Otworzyłam oczy i niemalże
natychmiast je zamknęłam. Październikowe słońce raziło przeraźliwie.
- Nie będziemy z nią na ten temat rozmawiać,
dopóki ona nie zacznie. - Usłyszałam szept Dorcas.
- Moim zdaniem powinnyśmy! – Mary nie dawała
za wygraną.
Spojrzałam na zegarek. Ósma
trzydzieści.
- Nie widziałaś, jaka była załamana?!
- Widziałam! Właśnie dlatego chcę z nią
porozmawiać! Jak się wygada, to jej ulży! A później pójdziemy na mecz, to się
zrelaksuje i wszystko wróci do normy! – powiedziała tonem nieznoszącym
sprzeciwu Mary.
- No nie wiem. - Dorcas chyba nie do końca
była przekonana.
- Zaufaj mi! – powiedziała blondynka i
prawdopodobnie ruszyła w stronę mojego łóżka. Sekundę później kotary rozsunęły
się gwałtownie. – Nie śpisz już? – zapytała z uśmiechem.
- Nie - powiedziałam zrezygnowanym tonem.
- Słuchaj, Lily, chciałyśmy z tobą porozmawiać
o, no wiesz...
- Nie za bardzo wiem, czy jest o czym mówić –
szepnęłam, patrząc w okno.
Pogoda odzwierciedlała mój humor.
Było szaro, pochmurno i prawdopodobnie zanosiło się na deszcz.
- Chciałybyśmy wiedzieć, co zaszło między wami
zeszłego wieczoru - szepnęła.
Spojrzałam z bólem w jej wielkie,
niebieskie oczy.
- Na całe szczęście nic – wyszeptałam.
- Jak to? – zapytała zaskoczona.
- Tak to! Jeszcze chwila, a dałabym się
ponieść emocjom i znowu wyszłabym na idiotkę! Potter znowu by skorzystał, a
później mnie zostawił. - Wzruszyłam ramionami.
- Co masz na myśli? – Dorcas przysiadła na
moim łóżku.
- Pomyślałam sobie, że jak nikt nam nie
przeszkodzi, to pójdę na żywioł... Że mu pozwolę... - Głos mi się delikatnie
załamał. – Ale wtedy weszła ona. Dwie sekundy później, a ja... i on...
- Och - westchnęła Dorcas.
- No, ale chyba jakoś się wytłumaczył, prawda?
– zapytała rzeczowym tonem Mary.
- Tak. Powiedział, że są tylko przyjaciółmi -
westchnęłam.
- Skąd wiesz, że to nie jest prawda? Skąd
wiesz, że mu na tobie nie zależy?
- Mary, widziałaś mapę? Stali tak blisko
siebie, że...
- Widziałaś tylko dwie kropki! – powiedziała
zdenerwowana. – Skąd wiesz, co się działo w tym cholernym pokoju?!
- Nie wiem! I chyba nie chcę już wiedzieć -
westchnęłam i weszłam do łazienki.
- Świetnie! Uciekaj! Myślisz, że tak będzie
lepiej? – krzyczała Mary przez zamknięte drzwi.
Okręciłam wodę i weszłam pod
ciepły strumień. Uśmiechnęłam się do siebie. Im dłużej siedziałam pod
prysznicem, tym lepiej się czułam. Miałam dosyć tych nurtujących mnie pytań,
tego charakterystycznego spojrzenia moich przyjaciół, kiedy tylko Potter
pojawiał się przy mnie. Miałam dosyć pytań o to, co będzie dalej między nami i
o to, czy kiedyś się pogodzimy. Miałam dosyć przyjaciół, którzy w kółko
przypominali mi o sytuacji miedzy mną a nim. Dlaczego ja ich w ogóle słuchałam?
Przecież sama powinnam wiedzieć, co jest dla mnie ważne!
- Lily! Wyłaź! Nie jesteś sama, a mecz się za
niedługo zacznie! Nie chcę się spóźnić! – Usłyszałam zbuntowany głos Mary.
Roześmiałam się i zakręciłam
wodę.
- Proszę, złośnico. – powiedziałam wesoło,
wychodząc z łazienki.
- Teraz to już za późno! William mnie zabije!
– mruczała pod nosem, zarzucając płaszcz.
Po chwili opuściła dormitorium,
trzaskając drzwiami. Spojrzałam na Dorcas zaskoczona.
- William? To ona nadal z nim jest? –
zapytałam.
- No jasne – szepnęła konspiracyjnie. – Wydaje
mi się, że wreszcie znalazła tego jedynego.
- Dziwne - szepnęłam i usiadłam na łóżku. –
Jeszcze nigdy nie widziałam tego chłopaka!
- No to przy odrobinie szczęścia dzisiaj go
poznasz! – uśmiechnęła się Dorcas i weszła do łazienki.
Po chwili usłyszałam szum wody.
- Dorcas, kochanie! – Do pokoju wparował Syriusz.
– Nie widziałaś może... - zaczął i urwał.
Jego wzrok spoczął na mnie.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Na jego twarzy zauważyłam dziwny uśmiech.
- Masz jakiś problem? – zapytałam w końcu.
- Nie, najmniejszego – stwierdził, wodząc
wzrokiem po moim ciele. – Gdybym wiedział, to zabrałbym Pottera – powiedział w
końcu i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co masz na... - zaczęłam i urwałam
przerażona. Spojrzałam w lustro. Stałam w samym ręczniku, który ledwo mnie
okrywał! – Och! - wydusiłam tylko i poleciałam na swoje łóżko. Sekundę później
zasłoniłam kotary.
- Nie musisz się chować, Evans. Poczekaj,
zawołam Pottera! – powiedział zadowolony.
- Ani mi się waż! – syknęłam. – Poza tym, nasz
cudowny pan Potter za pewne siedzi ze swoją Marleną.
Black delikatnie pobladł.
- Nie - powiedział bardzo cicho. – Nie wiem.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
Dokończyłam się ubierać i usiadłam na łóżku. Rozsunęłam zasłonki i zaczęłam mu
się uważnie przyglądać.
- Wszystko w porządku? – zapytałam po dłuższej
chwili.
- Co? A tak, tak. – Próbował się uśmiechnąć.
- Wow, pełen entuzjazm - zironizowałam. - Co
jest?
Westchnął i usiadł na najbliższym
łóżku.
- Pokłóciłem się z Jamesem - wypalił w końcu.
- Co zrobiłeś? – wydusiłam.
- Daruj sobie - mruknął.
- O co wam poszło? – zapytałam z
niedowierzaniem.
- Jeszcze głupio pytasz? – warknął.
- Nie wierzę... Jak mogłeś?! Przecież to twój
najlepszy przyjaciel!
- Tak, ale ty jesteś najlepszą przyjaciółką
mojej dziewczyny!
- I co to ma wspólnego?! Ja bym sobie poradziła!
- Ale mamy dosyć patrzenia na to, jak na
siebie warczycie! On kocha ciebie, a ty jego! Nie możecie w końcu się jakoś
dogadać?! – krzyknął wściekły.
- Najwidoczniej nie możemy. Praw kazania jemu,
a nie mnie – rzuciłam ozięble.
- Przecież to właśnie zrobiłem! – wypalił.
- I niepotrzebnie – syknęłam i wyszłam z
dormitorium.
Pobiegł za mną.
- Lily! Nie możecie normalnie ze sobą
porozmawiać?
- Kiedyś próbowałam i co z tego?
- Kiedyś! A może warto by było spróbować
teraz?
- Teraz to on zapewne z McKinnon gada! –
warknęłam.
- Poczekaj! – krzyknął zniecierpliwiony i
chwycił mnie za łokieć.
Odwróciłam się w jego stronę
zrezygnowana.
- Nie mogę patrzeć, jak cierpisz - szepnął. –
Daj mu ostatnią szansę, dobrze? – zapytał.
- Łapo, nie wiem, czy jest sens - szepnęłam, a
do oczu napłynęły mi łzy.
- No weź - szepnął i przytulił mnie do siebie.
– Pamiętaj, że nie jestem za dobry w pocieszaniu – przypomniał, a ja
uśmiechnęłam się do siebie. – Ostatnia szansa, dobra? Jak nawali, to skopię mu
tyłek!
- Dobrze - powiedziałam po chwili wahania.
Black klasnął w dłonie.
