piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział dwunasty: Urodziny "ala Lily".


[muzyka]

Kolejne dni nie przyniosły większych zmian. Dorcas próbowała udawać, że zachowanie Blacka w ogóle jej nie obeszło. Stwierdziła, że nie ma zamiaru się nim przejmować. Obie z Mary słyszałyśmy jednak, jak popłakuje wieczorami w poduszkę. Z doniesień Pottera wynikało, że sam Łapa też nie jest za szczęśliwy. Przestał oglądać się za innymi dziewczynami, żartować, a nawet robić na złość Snape’owi. Stał się za to ponury, markotny i wiecznie narzekający. Nic mu nie pasowało i nic mu się nie chciało. Postanowiłam coś z tym zrobić.
- Black! Black, zaczekaj! – krzyknęłam. 
Był sobotni wieczór. Mary z Dorcas poszły do biblioteki. Lupin przeżywał kolejną transformację, Potter miał trening, a Peterem się nie przejmowałam. Black właśnie zmierzał do sypialni. Jak przypuszczałam, miał zamiar mnie zignorować. Westchnęłam więc i poczłapałam za nim.
- Czego chcesz, Evans?! – warknął ledwo przekroczyłam próg. Sypialnia wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Łapa leżał na swoim łóżku i patrzył na mnie z ironią.
- Porozmawiać – powiedziałam stanowczo i oschle.
- Zdaje się, że nie mamy o czym.
- A mi się wydaje, że jednak mamy. Co czujesz do Dorcas? – zapytałam nagle i z satysfakcją zauważyłam, że się zmieszał.
- Nic.
- Kogo chcesz oszukać? Przecież wszyscy widzą, jak na nią patrzysz!
- No jak?! Jest jedną z wielu, zrozumcie to wreszcie obie!
- Chciałam wam tylko pomóc! Wszyscy wiedzą, że latasz z kwiatka na kwiatek i musisz utrzymywać ten swój cholerny fason i opinię, ale za rok skończysz szkołę! Nie wydaję ci się, że najwyższa pora się trochę ogarnąć?!
- A ty jak zwykle próbujesz ulepszyć cały świat! To moje życie i nie twój interes!
- Świetnie! Więc rozumiem, że wolisz być sam jak palec?! Potter nie będzie przy tobie przez całe życie!
- A co ty się mną tak przejmujesz?! – krzyknął poirytowany i zerwał się z łóżka.
- Bo cię lubię! I mi ciebie szkoda! – odkrzyknęłam niewiele myśląc.
- No proszę, a podobno mnie nienawidzisz!
- Bo tak jest! – chciałam naprawić błąd, ale Black uśmiechnął się z satysfakcją. – Po prostu mi ciebie szkoda. I szkoda mi Dorcas. Ona naprawdę cię lubi!
- To się dobrze składa. Ja też ją lubię… I to bardzo… - bąknął zmieszany.
Spojrzałam na niego zaskoczona i aż usiadłam z wrażenia. Chyba po raz pierwszy usłyszałam takie wyznanie z ust Blacka. W dodatku miał zupełnie niepodobny do siebie wyraz twarzy.
- O raaaany… - aż pisnęłam z wrażenia. – Ty się w niej zakochałeś! Kiedy?! – zapytałam podekscytowana.
- Dawno… Niedługo po tym, jak Potter w tobie… Niestety dopiero niedawno to do mnie dotarło.
- Po co w to brnąłeś?
- Nie wiem! Tak wyszło… Tylko, jak ja mam to teraz naprawić?
- Nie wiem… Postaraj się zmienić, zachowywać inaczej niż do tej pory. Nie podrywaj każdej laski i w ogóle! – powiedziałam z uśmiechem.
- Ta… I wyjdę na tym, tak jak Potter z tobą? On też mi prawił te morały. „Będę się zachowywał inaczej, to w końcu się ze mną umówi!”. „Rozmawiałem z Lily”, Lily to, Lily tamto i co ma z tego chłopak?! Ledwo się rozkręcił, a ty byłaś z Daviesem! A jak się ucieszył, że z nim zerwałaś to nim zrobił cokolwiek, ty mu z tą przyjaźnią wyleciałaś! Nie mam zamiaru się katować tylko po to, aby na samym końcu zostać z niczym! – powiedział i opadł spowrotem na swoje łóżko.
Zmieszałam się. Po raz kolejny usłyszałam to, co dobrze znałam i dobrze wiedziałam. Nie miałam jednak pojęcia, jak to wszystko odkręcić. Zastanawiałam się, czy może Black by mi nie pomógł.
- Evans?
- Mmm? – zapytałam wpatrzona w zdjęcie rudowłosej dziewczyny w warkoczykach.
- O czym myślisz?
- Nie wiem… Zastanawiam się czy istnieje jakikolwiek sposób na odkręcenie tej sytuacji…
- Zawsze jest jakiś sposób. Tylko nie wiem, co masz na myśli…
- Nie ważne – uśmiechnęłam się i odwróciłam od zdjęcia małego Pottera.
- Kiedy Dorcas ma urodziny? – zapytał nagle Black.
- Piątego lipca, a czemu?
- A, bo mam dla niej idealny prezent! – powiedział uradowany i podszedł do drzwi. – Dzięki, Lily.
- Nie ma za co – uśmiechnęłam się do niego pogodnie. Kiedy wyszedł chwyciłam zdjęcie Jamesa z rodziną. Ciekawe kiedy on ma urodziny… Myślę, że ja też miałabym dla niego idealny prezent…
- Potter ma za dwa tygodnie.
- Słucham? – spojrzałam na niego zaskoczona.
- Mówię, że Potter ma urodziny za dwa tygodnie.
- Myślałam, że wyszedłeś… - zmieszałam się. – Czemu mi to mówisz? – zapytałam zaskoczona.
- Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć – powiedział z uśmiechem i wyszedł zostawiając mnie samą w ich sypialni.

***

- Mary! Dorcas! – dwadzieścia minut późnej wpadłam do biblioteki.
- Lily, co się stało? – zapytała Dorcas patrząc na mnie lekko przerażona.
- Musicie mi pomóc! Za dwa tygodnie Potter ma urodziny!
- No i? Po co nam to mówisz? – zapytała zaskoczona.
- Bo Black podsunął mi pewien pomysł! – zapiszczałam.
- Black ci podsunął? – Dorcas spojrzała na mnie zdziwiona.
- No tak, rozmawiałam z nim… O tobie… - dodałam widząc jej minę.
- Rozmawiałaś z Blackiem o mnie?! – krzyknęła, a z każdym moim słowem, była coraz bardziej wściekła.
- Tak! Nie mogę patrzeć, jak oboje się męczycie! Dorcas, ty go kochasz, a on ciebie! Chciałam tylko pomóc!
- To nie pomagaj! – warknęła wzburzona i opadła znów na krzesełko, ale minę miała jakby weselszą. – Więc, co z tymi urodzinami?
- Muszę mu dać coś wyjątkowego! Tylko nie wiem co…
- Może znów zorganizujemy imprezę?! – zapiszczała Mary.
- To, to zrobią Huncwoci. Ja chcę mu dać coś wyjątkowego, tak jak on dał mi… - powiedziałam lekko zawstydzona.
- To daj mu jego posążek! Ucieszy się jak dziecko – prychnęła Dorcas i wróciła do wypracowania. Spojrzałam na nią zdegustowana.
- Ta, wielkie dzięki.
- A może! – Mary, aż wytrzeszczyła swoje wielkie niebieskie oczy. Spojrzałam na nią z rezygnacją.
- A może co?
- Może dasz mu to, czego od tak bardzo dawna chce?
- Czyli co, Mary? Właśnie o takie coś mi chodzi, ale co?
- Siebie! Przecież to ciebie chce od tak bardzo dawna!
Dorcas, aż upuściła długopis. Obie spojrzałyśmy na nią zaskoczone.
- Zły pomysł? – posmutniała. – No cóż, nigdy nie byłam dobra w prezentach. – wzruszyła ramionami.

***

Dni leciały jak szalone. Dwudziesty siódmy marca zbliżał się nieuchronnie, a ja nadal miałam wątpliwości, czy mój prezent będzie odpowiedni. Dużym oparciem okazał się Black i reszta Huncwotów. Dziewczyny też starały się pomóc. W dniu urodzin Pottera, Peter wyciągnął go gdzieś poza pokój wspólny. Razem wymyśliliśmy idealny powód. Potter miał gonić, za grożącymi Peterowi Ślizgonami. Znając go wiedzieliśmy, że za szybko nie wróci. Zaangażowaliśmy cały Gryffindor! Ludzie ozdabiali każdy zakamarek. Kiedy Dorcas wieszała serpentynę, kiwnęłam Blackowi, żeby jej pomógł. Od dwudziestu minut oboje siedzieli na fotelach i gruchali sobie jak gołąbeczki.
- Ładnie razem wyglądają, co? – zapytał Lupin, ustawiając butelki z kremowym piwem. – Dobrze, że im pomogłaś.
- Och! Zawsze mówiłam, że są dla siebie stworzeni! – pisnęła Mary, stawiając talerz z przekąskami. – No, a ty Lily? Co masz w końcu dla Pottera?
- Prezent – odpowiedziałam tajemniczo.
- Powiedz mi wreszcie! Nie lubię tajemnic!
- Nie umiesz ich też dotrzymywać! – powiedziałam z uśmiechem. – Wszyscy gotowi?! – krzyknęłam i usłyszałam głośne potaknięcie.
- Dobra! To wszyscy na stanowiska! Już idą! – krzyknął Lupin patrząc w Mapę.
- Dorcas! – krzyknęłam widząc, że nasze gołąbeczki raczej nie usłyszały. Oboje rozejrzeli się dookoła. Dorcas spłonęła rumieńcem. Usłyszeliśmy, jak Peter podaje hasło i skrzypnięcie portretu.
- Wszystkiego najlepszego! – ryknął cały pokój. Potter wyglądał na zaskoczonego.
- Nie wierze, że się nie spodziewał! – zawołałam do Lupina.
- A czemu miałby się spodziewać?! To od was zaczęły się imprezy urodzinowe! Wcześniej tego nie było nie?
- No tak… - mruknęłam, ale Lupin na pewno tego nie usłyszał. 
Rozbrzmiała muzyka, a wszyscy pchali się do Pottera by złożyć mu życzenia. Dzielnie przebijał się przez tłum, aby dostać się do nas.
- Dzięki – uśmiechał się szeroko i uścisnął rękę Lupinowi.
- Nie ma sprawy, Rogaczu – uśmiechnął się Remus, a Potter podszedł do mnie.
- Rozumiem, że wy też miałyście swój wkład?
- Niewielki - powiedziałam radośnie.
- Ale zawsze, nie? Dzięki! – uśmiechnął się i przytulił mnie krótko. 
Chwyciłam go za rękę i przygryzłam wargę. Spojrzał na mnie zaskoczony. Wzięłam głęboki oddech i wcisnęłam mu małą karteczkę w rękę. Spojrzał na nią, a później na mnie jeszcze bardziej zaskoczony. Kiwnęłam głową i ruszyłam w kierunku dziury pod portretem.
- Lily, gdzie idziesz?! – usłyszałam głos Mary, ale się nie odwróciłam.
Zrobiłam to! O mamo! Nie ma odwrotu! Ja to naprawę zrobiłam!


