piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział dwudziesty piąty: Życie bez Evans? Niewykonalne…


[muzyka]

James Potter był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Co prawda miał wrażenie, że jego serce i dusza błądzą gdzieś między galaktykami, krzycząc dziko z radości. Jej powodem było spełnienie jego marzeń. Leżał bowiem w dormitorium dziewcząt na jednym z łóżek, a piękna, rudowłosa dziewczyna wtulała się w jego nagi tors. Czuł jej równy oddech, jej bicie serca. Burza jej potarganych włosów przyjemnie go łaskotała. Nagle delikatnie się wzdrygnęła. Nie otworzyła oczu. Przejęty tym, że może zmarznąć, nakrył ją bardziej kołdrą. Obserwował jej spokojne rysy. Powieki z długimi rzęsami opadały łagodnie, chowając przecudne zielone oczy. Usta w kolorze czerwieni  wykrzywione były w delikatnym uśmiechu. Dopiero teraz dostrzegł, że na nosie i policzkach ma kilkanaście rozkosznych piegów.
Wyciągnął rękę i delikatnie przeczesywał jej włosy. Były miękkie jak kaszmir. Ich kolor idealnie pasował do jej wybuchowego charakteru. Uśmiechnął się na samo wspomnienie tego, jak wielokrotnie się na niego wydzierała.
Delikatnie musnął teraz jej policzek. Przeszył go dreszcz. Przypomniał sobie dotyk jej skóry, jej zachłanne pocałunki. W powietrzu nadal unosił się zapach napięcia, jakie im towarzyszyło. Aż trudno mu było oddychać. Czuł się dokładnie tak samo jak wtedy, kiedy z nim tańczyła.
Niemalże czuł materiał jej sukienki... Jej perfumy... Widział to spojrzenie. Nieważne było to, że później się pokłócili. Teraz była tu z nim. Spała w niego wtulona. Miała na sobie jego koszulkę. Kochała go! Tak. Ta myśl znów spowodowała u niego dziwne wirowanie i ucisk w żołądku.
Powiedziała mu to. W końcu mu to powiedziała! Zdążył jeszcze pomyśleć, nim sen zmorzył go na dobre.

***

Była mniej więcej trzecia trzydzieści. Szkoła Hogwart pokryta była już cieniutką warstwą śniegu, który nie przestawał prószyć. Na jeziorze wytworzyła się już delikatna warstwa lodu. Zwierzęta pochowały się w swoich norach i gniazdach, pogrążając się w długi zimowy sen.
Podobnie było z mieszkańcami budynku. Tylko nieliczni uczniowie przewracali się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Wśród nich na pewno nie było Lily Evans oraz jej przyjaciół.
Całe napięcie spowodowane jej wypadkiem minęło. Ich przyjaciółka wybudziła się, a rano miała odzyskać pamięć. Jej utrata była rzeczą normalną. Stan pourazowy. Niegroźne. Mogli spokojnie iść spać. W końcu opiekował się nią James Potter na jej własne życzenie!
Ku ich zaskoczeniu, to o niego zapytała, ledwo się obudziła. Bali jej się powiedzieć cokolwiek. Nie wiedzieli, ile z tych wszystkich wydarzeń tak naprawdę pamiętała. Woleli tą trudną rozmowę zostawić im. To były przecież ich sprawy.
Mary poruszyła się nieznacznie. To łóżko wyraźnie jej nie pasowało. Wolała swoje. Koszulka Remusa wpiła jej się w szyje. Mruknęła przez sen. Reszta jej tymczasowych współlokatorów spała twardo. Dorcas wtuliła się mocniej w Syriusza. Lupinowi ręka opadła na podłogę, a Peter cicho pochrapywał. Nic nie mogło zmącić tej spokojnej nocy.
W drugim dormitorium spała spokojnie Ruda. Podobnie jak jej przyjaciółka wtulała się w tors ukochanego mężczyzny. I choć z pozoru spała spokojnie, w jej głowie rozgrywały się przedziwne sceny.
Ona z Potterem w Hogsmeade, on wyznaje jej miłość. Ona z Potterem w Kwaterze Głównej... Tylko dlaczego się kłócą? Cmentarz... Już teraz wie, dlaczego tam polecieli. Nagle ujrzała Logana, próbował ją pocałować. Teraz widziała też swoich przyjaciół. Byli u niej w domu.
Kolejny obraz nadleciał. Schodziła po cichu do kuchni. W niej widziała Pottera i Blacka. Usłyszała, jego głos... Coś do niej czuję. Nie jest to tak silne i wyjątkowe jak to, co czuje do Lily, ale jednak coś między nami istnieje…
Teraz sytuacja zmieniła się. Było już widno. Siedziała speszona we własnej kuchni.
 - Lily, uważam, że powinniśmy porozmawiać.
 - A ja uważam, że nie mamy o czym.
 - Ten pocałunek nic dla ciebie nie znaczył?
 - Myślałam, że się zmieniłeś...
 - Próbuję. Nie widzisz, że się staram?
 - James, już raz byliśmy ze sobą. Nie wyszło nam. Nawet ze mną nie porozmawiałeś! Przeszedłeś nad tym wszystkim do porządku dziennego. Skąd mam wiedzieć, czy traktujesz mnie poważnie? Jest tyle niewyjaśnionych spraw między nami! Nie chcę się z tobą wiązać. Nie teraz. Uważam, że powinniśmy zostać przyjaciółmi, porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko.

 - Nie chcę innej. Chcę ciebie - powiedział i podniósł się z krzesła.
Spojrzała na niego zaskoczona. W mgnieniu oka pochylił się nad nią. Znów poczuła słodki zapach jego perfum i dotyk jego ciepłych, delikatnych warg na swoich. Przymknęła oczy. Mimowolnie.

 - A ty powiedziałeś, że poczekasz! Myślałam, że...
 - Że będę czekać wiecznie?! – krzyknął.

 - Gdzie on jest?! Syriuszu, muszę z nim natychmiast porozmawiać! Muszę mu coś wyjaśnić! – powiedziała i zerwała się z siedzenia.
W tym samym momencie drzwi przedziału otworzyły się. Spojrzała w tamtym kierunku. Poczuła, jak oblewa ją zimny pot. Uśmiech zniknął z jej twarzy. Przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki. Czuła się tak, jakby ktoś oblał ją kubłem zimnej wody, a następnie z całej siły uderzył w twarz.

 - Evans, daj spokój.
 - Evans? Więc teraz tak będziesz do mnie mówić?

 - Nie dostaniecie szlabanu – powiedziała McGonagall.
 - Serio? – zapytał głupio Rogacz.
 - Oczywiście, że nie – powiedziała niemalże beztroskim tonem. – Dostaniecie coś o wiele bardziej PRZYJEMNEGO – kipiała ze złości. – Będziesz jego  partnerką. Na balu.

Patrzyła na nich wściekła. Szło im idealnie. Potter doskonale prowadził dziewczynę, a ona bawiła się z nim na każdym kroku. Serce waliło jej jak szalone. Policzki spłonęły jej rumieńcem. Nagle Joe spojrzała na nią z satysfakcją i oplotła Pottera tak ciasno, że aż się we niej zagotowało! Kim ona jest, żeby tak się zachowywać?! A on?! Ślini się jak jakiś pies! Wzroku nie mógł od niej oderwać.

W pewnym momencie muzyka ucichła, a on obrócił ją i uniósł do góry. Oparła dłonie na jego barkach. Patrzył jej w oczy. Oddychała głęboko. Zaczął się obracać wokół własnej osi, nadal trzymając ją w górze. Pomału zniżał ręce. Stopami dotknęła parkietu. Wpatrywał się w nią z taką intensywnością. Speszyła się. Skrzypnięcie drzwiami.

Wpatrywała się w małe punkty na mapie. Były tak blisko siebie, że gdyby nie podpis „Marlena McKinnon”, myślałaby, że stoi tam sam….

Rzuciła krótkie spojrzenie przez szparę. W stronę Pottera, ubranego jedynie w ręcznik, szła Marlena.

 - Mam powtórzyć? – zapytał.
 - James, stary, uspokój się.
 - Zamknij się, zdrajco! – warknął Potter.
 - Zdrajco? – Syriusz był jeszcze bardziej zaskoczony.
 - Zamknij się! A ty stąd idź! No już! – krzyknął.

 - Lily! Uwierz mi, że ja naprawdę nic do niej nie mam! Kocham cię i chcę być tylko z tobą! Wierzysz mi?
 - Wierzę i co z tego?

Zmieszała się i spojrzała ukradkiem na Pottera. Nadal wpatrywał się w nią, jakby zobaczył zjawę.

 - Nie ufasz mi. Ale Lily, ja to naprawię, obiecuję. Tylko daj mi szansę!
 - Nie wiem, czy potrafię…
Wziął głęboki wdech i rozejrzał się desperacko po Wielkiej Sali. Nagle odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Ujął jej twarz w swoje dłonie i... utkwił przerażone spojrzenie w przestrzeń za nią.
 - James, zajęłam nam miejsca po drugiej stronie Sali.

 - Jeden taniec – powiedziała z mocą, patrząc prosto w orzechowe oczy Pottera.
 - Jak sobie życzysz!
 - Jeden! – powiedziała ostrzegawczo i uśmiechnęła się delikatnie.
 - Panienka pozwoli! – powiedział, z gracją prowadząc ją na parkiet.
 - Miłej zabawy – syknęła, kiedy mijali czarnowłosego.

Wzięła głęboki oddech i podeszła powoli do przeciwległych drzwi. Z przerażeniem zdążyła zanotować, że one także otwierają się z łoskotem.

Reszta wydarzeń nie była już tak gwałtowna. Widziała siebie w Skrzydle Szpitalnym. Śmieszne, bo nic nie pamiętała! A później przyjaciele zaprowadzili ją do pokoju wspólnego, a tam zobaczyła...
Słońce było już wysoko, kiedy przerażona otworzyła oczy.

***

Rozejrzałam się po dormitorium. Moich przyjaciółek już w nim nie było. Głowa strasznie mnie bolała. Dziwne, pomyślałam, wspominając ten dziwny sen. Tak, jakby prawie całe życie przeleciało mi przed oczami. Wspomniałam ostatnią scenę i przerażona usiadłam na łóżku.
 - O Boże – szepnęłam, patrząc na śpiącego Jamesa. – O Boże! – powtórzyłam.
Miałam na sobie jego koszulkę! Chciałam wstać. Noga zawinęła mi się w prześcieradło.
 - Aaaaa! – krzyknęłam, po czym runęłam na podłogę.
Chłopak otworzył przerażony oczy.
 - Lily? – Usłyszałam. – Lily, wszystko w porządku? – Jego głowa zawisła nade mną.
 - T-tak - wyjąkałam. Matko kochana… Jestem prawie naga!
Spojrzałam w górę. Moje oczy mimowolnie zaczęły błądzić po jego nagim ciele.
 - Ubierz się! – pisnęłam w końcu i podniosłam się szybko z podłogi.
 - Nie mogę! Masz moją koszulkę - powiedział z uśmiechem.
 - O rany - jęknęłam i zaczęłam biegać po pokoju.
Gdzieś tu powinien być jakiś sweter!
 - Lily. - Usłyszałam jego spokojny głos.
Zadrżały mi kolana.
 - Mam! – krzyknęłam uradowana, schylając się po jakieś ubranie.
 - Lily - podszedł do mnie i wyjął mi je z rąk – daj spokój - poprosił.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Z przerażeniem zauważyłam, że ma na sobie tylko bokserki!
 - James - wzięłam głęboki oddech – co ty tu robisz?
 - Ja... - zaczął i urwał. – Nic nie pamiętasz? – zapytał smutno.
 - Co mam pamiętać, do cholery?! Co tu robisz?! Jak śmiesz tu przychodzić po tym, co mi zrobiłeś?!
 - Przecież ja ci nic nie zrobiłem! Ty mnie tu przyprowadziłaś!
 - Chyba śnisz! – pisnęłam wściekła.
 - O rany - powiedział i zaczął czochrać swoje włosy. – To trochę bardziej skomplikowane niż sądziłem. Straciłaś pamięć – powiedział nagle, a mnie zatkało.
 - CO?!
 - Uderzyłaś się w głowę. Straciłaś przytomność na dwa tygodnie, a wczoraj się wybudziłaś i straciłaś pamięć. Pani Pomfrey dała ci eliksir. Jak mniemam, już zaczął działać - dokończył cicho.
 - A jaki to ma związek z tym, że tu jesteś?! – zapytałam, drżąc z wściekłości.
 - Chwyciłaś mnie za rękę i przyprowadziłaś.
 - Przestań żartować, do cholery! Czy my... - urwałam i spojrzałam na niego znacząco.
 - Czy my? – Najwyraźniej nie wiedział, o co mi chodzi.
 - No wiesz. Czy ty i ja... Czy my... - wyjaśniłam kulawo.
 - Nie! – zaprzeczył gwałtownie, ale uśmiechnął się pod nosem.
 - Nie wierzę. Straciłam pamięć, coś mi się uroiło, a ty to wykorzystałeś?! Wykorzystałeś mnie! – krzyknęłam z niedowierzaniem.
 - Co?! Lily! Na brodę Merlina! Nie mógłbym!
 - Akurat! – prychnęłam.
Pod powiekami poczułam łzy. Zareagował impulsywnie. Podszedł do mnie i pocałował. Długo i namiętnie. Wyrwałam mu się i wymierzyłam siarczysty policzek.
 - Nic nie pamiętasz? – Jego twarz była bez wyrazu.
 - Wynoś się! Nigdy ci tego nie wybaczę! Rozumiesz?! Nigdy!
Zamknęłam się w łazience. Nie mogłam znieść myśli, że Potter wykorzystał moją amnezję. Nie mogłam na niego patrzeć! Nie mogłam słuchać tego kulawego tłumaczenia! Ja miałam go tu przyprowadzić? Przecież to niedorzeczne!
Usłyszałam cichy trzask drzwi. Wyszedł. Wpadłam do dormitorium, chwyciłam pierwsze lepsze spodnie, naciągnęłam byle jaką koszulkę i pognałam do pokoju wspólnego. Musiałam znaleźć dziewczyny!
Zajęło mi to dokładnie trzydzieści sekund. Siedzieli tam, gdzie zawsze. Wszyscy! I właśnie rozmawiali z Potterem. Stał jakiś taki przygaszony. Zastanawiało mnie jedno. Dlaczego reszta Huncwotów miała niedowierzające miny? I dlaczego, do cholery, Dorcas kręci głową?! Przygryzłam wargę i oparłam się zdenerwowana o ścianę. Nie słyszałam, o czym rozmawiają. Widać jednak było, że są bardzo wzburzeni. Nagle Dorcas uniosła głowę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Podniosła się z miejsca. Powiedziała coś do Jamesa, pocałowała Syriusza i ruszyła w moją stronę. Wspięłam się po schodach i usiadłam na łóżku. W tym samym momencie przyjaciółka otworzyła drzwi.
 - Co wam powiedział? – rzuciłam niby od niechcenia.
Dorcas westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.
 - Nic, czego byśmy się nie domyślili - powiedziała cicho i spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem.
Znów przygryzłam wargę.
 - Chyba nie za bardzo rozumiem - szepnęłam w końcu. – Powiedział mi tylko, że oberwałam w głowę i straciłam pamięć…
 - Bo tak było - urwała.
 - Dorcas? – ponagliłam ją delikatnie. Spojrzała na mnie niepewnie. – Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi prawdy?! – zapytałam z żalem.
 - Bo boję się tego, jak zareagujesz! – Głos jej się zatrząsł.
 - Chcę wiedzieć wszystko! Potter tu był! Spał w moim łóżku! Dorcas, do cholery! Ja nie mam pojęcia, co tu się działo! Obudziłam się w jego koszulce! A on był w samych bokserkach! – krzyknęłam. Byłam coraz bardziej zdesperowana. – A co jeśli...
 - Nie – przerwała mi natychmiast.
 - Więc powiedz mi, co tu się wydarzyło?!
 - Oberwałaś w głowę.
 - Od kogo? – zapytałam poirytowana.
 - Od... - urwała.
 - Dorcas!
 - Od Pottera! Ale Lily, na Merlina! Przecież on nie chciał!
 - Skąd wiesz? – zapytałam bezbarwnym tonem.
 - Bo wiem! Oboje wyszliście w tym samym momencie. Oboje chcieliście natychmiast ze sobą porozmawiać i po prostu tak wyszło.
 - Tak wyszło?! Dlaczego jemu zawsze tak wychodzi?! – prychnęłam.
 - Tobie też tak jakoś zawsze wychodzi - westchnęła. Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami. – Och! Chodzi mi po prostu o to, że jemu w kółko wszystko wypominasz! A nie pamiętasz, co zrobiłaś?
 - Ja zrobiłam?! To on się z tą... dziewuchą widywał!
 - A ty praktycznie zdradziłaś go na jego oczach!
 - Zdradziłam?! Co ty bredzisz! Przecież ja z nim nie jestem! Jak mogłam go zdradzić?!
 - Dobrze wiesz, o co mi chodzi! Zdajesz sobie sprawę, że pierwszą osobą, o którą zapytałaś po przebudzeniu, był nie kto inny, tylko właśnie on?!
 - Niemożliwe – powiedziałam stanowczo.
 - No oczywiście! Bo przecież ty wiesz lepiej, prawda?! – krzyknęła wściekła.
Spojrzałam na nią przerażona.
 - I to właśnie dlatego pozwoliłaś mu tu ze mną przyjść?!
 - Pytałaś o niego! Sama wzięłaś go za rękę i go tu przyprowadziłaś! Co miałam zrobić?!
 - Nie pozwolić mi na to! Dobrze wiesz, że go nienawidzę! – We mnie też zaczęło się już buzować.
 - Nie, Lily! Nikt z nas już nie ma pojęcia, o co tak naprawdę wam chodzi! – wydarła się. Nigdy w życiu nie widziałam jej tak zdenerwowanej. – Wiecznie macie jakiś problem! Najpierw ty go miałaś przez pieprzone sześć lat! „Ten człowiek ma chore ambicje, jest próżnym kretynem i na każdym kroku stara się wszystkim udowodnić, że jest taki fajny!”  – ironizowała. – Aż w końcu doszłyśmy do momentu, w którym dałyśmy radę przegadać to twoje chore ego! Przestałaś mieć do niego wreszcie pretensje o Snape’a! A teraz masz problem z tym, że poszedł na bal z Marleną! A przecież sama się o to prosiłaś! Raz go kochasz, innym razem nie kochasz! Otrząśnij się, dziewczyno! Sama za sobą nie nadążasz, a wymagasz tego od Pottera! Każdy normalny już dawno się pogubił!
Skończyła i zerwała się z łóżka. Zaczęła nerwowo chodzić po sypialni. Analizowałam każde zdanie. Każde słowo. Docierały do mnie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, faktycznie sama się już tym wszystkim gubiłam i po drugie, to co powiedziała, nie zmieniało faktu, że być może...
 - Dorcas, on mnie wykorzystał – powiedziałam oschle.
 - Do czego? – prychnęła.
 - Skąd mam wiedzieć?! Straciłam pamięć! Nie pamiętam wczorajszego wieczoru! Coś mi się uroiło! A wy mu pozwoliłyście na to, żeby mnie wykorzystał! Teraz pewnie będzie chodził dumny jak paw! Już słyszę, jak się przechwala! - Do oczu napłynęły mi łzy. – „Zaliczyłem niedostępną Evans.”
 - Czy ty się słyszysz?! – krzyknęła, patrząc na mnie jak na wariatkę. – On cię kocha! KOCHA CIĘ! Nigdy w życiu nie zrobiłby ci krzywdy. Nie zrobiłby nic wbrew twojej woli!
 - Wczorajszego wieczoru to nie była moja wola! Skąd mam wiedzieć, co mi podał?! Co mi wmówił?! – krzyknęłam z rozpaczą.
 - Nie wierzę - powiedziała zszokowana. – Nie wierzę, że możesz być aż tak głupia i negatywnie do niego nastawiona – powiedziała chłodno i ruszyła do drzwi.
 - Dorcas! – krzyknęłam z rozpaczą.
Nie chciałam stracić przyjaciółki. Nie teraz, kiedy tak bardzo jej potrzebowałam. Odwróciła się i spojrzała na mnie wyczekująco. Nie odezwałam się.
 - Jesteś beznadziejna - powiedziała szeptem. – Aha, chciałabym, żebyś wiedziała... Siedział przy tobie dzień i noc. Zarywał lekcje, a za to dostawał szlaban za szlabanem – mówiła, a moje oczy robiły się coraz większe. – Ma do napisania chyba ze sto wypracowań. Nie poszedł do ciebie w dniu, w którym się obudziłaś, bo się bał! Bał się, że znów go odtrącisz! Był taki szczęśliwy, jak chwyciłaś go za rękę i powiedziałaś, że go kochasz. - Głos zaczął jej drżeć. Nie wiedziałam, czy ze wzruszenia, czy może raczej z wściekłości. Po moich policzkach ponownie popłynęły strużki łez. – Ale przecież to wszystko jest nieważne, prawda? – zapytała ozięble. – Ważne jest to, że Potter dawno temu odważył się zranić naszą biedną, małą Evans! 
 - A może miałam się zgodzić, żeby leciał na dwa fronty?! Raz ja, a jak bym mu się znudziła, to zawsze mógłby polecieć do niej?! – próbowałam się jeszcze bronić.
 - A może wystarczyłoby tak nie robić problemów?! Gdybyś dawno temu nie odwaliła tego chorego numeru, to dzisiaj bylibyście szczęśliwą parą! Może nawet planowalibyście ślub!
 - Akurat! Przecież to Potter! – prychnęłam.
 - Jasne! Wiesz co? Albo zacznij z nim być i przestań wymyślać te wszystkie dziwne rzeczy, albo przestań się wreszcie czepiać, że próbuje sobie ułożyć życie bez ciebie!
 - Sugerujesz coś?!
 - Tak! Przestań się nim bawić! Zaczynasz być dla niego miła zawsze wtedy, gdy na horyzoncie ma jakąś dziewczynę! Zostaw go wreszcie w spokoju! – prychnęła i zatrzasnęła za sobą drzwi.

***

Stał przy oknie. Wzrokiem śledził dwa wróbelki. Wyglądało na to, że jeden z nich próbował się zalecać do tego drugiego. Ten drugi był wyraźnie niezadowolony. Po chwili przyleciał trzeci, a jeden z nich poleciał za nim. Wiedział dokładnie, do czego to przyrównać. Nie wiedział jednak, co dalej z tym zrobić.
Wczorajsze szczęście uleciało z niego już bardzo dawno, pozostawiając w sercu tylko tak okropnie palące wspomnienia. Dlaczego wierzył w to, że jak rano się obudzą, ona go pocałuje, chwyci za rękę, pójdą razem na śniadanie? To było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe!
Zacisnął dłonie w pięści. „Wynoś się! Nigdy ci tego nie wybaczę! Rozumiesz?! Nigdy!”. Jej słowa nadal odbijały się niczym echo w jego głowie. Nawalił. Znowu nawalił. Może gdyby inaczej rozegrał sytuację, może gdyby od razu powiedział jej prawdę... Może. Za dużo było tego może. Kochał ją. Kochał ją nad życie, ale czy tylko to miało być powodem, dla którego tak uparcie miał dążyć do swojego? Pogubił się. Nie wiedział, czy to ona jest egoistką, która nie liczy się z jego uczuciami, czy też może na odwrót? Przecież on z góry założył, że ona go kocha, że będzie z nim, bo... bo on tego chce.
Westchnął i odwrócił się od okna. Na jednym z łóżek dostrzegł swojego najlepszego przyjaciela. Pokręcił zrezygnowany głową. Nie za bardzo był gotowy na rozmowę z nim.
 - Rogacz - zaczął, ale ten mu przerwał.
 - To koniec.
 - K - koniec? O czym ty mówisz?
 - Nigdy więcej nie będę jej się narzucał - westchnął z bólem.
 - Przecież ty ją kochasz!
 - Od kiedy zrobiłeś się taki sentymentalny? – prychnął.
Był coraz bardziej wściekły. Na siebie, na nią, na przyjaciela.
 - O co ci chodzi? – Chłopak najwyraźniej nie wiedział, co jest nie tak.
 - Nie rozumiesz? Nienawidzi mnie! Nie chce mnie znać! Nawaliłem! To koniec – szepnął zdruzgotany.
 - Ty nawaliłeś? Przecież to jej wina! Ona sobie uroiła coś w tej głowie! Jak się zorientuje, że to wyglądało zupełnie inaczej, to zapewne...
 - Nie! – przerwał mu. – Nigdy więcej...
 - Czego? Przecież wszyscy słyszeliśmy, jak praktycznie przyznała się do swoich uczuć! Myślisz, że wyssała to z palca?! Człowieku! Ona po prostu nie chce się przyznać do tego, że też jesteś dla niej ważny! Kobiety takie są. Widocznie lubi grać niedostępną. – Zarechotał. – Dorcas z nią rozmawia, zapewne Lilka już wie, że...
 - Skończ - poprosił.
 - James - zaczął jeszcze raz.
 - Nie, Łapo. - Spojrzał smutno na przyjaciela. – Zostawię ją w spokoju. Tego sobie właśnie życzy - szepnął i ponownie wyjrzał przez okno.
Oddychał głęboko. Nie mógł uwierzyć, że doszedł do tego żenującego momentu. Kochał ją. Wiedział, że ona go też. Ale tak bardzo się bał zrobić cokolwiek! Zamknął oczy.

 - Lily, posłuchaj. - Usłyszał swój głos.
Widział jej zaciekawione, zielone oczy błyszczące w półmroku. Pamiętał tą bitwę we własnej głowie.  - Kocham cię – szepnęła, patrząc na niego uważnie.

Otworzył oczy. Tak. Te słowa będzie pamiętał do końca życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy