.
- O tak! To na pewno! Właśnie widziałam, jak rozmawiacie – zachichotała.
- A widziałaś Mary i Lupina! – zapytałam, chcąc zmienić temat.
- Tak! Jestem ciekawa, jak to się stało, że Mary nagle się nim zainteresowała!
- Ja też! Tylko biedny Lupin uważa, że to jest tak, jak zawsze… No wiesz.. na krótko… - westchnęłam.
- Tak, z Mary jest ten sam odwieczny problem! Ale może się wreszcie opamięta…
- A propos opamiętania… - zaczęłam z błyskiem w oku. Co prawda rozmawiałyśmy chwilkę przed imprezą, ale nie zdążyła mi przekazać wszystkich szczegółów.  - Skoro już mówimy o mnie i Potterze, to co to się stało, że Black ci się oświadczył?!
- No wiesz… - zarumieniła się. – Stwierdził, że teraz, skoro jest już samowystarczalny, to może podjąć ważne decyzje życiowe i po prostu mi się oświadczył! – zapiszczała.
- Szczęściara! – westchnęłam z zazdrością. – Ciekawa jestem, czy w zaistniałej sytuacji, wyprowadzi się od Potterów i kupi własny dom…
- No chyba! – oburzyła się Dorcas. – Przecież, jak się pobierzemy to nie wprowadzę się tutaj!
- Przecież tu jest cudownie!
- Tak, ale w trzy rodziny to my tu mieszkać nie będziemy! – zachichotała.
- No raczej! Przecież ja bym na głowę dostała! Potter nie potrafi być odpowiedzialny i normalny przy Blacku! – stwierdziłam.
- Słucham? – przyjaciółka prychnęła. – Przecież to twój James, wiecznie nakręca Syriusza!
- No wiesz! – oburzyłam się.
- Mmmm!
- Ale zapachy!
Usłyszałam i odwróciłam się w tamtą stronę. Do kuchni weszła cała trójka, a za nimi z zaspaną miną i poczochranymi włosami Mary.
- O! – James uśmiechnął się i spojrzał znacząco na Blacka. – Naleśniki! Uwielbiam naleśniki!
- Wiem! – powiedziałam z uśmiechem. Podszedł i objął mnie w pasie. Jego usta znów zaczęły delikatnie muskać moją szyję.
- Ta… Obie robiły śniadanie… - prychnął ten drugi i pocałował z czułością swoją narzeczoną.
- Tak właściwie… To zrobiłam tylko sos… - wyszeptała Dorcas patrząc to na panów, to na mnie.
- Świetnie! – warknął i chwycił talerz.
Dorcas spojrzała na mnie wymownie.
- Oj Łapo, nie przejmuj się… Twoja przyszła żona na pewno kiedyś nauczy się gotować – roześmiał się Remus.
- Jeżeli liczysz na to, że będę stała przy garach, to… - zaczęła poirytowana Mary.
- Nie kochanie, ty jesteś taka cudowna, że sprawię ci domowego skrzata! – powiedział natychmiast.
- Naprawdę? – zapytała, patrząc na niego wielkimi, niebieskimi oczami. – Zrobiłbyś to dla mnie?
- Ależ oczywiście!
- Och! Gdzieś ty był, całe moje życie! – krzyknęła i przytuliła się mocno do niego.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

***

Spojrzałam zniecierpliwiona na zegarek. Za dwadzieścia minut, miała wybić czwarta. Przeczesałam włosy ręką i spojrzałam gniewnie na Huncwotów. Cała trójka wybitnie dobrze bawiła się przy sprzątaniu. Używając swoich różdżek, okładali siebie nawzajem.
Wściekła chwyciłam swoją.
Chłoszczyść! – wrzasnęłam.
- Lily! – usłyszałam rozczarowany głos Blacka.
- Co Lily?! – prychnęłam.
- Właśnie miałem rzucić tą kartką w Jamesa! – warknął.
- Och! Najmocniej przepraszam. Nie miałam zielonego pojęcia, że tak właśnie zachowuje się ktoś, kto ma zamiar w najbliższym czasie założyć rodzinę!
