piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział czternasty: Niczym bańka mydlana.


[muzyka]


Przerwa świąteczna zleciała bardzo szybko. Większość czasu spędzałam z Potterem. W ciągu dnia znikaliśmy, spacerując po błoniach, a wieczorem, kiedy pokój wspólny był pusty, siadaliśmy na kanapie przed kominkiem. Z reguły siedziałam na wpół leżąco i opierałam się o jego klatkę piersiową z książką w ręku, powtarzając materiał. Niestety, pan Potter był bardzo niecierpliwy. Na naukę dawał mi maksymalnie piętnaście minut. Później książka lądowała w kącie.
Tak było również i tego wieczoru. Siedziałam i powtarzałam wyjątkowo trudne zaklęcia. James już się kręcił zniecierpliwiony.
- Liluś, odłóż tą książkę.
- James, niebawem egzaminy, powinnam się uczyć! Już i tak mam wyrzuty sumienia, że zamiast powtarzać przez ostatnie dni, spędzałam czas na zupełnie czymś innym z tobą.
- I może mi powiesz, że nie było przyjemnie? – wyszeptał mi do ucha.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Było, ale jak nie zacznę powtarzać, to nie zaliczę tego egzaminu. A wtedy będziesz miał przerąbane!
- Jakoś to przeżyję – wymruczał, całując mnie po karku. Znów ten dreszcz.
- James! – krzyknęłam, siadając i patrząc na niego ostrzegawczo.
- Oj, kochanie, oboje dobrze wiemy, że jesteś najzdolniejszą czarownicą wszech czasów! Ty to wszystko wiesz! Oddaj mi tą książkę! – powiedział i zaczął się do mnie przysuwać.
- Nie! Czas nas nagli. Pojutrze wraca cała reszta. Znów będzie harmider i hałas. Wtedy to już na pewno niczego się nie nauczę - powiedziałam z niepokojem.
- Liluś, ja tak ładnie proszę - szeptał i nie przestawał się zbliżać.
Z każdym jego ruchem ja odchylałam się do tyłu z wyciągniętą ręką.
- Dlaczego ty jesteś taki uparty? – zapytałam rozbawiona.
- Bo tak na mnie działasz – powiedział.
Doszliśmy do momentu, w którym leżałam na kanapie z ręką za głową, trzymając w dłoni książkę. Wiedziałam już, że przegrałam, a on osiągnął to, co chciał. Był dokładnie nade mną. Nie miałam za bardzo, jak się ruszyć.
- I po co uciekałaś? – zapytał jeszcze, ale nie zdążyłam mu odpowiedzieć.
Wyjął mi książkę z ręki, odrzucił w kąt i pocałował.
- James… - zaczęłam rozmowę dobrą godzinę później.
Leżeliśmy na kanapie w pokoju wspólnym. Bawiłam się jego włosami.
- Mmm?
- Dlaczego tamtego wieczoru, kiedy Dorcas zapytała, powiedziałeś, że jesteśmy przyjaciółmi? – zapytałam i przygryzłam wargę. Nie spojrzał na mnie. Nadal obserwował płomienie. Widać było, że myśli nad czymś intensywnie. – James? – ponagliłam go delikatnie.
- Nie wiem. Myślałem, że tego właśnie chcesz - powiedział bardzo cicho i spojrzał na mnie z lekkim niepokojem. Nic nie odpowiedziałam. – A jest inaczej? – dopytał.
- Ja... Nie wiem... - powiedziałam i teraz to ja patrzyłam na płomienie. – Jest naprawdę cudownie, ale... Ja po prostu nie wiem, czy jestem gotowa na te wszystkie spojrzenia i w ogóle. Przecież bylibyśmy sensacją stulecia! – powiedziałam ze śmiechem i znów spojrzałam w te jego cudowne orzechowe oczy.
- Ta… Już widzę temat w Proroku Codziennym! James Potter nareszcie osiągnął swój cel! – powiedział, a ja się roześmiałam.
- Głuptas! – Poczochrałam mu włosy.
- Tak, też uważam, że w takich zmierzwionych wyglądam znacznie lepiej! – powiedział, poważniejąc.
Usłyszałam jakiś hałas i spojrzałam w kierunku przejścia pod portretem.
- Myślisz, że już ktoś wraca?
- Nie wiem, ale chodźmy – powiedział, podnosząc się.
- Gdzie? Przecież już cisza nocna. Nie mam zamiaru łamać regulaminu i włóczyć się po zamku o tej porze! – powiedziałam ostro i stanowczo.
- I bądź tu romantyczny! – westchnął i uniósł oczy ku sufitowi. – Czy ja ci każę łamać regulamin? – zapytał i wyciągnął rękę. Spojrzałam na nią niepewnie. – Rany! Obiecuję ci, że nie opuścimy Wieży!
Teraz to spojrzałam na niego podejrzliwie, ale nie powiedział już nic więcej. Nadal stał z wyciągniętą ręką. Westchnęłam. A co mi tam! I chwyciłam jego dłoń. Uśmiechnął się z triumfem. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Objął mnie w talii. Nie wiem, ile czasu minęło, ale nagle uniósł mnie do góry i okręcił się dwa razy wokół własnej osi.
- James! O mamo! James, postaw mnie! – zaczęłam krzyczeć.
- Cicho! Już jest późno! Obudzisz cały zamek! – powiedział z uśmiechem, stawiając mnie z powrotem na ziemi.
- Uduszę cię! – powiedziałam ze śmiechem.
- Możliwe, ale na pewno nie teraz! – powiedział tajemniczo, znów chwytając moją dłoń i ciągnąc w kierunku ich sypialni.
- No nie! Znowu mam tam wchodzić? – zapytałam z pretensją.
- No wiesz,  chętnie wprosiłbym się do ciebie, ale u was to trzeba się troszkę nakombinować. Tak będzie prościej i szybciej! – powiedział i otworzył drzwi.
Nie zdziwiło mnie to, że jest posprzątane. Raczej utwierdziło w przekonaniu, że wszystko sobie dokładnie zaplanował. Pokręciłam głową, kiedy zapalał świeczki.
- To się namęczyłeś.
- I znowu ta ironia! – powiedział, podszedł do mnie i objął w talii.
- No wiesz... - zaczęłam, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
Gdzieś z prawej strony usłyszałam muzykę. W rytm wolnej piosenki, nadal się całując, zaczęliśmy tańczyć. Prowadził doskonale. Nagle chwycił mnie i podniósł do góry, w następnej chwili leżałam na jego wygodnym łóżku. Położył się obok i znów przywarł do mnie swoimi ustami.

***

Promienie słońca delikatnie muskały moją twarz. Gdzieś daleko śpiewały ptaki. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. Świece pogasły, muzyka ucichła. Nie miałam zielonego pojęcia, która była godzina, kiedy w końcu zmęczeni zasnęliśmy. Odwróciłam głowę. Obok mnie, słodko pochrapując, spał James Potter. Uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze na początku września nie byłabym w stanie uwierzyć, że takie coś będzie możliwe. Pocałowałam go z czułością w czoło. Otworzył oczy.
 - Dzień dobry, słoneczko – przywitałam go z uśmiechem.
 - Która godzina? – wymruczał sennie.
 - Nie wiem, ale myślę, że coś koło obiadu.
 - No i czemu budzisz mnie tak wcześnie? – powiedział, ziewając i odwrócił się na drugi bok, tak, aby móc objąć mnie ramieniem.
 - Wcześnie? James, nie uważasz, że najwyższa pora wstawać? – zapytałam ze śmiechem.
 - Nie, nie uważam. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Roześmiałam się.
 - No dobrze. To ty sobie leż, a ja idę się kąpać i przebrać. Strasznie niewygodnie śpi się w ubraniu – powiedziałam, rozmasowując ślady po zamku od bluzy.
 - Następnym razem dam ci pidżamkę – powiedział i pocałował mnie w policzek.
 - Dobra, wstawaj, śpiochu! Masz pół godziny. Idę się troszeczkę odświeżyć, a później idziemy na obiad. Jestem strasznie głodna! – stwierdziłam i wyszłam z sypialni chłopców.
Udałam się w kierunku naszego dormitorium. Po drodze ze stolika zabrałam swoją książkę. Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę niewiele się nauczę! Koniec. Jak tylko wrócimy z obiadu, idę się uczyć, postanowiłam i, nucąc pod nosem, weszłam pod prysznic.
Pół godziny później wyszłam z łazienki i aż krzyknęłam. Na łóżku w naszej sypialni siedziała Dorcas. To oznaczało, że Syriusz też już wrócił! I pomyśleć, że trzydzieści minut dłużej, a nakryłby mnie w ich sypialni, śpiącą w ramionach Jamesa!
 - Kiedy wróciliście? – zapytałam lekko trzęsącym się głosem.
Dorcas spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Dziesięć minut temu. Babcia zmarła dwa dni temu, a ja miałam dosyć tej przytłaczającej atmosfery w domu. – Wzruszyła ramionami. – A co u ciebie?
- Dobrze – powiedziałam wymijająco i podeszłam do kufra, chcąc wyjąć jakieś ubranie.
- Dobrze? – zapytała z niedowierzaniem. – Tylko tyle?!
- No, a co chcesz więcej? – zapytałam zaskoczona.
- Lily! Zostałaś tu sama z Potterem na calutki tydzień i pytasz się, co chcę więcej?
- No, ale co ja mam ci powiedzieć? – zapytałam i zaśmiałam się nerwowo.
- Jak było? – spojrzała na mnie zdziwiona.
- Dorcas, myślisz, że każdą wolną chwilę spędzałam tylko z nim? Miałam ważniejsze sprawy na głowie! Egzaminy za moment. Musiałam się pouczyć trochę!
- Ta... I idę o zakład, że James ci raczej nie pomagał! – powiedziała z błyskiem w oku. Zarumieniłam się. – O rany! – Aż zapiszczała.
- Nie! Właśnie, że wcale nie było tak, jak myślisz! Spędziliśmy ze sobą może ze dwa wieczory! Musiałam się uczyć. A poza tym, jesteśmy tylko przyjaciółmi – powiedziałam stanowczo i chwyciłam klamkę od łazienki.
- Jasne - powiedziała Dorcas.
Spojrzałam na nią ostrzegawczo. Wyglądała na rozbawioną.
- TYLKO przyjaciółmi, Dorcas – powiedziałam i trzasnęłam drzwiami.
I znów to samo. Dlaczego nie potrafię powiedzieć prawdy najlepszej przyjaciółce? Westchnęłam. Podkreśliłam oczy kredką, rzęsy pociągnęłam tuszem i wyszłam z łazienki.
- Byłaś już coś zjeść? – zapytałam Dorcas.
- Nie – odpowiedziała. – A ty?
- Ja też nie, właśnie miałam zejść na obiad z... – urwałam, rumieniąc się.
- Z kim?
Dorcas najwidoczniej postanowiła mnie trochę pomęczyć. Spojrzałam na nią wyzywająco i po prostu odpowiedziałam.
- Z Jamesem. W końcu to nic zobowiązującego, prawda? – zapytałam i podeszłam do drzwi. – Idziesz?
- No jasne! Konam z głodu!

***

Przyznam, że bałam się tego wieczoru. Byliśmy z Jamesem tak zajęci sobą, że nie ustaliliśmy, co powiemy przyjaciołom, kiedy wrócą z przerwy świątecznej. Potter jednak stanął na wysokości zadania. Nie było maślanych oczu, dwuznacznych propozycji, ani naciskania na przytulanie czy pocałunki. Dorcas i Syriusz co jakiś czas wymieniali spojrzenia. Najwyraźniej nie pasowało im to, że albo nie chcemy im powiedzieć, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dni, albo że naprawdę nic się nie wydarzyło. Opcji drugiej nie dopuszczali jednak do siebie, gdyż co jakiś czas próbowali nas podpytać.
 - A jak było u Dorcas? – zapytałam Syriusza.
Grał z Jamesem w Eksplodującego Durnia. Zdziwiło mnie, kiedy się zmieszał.
 - Dobrze - powiedział takim samym tonem, którym ja odpowiedziałam Dorcas.
Spojrzałam na nią pytająco. Też się zmieszała.
 - Och, no wiesz, jak to u rodziny.
 - Dorcas!
 - No dobra! Nie byliśmy u mnie!
 - Co?! – zapytałam zaskoczona.
 - Pojechaliśmy do wujka Syriusza. Nie miałam ochoty widzieć się z moją rodziną. A was mieliśmy zostawić samych! – powiedziała oburzona.
 - Nas samych? Dlaczego? – zapytałam zdziwiona.
 - Taki był plan. Remus znikał, bo pełnia. Peter zawsze jeździ do rodziny. Zawadzalibyśmy wam! Mary postanowiła, więc pojechać gdzieś z tym swoim Loganem. Zostaliśmy tylko my. Więc Syriusz mnie zaprosił, a ja się zgodziłam - powiedziała.
 - A ten list?
 - Tak, naprawdę go dostałam. Ale nie chciałam ci powiedzieć.
 - Dlaczego? – zapytałam teraz już rozbawiona.
 - Bo wiedziałam, jaką będziesz miała minę - powiedziała zmieszana, a ja się roześmiałam.
 - Ta - mruknął Syriusz. – Wiedziałem, że tak zareagujecie.
 - Ale po co ta cała maskarada? – zapytał James, patrząc na przyjaciela.
 - Bo mieliśmy nadzieję, że między wami się polepszy, że się zejdziecie, czy coś. A tu nic? Stary - jęknął.
Spojrzałam na Jamesa. Oboje roześmialiśmy się jeszcze głośniej. Wieczór nam się dłużył. Gdzieś w okolicach północy Dorcas stwierdziła, że jest zmęczona i idzie spać. Syriusz posiedział jeszcze z piętnaście minut, po czym również udał się do sypialni. Nie oderwałam wzroku od wieczornego wydania Proroka. Nasłuchiwałam. Trzydzieści sekund później usłyszałam cichy szept:
 - Byliby zadowoleni, nie sądzisz?
Uśmiechnęłam się i odłożyłam gazetę. Spojrzałam w roześmiane oczy Jamesa i pocałowałam go.

***
Następnego dnia wróciła Mary. Była cała rozpromieniona. Niestety wraz z nią wróciła reszta Gryfonów i cały zamek. W pokoju wspólnym znów było pełno ludzi. Każdy rozmawiał z przyjaciółmi i relacjonował święta. Wymieniali się nowinkami i plotkowali. Nikt nie zwracał uwagi na to, że nasza grupa jak zwykle siedziała przy kominku. We trzy siedziałyśmy troszkę dalej. Mary relacjonowała szeptem swój wypad. Wszystkie trzy miałyśmy wypieki na twarzy. Kiedy Mary doszła do romantycznej kolacji i o tym, jak Logan zaprowadził ją później do pokoju, do naszego stolika przysiadła się blondynka. Na moje oko mogła być w trzeciej klasie. Spojrzałam na nią uważnie. Miała bluzkę z dużym dekoltem i stanowczo za krótką spódniczkę. Przysiadła na stoliku, dokładnie na wprost Jamesa i zaczęła robić słodkie oczka. James i reszta panów wyglądała na zadowolonych. Syriusz rzucał jakieś beznadziejne teksty na temat jej walorów, a sam Potter tylko się szczerzył, patrząc na nią z uznaniem. Spojrzałam na Dorcas. Też nie była zadowolona z tej sytuacji.
- Założyłam się z koleżanką, że podejdę do was i porozmawiam przynajmniej pięć minut – szczebiotała.
- A o co się założyłaś? – zapytał zalotnie Syriusz.
- O piwo kremowe. – Roześmiała się.
- No to trzeba pomóc ci wygrać, prawda, Łapo? – podchwycił Potter.
- A może koleżanki też się przysiądą? – zapytał Black, obserwując grupę rozchichotanych trzecioklasistek.
Jedna z nich pomachała do niego. Z rozanieloną miną odmachał.
- O nie! – Usłyszałam szept Dorcas. – Niech sobie nie myśli, że pozwolę mu na takie zachowanie! – powiedziała coraz bardziej nabuzowana.
Podniosła się z miejsca i podeszła do Syriusza. W tym samym momencie wianuszek małolat okrążył Huncwotów.
- Hej, kochanie, przedstawisz mnie swoim nowym koleżankom? – zaszczebiotała Dorcas, idealnie naśladując blondynkę. Syriusz spojrzał na nią zaskoczony.
- Dorcas! – zawołał. – Eee... Nie, to nie moje koleżanki... Jakieś małolaty się przyczepiły. Wiesz, jak jest - zaczął się pokrętnie tłumaczyć.
- Och! No pewnie, że wiem, mój ty głuptasie! – Dorcas wczuwała się w rolę głupiutkiej blondyneczki. – Stęskniłam się, wiesz? – wymruczała i pocałowała go.
Black spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. Dokładnie tak samo jak ja. Czyżby oni...? Syriusz chwycił ją za rękę i, ku rozczarowaniu wszystkich małolat, zaprowadził do sypialni chłopców. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Spojrzałam na Pottera, ale chyba mnie nie zauważył. Teraz dziewczęta utworzyły kółko dookoła niego, a on, rozochocony, zaczął się popisywać. Wyjął znicza. Westchnęłam. Najchętniej zrobiłabym dokładnie to samo, co Dorcas. Podeszłabym i po prostu wzięłabym go stamtąd. Na swoje nieszczęście oboje ustaliliśmy, że nasz związek będzie tajemnicą. Takie zgranie było więc niedopuszczalne. Kiedy jednak jedna z małolat pocałowała go w policzek, a on prawie nie zareagował, wstałam i opuściłam pokój wspólny. Miałam dość. Tuż za zakrętem oparłam się o chłodną ścianę i zamknęłam oczy. Oddychałam głęboko. Czy tak już będzie zawsze? Będę musiała to znosić nawet jeżeli bylibyśmy parą... oficjalnie?
Spojrzałam z wyrzutem na koniec korytarza. Nie wyszedł za mną, więc pewnie nawet nie zauważył, że nie ma mnie obok. Zapięłam bluzę i powędrowałam korytarzem dalej. Nie miałam ochoty tam wracać i patrzeć, jak te wszystkie dziewczyny z nim flirtują.
- Proszę, proszę. Co się stało, że jesteś tu sama, Evans? – Usłyszałam znajomy głos za swoimi plecami.
- A ciebie co tak nagle to interesuje?
- Nie interesuje.
- Więc po co pytasz, Severusie? – zapytałam i odwróciłam się, aby spojrzeć w czarne oczy dawnego przyjaciela.
- Sam nie wiem. Potter znów ugania się za swoimi fankami?
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to – powiedziałam oschle.
 - Podczas ferii chyba cię jednak obchodziło – zauważył, a widząc moją zmieszaną minę, uśmiechnął się triumfalnie.
- Skąd taki wniosek?
- Proszę cię! Te wasze spojrzenia, ukradkowe gesty... Tylko idiota by się nie domyślił.
- Jakim więc cudem ty na to wpadłeś? – zapytałam słodko.
Zaczerwienił się.
- Uważaj, ty mała, brudna... - zająknął się.
Spojrzałam na niego z nienawiścią.
- Dokończ – zażądałam.
- Nie - powiedział bardzo cicho.
- No dokończ!
- Właśnie, Sev, dokończ. - Z drugiego końca korytarza napłynął inny głos.
Odwróciłam się gwałtownie. Cholera! W moją stronę kroczyła cała grupa Ślizgonów. Wiedziałam, że Snape nie jest w stanie nic mi zrobić. Natomiast reszta Ślizgonów nie jest taka dobroduszna. Sama sobie z nimi nie poradzę. Zaczęłam gorączkowo myśleć.
- Proszę, proszę. Nasza kochana Lily wybrała się na spacer o zmierzchu. Bardzo nierozsądne, Evans, oj, bardzo – zadrwił Malfoy.
- Dlaczego? Nie widzę tu nikogo, ani niczego co miałoby mnie napawać strachem.
- To bardzo źle - powiedział bardzo wolno i stanął naprzeciw mnie.
Wyjął różdżkę, ale byłam szybsza.
- Expelliarmus! – krzyknęłam, nim zdołał cokolwiek zrobić.
Jego różdżka wylądowała gładko w mojej dłoni.
- Evans!
- Zostaw ją, Malfoy!
Znikąd pojawił się Potter. Spojrzałam na niego wściekła.
- No proszę! Jest i nasz obrońca szlam!
- Nie mów tak o niej! – zagrzmiał Potter.
- Uważaj bo się przestraszę – zadrwił Malfoy.
James wyjął swoją różdżkę i miotnął jakimś zaklęciem w Malfoya. Odleciał na kilka metrów i osunął się po ścianie. Krzyknęłam przerażona.
- Spadać! – warknął Potter, a cała reszta Ślizgonów zawinęła się i uciekła.
Jeden z nich podszedł i wyjął mi różdżkę Lucjusza z ręki. Dwóch siłowało się, aby go podnieść z ziemi.
- Nic ci nie jest? – zapytał James, podchodząc do mnie.
- Nie – powiedziałam oschle.
Chyba nie zwrócił uwagi na mój ton, bo próbował mnie przytulić. Odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie powinnaś chodzić sama o tej godzinie - powiedział z troską.
- No jasne.
- Lily, wszystko w porządku?
- Och, tak! A gdzie masz swoje nowe koleżanki? – zapytałam, rozglądając się po korytarzu. – Zaraz znów cię okrążą?
- Lily... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Wystarczyło, że znów się zjechały, a ty od razu latasz z wywieszonym jęzorem! Bez znaczenia, która na ciebie spojrzy! Ty po prostu momentalnie zaczynasz się popisywać! I jeszcze wciągasz w to Syriusza, chociaż dobrze wiesz, że jest z Dorcas!
- Nie rozumiem, o co ci dokładnie chodzi! Najpierw chcesz się ukrywać, a teraz mi robisz awanturę o to, że staram się zachowywać normalnie?!
- Normalnie?! Więc masz zamiar adorować te wszystkie panny, a wieczorami potajemnie spotykać się ze mną?!
- Nie, Lily!
- Więc jak?! I jeszcze pojawiasz się tu znikąd i ośmieszasz mnie przed Ślizgonami! Rozbroiłam Malfoya! A ty go zaatakowałeś! Żaden nic by mi nie zrobił, ale ty oczywiście musiałeś pokazać, jaki jesteś mocny!
- Masz do mnie pretensje o to, że się o ciebie martwiłem?! I poszedłem za tobą?! Że być może ochroniłem przed tą bandą idiotów?!
- James, do cholery! Miałam różdżkę Lucjusza w ręku! Nic by mi nie zrobił. Dlaczego rzuciłeś w niego zaklęciem?!
- Bo byłem sam, a ich dziesięciu! Jedno słowo Malfoya i byłoby po nas! Kocham cię, Lily! – krzyknął rozpaczliwie.
W jego oczach dostrzegłam smutek i żal. Cała złość momentalnie ze mnie uszła. Podszedł i przytulił mnie do siebie. Mocno. Rozpłakałam się. W sumie to sama nie wiem czemu. Były to łzy bezsilności i rozpaczy.
- Kocham cię. - Usłyszałam znów szept Jamesa. Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.

***

Następnego dnia rozpoczęły się zajęcia. Już pierwszego dnia nauczyciele przystąpili do zarzucania nas pracami domowymi. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że już najwyższy czas, bo za moment egzaminy. Siedziałam i słuchałam, ale nie rozumiałam, co do mnie mówią. W głowie miałam poprzedni wieczór.
Po akcji z Malfoyem wróciliśmy do pokoju wspólnego. Syriusz i Dorcas znów siedzieli na kanapie. Podeszliśmy do nich. Potter przepędził małolaty i usadowił się na drugiej kanapie. Usiadłam obok niego i spojrzałam na Dorcas. Wyglądała jakoś dziwnie. Patrzyła zakochanymi oczami na Syriusza, a on tulił ją do siebie. Westchnęłam i chwyciłam książkę. Na wielkim fotelu naprzeciw nas siedziała Mary, a obok niej Lupin. Rozmawiali o czymś zawzięcie. W pewnym momencie Mary pokręciła głową, podniosła „Czarownicę” i oparłszy się plecami o klatkę piersiową Remusa pogrążyła się w lekturze. Lupin wyglądał na zaskoczonego, ale nic nie powiedział. Oparł się tylko wygodnie, a w następnej chwili chyba już spał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ciekawe, jak zareagują, kiedy ja oprę się o Jamesa… Mało myśląc, usadowiłam się w takiej samej pozycji jak Mary. Dorcas drgnęła i spojrzała na mnie zaskoczona. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam studiować podręcznik od Zielarstwa. Nim jednak na dobre wczytałam się w tekst, Potter wziął mnie delikatnie i odsunął od siebie z dziwnym wyrazem twarzy. Spojrzałam na niego totalnie skołowana. Wzruszył ramionami i zaczął zagadywać Blacka. Po chwili cały pokój wspólny skupiony był na tym, co odwalają. Byłam wściekła. Jak tylko za ostatnim uczniem zamknęły się drzwi i zostaliśmy sami, napadłam na niego.
- Co to miało znaczyć?
- Co znowu?
- Dlaczego ty się w kółko popisujesz? – zapytałam z pretensją w głosie.
- A dlaczego ty tak bardzo chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli, co jest między nami?
- A czy nie o to była nasza poprzednia awantura?
- Która poprzednią masz na myśli? Bo odkąd pierwszy raz mnie pocałowałaś, aż do teraz, jest ich z każdym dniem coraz więcej – powiedział z ironią.
- Całkiem niedawno miałeś pretensje, że nie wiem, czego chcę! Że masz dosyć dziewczyny, która jest niezdecydowana i masz dosyć ukrywania się! A teraz nagle uparcie bronisz tego, żeby się nie wydało?! – zapytałam zbyt wysokim tonem.
- Przestań się czepiać, Lily. Wszystko, co robię ci przeszkadza. Przytulam się - jest źle. Nie przytulam - jeszcze gorzej. Siedzę cicho, to obrywa mi się, że nie zachowuje się normalnie. Jak zaczynam rozrabiać z Syriuszem, to znowu jest źle, bo nie skupiam swojej uwagi na tobie - zaczął wymieniać, a mnie ogarniała coraz większa furia. – Nie wspomnę o tym, że oberwało mi się o to, że pojawiłem się pewnego wieczoru na ciemnym korytarzu, kiedy to byłaś otoczona przez Ślizgonów. Co ja mam robić?! Ale tak, żeby było dobrze!
Nie odpowiedziałam mu, więc poszedł do sypialni. Teraz się do mnie nie odzywa, a za moment koniec lekcji, jeszcze tylko Obrona przed Czarną Magią i... Zastanawiałam się właśnie, czy wieczorem spotkamy się w pokoju życzeń, kiedy zadzwonił dzwonek. Poczułam na sobie jego spojrzenie. Wyszedł, a ja za nim. Kiedy weszłam do pustej klasy, siedział na katedrze nauczyciela. Był dziwnie przygnębiony i smutny. Podeszłam do niego i chciałam pocałować. Chwycił mnie delikatnie i odsunął od siebie. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Coś się stało? – zapytałam.
Spojrzał gdzieś w bok i jakby z trudem zaczął wyrzucać z siebie słowa.
- Nie mogę tak dłużej. Myślę... że nic z tego nie będzie. Nie potrafię sprostać twoim oczekiwaniom... Ciągle cię rozczarowuję...
- James... ja…
- Daj mi skończyć. Powiedziałaś, że nie potrafisz przyjmować cudzej pomocy.
- Niezupełnie.
- Prawie. A ja nie potrafię trzymać się na uboczu. Mamy wybór. Możemy teraz pocierpieć albo zostać razem i potem cierpieć o wiele bardziej. Ja wolę to mniejsze cierpienie teraz. Ale zawsze możesz na mnie liczyć - powiedział i pocałował mnie w czoło. Ruszył w kierunku drzwi. Nim wyszedł, usłyszałam jeszcze:  – Jeżeli będziesz czegoś potrzebować... Ale przecież ty nigdy niczego nie potrzebujesz.

2 komentarze:

Obserwatorzy