[muzyka]
Szedł korytarzem uśmiechając się zawadiacko. Dawno nie czuł się tak fantastycznie. Wrócił do szkoły, do domu, który uwielbiał. Panienki pochłaniały go wzrokiem. Wystarczyło tylko się przyczaić i wybrać jedną z nich, jego zdaniem, odpowiednią i już. Nie musiał się nawet wybitnie starać. Wyglądało na to, że każda chciała wykorzystać moment, w którym rozstał się ze swoją narzeczoną. Żadna z nich nie zdawała sobie sprawy z tego, że Dorcas jest dla niego ważna i kiedyś do siebie wrócą. Kiedyś, ale jeszcze nie teraz. Teraz potrzebował odpoczynku, musiał odetchnąć i pożyć tak jak niegdyś. Bez zobowiązań i tych drażliwych tematów. Za dwa, góra trzy tygodnie, kiedy oboje od siebie odsapną i zrozumieją, jakie błędy popełnili, wrócą do siebie i znów będzie wspaniale. A teraz? Teraz miał kumpli, imprezy, panienki i pełnie. Jedna z nich właśnie się zbliżała, a on, Syriusz Black, był wolny. Po raz pierwszy od bardzo dawna będzie mógł wyjść bez wysłuchiwania tych wszystkich żalów i pretensji.
Szedł korytarzem uśmiechając się zawadiacko. Dawno nie czuł się tak fantastycznie. Wrócił do szkoły, do domu, który uwielbiał. Panienki pochłaniały go wzrokiem. Wystarczyło tylko się przyczaić i wybrać jedną z nich, jego zdaniem, odpowiednią i już. Nie musiał się nawet wybitnie starać. Wyglądało na to, że każda chciała wykorzystać moment, w którym rozstał się ze swoją narzeczoną. Żadna z nich nie zdawała sobie sprawy z tego, że Dorcas jest dla niego ważna i kiedyś do siebie wrócą. Kiedyś, ale jeszcze nie teraz. Teraz potrzebował odpoczynku, musiał odetchnąć i pożyć tak jak niegdyś. Bez zobowiązań i tych drażliwych tematów. Za dwa, góra trzy tygodnie, kiedy oboje od siebie odsapną i zrozumieją, jakie błędy popełnili, wrócą do siebie i znów będzie wspaniale. A teraz? Teraz miał kumpli, imprezy, panienki i pełnie. Jedna z nich właśnie się zbliżała, a on, Syriusz Black, był wolny. Po raz pierwszy od bardzo dawna będzie mógł wyjść bez wysłuchiwania tych wszystkich żalów i pretensji.
Z euforią zeskoczył z
trzech ostatnich stopni i wpadł do Wielkiej Sali, gdzie siedzieli jego
przyjaciele. Remus delikatnie blady. Opadł na ławkę i spojrzał na ich posępne
miny. Delikatnie go to zirytowało, ale obiecał sobie, że dzisiaj nikt nie zepsuje
mu humoru. James podniósł wzrok znad swojej jajecznicy i spojrzał na
przyjaciela pytająco.
- O której w pokoju
wspólnym? – spytał Syriusz, pochylając się delikatnie w przód.
- Tak, jak zawsze. –
Wzruszył ramionami. – Nie rozumiem twojego podniecenia, Łapo. Przecież będzie
tak jak zawsze.
- Nie! – wyszeptał
gorączkowo i rozejrzał się dookoła, aby się upewnić, że nikt ich nie
podsłuchuje. – Znalazłem kolejne przejście! Nie mam pojęcia dokąd prowadzi, ale
uważam, że powinniśmy to sprawdzić!
Peter zatrząsł się
delikatnie.
- Więc w tym miesiącu
również idziemy? – zapytał, ale go zignorowali.
James ożywił się
nagle i przestał wpatrywać w siedzącą nieopodal Rudą.
- Gdzie?
Ale Black nie zdążył
odpowiedzieć. Tuż przy nich zmaterializowała się McDonald, więc cała czwórka
powróciła do jedzenia śniadania.