- Po meczu. W szatni. Będzie na ciebie czekał.
Kiwnęłam głową na znak, że
zrozumiałam i z nikłym uśmiechem zaczęłam się wspinać do dormitorium. W
drzwiach spotkałam Dorcas.
- Nie wiesz może, gdzie jest Syriusz?
-Tam – powiedziałam, odwracając się w kierunku
pokoju wspólnego, gdzie stał chłopak.
Patrzył z
uśmiechem na swoją dziewczynę. Czarnowłosy z miotłą w ręku przechodził właśnie
przez pokój wspólny. Zmierzał na śniadanie. Nie przywitał się z przyjacielem. Zdrajca. Przebiegło mu przez myśl. Teraz
już wiedział, dlaczego tak bardzo się go czepiał o wczorajsze spotkanie z
Marleną.
***
- I... TAK! Potter łapie znicza! Gryffindorr
wygrywa sto siedemdziesiąt do dwudziestu! – oznajmił komentator, a tłum zaczął
wiwatować.
Podniosłam się z miejsca. Byłam
zdenerwowana. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. A co, jeżeli nam się nie
uda? A co, jeżeli się nie pojawi? Wzięłam głęboki oddech i poszłam w zupełnie
innym kierunku niż pozostali.
- Lily? – Dorcas spojrzała na mnie pytająco.
Pokręciłam głową. Jej oczy
rozszerzyły się gwałtownie. Pokiwała głową z entuzjazmem. Wiedziałam, że chce
dodać mi otuchy. Podeszłam do drzwi szatni Gryffindoru. Były delikatnie
uchylone. Oparłam się o ścianę i wzięłam głęboki oddech. Raz kozie śmierć,
pomyślałam i...
- Tęskniłeś? – Usłyszałam tak znienawidzony
przeze mnie głos.
Rzuciłam krótkie
spojrzenie przez szparę. Nie myliłam się. W stronę Pottera, ubranego jedynie w
ręcznik, szła Marlena. Odwróciłam się na pięcie i pognałam w kierunku zamku.
***
- Kiedy ty mi dasz wreszcie spokój? – zapytał
zdenerwowany.
Poprawił nerwowo ręcznik.
- Pomyślę - szepnęła.
- Marlena, wyjdź. Czekam na kogoś.
- Mogę poczekać z tobą? – zapytała,
przekrzywiając głowę.
- Nie – powiedział nerwowo, spoglądając na
drzwi. - Wyjdź już, proszę. Dosyć mam przez ciebie kłopotów – syknął.
- Kłopotów? – zapytała zaskoczona.
- Tak! Lily się do mnie nie odzywa, a moi
przyjaciele mają mnie za drania!
- Lubię drani - mruknęła.
- Wynoś się – powiedział, tracąc cierpliwość.
Spojrzała na niego zaskoczona. – Wynoś się!
Z dumą sięgnęła po torebkę.
Rzuciła mu ostatnie, pełne pogardy spojrzenie i trzasnęła drzwiami.
Odetchnął z ulgą
i sięgnął po ubranie. Na ławce leżała czerwona róża. Dała mu jeszcze jedną
szansę! Chce z nim porozmawiać! Jego serce śpiewało z radości. Dzisiaj będzie
mógł wszystko naprawić!
***
Biegłam, mijając kolejne
korytarze. Potrącałam przechodniów. Jak mogłam być taka głupia? Taka naiwna?
Przecież to Potter! Wpadłam do Wieży i, nie patrząc na nikogo, pognałam na
górę. Wyczerpana opadłam na łóżko i ukryłam twarz w poduszce. Dopiero teraz
zaniosłam się szlochem.
W pokoju wspólnym
zaczęła się impreza z okazji wygranej Gryfonów. Nie słyszałam wiwatów, toastów
i okrzyków radości. Zasnęłam znużona płaczem.
***
Obudziłam się nagle. Spojrzałam w
okno. Niebo za nim pokryte było czernią. Gdzieniegdzie widać było blask gwiazd.
Taki sam czaił się w jego oczach, gdy na mnie patrzył.
Westchnęłam. Z dołu dobiegła do
mnie muzyka i okropny hałas. Nakryłam głowę poduszką. Chciałam zasnąć i nie
myśleć. Niestety, nic to nie dało. Wściekła, narzuciłam na siebie sweter i
pognałam do pokoju wspólnego.
Panował tam istny chaos! Walające
się butelki, napoje i papierki były wszędzie. Uczniowie krzyczeli i śmiali się
z czegoś.
- Cisza! – krzyknęłam, ale nikt mnie nie
usłyszał. Weszłam więc na stół, przytknęłam różdżkę do gardła i powtórzyłam: –
Cisza!
- Ej! Nie tak głośno! – Kilka osób stojących
najbliżej mnie, wykrzywiło się z niesmakiem.
- Albo się uspokoicie, albo wszyscy
dostaniecie szlaban! – warknęłam wściekła.
- I myślisz, że jesteś w stanie uciszyć cały
dom?! Bo masz jakieś widzimisię?! – ryknął jakiś chłopak.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Jest cisza nocna. Jeżeli to cię nie
przekonuje, mogę tu sprowadzić McGonagall – powiedziałam z satysfakcją.
- Nie zrobisz tego, Evans.
Przede mną wyrósł Potter. W ręku
trzymał butelkę kremowego piwa. Chwiał się na nogach. W jego oczach czaił się
nieopisany żal.
- Nie bądź tego taki pewien – powiedziałam
sucho.
- Nie zepsujesz nam tej zabawy! – powiedział.
- No tak, skoro Pan Jestem – Najlepszy –
Patrzcie – Na – Mnie tak powiedział! – Spojrzałam na niego z wyższością. –
Jeżeli ta impreza zaraz się nie skończy, idę po McGonagall.
- Nie zrobisz tego, Lily. - Usłyszałam cichy
głos Remusa. – Przecież rzuciliśmy zaklęcie. Nikomu nie przeszkadzamy.
- MNIE przeszkadzacie! – warknęłam wściekła.
- No tak! Panna Evans – Egoistka! Sama się nie
bawisz, to i nam nie pozwalasz?! – rzucił wściekły.
- Zamknij się, Potter! – zaczęłam tracić
panowanie nad sobą.
- Idź stąd - szepnął, patrząc na mnie z bólem.
- Słucham? – rzuciłam oniemiała.
- Słyszałaś. Idź stąd – powtórzył z naciskiem.
Zmieszałam się. Jeszcze nigdy w
życiu TAK mnie nie potraktował! Co się z nim stało? Upił się. Wyglądał na
smutnego, a przecież wygrali. No i jego... dziewczyna stała tuż obok z triumfem
wypisanym na twarzy. Rozejrzałam się dookoła. Ludzie patrzyli na mnie kpiąco.
Niektórzy szeptali coś między sobą. Spojrzałam na Blacka. Był zdezorientowany.
- Mam powtórzyć? – zapytał.
- James, stary, uspokój się!
- Zamknij się, zdrajco! – warknął Potter.
- Zdrajco? – Syriusz był jeszcze bardziej
zaskoczony.
- Najpierw mi mydlisz oczy, a teraz jej bronisz?!
- Rogacz, daj spokój. Jesteś pijany! -
próbował uspokoić przyjaciela.
- Zamknij się! A ty stąd idź! No już! –
krzyknął.
Po pokoju potoczył się śmiech. W
oczach pojawiły mi się łzy.
- James! – upomniała go Dorcas.
- Oooo, patrzcie! Biedna, mała Evans płacze! –
ryknął.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
Zeskoczyłam ze stołu i podeszłam do niego powoli.
- Nienawidzę cię - szepnęłam ze łzami w
oczach.
Jego oczy rozszerzyły się
gwałtownie, jakby właśnie coś zrozumiał.
- Ja... - zaczął.
- Daruj sobie – powiedziałam nienaturalnie
wysokim głosem i ruszyłam w stronę schodów.
- Ups! – Przede mną znikąd wyrosła Marlena.
Wpadłam na nią. Odepchnęła mnie, a po chwili cała byłam w jej kremowym piwie.
Pokój wspólny wypełnił się śmiechem. – Najmocniej przepraszam, wiewióreczko! –
krzyknęła, co spowodowało jeszcze większy śmiech.
- Lily! – Usłyszałam czyjś głos.
Nie odwróciłam się.
***
Leżałam w łóżku, kiedy usłyszałam
kroki swoich przyjaciółek. Nie chciałam z nimi rozmawiać. Nie teraz. Zamknęłam
oczy i przewróciłam się na bok. Oddychałam powoli, tłumiąc kolejne łzy.
Skrzypnięcie drzwi. Trzeszczenie
podłogi.
- Lily? – Usłyszałam jej cichy szept. – Lily,
śpisz?
Nie zaszczyciłam jej nawet
spojrzeniem. Odwróciła się do blondynki i pokręciła ze smutkiem głową. Obie
westchnęły i wgramoliły się na swoje łóżka.
- Zabije go! – syknęła jedna z nich.
- To się pośpiesz – odpowiedziała druga i
spojrzała na śpiącą przyjaciółkę. – Nie daruje mu tego. Jak on mógł!
***
Zegar wiszący na ścianie
wskazywał dwunastą. Przewracałam się z boku na bok. Nie mogłam zasnąć. Kiedy
zamykałam oczy, widziałam tylko dwie sceny. Pottera w ręczniku i zbliżającą się
do niego dziewczynę oraz sytuację w pokoju wspólnym. Podniosłam się z łóżka i usiadłam
na parapecie, opierając głowę o okno. Srebrna łuna oświetlała błonia. W
jeziorze dostrzegłam odbicie księżyca.
Rozejrzałam się po pokoju.
Współlokatorki spały. Nic nie było w stanie ich obudzić. Bałam się. Nie
chciałam zasnąć. Nie chciałam się też obudzić następnego dnia. Ośmieszył mnie
przed całym Gryffindorem! Ta wieść na pewno rozejdzie się po zamku z prędkością
światła. James Potter! Nieustannie
uganiający się za TĄ Evans, w końcu stracił cierpliwość! Westchnęłam.
Nie potrafiłam zrozumieć tego, co
wydarzyło się ubiegłego wieczoru. Ten orzechowy odcień tak intensywnie się we
mnie wpatrujący. Tak smutny odcień. Wyglądał tak, jakby miał do mnie o coś żal.
Tylko o co? Przecież to ja miałam powód, żeby być na niego wściekła. Po raz
kolejny nabrał mnie na ten swój uśmiech, na te czarujące spojrzenie! Zdrajca. Co miał na myśli, zwracając się
w ten sposób do Blacka? Czyżby znów mu wypominał tak odległą sytuację? A może
wydarzyło się coś jeszcze w międzyczasie?
Wstrząsnęły mną dreszcze.
Podeszłam do łóżka i wzięłam koc. Na podłogę upadła kartka. Podniosłam ją.
Lily…
Piszę, bo wydaje mi się, że
nie byłbym w stanie powiedzieć Ci tego prosto w oczy. Wiem, że napisanych na
szybko kilka słów nie naprawi tego wszystkiego, co wydarzyło się między nami,
ale inaczej nie potrafię. A nawet jeżeli bym się odważył, to wiem, że
przerwałabyś mi w połowie, więc po co próbować?
Nie wierzę w to, że mnie nienawidzisz. Widzę to w twoim spojrzeniu, dotyku, uśmiechu, sposobie, w jakim na mnie patrzysz, mówisz do mnie...
Nie wierzę w to, że mnie nienawidzisz. Widzę to w twoim spojrzeniu, dotyku, uśmiechu, sposobie, w jakim na mnie patrzysz, mówisz do mnie...
Nie czytałam dalej. Zmięłam
kartkę i wróciłam na parapet. Obserwowałam okolicę. Gdzieś słychać było
pohukiwanie sowy. Niedaleko kilkanaście świetlików ganiało się wzdłuż drzew.
Gdzieś na skraju Zakazanego Lasu
pojawił się szczur. Rozejrzał się niepewnie i pognał w kierunku zamku. Zaraz za
nim wyłonił się duży, czarny pies. Dziwne,
pomyślałaby, gdyby nie zmorzył jej sen.
Zmięta kartka
papieru wypadła jej z rąk i potoczyła się pod najbliższe łóżko.
***
- Idiota!
- Nie drzyj się tak – wyjąkał, podnosząc się z
łóżka. – Uuu! - westchnął i złapał się
za głowę. Co się wydarzyło?
- Co? Boli główka?!
- Powiedziałem: zamknij się! Ona mi pęka -
stęknął.
- Ciesz się, że tylko głowa! Jak mogłeś zrobić
coś tak głupiego?!
- Odwal się. Przecież nic nie zrobiłem -
westchnął.
- Nic?! No nie wierzę! - Chłopak była
najwyraźniej wstrząśnięty ignorancją swojego przyjaciela. – Dla ciebie to jest
nic?
- Dobra! Przepraszam, w porządku?! Moja wina,
że wypiłem o to cholerne piwo za dużo?! Gdybym wiedział, że tak będę się czuł,
w życiu bym go nie tknął - westchnął i opadł z powrotem na poduszki.
- Tego już za wiele - szepnął Black i podbiegł
do łóżka.
Chwycił Jamesa za koszulkę i
zamachnął się.
- Syriuszu!
Do pokoju wpadł trzeci chłopak. W
samą porę.
- Luniek! Jemu odbiło! – krzyknął wystraszony,
chowając głowę.
- Stary, to nie ma sensu. - Remus podszedł do
kolegi i odciągnął go łóżka.
- On nic nie pamięta! – warknął.
- Co mam niby pamiętać? – zapytał czarnowłosy,
patrząc na przyjaciół i niczego nie rozumiejąc.
- Co pamiętasz z wczoraj? – zapytał ostrożnie
Lupin.
- Tylko tyle, że był mecz. I nie przyszła -
dodał po chwili i odwrócił głowę w stronę okna.
Nie mógł pozwolić na to, żeby
zobaczyli, jak jego oczy się zaszkliły.
- A coś więcej?
- Nic... Chyba wygraliśmy, nie? – przybrał
swój beztroski ton.
- Zabiję go! – warknął Syriusz i zaczął się
wyrywać w stronę Pottera.
- Przestań! – krzyknął Remus ostrzegawczo.
Chłopak zmierzył go gniewnym spojrzeniem, ale opadł zrezygnowany na łóżko. – A
pamiętasz imprezę w pokoju wspólnym? – zwrócił się ponownie do Jamesa.
- Kawałkami – mruknął, drapiąc się po głowie.
– Co się stało? – zapytał w końcu.
- Ech, to nie będzie zbyt ciekawa opowieść -
szepnął, a Potter pobladł. Syriusz patrzył na niego spod byka. Pięści nadal
miał zaciśnięte. – Miałeś się spotkać z Lily... Po meczu...
- Nie przyszła! – warknął i usiadł gwałtownie
na łóżku.
W głowie mu zawirowało. To było
jednak nieważne. Wystawiła go!
- Właśnie w tym rzecz, że przyszła. Osobiście
widziałem, jak zmierzała do waszej szatni. James, co się tam wydarzyło? –
zapytał zaniepokojony Remus.
Chłopak zamknął oczy. Próbował
sobie przypomnieć cały poprzedni dzień.
Wstał rano. Jego przyjaciół nie
było już sypialni. Ubrał się, chwycił miotłę i zadowolony otworzył drzwi. Ale
co dalej?
I nagle sobie przypomniał.
Otworzył szeroko oczy. Nie mógł w to uwierzyć!
- James, wszystko w porządku? – Remus ruszył w
jego kierunku.
W tym samym momencie Potter
zerwał się z miejsca i rzucił się na Syriusza. Chłopak był zaskoczony, ale
podjął walkę.
- Jak mogłeś znowu mi to zrobić?! – krzyczał
szukający. – Zdrajco!
- Zdrajco?! – sapnął ten drugi. – Przekonałem
ją, żeby dała ci kolejną szansę! A ty co zrobiłeś?! Zabiję cię! – krzyknął i
uderzył go z całej siły.
Jamesa lekko zamroczyło, ale
oddawał ciosy na oślep.
- Widziałem was! Widziałem, jak się
przytulacie! Jak długo to trwa?! – krzyczał.
- Przestańcie! Cholera! James, uspokój się! –
Remus bezskutecznie próbował rozdzielić przyjaciół.
- Odbiło ci?! Pocieszałem ją, bo znowu
płakała! Przez ciebie! Po jaką cholerę spotykasz się z tą całą Marleną?! – Łapa
z trudem łapał oddech.
Jamesa wmurowało. Odsunął się od
przyjaciela i patrzył na niego zaskoczony. Black miał rozciętą wargę. Strużka
krwi spływała mu brodzie. Uniósł rękę i otarł pot z czoła. Na koszulce została
smuga krwi. Nie przejął się tym. Marlena. Teraz sobie przypomniał! Zaraz po
meczu przyszła do szatni! Tylko po co? I co oni tam robili?
- Remusie - szepnął przerażony – to
niemożliwe...
***
Pierwsze promienie słońca zaczęły
otulać moją twarz. Otworzyłam powoli oczy. Nadal siedziałam na parapecie. Koc
zsunął mi się z ramion. Wyjrzałam przez okno. Tafla jeziora lśniła w jesiennym
słońcu, pomimo takiej pory roku ptaki śpiewały. Gdzieniegdzie widać było
jeszcze widać skrawek zieleni na szkolnych błoniach. W oddali majaczyła
spokojna Wierzba Bijąca. Przeciągnęłam się. Wszystkie wczorajsze problemy i
myśli wydały mi się takie nieważne! Jak mogłam się tym przejmować?
Entuzjastycznie
podniosłam się z parapetu. Rzuciłam koc na łóżko i z uśmiechem weszłam do
łazienki. Odkręciłam wodę i chwyciłam ulubiony płyn do kąpieli.
***
- Myślisz, że... ona widziała ją tam ze mną? –
zapytał przestraszony.
- To raczej nie ma znaczenia – prychnął Black,
oddychając głęboko.
- Jak to nie ma? Przecież mnie z nią nic nie
łączy! Kocham Lily!
- Tak? No to w fantastyczny sposób jej to
wczoraj pokazałeś! – krzyknął wściekły i znów się rzucił na Pottera.
- Syriusz! Nie zachowuj się jak dziecko! –
Lupin tracił cierpliwość. Tym razem bez trudu odciągnął chłopaka. – Nie
widzisz, że on nic nie pamięta?
- Gówno mnie to obchodzi! Obiecałem jej! –
krzyknął wściekły.
- Co ja takiego zrobiłem? – zapytał biały jak
ściana.
- Staaary - szepnął tylko Syriusz i pokręcił
głową.
***
Brunetka przebudziła się i
zaskoczona usiadła na łóżku. Z niedowierzaniem przetarła oczy. Słyszała...
śpiew? Rozejrzała się i napotkała wzrok przyjaciółki. W jej niebieskich oczach
czaiły się ogniki.
- Czy to...?
- Aha! Lily we własnej osobie! – klasnęła w
ręce z uciechy. – Wiesz, co to oznacza?
- Nie bardzo - szepnęła.
- Albo się pogodzili, albo nie pamięta
wczorajszego wieczoru! A obie wiemy, że chyba to pierwsze jest bardziej
prawdopodobne! Patrz! – krzyknęła i podbiegła do jej łóżka.
Usiadła na nim po turecku i
podała jej kawałek papieru. Brunetka spojrzała na nią zaskoczona i wzięła
pergamin do ręki. Otworzyła go i rzuciła okiem.
- Skąd go masz? – zapytała.
- Leżał pod moim łóżkiem! Czytaj! – pisnęła.
Nie wierzę w to, że mnie nienawidzisz.
Widzę to w twoim spojrzeniu, dotyku, uśmiechu, sposobie, w jakim na mnie
patrzysz, mówisz do mnie... Nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie chcesz się do
tego przyznać? Popełniliśmy wiele błędów w ostatnim czasie. Oboje jesteśmy
winni, ale uważam, że należy nam się jeszcze jedna szansa. Nie poddam się tak
łatwo!
Nie
wiem, od czego zacząć. Chciałbym tylko, żebyś uwierzyła, że rzeczywistość nie
jest taka, jaka Ci się wydaje. Z Marleną nic mnie nie łączy, pozwól sobie to
wreszcie wytłumaczyć, zrozumieć! Lily, byłbym głupcem, gdybym Cię stracił.
Kocham Cię! Czy aż tak trudno jest Ci to dostrzec?
***
- Muszę ją natychmiast przeprosić!
Czarnowłosy zerwał się z podłogi
i pognał w stronę drzwi.
- James! Ona nie chce z tobą rozmawiać.
Nawaliłeś.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? –
wysapał, odgarniając ubrania spod drzwi.
- Nie widziałeś jej miny. Ta rozmowa w szatni
miała być twoją ostatnią szansą.
- No i?! Muszę jej to wyjaśnić! Im szybciej,
tym lepiej! – krzyknął i otworzył drzwi.
- Potter! – krzyknął za nim. Chłopak z
zaskoczeniem spojrzał najpierw w stronę dormitorium dziewcząt, później
rozejrzał się po pokoju wspólnym, a na samym końcu rozczarowany spojrzał na
przyjaciela. – Może się chociaż ubierz?
***
- Co czytacie?
Wyszłam z łazienki, patrząc z
uśmiechem na moje przyjaciółki. Dorcas schowała pośpiesznie coś pod
poduszkę.
- Nic ciekawego – powiedziała szybko.
Spojrzałam na nią podejrzliwie. Czy ja naprawdę chcę wiedzieć?
Wzruszyłam ramionami. I podeszłam do swojego łóżka.
- Nie szykujecie się? Za godzinę są lekcje! A
jeszcze śniadanie przed nami! – powiedziałam rozbawiona.
Obie poderwały się z miejsca i
rzuciły pędem do drzwi od łazienki.
- Ech, kocham was – powiedziałam i chwyciłam
różdżkę w celu wysuszenia włosów.
***
- Bądź delikatny - poprosił.
- Syriuszu, ja się modlę o to, żeby mnie nie
zabiła na środku pokoju wspólnego! – prychnął, zapinając koszulę.
- Jak się tak głębiej zastanowić, to jest to
bardzo prawdopodobne - mruknął Lupin, pakując torbę.
- Glizdku! W razie gdyby co, to mnie asekuruj!
– powiedział śmiertelnie poważny.
Peter spojrzał na niego
przerażony.
- Za dużo ludzi. Przecież nic ci nie zrobi! –
powiedział cicho.
- Evans nie znasz? – zapytał Black z lekkim
rozbawieniem.
- Dzięki - westchnął Potter.
Spojrzał ostatni raz w lustro i
wyszedł z dormitorium. Koledzy odprowadzili go wzrokiem.
- Przecież on już jest trupem! – powiedział z
niepokojem Łapa.
Pozostała dwójka pokiwała
twierdząco głowami.
***
- Jak zawsze mi się wepchnęła! – prychnęła
Mary, chwytając torbę.
- Och! Obie dobrze wiemy, że ty potrafisz tam
siedzieć godzinami! – prychnęła.
- Dziewczyny! Dajcie już spokój! Jestem głodna
– powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam schodzić po schodach do pokoju wspólnego.
Pomieszczenie było w opłakanym
stanie. Od poprzedniego wieczoru nic się nie zmieniło. Okruszki, kartki
papieru, butelki - wszystko było porozrzucane po całym pokoju wspólnym. Moją
uwagę przykuła dziewczyna siedząca na kanapie przed kominkiem. Uśmiechnęłam się
złośliwie i podeszłam do niej.
- Główka boli? – zapytałam.
Spojrzała na mnie z nienawiścią.
Nachyliłam się do niej i szepnęłam zjadliwie:
- Tygodniowy szlaban za obrażanie Prefekta
Gryffindoru.
Dziewczyna zrobiła przerażoną
minę. Uśmiechnęłam się zadowolona z siebie i schyliłam po torbę. Kątem oka
dostrzegłam Huncwotów. Podniosłam głowę i spojrzałam tak chłodno jak tylko
potrafiłam na Pottera.
- Masz przechlapane - szepnęła cała trójka,
patrząc ze współczuciem na stojącego z przodu Rogacza.
Hahahahahaha :D
OdpowiedzUsuńTo jest boskie. Kocham was ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten rozdział! Lily zamiast być zdesperowana czy ryczeć jest wredna i sarkastyczna! Moim zdaniem każda dziewczyna powinna się tak zachować w takiej sytuacji! Kocham to!
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam Amelia