Drogi Jamesie,

Dałeś mi wyjątkowy prezent urodzinowy. Teraz moja kolej. Przyjdź o północy na siódme piętro po ‘najlepszy prezent urodzinowy’.
Miłej zabawy.
  Twoja Lily 

***

Szarpnięcie drzwi. Przyszedł! Więc rozwiązał moją zagadkę. Wstrzymuję oddech, a serce bije mi jak szalone. Czy na pewno dobrze zrobiłam? Nie wiem, ale teraz już na to za późno.
- Lily? – słyszę jego ciepły, lekko zaniepokojony głos. Nie jestem w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Siedzę na krzesełku i czekam, widząc zarys jego sylwetki. Jeszcze tylko jeden jego krok… Rozstawione przeze mnie świece zapaliły się gwałtownie oślepiając przybysza. Rozgląda się uważnie, kiedy pierwsze osłupienie już mija. – Łał… Musiałaś się nieźle postarać. – powiedział z uznaniem. Uśmiecham się, chociaż cała się trzęsę.
Pokój Życzeń wyglądał wspaniale. Na środku postawiłam stół i dwa krzesła. Przygotowałam kolację z szampanem. Dookoła pełno było świec. Bardzo mi zależało na zbudowaniu takiego nastroju. Ubrałam się w najlepszą tunikę i poszłam do Mary, żeby mnie pomalowała. Nie mogło się nie udać! Nadal nic nie mówiąc, wstaję i biorę zawiniątko, które leży na stole.
- Kolejny prezent? Dziękuje – uśmiechnął się. Delikatnie i z namysłem rozwija papier. Jakby się ze mną drażnił. Na pewno widzi, jak się denerwuję. Nareszcie! Jego oczy rozszerzają się gwałtownie. – Lily… Jest wspaniałe… - wyszeptał i przytulił mnie do siebie równie delikatnie. – A mówiłem ci, że pięknie wyglądasz? – powiedział, teraz patrząc na mnie z podziwem. 
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się szeroko. Wzięłam z jego rąk resztki papieru razem ze średniej wielkości ramką, w której znajduje się moje zdjęcie i odkładałam na krawędź stołu.
- Miałam nadzieję, że ci się spodoba – wyszeptałam w końcu.
- Bardzo! – również szepnął.
- James… - powiedziałam, zbliżając się do niego bardzo powoli.
- Tak? – zapytał, biegając oczami po mojej twarzy.
- Co byś chciał dostać na urodziny? – zapytałam, bawiąc się guzikiem jego koszuli.
- Chyba na następne, bo w te już dostałem, co chciałem - powiedział i podniósł moją głowę tak, aby patrzeć mi w oczy.
- Wszystkiego najlepszego… - zdążyłam jeszcze wyszeptać. 
Musnął moje usta delikatnie, a nie widząc sprzeciwu przywarł do mnie gwałtownie. Oddawałam pocałunki z coraz większym entuzjazmem. Chłonęliśmy siebie nie mogąc przerwać. Nie wiem, ile czasu minęło, kiedy wreszcie z wielkim trudem odsunął mnie od siebie.
- To mój najlepszy prezent urodzinowy w życiu… - wyszeptał.

***

- Lily. Lily, słuchasz mnie? – usłyszałam zniecierpliwiony głos Dorcas.
- Słucham, słucham… - powiedziałam nadal obserwując Huncwotów. Dwóch z nich grało w Eksplodującego Durnia.
- To co powiedziałam? – cisza. – Lily!
- Tak? – zapytałam nieprzytomnie.
- Czy możesz powtórzyć, to co przed chwilą do ciebie powiedziałam?
- Ja… - zająknęłam się i posłałam jej przepraszające spojrzenie.
- Oj Liluś, Liluś! O kim tak myślisz? – zapytała wyraźnie rozbawiona.
- O niczym! – powiedziałam zawstydzona i poczułam jak policzki mi różowieją.
- Ta! Jasne! Mów mi tu zaraz! – zażądała z uśmiechem.
- Oj! Tak po prostu odpłynęłam! – stwierdziłam wymijająco i znów zerknęłam na Huncwotów. Czarnowłosy również spojrzał w naszą stronę. Uśmiechnął się, a mnie przeszedł dreszcz.
- Eee… Lily, czy jest coś co chciałabyś mi powiedzieć?
- Nie, dlaczego tak myślisz? – zapytałam zaskoczona.
- Bo w kółko gapisz się na Pottera! A ten szczerzy się do ciebie, jak idiota!
- Bo nim jest! – wzruszyłam ramionami.
- Jak chcesz.
- O co ci znowu chodzi? – zapytałam poirytowana.
- O nic, po prostu myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami… Ale jak nie chcesz, to nie mów – powiedziała od niechcenia i wróciła do pracy domowej.
- Ale ja nie mam ci nic do powiedzenia! Gdyby coś się wydarzyło, już byś o tym wiedziała. – powiedziałam lekko wściekła.
- No dobrze, przecież nic nie mówię, nie? – uśmiechnęła się delikatnie. Wzruszyłam ramionami i znów spojrzałam na Pottera.
Kłamstwo. Parszywe i okrutne słowo. Brzydziłam się nim. Nienawidziłam i nie potrafiłam kłamać, dlatego też bardzo źle się czułam oszukując przyjaciółkę. Nie powiedziałam im, co zaszło między mną, a Potterem trzy dni temu. Bałam się i właściwie sama nie wiedziałam czy ten pocałunek cokolwiek zmieniał. Potter był przeszczęśliwy. Ja do tej pory na to wspomnienie mam motylki w brzuchu. Niestety spanikowałam…
- To mój najlepszy prezent urodzinowy w życiu… - wyszeptał i objął mnie mocno. 
Palcami przeczesywał mi włosy, drugą ręką gładził mój policzek. Oddychałam głęboko. Nie mogłam uwierzyć, że go pocałowałam. Tego nieznośnego, wiecznie nadętego i zapatrzonego w siebie Pottera! Tego, którego tak miałam dość, którego tak bardzo nienawidziłam!  Im dłużej stałam i patrzyłam w te jego cudowne, szczęśliwe, orzechowe oczy, tym więcej wątpliwości miałam. Co teraz będzie? Nie byłam gotowa na coś poważnego… Chwyciłam dłoń, którą muskał mój policzek.
- James, ja…
- Liluś… - przerwał mi i delikatnie musnął moje wargi.  Odsunęłam się.
- James… - zaczęłam ponownie.
- Lily, kochanie… Kocham cię… - wyszeptał, a ja spojrzałam na niego przestraszona. – Kocham cię! – powtórzył. – Mam ochotę iść i ogłosić to całemu światu!
- James! – krzyknęłam i opadłam na krzesełko.
- Co się stało? – zapytał przestraszony i kucnął przy mnie.
- Ja nie chcę! Znaczy… To był taki impuls… Ja już wiem, że cię nie nienawidzę. Wiem też, że to co jest między nami nie jest bez znaczenia, ale ja nie jestem jeszcze gotowa na coś poważnego i oficjalnego. Potrzebuję czasu, przepraszam… - wyszeptałam i opuściłam wzrok.
- Dobrze, poczekam - powiedział i pocałował mnie czule w czoło.
- Ty nie rozumiesz… Nie będzie przytulania w pokoju wspólnym i przy wszystkich, nie będzie całowania ani słodzenia. Nie będzie randek i tego wszystkiego…
- Lily! Powiedziałaś, że nie jesteś gotowa i ja to rozumiem. Ale na galopujące gargulce nikt nie powiedział, że nie możemy się spotykać!
- No nie wiem…
- Liluś, zaufaj mi… - powiedział bardzo cicho. Spojrzałam w jego spokojne, orzechowe oczy.
- Dobrze - westchnęłam zrezygnowana. – Ale proszę cię nie mów nikomu, dobrze?
- Co tylko zechcesz, kochanie - wyszeptał i znów wpił się w moje usta.

***

Westchnęłam. Dorcas spojrzała na mnie uważnie, ale nic nie powiedziała. Ponownie wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się po pokoju. Niedaleko nas siedziała para. Ona usadowiła się jemu na kolanach, a on wpatrzony był w nią, jak w obrazek. Razem z nimi siedzieli ich przyjaciele. Musiało im być wesoło, bo cała grupa po chwili wybuchnęła śmiechem. Czy ze mną i Potterem też tak kiedyś będzie? Też będziemy sobie tak siedzieć i żartować z innymi? Ktoś właśnie wszedł do Salonu. Automatycznie spojrzałam w tamtym kierunku. Kolejna para. Tym razem zakochani szli objęci, a w następnej chwili on wziął ją za rękę. W tym samym momencie na moje policzki wpłynął rumień. James też tak wczoraj ujął moją dłoń. Zawstydziłam się wtedy okropnie. Pamiętam, że z wielkim oporem puścił ją dopiero na korytarzu tuż przed portretem Grubej Damy. Niestety na nią też musieliśmy uważać, bo z doświadczenia wiedziałam, że zaraz by poleciała do swojej przyjaciółki na plotki.

- Cześć – usłyszałam nad głową.
- Cześć – odpowiedziała Dorcas z uśmiechem i po raz pierwszy tego wieczoru, to ona dostała czerwonych policzków. Spojrzałam w górę. Huncwoci.
- Możemy się przysiąść? – zapytał James i spojrzał na mnie uważnie.
- A co to się stało, że pytasz? – odpowiedziałam zaczepnie.
- Dla pozorów – odpowiedział z uśmiechem.
- Siadajcie! – wtrąciła się Dorcas i posłała mi groźne spojrzenie. 
Czyżby się bała, że zaraz ich spławię?
Potter usiadł grzecznie w fotelu naprzeciw mnie, natomiast Black podszedł do Dorcas i wyjął jej podręcznik z rąk. Patrzyła na niego z błyskiem oku. Byłam bardzo ciekawa, jakich argumentów użył, aby móc znów się z nią spotykać. Wszystkie adoratorki Syriusza patrzyły w naszym kierunku z nieukrywaną nienawiścią. Podręcznik poleciał na najbliższy stolik, a Dorcas siedziała przytulona do ukochanego. Łapa szeptał jej coś do ucha, a ona śmiała się jak nienormalna. Spojrzałam na Pottera szeroko otwartymi oczami. Kiwnął mi głową i wstał. Wiodłam za nim wzrokiem, zmierzał do ich sypialni… Miałam tam iść z nim?! Rozejrzałam się spanikowana dookoła. Mary była z Lockhartem, Dorcas siedziała wpatrzona w Syriusza, a Peter i Lupin pochylali się nad stosem podręczników i pergaminem. Pewnie, jak co weekend Remus pomagał koledze w nauce. Podniosłam się więc z fotela i zrobiłam trzy kroki, po czym zatrzymałam się i obejrzałam za siebie. Nikt tego nie zauważył, więc nie przejmując się już zbytnio podeszłam do schodów i wspięłam na górę. Zastukałam trzy razy, jak zawsze zresztą, i pchnęłam drzwi. Aż mnie wmurowało.
Sypialnia chłopców była czysta! Nie było porozwalanych podręczników, sterty walających się piór, pergaminów, gadżetów od Zonka, ani sterty brudnych ubrań na środku pokoju! Zamiast tego wszędzie porozrzucane były płatki kwiatów, a na szafkach nocnych stał ogrom pozapalanych świec. Na łóżku obok tej, na której stało moje zdjęcie, leżał uśmiechnięty James. Wpatrywał się we mnie, jak ten chłopak w dziewczynę w Salonie. W jego oczach dostrzegłam ten charakterystyczny błysk i światło migoczących świec. Uwielbiałam go właśnie takiego. Nie był wtedy tym samym irytującym i zarozumiałym Potterem. Był osobą, z którą chciałabym spędzić resztę życia, jeżeli byłaby taka możliwość.
Wstał i wolnym krokiem do mnie podszedł. Chwycił moją rękę. Bez najmniejszego słowa sprzeciwu dałam się zaprowadzić na jego łóżko. Opadłam na nie i zamknęłam oczy. Gdyby ktoś mi powiedział na początku roku, że będę w sytuacji sam na sam z Potterem, w pokoju pełnym świec i kwiatów, to bym go wyśmiała. To było takie absurdalne! A jednak realne… Poczułam, że położył się obok mnie, i że znowu się we mnie wpatruje. Uniosłam powieki i z satysfakcją stwierdziłam, że miałam rację. Leżał na boku, podpierając głowę na ręce. Uśmiechnęłam się.
- Musiałeś się nieźle namęczyć – powiedziałam zaczepnie.
- Ale myślę, że było warto… - powiedział z uśmiechem.
- Myślisz? Od kiedy? – zapytałam próbując udać zdziwienie. Uniósł brwi.
- No dobrze. Ja to wiem…
- O, a skąd?
- Bo wiem!
- I pewny jesteś tego, że na pewno wiesz? – zapytałam przekornie.
- Sprawdźmy! – odpowiedział z błyskiem w oku i pochylił się.
Przymknęłam powieki. Czułam to ciepło, które zawsze od niego bije, jego szybszy oddech… Byłam też pewna, że gdybym dobrze się wsłuchała, usłyszałabym bicie jego serca. Zbliżał się, jak zawsze bardzo wolno. Czułam, jak jego włosy muskają moją twarz. Nie mogąc się doczekać uniosłam lekko głowę. Jego usta spotkały się z moimi. Opadłam spowrotem na poduszkę, ciągnąc go za sobą. Objęłam jego szyję rękoma. On natomiast, jedną nadal się podpierając, drugą ułożył na mojej tali. Początkowo delikatny pocałunek, przerodził się w długi i namiętny. James pochylił się teraz nade mną tak, że musiał podpierać się na obu łokciach. Chwyciłam dłonią jego włosy, drugą zaczęłam delikatnie błądzić po jego plecach. W głowie mi wirowało. Zaczęło brakować również tchu. Chyba to wyczuł, bo nagle się ode mnie odsunął. Chociaż wydawało mi się, że jakoś tak, za szybko. Otworzyłam oczy. Spojrzałam na niego pytająco, ale pokręcił głową. Chyba nasłuchiwał. Nie musiałam pytać. Po schodach właśnie ktoś wchodził! Ogarnęła mnie panika. Przyłożył palec do ust, nakazując mi tym gestem, abym była cicho. Wstał i chwycił jakiś płaszcz, a później narzucił go na mnie.
- O tak! Na pewno mnie nie zauważą! – syknęłam wściekła i chciałam wstać.
- Siedź! Nie ruszaj się i nie odzywaj, a wszystko będzie dobrze! – nakazał. Powiedział to szeptem, ale w taki dziwny sposób, że od razu mu zaufałam. Następnie wyjął różdżkę i krótko nią machnął. Płatki róż zniknęły, podobnie jak świece. Kolejne machnięcie, a na środku pokoju znów pojawiła się sterta brudnych ubrań. Słowem, sypialnia powróciła do normalnego stanu. Głosy były coraz bliżej. Szybkim ruchem chwycił poduszkę, oparł ją o ścianę i jak gdyby nigdy nic położył się obok mnie z jakimś magazynem.
- Czytasz do góry nogami! – syknęłam kuląc się obok niego. Ledwo odwrócił czasopismo, do sypialni wpadł Syriusz, a za nim Lupin.
- A ty tutaj tak sam? – zapytał Black. On wie! Przemknęło mi przez głowę.
- A z kim miałbym być? – odpowiedział spokojnie Potter. Czułam jednak, że jego serce bije tak szybko, jak moje.
- Nie wiem, tak tylko spytałem – wyszczerzył zęby.
- Gdzie macie Petera?
- Nie wiem, pomagałem mu w eliksirach, ale powiedział, że musi gdzieś pilnie wyjść.
- Dziwne… - James się zamyślił.
- Ostatnio Peter w ogóle jest dziwny. Nie zauważyłeś? – podchwycił Black.
- Zauważyłem…
- Wiecznie gdzieś znika. To do niego niepodobne…
- A co się będziesz nim przejmował? Niech robi chłopak co chce! Ciebie przecież też nie pilnujemy, Łapo!
- Rogaczu… Nawet gdybyś chciał to byś nie upilnował – Black się roześmiał.
- Święta prawda! – przytaknął Lupin. Oboje usiedli na łóżku naprzeciwko.
- A propos świąt! Jedziemy do domu? – zapytał Syriusz.
- Ja zostaję… W domu jestem średnio oczekiwanym gościem… No i wypadają one akurat w moją przemianę… - stwierdził ponuro Lupin.
- Ja też myślałem żeby zostać… - powiedział James.
- A to ci nowość! – Syriusz aż klasnął w dłonie. – Zrezygnujesz z domowego świątecznego obiadku?!
- A żebyś wiedział! Egzaminy się zbliżają! W końcu to już prawie kwiecień! – oburzył się Potter. Jego przyjaciele parsknęli śmiechem, a ja z trudem go opanowałam. On i nauka?! Przecież oni nigdy w to nie uwierzą!
- Egzaminy?! Od kiedy ty się taki pilny stałeś, Rogaczu? – zapytał Black chwytając się za brzuch.
- Zamknij się. – odpowiedział mu obrażony.
- A może to Evans ma na ciebie taki wpływ?
- Jej do tego nie mieszaj.
- Oho! Trafiłem w sedno! – Black wyglądał na uradowanego. – Jak tam sprawy się mają? Jesteście już chociaż przyjaciółmi?
- A co cię to obchodzi?!
- James, spokojnie – Lupin wtrącił się ostrożnie. – Jesteś naszym przyjacielem. Chcemy ci po prostu pomóc.
- To przestańcie wypytywać! I najlepiej nic nie róbcie…
- Jak chcesz… - Black wzruszył ramionami.
- Nie obrażaj się, bo nie masz o co! Ty o Dorcas też nic nie mówisz!
- Bo ja i ona to prosty temat! Trochę się nam zagmatwało w pewnym momencie, ale wyszliśmy na prostą. To ty o Lily masz co opowiadać! A właśnie! Zauważyliście, że ona coś ostatnio w kółko znika? Myślicie, że ma kogoś?
- Nawet jeżeli to nie nasza sprawa – James wzruszył ramionami.
- A ja bym się w sumie wcale nie zdziwił. – powiedział Remus.
- A czemu? – zapytali równocześnie.
- W końcu to fajna dziewczyna, nie? Dobrze wybrałeś, Potter, tylko nie zepsuj całego roku pracy jakimś wybrykiem!
- Roku?! Przecież on ją próbuje poderwać od lat sześciu! I z takim podejściem nigdy jej nie zdobędzie! – Black prychnął z ironią.
- Z niby jakim podejściem?!
- No wiesz… Będę jej przyjacielem! To nas do siebie zbliży! I te inne bla, bla, bla.
- Zamknij się! – krzyknął nienaturalnie wysokim głosem Potter.
- Chcemy ci pomóc! A ty zachowujesz się tak, jakby gdzieś tu się ukrywała pod Peleryną Niewidką! Ogarnij się, chłopie! – stwierdził Black i podniósł się z łóżka. – Idę do Dorcas. Ona przynajmniej lubi moje poczucie humoru. Idziesz Luniaczku?
- Ta… - westchnął i wyszedł razem z nim. Potter oddychał ciężko. Był wyraźnie wściekły. No i w sumie mu się nie dziwiłam. Jego przyjaciele powiedzieli za dużo pikantnych szczegółów. Chociaż, sama nie wiem jak to się stało, nie mieli pojęcia że z nimi siedzę. Chciało mi się śmiać, ale się powstrzymałam i oddychając głęboko zdjęłam z siebie płaszcz. Spojrzał na mnie z żalem i pretensją.
- Nie słuchaj ich! To wszystko nie prawda! – próbował przekonać sam siebie. Uśmiechnęłam się i uniosłam tak, aby mieć jego twarz tuż pod swoją.
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić, Potter! – powiedziałam szeptem z udawanym oburzeniem i pocałowałam go.

***

- Mary! Wstawaj! Spóźnimy się na zielarstwo! Sprout nas udusi! To będzie już chyba dziesiąty raz w tym miesiącu! – ponagliłam przyjaciółkę.
- Ymhg… - usłyszałam jej marudzenie, a następnie jej kołdra powędrowała w górę. Tak, że spod niej wystawało już tylko czoło.
- Mary! – krzyknęłyśmy obie z Dorcas.
- No co?! – też krzyknęła gwałtownie siadając. Włosy miała poczochrane, a jej mina wyrażała chęć mordu.
- Idziemy na lekcje!
- Przecież pierwsza jest obrona przed czarną magią! I do tego dopiero o dwunastej! Więc odwalcie się ode mnie obie! – warknęła i ponownie naciągnęła kołdrę na głowie. Spojrzałam na plan zajęć.
- Cholera… - szepnęłam, a Dorcas wybuchnęła śmiechem. Nieczęsto się zdarzała taka sytuacja, w której Mary ma rację. Ostatnio jednak aż za często. Dorcas była zakochana i jej myślenie nie było racjonalne, natomiast w mojej głowie siedział Potter. Na szczęście o tym moje przyjaciółki nie miały pojęcia.
- I co teraz? – zapytała Dorcas nadal chichocząc.
- Idę na śniadanie, a później do biblioteki. – wzruszyłam ramionami.
- To idź i przestań gadać mi nad uchem! – usłyszałam wściekły głos Mary. – I zasłoń te cholerne kotary!
Godzinę później pojawiła się w bibliotece. Wyglądała okropnie. Włosy nadal miała w lekkim nieładzie, a pod jej oczami wyraźnie było widać sińce.
- Co ci się stało? – zapytałam przestraszona.
- Pomyślmy… Wróciłam późno, bo świetnie bawiłam się z chłopakiem, z którym rzecz jasna na sam koniec się pokłóciłam, a moje dwie najlepsze przyjaciółki obudziły mnie o szóstej rano! – krzyknęła.
- Świetnie! Następnym razem zostawimy cię w łóżku! A jak nie zdasz egzaminów to będziesz mogła mieć pretensje tylko do siebie!
- Świetnie!
- No to świetnie! I błagam cię! Zrób coś ze sobą, bo nie mogę na ciebie patrzeć! – powiedziałam desperacko. Mary spojrzała na mnie w dziwny sposób i wyjęła swoją kosmetyczkę.
- O nie! – pisnęła, jak tylko ujrzała swoje odbicie. – Zaraz wracam!
- A tej co się stało? – zapytała Dorcas kładąc na stoliku z tuzin książek.
- Właśnie ujrzała swoje drugie wcielenie. – powiedziałam beznamiętnie. – Masz wszystko?
- Tak, myślę, że tak ale sprawdź na wszelki wypadek. – uśmiechnęła się i usiadła obok mnie.
- Wszystkie są, to od czego zaczynamy? – zapytałam zrezygnowana.
- Może od… - zaczęła Dorcas, ale przerwała. Obie spojrzałyśmy w kierunku drzwi do biblioteki. Do środka z impetem wparowała Mary, wyglądając już tak ślicznie jak zawsze, a za nią Gilderoy.
- Musimy pogadać! – krzyknął i złapał ją za ramiona.
- Nie mamy o czym!
- Właśnie, że mamy!
- Weź przestań.
- Musimy porozmawiać. Poważnie i bez ściemy!
- Nie mam czasu. Do Victoire pogadaj!
- Victoire to ja nie mam nic do powiedzenia!
- Jakoś mnie to średnio obchodzi.
- Mary!
- No co?!
- Zamknij się i przez chwilę posłuchaj! Jesteś kimś wyjątkowym! Dla mnie jesteś wyjątkowa!
- No i co to ma być, co?! – ryknęła rozglądając się po pomieszczeniu. – Kolejny wasz głupi kawał?!
- Co ty bredzisz?
- Ja bredzę?! Przecież ty cały czas mnie wkręcasz!
- Ja… Co ja robię?!
- Cały czas się z kimś spotykasz! Raz jedna, raz druga! Teraz ta cała Victoire!
- To chyba mnie z sobą pomyliłaś! Zmieniasz facetów, jak rękawiczki! Nawet z Potterem się całowałaś! A ja z nią tylko rozmawiałem!
- To był przypadek i wina tego całego Blacka! A poza tym, mnie to już naprawdę nie obchodzi! Nie mam czasu!
- To się ze mną spotkaj po lekcjach!
- Nie mam zamiaru! – warknęła i ruszyła w naszą stronę.
- Mary! – krzyknął i znów ją chwycił za ramiona.
- Czego ty chcesz?! O co ci chodzi?
- Chcę porozmawiać. Nie możesz tego dla mnie zrobić?!
- Nie nie mogę. Już ci mówiłam. Idź sobie pogadaj z tą twoją Victoirą!
- Ale ja ci chcę to wszystko wytłumaczyć!
- Wiesz co? Ja nie mam przyjemności rozmawiania o twojej dziewczynie!
- To nie jest moja dziewczyna, ja jej prawie w ogóle nie znam! To był dowcip, w sensie kawał taki.
- To mamy zupełnie inne wyczucie humoru.
- Mary, ja wiem, że to głupie. Przepraszam! Chciałem, żebyś była troszkę zazdrosna. Okłamałem cię.
- Kiedy?
- Co kiedy?
- No kiedy mnie okłamałeś? Teraz czy wtedy, bo ja już nie wiem.
- Wtedy kłamałem! Teraz prawdę mówię!
- A skąd ja mogę wiedzieć, że nie odwrotnie?!
- No bo mówię przecież!
- No wtedy też mówiłeś i co?!
- Mary, ja ci przyrzekam!
- Na co mi te twoje przyrzeki?! A może teraz kłamiesz, że wtedy kłamałeś, a tak na prawdę mówiłeś prawdę tylko ci się odwidziało? A za chwilę znowu będziesz kłamał i znowu ci się odwidzi, i że mówisz prawdę, i co?!
- Mary, co ty wymyślasz?
- Ja nic nie wymyślam! Ja ci już po prostu nie wierzę!
- Mary!
- Odwal się! – krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
- Tam szłaś przecież… - wyszeptał totalnie rozbity.
- Ekhm… Masz rację. – powiedziała chłodno i wyniośle, po czym podeszła do naszego stolika. – Ani słowa! – powiedziała nim zdążyłyśmy nawet otworzyć usta. – Nie odpowiem na żadne pytania.
- Ja chyba nawet boję się spytać. – powiedziała Dorcas tłumiąc śmiech.
- I słusznie! – powiedziała groźnie, rzucając kosmetyczkę na stół, a następnie usiadła teatralnie na krzesełku. – Już ja mu pokażę!
Spojrzałam na Dorcas. Chichotała jak szalona przyciskając dłoń do ust. Ja też ledwo się powstrzymywałam.
- Myślał by kto, że się przejmę! Niech zabiera siebie i te swoje przyrzeki! – Mary mruczała sama do siebie. Tego już było za wiele dla Dorcas. Wybuchnęła głośnym śmiechem.
Jak zwykle wpadłyśmy na obronę przed czarną magią spóźnione. Mary wlekła się za nami obrażona o to, że się z niej śmiałyśmy. Prawie wszystkie ławki były już zajęte. Podeszłam do tej na samym końcu. Tylko te miały miejsca dla trzech osób. Opadłam na środkowe krzesełko. Dorcas zajęła to po mojej lewej. Z drugiej strony opadła Mary. Odwróciłam się do niej, aby przeprosić i w tym momencie mnie wmurowało. Tuż obok mnie siedział cały rozpromieniony James i właśnie stykaliśmy się nosami. Odskoczyłam od niego jakbym się oparzyła i rozejrzałam spanikowana.
- Potter – wysyczałam. – To miejsce jest zajęte, wiesz? – dodałam łagodniej, a na mojej twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
- Wiem – powiedział wesoło, jakby był jakoś specjalnie zachwycony. – Dla mnie, nieprawdaż? – rzucił i potargał sobie burzę czarnych włosów. Usłyszałam, jak ktoś za mną parska śmiechem. Odwróciłam się. Tuż za mną stali Syriusz i Remus. Zaczerwieniłam się mocno i zmierzyłam ich gniewnym spojrzeniem. – I to tak, jak prosiłem! Po prawej stronie!
Roześmiałam się.
- Spadaj, Potter! – powiedziałam wesoło.
- Oj, Lily!
- Spadaj! – powiedziałam już bardziej agresywnie.
- Lily, daj spokój. Jak chce to niech siedzi. – wtrącił się Black.
- Nie!
- Dobra, nie to nie! – powiedział wściekły i podniósł się z miejsca. – O dwudziestej w Pokoju Życzeń. – szepnął, schylając się po torbę. – Oczywiście jeżeli będziesz chciała! – dodał z ironią i zajął miejsce obok Remusa. Spojrzałam na niego bezradnie. Świetnie! Najpierw Mary, teraz on…

***

Przyszłam na umówione miejsce wcześniej. Myślałam, że będę mogła trochę odpocząć i pomyśleć o tym wszystkim. Przed tą tajemniczą ścianą stał jednak Black.
- A co ty tu robisz? – zapytałam zaskoczona.
- Spokojnie, już sobie idę – uśmiechnął się pogodnie. – Też się umówiłem! Ale nie z tobą tylko z Dorcas oczywiście!
- Jak to też? – zapytałam nie rozumiejąc.
- No… Ty umówiłaś się z Potterem na romantyczną kolację, czy co to tam będziecie robić, a ja z Dorcas… - powiedział patrząc na mnie uważnie.
- Dlaczego uważasz, że spotykam się z Potterem?
- No bo mi powiedział. – Black wzruszył ramionami.
- Co ci powiedział?! – zapytałam spanikowana.
- No wiesz, jest moim najlepszym przyjacielem. Mieszkam z nim pod jednym dachem. Mówimy sobie o wszystkim! – stwierdził zadowolony.
- O wszystkim?
- Tak. Nawiasem mówiąc, nigdy nie przypuszczałem, że aż tak cię zainspiruję. – powiedział z błyskiem o oku.
- Słucham?!
- No chodzi mi o ten prezent urodzinowy!
- To tylko zwykłe zdjęcie!
- Lily… - zaczął powoli. – Ja nie o tym mówię…
- To o tym też ci powiedział?!
- A miał nie mówić?! Lily, on się cieszył jak dziecko. Gdyby nikomu nie powiedział, to by go rozsadziło! Poza tym, ja nikomu nie powiem, że się spotykacie!
- No ale mówiłeś przecież, że… - zaczęłam, ale urwałam. Przecież on nie wiedział, że byłam wtedy w ich Dormitorium.
- Wtedy w sypialni? Ustaliłem z Potterem, że Remus i Peter się nie dowiedzą. Dlatego zadawałem takie pytania i mówiłem te wszystkie rzeczy… - powiedział totalnie skołowany.
- Wiedziałeś, że tam byłam?! – krzyknęłam z niedowierzaniem.
- No jasne! Fakt, nie widziałem cię, bo cię schował pod Peleryną Niewidką, ale przecież pomagałem mu to wszystko urządzić.
- Słucham?! – zapytałam desperacko i ukryłam twarz w dłoniach. Czy jest coś, czego on nie wie?! A co jak się wygada Dorcas?! A może już to zrobił?! Spojrzałam na niego wściekła. – Już tam jest? – zapytałam chłodno. Kiwnął głową. Nie patrząc na niego przeszłam trzy razy wzdłuż ściany powtarzając w myślach ustalone hasło. Ciche pyknięcie oznajmiło mi, że pojawiły się drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam z hukiem.
- No proszę, a już myślałem, że jednak się nie pojawisz… - powiedział siląc się na obojętny ton.
- Stałam na zewnątrz i debatowałam, kiedy pojawił się Black. Ucięliśmy sobie małą pogawędkę. – powiedziałam niby od niechcenia, ale aż kipiałam z wściekłości. Potter pobladł.
- Co ci powiedział?
- Wszystko! Jak mogłeś?! Mówiłam ci, że masz nikomu nie mówić!
- To mój przyjaciel…
- Tak, a Mary i Dorcas to moje przyjaciółki! I co?!
- Lily, ale co takiego się stało? – próbował załagodzić sytuację.
- Jeszcze nic, ale co będzie jak się wygada?!
- Niby komu?
- Dorcas na przykład!
- Jakby miał to zrobić, to by to zrobił już dawno.
- Świetnie, przekonałeś mnie! – wrzasnęłam naprawdę wściekła.
- Lily… - chciał mnie przytulić.
- Zostaw mnie! Ustaliliśmy reguły! A ty je złamałeś! Zaufałam ci, a ty co?! Najpierw idziesz i paplasz wszystko Blackowi, a później siadasz obok mnie na lekcji!
- Nie wiedziałem, że to taki problem!
- Tak, to jest problem! Nikt nie może się dowiedzieć! Już samo to, że jesteśmy przyjaciółmi odchodzi od normy, a ty jeszcze sobie siadasz obok mnie!
- Masz jakąś paranoję! Teraz cokolwiek bym nie zrobił, to będzie źle, tak?!
- Tak.
- Świetnie! Bo twoim zdaniem przyjaciele nie mogą ze sobą siedzieć, nie mogą się przytulać, nie mogą rozmawiać, nie mogą się wygłupiać! – zaczął wyliczać. On też stracił panowanie nad sobą. – Więc twoim zdaniem, co przyjaciele mogą?! A nawet jeżeli ktoś się dowie o tym, że w jakiś nienormalny sposób i na swój sposób jesteśmy razem to co?!
- To, że nie jestem na to gotowa!
- Świetnie! – powiedział chłodno. Za chłodno…
- Nie rozumiem… - wyszeptałam.
- Daj znać, jak będziesz gotowa. Nie mam ochoty na kłótnie tego typu i użeranie się z dziewczyną, która nie wie, czego tak naprawdę chce! – warknął i wyszedł zostawiając mnie samą. Rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła. W kącie dostrzegłam fotel. Opadłam na niego i ukryłam twarz w dłoniach. Pierwsza łza spłynęła powoli...

4 komentarze:

  1. No nie! Znów się pokłócili...;D Autorki zlitujcie się nade mną! ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, a ta znowu wydziwia. Powoli zaczynam myślec. że Lily na niego nie zasługuje.wA James jest nadal idealny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,- Odwal się! – krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
    - Tam szłaś przecież… - wyszeptał totalnie rozbity.
    - Ekhm… Masz rację." Ahahhahaha xd Zrobiłaś/zrobiłyście z Lily trochę taką psychiczną dziewczynę...
    Gorąco pozdrawiam Amelia

    OdpowiedzUsuń
  4. Lily, nie denerwuj mnie XDXDXDXD

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy