niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział pięćdziesiąty dziewiąty


Na wstępie chcemy podziękować za nominacje do Liebster Award i jednocześnie prosimy o nie nominowanie nas już więcej. I tak nie mamy czasu brać w tym udziału i odpowiadać na te wszystkie pytania :)

Jak zapewne wiecie, zgłosiłyśmy się do konkursu na Bloga Roku. Pierwszy etap mamy już za sobą, ale przed nami kolejny. Od 24.01 do 31.01 jest głosowanie. Miło by było dotrzeć do chociażby dwóch kropeczek :)

Tak, jak obiecałam - jest kontynuacja akcji pomiędzy Dorcas i Syriuszem, która ma na celu udzielenie odpowiedzi na wasze wątpliwości. Jest to mój ukochany fragment. Mogę go czytać godzinami, serio!, i chyba nigdy mi się nie znudzi. W rozmowie z Mademoiselle wyszła jednak pewna wątpliwość, którą pragnę rozwiać - tak, Syriusza zmieniła urojona ciąża Dorcas. Zrozumiał, ile ma do stracenia oraz to, jak bardzo kocha to stworzenie. Postanawia się zmienić, ale jak wiemy - raczej nie za wiele mu z tego wyjdzie. Nigdy się nie ożenił i nigdy nie miał dzieci, ale zmiana - jak najbardziej.

Trochę więcej i Lily i Jamesa, chociaż ich wątek wchodzi tutaj pomału. Nie spieszymy się z wysunięciem ich na pierwszy plan, jeszcze zdążą się Wam znudzić, a chcemy w wyczerpujący sposób wykorzystać tematy, do których lada moment nie będziemy miały jak powrócić. W następnej notce będzie jednak ich znacznie więcej - to możemy obiecać.


Przyjemnej lektury!



Słowa były zbędne - tylko jedną łzą pokazała światu, że serce jej pękło. 





[muzyka]