- Wiecie, że szykuje
się impreza? – zagadnęła wesoło.
Popatrzyli po sobie
porozumiewawczo.
- Oczywiście! –
odpowiedzieli chórem.
Przyjrzała im się
podejrzliwie, ale po chwili wzruszyła ramionami i zwróciła swoje niebieskie
oczy na ukochanego.
- Zapomniałam, że wy
o wszystkim wiecie! – szepnęła i pocałowała z czułością Remusa.
Glizdogon się
zmieszał, a James z Syriuszem skrzywili nieznacznie i jednocześnie wydusili
coś, co brzmiało jak „Ugh”. Zgromiła ich wzrokiem, a po chwili cała piątka
wybuchła śmiechem. Jego wzrok automatycznie odnalazł jej niesamowitą sylwetkę.
Nie umknęło to uwadze
siedzącym dookoła. Dobry humor z samego rana? I to jeszcze wśród Huncwotów? Nie
mógł oznaczać niczego dobrego. Ludzie patrzyli na nich podejrzliwie i szeptali
gorączkowo. Nie. Nie dlatego, że jeden z nich właśnie odzyskał wolność. Powodem
był ich powrót do Hogwartu, a konkretnie to, że niezniszczalna ekipa przestała
być… niezniszczalna. Prawdziwą sensację wywołał fakt, że Meadowes nagle
rozstała się z Blackiem, ale jeszcze większą popularnością cieszyła się kłótnia
pomiędzy nią a Rudą. Chyba każdy w tej szkole wiedział, że te dwie są niczym
siostry. Gdzie jedna, tam i druga. Odwiecznie i nieprzerwanie razem, i nagle
bum? Coś musiało być na rzeczy! W dodatku, Evansówna nie rozmawiała również z
Potterem, a więc do całości mogła pasować tylko jedna opcja! Gdyby nie główny
podejrzany…
Syriusz Black nie
zachowywał się bowiem jak Syriusz Black. Owszem, starał się, ale to nie było
to, co przeszło rok temu. Przez jego zachłanne rączki przewijała się masa
dziewczyn i rzec można, że nie odbiegało to od normy, ale coś w tym wszystkim
wyraźnie nie pasowało. Chłopak spędzał jeszcze więcej czasu z przyjaciółmi niż
zazwyczaj. Jak zawsze okupowali fotele przy kominku i jak zawsze było ich
słychać w całym pokoju wspólnym. Jak zawsze zastanawiano się, czy zamek
wytrzyma kolejny z głupich żartów i jak zawsze obrywał szlaban za szlabanem,
chociaż od świąt minęły zaledwie dwa tygodnie – co wieczór lądował w gabinecie
któregoś z profesorów i zarobił tyle szlabanów, co przez ostatnie pół roku.
Społeczność zrozumiała, że chce nadrobić zaległości i przypomnieć o swojej
skromnej osobie.
Jednakże, ci bardziej
spostrzegawczy, zauważyli, że gdy się śmieje, to jednocześnie rozgląda badawczo
dookoła, gdy się zamyśli, patrzy w jeden punkt, a gdy broi lub coś komentuje,
to patrzy, czy zwrócił na siebie jej uwagę. A ona odwzajemniała owe spojrzenia.
Teraz także siedziała z delikatnym, niemalże niezauważalnym uśmiechem i wpatrywała
się w swoich przyjaciół, a konkretnie w niego. Trwało to nie dłużej niż trzy
sekundy, ale to im wystarczyło. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, ona
ponownie wpatrywała się w swój talerz, a on kontynuował rozmowę z przyjaciółmi.
Od przeszło piętnastu
minut dłubała widelcem w swoim talerzu, nie wziąwszy do ust ani kawałeczka. Od
samego rana dziwnie się czuła. Zresztą od kilku dni albo jadła jak szalona
tylko po to, aby lecieć do toalety i
wymiotować, albo jadła niewiele. Towarzyszyły jej również huśtawki nastrojów.
Potrafiła być oazą spokoju w najbardziej kryzysowych sytuacjach, ale
jednocześnie byle powód mógł wywołać nieposkromioną histerię. Domyślała się
przyczyny, ale jakoś nie umiała jej w pełni dopuścić do swojej świadomości.
Łapa ponownie posłał jej krótkie spojrzenie, ale momentalnie odwróciła wzrok.
Krążyli wokół siebie,
odkąd ponownie znaleźli się w zamku. Nie miała pojęcia, czego od niej chce i
czego ona sama oczekuje. Jego zachowanie zdecydowanie nie należało do
normalnego. Potrafił wpatrywać się w jeden punkt przez godzinę, a następnie
podnieść z miejsca i przyłączyć się do Jamesa, który odstawiał komedię na
środku pokoju wspólnego. Potrafił śledzić każdy jej najmniejszy ruch, uśmiechać
się do niej w czarujący sposób, a następnie pochwycić w ramiona najbliżej
stojącą dziewczynę. Co chciał jej pokazać? Co chciał jej udowodnić?
Niemalże w tym samym
czasie podnieśli się ze swoich miejsc. Ona z Marleną, on z przyjaciółmi i
Evans... Ta ostatnia zbierała ze stołu stos podręczników i starała się je
upchnąć do torby. Przypatrywał się jej poczynaniom z lekką dezaprobatą.
Pokręcił głową z niedowierzaniem i z lekkim uśmiechem podszedł do niej, i
zaoferował swoje dłonie. Dwie. Dokładnie tyle, ile jej brakowało. Zgromiła go
wzrokiem. To, że nie przyjmie jego pomocy było wręcz oczywiste! Przekrzywił
głowę i uśmiechnął się jeszcze szerzej, ale go zignorowała. Stos ksiąg wypadł
jej z rąk i zbierała je teraz z podłogi, a jej twarz zlewała się z tłem, na
którym widniał złoty lew Gryffindoru. Westchnął teatralnie i schował ręce do
kieszeni.
- Nie musisz
pokazywać, że jesteś samowystarczalna. Oni wszyscy już to wiedzą.
- Spadaj, Potter –
warknęła i podniosła się z klęczek.
- Zły humorek? –
spytał rozbrajająco.
Spojrzała na niego
zdumiona.
- Owszem – prychnęła.
- Źle się spało?
- Och, nie! Skądże! –
zaśmiała się krótko i nareszcie udało jej się pochwycić wszystkie książki.
Mogła teraz spojrzeć na niego z triumfem. – Spało się znakomicie. Szkoda tylko,
że piękny sen się skończył, a ja ponownie muszę oglądać twoją nadętą buźkę –
syknęła i ruszyła w kierunku Sali Wejściowej, aby wspiąć się na pierwsze
piętro, gdzie lada chwila miała rozpocząć się transmutacja.
Trzydzieści minut
później siedzieli już w klasie i przerabiali niesamowicie skomplikowane
zaklęcia, które miały zmienić ich wygląd. Ich zadaniem było zmienić partnera
tak, aby przeobraził się w zupełnie kogoś innego.
- Nie rozumiem, pani
profesor, po co komu takie zaklęcia? Przecież po to stworzono eliksir
wielosokowy!
- Żeby użyć eliksiru,
trzeba umieć go uwarzyć, Potter – mruknęła McGonagall. – A z tego, co mi
wiadomo, orłem z eliksirów nie jesteś.
- Kto pani takich
głupot naopowiadał? – spytał, idealnie udając wzburzenie.
Odłożył różdżkę na
bok, oparł głowę na dłoniach i wpatrywał się w nauczycielkę wielkimi oczami.
- Nie trzeba być
kretynem na miotle, aby zauważyć, że twoja ocena z eliksirów waha się pomiędzy
troll a nędzny – stwierdziła Ruda, pracując w skupieniu nad kolorem loków,
które właśnie wyczarowała u Mary.
- Wiesz, Evans, bycie
kretynem na miotle pomaga w zarejestrowaniu pewnych faktów z odpowiedniej
perspektywy – stwierdził, odchylając się na krześle i kładąc ręce pod głowę.
- Och, nie miałam
pojęcia, że potrafisz cokolwiek zauważyć! No wiesz… - rzuciła mu krótkie
spojrzenie i ściszyła ostentacyjnie głos. – Poza swoim ego.
- Moje ego jest
wprost proporcjonalne do urody, a więc…
- Chciałeś powiedzieć
do głupoty – roześmiała się głośno.
- Wolę być głupi niż
zarozumiały! – warknął.
- Wolę być
zarozumiała niż nieodpowiedzialna.
- Wolę być
nieodpowiedzialny niż przewrażliwiony.
- Wolę być – zaczęła,
ale wyprostował się gwałtownie, a jego krzesło opadło z hukiem na posadzkę.
Zamilkła i spojrzała
na niego lekko przerażona. Podniósł się z miejsca, oparł ręce na ławce i utkwił
swoje orzechowe oczy w jej zielonych.
- Wolę być idiotą
popełniającym błędy niż zarozumiałym rudzielcem, który uparcie twierdzi, że
jest nieomylny.
Zaniemówiła. Robiło
jej się naprzemian gorąco i zimno. Czuła, że jej policzki płoną i była pewna,
że wszyscy się w nią wpatrują. Już kiedyś to przerabiali. Wtedy też ich
obserwowali. Można to było porównać do meczu ping – ponga, z tą różnicą, że
zawodnicy odbijają piłeczkę, a oni rzucali w siebie złośliwymi uwagami.
Wygrywał ten, który odezwał się jako ostatni. Nie wiedziała, czy wyszła z wprawy,
czy też James zmienił stosunek do sytuacji. W końcu, jeszcze nie tak dawno
temu, szczerze go nie znosiła, a on starał się zrobić wszystko, żeby się do
niego przekonała. Jego uwagi nie były aż tak zgryźliwe. Teraz pełne były jadu i
ironii. Niekiedy słusznej, ale przecież nie mogła mu przyznać racji. Ostatnia
uwaga zabolała zbyt mocno. Jej palce zacisnęły się na różdżce. Nie patrzyła w
jego stronę. Jeszcze nie. Musiała w sobie zebrać tyle nienawiści, ile zdoła.
Rozejrzała się po klasie. Profesor McGonagall kręciła się przy Ślizgonach,
którzy źle rzucili zaklęcia na jednego z uczniów. Może właśnie dlatego jeszcze
nie dostali szlabanu?
Upewniwszy się, że
każdy powrócił do swoich zajęć i profesorka naprawdę nie zwraca na nich uwagi,
podniosła się z miejsca i wyciągnęła różdżkę. Dziękowała Merlinowi, że
perfekcyjnie opanowała zaklęcia niewerbalne. Świsnęło i huknęło, a James Potter
przeleciał przez salę i walnął w ścianę.
- Potter! – krzyknęła
przerażona McGonagall i podeszła do miejsca, w którym zbierał się z podłogi. –
Do reszty oszaleliście?! – krzyknęła, a kąciki jej ust delikatnie zadrgały.
- To nie ja! –
warknął. – Tylko Evans!
Nauczycielka
spojrzała na Rudą i pokiwała głową z uznaniem.
- Dwadzieścia punktów
dla Gryffindoru – stwierdziła i podeszła do katedry.
- Słucham?! –
krzyknął, nadal masując głowę i patrząc to na nauczycielkę, to na Lily.
Dziewczyna uśmiechnęła się z triumfem i rzuciła mu lusterko.
- Muszę ci przyznać
rację, Potter. Jako napuszony kretyn wyglądasz zdecydowanie lepiej niż jako
zarozumiały rudzielec.
Oniemiały pochwycił
lusterko i aż pisnął z przerażenia. Jego włosy zmieniły kolor z kruczoczarnego
na rudy. Na jego nosie pojawiła się cała masa piegów, a on sam zrobił się nieco
dłuższy. Gdzieniegdzie pojawiły się blizny, otarcia i siniaki. Otworzył oczy ze
zdumienia i zanotował, że jego górne jedynki są czarne, a z tyłu pobłyskiwała
złota szóstka. Wyglądał koszmarnie.
- Coś ty mi zrobiła?!
– wyjąkał, a jego ręce błądziły po twarzy.
- Rzuciła poprawnie
zaklęcie, Potter. – McGonagall spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem. –
Cresswell!
Chłopak o mysich
włosach źle machnął różdżką i właśnie rozlewał wodę na najbliżej siedzących.
Profesorka podeszła do niego, aby jakoś nad tym zapanować. Nie zwracała już
uwagi na to, co dzieje się w dalekim kącie klasy.
- Cofnij to! –
zażądał, a na jego twarzy pojawiła się żądza mordu.
- Masz wybitny z
obrony przeciwko czarnej magii, Potter. Wymyśl coś – szepnęła z ironią, a on
wybałuszył oczy.
- Cofnij to!
- Myślałam, że nie
przyjmujesz pomocy od zarozumiałych rudzielców? – Uniosła brwi i jednym
machnięciem różdżki spakowała swoje rzeczy. O ile się nie myliła, dzwonek
zadzwoni za dziewiętnaście sekund.
- Cofnij to albo… -
zaczął, ale się roześmiała.
- Albo co, dasz mi
szlaban?
- Dwie rolki
pergaminu na temat zaklęć metamorfotycznych na poniedziałek! – krzyknęła
McGonagall, chcąc przekrzyczeć pakujących się w pośpiechu uczniów.
***
- Mogłaś dostać
szlaban!
- Wiem.
- Jak mogłaś być tak
nierozsądna!
Nie odpowiedziała od
razu. Musiała pozwolić swojej inteligencji na przewałkowanie tego, co właśnie
usłyszała i przeczytała. Postanowiła natychmiast zabrać się za wypracowanie na
transmutację. Przeszukała dziesiątki ksiąg, a nadal brakowało jej ponad pół
rolki. Stwierdziła, że najlepiej będzie, jak zaszyje się w sypialni. Nie tylko
dlatego, że Huncwoci postanowili dać popis swoich zdolności, ale również
dlatego, że nie miała ochoty patrzeć na Dorcas, która coraz lepiej radziła
sobie w tej chorej sytuacji. Zapisała krótką uwagę, a następnie spojrzała na
przyjaciółkę ze zdziwieniem.
- Od kiedy to ty
prawisz morały mnie, a nie ja tobie? – spytała ze źle skrywanym poirytowaniem.
- Od kiedy jestem z
Remusem, a ty ponownie kłócisz się z Jamesem. – Wzruszyła ramionami i usiadła
na jej łóżku. – Nie rozumiem was.
- Nie proszę, abyś
zrozumiała – oburzyła się natychmiast.
- Nie musisz się na
mnie wydzierać – warknęła urażona, a Rudej zrobiło się głupio. – Chodzi mi po
prostu o to, że ponownie kłócicie się o jakąś bzdurę! Jak dzieci!
- To on się obraził o
to, że zapomniałam o tych cholernych urodzinach! – Z hukiem zatrzasnęła opasły
tom. – I uważa, że skoro ja zapomniałam, to on miał prawo się dobrze bawić z
tą... - nie dokończyła.
- I uważasz, że
niesłusznie? – Uniosła brwi w zaskoczeniu. – Postaw się na jego miejscu, Lily.
Myślał, że wiesz o tej imprezie i nie przyszłaś tylko dlatego, że się
pokłóciliście. No i sama przyznałaś, że zapomniałaś... A co by było, gdyby to
on zapomniał?
- Merlinie! –
krzyknęła i podniosła się z łóżka.
Podeszła do kufra i
pogrzebała w nim przez chwilę. Następnie wyprostowała się i rzuciła coś na
pościel. Mary spojrzała na nią pytająco, ale nie doczekała się odpowiedzi, więc
pochwyciła dwie podłużne kartki i zaczęła się im przyglądać.
- Żartujesz? –
szepnęła zaskoczona. – Przecież to mistrzostwa Ligii Europy!
- Nie, nie żartuję.
Żeby zdobyć te bilety, trzeba było się naprawdę cholernie postarać, więc może
przestaniecie mi wmawiać, że zapomniałam o tych pieprzonych urodzinach?! –
krzyknęła i ruszyła w stronę łazienki.
- Ale mówiłaś, że...
On myśli...
- Bo miał tak myśleć!
Nadal nie łapiesz?! – wydarła się i trzasnęła drzwiami.
Opadła zrezygnowana
na brzeg wanny i ukryła twarz w rękach. Miała serdecznie dosyć. Wszystkiego.
Kłótni z Dorcas, Syriuszem i z samym Jamesem. Nie miała jednak pojęcia, jak z
tego wszystkiego wybrnąć. Nie chciała zrobić z siebie idiotki. Oskarżono ją o
coś, czego nie zrobiła. Miała nadzieję, że jak James wróci z Doliny Godryka, to
spędzą wspaniały wieczór. Że pójdą na spacer, może na jakiś piknik, a ona wtedy
da mu kopertę z biletami... Ale on nie wrócił. Został na imprezie, a ona
uciekła z domu, bo nie miała odwagi, by zmierzyć się z rodzicami. Wszystko się
strasznie pokomplikowało i pogmatwało. Powiedziała, że zapomniała tylko po to,
aby go zranić i wkurzyć. Tak jak on ją zdenerwował tym, że bawił się z Alison.
Mary ma rację, zachowują się jak dzieci, ale jaką ona ma pewność, że na tej
imprezie do niczego nie doszło? Wiedziała doskonale, że nie potrafi bez niego
żyć. Już nie... Zrozumiała również, że i ona jest dla niego ważna. Tylko dlaczego,
na Merlina, on znów zachowuje się tak, jakby mu nie zależało? Z jednej strony
miała Syriusza, który nagle dostał małpiego rozumu, a z drugiej Dorcas, która
nagle zaprzyjaźniła się z Marleną. No i Jamesa, który przyjął za wzór
przyjaciela i postanowił wrócić do tego, co było! Jednego była pewna. Co się
stało, to się nie odstanie, a co zostanie wypowiedziane... jeszcze bardziej ich
podzieli.
Do jej uszu doleciał
gromki śmiech i odgłos muzyki. Pokręciła głową. Oni nigdy się nie zmienią.
Wyglądało na to, że impreza się rozkręca. Westchnęła, otarła łzy i poprawiła
makijaż. I tak nie zaśnie, więc może warto zejść na dół i wypić ze trzy piwa
kremowe? Huncwoci na pewno o nie zadbają.
***
- Dalej, przełaź! –
syknął, rozglądając się niepewnie po korytarzu.
Postanowili się
pogrupować. On miał iść z Peterem, a James z Remusem. Nie mogli się gorzej
podzielić, zwłaszcza, że Peter trząsł się jak galareta, a on nie miał pojęcia,
dokąd prowadzi nowo odkryty tunel. Założyli, że spotkają się w Hogsmeade, ale z
każdą sekundą coraz bardziej w to wątpił. Glizdogon miał spore trudności ze
wspięciem się na półkę. Powinien to przewidzieć! Był niski i grubawy od
wiecznego wcinania słodyczy, nic więc dziwnego, że pół metra to dla niego
problem.
- Wingardium Leviosa!
– warknął zdenerwowany, rozglądając się niepewnie po ciemnym korytarzu.
Pogasili lampy, bo
wydawało im się to rozsądne, nie mieli Peleryny Niewidki, a w ciemności nikt
nie mógł ich dostrzec. Wydawało mu się jednak, że ktoś ich obserwuje, a już na
pewno słyszał czyjeś kroki.
- Dobra, udało mi
się! – krzyknął uradowany.
- Zamknij się,
idioto! – warknął i jeszcze bardziej wytężył wzrok. Nikogo nie dostrzegł. –
Przesuń się i otwórz portret – polecił, a Peter pokiwał głową i zniknął z
zasięgu wzroku.
Po chwili usłyszał
cichutkie skrzypnięcie, uśmiechnął się łobuzerko i szybko wspiął się na górę. W
pewnym momencie gwałtowniej się podciągnął i jednocześnie poczuł przeszywający
ból w czaszce.
- Au! – jęknął i
opadł z głośnym hukiem z powrotem na posadzkę.
- Przepraszam! –
pisnął Glizdogon i zaczął złazić z półki.
- Właź na górę,
idioto! – warknął poirytowany, ale było za późno.
Krótkie nóżki Petera
nie sięgały podłogi, chłopak zaryzykował i oderwał dłonie, a jego ciało runęło
na Blacka.
- Przepraszam! –
krzyknął ponownie i natychmiast zerwał się na równe nogi, pomagając Syriuszowi
wstać. Niestety, nie był na tyle silny, a jego dłonie były spocone. Nie był w
stanie go utrzymać, więc Łapa ponownie wylądował na podłodze. – Przepraszam!
- Przestań
przepraszać, do cholery! – wydarł się, tracąc panowanie nad sobą i nie zważając
na to, że stoją w ciemnym korytarzu bez peleryny i po ciszy nocnej. – Właź na
górę, bo jak nie dotrzemy na miejsce w ciągu pięciu minut, to możemy mieć
problemy!
- Och! – wydał
zduszony okrzyk i natychmiast zaczął próbować wspiąć się ponownie.
- Nie, może lepiej
będzie, jak ja pójdę przodem i pomogę ci się wspiąć, dobra? – zasugerował, ale
nie czekał na odpowiedź. – Masz. – Wcisnął w jego ręce Mapę Huncwotów i zakasał
rękawy. Minutę później już był na górze. Wyciągnął dłoń, aby pomóc
przyjacielowi. Nie przewidział, że będzie to takie trudne. – Poczekaj, użyję
ponownie zaklęcia – wysapał, wyciągając różdżkę, ale Peter chyba tego
niedosłyszał. W momencie, kiedy Black pochylił się, aby dobrze wycelować,
Pettigrew podskoczył uderzając go w nos.
- Ty pieprzony
idioto! – krzyknął i objął twarz rękoma.
- Przepraszam! –
pisnął ponownie.
- Nie przepraszaj! –
warknął i zaczął kląć pod nosem.
Z różdżki, którą
Black nadal trzymał w ręku, co jakiś czas strzelał snop iskier.
- Syriuszu – zaczął,
ale przyjaciel go nie słyszał, a może ignorował? – Syriuszu! – powiedział
trochę głośniej, ale nadal nie było reakcji. – Syriuszu! – krzyknął wobec tego.
- Zamknij się, do
cholery! Pieprzony idiota! Ściągniesz tutaj połowę zamku! Jak dostanę przez
ciebie szlaban, to obiecuję ci, że… – Ale resztę jego słów zagłuszył potężny
huk.
Wrzasnął i w
pośpiechu zeskoczył z półki, zamknąwszy uprzednio portret. Dopiero po chwili
dotarło do niego, co się stało. Musiał przez przypadek wypowiedzieć jakieś zaklęcie,
które wysadziło korytarz. Słyszał już chrapliwy głos Filcha i zaklął pod nosem.
Nie był w stanie się ruszyć. Wszystko go bolało i najprawdopodobniej skręcił
kostkę. Peter natomiast leżał sparaliżowany i wpatrywał się w obraz na ścianie.
Jęknął z furii i cisnął w niego jednym z kamyczków. Peter zerwał się na równe
nogi i starał się mu pomóc. Na niewiele się to zdało.
- Spadaj! – syknął, a
on przestał się z nim szarpać i zniknął za rogiem. Jedyne, co zdążył uczynić,
to pochwycić leżący pergamin i szepnąć: – Koniec psot!
- Ha! Nareszcie!
Zza rogu wyłonił się
Argus Filch wraz ze swoją kotką. Po chwili schylił się i podniósł podniszczony
pergamin. Black jęknął i opadł bez sił na posadzkę. To będzie długa noc.
O boże czyżby Dorcas była w ciąży?!
OdpowiedzUsuńteż o tym pomyślałam 0.0
Usuń