- O co ci znów chodzi? – burknął pod nosem.
- O to, że mieliście posprzątać już dwie godziny temu! Mało tego! Za dwie godziny mieliśmy się znaleźć w Hogwarcie, a wy co robicie?! Bawicie się w bitwę na śmieci?! – zaczynałam tracić panowanie nad sobą. Black już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Potter spojrzał na niego ostrzegawczo. Remus tylko zwiesił głowę.
- Lily! – do pokoju weszła Dorcas. – Liluś, kochanie… Chodź. Pójdziemy się przejść, dobrze? W tym czasie panowie posprzątają…
- Taka naiwna jesteś?! Jak ich tu zostawimy to, albo rozniosą dom, albo zrobią jeszcze większy bałagan, albo… - zaczęłam wymieniać.
Potter westchnął, zrobił trzy kroki i uciszył mnie pocałunkiem. Syriusz wyszczerzył się do Remusa. Mary uniosła oczy ku górze. Dorcas wyglądała na zmieszaną.
- Lily… - szepnął, jakiś czas później. – Nie denerwuj się tak, kochanie.
- James… - jęknęłam z rezygnacją. – Dobrze wiesz, że…
- Wiem! – uciął. – Idź z Dorcas, obiecuję ci, że jak wrócicie, będzie posprzątane!
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Macie trzydzieści minut…
- Słowo! – ucieszył się.
- Mówię poważnie… - prychnęłam.
- Ja też!
- No dobra… - westchnęłam i poszłam za Dorcas do przedpokoju. – Czy tylko ja mam mieszane uczucia?
- Nie! Uwierz mi, że gdyby nie fakt, że to nie mój dom, w życiu bym stąd nie wyszła! – stwierdziła i obie się roześmiałyśmy.
Na zewnątrz było mroźno, ale przyjemnie. Słońce świeciło dosyć mocno i nie wiał ostry wiatr. Było bardziej niż znośnie.
- To… Gdzie idziemy? – zapytała Dorcas z niewyraźną miną.
- Chodź! – uśmiechnęłam się i pociągnęłam ją w kierunku fontanny. – Mieszkałaś tu przez jakiś czas i nie wiesz, gdzie mogłybyśmy iść? – zapytałam ze śmiechem.
- Żartujesz? Byłam tu może ze trzy dni. Później pojechaliśmy do wujka Syriusza. No i aportowaliśmy się zawsze tuż przed drzwiami. Nie mam pojęcia, jak wygląda Dolina Godryka!
- A wiesz chociaż, jak wygląda miejscowość, w której mieszka wuj Syriusza? Czy tam też nie wychylaliście się z sypialni? – zapytałam zgryźliwie.
Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
- My… No wiesz! – oburzyła się, co znów wywołało mój śmiech.
- Wiem! – krzyknęłam i rzuciłam w nią śniegową kulką.
- Lily! – wrzasnęła i wyciągnęła swoją różdżkę.
Nasza bitwa nie trwała długo. Zmęczone i przemoczone opadłyśmy na najbliższą ławkę. Żadna z nas nie mogła złapać tchu. Brzuchy bolały nas od nieustannego chichotu.
- O rany… Jak dobrze, że Syriusz tego nie widział!
- Żartujesz?! Zabiłby mnie! Im kazałam sprzątać, a same okładamy się śnieżkami! – roześmiałam się.
- Lily… - zaczęła Dorcas poważnym tonem, spojrzałam na nią uważnie. – Cieszę się, wiesz?
- Z czego? – zapytałam zaskoczona tym nagłym wyznaniem.
- Z tego, że jesteś z Jamesem… Że się pogodziliście, że zaczęłaś mu w końcu wierzyć, ufać i no wiesz… - uśmiechnęła się i przytuliła mnie mocno do siebie.
- Dziękuje… - szepnęłam, chociaż tak naprawdę nie byłam pewna, czy jestem z Jamesem.
- Och, jakie to wzruszające! – usłyszałam drwiący głos.
Uniosłam głowę. Niedaleko nas, stała Ali, a przy niej grupka osób, która była na sylwestrze. Wszyscy patrzyli na mnie z wyższością i jakby… kpiną.
- Czego chcesz? – zapytałam ostro. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
- Och! Chcę cię tylko uświadomić, w jak wielkim błędzie jesteś – uśmiechnęła się z triumfem, widząc moją zdezorientowaną minę.
- W błędzie? – uniosłam brwi.
- Tak. James wcale nie jest taki święty, za jakiego go masz – prychnęła.
- Ach! – roześmiałam się. – Więc naszym tematem jest Potter? A co takiego chcesz mi powiedzieć? – zapytałam z ironią. – Że wcale cię nie rzucił?
Jej twarz oblała purpura, jednak wyprostowała się dumnie i wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu.
- A masz pewność, że rzucił?
- Tak, mam! – odpowiedziałam wyzywająco.
- A skąd? Z tego, co wszyscy dobrze wiemy, niewiele jesteś w stanie pamiętać.
- A skąd ty możesz to wiedzieć?! – oburzyła się Dorcas.
- Nie widziałaś, ile wczoraj wypiła? Założę się, ze krótko po dwunastej urwał jej się film. Skąd więc pewność, że między mną, a nim do niczego nie doszło?
- Słyszałam, jak ci odmówił! Nie działasz na niego tak, jak na nich wszystkich! – prychnęłam. – Albo łżesz i nie jesteś willą.
Uśmiechnęła się dumnie.
- Jestem. Z matki, na córkę. Tego mi nie zabierzesz. Owszem, odmówił mi. Skąd pewność, że nie powtórzyłam prośby?
- Bo resztę wieczoru spędził z nią, to chyba oczywiste! – prychnęła Dorcas. Alison wybuchła głośnym śmiechem.
- Resztę? To, że zaciągnął ją do sypialni i wykorzystał to, że jest pijana, nie oznacza, że spędził z nią resztę wieczoru, jak to ujęłaś.
- Nie wykorzystał mnie – uśmiechnęłam się z satysfakcją. – Nie zepsujesz tego, co jest między mną, a nim. Nie pozwolę ci na to – syknęłam patrząc na nią z dumą. – Chodź – powiedziałam wstając i biorąc Dorcas za rękę.
- Nie mam zamiaru niczego psuć – usłyszałam jej przepełniony jadem głos. – Chcę cię tylko ostrzec. Żal mi ciebie… Biedna i taka naiwna… Wierzysz we wszystko, co ci powie? – drwiła. – Nie masz zielonego pojęcia, co zaszło między mną, a nim…
- Wiem! Ufam Jamesowi! – nie wytrzymałam w końcu.
- Chodź! – Dorcas mocniej złapała mnie za nadgarstek.
- Zapytaj go! – powiedziała z satysfakcją. – Zapytaj go, gdzie był w nocy, kiedy zasnęłaś.
Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami. Znów się roześmiała. Pstryknęła palcami, reszta poszła za nią. Spojrzałam przerażona na Dorcas.
- No chyba w to nie wierzysz? – zapytała z niedowierzaniem.
- Ja… - zająknęłam się.
- Lily! Nie widzisz, że próbuje was skłócić?! James jej nie chciał! Uraził jej ego, w końcu jest willą! – prychnęła. – Przestań wreszcie doszukiwać się czegoś, co nie istnieje! James jest zapatrzony w ciebie, jak w obrazek! Nie byłby w stanie cię zdradzić!
Przygryzłam wargę. Nie miałam pojęcia, komu mam wierzyć. Po jednej stronie był chłopak, którego kochałam i przyjaciółka, którzy zgodnie twierdzili, że Potter nie byłby w stanie zrobić mi nic złego, po drugiej… Alison. Westchnęłam cichutko.
- Na brodę Merlina! – jęknęła Dorcas i spojrzała na mnie zniecierpliwiona. – Ty masz wątpliwości?!
- Nie… - powiedziałam nie do końca szczerze.
