sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział Pięćdziesiąty: Na samotność skazują człowieka nie wrogowie, lecz przyjaciele


[muzyka]

Dni mijały w zastraszającym tempie, a nauki wcale nie ubywało. Wręcz przeciwnie! Nauczyciele wzięli się za nich, ledwie powrócili do szkoły. Była cała masa referatów, zaklęć i książek ponadprogramowych. W dodatku czary, eliksiry i transmutacje, które aktualnie przerabiali, były na tak wysokim i skomplikowanym poziomie, że niekiedy siedzieli do późnych godzin, aby ogarnąć prawidłową inkantację. W dodatku zauważyli, że Remus jest w nieustannym kontakcie z członkami Zakonu. Nie mieli pojęcia dlaczego, ale byli pewni, że Zakon przygotowuje go do jakiegoś ważnego zadania. W końcu tuż po zakończeniu ostatniego roku mieli stać się oficjalnymi członkami grupy, która chce walczyć przeciwko Voldemortowi. Sytuacja nie wyglądała jednak aż tak kolorowo i wspaniale. Do szkoły powróciło znacznie mniej uczniów, niż powinno. Nie mieli jednak ani czasu, ani głowy, aby się nad tym wszystkim zastanawiać. Zwłaszcza, jeśli chodziło o wspólne dyskusje...
Sytuacja między nimi nie uległa poprawie. Rogacz uparcie ignorował swoją dziewczynę, ale nie miał żadnych problemów z tym, aby rozmawiać z jej najlepszymi przyjaciółkami. Mary, jako jedyna, nie miała zwady z nikim, ale była tak roztrzepana i przejęta swoim salonem, że niewiele mówiła, a jeżeli już, to tylko o nim. Ruda natomiast unikała zarówno Jamesa, bo przecież to ona miała większy powód, żeby się obrazić, jak i Blacka, którego uważała za współorganizatora tej piekielnej imprezy urodzinowej. Jeżeli zaś chodziło o Dorcas, to nadal miała mieszane uczucia. Z jednej strony przerażało ją to, że ona i Marlena stały się nagle nierozłączne, ale z drugiej, nie miała ochoty rozmawiać z kimś, kto był bliski rzucenia na nią uroku. Biorąc to wszystko pod uwagę, szczerze się zdziwiła, kiedy udało im się w końcu usiąść razem w opustoszałym pokoju wspólnym i w miarę normalnie porozmawiać.
- Coś jest na rzeczy! – powtórzyła Dorcas po raz dziesiąty tego wieczoru.
- Powiedz coś, czego nie wiemy – odburknęła Ruda, wywracając oczami.
Szatynka zgromiła ją wzrokiem.
- Chodzi mi po prostu o to, że nie pisaliby do Remusa, gdyby sprawa nie była poważna!
- Zamordowali połowę Zakonu! – warknęła Lily z niedowierzaniem, prostując się na fotelu. – Dla ciebie to nie jest poważne?!
- Mrr... Rzućcie się na siebie jak tamtej nocy po imprezie – mruknął Łapa, opierając łokcie na kolanach i wpatrując się w dziewczyny intensywnie. – Że też mnie to ominęło!
Dorcas opuściła wzrok i wbiła się w fotel. Ruda natomiast poczuła, jak policzki jej czerwienieją, ale nie chciała dać mu tej satysfakcji.
- Zdajesz sobie sprawę, że owa awantura była z powodu twojej skromnej osoby?
- Niezmiernie mnie to cieszy – szepnął, utkwiwszy swoje czarne oczy w jej roziskrzonych. Uniosła brwi, ale jej nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie rozbrajająco w typowy dla siebie sposób, a ona nie potrafiła go nie odwzajemnić.
- Wróćmy do tematu – stwierdził delikatnie poirytowany Rogacz, patrząc to na nią, to na przyjaciela. – Zastanówmy się, co możemy zrobić i jak im pomóc!
- Jak chcesz im pomóc, nie wiedząc, co planują?
- Przecież możemy się dowiedzieć!
- Jak?! Przecież nic nam nie mówią! – warknęła coraz bardziej wściekła, ale nadal starając się na niego nie spojrzeć.
- Marlena mówiła, że...
- No tak! Oczywiście! Skoro Marlena tak mówi! – prychnęła niczym rozjuszona kotka i odgarnęła rudy kosmyk z twarzy.
- O co ci chodzi?! – Również zaczynał tracić cierpliwość.
- O nic! – wybuchła i w końcu na niego spojrzała. Przez jego twarz przebiegł dziwny cień, a ją przez chwilę ogarnęła chęć wybuchnięcia śmiechem, ale natychmiast ją w sobie zdusiła.
- Mówię to, co wiem. Staram się pomóc!
- Oczywiście, że się starasz – syknęła, mrużąc oczy.
- Nie rozumiem, z czym ty masz problem! Uważam, że informacje, które Marlena mi przekazała mogą być dosyć istotne w tej sprawie!
- Rozumiem, że są poufne? – Uniosła brwi.
- Tak.
- Więc jakim cudem...
- Wtajemniczyli ją, bo ma brać udział w tym zadaniu – przerwał jej natychmiast.
Policzki Lily zaczerwieniły się jeszcze mocniej, a krew zaczęła krążyć szybciej. Przez kilka długich sekund patrzyli na siebie w przerażającej ciszy.
- I tak po prostu przyszła i powiedziała ci to, co powiedziała? Przecież wie, co grozi za nie trzymanie języka za zębami.
- Tak, tak po prostu. Jej również zależy na Remusie. Polubiła go. – Prychnęła i przeczesała swoje rude włosy palcami. – Co ci znów nie pasuje?!
- Powiedziała ci to przed czy po tym, jak ją przeleciałeś?! – warknęła, podnosząc się z miejsca. Pobladł, ale nie powiedział nic więcej.
- Istnieje opcja, że w trakcie – westchnął Black, ziewając potężnie. Natychmiast zwróciła się w jego stronę.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że zdradzanie jest złe, prawda? – stwierdziła z niedowierzaniem.
- Tak. Ktoś w przejrzysty i dokładny sposób mi to przekazał – mruknął niezadowolony i wskazał na ślady po paznokciach widniejące na jego policzku.
- Gdyby nie ona, prawdopodobnie bym cię zabiła. – Szatynka włączyła się do rozmowy.
- A na nagrobku wyryto by napis „umarł, bo jej nie przeleciał”?
- Widziałam cię z tą rudą szmatą! – krzyknęła i podniosła się z miejsca. – Gdyby chociaż była ładniejsza albo mądrzejsza! Co ona miała w sobie, czego ja nie mam?! – wydarła się, tracąc nad sobą panowanie.
- Ognisty temperament – szepnął i rzucił rudowłosej przeciągłe spojrzenie. Dorcas aż się zapowietrzyła. Jej ręka momentalnie powędrowała ku różdżce. Nie zrobiło to na nim wrażenia. Ziewnął kolejny raz i spojrzał na swoją byłą z drwiącym uśmiechem. – Przestań, słoneczko, złość piękności szkodzi, a ty raczej nie masz czym szastać – przyjrzał się jej krytycznie.
- Dosyć! Nie mam zamiaru tego słuchać! Kim ty jesteś, do cholery?! – wydarła się i wycelowała w niego różdżkę.
- Uuu! – Ruda prychnęła i uśmiechnęła się z ironią. – Ja bym na twoim miejscu uważała – spojrzała na Łapę porozumiewawczo. – Ona ma jakieś nienormalne zdolności.
- Och! – Dorcas posłała jej wymuszony uśmiech. – To, że ja potrafię sobie poradzić z czarami, nie znaczy, że inni także tego nie umieją. No wiesz... – zająknęła się teatralnie. – Nie masz się, czego wstydzić! Zaklęcie Reparo każdemu sprawia problem, przynajmniej na początku.
- Nie wiem, czy pamiętasz, kochanie, ale jesteśmy na siódmym roku i przerabiamy zaklęcia obronne – powiedziała Lily, uśmiechając się z triumfem. Uwaga Dorcas nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Wciąż pamiętała grymas wściekłości wypisany na jej twarzy, kiedy otrzymały wyniki SUM-ów. Okazała się lepsza. Dostała wybitny, podczas gdy Dorcas z trudem powyżej oczekiwań.
- A co to ma do rzeczy? – prychnęła delikatnie zbita z tropu.
- Tylko tyle, że ja umiem korzystać z książek znajdujących się w bibliotece i potrafię uczyć się ponad program.
- Szkoda, że nie ma podręczników, z których mogłabyś się nauczyć, jak sobie radzić w związku – syknęła, nadal próbując utrzymać fason.
- Rozumiem, że po jego przeczytaniu miałabym go przekazać tobie? Poszukam takiego, w którym będzie rozdział zatytułowany Jak zapanować nad swoim facetem, żeby nie szukał pocieszenia w ramionach innej? – W oczach Dorcas zalśniły łzy. Na te słowa Black wybuchnął głośnym śmiechem i przybił piątkę z Potterem, a Ruda uśmiechnęła się drwiąco.
Trzydzieści sekund później była już w swojej sypialni, którą, jak na złość, musiała dzielić z Rudą i Mary. Ta druga jej raczej zbytnio nie przeszkadzała, ale towarzystwo Lily doprowadzało ją do szału. Wiedziała, że konflikt między nimi jest tylko i wyłącznie z jej winy, ale nie potrafiła go załagodzić. Ilekroć patrzyła na swoją przyjaciółkę, jej oczom ukazywał się obraz Syriusza na imprezie u Jamesa, a od pewnego czasu także Rudej, która całuje się z nim na szkolnym korytarzu. Wiedziała, że wyciąganie zakończonych epizodów nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale nie umiała wybić sobie z głowy tego obrazu. W dodatku im dłużej wałkowała temat i im mocniej zagłębiała się w tą wizję, tym częściej lądowała w toalecie z okropnymi mdłościami. Tak. Ta sytuacja zdecydowanie ją przerosła, a nie miała nikogo, kto potrafiłby ją z tego wyciągnąć. Mary zajęta była swoimi problemami, Remusowi jakoś nie umiała się zwierzać, a Jamesa oskarżała o to, co się stało.
Sam Black umył natomiast rączki i przyjął nową taktykę. Ilekroć próbowała mu dopiec i powiedzieć coś, co urazi jego chore ego, on udawał niewzruszonego drania i odpłacał się tym samym. Z tą tylko różnicą, że jemu wychodziło to znacznie lepiej i trafniej dobierał słowa. Raz czy dwa próbowała nawet z nim porozmawiać od tak, na spokojnie, ale nie był zbytnio zainteresowanym tym, co miała mu do zaoferowania. Z reguły uśmiechał się bezczelnie i warczał, że cokolwiek by nie powiedział i tak nie będzie mieć znaczenia, bo ona założyła z góry, że ją zdradził i żaden argument ani wyznanie uczuć nie potrafiło by jej odwieść od tego przekonania. Nie była jednak do końca przekonana o tym, że to jedyny i prawdziwy powód jego niechęci. Nie wiedziała, czy byłaby w stanie ponownie się z nim związać i znowu mu zaufać, ale bolało ją to, że zamiast próbować, najzwyczajniej w świecie korzysta z tego, że przestali być parą. Potrafił flirtować z każdą dziewczyną i niezbyt obchodziło go to, czy Dorcas jest w pobliżu, czy też jej nie ma.
Dlatego też, takie sytuacje, kiedy siedzieli wspólnie, zdarzały się niezmiernie rzadko i jedynie w sytuacjach niesamowicie ważnych lub kryzysowych. Zadanie Remusa zdecydowanie klasyfikowało się do obu tych kategorii. Szybko jednak przestała go używać jako głównego argumentu do tworzenia owych okazji. Konflikt z Rudą i Syriuszem wyraźnie jej szkodził. Chociaż Lily nadal pałała do panów żywą nienawiścią i, podobnie jak ona sama, oskarżała ich o urządzenie potajemnej imprezy, to w odpowiednim momencie potrafiła wykorzystać sytuację i wspólnie z Blackiem jej dopiec. Jej samej nigdy nie udało się zmobilizować do podobnej akcji Jamesa. Nie wiedziała, czy chłopak faktycznie czuje się winny, czy może raczej wydoroślał i nie chciał pogarszać swojej pozycji, a wręcz pogodzić się z ukochaną. Efekt był jednak średni. Kłócili się często i głośno. Zauważyła też, że właśnie wtedy zdecydowanie polepsza jej się humor.
Jej uwadze nie umknął także jeszcze jeden fakt. Fakt, który nie tylko jej samej przeszkadzał. Jej narzeczony wyraźnie odzyskał pewność siebie, przez co stał się niemalże nie do zniesienia. Jego ego było na tyle wielkie, że raz na jakiś czas był na tyle bezczelny, żeby rzucić dwuznaczny tekst w stronę Lily. Nie przeszkadzało mu nawet to, że jego najlepszy przyjaciel siedzi tuż koło niego. Na szczęście dziewczyna zawsze odpowiadała mu ciętą ripostą i w trafny sposób przywracała na ziemię. Nikt jednak nie wiedział, że w tych nieprzyzwoitych uwagach odnajdywała drugie dno, a mianowicie doskonale skryty komplement. Nie wiedziała, czy Black flirtuje z nią na poważnie, czy może wybrał taki sposób, aby się z nią pogodzić... Suma sumarum, szło mu całkiem dobrze i był chyba jedyną osobą, z którą momentami rozmawiała i żartowała, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Poza Remusem, rzecz jasna. Właściwie, to mogła śmiało stwierdzić, że taki układ jej pasuje. Wygłupianie się z Blackiem, oczywiście do pewnego momentu, bo jakieś pozory musiała zachować, pozwalało jej dopiec dwóm osobom jednocześnie. Zarówno Dorcas, jak i James mieli wtedy nietęgie miny. Temu drugiemu należało się w stu procentach! Przecież widziała na tych cholernych urodzinach, jak zwracał się do Alison! A co do Blacka, była pewna jednego – bardziej od siebie samego kochał Jamesa i wiedziała, że z czego, jak z czego, ale z ich przyjaźni nie zrezygnowałby nigdy. A poważniejszy flirt z dziewczyną najlepszego kumpla na pewno właśnie tak by się skończył.
I chociaż James Potter był podobnego zdania i szczerze ufał swojemu przyjacielowi, to raczej nie mógł się pozbyć wrażenia, że od pewnego momentu coś się jednak zmieniło. Wcześniej dosyć często żartowali na temat walorów Evansówny, ale Łapa nigdy nie odnosił się do niej w taki sposób. Pierwszy raz w życiu czuł się aż tak niepewnie. I właśnie ta niepewność go przerażała. Nie tylko dlatego, że coraz częściej przyłapywał tą dwójkę na głośnych wybuchach śmiechu. Podczas jednej z kłótni pomiędzy Dorcas, Syriuszem i Lily padło coś, co zaczęło go zjadać od środka. Szatynka przypomniała mu, że jego najlepszy przyjaciel całował się z jego dziewczyną. Nie ważne było to, że owa sytuacja miała miejsce wieki temu, że Lily go wtedy szczerze nienawidziła... Liczyło się to, że Black nie potrafił w pełni kontrolować swoich emocji. Przecież Rogacz doskonale wiedział, że gdyby nie ich przyjaźń oraz to, że kochał Lily nad życie, to Łapa...
Wizja, która go nawiedzała w takich momentach, wzbudzała w nim sprzeczne emocje. I prawdopodobnie dlatego postanowił schować dumę do kieszeni i po raz kolejny spróbować porozmawiać z Lily normalnie, chcąc wyjaśnić i naprostować sytuację między nimi. Okazja nadarzyła się niedługo po tym, jak znaleźli się w szkole. Ruda, jak to miała w zwyczaju, siedziała w dalekim kącie w pokoju wspólnym i skrobała wypracowanie. Bardzo często uciekała do książek, aby odseparować się od Dorcas, jego samego lub przesadzającego i wkurzającego już Blacka. Siedziała na jednym z wysłużonych foteli, a jej zwężone, zielone oczy pobłyskiwały w delikatnym blasku świec. Od czasu do czasu notowała coś na przygotowanej kartce papieru i zakreślała fragmenty w książce. W pewnym momencie poderwała się gwałtownie, zapisała trzy długie zdania, po czym zaczęła przetrząsać stół w poszukiwaniu kolejnego podręcznika. Westchnął delikatnie i podszedł do niej, podając grubą księgę, którą pochwycił z leżącego nieopodal stolika. Spojrzała najpierw na nią, a później z szerokim uśmiechem na niego. Kiedy jednak zanotowała, kim jest jej wybawca, entuzjazm z niej wyparował, a jego miejsce zajęła nieposkromiona wściekłość.
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać – syknęła i zaczęła zbierać swoje rzeczy nim w ogóle zaczął mówić. Westchnął teatralnie.
- Długo masz zamiar zgrywać obrażoną? – Z rozbawieniem zauważył, że delikatnie się zmieszała.
- Wcale nie zgrywam! Może według ciebie nic się nie stało, ale ja…
- Bo się nie stało – wtrącił się, delikatnie naburmuszony.
- Więc twoim zdaniem, to, co wydarzyło się w twojej kuchni, nie ma najmniejszego znaczenia? To dla ciebie najzwyczajniej w świecie… nic?! – zapytała z niedowierzaniem.
- Czego się denerwujesz?! – skrzywił się. – Z nas dwojga, to chyba ja mam większe powody do tego, aby się wściekać!
Posłała mu pogardliwe spojrzenie, pochwyciła zwoje pergaminów oraz grube księgi i z wysoko uniesioną głową udała się do dziury pod portretem. Jęknął w duchu i poczłapał za nią. Dopadł ją u szczytu spiralnych schodów, prowadzących do Wieży Gryffindoru. Najprawdopodobniej musiała się czegoś wystraszyć, gdyż zbierała porozrzucane materiały.
- Lily, na Merlina, wkurzasz się o to, że znajomi zorganizowali mi imprezę? – szepnął i odważył się do niej podejść. Jego ręce musnęły jej ciało wzdłuż kręgosłupa. Przebiegł ją dreszcz, ale nie zareagowała. Nie widząc sprzeciwu, objął ją w talii i musnął delikatnie jej kark. Wstrzymała oddech. – Że pamiętali? – Czar prysł. Natychmiast wyplątała się z jego objęć i z całej siły cisnęła w niego zwojem pergaminu. – Au! Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło!
- Więc tylko o to ci chodzi?! O te cholerne urodziny i o to, że o nich zapomniałam?! I to był powód, dla którego zdradziłeś mnie z tą wywłoką?! – wydarła się, nie przestając go okładać. Zareagował instynktownie. Pochwycił zrulowany papier i pociągnął, przyciągając ją tym samym do siebie.
- Oboje doskonale wiemy, że nie byłbym w stanie cię zdradzić!
- Nie zaprzeczyłeś, kiedy spytałam – stwierdziła bez przekonania. Jego orzechowe oczy pozbawiły ją stanowczości. Właśnie dlatego unikała go przez kilka ostatnich dni.
- Lily – szepnął i odgarnął rudy kosmyk z jej twarzy. – Przecież wiesz, że cię kocham.
- A co to ma do rzeczy? – Nagle zebrała się w niej wściekłość, sama nie wiedziała dlaczego. – Ciekawa jestem, co by się wydarzyło, gdybyśmy się nie zjawiły! Albo chociaż przyszły cholerne pięć minut później!
- W kółko powtarzasz dokładnie to samo! – Pomału zaczął tracić nerwy. Wypuścił ją ze swoich rąk i usiadł na najbliższym stopniu. – Wiecznie tylko oskarżasz Alison, jakby zrobiła ci coś złego! A to ty na nią napadłaś!
- Żartujesz?! Przecież ona się do ciebie przykleiła! Ile razy mam ci mówić, że nawet mnie nie poinformowała o tej chorej imprezie!
- To była moja impreza urodzinowa, Lily – warknął urażony.
- Jakby to było najważniejsze! Nie ważne czyja! Ważne, że mnie tam nie było, a była ona! W dodatku przyklejona do twojego boku i uśmiechająca się w ten denerwujący sposób! I zapewne łaziła krok w krok i rozpowiadała dookoła, jaka to ona jest wspaniała, a jaki to ty jesteś biedny, a ja okrutna! Bo przecież zapomniałam o urodzinach, a ona musiała je wyprawić za mnie! – ironizowała.
- Dla mnie to ważne! Zapomniałaś i jeszcze mnie oskarżasz! Ciekaw jestem, co by się stało, jakbym się odważył zapomnieć o twoich! – krzyknął. – Już słyszę tą awanturę! Obraziłabyś się śmiertelnie, zapewne zerwała i nie dała przeprosić! – Podniósł się gwałtownie i uderzył pięścią w ścianę. – Mam tego dosyć, Lily! Cokolwiek by się nie działo i tak winny jestem ja! Syriusz ma rację!
- A więc teraz będziesz słuchał tego drania?!
- Ten drań to mój przyjaciel! – wydarł się.
- Ten drań zdradził Dorcas na jej oczach! Masz zamiar stawiać go sobie na wzór?! Masz zamiar zdradzać mnie z pierwszą lepszą czy tylko ze wspaniałą Alison?!
- NIE zdradziłem cię! Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać?! I dlaczego, do cholery, mi nie wierzysz?!
- Bo nadal to ze mnie robisz tą złą, a z Alison idealną!
- Tak bardzo chcesz być do porzygania idealna?! Tak bardzo chcesz być nudna i przewidywalna?! Co się z tobą stało?! Gdzie szalona i nieposkromiona Lily?! Gdzie dziewczyna, w której się zakochałem?!
- Stoję przed tobą! Ale najwyraźniej jesteś tak zafascynowany Alison, że nie potrafisz mnie dostrzec! – W tym momencie na schodach ktoś się pojawił, ale oboje to zignorowali. Dostrzegła jednak kątem oka to, co chciała dostrzec. – A może jesteś tak zajęty pieprzeniem jej?! – wydarła się i wskazała palcem na stojącą w drzwiach dziewczynę.
- Nie rób z siebie histeryczki, to do ciebie nie pasuje – syknął i spojrzał na Marlenę pytająco.
- Chciałam z tobą porozmawiać o – spojrzała nerwowo na Rudą – o tym, co ostatnio – dokończyła szeptem, a on kiwnął głową. Ruda wybuchła śmiechem.
- Możesz nam nie przeszkadzać?! Są ważniejsze sprawy niż ty i twoje problemy, a tak się składa, że jesteśmy w połowie ważnej rozmo…
- Nie bądź śmieszna! To nawet w jednej trzeciej nie przypomina rozmowy! – prychnął.
- Chyba sobie żartujesz?! – Nie odpowiedział. Wykrzywił tylko usta w złośliwym uśmiechu. – Och! Rozumiem! Chcesz mi pokazać, że teraz to ty będziesz się obrażał?
- Nie mam zamiaru ci niczego pokazywać! Chcę z nią porozmawiać. To ważne – stwierdził chłodno.
- Ważniejsze ode mnie? – Uniosła brwi.
- W tej chwili ważniejsze – stwierdził bez emocji, patrząc jej w oczy.
Na sekundy zapanowała cisza. W pierwszej chwili miała ochotę go uderzyć, ale na szczęście na korytarzu pojawił się ktoś jeszcze. Cała trójka spojrzała w tamtą stronę. Black zmierzył ich krytycznym spojrzeniem, po czym uśmiechnął się wyraźnie zadowolony. Wyprostowała się dumnie i spojrzała na Łapę znacząco. Machnęła krótko różdżką, zbierając tym samym swoje rzeczy i wyminęła oniemiałego i wyraźnie podenerwowanego Jamesa. Bez słowa chwyciła Łapę za rękaw czarnej koszuli i pociągnęła za sobą. Kiedy jednak zniknęli za portretem, puściła go i niczym rozjuszona kotka ruszyła przed siebie.
- Nie musisz być zazdrosna – mruknął, podążając za nią. Prychnęła z pogardą i odwróciła się w jego kierunku, unosząc brwi. – Mówię poważnie. Odkąd z nim jesteś, stracił jaja. Nie jest tym Jamesem, którego pamiętam – westchnął teatralnie, a ona uśmiechnęła się z delikatnym triumfem.
- To dobrze – powiedziała po dłuższej chwili.
- Jak dla kogo. – Wzruszył ramionami i schował ręce do kieszeni.
- Wiesz co, Black? – zaczęła, mrużąc oczy i schodząc ze schodów, które prowadziły do dormitorium dziewczyn. W pokoju wspólnym nie było nikogo poza ich dwójką. – Może ty też byś wreszcie wydoroślał? To, że James nie włóczy się z wami po zamku, że nie rozrabia, że nie dokucza Snape’owi… - Ostatni zwrot wywołał u niego niekontrolowany napad śmiechu. – Co? – zapytała zbita z tropu, zatrzymując się nagle.
- Nie, masz rację... On się nie zmienił aż tak bardzo!
- Obawiam się, że…
- To, że nie wiesza Smarka z kostkę i nie naciąga mu majtek na głowę przy tobie, wcale nie oznacza, że nie robi tego w ogóle – szepnął, przyglądając się jej twarzy.
- James by nigdy…
- Nigdy by cię nie zdradził, zgodzę się, ale z gnębienia Snape’a raczej nie zrezygnuje. – Wzruszył ramionami. Przygryzła wargę.
- Zazdrościsz mu – powiedziała, a widząc jego zmieszanie, uśmiechnęła się z triumfem. – Zazdrościsz mu tego, że chce i potrafi się ustatkować!
- Jesteś nienormalna! – burknął.
- Ha! Zazdrościsz mu, bo sam tego nie potrafisz! – Klasnęła w dłonie, delektując się tym, że znalazła jego czuły punkt.
- Gdybym chciał, to bym się opanował, ale nie chcę, okej?! – Stracił nad sobą panowanie.
- Och, tak! Szukasz tej właściwej? – zaśmiała się krótko.
- A może ty zazdrościsz mi? – zmrużył oczy.
- Ja tobie? – prychnęła – Czego? Tego, że prawdopodobnie za niecałe dwa miesiące zostaniesz zupełnie sam?
- Tak, mnie – uśmiechnął się z triumfem. – Tego, że potrafię być tak cholernie nieidealny – wykrzywił usta w bezczelnym uśmiechu, widząc, że nie potrafi mu na to odpowiedzieć. – Nigdy tego nie potrafiłaś, prawda, Lily? Zawsze perfekcyjna, odpowiedzialna i idealna. Nigdy szalona. Wyznawczyni zasady, jak kochać to jednego i przez całe życie. Oceniająca ludzi po okładce – uśmiechnął się szyderczo.
- Wcale nie! – oburzyła się niczym małe dziecko.
- A jednak – uśmiechnął się.
- Nigdy nie oceniam człowieka, dopóki go nie poznam!
- Skąd więc wniosek, że nie potrafię się ustatkować? – Tym pytaniem sprawił, że wybuchła śmiechem.
- Nie rozśmieszaj mnie! Zmieniałeś dziewczyny jak rękawiczki! Jedna co trzy tygodnie! Obserwowałam to przez caluteńkie siedem lat! Dorcas to twój rekord! Masz problem z uczuciami, Black. Kiedy w grę wchodzą plany na przyszłość, wycofujesz się. Tchórzysz! – syknęła, prostując się dumnie. Patrzyli sobie prosto w oczy. Napięcie i wściekłość rosło w nich z każdą sekundą i z każdym wypowiedzianym słowem.
- Zostawiła mnie, bo ponoć ją zdradziłem.
- Ja też tam byłam! Widziałam, jak ta ruda małpa rozpina ci koszulę!
- To jeszcze nic nie znaczy! – syknął i zrobił trzy kroki w jej stronę, wyraźnie zmniejszając dystans między nimi. Był od niej o głowę wyższy.
- Oczywiście! Szkoda tylko, że Dorcas nie odczekała tych cholernych trzech minut! Może wtedy na własne oczy widziałybyśmy, jak po zdjęciu koszuli, dobiera ci się do rozporka! – skrzyżowała ręce na piersi, a na plecach poczuła chłód ściany.
- Rajcują cię takie widoki, Evans? – spytał, uśmiechając się delikatnie i podchodząc jeszcze bliżej.
- Jesteś nienormalny! – prychnęła, całą siłą woli ignorując śmiechy dochodzące zza uchylonego portretu.
- Myślisz, że jakby się... no wiesz, to byśmy słyszeli? – zapytał, patrząc na nią z drwiącym uśmiechem. Pokręciła głową z niedowierzaniem, a jej oczy delikatnie się zaszkliły.
- Nie rozumiem, jak możesz być tak podły.
- Coś ty się tak na mnie uparła! – warknął obrażony. – Na żartach się nie znasz?
- On się z nią przespał! – jęknęła, nim zdążyła pomyśleć nad tym, co mówi.
- Wiem. – Wzruszył ramionami.
- Wiesz?!
- Jestem jego przyjacielem, wiem o wszystkim. Nie rozumiem tylko, skąd u ciebie to przerażenie. Przecież to było przed tym, jak zaczął być z tobą.
- Byliśmy w trakcie… - zająknęła się, szukając właściwego słowa.
- W trakcie? – Zmierzwił swoje czarne włosy zupełnie tak jak James i spojrzał na nią z niemym zainteresowaniem.
- Z Alison też się przespał? – zapytała, patrząc na niego uważniej i zmieniając delikatnie niewygodny temat.
- Na ile przed wami musi być ten fakt, żebyś mu to wybaczyła? – stwierdził, kiedy dzieliły ich centymetry. Wybałuszyła oczy. – Żartowałem!
- Dlaczego poszedłeś na tą imprezę i nawet nam nie powiedziałeś? – wyszeptała, unosząc głowę i patrząc w jego czarne niczym węgiel oczy.
Nie wiedziała dlaczego, ale jej serce gwałtownie przyśpieszyło. W tych tęczówkach było coś niesamowitego. Pożądanie wymieszane z uwielbieniem. W dodatku stał tak blisko niej, że gdyby tylko lepiej się wsłuchała, zapewne usłyszałaby bicie jego serca. Wkurzało ją jedynie to, że był tak cholernie pewny siebie. Z drugiej zaś strony, nie potrafiła wyjść z podziwu dla tego zjawiska. Stał sobie, ot tak, i bez najmniejszego czynu potrafił podporządkować sobie jej ciało. Dominował i coś w tym wszystkim mówiło jej, że gdyby tylko zechciał, zrobiłby z nią wszystko.
- W momencie, kiedy wychodziłem z domu, siedziała tam tylko rozhisteryzowana Dorcas – szepnął, będąc zaledwie kilkanaście centymetrów od niej. – Uwierz, że ciebie na pewno bym zabrał – uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy oblizała wargi i, nie w pełni świadomie, zaczęła obserwować jego usta.
- Upiekła mu tort... - stwierdziła, jakby to coś oznaczało.
- A ty tego nie zrobiłaś i jeszcze masz do mnie pretensje o to, że ona to zrobiła? – spytał z niedowierzaniem.
- Widziałam, jak na nią patrzy! – szepnęła, czując jak zasycha jej w gardle. – I wiem, do czego jest zdolna!
- Ponosi cię wyobraźnia – warknął coraz bardziej wściekły. – Ale następnym razem lepiej nie zostawiaj tej dwójki sam na sam – uśmiechnął się ironicznie i  odwrócił w stronę swojego dormitorium. Potrzebowała trzydziestu sekund, aby chociaż w niewielkim stopniu wrócić do siebie. Nie zdążył nawet zrobić jednego kroku.
- Trzeba było ich pilnować! Przecież wiesz, co było na sylwestrze! – warknęła rozzłoszczona.
Spojrzał na nią zaskoczony. Wkurzyło ją to jeszcze bardziej! Faceci! Wiedziała, że pamiętał, więc dlaczego próbuje robić z niej idiotkę?! Uśmiechnął się z satysfakcją, widząc jej oburzenie. Skrzyżowała ręce na piersi i oparła się o ścianę, dając mu jasno do zrozumienia, że nie odpuści tak szybko. Oparł rękę nad jej głową. Mało, że był od niej wyższy, to jeszcze ta pewność siebie i rozpięta koszula. Ponownie musiała przyznać, że robi wrażenie. Gdyby nie buzująca w niej wściekłość, to kto wie... Uniosła zielone oczy i cisnęła w niego gromem rozmigotanych iskier. Przybliżył się nieznacznie do jej ucha. Wiedział, jak bardzo musiała ją zaskoczyć taka zmiana.
- Z sylwestra pamiętam tylko twój taniec i zawstydzony wzrok na widok mnie w samym ręczniku, Evans - wyszeptał i poczuł, jak dziewczyna drży. Uśmiechnął się z satysfakcją i jeszcze bardziej pewny siebie, wspiął się po schodach do swojej sypialni.

2 komentarze:

  1. Jeju :D
    Teraz nabrała mi się ochota na LilyxSyriusz xD
    Ale cicho :3
    Rozdział przecudowny <3 ale czy oni muszę się wszyscy non stopa kłócić?!
    Aigoo... no nic :P
    Idę czytać dalej ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy