piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział dwudziesty czwarty: Taka naiwna i bezbronna. Nasza mała Evans!


[muzyka]

Listopad. Westchnęłam i opadałam na parapet. O szybę znów tłukł deszcz, a właściwie deszcz ze śniegiem. Liście pospadały już do reszty. Jest szaro, brudno i tak melancholijnie. Nienawidziłam takiej pogody. Odbierała chęć do życia, wstania z łóżka, do wszystkiego! Przytłaczała i sprawiała, że wokoło pełno było warczących na siebie ludzi. Ale czy to na pewno tylko i wyłącznie wina listopada?
Jego pierwsza połowa zleciała mi raczej szybko i bez większych ekscesów. Część uczniów nadal żyła Balem Halloweenowym. Wszyscy wspominali dobrą imprezę, wspaniałe jedzenie i otwarcie. Siódmoklasiści zaczęli narzekać na brak tańca. Mary wzdychała, że znów przybierze zrzucone pięć kilogramów. Mnie dręczyła zupełnie inna sprawa.
Słowa Dorcas dopiero teraz do mnie dotarły. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiłam. Potter się do mnie nie odzywał. W ogóle się nie odzywał! Siedział tylko i patrzył przed siebie z dziwną intensywnością. Black stwierdził, że chyba jeszcze nigdy nie widział go takiego przytłoczonego. Znowu zrobiło się dziwnie.
Z jednej strony próbowałam się usprawiedliwić. W końcu to najpierw on zagrał na moich uczuciach! A może jednak nie...? Przyjaciele nic nie mówili. Patrzyli tylko na mnie z dziwnym żalem. Potęgowało to tylko moje poczucie winy. Czułam, że powinnam porozmawiać z Jamesem, ale bałam się tego, co mi powie.
Zamknęłam oczy, co sprawiło, że zobaczyłam tak znienawidzone sceny.

Znowu wiruję w rytm muzyki. Znowu tonę w tym przecudnym, orzechowym odcieniu...
 - Chciałam ci tylko powiedzieć... - Słyszę tą pretensję w swoim głosie.
 - Wiem - szepta. – Nie ufasz mi. Ale Lily, ja to naprawię, obiecuję. Tylko daj mi szansę!
 - Nie wiem, czy potrafię...
Widzę, jak w jego głowie toczy się walka. Dobrze wiem, co się za moment stanie. Odwraca się gwałtownie w moją stronę. Moja twarz ląduje w jego dłoniach.

Biorę głęboki oddech. Dlaczego zawsze brakuje mi tych kilku sekund? Byłam pewna, że gdyby mnie pocałował, ona nie miałaby znaczenia. Znów zamknęłam oczy.

 - James, zajęłam nam miejsca po drugiej stronie Sali.
 - Nie powiedziałeś jej? – pyta, widząc moją minę.
 - Nie - szepta.

Zaczęłam oddychać głębiej, żeby wyrównać oddech. Niewiele mi to pomogło. Boże, co ja zrobiłam!
Podniosłam się z miejsca i ruszyłam pewnie do drzwi. Chwyciłam klamkę. Dopadły mnie wątpliwości. Zwolniłam uścisk i oparłam się plecami o chłodną ścianę. Stopniowo lęk wygrywał. Poddałam się i powoli opadłam na podłogę.