Kolejny dzień maja chylił się ku końcowi. Słońce rozrzucało swoje czerwonawo-złote promienie po błoniach i odbijało je po spokojnej tafli jeziora. W szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart panowało nadzwyczajne podniecenie. Pod koniec tygodnia miał się odbyć finałowy mecz quidditcha. Mecz, który decydował o wszystkim. W pokoju wspólnym Gryffindoru rozległy się właśnie głośne gwizdy, oklaski i wiwaty. Wymęczona przeszło trzygodzinnym treningiem drużyna właśnie wkroczyła do pomieszczenia. Rogacz na wpół przytomnym wzrokiem przeczesywał wszystko dookoła. Kiedy jego orzechowe oczy odnalazły przyjaciół, poczłapał do zajmowanego przez nich kąta i opadł bez sił, natychmiast zamykając powieki. Nikt nie zwrócił na niego większej uwagi. Sytuacja taka jak ta zdarzała się już teraz każdego popołudnia. Zaskakujące jednak było to, że pomimo sporów, kłótni i awantur pomiędzy sobą potrafili zasiąść w jednym miejscu. Jednakże w tym wspólnym siedzeniu nadal było coś dziwnego i nienaturalnego.
Odkąd Dorcas odbyła ostateczne starcie z Lily i Syriuszem, najprawdopodobniej doszła do wniosku, że teraz może być już tylko lepiej. Siadała jednak w najbardziej oddalonym fotelu, z reguły z opasłym tomem i chociaż wszyscy doskonale wiedzieli, że przysłuchuje się z największą uwagą każdemu wypowiedzianemu przez nich słowu, to raczej nie zabierała głosu w prowadzonych dyskusjach, a jeżeli już stwierdziła, że zmusza ją do tego sytuacja, zwracała się tylko i wyłącznie do Mary i Remusa. Nie wiedziała, jak ma traktować Pottera, więc ignorowała go tak bardzo jak tylko się dało.
Samemu Syriuszowi aktualna sytuacja bardzo przeszkadzała. Przyjaciele zauważyli, że jak tylko szatynka znajdowała się w zasięgu jego wzroku, jego uwaga w pełni skupiała się na niej. Nie widział i nie słyszał nikogo poza nią. Posyłał jej wręcz błagające spojrzenia, a kiedy to nie przynosiło skutków, a jedynie wywoływało kaskady prychnięć, zamieniał je na pełne irytacji i niedowierzania. Coraz częściej próbował też nawiązać do tematu jej domniemanej ciąży, ale za każdym razem dziewczyna ucinała temat, ledwo się wywiązał.
To natomiast niesamowicie irytowało McDonald. Nigdy nie była osobą konfliktową, a rzeczą, którą najbardziej sobie ceniła, był grupka jej przyjaciół. Do tej pory zgodna i bezkonfliktowa. Teraz? Wolała nad tym nie dumać dłużej niż piętnaście sekund. Od owego feralnego wieczoru, kiedy to Syriusz Black wtargnął do biblioteki i dowiedział się o ciąży jej przyjaciółki minął już tydzień. Wtedy też na jaw wyszedł kluczowy fakt - Meadowes nie była w ciąży. Akurat tą informację zdążyła od niej usłyszeć na chwilę przed tym, jak wtrącił się Black. Nie rozumiała jednak, dlaczego dziewczyna nadal utrzymuje plotki, a już tym bardziej nie umiała pojąć tego, że nie wyjawiła Łapie prawdy.
Pytana o to co jakiś czas, nie umiała odpowiedzieć sensownie. Z reguły burkała coś pod nosem i zmieniała temat. Bo co miała powiedzieć? Rozmowa w tamtej klasie wniosła do jej głowy pewną myśl. Tak złą, nierealną i okrutną, że aż ją to przerażało. Jej głowa wysnuła sobie bowiem wniosek, że gdyby rzeczywiście była w ciąży, to ich związek trwałby nadal. Widziała to w spojrzeniu jego szarych oczu i zachowaniu. Ledwo się skrzywiła czy głośniej prychnęła, a Łapa już był przy niej i pytał, czy wszystko w porządku. Brzydziła się sobą za te kłamstwa i zatajanie faktów, ale ilekroć zamykała oczy, przed nimi ukazywał jej się on. Jego zmęczone, ale pełne czułości oczy. I słyszała tamte słowa. Te piekielne dwa słowa, które zburzyły cały jej świat. Oczywiście, że go kochała. Uczucie pielęgnowane przez ponad rok nie mogło się ulotnić z dnia na dzień. Bawił się nią, brutalnie zagrał na jej uczuciach i zabijał ich miłość z każdą porwaną w ramiona dziewczyną, ale co z tego, skoro w jej sercu nadal była delikatna iskierka, która buchała żarem, ilekroć na nią spojrzał lub jej dotknął?
Westchnęła delikatnie i oderwała się na moment od książki. Rozejrzała się zrezygnowana po pokoju wspólnym, a kiedy ponownie kierowała swoje oczy na tomisko, zauważyła, że Black jej się przygląda. Szare tęczówki rozsiewały dookoła całą masę troski, miłości i rozrzewienia. Ale kiedy owe oczy przeniosły się z jej brzucha i spotkały spojrzenie czekoladowo-brązowych tęczówek szatynki, owe uczucia delikatnie przygasły, robiąc miejsce dla delikatnej irytacji i jakby wymuszonego uśmiechu. Poczuła nieprzyjemne pieczenie w kącikach oczu i wiedziała już, co nastąpi za moment. Nie chcąc, aby ktokolwiek widział, że znów płacze, podniosła się szybko ze swojego miejsca i niemalże wbiegła po schodach do dormitorium dziewcząt. Tam zatrzasnęła się w łazience i, osunąwszy się po chłodnej ścianie, wydała z siebie głośny szloch.
Jej dziwne zachowanie nie uszło jego uwadze. Nie uszło niczyjej. Zaciekawione oczy zwróciły się w jego kierunku, powodując nasilenie irytacji i zdenerwowania. Przecież nic jej nie zrobił! Czy teraz za każdą, najmniejszą anomalię w zachowaniu Dorcas będą winić jego? Zmarszczył czoło i skierował spojrzenie na dormitorium, w którym przed sekundą zniknęła. A co jeżeli coś jej jest? Może coś ją boli albo źle się poczuła? Pamiętał, że u niego w rodzinie ciąże były "źle znoszone". Niemalże każda ciężarna przez pierwsze trzy miesiące najwięcej czasu spędzała w toalecie, nieustannie wymiotując. Westchnął ciężko i podniósł się z fotela. Miodowe oczy posłały mu ostrzegające spojrzenie. Wzruszył jedynie ramionami. Nie może jej przecież tak zostawić, nie?
 - Pamiętaj, że za dwadzieścia minut musimy się stawić u McGonagall - usłyszał zmęczony głos Jamesa.
Machnął jedynie ręką na znak, że zrozumiał, a następnie za pomocą magii przeniósł się pod same drzwi dormitorium. Nacisnął klamkę i wszedł do środka z mieszanymi uczuciami oraz obawą, co tam zastanie.
 - Dorcas? - rzucił niepewnie w przestrzeń. - Dorcas? - powtórzył, nie uzyskawszy odpowiedzi.
W sypialni panowała idealna cisza. Wszystkie trzy łóżka był perfekcyjnie zaścielone, a na szafkach nie dostrzegł choćby odrobinki kurzu. Na jednej z etażerek zauważył jednak fotografię. Lekko wygniecioną i zmaltretowaną, ale na jej widok zrobiło mu się jeszcze bardziej nieswojo. Dziewczyna ze zdjęcia spojrzała na niego smutnymi oczami, a następnie wyszła poza krawędzie, zostawiając towarzyszącego jej chłopaka ze zdezorientowaną miną. Pamiętał okoliczności, w jakich zrobili sobie owe zdjęcie. Na jednym ze wzgórz u jego wujka. Westchnął ciężko po raz kolejny i skierował swoje kroki do łazienki. Zrozumiał, że to właśnie tam musi się ukrywać. Otworzył drzwi z lekkim skrzypnięciem i zapytał po raz trzeci:
 - Dorcas?
Odpowiedziało mu stłumione łkanie. Zapalił światło, a kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła,  dostrzegł, że siedzi zwinięta w kłębek w najdalszym kącie łazienki. Kolana przyciągnęła do siebie i objąwszy je ramionami, oparła nań głowę.
 - Merlinie! Zaziębisz się! - rzucił z lekkim przerażeniem w głosie i udał się do sąsiadującego pomieszczenia po koc. Następnie okrył nim dziewczynę i przytulił mocno do siebie. - Co się dzieje?
Zaniosła się jeszcze większym szlochem i wtuliła z czułością w jego klatkę piersiową. Przez chwilę trwali w milczeniu i ciszy przerywanej jedynie cichym łkaniem. Syriusz gładził jej delikatne włosy i co jakiś czas z czułością całował w czoło, aż w końcu pochwycił ją w ramiona, szepcząc:
 - Chodź. Nie powinnaś siedzieć na zimnej podłodze, to może zaszkodzić maleństwu.
To wywołało u niej jeszcze większy szloch. Wyrwała się też z jego uścisku i podbiegła do swojego łózka, zaciągając zasłony i nakrywając się kołdrą aż po sam czubek głowy. Syriusz pokręcił głową i wgramolił się na materac tuż koło niej. Jego ręka w wyuczonym geście zaczęła gładzić jej plecy, a z ust zaczął wydobywać się potok niekontrolowanych słów.
 - No już. Wszystko będzie dobrze... Jestem zaskoczony tak samo jak ty, Dorcas, ale wiem, że jakoś sobie poradzimy. Mamy dom, w mojej skrytce w Gringocie leży całkiem spora sumka. Nie będzie tak źle, zobaczysz! Ani się obejrzymy, a już będziemy żegnać się z nim na peronie!
 - Przestań! - krzyknęła rozhisteryzowana, odrzucając pościel na bok i siadając po turecku.
Utkwiła w nim swoje tęczówki, a on zauważył w nich nieopisany ból i cierpienie. Ogarnął go jeszcze większy strach.
 - Dorcas, co się dzieje, kochanie? - szepnął, przybliżając się do niej odrobinę i wyciągając dłoń, aby otrzeć płynące po jej policzkach łzy. - Źle się czujesz? Coś cię boli? Coś z... dzieckiem?
 - Jesteś taki beznadziejny! - Rozpłakała się jeszcze głośniej.
 - Cholera jasna! O co ci chodzi? - warknął, tracąc cierpliwość. - Jak się nie interesuję - źle. Jak się martwię, też źle! To co ja mam robić?!
Posłała mu pełne zgorszenia spojrzenie.
 - Martwisz?! Od kiedy?! - prychnęła, a on wytrzeszczył oczy zaskoczony.
 - Od kiedy? Przecież jak tylko się dowiedziałem, że będziemy mieli dziecko, to...
 - Przestań! - wydarła się jeszcze głośniej i zakryła dłońmi uszy.
Pochwycił jej ręce i spojrzał w jej oczy coraz bardziej zaniepokojony.
 - Dorcas, proszę, powiedz mi, co się dzieje? Iść po pielęgniarkę?
Pokręciła przecząco głową i, zanosząc się jeszcze większym szlochem, wtuliła twarz w jego koszulę. Przygarnął ją ramionami do siebie i w napięciu oczekiwał momentu, w którym się uspokoi i zacznie z nim rozmawiać. Kiedy blisko dziesięć minut później jej ciało przestało drżeć, a z jej ust wydobywał się równomierny oddech, wyszeptał tuż nad jej uchem:
 - Co się dzieje? Coś źle zrobiłem, powiedziałem?
 - Nie - wyszeptała cicho w jego pierś.
 - Więc o co chodzi? Martwię się. - Jego głos delikatnie zadrżał.
Odsunęła się od niego i utkwiła w nim dwoje zamglonych oczu.
 - O kogo? - zapytała niezrozumiale. - O mnie czy o dziecko? - Głos jej się łamał.
Nie za bardzo wiedział, jaki jest sens tego pytania. Przecież dziecko było ich częścią, a ona nosiła je w sobie. Skoro martwił się o dziecko, to tak, jakby martwił się o nią i odwrotnie, prawda? Pokiwała smutno głową.
 - Gdyby nie ono, w ogóle byś ze mną nie rozmawiał, prawda? - wyszeptała, nie spuszczając z niego wzroku.
Wzruszył ramionami i pokiwał głową, dając jej do zrozumienia, że nie zna odpowiedzi na to pytanie.
 - Jakie to ma teraz znaczenie? Będziemy mieli dziecko, tylko to się teraz liczy. - Uśmiechnął się niepewnie.
W kącikach jej oczu ponownie zalśniły łzy. Więc jednak się nie myliła. Nie kochał jej. Kochał dziecko, którego nie było. I to przez wzgląd na nie wiązał z nią jakiekolwiek swoje dalsze plany. Gdyby nie ciąża, prawdopodobnie nigdy by do niej nie wrócił. Z ulgą zanotowała, że nie ma mu tego za złe.
 - Syriuszu, nie jestem w ciąży - szepnęła cicho i spuściła oczy na swoje dłonie.
 - Co?! - Z głośnym świstem wypuścił powietrze z płuc.
 - Pierwsze wnioski pojawiły się tuż przed urodzinami Jamesa. Wszystko na to wskazywało. Wymioty, zawroty głowy, wahanie nastrojów, osłabienie... Po rozmowie z panią Weasley byłam już niemalże pewna. Nie miałam pojęcia, jak ci o tym powiedzieć, a ty... - zająknęła się, szukając odpowiednich słów, aby opisać jego zachowanie. W końcu pokręciła głową i zaczęła mówić dalej. - A później tak nagle i niespodziewanie wylądowaliśmy w waszym dormitorium! - Uroniła kolejne łzy. - Miałam nadzieję, że wszystko się ułoży, że to nasz nowy początek, że od teraz ty i ja, i nasze... - urwała, starając się opanować emocje. Słuchał tego oniemiały. - Ale w brutalny sposób uświadomiłeś mi, jak bardzo się myliłam! - stwierdziła z żalem. Poruszył się niespokojnie i wyciągnął dłoń, aby otrzeć jej policzki. Odtrąciła ją. - Zostałam z tym wszystkim totalnie sama. Wszyscy się na mnie poobrażali, tylko Mary... - zacisnęła powieki i wzięła trzy głębsze oddechy. - Ja wiem, że nie jestem bez winy, ale to spadło na mnie tak nagle! - Nie potrafiła tamować łez. - A później zrobiłam test. Jeden, drugi, trzeci! I każdy pokazał dokładnie to samo. Cieszyłam się i żałowałam jednocześnie. Z jednej strony pojawiła się ulga. W końcu zniknął ciężki obowiązek, ale z drugiej... Straciłam szansę na to, aby mieć chociaż odrobinkę ciebie na wyłączność. A później pojawiłeś się ty i mówiłeś te wszystkie rzeczy, a ja tak bardzo chciałam cię nienawidzić! Tylko, że ja nie potrafię! - Rozpłakała się ponownie.
Nie był w stanie wykrztusić choćby słowa. Przygarnął ją jedynie do siebie i wtulił twarz w jej włosy, wdychając zapach jej ciała i marząc o tym, aby ta chwila trwała wiecznie. Ogromny ciężar spadł z jego serca. Nie będzie ojcem. Jeszcze nie. Kiedyś - to na pewno, ale jeszcze nie teraz. Roześmiał się delikatnie, naprzemiennie głaszcząc i całując czubek jej głowy.
 - To fantastycznie, wiesz? - wyszeptał do jej ucha.
 - Wiem. - Pokiwała głową, opanowawszy łzy. Otarła z godnością twarz i wyprostowała się dumnie, oddalając się od niego. Spojrzał na nią zaskoczony. Nie takiego obrotu spraw się spodziewał. - Nie mam zamiaru zatrzymywać cię przy sobie na siłę. Jak powiedziałeś mi, że mnie... Ale później zrozumiałam, że to wcale nie chodzi o mnie. - Zacisnęła zęby.
 - Głuptasie! - krzyknął rozradowany. - Ależ tu właśnie chodzi o...
 - Przestań! - poprosiła, zamykając oczy, jakby każde jego słowo zadawało jej ból. - Po prostu zniknij z mojego życia. Raz na zawsze, Syriuszu, błagam - dodała żałośnie.
 - Ale...
 - Dopóki jestem w stanie zdusić w sobie chęć na to, aby wybaczyć ci to wszystko. - Otworzyła oczy i spojrzała na niego z żalem.
Nie umiał jej na to odpowiedzieć. Właśnie dowiedział się, że nie będzie ojcem. Właśnie układał plan na to, aby w niedalekiej przyszłości ponownie się nim stać, tym razem naprawdę, a ona...
 - Dorcas, ty chyba nie rozumiesz. Ja cię... - Pokręciła gwałtownie głową.
 - Jesteś mi to winien - wyszeptała i opuściła dormitorium, pozostawiając go samego z ogromnym mętlikiem w głowie.

***

Od blisko czterdziestu minut kręciła się niespokojnie na swoim fotelu. Dwa dni temu profesor Slughorn zadał mi wypracowanie, które miało zakończyć cykl ich zajęć poświęconych Eliksirowi Wielosokowemu. Wymieniając właśnie niezbędne składniki i ich zastosowanie, zrozumiała, że nie dodała jednego z najważniejszych. Bez niego blisko miesięczny wysiłek pójdzie na marne, a ona wypadnie przeciętnie na tle całej klasy. PRZE - CIĘ - TNIE! Nie mogła sobie na to pozwolić. Przygryzła wargę i z niepokojem rozejrzała się po pokoju wspólnym. Było grubo po ciszy nocnej. James z Syriuszem udali się na szlaban do McGonagall, więc była pewna, że opiekunka ich domu - i wicedyrektor zarazem - będzie siedziała w gabinecie i pilnowała tych dwóch matołów przy przepisywaniu. Znała również kilka tajnych przejść, które ułatwią jej dostanie się do lochów, gdzie w jednej z szafek spoczywała odpowiednia dawka rogu dwurożca. Była niemalże pewna, że profesor już zapadł w kamienny sen, a jako prefekt naczelny, nawet jeżeli zostanie złapana na nocnej wędrówce po korytarzu, szybko wymyśli powód. W końcu mogła nie wiedzieć, że Potter i Black odbębniają szlaban i chciała donieść opiekunce, że nie ma ich w sypialni, prawda?
Jęknęła głośno i zakryła twarz książką. Przecież to oczywiste, że McGonagall jej w to nie uwierzy! Kilkanaście dni temu złapała ich przy wejściu do Wieży i, pomimo usilnych prób i tłumaczeń, nie udało jej się przekonać nauczycielki, że znalazła się tam zupełnie przypadkowo. Cholerne eliksiry!
Odrzuciła książkę na bok i, z szaleńczo bijącym sercem, opuściła zupełnie pusty pokój wspólny.


***

Dochodziła dwunasta. Oczy piekły go niemiłosiernie, a w ręce łapał skurcz. Tyle nie przepisywał jeszcze nigdy. Na szczęście dziś mieli zakończyć swój szlaban. Westchnął i sięgnął do kartonika po ostatnią kartotekę. Była idealna - jaki więc sens w tym, ażeby ją przepisywać?
 - Tak, tą również, Potter - usłyszał tuż nad sobą.
Wywrócił oczami i rozpoczął tyradę. Był to opis ostatnich dwóch wydarzeń. Na jednej stronie, koślawym pismem woźnego, opisana była sytuacja, kiedy złapał Syriusza. Jego serce przyspieszyło bieg, a zmęczenie natychmiast z niego uleciało. Rozszerzył oczy, a ręka zawisła nad pergaminem w bezruchu. Szare oczy Syriusza uniosły się w górę i obserwowały przyjaciela z zaciekawieniem. Potter odwrócił się na sekundę i posłał mu znaczące spojrzenie, ale Black nie zrozumiał, o co mu chodzi. Zmarszczył czoło i pokręcił głową, pochylając się z powrotem nad swoją kartką.
Potter wyprostował się na krześle, odłożył ostrożnie swoje pióro i poddał się lekturze. Na wdechu dotarł do odpowiedniego fragmentu i aż gwizdnął z przejęcia. Więc nie było jej u McGonagall. Wicedyrektorka oddała ją Filchowi, a ten matoł ukrył ją gdzieś w swoim gabinecie! I już wiedział, gdzie wybiorą się tuż po szlabanie.


***

Odetchnęła głęboko, kiedy znalazła się przed drzwiami do klasy eliksirów. Wędrówka zajęła jej odrobinę więcej czasu niż przypuszczała, ale niemalże na każdym zakręcie czaiła się z obawą, że lada moment kogoś spotka. Nacisnęła klamkę i naparła na drzwi. Otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Do jej nosa natychmiast dotarł obrzydliwy zapach bulgoczącego eliksiru. Skrzywiła się nieznacznie i zakryła nos, starając się oddychać przez usta. Miała nadzieję, że to nie ona będzie musiała skosztować jednego z wywarów. Nauczyciel, jako że miał to w zwyczaju, ogłosił, że ten, kto uwarzy eliksir najgorzej, skosztuje najlepszego i perfekcyjnie uwarzonego z włosem, którego właściciel owego najlepszego kociołka wybierze. Pokręciła głową, jakby z ulgą. Gdyby zwlekała z wypracowaniem choćby jeden dzień dłużej - mogłaby mieć przechlapane.
Przemknęła na paluszkach do odpowiedniej komody i otworzyła skrytkę. Odnalezienie owego składnika zajęło jej grubo ponad pięć minut. Schowany był za wszystkimi innymi. Pochwyciła fiolkę i przyjrzała jej się uważnie. Migoczący w środku proszek spowodował u niej wyrzuty sumienia. Co prawda Slughorn udostępnił im ten składnik na lekcji, ale teraz, przychodząc tu w nocy, czuła się tak, jakby kradła i oszukiwała. Przygryzła wargę i skierowała twarz na swój kociołek. Jeżeli doda odrobinkę sproszkowanego rogu dwurożca, najdalej za dwa dni będzie gotowy do spożycia. Jeżeli nie - najprawdopodobniej będzie musiała wypróbować eliksir Snape'a. Skrzywiła się nieznacznie. W życiu nie pozwoli sobie na takie upokorzenie!
Westchnęła ciężko i podeszła do bulgoczącego kotła. Na wdechu przechyliła fioletową fiolkę i wsypała odpowiednią porcję składnika. Wywar zasyczał, zabulgotał i... "zamilkł". Wpatrywała się jeszcze przez moment w dokończony eliksir z coraz to bardziej mieszanymi uczuciami. A więc stało się. Na piątkowej, popołudniowej lekcji to nie ona skosztuje tego śmierdzącego napoju.
Na delikatnie drżących nogach, odłożywszy uprzednio fiolkę na miejsce, opuściła klasę eliksirów. Był moment, że wydawało jej się, iż profesor się przebudził. Na pewno słyszała głośniejsze chrapnięcie, którego tak się wystraszyła, że aż trąciła jedną z fiolek, która spadła na posadzkę i roztrzaskała się na tysiące kawałków. Teraz była odrobinę bezpieczniejsza. Nawet jeżeli natrafi na jakiegokolwiek nauczyciela - nikt nie powiąże ją z zajściem w lochach.
Szła powolnym krokiem, odliczając kolejne schodki i wyłaniając się wreszcie z korytarza prowadzącego do lochów. Rozejrzała się niepewnie po Sali Wejściowej, a kiedy jej zielone oczy dotarły do jednych z drzwi, zapiszczała oburzona i popędziła w tamtym kierunku.
 - Czy wyście do reszty oszaleli?! - rzuciła głośniejszym, pełnym oburzenia szeptem.
Oboje zamarli na moment, wymieniając ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. W końcu zaszczycili ją swoimi spojrzeniami, a ona zrozumiała, co próbują zrobić.
Black stał z wyciągniętą różdżką i celował nią w zamek, który Potter aktualnie starał się otworzyć jej wsuwką. Jęknęła z niedowierzaniem.
 - Ledwo się wykaraskaliście z jednego szlabanu, a już chcecie oberwać drugi?! - warknęła, krzyżując ręce na piersi. - Po co chcecie wleźć do gabinetu Filcha? A jeżeli on jest w środku?!
James wzruszył ramionami i ponownie pochylił się nad zamkiem.
 - Nie ma go. - Syriusz wyszczerzył zęby w pogodnym uśmiechu. - Mijaliśmy go na pierwszym piętrze, zaraz po zakończeniu szlabanu u McGonagall.
 - Oszaleliście! Do reszty wam odbiło! Przecież za włamanie się do gabinetu możecie wylecieć ze szkoły!
 - Lily!- James wywrócił oczami i spojrzał na nią błagająco.
Prychnęła.
 - Co jest takie ważne, że chcecie tu wejść? - rzuciła, niepewnie rozglądając się dookoła.
Black spojrzał na nią z ukosa, a w jego oczach pojawiły się charakterystyczne dla niego iskierki.
 - A co jest takie ważne dla ciebie, że wkradałaś się do klasy eliksirów, Evans? - Zamrugała kilkukrotnie i wybałuszyła oczy w zdziwieniu. Skąd wiedzieli? - Wychodziłaś z tamtego korytarza. Nie sądzę, abyś była w kuchni. - Uśmiechnął się z ironią.
Na moment straciła pewność siebie. Wymruczała coś pod nosem i prychnęła zarazem. Jej konsternacja nie trwała jednak długo. Uniosła dumnie głowę i spojrzała na panów z lekkim uśmiechem satysfakcji.
 - Idę po McGonagall.
 - Idź. - Black wzruszył ramionami i odwrócił się do drzwi, aby lepiej przyświecać Jamesowi.
 - Ale... - zaniemówiła. - Cholerni kretyni! Że wam nie wstyd! Macie po osiemnaście lat, a zachowujecie się gorzej niż pierwszoklasiści! - warknęła, a jej szept potoczył się groźnym echem po korytarzu.
 - Uspokój się. W środku jest nasza mapa - wymruczał James, skupiony na tym, aby wsuwka weszła pod odpowiednim kątem.
 - Mapa?! - krzyknęła z niedowierzaniem.
Po raz kolejny wykazali się ogromną nieodpowiedzialnością tylko po to, aby odzyskać ten śmieszny kawałek papieru?! Black syknął, a James podskoczył jak oparzony i w mgnieniu oka znalazł się przy niej. Zatkał jej usta dłonią i spojrzał głęboko w oczy.
 - Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że ten "cholerny świstek papieru" jest dla nas niewyobrażalnie ważny? - wyszeptał, a ona zgromiła go wzrokiem, perfekcyjnie maskując delikatne przerażenie. Skąd, do diaska, wiedzieli, po co była w lochach? Westchnął ciężko. - Lily, przestań krzyczeć i nam pomóż, proszę - jęknął. - To dla nas cenna rzecz. Z nią możesz się równać tylko ty.
Pokręciła przecząco głową i zrzuciła jego rękę ze swoich ust.
 - Do reszty powariowaliście?! Nie mam zamiaru wam pomagać! Kradzież?! Jeżeli ktokolwiek was na tym złapie...
 - A złapie na pewno, jeżeli nie przestaniesz się wydzierać! - syknął Syriusz i rozejrzał się z niepokojem dookoła.
Jej również wydawało się, że słyszy skrzypnięcie drzwi i cichy chichot, więc dodała odrobinę ciszej:
 - Myślałam, że jesteście bardziej odpowiedzialni! Na Merlina, przecież ty za moment zostaniesz ojcem! - rzuciła w stronę Blacka, a ten uśmiechnął się perfidnie.
 - Dorcas nie jest w ciąży.
 - Co?! - Jej głos odbił się głośnym, dudniącym echem.
Pisnęła przerażona i zakryła usta ręką. Tuż nad nimi znikąd wyrósł Irytek, zaśmiewając się głośno i wydzierając, że uczniowie są na korytarzach. Posłała im przepraszające spojrzenie.
 - Pięknie! - stwierdził James, chcąc przekrzyczeć poltergeista. - Jesteś z siebie zadowolona?!
 - Och! Dobrze wam tak! - krzyknęła gniewnie i odwróciła w stronę schodów. - Do łóżek, ale już!
Obaj wymienili ze sobą znaczące spojrzenia i ponownie pochylili się nad drzwiami. Prychnęła z niedowierzaniem i irytacją, a słysząc kolejne trzaśnięcie drzwi, wymierzyła różdżką w Irytka, mrucząc:
 - Jęzlep! - Duch wytrzeszczył oczy i chwycił się dłońmi za szyję. Wymachując groźnie w ich stronę, podleciał do najbliższej wazy i zrzucił ją z piedestału, robiąc przy tym ogromnego rumoru. Oboje posłali Rudej pełne irytacji spojrzenie, ale ona się tym nie przejęła. Podeszła do drzwi i odepchnęła ich na bok. Wycelowała różdżkę i sapnęła: - Alohomora!
Następnie chwyciła ich za rękawy i totalnie oszołomionych wepchnęła do gabinetu Filcha, zatrzaskując za nimi drzwi.
 - Jeżeli nas za to wywalą, to osobiście was zamorduję! - krzyknęła poirytowana, a widząc, że stoją w miejscu osłupiali, warknęła: - Mapa, do cholery! Przecież za moment zwali się tu Filch, a zaraz po nim McGonagall!
Oboje drgnęli, jakby wybudzali się z transu i dopadli do najbliższych szafek, wywalając z nich wszystko, co tylko się dało i szukając tego, na czym najbardziej im zależało.
Kręciła się niespokojnie przy wejściu, lamentując głośno i wyzywając ich od najgorszego.
 - Zamknij się i pomóż nam! - wycharczał do niej Black, wysypując zawartość kolejnej szuflady.
 - Ani mi się śni! Już i tak mnie w to wplątaliście!
 - Kochanie, sama się w to wplątałaś. - James posłał jej szeroki uśmiech. - Nikt cię nie prosił, żebyś nam pomagała.
 - Cholerni idioci! - pisnęła nienaturalnie wysokim głosem. - Swoją drogą, jakim trzeba być kretynem, żeby otwierać drzwi wsuwką, zamiast zaklęciem?!
 - Myśleliśmy, że są zablokowane - wymruczał James, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.
 - Myśleliście?! - wybuchła ironicznym śmiechem. - Wy nie potraficie myśleć! - sapnęła i ponownie uniosła swoją różdżkę. - Accio Mapa! - wrzasnęła, słysząc tupot stóp rozchodzący się echem po korytarzu.
Jeden z walających się po podłodze pergaminów wylądował gładko w jej dłoni. Krzyknęła przerażona: szybko i otworzyła drzwi, stając twarzą w twarz z Argusem Filchem. Jęknęła przeciągle. Są skończeni...
 - Dobry wieczór! - Tuż przy niej wyrósł James i ukradkiem próbował pochwycić pergamin, który Ruda nadal kurczowo ściskała.
 - Dobry wieczór, Potter. - Surowy głos McGongall spowodował, że cała trójka dosyć mocno pobladła.
Dopiero teraz zauważyli, że na korytarzu znajdują się trzy postacie. Wicedyrektorka, Slughorn i Filch. Przy nogach tego ostatniego kręciła się pani Norris, a tuż nad ich głowami unosił się wyraźnie uradowany Irytek.
 - Może mi wyjaśnicie, co tu robicie o tak wczesnej porze? - Głos jej drżał od gniewu, a oczy błyszczały w półmroku.
 - My... - Ruda zająknęła się i ponownie wydała z siebie przeciągły jęk.
 - Włamaliście się do gabinetu profesora, ukradliście cenny składnik, a teraz włamujecie się do gabinetu woźnego i kradniecie pergamin?! - Jej cierpliwość wyraźnie się kończyła.
Evans spłonęła czerwienią, a obaj panowie posłali jej pełne uznania i zaskoczenia spojrzenia.
 - Minerwo, ja nie mam pewności, że on został wykradziony. - Slughorn zaśmiał się niewyraźnie. - Bardzo możliwe, że...
 - Przestań, Horacy! - Opiekunka Gryffindoru zgromiła go wzrokiem. Odwróciła się w ich stronę. - To już trzecie tego typu wykroczenie! Kiedy wy wreszcie zrozumiecie, że mam dosyć waszych wybryków? Najpierw włamujecie się do mnie, teraz to! - Nauczycielka wyprostowała się dumnie i zgromiła ich wzrokiem. - Panno Evans, traci pani tytuł Prefekta Naczelnego.
Ruda wytrzeszczyła oczy, ale nie ośmieliła się zaprzeczyć. Black z Rogaczem wydali z siebie dźwięki sprzeciwu. McGonagall uciszyła ich jednym machnięciem ręki.
 - Wy natomiast możecie wrócić do wieży i pakować swoje manatki.
 - Co?! - Cztery głosy złączyły się w jeden.
 - Tak! - Filch potaknął głową i niemalże podskoczył w miejscu.
 - Pani profesor - zaczęła Ruda nieśmiało - ja wiem, że oni są irytujący, rozumiem też, że ma pani tego dosyć, ale wywalać ich na trzy dni przed egzaminami? - pisnęła przerażona.
 - Panno Evans, pani również jest w to zamieszana. Jeżeli tak bardzo solidaryzujesz się z Blackiem i Potterem, z samego rana możesz opuścić zamek razem z nimi.
 - Pani profesor? - Syriusz zachichotał nerwowo. - Nie mówi pani poważnie, prawda? - jęknął błagalnie, ale wzrok nauczycielki mówił sam za siebie.
 - Mówię śmiertelnie poważnie, Black. Dałam wam szlaban, ostrzeżenie, a wy na sekundę po zakończeniu kary robicie dokładnie to samo! - Jej roziskrzone oczy spotkały sylwetkę Rudej, a oni dostrzegli w nich zawód.
 - Evans nie miała z tym nic wspólnego - wypalił Potter, a wszyscy zwrócili głowy na niego. - Wracała z łazienki i spotkała nas. Próbowała nas odwlec od tego niedorzecznego pomysłu, ale nie chcieliśmy jej słuchać. Włamaliśmy się do klasy od eliksirów i wykradliśmy ten składnik, bo wiedzieliśmy, że Snape nie ma go w swoich zapasach. Chcieliśmy, aby zawalił eliksir, bo to by oznaczało, że wygrała Lily. Chcieliśmy podmienić jej włos i zrobić dowcip Snape'owi... Lily przyszła tu za nami, a jej krzyki i pogróżki usłyszał Irytek. Zaczął robić rumor, więc wpadliśmy do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym okazał się być gabinet pana Filcha, a później... - zająknął się i spojrzał na nauczycielkę przepraszająco.
 - Urządziliście sobie w nim zabawę w chowanego? - wycharczał woźny, wskazując drżącą ręką na pomieszczenie za ich plecami.
Gabinet był w opłakanym stanie. Kilka półek zostało przewróconych. Powywalane szuflady i cała masa papieru. James uniósł różdżkę i mruknął:
 - Chłoszczyść. - I wszystko wróciło na swoje miejsca.
 - To bardzo szlachetne z twojej strony, Potter, ale...
 - Minerwo - Horacy wtrącił się do rozmowy nieśmiało - a może dasz chłopcom jeszcze jedną szansę? Nie chcemy skandalu, a przecież za moment rozpoczynają się egzaminy. Najdalej za miesiąc oboje spakują swoje kufry i opuszczą zamek razem z innymi.
 - Co da kolejny szlaban? Przecież oni się tym w ogóle nie przejmują!
 - To daj im taki, żeby się przejęli. Pannie Evans zabrałaś tak ważny tytuł, zresztą sama słyszysz, że niesłusznie. Jestem pewien, że już nigdy nie wychyli nosa poza swoją wieżę po ciszy nocnej. Wierzę, że i chłopcy mają coś równie cennego w tym zamku.
McGonagall zamyśliła się na sekundę. Spojrzała najpierw na Slughorna, a następnie przyjrzała się każdemu Gryfonowi z osobna. W końcu pokiwała głową, a oni odetchnęli z ulgą. Przecież nie może być nic gorszego od wywalenia ze szkoły!
 - Potter, nie zagrasz w najbliższym meczu. - A jednak.
 - Co?!
 - Nie może mi pani tego zrobić! To najważniejszy mecz! - Potter próbował oponować, ale nauczycielka zgromiła go wzrokiem.
 - Albo rezygnuje pan z meczu, panie Potter, albo jutro z samego rana zabierasz swój kufer i opuszczasz szkołę.
Oboje zwiesili głowy i nie wypowiedzieli ani słowa więcej.
 - W dodatku oboje zjawicie się w moim gabinecie punktualnie o dziewiątej w sobotę i odbędziecie specjalny szlaban pod specjalnym nadzorem. - Kiwnęli głowami na znak, że zrozumieli. - A teraz marsz do wieży!


***

Do pokoju wspólnego wracali w milczeniu. Każde z nich pogrążone było we własnych myślach i żadne nie miało ochoty na rozmowę. Po raz pierwszy postawę najbardziej oburzonego i obrażonego Gryfona przyjął Rogacz. Patrząc z boku, można było śmiało stwierdzić, że ma najwięcej do powiedzenia. Kiedy Lily podała hasło Grubej Damie, jako pierwszy wpadł do środka i opadł oburzony na wysłużony fotel. Pochwycił też leżący na stole podręcznik i cisnął nim przez cały pokój, dając upust emocjom. Ruda wymieniła z Blackiem zaskoczone spojrzenia. Stanęła naprzeciwko Jamesa ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i uniesioną pytająco brwią.
 - Nic nie mów! - warknął i podniósł się z fotela. - Cholerna McGonagall!
 - Mam nadzieję, że nie mówisz poważnie! - wydukała z niedowierzaniem. - Możesz za to winić tylko i wyłącznie siebie! Mówiłam ci, żebyś się nie włamywał to tego pieprzonego gabinetu! Mówiłam ci, żebyś dał sobie spokój! Mówiłam ci...
 - Och, zamknij się, Evans! - krzyknął, odwracając się na pięcie w jej stronę. - Mogła mi zabrać wszystko! Każdą najmniejszą, bezwartościową rzecz! A ona zabrała mi quidditcha!
 - A co by ci dała każda inna rzecz?! To tylko mecz! Ciesz się, że nie wyleciałeś ze szkoły! - Nie mogła wyjść z podziwu dla jego lekkomyślności.
 - To nie jest tylko mecz, Lily! Nie wspominając o tym, że...
 - Jeżeli tak bardzo zależy ci na zagraniu, a nie na egzaminach i przyszłości, to leć do niej i powiedz, że olejesz egzaminy, ale chętnie zagrasz w meczu i dopiero się stąd wyniesiesz!
 - Nie wspominając o tym! - podniósł głos, chcąc ją zagłuszyć. Wykonał trzy dłuższe kroki i znalazł się z nią twarzą w twarz. Dopiero teraz dojrzała w jego oczach błysk determinacji i cień walki. Wiedziała, że się nie podda i zrobi wszystko, aby odwołać ten cholerny szlaban. Mało tego, na jego twarzy odbiło się coś jeszcze. Nie umiała tego opisać, ale to owe coś sprawiało, że się przestraszyła, a po kręgosłupie przeszedł ją dreszcz. - Że wziąłem na siebie twoją winę - dokończył przeraźliwie chłodnym głosem.
Poruszyła bezwiednie ustami i wybełkotała:
 - Nie prosiłam cię o to!
 - Nieważne - wyszeptał i w tym momencie jakby uszło z niego całe powietrze.
Prychnął jedynie zrezygnowany i z rękoma w kieszeni oraz ze zwieszoną głową wspiął się po schodach do sypialni i z przeraźliwie głośnym hukiem zatrzasnął za sobą drzwi. Podskoczyła w miejscu, coraz bardziej przerażona. Spojrzała na Blacka rozszerzonymi w pytaniu oczami, ale ten wzruszył nieznacznie ramionami, podrapał się po głowie z zakłopotaniem i, szepcząc ciche "dobranoc", poszedł w ślady przyjaciela. Z nich wszystkich stracił tego wieczoru najmniej. Przynajmniej z rąk nauczycielki.


***

Piątek z samego rana rozpoczął się od nieprzyjemnej niespodzianki. Po Hogwarcie w trybie natychmiastowym rozeszła się wieść, iż kapitan Gryffindoru, mistrz taktyki i niepokonany szukający stulecia, nie zagra w najważniejszym meczu tego sezonu. Cała drużyna już na śniadaniu go wygwizdała, a później było tylko gorzej. Do pogardliwych wspomnień, prychnięć i szydzenia ze strony drużyny dołączył się nie tylko cały dom Gryffindoru, który właśnie stracił szansę na puchar, ale także Ravenclaw i Hufflepuff. Ze strony Ślizgonów natomiast słynny James Potter usłyszał pieśń na swą cześć, w ramach podziękowań za ułatwienie im zadania.
W porze obiadowej czarnowłosy był na skraju załamania nerwowego. Nie przełknął ani kęsa, a głowę zwiesił nad talerzem i wpatrywał się w niego beznamiętnie. Ten widok przyprawił Rudą o ogromne wyrzuty sumienia. Może i James sam wpakował się do gabinetu Filcha i na własne życzenie zarobił szlaban, ale miała nieodparte wrażenie, że gdyby nie jej nocna eskapada, oni wyszliby z tego bez szwanku. Z mieszanymi uczuciami pochwyciła więc torbę i skierowała swe kroki do lochów. Kiedy znalazła się w klasie, humor jeszcze bardziej jej się popsuł. Z ponurą miną zasiadła przy swoim kociołku i zakręciła kilka razy chochlą. Eliksir ewidentnie jej nie wyszedł. Barwą przypominał szlam, ale jego konsystencja była wyraźnie płynna i rzadka. Westchnęła ciężko i postawiła fiolkę na ławce, układając jednocześnie głowę na ramionach i wpatrując się w czarny włos znajdujący się wewnątrz szkla. Chwilę później do środka wparowała reszta klasy, robiąc straszny hałas. Miejsce po jej prawej stronie zajęła Mary, a po lewej, czego nie potrafiła zrozumieć i chyba nie chciała, usiadła Dorcas. Ta ostatnia posłała Rudej dziwne spojrzenie, ni to uśmiech, ni to grymas, po czym zanurkowała do torby, aby znaleźć swoją fiolkę z włosem. Lily wymieniła zaskoczone spojrzenie z McDonald.  Na jej pięknie skrojonych i idealnie podkreślonych ustach widniał szeroki uśmiech. Evansówna uniosła pytająco brwi.
 - Zgadnij, czyj to włos! - zapiszczała.
 - Nie mam pojęcia - westchnęła ciężko, prostując się na krześle.
 - Marka Hudley'a! Naszego nowego szukającego! - Blondynka puściła oczko do Rudej, ale widząc, że ta nie podziela jej entuzjazmu, burknęła coś pod nosem i pochwyciwszy swoje książki, przeniosła się do stolika Huncwotów.
Lekcja przebiegła dokładnie tak, jak kilka minut temu wyobraziła to sobie Ruda. Większą część uczniów Slughorn pominął, nie dając im jakiejkolwiek szansy na przeprowadzenie eksperymentu. Kiedy doszedł do Dorcas, pokiwał entuzjastycznie głową, Snape'owi przyznał trzydzieści punktów, a dotarłszy do kociołka Evans... Chrząknął niemrawo, posłał jej rozżalone spojrzenie i odwrócił się na pięcie, aby wrócić do Severusa. Ślizgon puszył się bardziej niż Potter po wygranym meczu, co doprowadziło ją do szewskiej pasji. Jedna drobna pomyłka, niedociągnięcie. Też coś! Posłała mu zażenowanie spojrzenie zza pleców profesora i schyliła się po torbę. Kątem oka dostrzegła, jak Mary wesoło rozmawia z  Remusem. Stolik Huncwotów znajdował się tuż obok kociołka Severusa, przy którym w tej chwili nie było już nikogo. Większość udała się pod katedrę profesora, aby zobaczyć działanie idealnie uwarzonego eliksiru.

Potter, nie zagrasz w najbliższym meczu

Marka Hudley'a! Naszego nowego szukającego!

W dodatku oboje zjawicie się w moim gabinecie punktualnie o dziewiątej w sobotę i odbędziecie specjalny szlaban pod specjalnym nadzorem.

Podniosła się gwałtownie z miejsca i zarzuciła torbę na ramię. W dwóch dłoniach ścisnęła odkorkowaną buteleczkę. Uśmiechnęła się szeroko do blondynki, pochyliła się i wyszeptała tak, żeby tylko ona mogła to usłyszeć:
 - Mam nadzieję, że nie zamienisz Remusa na tego całego Marka. To straszny palant, wiesz?
I ignorując zaskoczone spojrzenie jej niebieskich oczu, odwróciła się na pięcie i wyszła z klasy w tym samym momencie, w którym zadzwonił dzwonek.


***

Pokój wspólny świecił już pustkami. Poza nimi znajdował się tu tylko najnowszy zawodnik quidditcha.
Huncwoci zajmowali tradycyjnie kanapy znajdujące się w najbardziej oddalonym kącie salonu.
Black wpatrywał się z dziwnym zacięciem w tańczące płomienie. Jego twarz było szara, a wory pod oczami jakby się pogłębiły w blasku ognia. Oczy zaszły dziwną mgłą, a kciukami kręcił szalone młynki. Prawą nogą wykonywał również rytmiczne, nerwowe drgania, przyprawiając tym Evansównę o dreszcze i doprowadzając do granicy wytrzymałości. Nim jednak zdążyła się odezwać, chłopak z zaciętą miną podniósł się z fotela i skierował swoje kroki do dormitorium, w którym aktualnie przebywała Dorcas.
Mary rozmawiała o czymś z Remusem, który co jakiś wybuchał głośnym śmiechem. Patrząc z boku, można było wywnioskować, że dziewczyna o czymś opowiada. Gestykulowała przy tym chaotycznie, jej niebieskie oczy błyszczały z przejęcia, a blond loki rozwiały się na wszystkie strony.
 - Och, głuptasie ty mój! - Remus zaśmiał się krótko i pocałował ją z czułością w czoło, na co Mary wtuliła się w niego mocno.
Lily odwróciła zażenowana wzrok. Nigdy nie była w takiej sytuacji z Jamesem. Właściwie... To chyba nawet nie mieli okazji. Ich związek był niesamowicie dziwny i niedorzeczny. Ledwo się schodzili, a już coś im stawało na drodze. Natomiast w tych krótkich momentach, kiedy byli ze sobą, starali się spotykać w miejscach niepublicznych. Nigdy w pełni nie tolerowała tego typu zachowań i osobiście ograniczała wyznawanie uczuć i okazywanie czułości w towarzystwie swoich przyjaciół.
James Potter natomiast chyba w ogóle niczego nie dostrzegał. Leżał wyciągnięty na kanapie z rękoma uniesionymi nad głową i wpatrywał się w wiszącego na złotym łańcuszku Złotego Znicza. Mała piłeczka zawisła pomiędzy jego oczami i obracała się wokół własnej osi. Płomienie dogasającego kominka odbijały się od jego lśniących tajemniczo skrzydełek i  rozsiewały rozszczepione światło po ścianach. Twarz bruneta była lekko zielonkawa, a usta miał tak zaciśnięte, że wyglądał jakby mu się zbierało na wymioty.
 - Idiota. - Szorstki, głupkowaty głos przypomniał jej o jego obecności. Zacisnęła zęby i spojrzała w jego ciemnogranatowe tęczówki. - Najpierw pozwolił uciec tak pięknej dziewczynie, a teraz pozbawił się sławy!
Mark wypiął dumnie pierś i objął Rudą ramieniem. Zdusiła falę mdłości i wybuchła perlistym śmiechem. Orzechowe tęczówki drgnęły niepewnie. Odnalazł źródło tego cudownego, kojącego dźwięku, a kiedy jego mózg przetworzył to, co właśnie zobaczył, wyprostował się gwałtownie na kapie. Jego pięść zacisnęła się wokół złotej kuleczki, a oczy cisnęły piorunami. Zmusiła się tak mocno jak potrafiła i pocałowała szukającego w policzek. James pobladł, pozieleniał i znów pobladł. Wyraźnie nie mógł tego znieść. Podniósł się z kanapy i pewnym krokiem udał się do swojej sypialni.
Następnego ranka obudził się wcześnie. Świtało. Widział to wyraźnie przez szparę pomiędzy kotarami. Słońce właśnie unosiło się ku górze, rozkładając wokół zamku swoje promienie i budząc wszystko do życia. Przewrócił się na plecy i założył ręce za głowę. Jedną z nich wyjął jednak niemalże natychmiast i automatycznie pochwycił w nią naszyjnik ze Zniczem. Okręcał go w dłoni, dokładnie badając najmniejszy detal. Teraz, jak o tym pomyślał, to cieszył się, że dostał szlaban. Nie będzie musiał patrzeć na tą porażkę. A kiedy szlaban się skończy, przemknie się do sypialni i zaszyje się w niej, dopóki nie przyjdzie dzień wyjazdu. Z ociąganiem podniósł się z łóżka i usiadł na jego krawędzi. Łokciami zaparł się o kolana, a orzechowe oczy utkwił w złotej piłeczce. Swoją drogą, to ciekawe, czy Lily zdążyła odkryć jego sekret. Uśmiechnął się delikatnie. Oczami wyobraźni ujrzał, jak łapie prawdziwego Złotego Znicza, a później na miotle podlatuje do trybuny i oddaje jej go z powrotem. Poczuł napływający gniew. Ścisnął piłkę mocniej, a po chwili wziął zamach i cisnął nim przez sypialnię. Strącił jedną z lampek nocnych, robiąc niesamowity raban.
 - James!
 - Aaaa!
 - Co jest?!
Cała trójka zerwała się ze swoich łóżek i w mgnieniu oka pochwycili różdżki. Nie przejął się tym. Wziął wiszący na jednym z krzeseł ręcznik i zniknął w łazience.
Niewiele ponad godzinę później razem z Syriuszem odprowadził Petera z Remusem oraz Dorcas z Mary do drzwi wejściowych i posłali im zazdrosne spojrzenia. Nie zdziwił go fakt, że Evans gdzieś zniknęła. Ostatnio zachowywała się bardzo dziwnie i nawet nie próbował dojść do źródła. Poprzednie tygodnie sprawiły, że już sam nie wiedział, czy nadal tworzą parę, czy może jednak nie. Był moment, że między nimi było dobrze. Cieszył się nawet z tego, że chociaż na moment powrócili do starego zwyczaju. Najbardziej kochał ją właśnie taką szaloną i nieopanowaną. Była wtedy tą Rudą, w której się zauroczył i którą pokochał. Jednakże tamten moment trwał tylko chwilę i prawdopodobnie, gdyby nie "ciąża" Dorcas, to by się pogodzili.
Westchnął ciężko i wspiął się po schodach prowadzących do gabinetu McGonagall. Za piętnaście minut miał się rozpocząć mecz. Najważniejsza rozgrywka. A on, idiota, dał się wpakować w jakiś bezsensowny szlaban. Drzwi do jednej z nieużywanych klas otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a sekundę później oboje zostali do niej wepchnięci. Nie zdążyli nawet krzyknąć, bo natychmiast zakryto im usta. Oboje z Blackiem wytrzeszczyli oczy, kiedy zanotowali, że pod jedną ze ścian siedzi najwyraźniej nieprzytomny Mark.
 - Lily! - sapnął James, zrzucając jej dłoń.
 - Zamknij się! - odwarknęła i sprawnym ruchem wyrwała mu jednego włosa.
 - Evans, do cholery, odbiło ci?! - wydarł się, odsuwając się od niej na dwa metry i pocierając bolące miejsce. Nie przejęła się tym.
 - Rozmawiałam z McGonagall. Szlaban będzie trwał tyle, ile mecz - rzuciła, podchodząc do ławki i przysunęła do siebie dwie szklanki. Do obu czegoś dosypała, a następnie jedną z nich podała jemu, a na drugiej zacisnęła kurczowo swoje palce. - Pij, dopóki jestem pewna, że tego chcę. - Spojrzała mu w oczy.
Jego orzechowe tęczówki raz jeszcze ogarnęły pomieszczenie i wtedy zrozumiał wszystko.
 - Dlaczego? - wyszeptał tylko, patrząc na nią z dziwnym wyrazem wypisanym na twarzy.
 - Nie zadawaj durnych pytań, Potter! - ofuknęła go i przechyliła szklankę. - Masz godzinę. Później oboje będziemy mieć przechlapane.
I ciągnąc oniemiałego Syriusza za rękaw, opuściła klasę.


***

Z niecierpliwością wpatrywał się w zegarek. Co jakiś czas rzucał niepewne spojrzenia w kierunku Rudej. Robiło się niebezpiecznie. Jeżeli w ciągu piętnastu minut nie złapią Znicza, to na oczach opiekunki Gryffindoru z Jamesa zrobi się Evans, a wtedy to już na pewno polecą. Przez czterdzieści pięć minut musieli porządkować gabinet Filcha. McGonagall użyła całej masy zaklęć i spowodowała, że wyglądał on dokładnie tak samo jak tuż po ich wyjściu. Na trzy minuty przed końcem czasu do gabinetu wpadł profesor Flitwick i krzyczał coś o faulu, wymuszeniach i oszukiwaniu. Wicedyrektorka zmarszczyła czoło i uniosła brwi. Następnie spojrzała niepewnie na nich, po czym rzuciła krótkie "zabierz ich stąd", a następnie wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi. Syriusz spojrzał z lekkim przerażeniem na Rudą. Jeżeli będą musieli jeszcze coś odbębnić z Flitwickiem, to mają przerąbane. Evans, korzystając z zamieszania, wyciągnęła z torby małą buteleczkę i wypiła resztkę eliksiru, dzięki któremu zyskała niewiele ponad pięć minut więcej. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a ona skrzywiła się nieznacznie.
 - Potter, Black, chodźcie, odprowadzę was do wieży - westchnął z rezygnacją profesor.
Ruda na dźwięk nazwiska Jamesa delikatnie podskoczyła, a po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Black natomiast spojrzał podejrzliwie na nauczyciela.
 - Już?
 - Słyszałeś polecenie Minerwy.
 - Kto wygrał? - wyszeptała na wydechu.
Profesor pokiwał jedynie głową i nie odezwał się już ani słowem, dopóki nie dotarli do Wieży. Tam rzucił im krótkie "do widzenia" i zniknął za rogiem. W tym samym momencie Lily poczuła straszny ból. Jej ciało zaczęło się kurczyć i maleć. Szaty, które na sobie miała delikatnie na niej zawisły, a za duże w pasie spodnie zjechały do połowy ud. Rude kosmyki spadły na jej oczy, a okrągłe okulary rozmazywały obraz. Oboje odetchnęli z ulgą. A więc nikt się nie dowie. Udało im się.
 - Cholera! Udało się! - krzyknęła uradowana i rzuciła się Syriuszowi na szyję. Szybko jednak od niego odskoczyła i z zakłopotaniem podciągnęła spodnie, które osunęły się aż na łydki. Spłonęła niczym piwonia, a widząc, że przygląda jej się z dziwnym uśmiechem, jęknęła. - Co?
 - Musisz go mocno kochać, Evans - stwierdził, krzyżując ręce na piersi. Rudowłosa to otwierała,  to zamykała usta. - Pomysłowe bimbołki - podał hasło Grubej Damie.
Nie zdążyła mu na to odpowiedzieć. Pokryła się jeszcze większą czerwienią, a kiedy przejście się otworzyło i do ich uszu dotarł ogromny gwar, okrzyki radości i wiwaty, wymienili uradowane spojrzenia i ruszyli w przeciwnych kierunkach, każde do swoich przyjaciół.

19 komentarzy:

  1. Taak Lily naprawdę mocno musi kochać Jamesa:) Przez chwilę czytając o eliksirze miałam dokładnie taką samą myśl...

    Dorcas powinna dać szansę Syriuszowi skoro sama widziała, że przecież nawet po tym gdy mu powiedziała, że nie jest w ciąży on chciał ponownie z nią być, ale no cóż... Sądzę, nie ja to wiem, że co do tej pary to jeszcze nas zaskoczycie. Co do jej przyjaźni z Lily to sądzę, że coś w niej zaczyna pękać i powolutku chce zacząć godzić się z dawną przyjaciółką.

    Lily pod koniec cudownie zachowała się w stosunku do Jamesa:) Choć gdyby nie to, że jej charakterek, duma i upartość nie pozwoliły jej na zostawienie Rogacza i Łapy w spokoju, do niczego takiego by nie doszło.... Ale teraz są na dobrej drodze ku lepszemu.

    Myślę, że Syriusz za bardzo kocha Dorcas, żeby ją sobie od tak odpuścić. James dalej będzie starał się o Lily, Dorcas spróbuje na nowo odbudować swoją przyjaźń z Lily a Mary i Lupin będą jak narazie szczęśliwi....
    Ale to tylko moje domysły a prawdziwy przebieg wydarzeń znacie Wy, także z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że Pani Wena szybko u Was ponownie zwita:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział był intrygujący.Myślę że Syrusz nie wie sam co czuje do D. . Ona zaś wreszcie przejrzała na oczy kim jest Black. Co mnie niezmiernie cieszy.
    Lily kocham tą postać , czasami mnie irytuje ale w pewnym stopniu jest do mnie podobna. James tylko żeby z niej nie zrezygnował i mam nadzieje że będzie jeszcze kombinował jak ją odzyskać
    Dziękuje za wspaniały rozdział i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. No i to jest właśnie to, co kocham! Zamiast kłócić się i robić problemy, przynajmniej w tym przypadku Lily postanawia ruszyć głową :) Oczywiście pewnie też wziąć odpowiedzialność za to, co się stało, bo, jakby na to nie spojrzeć, to jej nocna eskapada zaszkodziła im bardziej niż gabinet Filcha. A łazienka, w której warzył się eliksir... Czyżby to była ta sławna łazienka Jęczącej Marty? W końcu ona już dawno nie żyła, kiedy rocznik '60 znalazł się w Hogwarcie.

    Chciałam to napisać pod wcześniejszą notką, ale zauważyłam, że w trakcie czytanie jej pojawiła się nowa. Wiem, że nie jest to przedmiotem tego rozdziału, ale szczerze bardziej zajmuje mnie wątek "przyjaźni" Dorcas i Lily. Uważam, a raczej wiem, z własnego doświadczenia, że po takim wydarzeniu nie uda jej się odbudować tak silnej, jaka była wcześniej. I, cokolwiek by się nie działo, ja stoję murem za Rudą. Jakby na to nie spojrzeć, to Dorcas zaczęła i zaogniła konflikt i szczerze nie dziwię się Lily, że robiła wszystko, żeby tej wrednej małpie dopiec. Nie twierdzę, że było to w porządku... Jednak jak najbardziej na miejscu. Za to wkurza mnie postawa Mary - nic nie jest gorszego niż inni przyjaciele włączający się w konflikt i na dodatek opowiadający się za jedną ze stron. Oczywiście, Mary ma rację, że gdyby Lily nie dowiedziała się o "ciąży", jeszcze długo zwlekałaby z podejściem do Dorkas, ale w końcu by to zrobiła, jestem tego w stu procentach pewna. A skąd to niby wiem? Bo kilka miesięcy temu byłam w identycznej sytuacji. Oczywiście, przedmiot kłótni był zupełnie inny, ale późniejsze wydarzenia prawie identyczne. No i tutaj też widać, co się dzieje, kiedy włączają się inne nieproszone osoby. Zawsze na straconej pozycji stanie ten, który ma bardziej cięty język i ognisty, silny temperament. Tak jak w moim przypadku ja, czy tutaj - Lily. Wkurzyła mnie w poprzednim rozdziale ta uwaga Mary... Bo mi się wydaje, że Lily po prostu zaniepokoiła się stanem przyjaciółki. Ale ponieważ, w przeciwieństwie do Dorcas, umie skutecznie zranić ludzi słowami, kiedy tylko chce, no i oczywiście zawsze jest przekonana o swojej nieomylności... Ludzie zaczynają uważać, że chodzi o bycie blisko wydarzeń, bycie w centrum uwagi. I zupełnie nie rozumieją, że pomimo wypowiedzianych gorzkich słów, tej osobie dalej zależy na tej drugiej i mimo wszystko zastanawia się, co się z nią dzieje, obserwuje ją, chociaż ta jej już nic nie mówi, przestaje się zwierzać... Martwi się, kiedy widzi, że coś jest nie tak, a tym bardziej, kiedy dowiaduje się tego od innej osoby. Lily na pewno nie miała żalu do Dorcas, że ta jej nie powiedziała, bo powiedziała jej wiele niemiłych rzeczy... Ale mimo wszystko może mieć żal do Mary, bo mimo, że ta stara się być pomiędzy, to wyraźnie widać, że ten "środek" znajduje się bliżej Dorcas niż Lily. Dlaczego? Bo tamta jest bardziej poszkodowana. A raczej bardziej pokazuje to, że jest poszkodowana.
    Wkurzają mnie tacy ludzie. Nie ci, którzy są w konflikcie, ale ci, którzy oceniają, kto według nich ma rację i komu się bardziej oberwało. Po co mieszać siew cudze konflikty? I na dodatek nie pomyślą, że ten, który krzyczy najgłośniej i najbardziej dobitnie, chowa w sobie dużo więcej niż zdoła wykrzyczeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Nimfadoro!
      W swoim życiu przeszłam wiele i, jak za pewne każdy z nas, przeżyłam już wszystkie trzy powyższe pozycje. Byłam i tą "na środku" i tą "poszkodowaną" jak i "szkodzącą" i w żadnej z tych sytuacji nie miałam po swojej stronie nikogo. Nigdy nikt, do pewnego etapu w moim życiu, nie stanął po mojej stronie, a niejednokrotnie byłam bardziej "poszkodowaną" niżeli "szkodzącą". Może właśnie dlatego, mając w głowie utarty schemat umieściłam Mary bliżej Dorcas? Nawet jeżeli to Lily jest tutaj poszkodowana? Chociaż tu bym się spierała... Bo chociaż Dorcas działała pod wpływem emocji o tyle Ruda w sposób celowy odcięła ją od reszty przyjaciół... Ale to chyba temat na grubszą dyskusję :D
      A co łazienki i eliksiru... Powiedz mi kochana gdzie kto i jakim cudem ważył eliksir w łazience? :D ja tu czytam lochy, eliksiry i dawno nie uzywana klasa :D

      Usuń
    2. Boże, ze mną naprawdę jest coś nie tak. Przeczytałam nieużywana łazienka... Za dużo Harry'ego, zdecydowanie za dużo... :D

      A z tym byciem samemu to witam w klubie. Tylko widzisz, ja tam się bardziej utożsamiam z Lily, więc obojętne czego byś mi tu nie napisała i tak będę stać za nią murem :D I tu też się zgodzę - wygląda na to, że zrobiła to w sposób celowy i w stu procentach świadomy... I właśnie tutaj widzę górowanie ludzi jej typu. Często dają się ponosić emocjom, ale świadomie zranić umieją do żywego i to tak, że potem rzeczywiście wszyscy się obrażają. Tutaj przynajmniej huncwoci nie przyłączyli się do Gwardii Anty-Evans :D
      Ale dalej uważam, że świadome działanie nie umniejsza jej cierpień. Bo tacy ludzie w towarzystwie kreują się na zimnych skurwysynów, kiedy odczuwają potrzebę obrony. I może nie przeżywają wszystkiego tak głęboko, jak ludzie bardzo wrażliwi... Co nie zmienia faktu, że uraza siedzi. Może też nie tak długo, jak u tych wrażliwszych, ale siedzi. I duma. Wredna, podstępna towarzyszka życia, bez której nie mogliby istnieć.
      Oh, oczywiście nie wiem, jak to jest dokładnie w przypadku Lily, w końcu Ty ją kreujesz :D No ale to jest moje wyobrażenie tego, co nie zostało napisane :)

      Usuń
    3. Ja aktualnie też jestem bliższa kreowanej przez nas Lily - w końcu nie wzięła się ona z kosmosu, jest odciskiem mnie samej z lekkim połączeniem Avis. Sprzedałam swą wrażliwość diabłu za suczowatą pewność siebie i ignorancję dla tematów przyziemnych i nie ważnych, rozwijając przy tym umiejętność "jestem zajebista, więc mi zazdrość" i osobiście jestem dumna z tej przemiany, bo do tej pory raczej mi służy ;D Wiesz, że od blisko czterech lat nie popadłam w tradycyjną depresję jesienno - zimową i nie wylewam łez przy byle okazji? Rewelacja. Naprawdę polecam! ;D
      I uwierz mi, że właśnie z takim nastawieniem pisałam tą akcję. Lily, chociaż z pozoru poszkodowana - większą krzywdę wyrządza Meadowes, takie jest moje zdanie. Co prawda świadomie odcina ją od wszystkiego, ale nieświadomie w najgorszym dla szatynki momencie. I w sumie, poza tym, że tamta zarzuciła jej szlamowatość i bycie lepszą, nie ma chyba nic do dodania. Uraziła godność Lily, co też wcześniej uczynił Snape, a ta, będąc - wybacz za słownictwo, ale inaczej nie umiem tego ująć - "zimną k**wą" stwierdziła, że odda jej trzy razy mocniej i tyle :D Jedyne cierpienie, jakie zadać jej mogła wówczas Meadowes było to, co też uczyniła - znalazła sobie nową przyjaciółkę, a tym samym największego wroga dla Lily i już! I chyba w tej sytuacji, uraza Lily polega bardziej na zapatrzeniu w samą siebie, swoją "idelność i zajebistość" niż na czymkolwiek innym, głębszym. Co reasumując oznacza mniej wiecej tyle, że Twoja wypowiedź pokrywa się z moją, z tym, że Ty stoisz za Lily, a ja za Dorcas, która jest moim duchem z przesłości :D
      A Huncwoci nie przyłączyli się do Gwardii tylko i wyłącznie dlatego, że Syriusz nie miał innej, lepszej opcji, Peter jest był i pozostanie tam gdzie jego liderzy, a Potter... no cóż, jak to Potter nie? ;D No i nie mówiąc o tym, że w tamtym momencie raczej wszystko się posypało i każdy działał trochę na własną rękę :D

      Usuń
  4. Nie wie jak dla Was, ale dla mnie tej rozdział to prawdziwe mistrzostwo! Jeżeli ktoś miałby to lepiej rozegrać, to chyba sama J.K. Rowling! ;)
    Jeju, tak się cieszę, że wróciłyście na dobre! :***
    Od początku notka super. Ciekawa jestem czy Dorcas i Syriusz będą razem. Czy ona nie rozumie, że on ją kocha? Może boi się, że znowu ją skrzywdzi... (albo czegoś nie zrozumiałam, no cóż, jak zwykle :P)
    Nie wiem czy dobrze wywnioskowałam, ale udało im się odzyskać mapę? Jak tak to super, ale James i Syriusz na prawdę czasami myślą tak 'dziecinnie'. No bo po co czarodziejowi różdżka? ;) No i ten szlaban! W końcu Lily się nie obraża i działa. Świetnie to wymyśliłyście, gratulują pomysłowości. Czyżby wena po przewie wracała? I tak, Lily musi kochać Jamesa. Mam tylko nadzieję, że nic nie wyjdzie na jaw! Teraz to już chyba będą znowu razem, nie? :)
    Lily i Dorcas w końcu się pogodzą? Jest oczywiście jeszcze Mary. Niech wszystko powolutku dojdzie do normy...
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie odzyskali :D może nie jest to zbyt wyraźnie zaznaczona, ale w momencie kiedy złapała ich McGonagall - wszystko musiało wrócić na swoje miejsce :) Dobrze, że sugerujesz. Zaznaczę to w następnym rozdziale, co by nie było niepotrzebnych wątpliwości :)
      Wena była od dawna :) Ten pomysł zrodził się krótko po opublikowaniu notki walentynkowej :) Dziękujemy za miłe słowa, ale musicie w końcu uwierzyć, że prawie wszystko co aktualnie jest spisywane - zostało zaplanowana dawno temu, a nie w ostatnich tygodniach ;D Jedynie nastawienie się zmieniło, co zdecydowanie ułatwia pisanie :)

      Usuń
  5. Super, że wróciłyście :D Bardzo się z tego powodu cieszę i od razu zabrałam się do czytania... Mam nadzieję że Dori i Syriusz będą razem. Niech coś się później wydarzy ( Dori w wersji Rowling i tak ginie ), ale niech oni choć przez chwile będą razem szczęśliwi... To moja ukochana para i byłoby super. A tak wogóle to świetna notka, zresztą jak zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochane muzyka nie działa :( nie wiem czy tylko u mnie ale nie działa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawiona i odtwarza :) dziękujemy za informacje :)

      Usuń
  7. o jejciu jak mnie ta notka wciągnęła ^^ nie moge się doczekać następnej..co z Lily i Jamesem ♥ Buziaki ~Nox

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku. Jestem pod naprawdę ogromnym wrażeniem. Muszę się przyznać, że nie czytałam tego bloga wcześniej (jeszcze przed zmianą) bo przerosłą mnie ilość rozdziałów. Ale ostatnio coś mnie wzięło na czytanie i postanowiłam zacząć czytać. Przeczytałam wszystkie rozdziały. Nie powiem żeby zajęło mi to mało czasu, ale zdecydowanie było warto. Wasza historia jest tak wciągająca, że nie mogłam oderwać wzroku od monitora.

    Teraz o rozdziale:
    Jak już wcześniej wspomniałam jestem pod ogromnym wrażeniem waszej wyobraźni i pomysłów.
    Lily postąpiła moim zdaniem wspaniale pijąc eliksir, aby James mógł zagrać w meczu. Tak jak już zostało napisane, naprawdę uważam, że musi go bardzo kochać. Mam nadzieję, że znów będą szczęśliwą parą, a Huncwoci odzyskają swoją mapę.

    PS. Szablon jest świetny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Och!! Wchodziłam co jakiś czas, patrząc jak się sprawy mają. Ostatnio wchodzę, patrzę i nie wierzę własnym oczom! Nowy wystrój! Nowa notka! Remont generalny. I podoba mi się to :D mam się uczyć parcia na ściany płaskie i zakrzywione a ja przeglądam stare notki, żeby zobaczyć czy coś się zmieniło. I moje uczucia do miłości Lily i Jamesa powróciły z taką siłą, że aż nie mogłam się oderwać. Musiałam dzisiaj wszystkie przejrzeć. Tak, uważam, że powolne wchodzenie na plan Lily i Jamesa jest słuszne. Rosnąca ekscytacja to jest to! Odświeżam bloga, żeby zobaczyć czy nie wrzucicie dzisiaj jakieś notki. Moje serduszko ma szczerą i cichą nadzieję :) Ach! i ostatnie zdanie...powalające :)
    Pozdrawiam i witam ponownie, Dawn_Rose :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku... Zorientowałam się, że w mojej przeglądarce psuje się dodawanie komentarzy i si w całości kasują.
    Rozdział niesamowity. Może to co zrobiła Lily dla Jamesa będzie powodem ich zgody. Oboje tęsknią za swoją bliskością ale nikt się nie przyzna. ;) Brakuje mi ich zgody. W końcu ich miłość ma oświecać mroczne czasy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Można liczyć dzisiaj na notkę? Nie poganiam ale chcę wiedzieć, żeby co chwilkę nie odświeżać bloga :) zbyt mocno działacie na mnie tymi literkami!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowne *__* tak się cieszę, że w końcu wróciłyście. ;D

    Kiedy możemy spodziewać się kolejnego rozdziału ? ;)

    Po prostu jestem tak uzależniona od tego bloga, że zaczęłam już czytać od początku. :D

    A więc weny życzę i mam nadzieję, że już niedługo pojawi się ten wyczekany 60 rozdział. ;)

    Pozdrawiam, Anita.

    OdpowiedzUsuń
  13. Twój blog jest świetny :3 Uwielbiam go <3 życzę weny i zapraszam do mojego :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem zachwycona. Dopiero wczoraj trafiłam na Waszego bloga i już zdążyłam przeczytać wszystko :> Jestem z siebie dumna, bo notki macie naprawdę długie.
    Po pierwsze: macie piękny szablon, który jest tak urokliwy, że podziwiałam go chyba z siedem minut z zegarkiem w ręku : )
    Ogólnie cała historia mi się podoba. Widać, jak przez ten czas rozwinęłyście się pisarsko, jest to wspaniałe i naprawdę znowu jestem pod wielkim wrażeniem a moje emocje może wyrazić tylko jedno wielki WOOOOW. < 3
    Podziw, podziw i zazdrość bo ja nigdy nie będę tak pisać.
    JESTEŚCIE NIESAMOWITE ^^
    Jeśli możecie, wejdźcie też na moje blogi, zostawcie komentarz, cokolwiek, konstruktywne uwagi zawsze się przydadzą : ) A ja idę dalej zachwycać się Waszymi pomysłami : >

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy