piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział piętnasty: Nowy rozdział w moim życiu.



Nie wiem, jak udało mi się dotrzeć do Wieży Gryffindoru. Nie pamiętam też, co myślałam w tamtej chwili. Mijałam kolejne zakręty, korytarze, ludzi... Kiedy dotarłam do sypialni, weszłam pod prysznic i po prostu się rozpłakałam. Nie miałam zielonego pojęcia, dlaczego Potter ze mną „zerwał”. O ile w ogóle można to tak nazwać. Przecież to wszystko się skończyło, nim tak naprawdę się zaczęło!
 - Lily? – Usłyszałam cichy głos Dorcas, dochodzący z sypialni. Nie odpowiedziałam. – Lily, jesteś tam? Lily, odpowiedz, proszę cię. - Jej ton miał w sobie coś tak dziwnego, że zakręciłam wodę, okryłam się ręcznikiem i wyszłam spod prysznica.
 - O mamusiu! Tu jesteś! Tak się o ciebie bałyśmy! – Mary doskoczyła do mnie od razu, Dorcas tylko patrzyła badawczo.
 - Lily, opuściłaś Obronę przed Czarna Magią! Wszystko w porządku? – zapytała, nadal siedząc na łóżku. Kucnęłam obok niej. Położyłam głowę na jej kolanach i rozpłakałam się. – No już... Ciii... - Próbowała mnie uspokoić. Gładziła delikatnie moje włosy. Kiedy się wreszcie uspokoiłam, zadała dręczące je pytanie. – Co się stało? Coś z Potterem?
 - Tak - wyszeptałam i opowiedziałam im wszystko.
 - A to gnojek! – oburzyła się Dorcas.
 - No nie wiem, Lily też nie jest bez winy - powiedziała Mary. – No, bardzo cię przepraszam, Dorcas, ale chyba mi nie powiesz, że jest inaczej? I nie patrz na mnie takim wzrokiem!
 - Chyba nie uważasz, że Lily jest sobie winna?!
 - Nie, nie uważam! Sądzę za to, że powinna porozmawiać z Jamesem! Przecież walczył o nią od sześciu lat! A kiedy może ją sobie wreszcie mieć, to z nią zrywa? Który facet tak by zrobił?
 - James Potter! Bo to skończony dupek! – ofuknęła ją Dorcas. – I nie mów Lily, co ma robić! Osobiście uważam, że skoro Potter nie chce z nią być, to nie! Zasługuje na kogoś lepszego! I dobrze, że to wyszło tak szybko! Przynajmniej jej nie zranił aż tak bardzo!
 - Czy ty się słyszysz, Dorcas?! Przecież ona powinna z nim porozmawiać! Przeprosić za to, że się tak zachowywała, bo była zazdrosna i te sprawy! Przecież innego wyjaśnienia na jej zachowanie nie ma!
 - A może... - Dorcas już szukała kolejne argumenty.
 - A może! – przerwałam im sprzeczkę. Obie spojrzały na mnie zaskoczone. – A może sama zadecyduję o tym, co powinnam zrobić?
 - Och! - Tylko tyle zdołała z siebie wyksztusić Dorcas.
 - Chyba żartujesz?! W żadnym wypadku! Działasz teraz pod wpływem impulsu i zapewne gniewu! A to nie jest dobry doradca! Będziesz później żałować. Wiem, co mówię. Tak samo miałam z Gilderoy’em, Maxem, Justinem i...
 - A może powiedz po prostu, że z każdym twoim byłym? Zaoszczędzisz nam jakiejś godziny – powiedziała Dorcas złośliwie.
 - Dziewczyny! – krzyknęłam, kiedy Mary otwierała usta. – Sama zadecyduję, co jest dla mnie dobre! Bardzo wam dziękuję za te wszystkie rady. Na pewno nie mam zamiaru robić nic w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Możesz być spokojna, Mary – powiedziałam, chwytając rzeczy i wchodząc do łazienki.
Nie będę się przejmować! Postanowiłam zakładając najlepsze ubranie, jakie miałam, i malując się tak, aby podkreślić swoje walory. Wyglądałam rewelacyjnie.
 - Idziemy na kolację – ogłosiłam, wychodząc z łazienki. Obie przyjaciółki spojrzały na mnie szeroko otwartymi oczami. – I ani słowa!
Wyszłam z dormitorium i od razu pożałowałam tego, że się tak odstrzeliłam. Każdy chłopak oglądał się za mną. Zamiast iść dumnie, zwiesiłam tylko głowę i, patrząc w podłogę, niemal przebiegłam do Wielkiej Sali, a gdy już dotarłam, opadłam na ławkę przy naszym stole.
 - Wow! - Usłyszałam i podniosłam speszona głowę.
Fala wściekłości powróciła. Naprzeciwko mnie z szeroko otwartymi oczami pełnymi podziwu siedział Potter. Nie odpowiedziałam. Sięgnęłam po talerz i zaczęłam jeść.

***

Nadszedł maj. Nawał prac domowych zwiększał się z każdym dniem. Tak samo jak liczba osób, które były bliskie załamania nerwowego. Jak co roku, przynajmniej połowa uczniów nie potrafiła pokonać stresu związanego z nadchodzącymi egzaminami. Ja również strasznie się denerwowałam. Wiedziałam jednak, że materiał mam opanowany. Powtórka była tylko po to, abym mogła zająć myśli. Minął już miesiąc, a ja nadal nie potrafiłam zdobyć się na odwagę, by porozmawiać z Jamesem. Rozmawialiśmy tylko wtedy, kiedy musieliśmy. Nie docinaliśmy sobie, nie rzucaliśmy kąśliwych uwag. Wydawać by się mogło, że między nami w ciągu ostatniego roku dosłownie nic się nie zmieniło. Potter stał się cichy i spokojny. Wieczorami usilnie nad czymś myślał. Zdarzały się również momenty, w których świdrował mnie spojrzeniem, ale starałam się nie reagować. Coś go gnębiło, a ja nie miałam zamiaru mu pomagać.
- Lily, możemy porozmawiać? – spytał pewnego wieczoru.
Podniosłam głowę znad książki i spojrzałam prosto w jego orzechowe oczy. Przestraszyłam się ich wyrazu, więc natychmiast zaczęłam rozglądać się po pokoju wspólnym. Zostaliśmy w nim już tylko we dwoje. A tak się pilnowałam przez ostatnie tygodnie!
Odchrząknęłam.
 - Myślę, że nie mamy o czym, Potter - powiedziałam cicho, znów patrząc w książkę.
 - A ja uważam, że powinniśmy - powiedział i wyjął mi ją z rąk.
 - Dobrze, a więc słucham – powiedziałam najspokojniej jak tylko potrafiłam.
 - Wydaje mi się, że... Znaczy się ja...
 - James, nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Zerwałeś ze mną, o ile tak można to nazwać, już drugi raz. Nie za bardzo rozumiem... Najpierw przez sześć lat się za mną uganiasz, a później zostawiasz?
 - Właśnie, Lily, bo ja... - powiedział, a gdy zobaczyłam ten dziwny wyraz w jego oczach, nagle mnie olśniło.
 - Bo ty już chyba nic do mnie nie czujesz, tak? – raczej stwierdziłam niż zapytałam. Głos mi drżał. Spojrzał na mnie przerażony. – To bardzo dobrze się składa, wiesz? – zapytałam słodko.
 - Tak? – wykrztusił zachrypniętym głosem.      
 - Tak, bo ja też już do ciebie nic nie czuje.
 - Tak, to rzeczywiście fantastycznie - powiedział jakoś tak smutno. – To może...
 - Zostańmy przyjaciółmi? – znowu za niego dokończyłam.
Przytaknął. Wstałam i wyjęłam swoją książkę z jego rąk.
 - Dobranoc, Lily. – Usłyszałam, wspinając się po schodach.
Nie odwróciłam się.

***

 - Ty sobie chyba żartujesz?! Przyjaciele? Czy wy jesteście poważni?!
 - Dorcas, a co miałam zrobić? Siedzieć i słuchać, jak mi pokrętnie tłumaczy coś, co zrobił przeszło miesiąc temu?
 - Lily, a może on nie to chciał ci powiedzieć?!
 - A co? Że jest mu bardzo przykro i przeprasza, że popełnił cholerny błąd i że odkąd tylko mnie zostawił chce do mnie wrócić?!
 - A jeśli?!
 - To się trochę spóźnił! – krzyknęłam oburzona.
 - Lily! Przecież on kocha ciebie, a ty jego! Przestańcie odwalać szopki!
 - Ja już nie mam ochoty na kolejną akcję w stylu pochodźmy sobie dwa dni, Dorcas!
 - A skąd wiesz, że tym razem nie byłoby inaczej?!
 - Bo wiem! – krzyknęłam i mimowolnie się rozpłakałam. – On się nie zmieni, Dorcas. Zawsze będzie tym samym Potterem, rozumiesz? Dostał to, czego chciał od tak bardzo dawna i się znudził. A ja jak głupia mu uwierzyłam i go pokochałam!
 - Lily, a może wcale tak nie jest?
 - A jak?! Przecież tak właśnie postępuje Potter, prawda? Jak osiąga to, co chce, to po prostu to zostawia!
 - I co masz zamiar z tym zrobić?
 - Nie wiem. Zostały dokładnie cztery tygodnie tego semestru. Później mam zamiar wrócić do domu i zapomnieć.
 - Lily...
 - Nie, Dorcas.
 - Dobrze, nie chcesz rozmawiać ze mną, to pójdę porozmawiać z Potterem!
 - Po co?
 - Bardzo mnie ciekawi, co on ma na ten temat do powiedzenia.
 - Ani mi się waż! – krzyknęłam przerażona.
 - Nie możesz mi zabronić – powiedziała, wzruszając ramionami.
 - Dorcas, a nie możesz po prostu tego zostawić? – Popatrzyłam na przyjaciółkę błagalnie.
 - Lily... - Przysiadła obok mnie na łóżku. – Nie chcesz zrozumieć?
 - Nie, już nie – wyszeptałam, patrząc w jej brązowe oczy.
 - Dlaczego?
 - Nie chcę kolejnych rozczarowań. Szansa na to, że jest tak, jak mówisz, jest raczej niewielka. Nie zniosę myśli, że po tylu latach dałam się tak wykorzystać.
 - A jeżeli jest inaczej? Jeżeli on faktycznie żałuje?
 - To nie mam ochoty na wieczne pretensje. On jest, jaki jest. Przy mnie zachowuje się inaczej i przy kolegach inaczej. Problem zaczyna się w momencie, kiedy z wrażliwego, wyrozumiałego i romantycznego Jamesa staje się po prostu Potterem. Musiałby się zmienić, a to jest niemożliwe - powiedziałam ze smutkiem i położyłam się do swojego łóżka.
Zasłoniłam kotary i, wtulając twarz w poduszkę, po raz kolejny tego wieczoru zaczęłam płakać.

***

 - Zgadnijcie co! – Przy stoliku usiadła Mary.
 - Nie mam zielonego pojęcia, oświeć nas! – mruknęła znad książki Dorcas.
 - Organizuję imprezę! – ogłosiła uradowana.
 - Imprezę? – Spojrzałam na nią zaskoczona.
 - Tak!
 - Mary, ale przecież za dwa tygodnie zaczynają się egzaminy. To chyba nie najlepszy moment na zabawę - próbowałam interweniować.
Dobrze wiedziałam, że taka impreza to weekend z głowy. Weekend, który był bardzo potrzebny na naukę! - Och, daj spokój! To moje siedemnaste urodziny! – nachmurzyła się.
Wymieniłam z Dorcas spojrzenia.
 - Dobrze - westchnęłam.
Mary zaczęła piszczeć z uciechy.
 - Lecę!
 - Gdzie? – zapytałam zaskoczona.
 - No, przecież muszę to wszystko zorganizować, prawda?! – spojrzała na mnie jak na ufoludka.
 - Mary, jedyne, co musisz, to się pouczyć!
 - Na to mam jeszcze dużo czasu! – machnęła ręką. – Widzimy się na zaklęciach.
 - Czy ona jest niepoważna? Co będzie, jak zawali egzaminy? – Dorcas wzruszyła tylko ramionami. – Nie obchodzi cię to?
 - Lily - popatrzyła na mnie z dezaprobatą – to jest Mary, nie pamiętasz? Ma masę uroku osobistego, przegada każdego egzaminatora! A o część pisemną się nie martw. Zawsze potrafiła opowiadać niestworzone historie i to właśnie pozwoliło jej dojść aż na szósty rok!
- No tak - westchnęłam – ale...
- Lily! – rzuciła niecierpliwie. – Mary da sobie radę! Jeżeli jednak nie przestaniesz nadawać, to ja sobie nie poradzę! Dobrze wiesz, jak bardzo trzeba się namęczyć, aby być Aurorem! A ja marzę o tym od dziecka!
- Dobrze, już dobrze - powiedziałam i wróciłam do lektury. Nie mogłam się jednak skupić. – Ale Dorcas! – wypaliłam po dwóch minutach.
- No nie! Lily! – warknęła i spojrzała na mnie jeszcze groźniej. – Co znowu?
- A co my jej kupimy?

***

- Lily! Na moje urodziny chcesz przyjść w czymś takim?! – Mary wpadła do sypialni i od razu zaczęła mnie krytykować.
 - Przecież to tylko takie o... Jeansy i koszulka są przecież dobre, prawda? – oburzyłam się, ale zerknęłam na swoje odbicie.
Fakt. Nie wyglądałam najlepiej. Zwłaszcza, że Mary miała na sobie wysadzaną czarnymi i różowymi cekinami sukienkę, która sięgała jej do połowy ud. W dodatku założyła bardzo wysokie obcasy. Makijaż, chociaż niepotrzebny, jak zwykle idealnie dopełnił całości. Z łazienki wyszła Dorcas. Również spojrzała na mnie krytycznie, ale nie skomentowała mojego stroju. Ona sama miała brązową sukienkę na ramiączkach, odcinaną pod jej pełnym biustem. Na środku były cudowne kwiatki. Do tego założyła piękne beżowe buty i złotą biżuterię. Z włosów zrobiła delikatne loki i upięła je w niewinny kok.
Znów spojrzałam na swoje odbicie. Sprane już jeansy, żółta koszulka, włosy spięte w kitkę.
 - Dobra, działaj, Mary. - Przyjaciółka zaklaskała w dłonie i podleciała do swojego kufra.
 - Ale nie waż mi się krytykować! Założysz wszystko, co ci podam, jasne? – zapytała, grzebiąc w środku.
 - Dobra - westchnęłam z rezygnacją. – Powiedz mi tylko, skąd ty bierzesz te wszystkie sukienki?
 - Zamawiam.
 - Zamawiasz?
 - Och, tak! Są czasopisma, które prowadzą sprzedaż wysyłkową.
 - No ta… O nie! Mary, nie ma mowy! – powiedziałam, gdy podała mi sukienkę.
 - Dlaczego? – zapytała zaskoczona, rozkładając ją na łóżku.
Była żółta, wykonana z satyny. Miała delikatne ramiączka. Ze spokojem sięgałaby mi przed kolano. W talii była brązowa, szeroka taśma.
 - Ja... - zająknęłam się.
 - Lily, nie wydziwiaj, tylko przymierzaj! – ponagliła mnie Dorcas.
Z wahaniem wzięłam ubranie. Leżała idealnie.
 - Nie mam butów - westchnęłam.
 - No wiesz! – oburzyła się Mary i podała mi parę brązowych, prześlicznych sandałek, natomiast Dorcas grzebała w kasetce, poszukując kolczyków. – I rozpuść te włosy, dziewczyno!
 - Rewelacja! – powiedziała Dorcas, patrząc na końcowy efekt.
 - Świetnie! – Usłyszałam lekko obrażony głos Mary, więc spojrzałam na nią pytająco. - Nawet na mojej imprezie wyglądasz lepiej ode mnie.
 - Mary, ja... - Chciałam się tłumaczyć, ale przyjaciółka tylko się roześmiała.
 - Mam nadzieję, że Potter padnie z wrażenia! – powiedziała, puszczając do mnie oczko.
 - Nie obchodzi mnie, co zrobi Potter - powiedziałam, ale oczami wyobraźni widziałam już jego minę.
 - Taa - powiedziała Dorcas i spojrzała na Mary znacząco. – Chodźmy już lepiej! – zarządziła i otworzyła drzwi. – Pani przodem, panno McDonald!
 - Dziękuję bardzo, panno Meadowes! – powiedziała i z gracją wyszła z sypialni.
Spojrzałam na Dorcas i obie się roześmiałyśmy. Widok Mary wywołał sensację. Tradycyjnie cały Gryffindor zaśpiewał jej sto lat, a następnie zaczął się przeciskać, aby złożyć jej życzenia. Kiwnęłam do Dorcas i podeszłyśmy do Huncwotów. Ku mojemu zaskoczeniu, nie było wśród nich Pottera.
 - Gdzie James? – zapytała Dorcas Syriusza.
 - Powiedział, że ma coś do załatwienia. – Black wzruszył ramionami i spojrzał na mnie z podziwem. – Wow! Evans, gdybyś nie była dziewczyną mojego najlepszego kumpla...
 - Nie jestem dziewczyną twojego najlepszego kumpla, Black – powiedziałam, patrząc na niego. Zmieszał się. Uśmiechnęłam się pod nosem. – Poza tym, pamiętaj, że to nie o twojego kumpla chodzi, ale o to, że jesteś z Dorcas!
 - Ta, widzisz, Luniaczku? I co mi z tego, że chciałem być miły?
 - Źle się do tego zabierasz, Łapo. – Remus też wyglądał na rozbawionego.
 - Idę po coś do picia. Też chcecie? – zapytałam uprzejmie. Kiwnęli głowami.
Podeszłam do stolika w drugim końcu pokoju wspólnego. Było tu pełno najróżniejszego alkoholu, a także soku. Zastanawiałam się właśnie nad tym, na co może mieć ochotę Dorcas, kiedy...
 - Wiesz, że jesteś najładniejszą dziewczyną na tej imprezie?
 - Wiem – odpowiedziałam bezczelnie, nalewając do jednej ze szklanek dyniowego soku. – A wiesz, że ty jesteś największym dupkiem w całym zamku?
 - Wiem. – Usłyszałam w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się pod nosem. – Masz zamiar to wszystko wypić sama?
 - To chyba nie twój interes, prawda?
 - Teoretycznie mój.
 - Czyżby? – Chwyciłam talerz i zaczęłam sobie nakładać dyniowych pasztecików.
 - Tak, dziwię się, że się dziwisz.
 - James! – powiedziałam ostro i odwróciłam się w stronę mojego rozmówcy. – To już naprawdę nie twoja sprawa.
 - Czemu tak bardzo upierasz się przy swoim?
 - A czemu ty tak bardzo się interesujesz?
 - Nie rozumiem, czemu ci to przeszkadza!
 - Hm, pomyślmy... Może dlatego, że to moje życie, a tobie nic do tego?
 - Skąd taka pewność? –zapytał, podchodząc bliżej i patrząc mi prosto w oczy.
 - Czekaj, czekaj – powiedziałam, udając zamyślenie. – Może dlatego, że dawno temu, że tak powiem, się rozeszliśmy?
 - Skąd wiesz, że się nie zejdziemy?
 - Bo w przeciwieństwie do ciebie, wiem, czego chcę, Potter – powiedziałam, patrząc na niego wyzywająco.
 - Tak się składa, że ja też wiem, czego chcę, Evans!
 - Nie wydaje mi się – rzuciłam oschle i wzięłam do ręki napoje dla przyjaciół.
 - Odstaw to - poprosił i wyjął mi szklanki z rąk.
 - Wybacz, ale miałam zamiar zanieść to Dorcas i...
 - Chodź – powiedział i chwycił mnie za rękę.
 - Nigdzie z tobą nie pójdę! Potter! – krzyknęłam, ale nie zareagował.
Zaciągnął mnie na środek pokoju wspólnego, przyciągnął do siebie i... w tym momencie muzyka zwolniła. Rozejrzałam się dookoła. Na parkiecie zaczęły pojawiać się pary. Stałam w miejscu i nie wiedziałam, co mam robić. Czy uciekać, czy może jednak zatańczyć... Kątem oka widziałam, jak patrzy na mnie w napięciu. Westchnęłam i, chcąc nie chcąc, zarzuciłam mu ręce na szyję. Odetchnął z ulgą i przytulił się do mnie. Kołysaliśmy się w rytm muzyki. Cała byłam spięta, nie potrafiłam się uspokoić, ani zebrać myśli. Co chwilę rozglądałam się nerwowo dookoła.
 - Daj spokój. Tylko tańczymy. - Usłyszałam jego szept. Spojrzałam na niego speszona. Kiwnęłam głową. – Lily - zaczął nagle, a ja wiedziałam już, co się święci. – Bardzo cię przepraszam. To wszystko wyszło nie tak, jakbym chciał. Nie powinienem był się czepiać.
 - James, ja też zachowałam się nie fair. Przez moment zapomniałam, jaki jesteś naprawdę.
 - Jaki jestem naprawdę? – zapytał, patrząc na mnie uważnie.
 - Tak. Miałam na myśli to, że jak jesteśmy sami, to jesteś czarujący, ale gdy tylko na horyzoncie pojawiają się twoi koledzy, to zaczynasz się popisywać – powiedziałam ironicznie, wzruszając ramionami.
 - Lily, o czym ty mówisz? – Wyglądał na zaskoczonego.
 - O tym, że jesteś kretynem! – krzyknęłam, a wszyscy na nas spojrzeli. – Jak mogłeś mnie tak potraktować?
 - Lily, nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi! Jak cię potraktowałem?
 - Zabawiłeś się moim kosztem. – Mówiłam szybko w obawie, że mi przerwie. – Uganiałeś się za mną sześć lat, a ja przez ten czas cię ignorowałam! Aż nagle zacząłeś gadać o tych twoich uczuciach i o tym, że jestem dla ciebie taka ważna. Boże, a ja byłam taka naiwna i w to uwierzyłam! Dałam się nabrać na te twoje sztuczki, chociaż wiem, jaki jesteś! Widziałam to tysiące razy! Najpierw uganiałeś się za tymi wszystkimi dziewczynami, a jak tylko ci uległy, to je zostawiałeś! Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że ze mną będzie inaczej?
Ostatnie zdanie wyszeptałam. Potter był w szoku.
 - Lily - wykrztusił w końcu. Spojrzałam na niego ze złością. – To wcale nie tak! Ja nie miałem pojęcia!
 - Właśnie, Potter – powiedziałam roztrzęsiona. – Nie miałeś pojęcia. Więc teraz, bardzo cię proszę, daj mi wreszcie spokój, dobrze? – Głos zaczął mi drżeć. – Już dosyć się przez ciebie wycierpiałam.
Udałam się w stronę sypialni. Został sam na środku pokoju wspólnego.
 - Ale Lily... Lily! Poczekaj, proszę cię! – Zaczął przedzierać się przez tłum za mną.
 - Odwal się, Potter – powiedziałam, ostatkiem sił powstrzymując łzy.
 - Dlaczego nie pozwalasz mi tego wyjaśnić, do cholery?!
 - Po co?! – krzyknęłam i odwróciłam się do niego. – Zrozum wreszcie, że już nic od ciebie nie chcę!
 - Ubzdurałaś sobie jakieś wnioski i nie dajesz sobie wytłumaczyć, że jest zupełnie inaczej! Ja cię ko...
 - Nie kończ – zażądałam. Umilkł zaskoczony. – Mam dosyć. Ciebie i tych nieszczerych wyznań. Poszukaj sobie kolejnej dziewczyny. O! Zobacz! – powiedziałam z ironią, wskazując na drobną blondynkę. – Czy to nie twoja trzecioklasistka?
 - Lily, uspokój się. - Nawet się nie odwrócił. Patrzył na mnie smutnym wzrokiem.
 - Ależ ja jestem spokojna. Jestem tak spokojna, jak jeszcze nigdy! – warknęłam i wspięłam się na samą górę.
 - Nie! I zostaw mnie wreszcie w spokoju! – Usłyszałam, nim zamknęłam za sobą drzwi.
Zaciekawiona, cofnęłam się i spojrzałam przez barierkę w dół. Pod naszymi schodami stała owa blondyneczka. Minę miała nieciekawą. Nagle podniosła głowę. Zauważyła mnie i obdarzyła pełnym nienawiści spojrzeniem. Rozejrzałam się po pokoju wspólnym. Potter próbował się przedrzeć do dormitorium chłopców. Był wściekły. W pewnym momencie podbiegł do niego Syriusz. Widać było, że próbuje go uspokoić. Potter coś krzyknął i szybko wszedł do ich sypialni. Syriusz pokręcił głową i wrócił do Dorcas. Oboje wyglądali na  zmartwionych.

***

Czerwiec. Wyglądając przez okno, widziałam na błoniach pełno roześmianych uczniów, którzy korzystali z tak wspaniałej pogody. Zrobiło się tak przecudnie kolorowo. Kwiaty, liście, śpiew ptaków... Kiedy ten czas tak posunął się na przód? Przecież jeszcze całkiem niedawno temu były święta...
 - Lily, chodź, pomożesz mi jeszcze przećwiczyć zaklęcia!
 - Idę, Dorcas. - Z trudem oderwałam się od okna.
 - Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego tak bardzo przeżywacie te wszystkie egzaminy! – powiedziała Mary.
 - No tak. Pomyślmy... może mamy większe ambicje niż ty i ta twoja kraina cudów?!
 - No wiesz, nie każdy chce tyrać tak jak ty, żeby być tysięcznym Aurorem! – odfuknęła Mary.
Dorcas już otwierała usta.
 - Dziewczyny, czy to naprawdę takie ważne? – zapytałam z rezygnacją.
 - No to niech mnie nie obraża! Skoro jest taka mądra, to niech spróbuje z kogoś beznadziejnego zrobić cudo! Tak jak ja z ciebie i to już niejednokrotnie! – powiedziała bez namysłu.
Otworzyłam usta i spojrzałam na nią totalnie zaskoczona. Dorcas parsknęła śmiechem.
 - Dzięki, Mary - powiedziałam z uznaniem.
 - Och, ależ proszę bardzo, kochanie! – powiedziała zadowolona.
 - Mary, ty naprawdę myślisz, że powiedziałaś jej coś miłego? – zapytała Dorcas, z trudem pohamowując śmiech.
 - A nie? Przecież podziękowała. – Mary wzruszyła ramionami. – Czerwony czy róż? – zapytała, pokazując nam buteleczki lakieru.
 - Czerwień - powiedziałam bez entuzjazmu.
 - W takim razie róż. – Wzruszyła ramionami i schowała do kosmetyczki niepotrzebny lakier.
Pokręciłam głową z dezaprobatą.
 - Dobra, daj książkę, Dorcas – poprosiłam, siadając w fotelu. – To może zaczniemy od...
 - Lily? – Usłyszałam i spojrzałam w górę.
 - Czego? – zapytałam nieuprzejmie.
Chyba nawet zbyt nieuprzejmie, bo Dorcas zrobiła do mnie dziwną minę.
 - Przeszkadzam?
 - Jak zwykle, Potter – powiedziałam troszkę milej, ale stanowczo. – Ale skoro już nam przerwałeś, to może wreszcie powiesz, czego chcesz?
 - Profesor McGonagall prosi cię do siebie - powiedział cicho.
 - Mnie? – zapytałam delikatnie przestraszona. – A z jakiej racji?
 - Nie wiem. Też dostałem wezwanie. - Spochmurniał.
 - Tyle, że dla ciebie to nie nowość. Trudno, Dorcas, dokończymy, jak wrócę - powiedziałam do przyjaciółki i oddałam jej książkę.
Ruszyłam do wyjścia.
 - Idziemy? – zapytałam Pottera, będąc już przy drzwiach. Spojrzał na mnie zaskoczony i kiwnął głową. Szliśmy w milczeniu. Co jakiś czas patrzeliśmy na siebie ukradkiem. W końcu nie wytrzymałam. – To... Domyślasz się, o co może chodzić?
 - Nie mam pojęcia. Ostatnio nic nie nabroiłem! Słowo! – dodał, kiedy spojrzałam na niego podejrzliwie.
 - Tak, na pewno – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
 - Lily, ja naprawdę nic ostatnio nie wywijałem. Uczę się do egzaminów!
 - Od kiedy ci tak bardzo zależy? – zapytałam zaciekawiona.
Potter raczej nigdy nie angażował się w nic poważnego, a już na pewno nie w naukę do egzaminów!
 - Od kiedy szkoła zmierza ku końcowi. - Naburmuszył się.
 - Aha! – Roześmiałam się.
 - Serio! Chcę zostać Aurorem! Wiesz, jak trzeba tyrać, żeby dostać się na to specjalistyczne szkolenie?
 - Wiem, Dorcas nieustannie mi przypomina. – Wzruszyłam ramionami.
 - No proszę. Nie wiedziałem, że będzie startować na coś tak prymitywnego.
 - Marzy o tym od dziecka.
 - A ty?
 - Co ja? – zapytałam, nie do końca rozumiejąc.
 - No, a kim ty chciałabyś zostać?
 - Nie wiem. Jeszcze całkiem niedawno myślałam o tym, żeby być Uzdrowicielką, ale nie mogę patrzeć na te wszystkie straszne choroby. Teraz coraz częściej nawiedza mnie myśl o zostaniu Aurorem.
Roześmiał się.
 - To jest dla ciebie śmieszne? – zapytałam lekko zdenerwowana.
 - Nie – powiedział, poważniejąc i patrząc mi w oczy.
 - Więc dlaczego się śmiałeś?
 - No wiesz - zaczął i zapukał w drzwi naszej profesorki – to oznacza, że tak szybko się ode mnie nie uwolnisz, Evans – powiedział bezczelnie i otworzył drzwi. – Panie przodem.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
 - Panno Evans, zapraszam do środka. Panie Potter, to zajmie sekundę. Może pan poczekać na zewnątrz?
 - Oczywiście, pani profesor! – powiedział i zamknął drzwi z szerokim uśmiechem.
 - Panno Evans, proszę usiąść – poprosiła.
 - Pani profesor, czy ja coś zrobiłam? – zapytałam spanikowana i usiadłam na brzegu krzesełka.
Spojrzała na mnie uważnie i mogłabym się założyć, że delikatnie się uśmiechnęła.
 - Nie. Rozmawiałam z profesorem Dumbledorem. Nie wiem, czy słyszałaś o naszym tajnym zgromadzeniu, jakim jest Zakon Feniksa. - Zrobiła pauzę i spojrzała na mnie przenikliwie. Kiwnęłam głową. – Świetnie. Więc wiesz, że działamy przeciwko Sama – Wiesz – Komu.
- Tak, ale słyszałam też, że członków rekrutujecie dopiero kiedy opuszczą Hogwart – powiedziałam, nie bardzo wiedząc, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa.
 - Owszem, jednak czasy się zmieniają. Czarny Pan rośnie w siłę i potęgę. Ma po swojej stronie już bardzo dużo zwolenników. Między innymi uczniów w naszej szkole. Potrzebujemy wsparcia. Najlepiej młodych i zdolnych uczniów, takich jak ty, panno Evans.
 - Miałabym dołączyć do Zakonu? – Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami.
 - Tak, jeżeli jednak wyrazisz zgodę, musisz pamiętać, że to bardzo niebezpieczne. Nie będzie ci wolno o tym mówić nikomu, nawet rodzinie czy przyjaciółkom. - Tu spojrzała na mnie jeszcze bardziej przenikliwie.
 - Zapewne pani wie, pani profesor, że on zabija mugoli, a także czarodziei półkrwi i ich rodziny. Nie mogę znieść myśli, że mojej rodzinie coś może się stać, tylko i wyłącznie dlatego, że ich córka jest czarodziejką – powiedziałam, patrząc prosto w surowe oczy nauczycielki.
- Rozumiem, że to była zgoda na przyłączenie się do nas? – zapytała, jakby dla pewności.
- Oczywiście.
- Dobrze, a więc przekażę dyrektorowi, że się zgodziłaś. Pamiętaj jednak, że to bardzo ważna sprawa. Nie wolno ci z nikim na ten temat rozmawiać - upomniała mnie i podniosła się z fotela.
- A czy... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Panna Meadowes i McDonald również dostaną taką propozycję. Jak tylko się tu zjawią, poinformuję je o twojej decyzji.
- To cudownie! – Rozpromieniłam się.
- Tak, proszę. – Podała mi list. Zaadresowany był do mnie. Cienkie, zielone i pochyłe pismo. Dokładnie takie samo, jak to, które co roku widnieje na kopercie z listą książek. – Przeczytaj to uważnie, a później spal w kominku.
- Dobrze, pani profesor – powiedziałam i podeszłam do drzwi.
- Ach! I poproś pana Pottera – poprosiła jeszcze. – To będzie dopiero ciekawa rozmowa – dokończyła, mówiąc bardziej do siebie niż do mnie.
 - Oczywiście. – Otworzyłam drzwi, kiwnęłam głową do czekającego i pognałam biegiem do Wieży Gryffindoru.

***

 - Wprost nie mogę w to uwierzyć! – krzyknęła rozpromieniona Dorcas.
 - Tak, ja też! – powiedziałam, promiennie się uśmiechając. Dziewczyny właśnie wróciły od McGonagall.
 - Ciekawa jestem tylko, jak wygląda ta kwatera, w której mamy mieszkać w to lato - powiedziała Mary. – Myślicie, że mają tam cudowny, różowy pokój? – zapytała lekko spanikowana.
 - Nawet jeżeli nie, to pamiętaj, że najważniejsze jest to, że będziemy tam razem! – powiedziała Dorcas.
 - Ta.
Mary nadal wyglądała na przerażoną. Z niepokojem patrzyła na list, który dostała od profesorki.
 - Och, Mary! Nie zapominaj, że już skończyłaś siedemnaście lat! W ostateczności możesz sobie przerobić pokój na taki, jaki ci się marzy, prawda? – powiedziałam rezolutnie.
 - Och! No przecież! Gdzie ja mam głowę?
 - Mnie tam bardziej interesuje, jakie zadania nam powierzą.
 - Nie wiem, ale myślę, że na początku tylko nas przygotują. No wiesz, takie warsztaty, które pozwolą nam na pełne uczestnictwo po zakończeniu szkoły – powiedziałam, poważniejąc.
 - Możliwe... Ciekawe, czy Syriusz też dostał tą propozycję – powiedziała nagle i podniosła się z miejsca.
 - Dorcas! – upomniałam ją. – Nie zapominaj, że miałyśmy nikomu nie mówić!
 - Łatwo powiedzieć! Ja i Syriusz nie mamy przed sobą żadnych tajemnic!
 - Chyba raczej ty przed nim – powiedziała Mary. Spojrzałyśmy na nią zaskoczone. – No co? Przecież to nie jest żadną tajemnicą! – oburzyła się.
Zamyśliłam się. Nie przeszkadzało mi nawet to, że dziewczyny zaczęły się kłócić. Jeszcze tylko tydzień, bo tyle zostało do końca tego roku szkolnego. A później? No właśnie... A co będzie potem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy