[muzyka]
Kolejne
dni nie przyniosły większych zmian. Dorcas próbowała udawać, że zachowanie
Blacka w ogóle jej nie obeszło. Stwierdziła, że nie ma zamiaru się nim przejmować.
Obie z Mary słyszałyśmy jednak, jak popłakuje wieczorami w poduszkę. Z
doniesień Pottera wynikało, że sam Łapa też nie jest za szczęśliwy. Przestał
oglądać się za innymi dziewczynami, żartować, a nawet robić na złość Snape’owi.
Stał się za to ponury, markotny i wiecznie narzekający. Nic mu nie pasowało i
nic mu się nie chciało. Postanowiłam coś z tym zrobić.
- Black!
Black, zaczekaj! – krzyknęłam.
Był
sobotni wieczór. Mary z Dorcas poszły do biblioteki. Lupin przeżywał kolejną
transformację, Potter miał trening, a Peterem się nie przejmowałam. Black
właśnie zmierzał do sypialni. Jak przypuszczałam, miał zamiar mnie zignorować.
Westchnęłam więc i poczłapałam za nim.
- Czego
chcesz, Evans?! – warknął ledwo przekroczyłam próg. Sypialnia wyglądała
dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Łapa leżał na swoim łóżku i patrzył na mnie
z ironią.
-
Porozmawiać – powiedziałam stanowczo i oschle.
- Zdaje
się, że nie mamy o czym.
- A mi
się wydaje, że jednak mamy. Co czujesz do Dorcas? – zapytałam nagle i z
satysfakcją zauważyłam, że się zmieszał.
- Nic.
- Kogo
chcesz oszukać? Przecież wszyscy widzą, jak na nią patrzysz!
- No
jak?! Jest jedną z wielu, zrozumcie to wreszcie obie!
-
Chciałam wam tylko pomóc! Wszyscy wiedzą, że latasz z kwiatka na kwiatek i
musisz utrzymywać ten swój cholerny fason i opinię, ale za rok skończysz
szkołę! Nie wydaję ci się, że najwyższa pora się trochę ogarnąć?!
- A ty
jak zwykle próbujesz ulepszyć cały świat! To moje życie i nie twój interes!
-
Świetnie! Więc rozumiem, że wolisz być sam jak palec?! Potter nie będzie przy
tobie przez całe życie!
- A co ty
się mną tak przejmujesz?! – krzyknął poirytowany i zerwał się z łóżka.
- Bo cię
lubię! I mi ciebie szkoda! – odkrzyknęłam niewiele myśląc.
- No
proszę, a podobno mnie nienawidzisz!
- Bo tak
jest! – chciałam naprawić błąd, ale Black uśmiechnął się z satysfakcją. – Po
prostu mi ciebie szkoda. I szkoda mi Dorcas. Ona naprawdę cię lubi!
- To się
dobrze składa. Ja też ją lubię… I to bardzo… - bąknął zmieszany.
Spojrzałam
na niego zaskoczona i aż usiadłam z wrażenia. Chyba po raz pierwszy usłyszałam
takie wyznanie z ust Blacka. W dodatku miał zupełnie niepodobny do siebie wyraz
twarzy.
- O
raaaany… - aż pisnęłam z wrażenia. – Ty się w niej zakochałeś! Kiedy?! –
zapytałam podekscytowana.
- Dawno…
Niedługo po tym, jak Potter w tobie… Niestety dopiero niedawno to do mnie
dotarło.
- Po co w
to brnąłeś?
- Nie
wiem! Tak wyszło… Tylko, jak ja mam to teraz naprawić?
- Nie
wiem… Postaraj się zmienić, zachowywać inaczej niż do tej pory. Nie podrywaj
każdej laski i w ogóle! – powiedziałam z uśmiechem.
- Ta… I
wyjdę na tym, tak jak Potter z tobą? On też mi prawił te morały. „Będę się
zachowywał inaczej, to w końcu się ze mną umówi!”. „Rozmawiałem z Lily”, Lily
to, Lily tamto i co ma z tego chłopak?! Ledwo się rozkręcił, a ty byłaś z
Daviesem! A jak się ucieszył, że z nim zerwałaś to nim zrobił cokolwiek, ty mu
z tą przyjaźnią wyleciałaś! Nie mam zamiaru się katować tylko po to, aby na
samym końcu zostać z niczym! – powiedział i opadł spowrotem na swoje łóżko.
Zmieszałam
się. Po raz kolejny usłyszałam to, co dobrze znałam i dobrze wiedziałam. Nie
miałam jednak pojęcia, jak to wszystko odkręcić. Zastanawiałam się, czy może
Black by mi nie pomógł.
- Evans?
- Mmm? –
zapytałam wpatrzona w zdjęcie rudowłosej dziewczyny w warkoczykach.
- O czym
myślisz?
- Nie
wiem… Zastanawiam się czy istnieje jakikolwiek sposób na odkręcenie tej
sytuacji…
- Zawsze
jest jakiś sposób. Tylko nie wiem, co masz na myśli…
- Nie
ważne – uśmiechnęłam się i odwróciłam od zdjęcia małego Pottera.
- Kiedy
Dorcas ma urodziny? – zapytał nagle Black.
- Piątego
lipca, a czemu?
- A, bo
mam dla niej idealny prezent! – powiedział uradowany i podszedł do drzwi. –
Dzięki, Lily.
- Nie ma
za co – uśmiechnęłam się do niego pogodnie. Kiedy wyszedł chwyciłam zdjęcie
Jamesa z rodziną. Ciekawe kiedy on ma urodziny… Myślę, że ja też miałabym dla
niego idealny prezent…
- Potter
ma za dwa tygodnie.
-
Słucham? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Mówię,
że Potter ma urodziny za dwa tygodnie.
-
Myślałam, że wyszedłeś… - zmieszałam się. – Czemu mi to mówisz? – zapytałam
zaskoczona.
-
Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć – powiedział z uśmiechem i wyszedł
zostawiając mnie samą w ich sypialni.
***
- Mary!
Dorcas! – dwadzieścia minut późnej wpadłam do biblioteki.
- Lily,
co się stało? – zapytała Dorcas patrząc na mnie lekko przerażona.
- Musicie
mi pomóc! Za dwa tygodnie Potter ma urodziny!
- No i?
Po co nam to mówisz? – zapytała zaskoczona.
- Bo
Black podsunął mi pewien pomysł! – zapiszczałam.
- Black
ci podsunął? – Dorcas spojrzała na mnie zdziwiona.
- No tak,
rozmawiałam z nim… O tobie… - dodałam widząc jej minę.
-
Rozmawiałaś z Blackiem o mnie?! – krzyknęła, a z każdym moim słowem, była coraz
bardziej wściekła.
- Tak!
Nie mogę patrzeć, jak oboje się męczycie! Dorcas, ty go kochasz, a on ciebie!
Chciałam tylko pomóc!
- To nie
pomagaj! – warknęła wzburzona i opadła znów na krzesełko, ale minę miała jakby
weselszą. – Więc, co z tymi urodzinami?
- Muszę
mu dać coś wyjątkowego! Tylko nie wiem co…
- Może
znów zorganizujemy imprezę?! – zapiszczała Mary.
- To, to
zrobią Huncwoci. Ja chcę mu dać coś wyjątkowego, tak jak on dał mi… -
powiedziałam lekko zawstydzona.
- To daj
mu jego posążek! Ucieszy się jak dziecko – prychnęła Dorcas i wróciła do
wypracowania. Spojrzałam na nią zdegustowana.
- Ta,
wielkie dzięki.
- A może!
– Mary, aż wytrzeszczyła swoje wielkie niebieskie oczy. Spojrzałam na nią z
rezygnacją.
- A może
co?
- Może
dasz mu to, czego od tak bardzo dawna chce?
- Czyli
co, Mary? Właśnie o takie coś mi chodzi, ale co?
- Siebie!
Przecież to ciebie chce od tak bardzo dawna!
Dorcas,
aż upuściła długopis. Obie spojrzałyśmy na nią zaskoczone.
- Zły
pomysł? – posmutniała. – No cóż, nigdy nie byłam dobra w prezentach. –
wzruszyła ramionami.
***
Dni
leciały jak szalone. Dwudziesty siódmy marca zbliżał się nieuchronnie, a ja
nadal miałam wątpliwości, czy mój prezent będzie odpowiedni. Dużym oparciem
okazał się Black i reszta Huncwotów. Dziewczyny też starały się pomóc. W dniu
urodzin Pottera, Peter wyciągnął go gdzieś poza pokój wspólny. Razem
wymyśliliśmy idealny powód. Potter miał gonić, za grożącymi Peterowi
Ślizgonami. Znając go wiedzieliśmy, że za szybko nie wróci. Zaangażowaliśmy
cały Gryffindor! Ludzie ozdabiali każdy zakamarek. Kiedy Dorcas wieszała
serpentynę, kiwnęłam Blackowi, żeby jej pomógł. Od dwudziestu minut oboje
siedzieli na fotelach i gruchali sobie jak gołąbeczki.
- Ładnie
razem wyglądają, co? – zapytał Lupin, ustawiając butelki z kremowym piwem. –
Dobrze, że im pomogłaś.
- Och!
Zawsze mówiłam, że są dla siebie stworzeni! – pisnęła Mary, stawiając talerz z
przekąskami. – No, a ty Lily? Co masz w końcu dla Pottera?
- Prezent
– odpowiedziałam tajemniczo.
- Powiedz
mi wreszcie! Nie lubię tajemnic!
- Nie
umiesz ich też dotrzymywać! – powiedziałam z uśmiechem. – Wszyscy gotowi?! – krzyknęłam
i usłyszałam głośne potaknięcie.
- Dobra!
To wszyscy na stanowiska! Już idą! – krzyknął Lupin patrząc w Mapę.
- Dorcas!
– krzyknęłam widząc, że nasze gołąbeczki raczej nie usłyszały. Oboje rozejrzeli
się dookoła. Dorcas spłonęła rumieńcem. Usłyszeliśmy, jak Peter podaje hasło i
skrzypnięcie portretu.
-
Wszystkiego najlepszego! – ryknął cały pokój. Potter wyglądał na zaskoczonego.
- Nie
wierze, że się nie spodziewał! – zawołałam do Lupina.
- A czemu
miałby się spodziewać?! To od was zaczęły się imprezy urodzinowe! Wcześniej
tego nie było nie?
- No tak…
- mruknęłam, ale Lupin na pewno tego nie usłyszał.
Rozbrzmiała
muzyka, a wszyscy pchali się do Pottera by złożyć mu życzenia. Dzielnie
przebijał się przez tłum, aby dostać się do nas.
- Dzięki
– uśmiechał się szeroko i uścisnął rękę Lupinowi.
- Nie ma
sprawy, Rogaczu – uśmiechnął się Remus, a Potter podszedł do mnie.
-
Rozumiem, że wy też miałyście swój wkład?
-
Niewielki - powiedziałam radośnie.
- Ale
zawsze, nie? Dzięki! – uśmiechnął się i przytulił mnie krótko.
Chwyciłam
go za rękę i przygryzłam wargę. Spojrzał na mnie zaskoczony. Wzięłam głęboki
oddech i wcisnęłam mu małą karteczkę w rękę. Spojrzał na nią, a później na mnie
jeszcze bardziej zaskoczony. Kiwnęłam głową i ruszyłam w kierunku dziury pod
portretem.
- Lily,
gdzie idziesz?! – usłyszałam głos Mary, ale się nie odwróciłam.
Zrobiłam
to! O mamo! Nie ma odwrotu! Ja to naprawę zrobiłam!
Drogi Jamesie,
Dałeś mi
wyjątkowy prezent urodzinowy. Teraz moja kolej. Przyjdź o północy na siódme
piętro po ‘najlepszy prezent urodzinowy’.
Miłej zabawy.
Twoja Lily
***
Szarpnięcie
drzwi. Przyszedł! Więc rozwiązał moją zagadkę. Wstrzymuję oddech, a serce bije
mi jak szalone. Czy na pewno dobrze zrobiłam? Nie wiem, ale teraz już na to za
późno.
- Lily? –
słyszę jego ciepły, lekko zaniepokojony głos. Nie jestem w stanie wypowiedzieć
ani jednego słowa. Siedzę na krzesełku i czekam, widząc zarys jego sylwetki.
Jeszcze tylko jeden jego krok… Rozstawione przeze mnie świece zapaliły się
gwałtownie oślepiając przybysza. Rozgląda się uważnie, kiedy pierwsze
osłupienie już mija. – Łał… Musiałaś się nieźle postarać. – powiedział z
uznaniem. Uśmiecham się, chociaż cała się trzęsę.
Pokój
Życzeń wyglądał wspaniale. Na środku postawiłam stół i dwa krzesła.
Przygotowałam kolację z szampanem. Dookoła pełno było świec. Bardzo mi zależało
na zbudowaniu takiego nastroju. Ubrałam się w najlepszą tunikę i poszłam do
Mary, żeby mnie pomalowała. Nie mogło się nie udać! Nadal nic nie mówiąc,
wstaję i biorę zawiniątko, które leży na stole.
- Kolejny
prezent? Dziękuje – uśmiechnął się. Delikatnie i z namysłem rozwija papier.
Jakby się ze mną drażnił. Na pewno widzi, jak się denerwuję. Nareszcie! Jego
oczy rozszerzają się gwałtownie. – Lily… Jest wspaniałe… - wyszeptał i
przytulił mnie do siebie równie delikatnie. – A mówiłem ci, że pięknie
wyglądasz? – powiedział, teraz patrząc na mnie z podziwem.
Pokręciłam
głową i uśmiechnęłam się szeroko. Wzięłam z jego rąk resztki papieru razem ze
średniej wielkości ramką, w której znajduje się moje zdjęcie i odkładałam na
krawędź stołu.
- Miałam
nadzieję, że ci się spodoba – wyszeptałam w końcu.
- Bardzo!
– również szepnął.
- James…
- powiedziałam, zbliżając się do niego bardzo powoli.
- Tak? –
zapytał, biegając oczami po mojej twarzy.
- Co byś
chciał dostać na urodziny? – zapytałam, bawiąc się guzikiem jego koszuli.
- Chyba
na następne, bo w te już dostałem, co chciałem - powiedział i podniósł moją
głowę tak, aby patrzeć mi w oczy.
-
Wszystkiego najlepszego… - zdążyłam jeszcze wyszeptać.
Musnął
moje usta delikatnie, a nie widząc sprzeciwu przywarł do mnie gwałtownie.
Oddawałam pocałunki z coraz większym entuzjazmem. Chłonęliśmy siebie nie mogąc
przerwać. Nie wiem, ile czasu minęło, kiedy wreszcie z wielkim trudem odsunął
mnie od siebie.
- To mój
najlepszy prezent urodzinowy w życiu… - wyszeptał.
***
- Lily.
Lily, słuchasz mnie? – usłyszałam zniecierpliwiony głos Dorcas.
-
Słucham, słucham… - powiedziałam nadal obserwując Huncwotów. Dwóch z nich grało
w Eksplodującego Durnia.
- To co
powiedziałam? – cisza. – Lily!
- Tak? –
zapytałam nieprzytomnie.
- Czy
możesz powtórzyć, to co przed chwilą do ciebie powiedziałam?
- Ja… -
zająknęłam się i posłałam jej przepraszające spojrzenie.
- Oj
Liluś, Liluś! O kim tak myślisz? – zapytała wyraźnie rozbawiona.
- O niczym!
– powiedziałam zawstydzona i poczułam jak policzki mi różowieją.
- Ta!
Jasne! Mów mi tu zaraz! – zażądała z uśmiechem.
- Oj! Tak
po prostu odpłynęłam! – stwierdziłam wymijająco i znów zerknęłam na Huncwotów.
Czarnowłosy również spojrzał w naszą stronę. Uśmiechnął się, a mnie przeszedł
dreszcz.
- Eee…
Lily, czy jest coś co chciałabyś mi powiedzieć?
- Nie,
dlaczego tak myślisz? – zapytałam zaskoczona.
- Bo w
kółko gapisz się na Pottera! A ten szczerzy się do ciebie, jak idiota!
- Bo nim
jest! – wzruszyłam ramionami.
- Jak
chcesz.
- O co ci
znowu chodzi? – zapytałam poirytowana.
- O nic,
po prostu myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami… Ale jak nie chcesz, to nie mów
– powiedziała od niechcenia i wróciła do pracy domowej.
- Ale ja
nie mam ci nic do powiedzenia! Gdyby coś się wydarzyło, już byś o tym
wiedziała. – powiedziałam lekko wściekła.
- No
dobrze, przecież nic nie mówię, nie? – uśmiechnęła się delikatnie. Wzruszyłam
ramionami i znów spojrzałam na Pottera.
Kłamstwo.
Parszywe i okrutne słowo. Brzydziłam się nim. Nienawidziłam i nie potrafiłam
kłamać, dlatego też bardzo źle się czułam oszukując przyjaciółkę. Nie
powiedziałam im, co zaszło między mną, a Potterem trzy dni temu. Bałam się i
właściwie sama nie wiedziałam czy ten pocałunek cokolwiek zmieniał. Potter był
przeszczęśliwy. Ja do tej pory na to wspomnienie mam motylki w brzuchu.
Niestety spanikowałam…
- To mój
najlepszy prezent urodzinowy w życiu… - wyszeptał i objął mnie mocno.
Palcami
przeczesywał mi włosy, drugą ręką gładził mój policzek. Oddychałam głęboko. Nie
mogłam uwierzyć, że go pocałowałam. Tego nieznośnego, wiecznie nadętego i
zapatrzonego w siebie Pottera! Tego, którego tak miałam dość, którego tak
bardzo nienawidziłam! Im dłużej stałam i patrzyłam w te jego cudowne,
szczęśliwe, orzechowe oczy, tym więcej wątpliwości miałam. Co teraz będzie? Nie
byłam gotowa na coś poważnego… Chwyciłam dłoń, którą muskał mój policzek.
- James,
ja…
- Liluś…
- przerwał mi i delikatnie musnął moje wargi. Odsunęłam się.
- James…
- zaczęłam ponownie.
- Lily, kochanie…
Kocham cię… - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego przestraszona. – Kocham cię!
– powtórzył. – Mam ochotę iść i ogłosić to całemu światu!
- James!
– krzyknęłam i opadłam na krzesełko.
- Co się
stało? – zapytał przestraszony i kucnął przy mnie.
- Ja nie
chcę! Znaczy… To był taki impuls… Ja już wiem, że cię nie nienawidzę. Wiem też,
że to co jest między nami nie jest bez znaczenia, ale ja nie jestem jeszcze
gotowa na coś poważnego i oficjalnego. Potrzebuję czasu, przepraszam… -
wyszeptałam i opuściłam wzrok.
- Dobrze,
poczekam - powiedział i pocałował mnie czule w czoło.
- Ty nie
rozumiesz… Nie będzie przytulania w pokoju wspólnym i przy wszystkich, nie
będzie całowania ani słodzenia. Nie będzie randek i tego wszystkiego…
- Lily!
Powiedziałaś, że nie jesteś gotowa i ja to rozumiem. Ale na galopujące gargulce
nikt nie powiedział, że nie możemy się spotykać!
- No nie
wiem…
- Liluś,
zaufaj mi… - powiedział bardzo cicho. Spojrzałam w jego spokojne, orzechowe
oczy.
- Dobrze
- westchnęłam zrezygnowana. – Ale proszę cię nie mów nikomu, dobrze?
- Co
tylko zechcesz, kochanie - wyszeptał i znów wpił się w moje usta.
***
Westchnęłam. Dorcas spojrzała na mnie uważnie, ale nic nie powiedziała.
Ponownie wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się po pokoju. Niedaleko nas
siedziała para. Ona usadowiła się jemu na kolanach, a on wpatrzony był w nią,
jak w obrazek. Razem z nimi siedzieli ich przyjaciele. Musiało im być wesoło,
bo cała grupa po chwili wybuchnęła śmiechem. Czy ze mną i Potterem też tak
kiedyś będzie? Też będziemy sobie tak siedzieć i żartować z innymi? Ktoś
właśnie wszedł do Salonu. Automatycznie spojrzałam w tamtym kierunku. Kolejna
para. Tym razem zakochani szli objęci, a w następnej chwili on wziął ją za
rękę. W tym samym momencie na moje policzki wpłynął rumień. James też tak
wczoraj ujął moją dłoń. Zawstydziłam się wtedy okropnie. Pamiętam, że z wielkim
oporem puścił ją dopiero na korytarzu tuż przed portretem Grubej Damy. Niestety
na nią też musieliśmy uważać, bo z doświadczenia wiedziałam, że zaraz by poleciała
do swojej przyjaciółki na plotki.
- Cześć –
usłyszałam nad głową.
- Cześć –
odpowiedziała Dorcas z uśmiechem i po raz pierwszy tego wieczoru, to ona
dostała czerwonych policzków. Spojrzałam w górę. Huncwoci.
- Możemy
się przysiąść? – zapytał James i spojrzał na mnie uważnie.
- A co to
się stało, że pytasz? – odpowiedziałam zaczepnie.
- Dla
pozorów – odpowiedział z uśmiechem.
-
Siadajcie! – wtrąciła się Dorcas i posłała mi groźne spojrzenie.
Czyżby
się bała, że zaraz ich spławię?
Potter
usiadł grzecznie w fotelu naprzeciw mnie, natomiast Black podszedł do Dorcas i
wyjął jej podręcznik z rąk. Patrzyła na niego z błyskiem oku. Byłam bardzo
ciekawa, jakich argumentów użył, aby móc znów się z nią spotykać. Wszystkie
adoratorki Syriusza patrzyły w naszym kierunku z nieukrywaną nienawiścią.
Podręcznik poleciał na najbliższy stolik, a Dorcas siedziała przytulona do
ukochanego. Łapa szeptał jej coś do ucha, a ona śmiała się jak nienormalna.
Spojrzałam na Pottera szeroko otwartymi oczami. Kiwnął mi głową i wstał.
Wiodłam za nim wzrokiem, zmierzał do ich sypialni… Miałam tam iść z nim?!
Rozejrzałam się spanikowana dookoła. Mary była z Lockhartem, Dorcas siedziała
wpatrzona w Syriusza, a Peter i Lupin pochylali się nad stosem podręczników i
pergaminem. Pewnie, jak co weekend Remus pomagał koledze w nauce. Podniosłam
się więc z fotela i zrobiłam trzy kroki, po czym zatrzymałam się i obejrzałam
za siebie. Nikt tego nie zauważył, więc nie przejmując się już zbytnio
podeszłam do schodów i wspięłam na górę. Zastukałam trzy razy, jak zawsze
zresztą, i pchnęłam drzwi. Aż mnie wmurowało.
Sypialnia
chłopców była czysta! Nie było porozwalanych podręczników, sterty walających
się piór, pergaminów, gadżetów od Zonka, ani sterty brudnych ubrań na środku
pokoju! Zamiast tego wszędzie porozrzucane były płatki kwiatów, a na szafkach
nocnych stał ogrom pozapalanych świec. Na łóżku obok tej, na której stało moje
zdjęcie, leżał uśmiechnięty James. Wpatrywał się we mnie, jak ten chłopak w
dziewczynę w Salonie. W jego oczach dostrzegłam ten charakterystyczny błysk i
światło migoczących świec. Uwielbiałam go właśnie takiego. Nie był wtedy tym
samym irytującym i zarozumiałym Potterem. Był osobą, z którą chciałabym spędzić
resztę życia, jeżeli byłaby taka możliwość.
Wstał i
wolnym krokiem do mnie podszedł. Chwycił moją rękę. Bez najmniejszego słowa
sprzeciwu dałam się zaprowadzić na jego łóżko. Opadłam na nie i zamknęłam oczy.
Gdyby ktoś mi powiedział na początku roku, że będę w sytuacji sam na sam z
Potterem, w pokoju pełnym świec i kwiatów, to bym go wyśmiała. To było takie
absurdalne! A jednak realne… Poczułam, że położył się obok mnie, i że znowu się
we mnie wpatruje. Uniosłam powieki i z satysfakcją stwierdziłam, że miałam
rację. Leżał na boku, podpierając głowę na ręce. Uśmiechnęłam się.
-
Musiałeś się nieźle namęczyć – powiedziałam zaczepnie.
- Ale
myślę, że było warto… - powiedział z uśmiechem.
-
Myślisz? Od kiedy? – zapytałam próbując udać zdziwienie. Uniósł brwi.
- No
dobrze. Ja to wiem…
- O, a
skąd?
- Bo
wiem!
- I pewny
jesteś tego, że na pewno wiesz? – zapytałam przekornie.
-
Sprawdźmy! – odpowiedział z błyskiem w oku i pochylił się.
Przymknęłam
powieki. Czułam to ciepło, które zawsze od niego bije, jego szybszy oddech…
Byłam też pewna, że gdybym dobrze się wsłuchała, usłyszałabym bicie jego serca.
Zbliżał się, jak zawsze bardzo wolno. Czułam, jak jego włosy muskają moją
twarz. Nie mogąc się doczekać uniosłam lekko głowę. Jego usta spotkały się z
moimi. Opadłam spowrotem na poduszkę, ciągnąc go za sobą. Objęłam jego szyję
rękoma. On natomiast, jedną nadal się podpierając, drugą ułożył na mojej tali.
Początkowo delikatny pocałunek, przerodził się w długi i namiętny. James
pochylił się teraz nade mną tak, że musiał podpierać się na obu łokciach.
Chwyciłam dłonią jego włosy, drugą zaczęłam delikatnie błądzić po jego plecach.
W głowie mi wirowało. Zaczęło brakować również tchu. Chyba to wyczuł, bo nagle
się ode mnie odsunął. Chociaż wydawało mi się, że jakoś tak, za szybko.
Otworzyłam oczy. Spojrzałam na niego pytająco, ale pokręcił głową. Chyba
nasłuchiwał. Nie musiałam pytać. Po schodach właśnie ktoś wchodził! Ogarnęła
mnie panika. Przyłożył palec do ust, nakazując mi tym gestem, abym była cicho.
Wstał i chwycił jakiś płaszcz, a później narzucił go na mnie.
- O tak!
Na pewno mnie nie zauważą! – syknęłam wściekła i chciałam wstać.
- Siedź!
Nie ruszaj się i nie odzywaj, a wszystko będzie dobrze! – nakazał. Powiedział
to szeptem, ale w taki dziwny sposób, że od razu mu zaufałam. Następnie wyjął
różdżkę i krótko nią machnął. Płatki róż zniknęły, podobnie jak świece. Kolejne
machnięcie, a na środku pokoju znów pojawiła się sterta brudnych ubrań. Słowem,
sypialnia powróciła do normalnego stanu. Głosy były coraz bliżej. Szybkim
ruchem chwycił poduszkę, oparł ją o ścianę i jak gdyby nigdy nic położył się
obok mnie z jakimś magazynem.
- Czytasz
do góry nogami! – syknęłam kuląc się obok niego. Ledwo odwrócił czasopismo, do
sypialni wpadł Syriusz, a za nim Lupin.
- A ty
tutaj tak sam? – zapytał Black. On wie! Przemknęło mi przez głowę.
- A z kim
miałbym być? – odpowiedział spokojnie Potter. Czułam jednak, że jego serce bije
tak szybko, jak moje.
- Nie
wiem, tak tylko spytałem – wyszczerzył zęby.
- Gdzie
macie Petera?
- Nie
wiem, pomagałem mu w eliksirach, ale powiedział, że musi gdzieś pilnie wyjść.
- Dziwne…
- James się zamyślił.
-
Ostatnio Peter w ogóle jest dziwny. Nie zauważyłeś? – podchwycił Black.
-
Zauważyłem…
-
Wiecznie gdzieś znika. To do niego niepodobne…
- A co
się będziesz nim przejmował? Niech robi chłopak co chce! Ciebie przecież też
nie pilnujemy, Łapo!
-
Rogaczu… Nawet gdybyś chciał to byś nie upilnował – Black się roześmiał.
- Święta
prawda! – przytaknął Lupin. Oboje usiedli na łóżku naprzeciwko.
- A
propos świąt! Jedziemy do domu? – zapytał Syriusz.
- Ja
zostaję… W domu jestem średnio oczekiwanym gościem… No i wypadają one akurat w
moją przemianę… - stwierdził ponuro Lupin.
- Ja też
myślałem żeby zostać… - powiedział James.
- A to ci
nowość! – Syriusz aż klasnął w dłonie. – Zrezygnujesz z domowego świątecznego
obiadku?!
- A żebyś
wiedział! Egzaminy się zbliżają! W końcu to już prawie kwiecień! – oburzył się
Potter. Jego przyjaciele parsknęli śmiechem, a ja z trudem go opanowałam. On i
nauka?! Przecież oni nigdy w to nie uwierzą!
-
Egzaminy?! Od kiedy ty się taki pilny stałeś, Rogaczu? – zapytał Black chwytając
się za brzuch.
- Zamknij
się. – odpowiedział mu obrażony.
- A może
to Evans ma na ciebie taki wpływ?
- Jej do
tego nie mieszaj.
- Oho!
Trafiłem w sedno! – Black wyglądał na uradowanego. – Jak tam sprawy się mają?
Jesteście już chociaż przyjaciółmi?
- A co
cię to obchodzi?!
- James,
spokojnie – Lupin wtrącił się ostrożnie. – Jesteś naszym przyjacielem. Chcemy
ci po prostu pomóc.
- To
przestańcie wypytywać! I najlepiej nic nie róbcie…
- Jak
chcesz… - Black wzruszył ramionami.
- Nie
obrażaj się, bo nie masz o co! Ty o Dorcas też nic nie mówisz!
- Bo ja i
ona to prosty temat! Trochę się nam zagmatwało w pewnym momencie, ale wyszliśmy
na prostą. To ty o Lily masz co opowiadać! A właśnie! Zauważyliście, że ona coś
ostatnio w kółko znika? Myślicie, że ma kogoś?
- Nawet
jeżeli to nie nasza sprawa – James wzruszył ramionami.
- A ja
bym się w sumie wcale nie zdziwił. – powiedział Remus.
- A
czemu? – zapytali równocześnie.
- W końcu
to fajna dziewczyna, nie? Dobrze wybrałeś, Potter, tylko nie zepsuj całego roku
pracy jakimś wybrykiem!
- Roku?!
Przecież on ją próbuje poderwać od lat sześciu! I z takim podejściem nigdy jej
nie zdobędzie! – Black prychnął z ironią.
- Z niby
jakim podejściem?!
- No
wiesz… Będę jej przyjacielem! To nas do siebie zbliży! I te inne bla, bla, bla.
- Zamknij
się! – krzyknął nienaturalnie wysokim głosem Potter.
- Chcemy
ci pomóc! A ty zachowujesz się tak, jakby gdzieś tu się ukrywała pod Peleryną
Niewidką! Ogarnij się, chłopie! – stwierdził Black i podniósł się z łóżka. – Idę
do Dorcas. Ona przynajmniej lubi moje poczucie humoru. Idziesz Luniaczku?
- Ta… -
westchnął i wyszedł razem z nim. Potter oddychał ciężko. Był wyraźnie wściekły.
No i w sumie mu się nie dziwiłam. Jego przyjaciele powiedzieli za dużo
pikantnych szczegółów. Chociaż, sama nie wiem jak to się stało, nie mieli
pojęcia że z nimi siedzę. Chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam i
oddychając głęboko zdjęłam z siebie płaszcz. Spojrzał na mnie z żalem i
pretensją.
- Nie
słuchaj ich! To wszystko nie prawda! – próbował przekonać sam siebie.
Uśmiechnęłam się i uniosłam tak, aby mieć jego twarz tuż pod swoją.
- Nie
będziesz mi mówić, co mam robić, Potter! – powiedziałam szeptem z udawanym
oburzeniem i pocałowałam go.
***
- Mary!
Wstawaj! Spóźnimy się na zielarstwo! Sprout nas udusi! To będzie już chyba
dziesiąty raz w tym miesiącu! – ponagliłam przyjaciółkę.
- Ymhg… -
usłyszałam jej marudzenie, a następnie jej kołdra powędrowała w górę. Tak, że
spod niej wystawało już tylko czoło.
- Mary! –
krzyknęłyśmy obie z Dorcas.
- No co?!
– też krzyknęła gwałtownie siadając. Włosy miała poczochrane, a jej mina
wyrażała chęć mordu.
- Idziemy
na lekcje!
-
Przecież pierwsza jest obrona przed czarną magią! I do tego dopiero o
dwunastej! Więc odwalcie się ode mnie obie! – warknęła i ponownie naciągnęła
kołdrę na głowie. Spojrzałam na plan zajęć.
-
Cholera… - szepnęłam, a Dorcas wybuchnęła śmiechem. Nieczęsto się zdarzała taka
sytuacja, w której Mary ma rację. Ostatnio jednak aż za często. Dorcas była
zakochana i jej myślenie nie było racjonalne, natomiast w mojej głowie siedział
Potter. Na szczęście o tym moje przyjaciółki nie miały pojęcia.
- I co
teraz? – zapytała Dorcas nadal chichocząc.
- Idę na
śniadanie, a później do biblioteki. – wzruszyłam ramionami.
- To idź
i przestań gadać mi nad uchem! – usłyszałam wściekły głos Mary. – I zasłoń te
cholerne kotary!
Godzinę
później pojawiła się w bibliotece. Wyglądała okropnie. Włosy nadal miała w
lekkim nieładzie, a pod jej oczami wyraźnie było widać sińce.
- Co ci
się stało? – zapytałam przestraszona.
-
Pomyślmy… Wróciłam późno, bo świetnie bawiłam się z chłopakiem, z którym rzecz
jasna na sam koniec się pokłóciłam, a moje dwie najlepsze przyjaciółki obudziły
mnie o szóstej rano! – krzyknęła.
-
Świetnie! Następnym razem zostawimy cię w łóżku! A jak nie zdasz egzaminów to
będziesz mogła mieć pretensje tylko do siebie!
-
Świetnie!
- No to
świetnie! I błagam cię! Zrób coś ze sobą, bo nie mogę na ciebie patrzeć! –
powiedziałam desperacko. Mary spojrzała na mnie w dziwny sposób i wyjęła swoją
kosmetyczkę.
- O nie!
– pisnęła, jak tylko ujrzała swoje odbicie. – Zaraz wracam!
- A tej
co się stało? – zapytała Dorcas kładąc na stoliku z tuzin książek.
- Właśnie
ujrzała swoje drugie wcielenie. – powiedziałam beznamiętnie. – Masz wszystko?
- Tak,
myślę, że tak ale sprawdź na wszelki wypadek. – uśmiechnęła się i usiadła obok
mnie.
-
Wszystkie są, to od czego zaczynamy? – zapytałam zrezygnowana.
- Może
od… - zaczęła Dorcas, ale przerwała. Obie spojrzałyśmy w kierunku drzwi do
biblioteki. Do środka z impetem wparowała Mary, wyglądając już tak ślicznie jak
zawsze, a za nią Gilderoy.
- Musimy
pogadać! – krzyknął i złapał ją za ramiona.
- Nie
mamy o czym!
-
Właśnie, że mamy!
- Weź
przestań.
- Musimy
porozmawiać. Poważnie i bez ściemy!
- Nie mam
czasu. Do Victoire pogadaj!
-
Victoire to ja nie mam nic do powiedzenia!
- Jakoś
mnie to średnio obchodzi.
- Mary!
- No co?!
- Zamknij
się i przez chwilę posłuchaj! Jesteś kimś wyjątkowym! Dla mnie jesteś
wyjątkowa!
- No i co
to ma być, co?! – ryknęła rozglądając się po pomieszczeniu. – Kolejny wasz
głupi kawał?!
- Co ty
bredzisz?
- Ja
bredzę?! Przecież ty cały czas mnie wkręcasz!
- Ja… Co
ja robię?!
- Cały
czas się z kimś spotykasz! Raz jedna, raz druga! Teraz ta cała Victoire!
- To
chyba mnie z sobą pomyliłaś! Zmieniasz facetów, jak rękawiczki! Nawet z
Potterem się całowałaś! A ja z nią tylko rozmawiałem!
- To był
przypadek i wina tego całego Blacka! A poza tym, mnie to już naprawdę nie
obchodzi! Nie mam czasu!
- To się
ze mną spotkaj po lekcjach!
- Nie mam
zamiaru! – warknęła i ruszyła w naszą stronę.
- Mary! –
krzyknął i znów ją chwycił za ramiona.
- Czego
ty chcesz?! O co ci chodzi?
- Chcę
porozmawiać. Nie możesz tego dla mnie zrobić?!
- Nie nie
mogę. Już ci mówiłam. Idź sobie pogadaj z tą twoją Victoirą!
- Ale ja
ci chcę to wszystko wytłumaczyć!
- Wiesz
co? Ja nie mam przyjemności rozmawiania o twojej dziewczynie!
- To nie
jest moja dziewczyna, ja jej prawie w ogóle nie znam! To był dowcip, w sensie
kawał taki.
- To mamy
zupełnie inne wyczucie humoru.
- Mary,
ja wiem, że to głupie. Przepraszam! Chciałem, żebyś była troszkę zazdrosna.
Okłamałem cię.
- Kiedy?
- Co
kiedy?
- No
kiedy mnie okłamałeś? Teraz czy wtedy, bo ja już nie wiem.
- Wtedy
kłamałem! Teraz prawdę mówię!
- A skąd
ja mogę wiedzieć, że nie odwrotnie?!
- No bo
mówię przecież!
- No
wtedy też mówiłeś i co?!
- Mary,
ja ci przyrzekam!
- Na co
mi te twoje przyrzeki?! A może teraz kłamiesz, że wtedy kłamałeś, a tak na
prawdę mówiłeś prawdę tylko ci się odwidziało? A za chwilę znowu będziesz
kłamał i znowu ci się odwidzi, i że mówisz prawdę, i co?!
- Mary,
co ty wymyślasz?
- Ja nic
nie wymyślam! Ja ci już po prostu nie wierzę!
- Mary!
- Odwal
się! – krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
- Tam
szłaś przecież… - wyszeptał totalnie rozbity.
- Ekhm…
Masz rację. – powiedziała chłodno i wyniośle, po czym podeszła do naszego
stolika. – Ani słowa! – powiedziała nim zdążyłyśmy nawet otworzyć usta. – Nie
odpowiem na żadne pytania.
- Ja
chyba nawet boję się spytać. – powiedziała Dorcas tłumiąc śmiech.
- I
słusznie! – powiedziała groźnie, rzucając kosmetyczkę na stół, a następnie
usiadła teatralnie na krzesełku. – Już ja mu pokażę!
Spojrzałam
na Dorcas. Chichotała jak szalona przyciskając dłoń do ust. Ja też ledwo się
powstrzymywałam.
- Myślał
by kto, że się przejmę! Niech zabiera siebie i te swoje przyrzeki! – Mary
mruczała sama do siebie. Tego już było za wiele dla Dorcas. Wybuchnęła głośnym
śmiechem.
Jak
zwykle wpadłyśmy na obronę przed czarną magią spóźnione. Mary wlekła się za
nami obrażona o to, że się z niej śmiałyśmy. Prawie wszystkie ławki były już
zajęte. Podeszłam do tej na samym końcu. Tylko te miały miejsca dla trzech
osób. Opadłam na środkowe krzesełko. Dorcas zajęła to po mojej lewej. Z drugiej
strony opadła Mary. Odwróciłam się do niej, aby przeprosić i w tym momencie
mnie wmurowało. Tuż obok mnie siedział cały rozpromieniony James i właśnie
stykaliśmy się nosami. Odskoczyłam od niego jakbym się oparzyła i rozejrzałam
spanikowana.
- Potter
– wysyczałam. – To miejsce jest zajęte, wiesz? – dodałam łagodniej, a na mojej
twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
- Wiem –
powiedział wesoło, jakby był jakoś specjalnie zachwycony. – Dla mnie,
nieprawdaż? – rzucił i potargał sobie burzę czarnych włosów. Usłyszałam, jak
ktoś za mną parska śmiechem. Odwróciłam się. Tuż za mną stali Syriusz i Remus.
Zaczerwieniłam się mocno i zmierzyłam ich gniewnym spojrzeniem. – I to tak, jak
prosiłem! Po prawej stronie!
Roześmiałam
się.
- Spadaj, Potter! – powiedziałam wesoło.
- Oj, Lily!
- Spadaj!
– powiedziałam już bardziej agresywnie.
- Lily,
daj spokój. Jak chce to niech siedzi. – wtrącił się Black.
- Nie!
- Dobra,
nie to nie! – powiedział wściekły i podniósł się z miejsca. – O dwudziestej w
Pokoju Życzeń. – szepnął, schylając się po torbę. – Oczywiście jeżeli będziesz
chciała! – dodał z ironią i zajął miejsce obok Remusa. Spojrzałam na niego
bezradnie. Świetnie! Najpierw Mary, teraz on…
***
Przyszłam
na umówione miejsce wcześniej. Myślałam, że będę mogła trochę odpocząć i
pomyśleć o tym wszystkim. Przed tą tajemniczą ścianą stał jednak Black.
- A co ty
tu robisz? – zapytałam zaskoczona.
-
Spokojnie, już sobie idę – uśmiechnął się pogodnie. – Też się umówiłem! Ale nie
z tobą tylko z Dorcas oczywiście!
- Jak to
też? – zapytałam nie rozumiejąc.
- No… Ty
umówiłaś się z Potterem na romantyczną kolację, czy co to tam będziecie robić,
a ja z Dorcas… - powiedział patrząc na mnie uważnie.
-
Dlaczego uważasz, że spotykam się z Potterem?
- No bo
mi powiedział. – Black wzruszył ramionami.
- Co ci
powiedział?! – zapytałam spanikowana.
- No
wiesz, jest moim najlepszym przyjacielem. Mieszkam z nim pod jednym dachem.
Mówimy sobie o wszystkim! – stwierdził zadowolony.
- O
wszystkim?
- Tak.
Nawiasem mówiąc, nigdy nie przypuszczałem, że aż tak cię zainspiruję. –
powiedział z błyskiem o oku.
-
Słucham?!
- No
chodzi mi o ten prezent urodzinowy!
- To
tylko zwykłe zdjęcie!
- Lily… -
zaczął powoli. – Ja nie o tym mówię…
- To o
tym też ci powiedział?!
- A miał
nie mówić?! Lily, on się cieszył jak dziecko. Gdyby nikomu nie powiedział, to by
go rozsadziło! Poza tym, ja nikomu nie powiem, że się spotykacie!
- No ale
mówiłeś przecież, że… - zaczęłam, ale urwałam. Przecież on nie wiedział, że
byłam wtedy w ich Dormitorium.
- Wtedy w
sypialni? Ustaliłem z Potterem, że Remus i Peter się nie dowiedzą. Dlatego
zadawałem takie pytania i mówiłem te wszystkie rzeczy… - powiedział totalnie
skołowany.
-
Wiedziałeś, że tam byłam?! – krzyknęłam z niedowierzaniem.
- No
jasne! Fakt, nie widziałem cię, bo cię schował pod Peleryną Niewidką, ale
przecież pomagałem mu to wszystko urządzić.
-
Słucham?! – zapytałam desperacko i ukryłam twarz w dłoniach. Czy jest coś,
czego on nie wie?! A co jak się wygada Dorcas?! A może już to zrobił?!
Spojrzałam na niego wściekła. – Już tam jest? – zapytałam chłodno. Kiwnął
głową. Nie patrząc na niego przeszłam trzy razy wzdłuż ściany powtarzając w
myślach ustalone hasło. Ciche pyknięcie oznajmiło mi, że pojawiły się drzwi.
Podeszłam do nich i otworzyłam z hukiem.
- No
proszę, a już myślałem, że jednak się nie pojawisz… - powiedział siląc się na
obojętny ton.
- Stałam
na zewnątrz i debatowałam, kiedy pojawił się Black. Ucięliśmy sobie małą
pogawędkę. – powiedziałam niby od niechcenia, ale aż kipiałam z wściekłości.
Potter pobladł.
- Co ci
powiedział?
-
Wszystko! Jak mogłeś?! Mówiłam ci, że masz nikomu nie mówić!
- To mój
przyjaciel…
- Tak, a
Mary i Dorcas to moje przyjaciółki! I co?!
- Lily,
ale co takiego się stało? – próbował załagodzić sytuację.
- Jeszcze
nic, ale co będzie jak się wygada?!
- Niby
komu?
- Dorcas
na przykład!
- Jakby
miał to zrobić, to by to zrobił już dawno.
- Świetnie, przekonałeś mnie! – wrzasnęłam naprawdę wściekła.
- Lily… -
chciał mnie przytulić.
- Zostaw
mnie! Ustaliliśmy reguły! A ty je złamałeś! Zaufałam ci, a ty co?! Najpierw
idziesz i paplasz wszystko Blackowi, a później siadasz obok mnie na lekcji!
- Nie wiedziałem,
że to taki problem!
- Tak, to
jest problem! Nikt nie może się dowiedzieć! Już samo to, że jesteśmy
przyjaciółmi odchodzi od normy, a ty jeszcze sobie siadasz obok mnie!
- Masz
jakąś paranoję! Teraz cokolwiek bym nie zrobił, to będzie źle, tak?!
- Tak.
-
Świetnie! Bo twoim zdaniem przyjaciele nie mogą ze sobą siedzieć, nie mogą się
przytulać, nie mogą rozmawiać, nie mogą się wygłupiać! – zaczął wyliczać. On
też stracił panowanie nad sobą. – Więc twoim zdaniem, co przyjaciele mogą?! A
nawet jeżeli ktoś się dowie o tym, że w jakiś nienormalny sposób i na swój
sposób jesteśmy razem to co?!
- To, że
nie jestem na to gotowa!
-
Świetnie! – powiedział chłodno. Za chłodno…
- Nie
rozumiem… - wyszeptałam.
- Daj
znać, jak będziesz gotowa. Nie mam ochoty na kłótnie tego typu i użeranie się z
dziewczyną, która nie wie, czego tak naprawdę chce! – warknął i wyszedł
zostawiając mnie samą. Rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła. W kącie
dostrzegłam fotel. Opadłam na niego i ukryłam twarz w dłoniach. Pierwsza łza
spłynęła powoli...
No nie! Znów się pokłócili...;D Autorki zlitujcie się nade mną! ;D
OdpowiedzUsuńJeju, a ta znowu wydziwia. Powoli zaczynam myślec. że Lily na niego nie zasługuje.wA James jest nadal idealny <3
OdpowiedzUsuń,,- Odwal się! – krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
OdpowiedzUsuń- Tam szłaś przecież… - wyszeptał totalnie rozbity.
- Ekhm… Masz rację." Ahahhahaha xd Zrobiłaś/zrobiłyście z Lily trochę taką psychiczną dziewczynę...
Gorąco pozdrawiam Amelia
Lily, nie denerwuj mnie XDXDXDXD
OdpowiedzUsuń