***

Podobna walka toczyła się w sąsiednim dormitorium. Czarnowłosy chłopak krążył po pomieszczeniu. Widać było, że jest zdenerwowany. Przez jego głowę znów przetaczała się seria scen.
Lily patrząca na niego z żalem.
Lily wybiegająca z Wielkiej Sali.
Lily płacząca na schodach. I on.
Widział dokładnie, jak chwyta jego dłoń, jak idzie z nim na parkiet, jak z nim TAŃCZY.
Dostrzegł stojącą na szafce nocnej lampkę. Poczuł, jak wzbiera się w nim wściekłość. Mało myśląc, podbiegł w tamten kąt. Usłyszał brzdęk. Porcelanowa lampa rozpadła się na milion kawałków. Zupełnie, jak jego serce. Jak jego marzenia.
Usiadł zrozpaczony na łóżku. Ukrył twarz w dłoniach. To jego wina! Gdyby nie poszedł na ten bal z Marleną, Lily nigdy by nie...
Nie. Tej myśli nie mógł do siebie dopuścić. Przecież ona nie mogła do niego wrócić. Nie wybaczyłaby mu! Za bardzo ją zranił! Ale czy on, James Potter, nie zranił jej bardziej?
Znów zaczął krążyć po pokoju. Bezczynność doprowadzała go do szaleństwa. Zatrzymał się przy oknie. Tak. Pogoda po raz kolejny odzwierciedlała jego nastrój. Wiatr ganiał liście, a wielkie krople deszczu spływały po szybie. Słońce schowane było gdzieś za szarymi chmurami.
Musi z nią porozmawiać! Teraz! Natychmiast! Postanowił wreszcie i podszedł do drzwi. Chwycił klamkę, ale nie przekręcił jej. W jego głowie toczyła się kolejna walka. Przecież i tak nie będzie chciała z nim rozmawiać. Nienawidzi go. Zdesperowany oparł się o ścianę. Chwilę później, pomału zsunął się na podłogę.

***

Czterech Gryfonów siedziało z ponurymi minami. Co chwilę kierowali wzrok z jednych drzwi na drugie. Nie potrafili myśleć o niczym innym. Nie potrafili już nawet o tym rozmawiać.
Nagle jedna z dziewczyn o blond włosach podniosła się z miejsca. Wszyscy spojrzeli na nią ze źle ukrywaną nadzieją, ale ona tylko podeszła do sąsiedniego stolika, wyrwała lakier do paznokci przestraszonej drugoklasistce i opadła z powrotem na kanapę. Spojrzała po wszystkich i wzruszyła ramionami. Podobnie jak James nie potrafiła siedzieć bezczynnie.
Wszyscy westchnęli. Łapa zacisnął pięści. Nie potrafił znieść myśli, że jego przyjaciel siedzi sam w tamtym pomieszczeniu. Wspólnie postanowili jednak, że za nic w świecie nie będą się wtrącać. Jednak on chyba nie potrafił.
Spojrzał na siedzącą naprzeciw niego brunetkę. Dziewczyna przygryzła wargę i zniecierpliwiona rzuciła krótkie spojrzenie na chłopaka siedzącego tuż koło niej. Nie zareagował. Siedział z książką w ręku, chociaż dobrze wiedziała, że jej nie czyta. Jego oczy od przeszło dziesięciu minut utkwione były w wypalonej dziurze, w dywanie.
 Nie wytrzymała. Podniosła się gwałtownie z miejsca i popatrzyła na wszystkich z desperacją. Dokładnie w tym samym momencie usłyszeli brzdęk tłuczonego szkła. Drgnęli i zwrócili głowy w tamtym kierunku. Nic więcej się nie wydarzyło. Wahała się dokładnie dwie minuty. Nie wiedziała, czy dobrze zrobi. Wiedziała za to, że musi zrobić cokolwiek! Twarze jej przyjaciół zwrócone były na nią. Czekali. Otworzyła usta.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się z hukiem. Najpierw jedne, później drugie.
     - Lily! – Usłyszeli czyjś przerażony krzyk.

***

Dalej, Lily! Dasz radę! To tylko kilka kroków! Powiesz ciche przepraszam, a później już jakoś pójdzie!, próbowałam przekonać samą siebie.
Gdzieś w oddali usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Zaniepokoiłam się i wytężyłam słuch. Nie było jednak słychać panikujących dziewcząt. Uznałam to za dobry znak. Znów oparłam się o chłodną ścianę.
Zrób to. Po prostu wstań i otwórz drzwi. Zamknęłam oczy. Przed nimi znów ujrzałam obraz uśmiechniętej triumfalnie Marleny. Znowu widziałam, jak ją obejmuje, jak z nią tańczy.
Decyzję podjęłam pod wpływem impulsu. Nie wahałam się już. Podeszłam do drzwi i mocnym szarpnięciem popchnęłam je przed siebie.
Usłyszałam głuche uderzenie. Chyba jednak mnie trochę poniosło…, pomyślałam, kiedy drzwi odbiły się od ściany i zatrzęsły niebezpiecznie.
Wzięłam głęboki oddech i podeszłam powoli do przeciwległych drzwi. Z przerażeniem zdążyłam zanotować, że one także otwierają się z łoskotem.

***

Cholera!, pomyślałam, czując ten paraliżujący ból w czaszce. Pomału otworzyłam oczy. Uderzyła mnie przeraźliwa biel. Leżałam w łóżku, czułam pod dłońmi delikatną pościel. Pomieszczenie było ogromne. Przy ścianach stały rzędem ustawione łóżka. Na ścianach wisiały portrety jakichś ludzi. Większość z nich była w białych strojach. Nade mną stała jakaś kobieta. Na głowie miała białą czapkę. Też ubrana była w biały kitel.
 - Gdzie jestem? – wyszeptałam lekko przerażona.
 - Spokojnie. Jesteś w skrzydle szpitalnym – powiedziała, uśmiechając się.
Widziałam jednak, że jest dziwnie niespokojna.
 - Jak się tu dostałam? – zapytałam, nic nie rozumiejąc.
 - Przynieśli cię. Ktoś... - rzuciła niepewne spojrzenie w bok. – Ktoś nie chcący uderzył cię drzwiami. To cię oszołomiło i sprawiło, że spadłaś ze schodów. Gdyby nie twoi przyjaciele, byłoby z tobą źle. Pan Lupin złagodził upadek, wyczarowując poduszki.
 - Kto? – zapytałam, nie wiedząc, o czym mówi. – I co zrobił?
 - Pan Lupin - powiedziała kobieta lekko przerażona.
 - Chyba nie bardzo wiem, o kim pani mówi - powiedziałam z uśmiechem.
Troszkę się jej bałam. Jakie wyczarował? I właściwie kim jest ten Lupin?
 - Co jej jest? – Usłyszałam czyjś głos.
Spojrzałam w tamtym kierunku. Przy moim łóżku tłoczyli się jacyś ludzie. Nie miałam pojęcia, kim są, ani dlaczego tu stoją.
 - Wygląda na to, że uraz głowy był tak silny, że spowodował u niej amnezję pourazową.
 - Co? – zapytałam, a oni razem ze mną.
 - Panna Evans najwyraźniej niczego nie pamięta - powiedziała spokojnie.
 - Jak to? – Dziewczyna o brązowych włosach podeszła do mojego łóżka i chwyciła mnie za rękę. – Jak się czujesz? – zapytała.
 - D-dobrze - wyjąkałam.
 - Nie poznajesz mnie? – zapytała, widząc mój wzrok. Pokiwałam głową zmieszana. – To ja, Dorcas. A tam stoi Remus... nic? – zapytała ze łzami w oczach.
 - Spokojnie. Nie ma podstaw do niepokoju – powiedziała kobieta.
 - A nie ma na to jakiegoś eliksiru? – zapytał chłopak zwany Remusem.
 - Oczywiście, że jest! Już jej podałam. Pamięć powinna wrócić najpóźniej rano. Obejrzałam jej głowę. Jest cała. Możecie ją zabrać z powrotem do Wieży, ale nie wolno wam jej zostawiać samej – powiedziała surowo. – I przygotujcie się na to, że będzie zadawać mnóstwo pytań.
 - Oczywiście - przytaknęli.
Odczekałam, aż pielęgniarka zniknie za drzwiami i podniosłam się z łóżka.
 - Jak długo tu leżę? – zapytałam rzeczowo.
 - Dwa tygodnie - szepnęła Dorcas.
Zamknęłam oczy. Poczułam się, jakbym przeżywała déjà vu. Nie, to nie było to. To naprawdę działo się już drugi raz! Przed oczami pojawiły się sceny. Jakieś pomieszczenie, tłum ludzi, cmentarz i... czarnowłosy chłopak. Słyszałam jego głos.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na przyjaciół.
 - Już kiedyś tak było, prawda? – zapytałam ostrożnie.
 - Tak - szepnęła blondynka.
 - Mary? – zapytałam, przypominając sobie nagle kolejne wydarzenia.
 - Tak? – zapytała dziewczyna z nikłym uśmiechem.
 - Co się stało?
 - Oberwałaś w głowę – powiedział z łobuzerskim uśmiechem ten drugi chłopak.
 - A ty...
 - Syriusz Black – powiedział i parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego pytająco. – Czuję się, jakbyśmy byli na pierwszym roku! Tuż po tym, jak Tiara Przydziału usadziła nas przy jednym stole.
 - Tiara Przydziału - szepnęłam i nareszcie zrozumiałam.
Jak mogłam zapomnieć, że jestem w Hogwarcie!
 - Lily? – Usłyszałam zaniepokojony głos.
Spojrzałam na Dorcas z uśmiechem.
 - Spokojnie, już większość rzeczy pamiętam.
 - A pamiętasz... ostatnie tygodnie? – zapytała ostrożne.
Black ze świstem wciągnął powietrze.
 - Pamiętam... pamiętam, że miałam tańczyć... na balu? – zapytałam niepewnie. – Mam nadzieję, że jeszcze się nie odbył? – próbowałam żartować.
 - Odbył - powiedziała Mary.
 - Och, i jak było? – zapytałam z uśmiechem. – Dobrze wypadłam?
 - Rewelacyjnie - mruknął Black rozmarzony. Dorcas zgromiła go wzrokiem. – No co?! – zapytał, widząc jej wzrok.
Roześmiałam się i podniosłam z łóżka.
 - Jesteście parą? – zapytałam, patrząc na nich.
 - Tak - powiedziała sucho Dorcas, nadal mierząc gniewnym spojrzeniem chłopaka.
 - A gdzie jest czarnowłosy chłopak? – rzuciłam niby od niechcenia.
Moje wnętrzności na samo jego wspomnienie zatańczyły gwałtownie. Przyjaciele wymienili zaniepokojone spojrzenia.
 - W pokoju wspólnym - powiedział ostrożnie Black.
 - Więc chodźmy tam! – powiedziałam ucieszona.
 - Tak, chodźmy – wtrącił się szybko Lupin i chwycił mnie za rękę.
Mary podleciała i chwyciła za drugą. Nie za bardzo wiedziałam, o co im wszystkim chodzi. Co chwila patrzyli na mnie z niepokojem. Zupełnie tak, jakbym powiedziała coś dziwnego albo niestosownego. Mijaliśmy korytarze, a ja z każdym zakrętem widziałam coraz więcej scen. Dziwnie było nie pamiętać.

***

Chłopak krążył zdenerwowany po opustoszałym pokoju wspólnym. Wspólnie z przyjaciółmi postanowił, że nie pójdzie jej odwiedzić. Mogłaby źle znieść jego widok. Nie chciał jej denerwować. Bał się tego spotkania. Spojrzał na zegarek. Za dwadzieścia jedenasta. Powinni zaraz tu być.
Portret ukazał przejście. Zobaczył grupkę osób wesoło rozmawiających.
 - Śnieg?
 - Tak, w końcu zaraz będą święta! Już połowa grudnia! – Brązowowłosa tłumaczyła jej coś zawzięcie.
 - Naprawdę?! – zapytała rudowłosa i wybuchnęła głośnym śmiechem. Jego serce zadrżało. Tak bardzo za tym tęsknił. – Och! – Jej wzrok w końcu padł na niego.
Patrzyła z taką intensywnością. Jej cudowne zielone oczy badały każdy szczegół jego twarzy, zupełnie tak, jakby widziała go pierwszy raz w życiu. Podeszła do niego pomału. Wyglądała jak zafascynowana dziewczynka, widząca wspaniały plac zabaw. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła jego policzka. Przymknął oczy na chwilę. Musiał się opanować. Emocje targały nim od środka. Tak bardzo chciał się wpić w jej usta. Przytulić do siebie.
 - Eee... James... Lily... yy... - Usłyszał głos najlepszego przyjaciela.
Z trudem otworzył oczy i spojrzał na niego.
 - Nic nie pamiętam - szepnęła. – Śmieszne, prawda? – Znów roześmiała się perliście.
 - Nic? – wykrztusił z trudem.
Przyjaciele pokręcili przecząco głowami. Nic nie pamięta... Miał szansę wszystko naprawić!
 - Nie pamiętasz mnie? Nie pamiętasz, kim jestem? – zapytał. Głos mu drżał od emocji.
 - Nie. Pytałam ich o ciebie. Śniłeś mi się - powiedziała, nadal nie odrywając od niego wzroku. – Nie chcieli mi nic powiedzieć. – Znów jej śmiech.
 - Bo... Właściwie nie ma o czym - szepnął speszony.
W jego głowie rozpoczęła się walka. Przyznać się czy może raczej nie?
 - Byłeś u mnie, prawda? – zapytała, patrząc na niego uważnie. – Tam, w szpitalu. Pamiętam twój głos.
 - Siedziałem przy tobie bez przerwy - powiedział bezbarwnym tonem.
 - Dlaczego? – zapytała.
Była jak dziecko. Zadawała tyle trudnych pytań. Bał się na nie odpowiadać. Bał się, że powie o jedno słowo za dużo i jak zwykle wszystko popsuje. Tak bardzo tego nie chciał. Już tak dawno na niego nie patrzyła w taki sposób. Postanowił wyznać jej prawdę. Nie może jej wykorzystywać. Kiedy sobie przypomni, to nigdy mu tego nie wybaczy. Wziął głęboki oddech i, nie zwracając uwagi na kiwającego ostrzegawczo Blacka, zaczął mówić:
 - Ja... - zaczął pomału, ale słowa uwięzły mu w gardle.
 - Jesteś moim chłopakiem? – zapytała w końcu, przechylając głowę.

***

Ktoś z tyłu zaczął gwałtownie kaszleć. Ktoś inny ze świstem wypuścił powietrze. Nie obchodziło mnie to. Serce waliło mi jak szalone. Widziałam dziwny cień czający się w jego oczach. James. Dlaczego tylko jego nie pamiętałam?
 - Jesteś moim chłopakiem? – powtórzyłam to jakże dziecinne pytanie.
Znowu nie odpowiedział. Wpatrywał się we mnie zdziwiony.
 - Chciałbym nim być - szepnął w końcu.
 - A dlaczego nim nie jesteś? – zapytałam.
Chciałam się o nim dowiedzieć jak najwięcej! Wiedziałam, że on też czuje dokładnie to samo, co ja. Dlaczego więc nie jesteśmy parą?
 - To chyba raczej długa historia - powiedział ostrożnie.
 - Opowiesz mi? – zapytałam, chwytając jego dłoń.
Była tak przyjemnie ciepła. Wiedziałam, że już nigdy jej nie puszczę. Nieznacznie kiwnął głową. Uśmiechnęłam się szeroko i delikatnie pociągnęłam go w stronę dormitorium.
Spojrzał na przyjaciół. Wyglądali na oszołomionych. Black podszedł do niego i dociągnął na stronę. Najwidoczniej chciał mu coś powiedzieć tak, żebym tego nie słyszała. Zirytował mnie tym. Nie miałam jednak czasu o tym myśleć. Chłopak wrócił bardzo szybko. Wziął mnie za rękę i dał się poprowadzić.

***

 - Czy tylko ja widziałem tą dziwną sytuację? – szepnął Remus, odprowadzając wzrokiem dwójkę przyjaciół.
 - Nie - odpowiedziała mu równie zszokowana Dorcas.
 - Nie ma co gdybać! Idziemy do nas! – powiedział zadowolony.
 - Chyba żartujesz?! Jest prawie dwunasta! Chcę iść spać! – powiedziała oburzona dziewczyna.
 - Tam raczej nie wejdziesz. No, chyba że chcesz im przeszkodzić. - Spojrzał na nią z ukosa.
 - Nigdy! Mają idealną okazję do tego, żeby sobie wszystko wyjaśnić! – prychnęła.
 - Więc masz tylko dwie możliwości - szepnął zadowolony. – Albo śpisz tutaj – wskazał rozklekotaną kanapę, na widok której dziewczyna skrzywiła się lekko – albo idziesz z nami na górę.
 - Mamy spać w waszym dormitorium?! – Blondynka spojrzała na niego jak na kosmitę.
 - Tak.
 - Ale moja pidżama... - zaczęła.
 - Nie wejdziesz tam, choćby nie wiem co! Dam ci swoją koszulkę – powiedział Remus.
 - Dobra – zgodziła się w końcu. – Ale ja zajmuje wolne łóżko Pottera – powiedziała i ruszyła po schodach, a reszta za nią.
Tylko Dorcas nie ruszyła się z miejsca. Patrzyła w drzwi, za którymi zniknęła jej przyjaciółka.
 - Chodź - szepnął łagodnie i chwycił ją za rękę.
 - Ona nas zabije. - Przygryzła wargę.
 - Za co? Przecież poszła z nim z własnej, nieprzymuszonej woli! – Roześmiał się.
 - No nie wiem, Syriuszu - szepnęła.
 - Ech - westchnął i wziął ją na ręce.
    Roześmiała się i już więcej nie protestowała.

***

Wszedł za nią do sypialni i stanął skrępowany w drzwiach. Obserwował, jak z dziecinną radością opadła na łóżko. Uśmiechnął się pod nosem. Spojrzała na niego wyczekująco. Walcząc ze sobą, podszedł do jednego z pozostałych dwóch łóżek i usiadł naprzeciw niej. Uniosła w górę brwi, najwyraźniej zaskoczona.
 - Żartujesz? – zapytała z uśmiechem.
Potrząsnął głową i wziął głęboki oddech.
 - Lily, posłuchaj - zaczął.
Spojrzała na niego z zaciekawieniem. Jej zielone oczy błyszczały w półmroku. Była taka bezbronna... Taka naiwnie bezbronna... Musiał jej to wszystko powiedzieć! Wiedział, że czasu ma naprawdę niewiele. Black mu powiedział, że pamięć powinna wrócić z samego rana. Może uda mu się ją przekonać, że to wszystko było...
 - Kocham cię – szepnęła, patrząc na niego uważnie.

***

Spojrzał na mnie zaskoczony. Spłonęłam rumieńcem.
 - Przepraszam - wyszeptałam po dłuższej chwili. – Nie powinnam była tego mówić. Nie mam zielonego pojęcia, jakie są relacje między nami. Oni wszyscy wydają się być tacy dziwni. Nikt mi nic nie chciał powiedzieć na twój temat. Po prostu musiałam. Nie mogłam już dłużej tego w sobie dusić. Coś mi mówi, że zbyt długo to ukrywałam. Kiedy o tobie myślę, kiedy stoisz obok... Moje serce bije jak szalone, nic nie ma znaczenia, a... - zająknęłam się, a on kucnął przy mnie i chwycił moje dłonie. – A po całym ciele skaczą mi takie dziwne… iskry - dokończył razem ze mną.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Gdzie ja to już słyszałam? Nie miałam czasu o tym jednak rozmyślać. James podniósł się z ziemi i usiadł obok mnie. Chwycił moją twarz i pocałował. Świat wokół mnie zaczął wirować. Zamknęłam oczy. Czułam się cudownie. Towarzyszyło mi znajome uczucie. Jakby to nie był pierwszy raz, kiedy smakowałam jego ust. Wplótł rękę w moje włosy i uśmiechnął się nieznacznie. Nie mogłam się opanować. Uniosłam delikatnie jego koszulkę i położyłam swoje dłonie na jego nagim torsie. Opadł na łóżko i pociągnął mnie za sobą.

3 komentarze:

  1. Błagam niech ona tego nie zapomni!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie wymyśliłaś z tą amnezją ;) Ohoho to ja nie chcę wiedzieć co będzie jak Ruda się obudzi! ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Eej ale chyba chłopcy nie mogli wchodzić do dormitorium dziewczyn no nie? :P

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy