Czerwony strumień chybił o cal.
Rudowłosa dziewczyna z dużym dekoltem pisnęła przerażona i czmychnęła do domu.
Syriusz rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem szukając źródła ataku i starając
się wyciągnąć różdżkę z tylnej kieszeni. Kiedy zauważył swoją narzeczoną, oczy
niemalże wyszły mu z orbit. Wytrzeźwiał momentalnie i przebłysk świadomości
nakazał mu odepchnąć drugą dziewczynę.
- Dorcas! – wybełkotał i
przywołał na twarz uśmiech – Kochanie, a co ty tu robisz?
- Ty pieprzony gnoju! – krzyknęła
rozeźlona i ponownie uniosła różdżkę.
- Dorcas! – Ruda wpadła na
schody, ale resztę jej słów zagłuszyła muzyka.
Najprawdopodobniej były już tak blisko, że zaklęcia wygłuszające ich nie obejmowały. Skrzywiła się delikatnie, czując jak ziemia pod jej stopami drży. Dobiegły do niej śmiechy, ale także odgłosy jakiejś bijatyki i tłuczonego szkła. Nie miała jednak czasu na to, aby się nad tym zastanawiać. Dopadła do przyjaciółki i chwyciła ją za uniesioną dłoń. Szatynka otworzyła oczy ze zdumienia i uniosła głowę. Ta chwila wystarczyła, aby Syriusz wyciągnął swoją różdżkę i wycelował nią w narzeczoną. Ruda pisnęła oburzona i skierowała swój kawałek drewna w jego stronę. W tym samym momencie Dorcas mocniej szarpnęła i uwolniła się z uścisku dziewczyny. Musieli wyglądać żałośnie. Lily na zmianę celowała różdżką to w przyjaciółkę, to w Syriusza. Ten natomiast, totalnie zdezorientowany mierzył w Rudą i, co wyraźnie mu nie pasowało, w swoją ukochaną. Dorcas ograniczyła się do posłania Evansównie mściwego, morderczego spojrzenia, po czym mrużąc oczy, zwróciła się w kierunku Łapy.
- Dorcas! – wydarła się, chcąc przebić się przez muzykę – Nie ma sensu, uspokój się! On jest kompletnie pijany, nie wie, co robi… - starała się załagodzić sytuację. Chłopak spojrzał na nią z wdzięcznością.
- On doskonale wie, co robi! – syknęła, nadal wpatrując się w przerażonego Syriusza.
- Do reszty oszalałaś?! – krzyknął – Przecież nic nie zrobiłem!
- Bo nie zdążyłeś! – w jej głosie dało się wyczuć desperację. Ręka, w której trzymała różdżkę delikatnie drżała. Ruda wiedziała, że lada moment dziewczyna wybuchnie. Rozejrzała się dookoła, ale nie znalazła nic, co byłoby w stanie jej pomóc. Co prawda dookoła nich zebrał się już spory tłumek gapiów, ale jakoś nikt nie kwapił się do opanowania sytuacji. Tu i tam dostrzegła szydercze uśmiechy, a kilkanaście osób szeptało gorączkowo.
- Dorcas, błagam cię! Nie rób nic, czego miałabyś później żałować! – krzyknęła, a przyjaciółka spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Bronisz go?! – uniosła brwi.
- Skąd! Po prostu uważam, że to nie jest miejsce na tego typu dyskusje! – pisnęła błagalnie, ale szatynka ściągnęła usta, zwiastując nadchodzący wybuch i przeniosła swoją różdżkę z Syriusza na nią.
- Żartujesz?! – wrzasnęła przerażona. Po raz pierwszy w życiu widziała ją w takim stanie. Szeroko otwarte oczy i czerwone policzki. Włosy miała rozwiane na wszystkie strony, a Ruda miała nieodparte wrażenie, że gdyby ich dotknęła, poraziłby ją prąd. Biła od niej wyraźna determinacja i zaciętość. Była gotowa postawić wszystko na jedną kartę i nie ważne, ile osób przy tym ucierpi.
- Nie – powiedziała to tak oschle i ozięble, że aż przeszedł ją dreszcz.
- Dorcas, ja naprawdę uważam, że lepiej byłoby gdybyście…
- MAM TO GDZIEŚ! – krzyknęła tak nagle i tak przeraźliwym głosem, że Ruda zaniemówiła – Zabije go – dokończyła po chwili.
- Dorcas – odważyła się zacząć ponownie, a nawet wyciągnęła rękę w kierunku różdżki dziewczyny.
- NIE PRÓBUJ MNIE POWSTRZYMYWAĆ! – krzyknęła – Drętw…
- Expelliarmus! – ktoś krzyknął, nim dokończyła inkantację.
Jej różdżka powędrowała w kierunku drzwi. Nie zdążyła zobaczyć, kto w nich stoi. Syriuszowi wyraźnie ulżyło. Natomiast Dorcas dostała szału. Wrzasnęła i rzuciła się na chłopaka z pięściami. Gdzieniegdzie rozległy się chichoty. Ruda pisnęła i starała się ich rozdzielić, ale kiedy oberwała w nos, zrezygnowała. Sytuacja i tak była lepsza, niż przed chwilą. Pozbawiona różdżki szatynka, dosyć szybko wylądowała przygnieciona przez narzeczonego. I chociaż wiła się i krzyczała, nie była w stanie zrobić nic więcej.
- Uspokój się, do cholery! – warknął i mocniej ścisnął jej dłonie. Uśmiechnęła się triumfująco i zatopiła zęby w jego ręce. Chłopak krzyknął i zmniejszył uścisk, co natychmiast wykorzystała. Zwaliła go z siebie i rzuciła się na rudą, myśląc, że to ona ma jej różdżkę.
- Protego! – ktoś po raz drugi tego wieczoru uratował jej skórę. Między nią a Dorcas wyrosła magiczna ściana. Zaklęcie było tak mocne, że obie zwaliły się na ziemię. Serce rudej biło niesamowicie szybko. Zastanawiała się, jak zapanować nad sytuacją. Głośna muzyka wcale jej nie pomagała. Dorcas zachowywała się tak, jakby postradała zmysły. Już podniosła się z trawy i ponownie na nią ruszyła, wrzeszcząc:
- ODDAJ MI RÓŻDŻKĘ!
Przerażona cofnęła się do tyłu i spojrzała w kierunku, z którego już dwukrotnie otrzymała pomoc. W drzwiach z uniesioną różdżką stał… James. Na jego twarzy malowało się niesamowite zaskoczenie i przerażenie. Widać było, że nie może uwierzyć, tak samo jak ona, w to, co przed chwilą się wydarzyło. Jej najlepsza przyjaciółka, jej siostra… Gdyby nie Rogacz… Szok powoli ustępował, a jego miejsce zajmowała nieposkromiona wściekłość. Na nią. Na niego. Na nich wszystkich! Ponownie rozejrzała się dookoła, rejestrując każdy najmniejszy szczegół. Masa ludzi, głośna muzyka, ogrom alkoholu i on. Pan domu. Huncwot. Jej chłopak. Dlaczego zorganizował imprezę i nawet jej nie zaprosił? Dlaczego jej nie poinformował, że nie wróci na Priver Drive, tak jak obiecał?! Podniosła się gwałtownie z miejsca, gotowa ruszyć na niego z pięściami. Ich oczy się spotkały. Nie wyczytała z nich nic. Nie zdążyła…
Świat zwolnił. Nie liczyło się już zupełnie nic. Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej. Nie docierało do niej, co krzyczy Dorcas. Nie widziała szyderczych uśmiechów i nie zawracała uwagi na zaproszonych gości, powód? W drzwiach stanęła ONA. Najmniej pożądana osoba ze wszystkich jego znajomych. Jej długie, srebrzysto blond włosy sięgające ramion. Nieskazitelny, ostrzejszy makijaż. Niebieskie oczy i ciemnowiśniowy błyszczyk na dużych ustach. I sukienka. Sukienka, która swą czernią podkreślała idealne, kształtne piersi oraz perfekcyjnie zaokrąglony tyłek. Chwyciła jego dłoń, wyraźnie ignorując całe zamieszanie i napiętą atmosferę. Znudzona omiotła wzrokiem wszystkich dookoła, a następnie wspięła się na palce i szepnęła mu coś do ucha. Pokręcił głową, a ona się roześmiała.
Poczuła jak ogarnia ją zimna, trudna do opanowania furia. Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia i zacisnęła palce na kawałku drewna, który trzymała w dłoni. Zrobiła dosłownie jeden krok. James odwrócił twarz w jej stronę, a w oczach pojawiło się przerażenie. Nie zwolniła. Uniosła rękę. Alison przestała się śmiać i zwróciła ku niej swoje wielkie, okrążone długimi, pięknie podkreślonymi rzęsami oczy. Jej wyraz twarzy nie zmienił się ani o jotę. To pieprzone znudzenie i drwiący uśmiech działały jej na nerwy. Mocniej zacisnęła palce na różdżce, szukając w głowie odpowiedniego zaklęcia. Uśmiechnęła się drwiąco, kiedy Alison w błyskawicznym tempie pochwyciła swoją różdżkę. Było za późno. Miała nad nią przewagę. Niesamowita satysfakcja wypełniła ją całą, kiedy na twarzy dziewczyny pojawiła się panika. Otworzyła usta, chcąc wypowiedzieć inkantację, ale ją ubiegła…
- Protego! – wydarła się, a świat wrócił do normy.
Usłyszała krzyk Dorcas, a następnie głuche uderzenie. Zatrzymała się gwałtownie i spojrzała w tamtym kierunku. Szatynka leżała na trawie, oddychając ciężko. Na głowie miała średniej wielkości rozcięcie, ale pomimo to dosyć mocno krwawiła. Krzyknęła, ale nie była w stanie się ruszyć.
- Oszalałaś! – usłyszała oburzony i przerażony krzyk. Syriusz poderwał się z miejsca, machnął różdżką i podleciał do swojej narzeczonej – Dorcas? Dorcas, kochanie?! Powiedz coś! – krzyczał pochylając się nad szatynką.
Mruknęła coś niezrozumiale. Nim jednak ktokolwiek zrobił cokolwiek, otworzyła oczy, a widząc jego twarz, tuż przy swojej, odzyskała w pełni siły. Wydarła się z furią i ponownie rzuciła na Blacka. Chłopak upuścił różdżkę i machając na oślep rękoma, próbował ją z siebie zrzucić.
- Expelliarmus! Protego! – kolejny głos włączył się do akcji.
Dorcas po raz kolejny dzisiejszego wieczoru runęła na trawę i wyraźnie wyczerpana, zrezygnowała z kolejnych prób ataku. Syriusz widząc, że się poddała, opadła na trawę i odetchnął z ulgą. Oboje oddychali głęboko starając opanować rozszalałe emocje. Wszystkie pary oczu, zwróciły się w kierunku nowo przybyłego. Ruda wyjąkała zaskoczona:
- Remus? – posłał jej groźne spojrzenie. Po raz pierwszy w życiu widziała go w takim stanie. Zawsze opanowany i spokojny, nie wszczynający kłótni, teraz stał z uniesioną różdżką, a jego klatka piersiowa falowała, jak szalona. Biła od niego niesamowita aura. Pewny siebie i wściekły. Nawet James opuścił różdżkę…
- Do reszty żeście powariowali?! – wydarł się, a jego głos delikatnie się trząsł.
- My… Ja… - zająknęła się, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Dookoła zapanowała przeraźliwa cisza. Nawet muzykę, jakby ktoś ściszył. Pierwsza ogarnęła się Dorcas.
- Powariowali?! My?! To wasza wina! Wam się zachciało imprezować! To wam się zachciało zdradzać! Zabije go! – wydarła się i podniosła z miejsca, ale zaklęcie Remusa nadal działało.
- Oddaj mi różdżkę! – syknęła w kierunku rudowłosej.
- Nie mam.
- Rozbroiłaś mnie! Oddaj mi różdżkę!
- Nie mam – powtórzyła głośniej i poczuła, jak ogarnia ją wściekłość.
- Nie masz prawa go bronić! Nie miałaś prawa mnie rozbroić! ODDAJ MI RÓŻDŻKĘ!
- NIE MAM! – wydarła się w końcu tracąc cierpliwość - To nie ja cię rozbroiłam! On to zrobił i uratował mi życie! – drżącym palcem wskazała drzwi, w których nadal tkwił przerażony James. Szatynka pobladła.
- Życie…? – szepnęła.
- Tak! Gdyby nie on, pewnie leżałabym już martwa!
- Lily…
- Daruj sobie! – odwróciła z niechęcią głowę. Nie miała ochoty słuchać jej żałosnego tłumaczenia. Nie mogła nawet na nią patrzeć. Jej oczy napotkały sylwetkę Remusa – Długo tu jesteś? – spytała, siląc się na obojętność.
- Aportowaliśmy się, jak tylko otrzymaliśmy informację, że James wraca – odpowiedział, nie pytając nawet o przyczynę jego zadania. Ruda roześmiała się głośno i histerycznie.
- Wiedziałeś, że będzie impreza?! – wrzasnęła, patrząc na niego z niedowierzaniem. Przerażony kiwnął głową – Boże! A ja cię miałam za przyjaciela! – syknęła i bez słowa ruszyła w kierunku mieszkania. Alison gdzieś zniknęła.
- Lily… - zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.
- Jesteś ostatnią osobą, z która chcę w tej chwili rozmawiać! – i nie czekając na dalszy rozwój wypadków, przekroczyła próg.
To, co zobaczyło, nie wywarło na niej wrażenia. Można śmiało stwierdzić, że czegoś takiego się spodziewała. Mieszkanie wyglądało okropnie. Porozwalane butelki, masa papierków i walającego się jedzenia. Wyglądało to tak, jakby ktoś urządził wojnę na jedzenie. Przemierzała pomieszczenia z prędkością światła. Nadal nie mogła się otrząsnąć po tym, co się przed chwilą wydarzyło. Syriusz prawdopodobnie zdradził Dorcas. Dorcas wymierzyła w nią różdżką. Co by się stało, gdyby Potter jej nie rozbroił? Do czego była zdolna? Zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciółkę ogarnął szał, że nie myślała logicznie, ale żeby…
Najprawdopodobniej były już tak blisko, że zaklęcia wygłuszające ich nie obejmowały. Skrzywiła się delikatnie, czując jak ziemia pod jej stopami drży. Dobiegły do niej śmiechy, ale także odgłosy jakiejś bijatyki i tłuczonego szkła. Nie miała jednak czasu na to, aby się nad tym zastanawiać. Dopadła do przyjaciółki i chwyciła ją za uniesioną dłoń. Szatynka otworzyła oczy ze zdumienia i uniosła głowę. Ta chwila wystarczyła, aby Syriusz wyciągnął swoją różdżkę i wycelował nią w narzeczoną. Ruda pisnęła oburzona i skierowała swój kawałek drewna w jego stronę. W tym samym momencie Dorcas mocniej szarpnęła i uwolniła się z uścisku dziewczyny. Musieli wyglądać żałośnie. Lily na zmianę celowała różdżką to w przyjaciółkę, to w Syriusza. Ten natomiast, totalnie zdezorientowany mierzył w Rudą i, co wyraźnie mu nie pasowało, w swoją ukochaną. Dorcas ograniczyła się do posłania Evansównie mściwego, morderczego spojrzenia, po czym mrużąc oczy, zwróciła się w kierunku Łapy.
- Dorcas! – wydarła się, chcąc przebić się przez muzykę – Nie ma sensu, uspokój się! On jest kompletnie pijany, nie wie, co robi… - starała się załagodzić sytuację. Chłopak spojrzał na nią z wdzięcznością.
- On doskonale wie, co robi! – syknęła, nadal wpatrując się w przerażonego Syriusza.
- Do reszty oszalałaś?! – krzyknął – Przecież nic nie zrobiłem!
- Bo nie zdążyłeś! – w jej głosie dało się wyczuć desperację. Ręka, w której trzymała różdżkę delikatnie drżała. Ruda wiedziała, że lada moment dziewczyna wybuchnie. Rozejrzała się dookoła, ale nie znalazła nic, co byłoby w stanie jej pomóc. Co prawda dookoła nich zebrał się już spory tłumek gapiów, ale jakoś nikt nie kwapił się do opanowania sytuacji. Tu i tam dostrzegła szydercze uśmiechy, a kilkanaście osób szeptało gorączkowo.
- Dorcas, błagam cię! Nie rób nic, czego miałabyś później żałować! – krzyknęła, a przyjaciółka spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Bronisz go?! – uniosła brwi.
- Skąd! Po prostu uważam, że to nie jest miejsce na tego typu dyskusje! – pisnęła błagalnie, ale szatynka ściągnęła usta, zwiastując nadchodzący wybuch i przeniosła swoją różdżkę z Syriusza na nią.
- Żartujesz?! – wrzasnęła przerażona. Po raz pierwszy w życiu widziała ją w takim stanie. Szeroko otwarte oczy i czerwone policzki. Włosy miała rozwiane na wszystkie strony, a Ruda miała nieodparte wrażenie, że gdyby ich dotknęła, poraziłby ją prąd. Biła od niej wyraźna determinacja i zaciętość. Była gotowa postawić wszystko na jedną kartę i nie ważne, ile osób przy tym ucierpi.
- Nie – powiedziała to tak oschle i ozięble, że aż przeszedł ją dreszcz.
- Dorcas, ja naprawdę uważam, że lepiej byłoby gdybyście…
- MAM TO GDZIEŚ! – krzyknęła tak nagle i tak przeraźliwym głosem, że Ruda zaniemówiła – Zabije go – dokończyła po chwili.
- Dorcas – odważyła się zacząć ponownie, a nawet wyciągnęła rękę w kierunku różdżki dziewczyny.
- NIE PRÓBUJ MNIE POWSTRZYMYWAĆ! – krzyknęła – Drętw…
- Expelliarmus! – ktoś krzyknął, nim dokończyła inkantację.
Jej różdżka powędrowała w kierunku drzwi. Nie zdążyła zobaczyć, kto w nich stoi. Syriuszowi wyraźnie ulżyło. Natomiast Dorcas dostała szału. Wrzasnęła i rzuciła się na chłopaka z pięściami. Gdzieniegdzie rozległy się chichoty. Ruda pisnęła i starała się ich rozdzielić, ale kiedy oberwała w nos, zrezygnowała. Sytuacja i tak była lepsza, niż przed chwilą. Pozbawiona różdżki szatynka, dosyć szybko wylądowała przygnieciona przez narzeczonego. I chociaż wiła się i krzyczała, nie była w stanie zrobić nic więcej.
- Uspokój się, do cholery! – warknął i mocniej ścisnął jej dłonie. Uśmiechnęła się triumfująco i zatopiła zęby w jego ręce. Chłopak krzyknął i zmniejszył uścisk, co natychmiast wykorzystała. Zwaliła go z siebie i rzuciła się na rudą, myśląc, że to ona ma jej różdżkę.
- Protego! – ktoś po raz drugi tego wieczoru uratował jej skórę. Między nią a Dorcas wyrosła magiczna ściana. Zaklęcie było tak mocne, że obie zwaliły się na ziemię. Serce rudej biło niesamowicie szybko. Zastanawiała się, jak zapanować nad sytuacją. Głośna muzyka wcale jej nie pomagała. Dorcas zachowywała się tak, jakby postradała zmysły. Już podniosła się z trawy i ponownie na nią ruszyła, wrzeszcząc:
- ODDAJ MI RÓŻDŻKĘ!
Przerażona cofnęła się do tyłu i spojrzała w kierunku, z którego już dwukrotnie otrzymała pomoc. W drzwiach z uniesioną różdżką stał… James. Na jego twarzy malowało się niesamowite zaskoczenie i przerażenie. Widać było, że nie może uwierzyć, tak samo jak ona, w to, co przed chwilą się wydarzyło. Jej najlepsza przyjaciółka, jej siostra… Gdyby nie Rogacz… Szok powoli ustępował, a jego miejsce zajmowała nieposkromiona wściekłość. Na nią. Na niego. Na nich wszystkich! Ponownie rozejrzała się dookoła, rejestrując każdy najmniejszy szczegół. Masa ludzi, głośna muzyka, ogrom alkoholu i on. Pan domu. Huncwot. Jej chłopak. Dlaczego zorganizował imprezę i nawet jej nie zaprosił? Dlaczego jej nie poinformował, że nie wróci na Priver Drive, tak jak obiecał?! Podniosła się gwałtownie z miejsca, gotowa ruszyć na niego z pięściami. Ich oczy się spotkały. Nie wyczytała z nich nic. Nie zdążyła…
Świat zwolnił. Nie liczyło się już zupełnie nic. Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej. Nie docierało do niej, co krzyczy Dorcas. Nie widziała szyderczych uśmiechów i nie zawracała uwagi na zaproszonych gości, powód? W drzwiach stanęła ONA. Najmniej pożądana osoba ze wszystkich jego znajomych. Jej długie, srebrzysto blond włosy sięgające ramion. Nieskazitelny, ostrzejszy makijaż. Niebieskie oczy i ciemnowiśniowy błyszczyk na dużych ustach. I sukienka. Sukienka, która swą czernią podkreślała idealne, kształtne piersi oraz perfekcyjnie zaokrąglony tyłek. Chwyciła jego dłoń, wyraźnie ignorując całe zamieszanie i napiętą atmosferę. Znudzona omiotła wzrokiem wszystkich dookoła, a następnie wspięła się na palce i szepnęła mu coś do ucha. Pokręcił głową, a ona się roześmiała.
Poczuła jak ogarnia ją zimna, trudna do opanowania furia. Otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia i zacisnęła palce na kawałku drewna, który trzymała w dłoni. Zrobiła dosłownie jeden krok. James odwrócił twarz w jej stronę, a w oczach pojawiło się przerażenie. Nie zwolniła. Uniosła rękę. Alison przestała się śmiać i zwróciła ku niej swoje wielkie, okrążone długimi, pięknie podkreślonymi rzęsami oczy. Jej wyraz twarzy nie zmienił się ani o jotę. To pieprzone znudzenie i drwiący uśmiech działały jej na nerwy. Mocniej zacisnęła palce na różdżce, szukając w głowie odpowiedniego zaklęcia. Uśmiechnęła się drwiąco, kiedy Alison w błyskawicznym tempie pochwyciła swoją różdżkę. Było za późno. Miała nad nią przewagę. Niesamowita satysfakcja wypełniła ją całą, kiedy na twarzy dziewczyny pojawiła się panika. Otworzyła usta, chcąc wypowiedzieć inkantację, ale ją ubiegła…
- Protego! – wydarła się, a świat wrócił do normy.
Usłyszała krzyk Dorcas, a następnie głuche uderzenie. Zatrzymała się gwałtownie i spojrzała w tamtym kierunku. Szatynka leżała na trawie, oddychając ciężko. Na głowie miała średniej wielkości rozcięcie, ale pomimo to dosyć mocno krwawiła. Krzyknęła, ale nie była w stanie się ruszyć.
- Oszalałaś! – usłyszała oburzony i przerażony krzyk. Syriusz poderwał się z miejsca, machnął różdżką i podleciał do swojej narzeczonej – Dorcas? Dorcas, kochanie?! Powiedz coś! – krzyczał pochylając się nad szatynką.
Mruknęła coś niezrozumiale. Nim jednak ktokolwiek zrobił cokolwiek, otworzyła oczy, a widząc jego twarz, tuż przy swojej, odzyskała w pełni siły. Wydarła się z furią i ponownie rzuciła na Blacka. Chłopak upuścił różdżkę i machając na oślep rękoma, próbował ją z siebie zrzucić.
- Expelliarmus! Protego! – kolejny głos włączył się do akcji.
Dorcas po raz kolejny dzisiejszego wieczoru runęła na trawę i wyraźnie wyczerpana, zrezygnowała z kolejnych prób ataku. Syriusz widząc, że się poddała, opadła na trawę i odetchnął z ulgą. Oboje oddychali głęboko starając opanować rozszalałe emocje. Wszystkie pary oczu, zwróciły się w kierunku nowo przybyłego. Ruda wyjąkała zaskoczona:
- Remus? – posłał jej groźne spojrzenie. Po raz pierwszy w życiu widziała go w takim stanie. Zawsze opanowany i spokojny, nie wszczynający kłótni, teraz stał z uniesioną różdżką, a jego klatka piersiowa falowała, jak szalona. Biła od niego niesamowita aura. Pewny siebie i wściekły. Nawet James opuścił różdżkę…
- Do reszty żeście powariowali?! – wydarł się, a jego głos delikatnie się trząsł.
- My… Ja… - zająknęła się, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Dookoła zapanowała przeraźliwa cisza. Nawet muzykę, jakby ktoś ściszył. Pierwsza ogarnęła się Dorcas.
- Powariowali?! My?! To wasza wina! Wam się zachciało imprezować! To wam się zachciało zdradzać! Zabije go! – wydarła się i podniosła z miejsca, ale zaklęcie Remusa nadal działało.
- Oddaj mi różdżkę! – syknęła w kierunku rudowłosej.
- Nie mam.
- Rozbroiłaś mnie! Oddaj mi różdżkę!
- Nie mam – powtórzyła głośniej i poczuła, jak ogarnia ją wściekłość.
- Nie masz prawa go bronić! Nie miałaś prawa mnie rozbroić! ODDAJ MI RÓŻDŻKĘ!
- NIE MAM! – wydarła się w końcu tracąc cierpliwość - To nie ja cię rozbroiłam! On to zrobił i uratował mi życie! – drżącym palcem wskazała drzwi, w których nadal tkwił przerażony James. Szatynka pobladła.
- Życie…? – szepnęła.
- Tak! Gdyby nie on, pewnie leżałabym już martwa!
- Lily…
- Daruj sobie! – odwróciła z niechęcią głowę. Nie miała ochoty słuchać jej żałosnego tłumaczenia. Nie mogła nawet na nią patrzeć. Jej oczy napotkały sylwetkę Remusa – Długo tu jesteś? – spytała, siląc się na obojętność.
- Aportowaliśmy się, jak tylko otrzymaliśmy informację, że James wraca – odpowiedział, nie pytając nawet o przyczynę jego zadania. Ruda roześmiała się głośno i histerycznie.
- Wiedziałeś, że będzie impreza?! – wrzasnęła, patrząc na niego z niedowierzaniem. Przerażony kiwnął głową – Boże! A ja cię miałam za przyjaciela! – syknęła i bez słowa ruszyła w kierunku mieszkania. Alison gdzieś zniknęła.
- Lily… - zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.
- Jesteś ostatnią osobą, z która chcę w tej chwili rozmawiać! – i nie czekając na dalszy rozwój wypadków, przekroczyła próg.
To, co zobaczyło, nie wywarło na niej wrażenia. Można śmiało stwierdzić, że czegoś takiego się spodziewała. Mieszkanie wyglądało okropnie. Porozwalane butelki, masa papierków i walającego się jedzenia. Wyglądało to tak, jakby ktoś urządził wojnę na jedzenie. Przemierzała pomieszczenia z prędkością światła. Nadal nie mogła się otrząsnąć po tym, co się przed chwilą wydarzyło. Syriusz prawdopodobnie zdradził Dorcas. Dorcas wymierzyła w nią różdżką. Co by się stało, gdyby Potter jej nie rozbroił? Do czego była zdolna? Zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciółkę ogarnął szał, że nie myślała logicznie, ale żeby…
Oparła się o framugę drzwi i
wzięła głęboki oddech. Nie potrafiła powstrzymać drżenia rąk i cisnących się do
jej oczu łez. Ta sytuacja zdecydowanie ją przerastała. Musiała z kimś
porozmawiać, a jedyną osobą, z którą się dziś nie pożarła, była Mary. Skoro
Remus tu był, musiała być i ona.
Rozejrzała się po salonie. Tysiące serpentyn, Ognista Whisky i ci piekielni ludzie. Zabolało. Było zbyt dużo pytań i zbyt dużo emocji. Emocji, które rozsadzały ją od środka, które rozchodziły się niczym trucizna i zabijały pomału. Ktoś krzyknął. Brzdęk szkła. Odwróciła głowę. Nie mogą widzieć jej łez. Kątem oka dostrzegła, że coś stoi na małym, okrągłym stoliczku. Spojrzała w tamtym kierunku i oniemiała. Był to średniej wielkości tort. Ozdobiony był fikuśnymi kokardkami, lukrecjowymi kuleczkami i różyczkami. Zapomniała! Jak mogła?! Opadła na oparcie najbliżej stojącego fotela. Zrozumiała, z jakiej okazji było przyjęcie, ale nadal nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nikt jej o nim nie poinformował? Dostrzegła kształtne litery na górze lukrowego cuda i przybliżyła się, aby móc je odczytać.
Rozejrzała się po salonie. Tysiące serpentyn, Ognista Whisky i ci piekielni ludzie. Zabolało. Było zbyt dużo pytań i zbyt dużo emocji. Emocji, które rozsadzały ją od środka, które rozchodziły się niczym trucizna i zabijały pomału. Ktoś krzyknął. Brzdęk szkła. Odwróciła głowę. Nie mogą widzieć jej łez. Kątem oka dostrzegła, że coś stoi na małym, okrągłym stoliczku. Spojrzała w tamtym kierunku i oniemiała. Był to średniej wielkości tort. Ozdobiony był fikuśnymi kokardkami, lukrecjowymi kuleczkami i różyczkami. Zapomniała! Jak mogła?! Opadła na oparcie najbliżej stojącego fotela. Zrozumiała, z jakiej okazji było przyjęcie, ale nadal nie potrafiła zrozumieć, dlaczego nikt jej o nim nie poinformował? Dostrzegła kształtne litery na górze lukrowego cuda i przybliżyła się, aby móc je odczytać.
Rogaczowi, najukochańsza Alison!
Poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Ktoś coś krzyczał. Ktoś coś zbił. Automatycznie podniosła się z miejsca. Szła przed siebie nie widząc, co dzieje się dookoła. Nie wiedziała, kogo mija, ani kto do niej mówi. Czuła tylko narastającą furię i nienawiść do tego blond zjawiska! Na drugim końcu korytarza dostrzegła Jamesa. Rozglądał się w popłochu i pytał o coś gości, ktoś wskazał ją palcem. Odwróciła się zmieniając kierunek. Wpadła do kuchni oddychając ciężko. Objęła się rękoma i starała opanować łzy bezsilności. Odnalezienie jej zajęło mu dosłownie trzydzieści sekund. Stanął w drzwiach, dysząc ciężko.
- Lily! Jesteś cała? – wysapał z troską – Co się stało? Dorcas zwariowała?! Gdybym nie wyszedł, gdybym nie zdążył… - ta myśl najwyraźniej nie potrafiła przejść przez jego gardło. Słuchała jego przerażonego głosu, a z każdym następnym wypowiedzianym słowem, jej krew przyspieszała krążenie mieszając się z zimną, ogarniającą ją furią. - Wszystko w porządku?
- W porządku? – zapiszczała nienaturalnie wysokim głosem. Przelał czarkę goryczy – NIC NIE JEST W PORZĄDKU! ORGANIZUJESZ IMPREZĘ! ZAPRASZASZ TĄ CHAMRĘ GOŚCI I RZUCASZ ZAKLĘCIA WYGŁUSZAJĄCE! PO CO?! PO TO, ŻEBYM SIĘ NIE DOWIEDZIAŁA?! – wrzasnęła odwracając się w jego stronę. Otworzył oczy ze zdumienia.
- Nie zorganizowałem tej imprezy – szepnął, a ona roześmiała się histerycznie.
- Oczywiście, że nie! Święty James Potter! Wzorowy uczeń nie zorganizował imprezy! MAM W TO UWIERZYĆ?! – ironizowała.
- Lily, do cholery jasnej! – on też najwyraźniej stracił panowanie nad sobą – Jak się tu deportowałem, oni wszyscy już tu byli! Przyjęcie niespodzianka!
- I oczywiście nie pomyślałeś, że mogę tam siedzieć i czekać na ciebie, jak idiotka?! Nie mogłeś mnie poinformować, że nie wrócisz?! Że jest ta pieprzona impreza?!
- Nie miałem czasu pomyśleć o niczym!
- W to nie wątpię! – uśmiechnęła się kpiąco.
- Przecież tu jesteś?! Dlaczego nie aportowałaś się od razu po mnie?! Chciałaś mnie w ten sposób ukarać?! Pokazać, że masz w dupie mnie i moje urodziny?! – ryknął – Bo ośmieliłem się stwierdzić, że masz za wspaniałą rodzinę?! A może tak dla zasady?!
Aż się zapowietrzyła. Jak on mógł?! Jak on śmiał?!
- Nie miałam pojęcia o tej pieprzonej imprezie! Nikt mnie o niej nie poinformował. Ani mnie, ani Dorcas. Chcieliście poszaleć? Taka odskocznia od ponurego, szczęśliwego, rodzinnego życia?! – jej głos ponownie przybrał na sile.
- Przecież się z tym nie kryjemy! Muzyka głośno gra, za pewne słychać ją w całej okolicy! – stwierdził z niedowierzaniem, a ona wybuchła śmiechem.
- Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia, czy może grasz takiego idiotę?! Są rzucone zaklęcia wygłuszające! Słychać was dopiero, jak się podejdzie na odległość trzech metrów! Pytam się po raz kolejny, po jaką cholerę?! I co ONA tu robi?!
Wybałuszył oczy.
- Ona? – powtórzył nic nie rozumiejąc.
- ALISON! Zostawiasz mnie w środku gigantycznej awantury! Pozwalasz na to, żeby cała rodzina się na mnie obraziła! Nie masz czasu, żeby poinformować mnie o urodzinowej niespodziance, a masz czas, żeby napisać DO NIEJ!
- Ale…
- Syriusz zdradził Dorcas na jej oczach! Jaką mam pewność, że ty nie zdradziłeś mnie?! – wrzasnęła , a widząc jego głupią minę, dodała – Ty pieprzony bydlaku! – i nie zważając na nic, rzuciła się na niego z pięściami.
Poczuła się tak, jakby dostała w twarz. Ktoś coś krzyczał. Ktoś coś zbił. Automatycznie podniosła się z miejsca. Szła przed siebie nie widząc, co dzieje się dookoła. Nie wiedziała, kogo mija, ani kto do niej mówi. Czuła tylko narastającą furię i nienawiść do tego blond zjawiska! Na drugim końcu korytarza dostrzegła Jamesa. Rozglądał się w popłochu i pytał o coś gości, ktoś wskazał ją palcem. Odwróciła się zmieniając kierunek. Wpadła do kuchni oddychając ciężko. Objęła się rękoma i starała opanować łzy bezsilności. Odnalezienie jej zajęło mu dosłownie trzydzieści sekund. Stanął w drzwiach, dysząc ciężko.
- Lily! Jesteś cała? – wysapał z troską – Co się stało? Dorcas zwariowała?! Gdybym nie wyszedł, gdybym nie zdążył… - ta myśl najwyraźniej nie potrafiła przejść przez jego gardło. Słuchała jego przerażonego głosu, a z każdym następnym wypowiedzianym słowem, jej krew przyspieszała krążenie mieszając się z zimną, ogarniającą ją furią. - Wszystko w porządku?
- W porządku? – zapiszczała nienaturalnie wysokim głosem. Przelał czarkę goryczy – NIC NIE JEST W PORZĄDKU! ORGANIZUJESZ IMPREZĘ! ZAPRASZASZ TĄ CHAMRĘ GOŚCI I RZUCASZ ZAKLĘCIA WYGŁUSZAJĄCE! PO CO?! PO TO, ŻEBYM SIĘ NIE DOWIEDZIAŁA?! – wrzasnęła odwracając się w jego stronę. Otworzył oczy ze zdumienia.
- Nie zorganizowałem tej imprezy – szepnął, a ona roześmiała się histerycznie.
- Oczywiście, że nie! Święty James Potter! Wzorowy uczeń nie zorganizował imprezy! MAM W TO UWIERZYĆ?! – ironizowała.
- Lily, do cholery jasnej! – on też najwyraźniej stracił panowanie nad sobą – Jak się tu deportowałem, oni wszyscy już tu byli! Przyjęcie niespodzianka!
- I oczywiście nie pomyślałeś, że mogę tam siedzieć i czekać na ciebie, jak idiotka?! Nie mogłeś mnie poinformować, że nie wrócisz?! Że jest ta pieprzona impreza?!
- Nie miałem czasu pomyśleć o niczym!
- W to nie wątpię! – uśmiechnęła się kpiąco.
- Przecież tu jesteś?! Dlaczego nie aportowałaś się od razu po mnie?! Chciałaś mnie w ten sposób ukarać?! Pokazać, że masz w dupie mnie i moje urodziny?! – ryknął – Bo ośmieliłem się stwierdzić, że masz za wspaniałą rodzinę?! A może tak dla zasady?!
Aż się zapowietrzyła. Jak on mógł?! Jak on śmiał?!
- Nie miałam pojęcia o tej pieprzonej imprezie! Nikt mnie o niej nie poinformował. Ani mnie, ani Dorcas. Chcieliście poszaleć? Taka odskocznia od ponurego, szczęśliwego, rodzinnego życia?! – jej głos ponownie przybrał na sile.
- Przecież się z tym nie kryjemy! Muzyka głośno gra, za pewne słychać ją w całej okolicy! – stwierdził z niedowierzaniem, a ona wybuchła śmiechem.
- Ty naprawdę nie masz o niczym pojęcia, czy może grasz takiego idiotę?! Są rzucone zaklęcia wygłuszające! Słychać was dopiero, jak się podejdzie na odległość trzech metrów! Pytam się po raz kolejny, po jaką cholerę?! I co ONA tu robi?!
Wybałuszył oczy.
- Ona? – powtórzył nic nie rozumiejąc.
- ALISON! Zostawiasz mnie w środku gigantycznej awantury! Pozwalasz na to, żeby cała rodzina się na mnie obraziła! Nie masz czasu, żeby poinformować mnie o urodzinowej niespodziance, a masz czas, żeby napisać DO NIEJ!
- Ale…
- Syriusz zdradził Dorcas na jej oczach! Jaką mam pewność, że ty nie zdradziłeś mnie?! – wrzasnęła , a widząc jego głupią minę, dodała – Ty pieprzony bydlaku! – i nie zważając na nic, rzuciła się na niego z pięściami.
***
- Nie dotykaj mnie! – krzyknęła, kiedy podniósł się z trawy i ruszył w jej stronę.
Nie posłuchał. Nie zważał zupełnie na nic. Odnalazł w trawie swoją różdżkę i opadł na trawę niedaleko niej. Wolał zostawić niewielki dystans w razie gdyby ponownie straciła kontrolę nad swoimi emocjami. Spojrzał też ponad jej głową, aby upewnić się, czy Remus nadal stoi w pogotowiu. Odetchnął i zaczął się bawić kawałkiem drewna. Zapanowała krępująca cisza. Czuł się fatalnie. Kątem oka obserwował swoją narzeczoną. Podkurczyła kolana i objęła je ramionami. Zauważył sińce wokół nadgarstków i poczuł się dziwnie, kiedy zdał sobie sprawę, że to jego zasługa. Głowę oparła o kolana, a delikatne i rytmiczne drżenie całego ciała uświadomiło go, że najprawdopodobniej płacze. Dostrzegł również rozcięcie z boku głowy i jęknął w duchu widząc potargane i posklejane krwią włosy. Odkryta szyja nosiła liczne zadrapania, a ubranie miała uwalone od błota i trawy. Jęknął i wyciągnął dłoń, wyjmując źdźbło z jej włosów. Odskoczyła od niego jak oparzona. Opuszki jego palców, delikatnie musnęły jej skórę. Nie potrafiła zrozumieć , dlaczego, ale owe miejsce zapiekło. Spojrzała na niego zapłakanymi, pustymi oczami wywołując jeszcze większe poczucie winy. Wyglądała żałośnie. Rozmazany makijaż, podkrążone, zapuchnięte oczy i masa rozcięć.
- Dorcas... – zaczął, a ona zamknęła oczy i pokręciła gwałtownie głową.
Nie mogła go słuchać. Nie mogła na niego patrzeć! W kółko odtwarzała to, co zobaczyła kilkadziesiąt minut wcześniej. Jego nieobecny wzrok, to jak usilnie próbuje utrzymać się na nogach. Perlisty śmiech jego towarzyszek i ich ręce na jego nagiej, wyrzeźbione klatce piersiowej. Zrobiło jej się niedobrze. Nie była w stanie opanować łez. Nie była w stanie oddychać! Dlaczego jej to zrobił?! I jakim prawem siedzi obok niej i pieprzy te wszystkie głupoty?!
- Nie mam pojęcia, co sobie myślałaś, ale sama widzisz, że to ma sens – dopuściła jego głos do swojej głowy.
Jaki sens? Przecież on jej nawet nie odepchnął! Nie zaoponował! Tylko się… roześmiał! Kolejne łzy potoczyły się po jej twarzy. Wyciągnął dłoń i wytarł je pewnym, stanowczym ruchem. I w tym momencie ogarnął ją nieposkromiony szał. Zerwała się na równe nogi i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Policzki paliły żywym płomieniem. Dostrzegła w jego oczach przerażenie i poczuła niesamowitą satysfakcję.
- Kocham cię, przepraszam – dotarło jeszcze do jej uszu, nim zebrała się w sobie.
- Kocham cię? – syknęła – Przychodzisz na imprezę, a mnie zostawiasz w domu. Rzucacie pieprzone zaklęcia wygłuszające, żebym się o niej nie dowiedziała, zdradzasz mnie na moich oczach i śmiesz mi wmawiać, że mnie kochasz! – pisnęła z całych sił zmuszając się do opanowania drżenia głosu.
- Przecież ci tłumaczę, że cię nie zdradziłem! Byłem pijany, urwał mi się film, ale nigdy bym…
- PRZESTAŃ! – wrzasnęła – Przestań robić ze mnie idiotkę! Wiem co widziałam! Nawet jej od siebie nie odepchnąłeś! Zacząłeś się śmiać i wmawiasz mi, że to jest „nic takiego”?!
- Przecież to jest nic takiego! – warknął podnosząc się z ziemi.
- Jedna z nich zdzierała z ciebie koszulę, a druga rozpinała rozporek! – pisnęła z niedowierzaniem.
- Ale przecież się nie dałem! – oburzył się – Przestań histeryzować i chodźmy do domu!
- Do domu?! Do tego, w którym mnie zostawiłeś?! Z tym całym bałaganem?! Z remontem?! Wpajając mi, że lepiej się znam na tych wszystkich firankach, kwiatkach, regałach?! Wrzeszcząc na mnie, że cię ograniczam?! – po jej policzkach popłynęły kolejne łzy – W tym, który kupiłeś dla nas, dla naszych dzieci?! A może do tego, który tak kochasz?! Do domu najlepszego przyjaciela?! Do domu, w którym zdradzałeś mnie na prawo i lewo i dobrze się przy tym bawiłeś?! – krzyczała, a piekielny ból rozsadzał jej klatkę piersiową. Jej serce krwawiło, a ten dupek nie jest w stanie nawet tego zrozumieć!
- Do domku, który jak słusznie zauważyłaś, kupiłem ja! – warknął – Jak zwykle robisz problem z niczego! Nie zdradziłem cię, okej?! I to powinno ci wystarczyć! To tobie dałem pierścionek zaręczynowy! To z tobą mam plany na przyszłość! To twój uśmiech mają mieć nasze dzieci, a nie tych, tych… - zająknął się. – Nie rozumiem, o co ta cała awantura!
- Ty pieprzony gnoju… - wyszeptała pomiędzy łzami i zebrała w sobie tyle siły, ile zdołała wymierzając mu siarczysty policzek.
Wytrzeszczył oczy, kompletnie zaskoczony takim obrotem spraw. Był pijany, zmęczony, a ona miała do niego pretensje o coś, czego nie pamiętał! Nim jednak w pełni oprzytomniał, dostał w drugą stronę. Zapiekło.
- Nienawidzę cie! Żałuję, rozumiesz?! Żałuję każdej, najmniejszej sekundy, którą z tobą spędziłam! – krzyczała okładając go pięściami. Nie był w stanie zareagować – Nie jesteś mnie wart! Zabierz to – zdjęła coś z palca i cisnęła mu pod nogi – I wynoś się z mojego życia! – w tym momencie coś w nim pękło. Spojrzał na pobłyskujący w trawie pierścionek zaręczynowy i poczuł ból. Nie fizyczny. Coś przeraźliwie chłodnego ścisnęło jego serce. Zanotował, że jej dłoń po raz kolejny zmierza w jego kierunku. Chwycił ją za przegub, a kiedy druga ręka zaczęła się zbliżać pochwycił i ją. Unieruchomił ją tak, żeby patrzyła mu w oczy. Dlaczego płakała? I gdzie ten wspaniały, wesoły błysk w jej oczach?
- Kocham cię, rozumiesz?! – wrzasnął tak głośno, że aż podskoczyła przerażona – Nigdy, przenigdy bym cię nie zdradził! Zbyt wiele dla mnie znaczysz!
- Puść! – syknęła, a łzy bólu i bezsilności płynęły kaskadą. – Zostaw mnie! Nie chcę cię znać!
Ścisnął mocniej jej nadgarstki, nie zważając na jej sprzeciw i płacz. Ogarnęła go wściekłość. Jakże wielkie było jego zdumienie, kiedy huknęło, a on został odrzucony i powalony na ziemię. Nim pochłonęła go ciemność zanotował, że ucieka do domu, a nad nim z uniesioną różdżką stoi… Remus.
Wpadła do mieszkania i osunęła się po ścianie, płacząc niczym małe dziecko. Dlaczego?! Kochała go! Planowała z nim przyszłość! Urządzała im mieszkanie! Straciła na niego przeszło rok! Wszyscy dookoła mówili jej, że nie jest jej wart, a ona tak uparcie wierzyła w jego zapewnienia oraz to, że się zmienił! Powinna był go zostawić już dawno temu…
- Wszystko w porządku? – usłyszała zaniepokojony głos i poczuła ciepły dotyk na swoim ramieniu. Uniosła głowę i zauważyła Remusa. Podniosła się i wpadła w jego wyciągnięte ramiona, pozwalając łzom płynąć. Gładził jej włosy i szeptał naprzemiennie „ciii” oraz „wszystko będzie dobrze”.
- Powinnam była was posłuchać! Ciebie, Mary, Lily! – wykrztusiła przez łzy, a wspomnienie przyjaciółki ścisnęło jej serce – Boże! Przez tego drania chciałam ją skrzywdzić! – jęknęła – Ona mi tego nigdy nie wybaczy – zaniosła się szlochem.
- Wybaczy, przecież to Lily – uśmiechnął się pocieszająco.
- Muszę ją odnaleźć, muszę ją przeprosić – wykrztusiła, chcąc opanować łkanie. Remus chwycił ją za rękę i spojrzał znacząco. Wiedziała, co ono oznacza: „Pójdę z tobą. Na mnie zawsze możesz liczyć”. Uśmiechnęła się przez łzy i dała poprowadzić.
***
- Dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że to nie ja jestem organizatorem tego cyrku?! Że nie miałem na niego ochoty!
- Bo trudno mi uwierzyć, że
zmusili cię do tego, abyś tu został! – wrzasnęła pomiędzy łzami. Płakała już od
dłuższego czasu. Nie potrafiła znieść myśli, że siedział tu z Alison, że jej
nie powiadomił, że być może ta dwójka…
- Nie, nie zmusili! – ponownie
ogarnęła go furia. Ręka nadal go bolała, a z wargi zaczęła lecieć krew. Jednego
był pewien w tej chwili, nie potrafił docenić siły, jaka siedzi w tym
rudowłosym stworzeniu. Widząc jej zdezorientowaną minę i to pieprzone
niedowierzanie mógł się jedynie domyślać, jakie obrazy formułują się w jej
głowie. Cokolwiek by nie powiedział i tak przekręci na swoje, i tak będzie źle!
Ta wizja jeszcze bardziej podniosła mu ciśnienie. – Wolałem siedzieć tu z nią,
niż z tobą tam! – warknął i nim się obejrzał, nim zareagował, wymierzyła mu
siarczysty policzek.
Miała już opuścić kuchnię, ale ktoś zagrodził do niej wejście. Jej uśmiech przyprawiał ją o dreszcze. Zmierzyły się chłodnym spojrzeniem, a Alison uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Był to zimny, wyniosły uśmiech, pomieszany z triumfem. Jej oczy błyszczały. Zupełnie tak, jakby się cieszyła z ogólnego rozwoju wypadków. Wyprostowała się dumnie i oparła o framugę drzwi w znaczący sposób spoglądając na Jamesa.
- Już czas – stwierdziła, a on kiwną głową. Jednak nadal nie ruszył się z miejsca – James… On nie będzie czekał na ciebie wiecznie! Załatwiłam ci specjalnego gościa. Nie możesz go olać – w jej głos wdarło się podenerwowanie.
- Mam w tym momencie ważniejsze sprawy na głowie – burknął, nadal patrząc na rudowłosą.
Ali westchnęła teatralnie i przeszła z gracją przez kuchnię do miejsca, w którym stał. Palce prawej dłoni splotła z jego, a drugą gładziła jego policzek. Stała obserwując tą sytuację i nie mogąc się ruszyć.
- Chyba nie mówisz poważnie, co? – wyszeptała na tyle głośno, żeby Ruda mogła ją usłyszeć. James przymknął oczy i pogłębił oddech, a włosy na jego karku stanęły mu dęba.
- Muszę… - wychrypiał, ale mu przerwała.
- Nie ma tak ważnej rzeczy, która byłaby w stanie cię oderwać od mojego prezentu. Namęczyłam się przy tej imprezie! – wykrzywiła buzię w podkówkę, a James uśmiechnął się czarująco.
Coś właśnie do niej dotarło. Coś zaskoczyło. Wychwyciła najpotrzebniejsze elementy i zanotowała to, co obserwowała już od dłuższego czasu. Pozwoliła, aby tętno jej przyspieszyło. Pozwoliła, aby wściekłość ogarniała jej ciało. Palce jej dłoni odnalazły różdżkę.
- Namęczyłaś? – wysyczała, bacznie obserwując blondynkę. Drgnęła teatralnie, chcąc zaprezentować, że najwyraźniej zapomnieli, że nadal tu stoi.
- Tak, namęczyłam – powiedziała to najbardziej oczywistym tonem na jaki ją było stać.
- Ty zorganizowałaś tą imprezę?
- Zaprosiłam gości, zakupiłam serpentyny, rozmawiałam z rodzicami Jamesa i pozałatwiałam tą całą masę innych rzeczy – spojrzała na nią wyniośle – Czyli to chyba oczywiste, że ją zorganizowałam! – prychnęła.
Ostatkami silnej woli powstrzymywała wybuch. Zamknęła na sekundę oczy i wzięła głęboki oddech, żeby zebrać myśli.
- A gdzie zaproszenie dla mnie? – zapytała przesłodzonym głosem, przywołując na twarz uśmiech. Ali wybuchła perlistym śmiechem.
- Nie miałam pojęcia, że go potrzebujesz! Przecież w końcu James to twój chłopak, prawda?
- Tak, mój. I nie miałam pojęcia, że to nie do mnie należy zorganizowanie jego urodzinowego przyjęcia – uniosła brwi – Miło, że mam wyręczyciela, ale następnym razem poinformuj mnie, że zleciłam ci coś takiego – uśmiechnęła się czarująco. Dziewczyna przestała się uśmiechać. Zmarszczyła czoło i zwęziła oczy.
- Powinnaś była się domyślić – syknęła – Jak to się stało, że dotarłaś tu tak późno? A może… - wyprostowała się, a jej oczy pojaśniały.
- Jak mogłam tu dotrzeć wcześniej, skoro nie miałam pojęcia, że ta impreza się odbywa?! – straciła panowanie nad sobą – Nie otrzymałam zaproszenia, a na dom rzuciłaś, jakże sprytnie, zaklęcia wygłuszające! Chociaż wszyscy myślą, że słychać was na całą Dolinę Godryka, to ty doskonale wiesz, że to jedynie trzy najbliższe metry!
- Lily… - do rozmowy wtrącił się, wyraźnie zrezygnowany James. Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Nie waż mi się jej bronić! Przecież niejednokrotnie już cię oszukiwała! Niejednokrotnie tobą manipulowała! Dlaczego do cholery ona tu w ogóle jest?! Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w sylwestra!
- Chciałam tylko zorganizować Jamesowi wspaniałe urodziny. Urodziny, o których ty, najwyraźniej zapomniałaś – uśmiechnęła się kpiąco, a Ruda zaniemówiła. Spojrzała na Jamesa w nadziei, że coś powie, ale on tylko uśmiechnął się smutno. Ali pogładziła go pocieszająco po policzku i przytuliła.
- Ty… Ty… - rudowłosa straciła nad sobą panowanie. Widok Jamesa w jej objęciach tylko jeszcze bardziej ją rozjuszył. Nie obchodziło jej, co ona chciała! Obchodziło ją jedynie to, że ma czelność nadal tu stać! Puszyć się i drwić! Dlaczego do cholery jasnej on nadal jej wierzy? Dlaczego jej słucha?! Ruszyła w jej kierunku, unosząc różdżkę i szukając odpowiedniego przekleństwa. Na jej nieszczęście Alison była równie szybka, ale zamarła, kiedy do kuchni wparowała Dorcas.
- Ty pieprzona gnido! – wydarła się i uniosła różdżkę – Drętwota! – zaklęcie chybiło o włos – A więc – szafka nad jej głową rozleciała się z hukiem – to twoja – kubek nieopodal wyleciał w powietrze – wina! – zaklęcie musnęło jej policzek, powodując niewielkie rozcięcie.
- Expelliarmus! – usłyszały przerażony głos Jamesa. Ali wtuliła się mocniej w jego ramiona. Ruda podskoczyła chcąc odzyskać różdżkę, ale było za późno. Obie wylądowały gładko w jego dłoni.
Miała już opuścić kuchnię, ale ktoś zagrodził do niej wejście. Jej uśmiech przyprawiał ją o dreszcze. Zmierzyły się chłodnym spojrzeniem, a Alison uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Był to zimny, wyniosły uśmiech, pomieszany z triumfem. Jej oczy błyszczały. Zupełnie tak, jakby się cieszyła z ogólnego rozwoju wypadków. Wyprostowała się dumnie i oparła o framugę drzwi w znaczący sposób spoglądając na Jamesa.
- Już czas – stwierdziła, a on kiwną głową. Jednak nadal nie ruszył się z miejsca – James… On nie będzie czekał na ciebie wiecznie! Załatwiłam ci specjalnego gościa. Nie możesz go olać – w jej głos wdarło się podenerwowanie.
- Mam w tym momencie ważniejsze sprawy na głowie – burknął, nadal patrząc na rudowłosą.
Ali westchnęła teatralnie i przeszła z gracją przez kuchnię do miejsca, w którym stał. Palce prawej dłoni splotła z jego, a drugą gładziła jego policzek. Stała obserwując tą sytuację i nie mogąc się ruszyć.
- Chyba nie mówisz poważnie, co? – wyszeptała na tyle głośno, żeby Ruda mogła ją usłyszeć. James przymknął oczy i pogłębił oddech, a włosy na jego karku stanęły mu dęba.
- Muszę… - wychrypiał, ale mu przerwała.
- Nie ma tak ważnej rzeczy, która byłaby w stanie cię oderwać od mojego prezentu. Namęczyłam się przy tej imprezie! – wykrzywiła buzię w podkówkę, a James uśmiechnął się czarująco.
Coś właśnie do niej dotarło. Coś zaskoczyło. Wychwyciła najpotrzebniejsze elementy i zanotowała to, co obserwowała już od dłuższego czasu. Pozwoliła, aby tętno jej przyspieszyło. Pozwoliła, aby wściekłość ogarniała jej ciało. Palce jej dłoni odnalazły różdżkę.
- Namęczyłaś? – wysyczała, bacznie obserwując blondynkę. Drgnęła teatralnie, chcąc zaprezentować, że najwyraźniej zapomnieli, że nadal tu stoi.
- Tak, namęczyłam – powiedziała to najbardziej oczywistym tonem na jaki ją było stać.
- Ty zorganizowałaś tą imprezę?
- Zaprosiłam gości, zakupiłam serpentyny, rozmawiałam z rodzicami Jamesa i pozałatwiałam tą całą masę innych rzeczy – spojrzała na nią wyniośle – Czyli to chyba oczywiste, że ją zorganizowałam! – prychnęła.
Ostatkami silnej woli powstrzymywała wybuch. Zamknęła na sekundę oczy i wzięła głęboki oddech, żeby zebrać myśli.
- A gdzie zaproszenie dla mnie? – zapytała przesłodzonym głosem, przywołując na twarz uśmiech. Ali wybuchła perlistym śmiechem.
- Nie miałam pojęcia, że go potrzebujesz! Przecież w końcu James to twój chłopak, prawda?
- Tak, mój. I nie miałam pojęcia, że to nie do mnie należy zorganizowanie jego urodzinowego przyjęcia – uniosła brwi – Miło, że mam wyręczyciela, ale następnym razem poinformuj mnie, że zleciłam ci coś takiego – uśmiechnęła się czarująco. Dziewczyna przestała się uśmiechać. Zmarszczyła czoło i zwęziła oczy.
- Powinnaś była się domyślić – syknęła – Jak to się stało, że dotarłaś tu tak późno? A może… - wyprostowała się, a jej oczy pojaśniały.
- Jak mogłam tu dotrzeć wcześniej, skoro nie miałam pojęcia, że ta impreza się odbywa?! – straciła panowanie nad sobą – Nie otrzymałam zaproszenia, a na dom rzuciłaś, jakże sprytnie, zaklęcia wygłuszające! Chociaż wszyscy myślą, że słychać was na całą Dolinę Godryka, to ty doskonale wiesz, że to jedynie trzy najbliższe metry!
- Lily… - do rozmowy wtrącił się, wyraźnie zrezygnowany James. Spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Nie waż mi się jej bronić! Przecież niejednokrotnie już cię oszukiwała! Niejednokrotnie tobą manipulowała! Dlaczego do cholery ona tu w ogóle jest?! Zwłaszcza po tym, co wydarzyło się w sylwestra!
- Chciałam tylko zorganizować Jamesowi wspaniałe urodziny. Urodziny, o których ty, najwyraźniej zapomniałaś – uśmiechnęła się kpiąco, a Ruda zaniemówiła. Spojrzała na Jamesa w nadziei, że coś powie, ale on tylko uśmiechnął się smutno. Ali pogładziła go pocieszająco po policzku i przytuliła.
- Ty… Ty… - rudowłosa straciła nad sobą panowanie. Widok Jamesa w jej objęciach tylko jeszcze bardziej ją rozjuszył. Nie obchodziło jej, co ona chciała! Obchodziło ją jedynie to, że ma czelność nadal tu stać! Puszyć się i drwić! Dlaczego do cholery jasnej on nadal jej wierzy? Dlaczego jej słucha?! Ruszyła w jej kierunku, unosząc różdżkę i szukając odpowiedniego przekleństwa. Na jej nieszczęście Alison była równie szybka, ale zamarła, kiedy do kuchni wparowała Dorcas.
- Ty pieprzona gnido! – wydarła się i uniosła różdżkę – Drętwota! – zaklęcie chybiło o włos – A więc – szafka nad jej głową rozleciała się z hukiem – to twoja – kubek nieopodal wyleciał w powietrze – wina! – zaklęcie musnęło jej policzek, powodując niewielkie rozcięcie.
- Expelliarmus! – usłyszały przerażony głos Jamesa. Ali wtuliła się mocniej w jego ramiona. Ruda podskoczyła chcąc odzyskać różdżkę, ale było za późno. Obie wylądowały gładko w jego dłoni.
Ich spojrzenia się skrzyżowały.
W orzechowych tęczówkach czaił się lęk, ale również stanowczość i
niedowierzanie. Nie uśmiechał się. Jego usta wykrzywił grymas wściekłości. Nim
jednak furia pozwoliła jej na wykonanie jakiegokolwiek ruchu, usłyszały
przeraźliwy krzyk.
- Przez ciebie! To wszystko przez
ciebie! – szatynka wydarła się i rzuciła w stronę Alison.
Nadal ściskając różdżki, mocniej przycisnął ją do siebie, chcąc ochronić dziewczynę. Rudowłosa nie potrafiła się ruszyć. W jej głowie toczyła się walka. Z jednej strony pragnęła odciągnąć przyjaciółkę i przywalić jej za to, co wydarzyło się kilkadziesiąt minut wcześniej, a z drugiej miała ochotę przyłączyć się do niej.
- Oszalałaś?! – do kuchni wparował ktoś jeszcze.
Akcja potoczyła się niesamowicie szybko. Syriusz odciągnął Dorcas w daleki kąt kuchni, ale z wielkim trudem mógł ja w nim utrzymać. Dziewczyna wydzierała się wniebogłosy i wyrywała w kierunku wili.
- Rozszarpie ją!
- Przestań! Co ona ci zrobiła?!
- Zostaw mnie, pieprzony draniu!
- Jesteś nienormalna i niezrównoważona! Do reszty zwariowałaś! – za to oberwał w twarz, a Dorcas w końcu opadła bez sił i zaczęła łkać, ukrywając twarz w dłoniach.
- Wszystko w porządku? – zapytał przyjaciela, dysząc ciężko.
- Tak, nie mam pojęcia co jej odwaliło! – odpowiedział delikatnie przerażony i odwrócił się w stronę Ali. Blondynka niesamowicie dygotała. Po jej policzkach płynęły strumienie łez, a twarz nosiła liczne zadrapania i rozcięcie – Nic ci się nie stało? – spytał, delikatnie chwytając ją za ramiona. Zaniosła się szlochem i przylgnęła do niego.
Nadal ściskając różdżki, mocniej przycisnął ją do siebie, chcąc ochronić dziewczynę. Rudowłosa nie potrafiła się ruszyć. W jej głowie toczyła się walka. Z jednej strony pragnęła odciągnąć przyjaciółkę i przywalić jej za to, co wydarzyło się kilkadziesiąt minut wcześniej, a z drugiej miała ochotę przyłączyć się do niej.
- Oszalałaś?! – do kuchni wparował ktoś jeszcze.
Akcja potoczyła się niesamowicie szybko. Syriusz odciągnął Dorcas w daleki kąt kuchni, ale z wielkim trudem mógł ja w nim utrzymać. Dziewczyna wydzierała się wniebogłosy i wyrywała w kierunku wili.
- Rozszarpie ją!
- Przestań! Co ona ci zrobiła?!
- Zostaw mnie, pieprzony draniu!
- Jesteś nienormalna i niezrównoważona! Do reszty zwariowałaś! – za to oberwał w twarz, a Dorcas w końcu opadła bez sił i zaczęła łkać, ukrywając twarz w dłoniach.
- Wszystko w porządku? – zapytał przyjaciela, dysząc ciężko.
- Tak, nie mam pojęcia co jej odwaliło! – odpowiedział delikatnie przerażony i odwrócił się w stronę Ali. Blondynka niesamowicie dygotała. Po jej policzkach płynęły strumienie łez, a twarz nosiła liczne zadrapania i rozcięcie – Nic ci się nie stało? – spytał, delikatnie chwytając ją za ramiona. Zaniosła się szlochem i przylgnęła do niego.
- Ty cholerny draniu! –
wyszeptała, nie mając siły krzyczeć. Gardło ją bolało, a zmęczenie dawało o
sobie znać. Trzy pary oczu zwróciły się w jej stronę. – Robisz z nas wariatki,
a ją przytulasz? Dlaczego nadal jej bronisz? – wyszeptała z zimną furią.
- Przecież ci nic nie zrobiła! –
warknął Black.
- Nie poinformowała mnie o
przyjęciu! Klei się do niego i próbuje mi wmówić, a przy tym wszystkim dookoła,
że nie miała nic wspólnego z sytuacją w sylwestra! Dlaczego do cholery, ty
nadal ją bronisz?! Dlaczego nie potrafisz dostrzec tego, że ona to wszystko
sprytnie zaplanowała! Że zawsze to wszystko jest jej pieprzonym planem!
Dziewczyna jeszcze mocniej
wtuliła się w ramię jej ukochanego. Triumfujący uśmiech, wypisany na jej twarzy
doprowadzał ją do szału. Black posłał rudowłosej ironiczny uśmiech.
- Ponosi cię wyobraźnia!
- Przecież przez to, że zachciało
jej się tej imprezy, zdradziłeś Dorcas! Skąd mamy pewność, że te dziewczyny nie
były podstawiane tak, jak ten cholerny przystojniak w sylwestra?!
- Czy ty się słyszysz?! –
orzechowe oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu – Przecież ona nigdy by czegoś
takiego nie zrobiła!
- Och! – wydarła się i roześmiała
histerycznie – No tak! Bo przecież to ukochana, najlepsza i jedyna w swoim
rodzaju ALI! ONA BY NIGDY!
Dokończyła i ruszyła powoli w
ich stronę.
- Miałem pozwolić ci ją
rozszarpać?! – warknął i szczelniej objął ją rękoma.
- Nie, James – wyszeptała tak
przeraźliwie chłodno, że aż przeszył go dreszcz – Ty już na nic nie musisz mi
pozwalać – wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu – I nic nie musisz mi
tłumaczyć! – ponownie się roześmiała, nieustannie się do nich zbliżając.
Dziewczyna pisnęła przerażona i skryła się w ramionach Blacka, ale to nie o nią
jej w tym momencie chodziło. Kątem oka coś dostrzegła. Pochwyciła wielki,
czekoladowy tort i przyjrzała mu się dokładnie – Ja już wszystko wiem! –
wydarła się i z całej siły cisnęła nim
przez kuchnię. Wylądował tam, gdzie miał wylądować. Na jego twarzy. Tak szybko,
jak mu pozwoliło zaskoczenie, starł masę i wyciągnął przed siebie różdżkę.
Udała, że tego nie widzi. Podeszła do niego, spojrzała ozięble w duże,
orzechowe oczy, a następnie wymierzyła mu siarczysty policzek, wyrwała mu swoją
różdżkę i odwróciła się na pięcie. –
Aha! – zatrzymała się i cisnęła w niego Złotym Zniczem – Wszystkiego
najlepszego!
I nie czekając na reakcję i
czując cisnące się do oczu łzy, opuściła pomieszczenie.
Kurde... Serio? Poważnie?! A już było tak pięknie... ;( Ranicie mnie...
OdpowiedzUsuńMnie też! ;(
OdpowiedzUsuńJa napiszę tyle... To jedyny rozdział który wzbudził we mnie tyle emocje a mianowicie... Wściekłość! Jak Syriusz mógł to zrobić Dorcas gdyby nie przyszła to ja już sobie wyobrażam co by było dalej! Gdybym była na jej miejscu zrobiłabym tak:
OdpowiedzUsuńNajpierw zaczęłabym w niego ,,rzucać" przekleństwami, potem rzuciłabym się na niego z pięściami a na koniec uspokoiłabym się wywołała na twarz ironiczny uśmiech i powiedziałabym: Okej spokojnie. Nie ma co się denerwować bo nie jesteś nawet wart tych wszystkich kalorii które straciłam obrażając Ciebie. Życzę miłej zabawy... A no i tak nie wasz się do mnie odzywać. (I deportowałabym się w jakieś miejsce, ale nie do domu) Wiem nie którzy mogą pomyśleć iż jestem psychiczna i dziwna, lecz to są emocje jakie poczułam czytając to.