- Dziewczyno! Ogarnij się! Będziesz wierzyć każdej odrzuconej adoratorce Pottera?! Przecież obie wiemy, że jest ich mnóstwo! Będą ci opowiadać niestworzone historie! Jak każdej z nich będziesz wierzyć, to nigdy nie będziesz z Jamesem!
- Skąd wiesz, że nie mówi prawdy? – zapytałam z desperacją.
- Bo miałam tak samo na początku chodzenia z Syriuszem! Nie wierzyłam tym wszystkim dziewczynom, więc przestały mnie nękać. – wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi.
Spojrzałam niepewnie na cudowny, rodzinny dom Pottera. W mojej głowie po raz kolejny rozgorzała walka. Nie miałam pojęcia, kto ma rację i komu mam wierzyć. To, co mówiła Dorcas, miało sens, ale nie potrafiłam odeprzeć myśli, że to, co mówiła Alison również może być prawdą.
- No chodź! – ponagliła mnie Dorcas.
Westchnęłam i weszłam zrezygnowana do domu. Ku mojemu zaskoczeniu, lśnił czystością! Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.
- Co taka zdziwiona? Przecież obiecałem – poczułam, jak jego ręce obejmują mnie w pasie.
Oparł swoją głowę na mojej. Dorcas posłała mi znaczące spojrzenie. Odwróciłam się przodem do niego i spojrzałam prosto, w jego orzechowe oczy. Chciałam z nich wyczytać cokolwiek.
- Wszystko w porządku? – zapytał z troską.
Nie odpowiedziałam. Obserwowałam uważnie jego twarz. Czy tak zachowuje się osoba, która kłamie? Która nie kocha? Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na te pytania.
- Lily? – w jego głosie wyczuwałam niepokój.
- Jest zmęczona, to wszystko – powiedziała Dorcas z naciskiem. – Sam wiesz, jak to jest. Szaleliście przez całą noc. Dośpi i będzie w porządku – roześmiała się.
James uśmiechnął się niepewnie i pocałował mnie czule w czoło. Uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam się w niego.

***

Zmieniliśmy zdanie niemalże w ostatniej chwili. Do Hogwartu mieliśmy wracać Błędnym Rycerzem. Nienawidziłam tego środka lokomocji, wobec czego, James postanowił, że jak się sprężymy to zdążymy na ostatni pociąg. Przemierzałam więc teraz korytarze i szukałam wolnego przedziału. Ku mojemu zaskoczeniu, zadziwiająco dużo uczniów wracało do szkoły właśnie teraz.
Kiedy traciłam już nadzieję, gdzieś pod koniec, w ostatnim wagonie odnalazłam wolny przedział. Westchnęłam, wrzuciłam kufer na półkę bagażową i opadłam na ulubionym miejscu. Po kilku sekundach do przedziału wpakowała się reszta.
- Uff! Jak dobrze, że już za parę godzin będziemy w Hogwarcie! – uśmiechnęła się Mary i chciała usiąść obok mnie.
- Tak, ja też się cieszę! – stwierdził James, chwycił ją za ramiona, uniósł na pięć centymetrów, po czym usadowił się obok mnie.
Mary wytrzeszczyła oczy. Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem. Wszyscy, poza mną. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Wszystko mijaliśmy z niewiarygodną prędkością. Drzewa mieszały się z domami, domy z jeziorami, jeziora z polami. Wszystko to, tworzyło mozaikę, w której nie można było odróżnić, co jest czym. Taki sam mętlik panował w mojej głowie.
- Nie. Tak jest stanowczo niewygodnie! – stwierdził nagle.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Uśmiechnął się niewinnie. Wstał z miejsca, wziął mnie na ręce. Sam usadowił się tak, że plecami opierał się o ścianę tuż przy oknie, a mnie oparł o swój tors, mocno obejmując ramieniem.
-Tak jest zdecydowanie wygodniej! – roześmiał się i pocałował mnie w czubek głowy.
Dorcas rzuciła mi spojrzenie mówiące: „Mówiłam ci, że Ali ściemnia.” Po czym z szerokim uśmiechem usadowiła się dosłownie w takiej samej pozycji „na” Syriuszu. Lupin drzemał w rogu przy drzwiach. Mary spojrzała na nas zaskoczona, po czym wyciągnęła egzemplarz „Czarownicy”. Minę miała niezadowoloną.
Syriusz zachichotał cicho i zaczął rozmowę z Jamesem. Wydawać by się mogło, że wszystko pasuje do idealnego obrazka. Każda z nas miała chłopaka i była w szczęśliwym związku. Mary po latach była z Remusem, Potter ze mną, a Dorcas najprawdopodobniej usidli wiecznie nieuchwytnego Blacka. Spojrzałam na każdego uważnie. Wszyscy mieli szerokie uśmiechy na twarzy. Żartowali, wygłupiali się. Uniosłam głowę i uważniej przyjrzałam się Potterowi.
On śmiał się chyba najwięcej. Nie przestawał jednak obejmować mnie ramieniem. Jakby się bał, że za moment mu ucieknę. Co jakiś czas, z czułością całował mnie w głowę. Widziałam też w jego oczach, ten cudowny błysk. Wiedziałam, że mnie kocha. Swoich uczuć, byłam równie pewna. To wszystko sprawiało, że miałam totalny mętlik w głowie. Nie wiedziałam, komu i w co mam wierzyć.
Ostatnie kilka dni sprawiło, że nie wyobrażałam sobie życia bez Jamesa. Oddałam mu swoje serce w całości. To, co zrobił podczas przyjęcia, to jak potraktował Ali, sprawiło, że przestałam mieć jakiekolwiek wątpliwości. Straciłam też czujność i to chyba był właśnie mój błąd…
James wyczuł, że mu się przyglądam. Spojrzał na mnie roześmianymi oczami. Oparta o jego klatkę piersiową, poczułam, jak bicie jego serca, gwałtownie wzrosło. Objął mnie mocniej ramionami i pocałował z czułością w czubek nosa. W takich chwilach, byłam pewna, że te kilka zdanie, które usłyszałam w Dolinie Godryka są jedną, wielką ściemą. Odwzajemniłam uśmiech. James wrócił do rozmowy z przyjacielem.
W słowach Ali, było jednak coś takiego, co nie pozwoliło mi przejść nad tym wszystkim, do porządku dziennego. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Obraz powrócił. Był jeszcze bardziej wyraźny, jeszcze bardziej drastyczny…
Jej triumfująca twarz. Emanująca pewność siebie. I te słowa… Nie masz zielonego pojęcia, co zaszło między mną, a nim. Musiałam z nim porozmawiać. Niestety taki miałam charakter. Wiedziałam doskonale, że ta niepewność doprowadzi mnie do szaleństwa. Stanę się jeszcze większą paranoiczką. Będę jeszcze bardziej przewrażliwiona, wyczulona, drażliwa…
- Kochanie, wszystko w porządku? – usłyszałam jego zaniepokojony głos.
Otworzyłam niechętnie oczy. W przedziale byliśmy tylko my.
- Gdzie jest reszta? – zapytałam niepewnie.
- Dorcas i Mary poszły do łazienki, Syriusz po coś do jedzenia, a Lupin do wagonu prefektów.
- Jest zebranie? – wyprostowałam się gwałtownie.
- Wydaje mi się, że po prostu chcieli dać nam chwilę dla siebie.
Wymruczał i pocałował mnie z czułością. Nie potrafiłam odwzajemnić pieszczoty. Nie wiem dlaczego. Po prostu nie potrafiłam. Spojrzał na mnie zaskoczony. Widziałam w jego oczach ból.
- James… - zaczęłam niepewnie. – Musimy porozmawiać… - szepnęłam i usiadłam na wprost niego.
- O nie… - również szepnął przerażony.
- O nie? – zapytałam jak automat.
- Lily… Znam ten ton… Błagam cię! – zerwał się nagle i złapał mnie za obie dłonie. – Jeżeli chcesz mi oznajmić właśnie teraz, że to koniec, to wymyśl jakiś dobry powód – powiedział z trudem. – Nie chcę słuchać kolejnych bredni w stylu zostańmy przyjaciółmi.
- Ja… - zająknęłam się. – Chciałam zapytać, co się wydarzyło w noc sylwestrową… - wykrztusiłam w końcu. Na jego twarzy pojawiła się delikatna ulga.
- Nie wiem, co byś chciała wiedzieć? Jeżeli chodzi o nas, to już chyba wszystko wiesz… - szepnął.
- Wszystko… - poprosiłam.
- Bawiłaś się z kimś innym, a do mnie przyczepiła się Ali. Nie mogłem wzroku od ciebie oderwać… - zaczął mówić. Głos mu drżał. – Alison chyba postanowiła za wszelką cenę mnie uwieść. Lily! – krzyknął nagle z desperacją. – Kocham cię i nie potrafię bez ciebie żyć! – powiedział po dłuższej chwili.
Patrzyłam w jego oczy. Nie miałam już praktycznie żadnych wątpliwości. Nie wiedziałam tylko, czy naprawdę chcę to usłyszeć. Jego ręka gładziła mój policzek. Czułam zapach jego perfum i to charakterystyczne ciepło. Serce biło mi z prędkością światła. Przymknęłam oczy. Rozum wygrał. Chwyciłam jego rękę i wyszeptałam z trudem.
- Widziałeś się z nią?
- Z kim? – zapytał najwyraźniej nie rozumiejąc.
- Z Alison. Widziałeś się z nią tamtego wieczoru?
- Lily… Odkąd podeszłaś do mnie, krótko po dwunastej, nie potrafiłem i nie chciałem się od ciebie uwalniać! Resztę wieczoru spędziliśmy razem – powiedział dziwnym głosem.
- I możesz mnie zapewnić, że nie wychodziłeś z sypialni po tym, jak zasnęłam? – zapytałam, uważnie obserwując jego twarz.
- Ja… - zająknął się i spojrzał na mnie przerażony.
- Nie wierze… - ukryłam twarz w dłoniach. – Jak mogłeś? – szeptałam.
- Lily! To wcale nie tak! – krzyknął zrozpaczony. Chwycił mnie za obie ręce i spojrzał prosto w oczy. – Poszedłem do niej, bo nie dawała mi spokoju. Przyszła do nas na górę. Nie miałem zielonego pojęcia, czego chce. Próbowałem ją spławić. Krzyczała, więc ją wyprowadziłem. Bałem się, że cię obudzi, ale Lily na miłość boską! Między nami do niczego nie doszło! Uwierz mi, proszę! – krzyknął z desperacją.
Patrzyłam na niego przerażona. Mój świat znów runął, jak domek z kart. Nie potrafiłam podjąć żadnej decyzji. Rozum walczył z sercem. Serce podpowiadało mi, że to, co powiedział jest prawdą. Widziałam, że się boi mojej reakcji i mojej decyzji, że mnie kocha i nie zniesie tego, co podpowiadał mi rozum.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – szepnęłam.
- Bo uważałem, że nie ma o czym! Zrozum, Lily! Alison nic dla mnie nie znaczy! Kocham tylko ciebie! – krzyknął z rozpaczą. – Błagam cię… Nie podejmuj pochopnych decyzji… - szepnął.
Spojrzałam na niego przerażona. Do moich oczu napłynęły łzy. Drzwi przedziału otworzyły się, a w nich stanął roześmiany Black i moja przyjaciółka. Dorcas obrzuciła nas krótkim spojrzeniem. To jej wystarczyło. Potter patrzył na mnie jeszcze chwilkę, a później z zaciętą miną opuścił przedział.
- James? James! – krzyknął Black.
Rzucił mi pytające spojrzenie, ale nie doczekał się odpowiedzi. Wściekły poleciał za przyjacielem.

***

Szedł korytarzem. Nie potrafił skupić myśli na niczym, ani na nikim. Mijał kolejne drzwi, kolejne osoby. Ktoś go wołał. Nie miał ochoty na rozmowę. Nie potrafił zrozumieć tego, co wydarzyło się przed chwilą. Skąd wiedziała? Przecież o tym spotkaniu wiedział tylko on i…
Zatrzymał się gwałtownie. Oddychał głęboko, próbując się uspokoić. Alison. Ta myśl go przerażała. W jaki sposób, przekazała taką informację Lily? Przecież nie miały możliwości się zobaczyć! Chyba, że…
Uderzył z całej siły w drzwi. Przerażona Krukonka pisnęła i uciekła z powrotem do przedziału. Jak mógł być takim idiotą?! Powinien był się spodziewać tego, że tylko czeka na cholerną okazję! „Skoro nie możesz być mój, nie będziesz również i jej.” Jej słowa dźwięczały mu w uszach, niczym echo. Wziął ją wtedy za wariatkę, ale ona najwidoczniej nie żartowała. Dlaczego pozwolił im iść na ten spacer?!
Nie może się poddać. Nie teraz, kiedy nareszcie wie, co czuje do niego, rudowłosa osóbka. Nie może pozwolić jej odejść. Nie może jej tego ułatwić. Musi zrobić wszystko, aby ją przekonać, że jego uczucie jest szczere. Nie ważne, co ona myśli. Ważne, co czuje!
Odwrócił się gwałtownie. Minął przerażonego przyjaciela i pewnym krokiem ruszył w stronę ich przedziału. Nie miał na co czekać. Musi z nią porozmawiać. Teraz. Zaraz. Natychmiast!

***

- Alison mówiła prawdę! – szepnęłam ze łzami w oczach.
- Nie wygłupiaj się. Myślałam, że już ci to wyjaśniłam… - westchnęła Dorcas z rezygnacją. – Ona najzwyczajniej w świecie próbuje…
- Nie, Dorcas! – krzyknęłam. – Rozmawiałam z nim. Przyznał się, że się z nią później widział.
Dorcas była zaskoczona, ale szybko odzyskała pewność siebie.
- I potwierdził to, co powiedziała ta suka? Że się z nią przespał, albo niewiadomo co jeszcze? – prychnęła z ironią.
- Nie, podobno przyszła go dręczyć. Wyszedł z nią na korytarz, żeby przestała krzyczeć, żeby mnie nie obudziła…
- No i widzisz! Wszystko się wyjaśniło.
- Dorcas, nie rozumiesz? – zapytałam, a łzy leciały mi po policzkach. – Okłamał mnie!
- W którym miejscu?! W tym, że nie powiedział ci o czymś, co właściwie nie powinno mieć wpływu na to, co jest między wami?
- Nie powinno mieś wpływu? Przecież to ma ogromny wpływ! Był z nią! A ja nie mam pojęcia, co między nimi było, bo spałam!
- A nie uważasz, że skoro cię kochał i to tak bardzo, że już raz się jej oparł, to i drugi raz uczynił to samo? – zapytała wściekła. – Nie uważasz, że nawet on nie potrafi tak kłamać?! Przecież cię kocha!
- Skąd wiesz, że się jej oparł, że ją odtrącił? – rozpłakałam się na dobre.
- Wystarczy na niego spojrzeć! – warknęła. – Przestań szukać pieprzonej dziury w całym, Lily! Co twoim zdaniem powinien zrobić?!
- Powiedzieć, albo jej, albo mi! – krzyknęłam, ale coś w mojej głowie, właśnie w tym momencie, kazało mi odpuścić.
Nagle ta cała sytuacja, stała się nieważna… Przecież będąc z Jamesem, jestem najszczęśliwszą osobą, na całej kuli! Dlaczego mam pozwolić na to, żeby ktoś taki, jak Ali, zepsuł moje szczęście? Czy nie dosyć się już wycierpiałam?
- Ale co?!
- Może na przykład, coś takiego…

***

Za oknem było już zupełnie ciemno. Płatki śniegu wirowały, cudownie gnane przez wiatr. Tworzyły przedziwne i zarazem piękne figury, tylko po to, aby na samym końcu złączyć się z kroplami deszczu i w drastyczny sposób, rozbić się na mokrej, zimnej szybie. Żaden z pasażerów, nie miał zielonego pojęcia o tym, co wydarzyło się w jednym, z końcowych przedziałów. Wszyscy śmiali się i żartowali. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że James Potter, TEN James Potter, wściekły przemierza korytarze. Nikt nie zauważył, że w głowie zielonookiej toczy się walka. Nikt. Poza dwójką ich przyjaciół.
Jeden z nich, łudząco podobny do Rogacza, przemierzał za nim korytarze i darł się w niebogłosy. Nie miał najmniejszego pojęcia, o co poszło tej dwójce. Nie potrafił pomóc przyjacielowi. Ba! Ten najwyraźniej nie chciał jego pomocy, co bolało jeszcze bardziej. Z trudem dogonił go, mniej więcej w połowie pociągu. Stał oparty o ścianę i wpatrywał się w okno z dziką intensywnością. Najwyraźniej nie słyszał, że do niego mówi.
W pewnym momencie, gwałtownie, z całej siły i bez najmniejszego uprzedzenia uderzył pięścią w szybę. Pękła na drobne kawałeczki i z głuchym, charakterystycznym dźwiękiem opadła na podłogę. Przerażony podskoczył i spojrzał na przyjaciela. Nie było żadnej reakcji z jego strony. Wiatr mierzwił mu włosy. Oddychał głęboko. Łapa wyjął różdżkę. Krótkie machnięcie i szyba znów scaliła się w jedno. Niestety, ta chwila wystarczyła, żeby James Potter go wyminął i bez słowa, ruszy w tylko sobie znanym kierunku. Nie miał siły za nim gnać. Wiedział, że cokolwiek postanowił, na pewno jest słuszne.
Z ciężkim sercem dotarł do drzwi przedziału. Rudowłosa istota siedziała i płakała. Coś zakuło go w sercu. Nawet w takiej chwili wyglądała przepięknie. Nie potrafił jednak znieść myśli, że cierpi przez niego. Sytuacja tutaj, wcale nie prezentowała się lepiej od tej, która dosłownie przed chwilą wydarzyła się na korytarzu. Kłóciły się. Widział to. Otworzył drzwi. Nawet nie zauważyły, że stoi zaledwie dwa kroki od nich.
- Nie potrafię być z kimś, kogo nie kocham? – powiedziała dziwnym, nieobecnym głosem.
Stanął gwałtownie. Sens tych słów jeszcze do niego nie dotarł. Dorcas spojrzała najpierw na nią, z kwaśną miną, a później na niego, i aż pisnęła przestraszona. Rudowłosa skierowała na niego swoje mokre od łez oczy. Nie potrafił z nich wyczytać kompletnie nic. Widział jednak dziwny cień, który przebiegał przez jej twarz. Nie wiedział, co robi. Po prostu zaczął słuchać swojego serca. Podszedł do niej. Otarł łzy z jej zarumienionego od szlochu policzka. Zrobił dziwny ruch. Nie zdążyła zareagować, a może nie chciała? Emocje były tak silne, że nie potrafił się opanować. Złożył długi i namiętny pocałunek, na jej słodkich ustach. Wplątał w jej włosy, swoją dłoń. Z trudem i ostatkiem silnej woli oderwał swoje usta. Nie otwierał jednak oczu. Oparł czoło na jej. Było niesamowicie delikatne i ciepłe. Serce biło mu tak szybko. Słyszał jej nierówny oddech.
- Kocham cię… - szepnął, spoglądając na nią w końcu. Miał nadzieję, że te dwa, krótkie słowa, pozwolą mu wyczytać cokolwiek, z jej cudownie zielonych tęczówek. Tak bardzo chciał zobaczyć tą iskierkę nadziei… Niestety pojawił się strach. Tak, jakby czuła, że to było pożegnanie. – Zawsze będę cię kochać…
Spojrzała na niego pytająco. Nie odpowiedział. Pociąg zaczął zwalniać. Pocałował ją po ojcowsku w czoło, o sekundę za długo ją przytrzymując. Chwycił swój kufer i opuścił przedział.

1 komentarz:

  1. Czy zawsze wszyscy muszą ich skłócać?! Jakby chociaż raz nie mogło być dobrze! ;/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy