[muzyka]
Listopad. Westchnęłam i opadałam
na parapet. O szybę znów tłukł deszcz, a właściwie deszcz ze śniegiem. Liście
pospadały już do reszty. Jest szaro, brudno i tak melancholijnie. Nienawidziłam
takiej pogody. Odbierała chęć do życia, wstania z łóżka, do wszystkiego!
Przytłaczała i sprawiała, że wokoło pełno było warczących na siebie ludzi. Ale
czy to na pewno tylko i wyłącznie wina listopada?
Jego pierwsza połowa zleciała mi
raczej szybko i bez większych ekscesów. Część uczniów nadal żyła Balem
Halloweenowym. Wszyscy wspominali dobrą imprezę, wspaniałe jedzenie i otwarcie.
Siódmoklasiści zaczęli narzekać na brak tańca. Mary wzdychała, że znów
przybierze zrzucone pięć kilogramów. Mnie dręczyła zupełnie inna sprawa.
Słowa Dorcas dopiero teraz do
mnie dotarły. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiłam.
Potter się do mnie nie odzywał. W ogóle się nie odzywał! Siedział tylko i
patrzył przed siebie z dziwną intensywnością. Black stwierdził, że chyba
jeszcze nigdy nie widział go takiego przytłoczonego. Znowu zrobiło się dziwnie.
Z jednej strony próbowałam się
usprawiedliwić. W końcu to najpierw on zagrał na moich uczuciach! A może jednak
nie...? Przyjaciele nic nie mówili. Patrzyli tylko na mnie z dziwnym żalem.
Potęgowało to tylko moje poczucie winy. Czułam, że powinnam porozmawiać z
Jamesem, ale bałam się tego, co mi powie.
Zamknęłam oczy, co sprawiło, że
zobaczyłam tak znienawidzone sceny.
Znowu wiruję w rytm muzyki. Znowu tonę w tym przecudnym, orzechowym
odcieniu...
- Chciałam ci tylko
powiedzieć... - Słyszę tą pretensję w swoim głosie.
- Wiem - szepta. – Nie ufasz mi.
Ale Lily, ja to naprawię, obiecuję. Tylko daj mi szansę!
- Nie wiem, czy potrafię...
Widzę, jak w jego głowie toczy się walka. Dobrze wiem, co się za moment
stanie. Odwraca się gwałtownie w moją stronę. Moja twarz ląduje w jego
dłoniach.
Biorę głęboki oddech. Dlaczego
zawsze brakuje mi tych kilku sekund? Byłam pewna, że gdyby mnie pocałował, ona
nie miałaby znaczenia. Znów zamknęłam oczy.
- James, zajęłam nam miejsca po
drugiej stronie Sali.
- Nie powiedziałeś jej? – pyta,
widząc moją minę.
- Nie - szepta.
Zaczęłam oddychać głębiej, żeby
wyrównać oddech. Niewiele mi to pomogło. Boże, co ja zrobiłam!
Podniosłam się z
miejsca i ruszyłam pewnie do drzwi. Chwyciłam klamkę. Dopadły mnie wątpliwości.
Zwolniłam uścisk i oparłam się plecami o chłodną ścianę. Stopniowo lęk
wygrywał. Poddałam się i powoli opadłam na podłogę.
***
Podobna walka toczyła się w
sąsiednim dormitorium. Czarnowłosy chłopak krążył po pomieszczeniu. Widać było,
że jest zdenerwowany. Przez jego głowę znów przetaczała się seria scen.
Lily patrząca na niego z żalem.
Lily wybiegająca z Wielkiej Sali.
Lily płacząca na schodach. I on.
Widział dokładnie, jak chwyta
jego dłoń, jak idzie z nim na parkiet, jak z nim TAŃCZY.
Dostrzegł stojącą na szafce
nocnej lampkę. Poczuł, jak wzbiera się w nim wściekłość. Mało myśląc, podbiegł
w tamten kąt. Usłyszał brzdęk. Porcelanowa lampa rozpadła się na milion
kawałków. Zupełnie, jak jego serce. Jak jego marzenia.
Usiadł zrozpaczony na łóżku. Ukrył
twarz w dłoniach. To jego wina! Gdyby nie poszedł na ten bal z Marleną, Lily
nigdy by nie...
Nie. Tej myśli nie mógł do siebie
dopuścić. Przecież ona nie mogła do niego wrócić. Nie wybaczyłaby mu! Za bardzo
ją zranił! Ale czy on, James Potter, nie zranił jej bardziej?
Znów zaczął krążyć po pokoju.
Bezczynność doprowadzała go do szaleństwa. Zatrzymał się przy oknie. Tak.
Pogoda po raz kolejny odzwierciedlała jego nastrój. Wiatr ganiał liście, a
wielkie krople deszczu spływały po szybie. Słońce schowane było gdzieś za
szarymi chmurami.
Musi z nią
porozmawiać! Teraz! Natychmiast! Postanowił wreszcie i podszedł do drzwi.
Chwycił klamkę, ale nie przekręcił jej. W jego głowie toczyła się kolejna
walka. Przecież i tak nie będzie chciała z nim rozmawiać. Nienawidzi go.
Zdesperowany oparł się o ścianę. Chwilę później, pomału zsunął się na podłogę.
***
Czterech Gryfonów siedziało z
ponurymi minami. Co chwilę kierowali wzrok z jednych drzwi na drugie. Nie
potrafili myśleć o niczym innym. Nie potrafili już nawet o tym rozmawiać.
Nagle jedna z dziewczyn o blond
włosach podniosła się z miejsca. Wszyscy spojrzeli na nią ze źle ukrywaną
nadzieją, ale ona tylko podeszła do sąsiedniego stolika, wyrwała lakier do
paznokci przestraszonej drugoklasistce i opadła z powrotem na kanapę. Spojrzała
po wszystkich i wzruszyła ramionami. Podobnie jak James nie potrafiła siedzieć
bezczynnie.
Wszyscy westchnęli. Łapa zacisnął
pięści. Nie potrafił znieść myśli, że jego przyjaciel siedzi sam w tamtym
pomieszczeniu. Wspólnie postanowili jednak, że za nic w świecie nie będą się
wtrącać. Jednak on chyba nie potrafił.
Spojrzał na siedzącą naprzeciw
niego brunetkę. Dziewczyna przygryzła wargę i zniecierpliwiona rzuciła krótkie
spojrzenie na chłopaka siedzącego tuż koło niej. Nie zareagował. Siedział z
książką w ręku, chociaż dobrze wiedziała, że jej nie czyta. Jego oczy od
przeszło dziesięciu minut utkwione były w wypalonej dziurze, w dywanie.
Nie wytrzymała. Podniosła się gwałtownie z
miejsca i popatrzyła na wszystkich z desperacją. Dokładnie w tym samym momencie
usłyszeli brzdęk tłuczonego szkła. Drgnęli i zwrócili głowy w tamtym kierunku.
Nic więcej się nie wydarzyło. Wahała się dokładnie dwie minuty. Nie wiedziała,
czy dobrze zrobi. Wiedziała za to, że musi zrobić cokolwiek! Twarze jej
przyjaciół zwrócone były na nią. Czekali. Otworzyła usta.
W tym samym
momencie drzwi otworzyły się z hukiem. Najpierw jedne, później drugie.
-
Lily! – Usłyszeli czyjś przerażony krzyk.
***
Dalej, Lily! Dasz radę! To tylko kilka kroków! Powiesz ciche
przepraszam, a później już jakoś pójdzie!, próbowałam przekonać samą
siebie.
Gdzieś w oddali usłyszałam dźwięk
tłuczonego szkła. Zaniepokoiłam się i wytężyłam słuch. Nie było jednak słychać
panikujących dziewcząt. Uznałam to za dobry znak. Znów oparłam się o chłodną
ścianę.
Zrób to. Po prostu wstań i otwórz drzwi. Zamknęłam oczy. Przed nimi
znów ujrzałam obraz uśmiechniętej triumfalnie Marleny. Znowu widziałam, jak ją
obejmuje, jak z nią tańczy.
Decyzję podjęłam pod wpływem
impulsu. Nie wahałam się już. Podeszłam do drzwi i mocnym szarpnięciem
popchnęłam je przed siebie.
Usłyszałam głuche uderzenie. Chyba jednak mnie trochę poniosło…,
pomyślałam, kiedy drzwi odbiły się od ściany i zatrzęsły niebezpiecznie.
Wzięłam głęboki
oddech i podeszłam powoli do przeciwległych drzwi. Z przerażeniem zdążyłam
zanotować, że one także otwierają się z łoskotem.
***
Cholera!, pomyślałam, czując ten paraliżujący ból w czaszce. Pomału
otworzyłam oczy. Uderzyła mnie przeraźliwa biel. Leżałam w łóżku, czułam pod
dłońmi delikatną pościel. Pomieszczenie było ogromne. Przy ścianach stały
rzędem ustawione łóżka. Na ścianach wisiały portrety jakichś ludzi. Większość z
nich była w białych strojach. Nade mną stała jakaś kobieta. Na głowie miała
białą czapkę. Też ubrana była w biały kitel.
- Gdzie jestem? – wyszeptałam lekko
przerażona.
- Spokojnie. Jesteś w skrzydle szpitalnym –
powiedziała, uśmiechając się.
Widziałam jednak, że jest dziwnie
niespokojna.
- Jak się tu dostałam? – zapytałam, nic nie
rozumiejąc.
- Przynieśli cię. Ktoś... - rzuciła niepewne
spojrzenie w bok. – Ktoś nie chcący uderzył cię drzwiami. To cię oszołomiło i
sprawiło, że spadłaś ze schodów. Gdyby nie twoi przyjaciele, byłoby z tobą źle.
Pan Lupin złagodził upadek, wyczarowując poduszki.
- Kto? – zapytałam, nie wiedząc, o czym mówi.
– I co zrobił?
- Pan Lupin - powiedziała kobieta lekko
przerażona.
- Chyba nie bardzo wiem, o kim pani mówi -
powiedziałam z uśmiechem.
Troszkę się jej bałam. Jakie
wyczarował? I właściwie kim jest ten Lupin?
- Co jej jest? – Usłyszałam czyjś głos.
Spojrzałam w tamtym kierunku.
Przy moim łóżku tłoczyli się jacyś ludzie. Nie miałam pojęcia, kim są, ani
dlaczego tu stoją.
- Wygląda na to, że uraz głowy był tak silny,
że spowodował u niej amnezję pourazową.
- Co? – zapytałam, a oni razem ze mną.
- Panna Evans najwyraźniej niczego nie pamięta
- powiedziała spokojnie.
- Jak to? – Dziewczyna o brązowych włosach
podeszła do mojego łóżka i chwyciła mnie za rękę. – Jak się czujesz? –
zapytała.
- D-dobrze - wyjąkałam.
- Nie poznajesz mnie? – zapytała, widząc mój
wzrok. Pokiwałam głową zmieszana. – To ja, Dorcas. A tam stoi Remus... nic? –
zapytała ze łzami w oczach.
- Spokojnie. Nie ma podstaw do niepokoju –
powiedziała kobieta.
- A nie ma na to jakiegoś eliksiru? – zapytał
chłopak zwany Remusem.
- Oczywiście, że jest! Już jej podałam. Pamięć
powinna wrócić najpóźniej rano. Obejrzałam jej głowę. Jest cała. Możecie ją
zabrać z powrotem do Wieży, ale nie wolno wam jej zostawiać samej – powiedziała
surowo. – I przygotujcie się na to, że będzie zadawać mnóstwo pytań.
- Oczywiście - przytaknęli.
Odczekałam, aż pielęgniarka
zniknie za drzwiami i podniosłam się z łóżka.
- Jak długo tu leżę? – zapytałam rzeczowo.
- Dwa tygodnie - szepnęła Dorcas.
Zamknęłam oczy. Poczułam się,
jakbym przeżywała déjà vu. Nie, to nie
było to. To naprawdę działo się już drugi raz! Przed oczami pojawiły się sceny.
Jakieś pomieszczenie, tłum ludzi, cmentarz i... czarnowłosy chłopak. Słyszałam
jego głos.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na przyjaciół.
- Już kiedyś tak było, prawda? –
zapytałam ostrożnie.
- Tak - szepnęła blondynka.
- Mary? – zapytałam,
przypominając sobie nagle kolejne wydarzenia.
- Tak? – zapytała dziewczyna z
nikłym uśmiechem.
- Co się stało?
- Oberwałaś w głowę – powiedział
z łobuzerskim uśmiechem ten drugi chłopak.
- A ty...
- Syriusz Black – powiedział i
parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego pytająco. – Czuję się, jakbyśmy byli na
pierwszym roku! Tuż po tym, jak Tiara Przydziału usadziła nas przy jednym
stole.
- Tiara Przydziału - szepnęłam i
nareszcie zrozumiałam.
Jak mogłam zapomnieć, że jestem w Hogwarcie!
- Lily? – Usłyszałam
zaniepokojony głos.
Spojrzałam na Dorcas z uśmiechem.
- Spokojnie, już większość
rzeczy pamiętam.
- A pamiętasz... ostatnie
tygodnie? – zapytała ostrożne.
Black ze świstem wciągnął powietrze.
- Pamiętam... pamiętam, że
miałam tańczyć... na balu? – zapytałam niepewnie. – Mam nadzieję, że jeszcze
się nie odbył? – próbowałam żartować.
- Odbył - powiedziała Mary.
- Och, i jak było? – zapytałam z
uśmiechem. – Dobrze wypadłam?
- Rewelacyjnie - mruknął Black
rozmarzony. Dorcas zgromiła go wzrokiem. – No co?! – zapytał, widząc jej wzrok.
Roześmiałam się i podniosłam z łóżka.
- Jesteście parą? – zapytałam,
patrząc na nich.
- Tak - powiedziała sucho
Dorcas, nadal mierząc gniewnym spojrzeniem chłopaka.
- A gdzie jest czarnowłosy
chłopak? – rzuciłam niby od niechcenia.
Moje wnętrzności na samo jego wspomnienie zatańczyły gwałtownie.
Przyjaciele wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- W pokoju wspólnym - powiedział
ostrożnie Black.
- Więc chodźmy tam! –
powiedziałam ucieszona.
- Tak, chodźmy – wtrącił się
szybko Lupin i chwycił mnie za rękę.
Mary podleciała i chwyciła za drugą. Nie za bardzo wiedziałam, o co im
wszystkim chodzi. Co chwila patrzyli na mnie z niepokojem. Zupełnie tak, jakbym
powiedziała coś dziwnego albo niestosownego. Mijaliśmy korytarze, a ja z każdym
zakrętem widziałam coraz więcej scen. Dziwnie było nie pamiętać.
***
Chłopak krążył zdenerwowany po
opustoszałym pokoju wspólnym. Wspólnie z przyjaciółmi postanowił, że nie
pójdzie jej odwiedzić. Mogłaby źle znieść jego widok. Nie chciał jej
denerwować. Bał się tego spotkania. Spojrzał na zegarek. Za dwadzieścia
jedenasta. Powinni zaraz tu być.
Portret ukazał przejście.
Zobaczył grupkę osób wesoło rozmawiających.
- Śnieg?
- Tak, w końcu zaraz będą święta! Już połowa
grudnia! – Brązowowłosa tłumaczyła jej coś zawzięcie.
- Naprawdę?! – zapytała rudowłosa i wybuchnęła
głośnym śmiechem. Jego serce zadrżało. Tak bardzo za tym tęsknił. – Och! – Jej
wzrok w końcu padł na niego.
Patrzyła z taką intensywnością.
Jej cudowne zielone oczy badały każdy szczegół jego twarzy, zupełnie tak, jakby
widziała go pierwszy raz w życiu. Podeszła do niego pomału. Wyglądała jak
zafascynowana dziewczynka, widząca wspaniały plac zabaw. Wyciągnęła rękę i
delikatnie dotknęła jego policzka. Przymknął oczy na chwilę. Musiał się
opanować. Emocje targały nim od środka. Tak bardzo chciał się wpić w jej usta.
Przytulić do siebie.
- Eee... James... Lily... yy... - Usłyszał
głos najlepszego przyjaciela.
Z trudem otworzył oczy i spojrzał
na niego.
- Nic nie pamiętam - szepnęła. – Śmieszne,
prawda? – Znów roześmiała się perliście.
- Nic? – wykrztusił z trudem.
Przyjaciele pokręcili przecząco
głowami. Nic nie pamięta... Miał szansę wszystko naprawić!
- Nie pamiętasz mnie? Nie pamiętasz, kim
jestem? – zapytał. Głos mu drżał od emocji.
- Nie. Pytałam ich o ciebie. Śniłeś mi się -
powiedziała, nadal nie odrywając od niego wzroku. – Nie chcieli mi nic
powiedzieć. – Znów jej śmiech.
- Bo... Właściwie nie ma o czym - szepnął
speszony.
W jego głowie rozpoczęła się
walka. Przyznać się czy może raczej nie?
- Byłeś u mnie, prawda? – zapytała, patrząc na
niego uważnie. – Tam, w szpitalu. Pamiętam twój głos.
- Siedziałem przy tobie bez przerwy -
powiedział bezbarwnym tonem.
- Dlaczego? – zapytała.
Była jak dziecko. Zadawała tyle
trudnych pytań. Bał się na nie odpowiadać. Bał się, że powie o jedno słowo za
dużo i jak zwykle wszystko popsuje. Tak bardzo tego nie chciał. Już tak dawno
na niego nie patrzyła w taki sposób. Postanowił wyznać jej prawdę. Nie może jej
wykorzystywać. Kiedy sobie przypomni, to nigdy mu tego nie wybaczy. Wziął
głęboki oddech i, nie zwracając uwagi na kiwającego ostrzegawczo Blacka, zaczął
mówić:
- Ja... - zaczął pomału, ale słowa uwięzły mu
w gardle.
- Jesteś moim chłopakiem? – zapytała w końcu,
przechylając głowę.
***
Ktoś z tyłu zaczął gwałtownie
kaszleć. Ktoś inny ze świstem wypuścił powietrze. Nie obchodziło mnie to. Serce
waliło mi jak szalone. Widziałam dziwny cień czający się w jego oczach. James.
Dlaczego tylko jego nie pamiętałam?
- Jesteś moim chłopakiem? – powtórzyłam to
jakże dziecinne pytanie.
Znowu nie odpowiedział. Wpatrywał
się we mnie zdziwiony.
- Chciałbym nim być - szepnął w końcu.
- A dlaczego nim nie jesteś? – zapytałam.
Chciałam się o nim dowiedzieć jak
najwięcej! Wiedziałam, że on też czuje dokładnie to samo, co ja. Dlaczego więc
nie jesteśmy parą?
- To chyba raczej długa historia - powiedział
ostrożnie.
- Opowiesz mi? – zapytałam, chwytając jego
dłoń.
Była tak przyjemnie ciepła.
Wiedziałam, że już nigdy jej nie puszczę. Nieznacznie kiwnął głową.
Uśmiechnęłam się szeroko i delikatnie pociągnęłam go w stronę dormitorium.
Spojrzał na
przyjaciół. Wyglądali na oszołomionych. Black podszedł do niego i dociągnął na
stronę. Najwidoczniej chciał mu coś powiedzieć tak, żebym tego nie słyszała.
Zirytował mnie tym. Nie miałam jednak czasu o tym myśleć. Chłopak wrócił bardzo
szybko. Wziął mnie za rękę i dał się poprowadzić.
***
- Czy tylko ja widziałem tą dziwną sytuację? –
szepnął Remus, odprowadzając wzrokiem dwójkę przyjaciół.
- Nie - odpowiedziała mu równie zszokowana
Dorcas.
- Nie ma co gdybać! Idziemy do nas! – powiedział
zadowolony.
- Chyba żartujesz?! Jest prawie dwunasta! Chcę
iść spać! – powiedziała oburzona dziewczyna.
- Tam raczej nie wejdziesz. No, chyba że
chcesz im przeszkodzić. - Spojrzał na nią z ukosa.
- Nigdy! Mają idealną okazję do tego, żeby
sobie wszystko wyjaśnić! – prychnęła.
- Więc masz tylko dwie możliwości - szepnął
zadowolony. – Albo śpisz tutaj – wskazał rozklekotaną kanapę, na widok której
dziewczyna skrzywiła się lekko – albo idziesz z nami na górę.
- Mamy spać w waszym dormitorium?! – Blondynka
spojrzała na niego jak na kosmitę.
- Tak.
- Ale moja pidżama... - zaczęła.
- Nie wejdziesz tam, choćby nie wiem co! Dam
ci swoją koszulkę – powiedział Remus.
- Dobra – zgodziła się w końcu. – Ale ja
zajmuje wolne łóżko Pottera – powiedziała i ruszyła po schodach, a reszta za
nią.
Tylko Dorcas nie ruszyła się z
miejsca. Patrzyła w drzwi, za którymi zniknęła jej przyjaciółka.
- Chodź - szepnął łagodnie i chwycił ją za
rękę.
- Ona nas zabije. - Przygryzła wargę.
- Za co? Przecież poszła z nim z własnej,
nieprzymuszonej woli! – Roześmiał się.
- No nie wiem, Syriuszu - szepnęła.
- Ech - westchnął i wziął ją na ręce.
Roześmiała się i już więcej nie
protestowała.
***
Wszedł za nią do sypialni i
stanął skrępowany w drzwiach. Obserwował, jak z dziecinną radością opadła na
łóżko. Uśmiechnął się pod nosem. Spojrzała na niego wyczekująco. Walcząc ze
sobą, podszedł do jednego z pozostałych dwóch łóżek i usiadł naprzeciw niej.
Uniosła w górę brwi, najwyraźniej zaskoczona.
- Żartujesz? – zapytała z uśmiechem.
Potrząsnął głową i wziął głęboki
oddech.
- Lily, posłuchaj - zaczął.
Spojrzała na niego z
zaciekawieniem. Jej zielone oczy błyszczały w półmroku. Była taka bezbronna...
Taka naiwnie bezbronna... Musiał jej to wszystko powiedzieć! Wiedział, że czasu
ma naprawdę niewiele. Black mu powiedział, że pamięć powinna wrócić z samego
rana. Może uda mu się ją przekonać, że to wszystko było...
- Kocham cię – szepnęła, patrząc na niego
uważnie.
***
Spojrzał na mnie zaskoczony.
Spłonęłam rumieńcem.
- Przepraszam - wyszeptałam po dłuższej
chwili. – Nie powinnam była tego mówić. Nie mam zielonego pojęcia, jakie są
relacje między nami. Oni wszyscy wydają się być tacy dziwni. Nikt mi nic nie
chciał powiedzieć na twój temat. Po prostu musiałam. Nie mogłam już dłużej tego
w sobie dusić. Coś mi mówi, że zbyt długo to ukrywałam. Kiedy o tobie myślę,
kiedy stoisz obok... Moje serce bije jak szalone, nic nie ma znaczenia, a... -
zająknęłam się, a on kucnął przy mnie i chwycił moje dłonie. – A po całym ciele
skaczą mi takie dziwne… iskry - dokończył razem ze mną.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
Gdzie ja to już słyszałam? Nie miałam czasu o tym jednak rozmyślać. James
podniósł się z ziemi i usiadł obok mnie. Chwycił moją twarz i pocałował. Świat
wokół mnie zaczął wirować. Zamknęłam oczy. Czułam się cudownie. Towarzyszyło mi
znajome uczucie. Jakby to nie był pierwszy raz, kiedy smakowałam jego ust.
Wplótł rękę w moje włosy i uśmiechnął się nieznacznie. Nie mogłam się opanować.
Uniosłam delikatnie jego koszulkę i położyłam swoje dłonie na jego nagim
torsie. Opadł na łóżko i pociągnął mnie za sobą.
Błagam niech ona tego nie zapomni!
OdpowiedzUsuńFajnie wymyśliłaś z tą amnezją ;) Ohoho to ja nie chcę wiedzieć co będzie jak Ruda się obudzi! ;D
OdpowiedzUsuńEej ale chyba chłopcy nie mogli wchodzić do dormitorium dziewczyn no nie? :P
OdpowiedzUsuń