piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział trzynasty: Niezbyt słodka tajemnica.


[muzyka]


Krajobraz za oknem nie wyglądał najlepiej. Śnieg stopniał, a rozmokła ziemia była brudnoszara. Drzewa nie miały liści, które opadły już dawno temu, ani też pączków oznaczających nadejście wiosny. Pomimo iż słońce świeciło dosyć intensywnie, wzięłam szalik i dokładnie zawiązałam go pod szyją. Wbrew wszelkim zasadom i podpowiedziom od starszych roczników, ubrałam się w ciepły, gruby sweter. Sięgnęłam też po płaszcz zimowy. Z łazienki wyszła Mary.
 - Oszalałaś? – zapytałam.
 - Nie, dlaczego? – Spojrzała na mnie zaskoczona.
 - Mam nadzieję, że narzucisz na siebie jakiś sweter i dopiero płaszczyk?
 - Nie, Lily. Nie słyszałaś? Mamy założyć tak mało, jak tylko się da.
 - Mary! Wieje wiatr i jest niecałe pięć stopni! Zamarzniesz! – przekonywałam.
 - Trudno. Nie mam zamiaru poprawiać tego egzaminu!
 - Mary…
 - Tobie to łatwo mówić, Lily! – powiedziała wzburzona. – Udało ci się teleportować już za trzecim razem! A ja nadal mam z tym problem. Jeżeli to ma mi pomóc, to będę się tego trzymać! – dokończyła zdanie, chwyciła torebkę i wyszła.
Westchnęłam i spojrzałam na Dorcas.
 - Zazdroszczę wam... - powiedziała ponuro. – Też chciałabym już to mieć za sobą. No, ale powodzenia!
Uśmiechnęłam się tylko. Chwyciłam czapkę i wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym stała połowa szóstoklasistów. Wśród nich był także Remus, Pettigrew i... Potter. Na moje nieszczęście Mary szła w ich kierunku. Wzięłam głęboki wdech i, udając, że mnie to nie rusza, zeszłam po schodach. Starałam się nie patrzeć na żadnego z nich, a już na pewno nie na Pottera. W głowie tłuka mi się tylko jedna myśl – Błagam, tylko się nie potknij i nie przewróć.
 - Cześć – przywitałam się i odetchnęłam z ulgą.
 - Hej, Lily. – Uśmiechnął się Peter.
 - Lily, a Dorcas nie idzie cię wspierać? – zapytał Lupin.
 - Nie, chyba woli zostać w szkole. – Uśmiechnęłam się.
 - Już czas – wtrącił Potter.
Odwróciłam się i przyspieszyłam kroku. Chciałam jako pierwsza opuścić to pomieszczenie. Podszedł do portretu w tym samym momencie co ja. Przejście otworzyło się, a ja natychmiast chciałam przekroczyć próg. Niestety, zrobiliśmy to w tym samym momencie. Był wyższy i silniejszy. Trącił mnie. Nie wiem dokładnie, jak to się stało, ale sekundę później patrzyłam prosto w jego orzechowe tęczówki. Jego smutne, ale przepełnione zawziętością i determinacją oczy. Oddychałam głęboko. Był za blisko.
 - Kochani, blokujecie przejście - powiedziała Mary sennym głosem.
Nie spojrzałam na nią. Nie patrzyłam już na nikogo. Pognałam przed siebie. Minęłam Filcha, bramę i dotarłam do Hogsmeade. Dopiero tam opadłam na ławeczkę, oddychając jeszcze głębiej.
 - Nie ma się co denerwować. – Usłyszałam znajomy głos, więc, chcąc nie chcąc, podniosłam wzrok. – Jesteś świetna, na pewno sobie poradzisz. – Milczałam. – Lily? Halo? Pamiętasz mnie? Byliśmy raz czy dwa na randce...
 - To musiało być raz. Nigdy nie popełniam dwa razy tego samego błędu – powiedziałam tak zimno, jak tylko potrafiłam.
 - Auć! - Uśmiechnął się. – Widzę, że nadal nie chcesz zrozumieć...
 - A tu jest cokolwiek do rozumienia? – zapytałam totalnie zaskoczona.
 - Lily... - Kucnął i chwycił moje dłonie. – Ja cię naprawdę pokochałem. Nie taki był plan. Nie chciałem cię zranić.
 - Przestań - poprosiłam i wyjęłam swoje dłonie z jego.
 - Dlaczego nie pozwalasz mi się wytłumaczyć? Czemu nie dasz mi wyjaśnić tego wszystkiego?
 - Michael, ale po co? To już i tak jest bez znaczenia. – Chciałam jak najszybciej uciąć temat.
 - Nie dla mnie, Lily. Byłaś i jesteś dla mnie kimś wyjątkowym.
 - Ta, akurat! – prychnęłam.
 - Uważasz, że jest inaczej? – zapytał z szeroko otwartymi oczami.
 - A nie powinnam? Nie minęły nawet dwa tygodnie, a ty już całowałeś się z inną! Tak pokazujesz, jak bardzo ci zależy? – zapytałam z ironią. Nie odpowiedział. Spojrzał w bok i zamyślił się. Odczekałam dokładnie trzydzieści sekund. – Tak właśnie myślałam, Davies.
 - Myśl, co chcesz, Evans. Ja wiem swoje - wyszeptał i pocałował mnie.
Nim zdążyłam zrobić cokolwiek, odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą na ławeczce.

***

 - Zazdroszczę im! – powiedziała Dorcas, kierując się w stronę klasy profesora Flitwicka.
 - Czego tu zazdrościć? My zdamy w innym terminie – powiedział Black, wzruszając ramionami.
 - No tak, ale bardzo bym chciała mieć to już za sobą – stwierdziła brązowooka.
 - Oj, kochanie, daj sobie spokój - wymruczał jej do ucha.
- Syriusz! – warknęła, odpychając go.
 - A może moglibyśmy tak…
 - Nie! Nie opuszczę Zaklęć! – prychnęła i weszła do klasy.
Profesor, jak zawsze, stał już na stosie książek i czekał, aż wszyscy zajmą swoje miejsca.
 - Och, a więc reszta zdaje egzamin z teleportacji? – zapytał z uśmiechem.
 - Tak, panie profesorze – odparła klasa chórem.

 - No dobrze. Dzisiaj zajmiemy się zaklęciem Błyskatioom. Czy ktoś z was wie, jak ono działa? – zapytał i rozejrzał się po klasie. Nikt się nie zgłosił.

 - Nie ma Evans, nie ma punktów – szepnął Huncwot.
Gryfonka zgromiła go wzrokiem, ale po chwili uśmiechnęła się pod nosem.
- O jejku... No dobrze, w takim razie zrobimy mały eksperyment. Formuła zaklęcia brzmi tak: Błyskatium.
- Błyskatium – powtórzyli wszyscy chórem.
- Bardzo dobrze! Ktoś na ochotnika? Potrzebujemy dwóch osób! – powiedział rozentuzjazmowany. - Cuffe! Jones! – zarządził po chwili, kiedy nikt się nie zgłaszał.
Oboje nie wyglądali na zadowolonych. Stanęli na środku z różdżkami. Wyglądali na przerażonych.
- No, śmiało, chłopcy - zachęcił ich profesor.
- Błyskatioom! – krzyknął Barnabasz. Nic się nie wydarzyło.
- Nuuuuda – westchnął Huncwot, ziewając.
- Syriuszu! – syknęła Dorcas.
- Kochanie, proszę cię, chodźmy stąd. Moglibyśmy inaczej spędzić te półtorej godziny – szepnął zachęcająco, całując ją w szyję.
- Przestań! – warknęła i odepchnęła go od siebie.
Spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Lubię, gdy taka jesteś - szepnął i próbował ją objąć.
- Błyskatioom! – krzyknęła i zerwała się z miejsca.
Rozległ się huk. W powietrze uniosła się chmura dymu. Black zaczął kaszleć.
- O rany! Syriuszu? Wszystko w porządku?! – krzyknęła przerażona.
Chmura dymu opadła. Cała klasa wybuchnęła śmiechem. Włosy Łapy stanęły dęba. Cały był osmolony. Nad nim nadal unosił się delikatny płomień.
- Śmieszne – syknął.
- Doskonale! Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru! – Profesor aż klasnął w dłonie.
- Uroczo wyglądasz, kochanie – roześmiała się dziewczyna.
Huncwot zgromił ją wzrokiem.

***

- Mary, gdzie zniknęłaś?! – wysapałam godzinę później.
- Wróciłam do zamku - powiedziała beznamiętnie.
- Dlaczego? A egzamin?
- Remus mi wyjaśnił, że trzeba mieć ukończone siedemnaście lat, a przecież ja urodziny mam dopiero w maju, prawda? – zapytała zaskoczona moją niewiedzą.
Roześmiałam się nerwowo.
- Zdałaś? – zapytała Dorcas, a ja pokiwałam głową. – Aaaaa! – zapiszczała i podleciała do mnie. – Moje gratulacje!
- Dzięki – powiedziałam z uśmiechem i spojrzałam na Mary.
Siedziała na fotelu ze skrzyżowanymi rękoma i patrzyła w jakiś dziwny sposób. Usiadłam naprzeciw niej.
- Mary, wszystko w porządku?
- A dlaczego miałoby nie być? – zapytała, siląc się na naturalny ton.
- Nie wiem, jesteś jakaś dziwna.
- A chcesz nam coś powiedzieć? – zapytała i spojrzała na mnie przenikliwie.
O rany! Potter jej powiedział?! Wzięłam głęboki oddech.
- A uważasz, że o czymś powinnam? – zapytałam.
- Ja nic nie uważam. Jestem przecież głupiutką blondynką! – pisnęła.
Spojrzałam przerażona na Dorcas. Też wyglądała na zaskoczoną zachowaniem przyjaciółki. Więc albo Dorcas nie wie, albo chodzi o coś innego…
- Mary, możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? – poprosiłam łagodnie.
- Kiedy miałaś zamiar nam powiedzieć, że znów spotykasz się z Daviesem?! – zapytała, a mnie wmurowało.
- CO?! – krzyknęła Dorcas, a wychodzący właśnie z sypialni Syriusz jej zawtórował.
Zaczęłam się śmiać.
- Że co robisz, Evans? – Jako pierwszy otrząsnął się Syriusz.
Zeskoczył z ostatnich trzech stopni, podszedł do mojego fotela i kucnął przede mną, patrząc na mnie uważnie. Nie byłam w stanie im tego wyjaśnić. Siedziałam tylko na fotelu i śmiałam się głośno.
- Lily! Otrząśnij się! – poprosiła przerażona Dorcas.
- Jak mogłaś? – zapytał oschle Black.
Momentalnie się uspokoiłam.
- Jak mogłam co? – zapytałam zaskoczona.
- Zachować się tak względem Pottera! – rzucił i zrobił przerażoną minę.
Dorcas i Mary spojrzały na niego uważnie.
- Zamknij się. To nie twoja sprawa – powiedziałam stanowczo i podniosłam się, chcąc wyjść z pokoju wspólnego.
- Ale ja chcę wiedzieć!
- Nie będę o tym dyskutować. A już na pewno nie tutaj - powiedziałam z naciskiem.
Chyba zrozumiał. Niestety, Dorcas też.
- Co to ma znaczyć?! Spotykasz się z Potterem?!
- Nie, nie spotykam!
- Jak to? Zerwaliście? – zapytał Black, najwyraźniej nic z tego nie rozumiejąc.
- O rany - westchnęłam i opadłam na wysłużony fotel, ukrywając twarz w dłoniach.
- Świetnie! Najpierw całujesz się z moim chłopakiem, a później masz z nim jakieś tajemnice?! – wrzasnęła wściekła Dorcas, patrząc to na mnie, to na Syriusza.
Całe szczęście, że wszyscy byli na obiedzie. Prawie...
- Mam nadzieje, że się przesłyszałem…
Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku wejścia. Black pobladł. Dorcas zakryła usta rękoma. Mary rozglądała się sennie po pokoju. Ja zastanawiałam się, czy może być jeszcze gorzej.
- James... - zaczął Black, ale Potter go nie słuchał. Spojrzał na niego z nienawiścią i ruszył w stronę sypialni. – James! Stary, zaczekaj! To nie tak! – Trzaśnięcie drzwiami. Lupin spojrzał na nas, po czym poszedł za Rogaczem. Peter wycofał się w kąt. – Wielkie dzięki – syknął wściekły Łapa i ruszył w stronę sypialni.
Kiedy zatrzasnęły się za nim drzwi, słychać było krzyki, huki i trzaski. Żadna z nas się nie odezwała. Wszystkie trzy patrzyłyśmy z niepokojem na drzwi od ich dormitorium. Nagle zapanowała cisza.
- Jesteś z siebie zadowolona? – zapytała ozięble Dorcas. – Może wreszcie nam wyjaśnisz, co tu się dzieje?! Bez ściemy i tych wszystkich tajemnic?!
- Dorcas… Ale to jest skomplikowane!
- Dla ciebie zawsze wszystko jest skomplikowane! Nie uważasz, że... - zaczęła, ale rozległ się dzwonek, a uczniowie zaczęli napływać do pokoju wspólnego. Chwyciła mnie i Mary za rękę, po czym zaprowadziła do dormitorium. – ...należy nam się wyjaśnienie?
Spojrzałam na nią bezradnie. Westchnęłam i zaczęłam opowiadać. O tym, jak Potter był u mnie wtedy, kiedy zasnęłam, jak za mną pobiegł w Hogsmeade i rozmawialiśmy, o jego wyznaniu i o tym, że żałowałam, że zaproponowałam przyjaźń. Aż w końcu o tym, że pocałowałam go w jego urodziny i o naszym potajemnym spotykaniu się. Aż w końcu dotarłam do awantury i jego postanowieniu. Dziewczyny nie mogły uwierzyć, że jestem aż tak głupia.
- Lily, przecież ty go kochasz… - zaczęła Mary, ale Dorcas jej przerwała:
- Bardzo mnie jeszcze interesuje ta sprawa z Daviesem.
- Ale nie ma żadnej sprawy! Przyczepił się przed egzaminem, znowu próbował wszystko wyjaśniać, ale powiedziałam mu, żeby spadał.
- Z naszej perspektywy to tak ładnie nie wyglądało. Jak doszliśmy do Hogsmeade, to zauważyliśmy, że z nim gruchasz! A później on kucnął i zaczął cię po tych twoich rączkach głaskać! Nie wspomnę o tym, że na odchodne cię pocałował! I ty mi i Huncwotom chcesz wmówić, że z nim nie kręcisz?!
- Mary, słusznie zauważyłaś, że to on pocałował mnie! I to nim zdążyłam cokolwiek zrobić! Teraz, jak o tym pomyślę, to zapewne zauważył was i chciał pokazać Potterowi, że nadal jest w grze.
- No nie wiem…
- Ale ja wiem! I świetnie! Widzę, że mu się udało! Nawet moja przyjaciółka wierzy w to, co on chciał, aby uwierzyła!
- Bo w kółko mącisz i kręcisz!
- Ale to moje życie!
- Świetnie! Więc ja wychodzę! Nie będę się wtrącać przecież! – syknęła i wyszła, trzaskając drzwiami.
Spojrzałam na Dorcas.
- Też wierzysz, że jest inaczej niż twierdzę?
- Nie, wręcz przeciwnie - wyszeptała.
- Chociaż tyle – powiedziałam ozięble i usiadłam na swoim łóżku.
- Lily - zaczęła delikatnie i usiadła naprzeciw mnie - dlaczego tak wszystko utrudniasz?
- Nie wiem. Samo się utrudnia.
- Samo się? Czemu ukrywałaś to wszystko? Dlaczego nam nie powiedziałaś? Przecież uniknęłabyś w ten sposób tego wszystkiego. Siedzielibyśmy teraz w pokoju wspólnym, rozmawiali o głupotach, a ty byś była szczęśliwa z Potterem.
- Wiem, wiem. Po prostu bałam się, co sobie pomyślicie… Co wszyscy sobie pomyślą! I już widziałam te wasze uśmieszki! Wydawało mi się, że tak będzie lepiej.
- Lily! Kiedy ty zaczniesz robić to, co chcesz, a nie to, co ci się wydaje, że powinnaś?
- Ale ty teraz mądra jesteś, wiesz? A z Blackiem ile ci zajęło?
- Przyznaję, że długo, a gdyby nie ty, trwałoby to jeszcze dłużej, chociaż po tej scenie na dole to nie wiem, czy nadal jesteśmy razem – powiedziała i roześmiała się. – No, ale nie ważne. Teraz moja kolej!
- O co ci chodzi?!
- Kochasz Pottera?
- A jakie to ma znaczenie?
- Czy się kogoś kocha? Skądże! To nie ma żadnego znaczenia!
- Nie mam siły teraz o tym myśleć, Dor. Muszę zapomnieć. To jest po prostu jakaś obsesja! Ja w każdym kącie widzę Jamesa!
- To znaczy, że go kochasz! – krzyknęła ucieszona Dorcas.
- Mam obsesję natręctw! I muszę zapomnieć. Bez niego wszystko byłoby proste.
- Lily, ale ty go kochasz!
- Ale głupie słowo! Kocham i co z tego?!
- No co z tego? Może to być twoja druga połowa!
- No to mamy pecha, bo chyba obie jesteśmy lewe.
- I James też cię kocha.
- Gdyby mnie kochał, to by mnie nie oszukiwał.
- Lily, skąd wiesz, że James cię oszukał?
- Po prostu wiem.
- Bo powiedział Blackowi?
- Między innymi.
- A nie uważasz, że zachował się jak prawdziwy przyjaciel? Powierzył mu swój największy sekret, chciał przeżywać to szczęście razem z nim, a nie go oszukiwać - wyszeptała i podeszła do drzwi. – Szkoda, że ty nie potrafiłaś powiedzieć nam.
- Dorcas... - zaczęłam.
- Nie przejmuj się, Lily. Już się przyzwyczaiłyśmy, że masz przed nami tajemnice i wiecznie „zapominasz” nam o czymś powiedzieć. Pomimo to kocham cię jak siostrę i zawsze będę po twojej stronie. Ale proszę cię, przemyśl sobie to wszystko, nim będzie za późno.
- Za późno?
- Tak. Zanim stracisz to, co naprawdę jest dla ciebie ważne.

***

Słowa Dorcas dały mi do myślenia. Wiedziałam, że ma rację, ale po raz kolejny w swoim życiu doszłam do tego momentu, w którym to moje przyjaciółki wiedzą, co jest dla mnie lepsze i mówią mi, jak mam postępować. Dlaczego tak się dzieje? Co robię nie tak? Prawdą jest to, że sama nie wiem, czego tak naprawdę chcę. A może właśnie wiem, ale nie mam pomysłu na to, aby to osiągnąć?
Rozejrzałam się po dziedzińcu. Pierwsze promienie słońca na początku kwietnia sprawiły, że uczniowie wylali się na zewnątrz. Każdy korzystał z tak pięknej pogody, jak tylko potrafił. Jacyś pierwszoroczniaki grali w Eksplodującego Durnia, inni siedzieli i rozmawiali, a cała reszta podziwiała wyczyny Huncwotów. Dwójka szóstoklasistów dokuczała właśnie swojemu rówieśnikowi. Wiedziałam, że źle się to skończy i powinnam zareagować, ale w całym tym rozgardiaszu nikt nie zwracał na mnie uwagi, a to akurat mi pasowało. Siedziałam sobie z boku na kamiennej ławce z zeszytem w ręku i patrzyłam. Severus Snape zawisnął właśnie głową w dół. Zbiegowisko zawyło z zachwytu. Peter stał obok bez wyrazu. To do niego niepodobne, pomyślałam. Peter zawsze głośno ubóstwiał poczynania jego kolegów, zwłaszcza Syriusza i Pottera. Lupin siedział obok i z zaciętą miną wpatrywał się w książkę. Nagle podniósł głowę, zupełnie jakby wyczuł, że na niego patrzę, i spojrzał na mnie uważnie. Pokręciłam głową z niezadowoleniem. Wiedziałam, że zauważył pretensję w moich oczach. Tylko on był w stanie powstrzymać swoich przyjaciół.
Potter - problem numer jeden. W pół roku osiągnął więcej niż w przeciągu ostatnich pięciu lat. Z ignorującej go dziewczyny stałam się, można śmiało powiedzieć, jego partnerką. Fakt, że nasz „związek” pozostawał w tajemnicy niewiele zmieniał. Wiedziałam, że nadal dokucza Snape’owi, ale od bardzo dawna nie robił tego w moim towarzystwie. Doskonale wiedział, że tego nie popieram i przez takie zachowanie bardzo dużo traci w moich oczach. Co sprawiło, że zmienił taktykę? Ten problem nie dawał mi spokoju.
Od naszej ostatniej rozmowy w Pokoju Życzeń nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Najpierw to ja nie chciałam, a później to on zaczął mnie unikać. Oboje wiedzieliśmy, że to zachowanie daleko nas nie zaprowadzi. Znowu pojawiły się docinki i złośliwości. Znów był tym denerwującym mnie Potterem, który dokucza Severusowi Snape’owi. Sama nie wiedziałam, którą wersję wolę bardziej. Znów spojrzałam na Lupina. Pokiwał głową. Świetnie! A więc znów nie ma zamiaru się wtrącać!
Westchnęłam, chwyciłam torbę i zaczęłam się przebijać przez tłum.
- Zostaw go, Potter – powiedziałam bez entuzjazmu, kiedy stanęłam dokładnie naprzeciw niego.
- O proszę, pojawiła się nasza obrończyni przypadków beznadziejnych! Co się stało, Evans, że zaszczyciłaś nas swoim towarzystwem?
- Może po prostu robię to, co do mnie należy, Potter? W końcu jestem Prefektem.
- Och, co za ulga! Już myślałem, że może masz zamiar wtykać swój zarozumiały nos tam, gdzie nie powinnaś – odgryzł się.
W oczach pojawiły mi się łzy. Syriusz spojrzał z niepokojem najpierw na mnie, a później na Pottera. Ludzie dookoła głośno zawyli.
-  A więc tak masz zamiar się teraz zachowywać? – zapytałam łamiącym się głosem.
- Chyba nie myślałaś, że po tym wszystkim będę zachowywał się inaczej? O, już wiem! Może pójdziemy na kremowe piwo i opowiesz mi, jak to jest być z moim najlepszym kumplem?!
- James, stary, uspokój się - poprosił Syriusz, widząc mój wyraz twarzy.
- Daj spokój, Black – powiedziałam z godnością, ocierając spływającą łzę. Spojrzał na mnie zaskoczony. – Nie podejmę gry. Nie zniżę się do jego poziomu. Chce mnie upokorzyć, chce mi docinać - bardzo proszę. Nie mam zamiaru nic z tym robić. Żal mi ciebie, Potter. Naprawdę nie widzisz, że nikogo już nie bawi twoje zachowanie? Chcesz mi zrobić na złość, a tak naprawdę to ty wyjdziesz na idiotę. Nie jestem twoją własnością. Jedyne, czego żałuje, to tego, że ten pocałunek był zdradą. Ale nie wobec ciebie, tylko mojej przyjaciółki. Gdyby nie ona...
Machnęłam krótko różdżką. Severus wrócił na ziemię. Syriusz uśmiechnął się. Potter nie odpowiedział. Stał z otwartymi ustami i lekkim rumieńcem. Podałam Snape’owi różdżkę, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę Zamku.
Black - problem numer dwa. To przez niego Potter zachowuje się tak, jak się zachowuje. Kompletnie zapomniałam, że nasz pocałunek wyszedł na jaw. Dorcas mi już wybaczyła. Podobnie jak Potter wybaczył Blackowi. Ale czy na pewno? Syriuszowi nieustannie to wypominano. Mnie zresztą też. Wiedziałam, że ten fakt dotknął Pottera do żywego. Nie potrafił przetrawić tego, że jego najlepszy przyjaciel i ja... Zastanawiałam się, czy sytuacja kiedykolwiek ulegnie zmianie.
Lily! Kiedy ty zaczniesz robić to, co chcesz, a nie to, co ci się wydaje, że powinnaś? Te słowa usłyszałam od Dorcas niecałe pięć dni temu. Problem w tym, że nareszcie wiem, czego chcę, ale nie mogę tego mieć.
Skręciłam w prawo i stanęłam zaskoczona.
Problem numer trzy - Huncwoci za dobrze znają ten zamek. Na kamiennej ławce, z opuszczoną głową siedział nie kto inny, jak Potter. Wpatrywał się w dywan na posadzce i ze zdenerwowania zaciskał dłonie. Podeszłam do niego powoli.
- Lily! – Podskoczył wystraszony. Zupełnie tak, jakby się nie spodziewał, że mogę tędy przechodzić.
- Czego chcesz? – zapytałam bezsilnie. – Nie mam ochoty na dalszą wymianę zdań. Jestem zmęczona całą tą sytuacją i naprawdę nie mogę się już doczekać przerwy świątecznej.
- Kochasz go? – zapytał nagle.
- Nie, Potter. Zrozum wreszcie. Pocałunek mój i Syriusza był przypadkiem. Żadne z nas tego nie chciało, a jedyną osobą, która może mieć o to pretensje, jest Dorcas. Tylko, że ona wybaczyła zarówno mi, jak i Blackowi. Ciebie to tak właściwie nie dotyczy, więc tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, dlaczego traktujesz go w taki sposób.
- On mnie zdradził, Lily. Całował się z tobą, pomimo tego, że wiedział, że mi się podobasz i jak bardzo mi na tobie zależy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że bardzo cię kocham.
- Przestań już z tym wyznawaniem uczuć – powiedziałam z ironią. – Gdyby naprawdę ci na mnie zależało, nie traktowałbyś mnie w taki sposób. Syriusz, chociaż to dziwne, jest dla mnie jak brat. Nie chcę, żeby przeze mnie ucierpiała wasza przyjaźń!
- Nasza przyjaźń - powtórzył za mną. – Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie pobiliśmy się o żadną dziewczynę. Możesz czuć się zaszczycona.
- Jasne. – Uśmiechnęłam się ironicznie. – Porozmawiaj z nim, proszę. I przestań traktować w taki sposób - poprosiłam łagodnie.
- Lily, ja nie mam pojęcia, co robić! Cokolwiek bym nie zrobił, jest źle!
- Wiesz, co jest naprawdę tragiczne? – przerwałam mu ten lament. Po raz pierwszy od bardzo dawna byłam tak stanowcza i tak pewna swojego. – To, że nareszcie wiem, czego chcę! A ty, zamiast z tego skorzystać, zachowujesz się jak totalny dupek, utwierdzając mnie w przekonaniu, że popełniłam cholerny błąd! Przez pięć lat się za mną uganiałeś, a kiedy wreszcie jestem gotowa z tobą być, ty po prostu znów stajesz się tym dziecinnym, zarozumiałym Potterem. Dorośnij! – Roześmiałam się z ironią.
- Lily... Ja...
- Och, daruj sobie – powiedziałam oschle. – Przyzwyczaiłam się, wiesz? – zapytałam i, nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się, aby odejść.
- Lily! - Nie zareagowałam.
- Ej, Evans! – Podbiegł do mnie i przytrzymał za łokieć. Chcąc nie chcąc, spojrzałam na niego. – Umówisz się ze mną?
Uśmiechnęłam się do siebie i pokręciłam z dezaprobatą głową. Całe napięcie minęło. Miałam ochotę usiąść i zacząć się głośno śmiać. Odwróciłam się z zamiarem pójścia dalej.
- Evans?
- Nie umówię się z tobą, Potter – powiedziałam z rezygnacją i spojrzałam na niego surowo.
- Nie o to chodzi... Przepraszam... - szepnął.
- Milo mi to słyszeć - szepnęłam.
Nie zdążyłam zareagować. Zrobił dosłownie trzy kroki. Przytulił mnie mocno do siebie i pocałował. Nie protestowałam.

***

Jakim cudem nikt nie dowiedział się o tym, że poprzedniego wieczoru Lily Evans całowała się z Jamesem Potterem? Nie mam pojęcia. Wiem za to, że w tamtym momencie byłam najszczęśliwszą dziewczyną na całym świecie. Potter zabrał mnie tymi swoimi tajemnymi korytarzami prosto do Pokoju Życzeń. Nadrabialiśmy tam cały stracony czas. Kiedy po dwudziestej pierwszej pojawiliśmy się w Pokoju Wspólnym, naszym przyjaciołom najwyraźniej ulżyło. Cała piątka siedziała na wysłużonych fotelach tuż przed kominkiem.
- Lily, gdzie ty byłaś? Wiesz, jak się o ciebie martwiłam?!
Dorcas dopadła mnie od razu. Mary nie zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem, ale z jej miny dało się wyczytać, że także się martwiła.
- Ja... - zaczęłam i z uśmiechem spojrzałam na Jamesa.
- Ja ją porwałem. Chciałem przeprosić za swoje zachowanie, ale nie chciała ze mną rozmawiać, więc...
- Więc? – Dorcas spojrzała na niego podejrzliwie.
- Więc przeprosił i jest w porządku – powiedziałam.
- Czyli, że...?
- Czyli, że jesteśmy... – zaczęłam, ale Potter mi przerwał:
- Jesteśmy przyjaciółmi.
Wszyscy, łącznie ze mną, spojrzeli na niego zaskoczeni. Nie przejął się tą reakcją. Na szczęście nikt więcej o nic nie pytał. Dorcas spojrzała na mnie podejrzliwie, a że ja stałam wmurowana, patrząc na Jamesa, wzruszyła ramionami i wróciła do studiowania książki. Sam Potter natomiast usiadł na kanapie obok Remusa i zaczął grać w Eksplodującego Durnia. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że w mojej głowie rozpoczyna się kolejna walka.

***

Przerwa wielkanocna. Radość dla wielu uczniów, zwłaszcza pierwszorocznych, którzy, stęsknieni za rodzinami, wracają do domów. Dla starszych roczników jest to po prostu sygnał alarmowy, informujący o tym, że egzaminy lada chwila się zaczną. Z naszej grupy żadne nie wybierało się do domu. Chociaż, według prognozy, Remus miał nas opuścić na kilka dni.
- Hej, Dorcas, co tak siedzisz? – zapytałam, podchodząc do przyjaciółki.
Siedziała pochylona nad jakimś listem.
- Moja babcia umiera. Wracam do domu – powiedziała, a ja aż usiadłam z wrażenia.
A może ktoś jednak się wybiera…
- Tak mi przykro, Dorcas – rzekłam ze współczuciem, ale mi przerwała.
- Daj spokój! Drugiej takiej jędzy chyba nie poznasz! No, ale wiesz, mama prosiła, żebym przyjechała i chociaż się z nią pożegnała. Nie wypada inaczej – westchnęła i rzuciła list na stolik.
- Skoro tak mówisz - powiedziałam niepewnie. – Syriusz jedzie z tobą?
- Dlaczego pytasz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a na jej policzki wpłynęła purpura.
- A więc to coś bardzo poważnego?! – Aż podskoczyłam z wrażenia.
- Tak, chyba tak - wyszeptała zawstydzona. – Dobra, idę się dopakować – powiedziała i niemal w podskokach udała się do dormitorium.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Kto by pomyślał, że Blacka tak złapie!
- Cześć, Lily! - Usłyszałam beztroski ton.
- Mary? Już się nie gniewasz? – zapytałam zaskoczona, widząc, jak przyjaciółka siada naprzeciw mnie.
- A gniewałam? – wymruczała, przeglądając gazety leżące na stoliku. – Mam! – Ucieszyła się w końcu i wygrzebała najnowszy numer „Czarownicy”.
- Szczerze mówiąc, to myślałam, że tak.
- Gdzie jest Dorcas? – zapytała, rozglądając się nieprzytomnie.
- Pakuje się – odpowiedziałam z uśmiechem.
- O, a gdzie jedzie? – zapytała, marszcząc brwi i przyglądając się dziewczynie z okładki.
- Do domu – powiedziałam, powstrzymując śmiech.
- A po co?
- Na święta i do umierającej babci.
- To ona ma babcię? – Mary spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. – Zresztą nieważne. W takim razie wychodzi na to, że zostaniesz tu sama z chłopakami.
- A ty co? – zapytałam zaskoczona.
- Ja jadę z Willem do Aspen. Ma mnie nauczyć jeździć na nartach! – zapiszczała.
- Kto cię zabiera?!
- Will, przecież mówię.
- A kto to?
- Och, Lily, głuptasie! Mój nowy chłopak! Jest naprawdę fantastyczny! – Rozmarzyła się.
- Cześć, dziewczyny! – Na wolnym fotelu usiadł Potter. – Co dobrego?
- Wychodzi na to, że niewiele. Mary jedzie do Aspen, Dorcas do rodzinnego miasta i zabiera ze sobą Syriusza, a Remus zniknie z wiadomych powodów. Wychodzi na to, że zostaniemy sami z Peterem - powiedziałam bez entuzjazmu.
- Peter też wraca do domu, nigdy nie zostawał na Wielkanoc w Hogwarcie - powiedział Potter niemal szeptem.
Spojrzałam na niego uważnie. Z niepokojem zauważyłam charakterystyczny, łobuzerki błysk w jego oczach. Może ja też powinnam się ewakuować?

***

Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. Za oknem świeciło słoneczko. Pąki na drzewach zaczęły rozkwitać, a także pojawiły się zielone listki. Gdzieś w oddali słyszałam śpiew ptaków. Z entuzjazmem podniosłam się z łóżka i udałam do łazienki. Dni robiły się coraz dłuższe i cieplejsze. Ubrałam więc krótkie spodenki i żółtą koszulkę. Spięłam też włosy w wysoką kitkę. Mary byłaby ze mnie zadowolona, pomyślałam, stojąc przed lustrem i malując rzęsy. Chwyciłam sweterek i wybiegłam z dormitorium, w biegu łapiąc książkę od eliksirów. Miałam w planach niewielką powtórkę. Pierwsze kwiaty pojawiły się na mojej ulubionej polance. Usadowiłam się na ziemi niedaleko jeziora i wystawiłam twarz do słońca. Cudowne uczucie beztroski towarzyszyło mi jednak stosunkowo za krótko.
- Ej, Evans!
- O nie - jęknęłam i otworzyłam oczy.
- Dasz wiarę, że w całym zamku zostali tylko piąto-, siódmoklasiści i my?
- Nikogo więcej nie ma? – zapytałam zaskoczona.
- Nie, wszyscy wrócili na święta do domu.
- A czemu ty nie pojechałeś?
- Tata musiał wyjechać służbowo, a mama wykonuje jakieś zadanie dla Zakonu.
- Dla kogo? – zapytałam, nie rozumiejąc, o czym do mnie mówi.
- Dla Zakonu.
- Co to jest? – zapytałam zaintrygowana.
- To tajna organizacja założona przez Albusa Dumbledore’a, mająca na celu walkę z Lordem Voldemortem oraz jego zwolennikami.
- Pierwsze słyszę - powiedziałam zaskoczona.
- Nic w tym dziwnego. Niewielu niepełnoletnich czarodziejów o tym słyszało. Zakon Feniksa rekrutuje tych najwybitniejszych czarodziei, sprawdzając najpierw, czy nie są przypadkiem wtyczką Sama – Wiesz – Kogo.
- Ale ja już jestem pełnoletnia! – oburzyłam się. – Też chciałabym walczyć!
- Tak, ale my możemy dopiero po zakończeniu szkoły. Gdybyśmy mogli wcześniej, też już bym działał.
- A jeżeli chciałabym się przyłączyć po zakończeniu szkoły, to musiałabym się udać do samego Dumbledore’a?
- Chyba tak, w końcu jesteś... No wiesz... Chyba będziesz musiała załatwić to osobiście.
- Świetnie! Pójdę do niego od razu!
- To nie takie proste, Liluś. Chodźmy lepiej na obiad.
- Już? Ale ten czas szybko leci - westchnęłam.

***

Słowa Pottera nie dawały mi spokoju. Gdzieś tam są ludzie, którzy walczą, a ja muszę siedzieć w zamku! Wiedziałam, że za wszelką cenę będę chciała się do nich przyłączyć! Przecież w końcu im nas więcej, tym lepiej. Zwłaszcza, że Voldemort zabija ludzi takich, jak ja - czarodziei nieczystej krwi lub, jak to oni mówią, szlamy, ale także ich rodziny. Nie mogłam pozwolić na to, aby moja rodzina zginęła właśnie przeze mnie.
Skrzypnięcie drzwi. Uniosłam głowę. Tak, ale teraz mam inny problem. James Potter. Nim zacznę walczyć, muszę wyjaśnić jedną kwestię. Dlaczego to teraz on nie chce powiedzieć społeczeństwu, że jesteśmy parą? Patrzyłam, jak zmierza do mnie. Otworzyłam usta, ale nim się odezwałam, po prostu chwycił mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić.
- Gdzie idziemy? – zapytałam zaskoczona.
- Na koniec świata - wyszeptał i pocałował mnie.
Uśmiechnęłam się.
- A gdzie jest ten koniec świata?
- Jak dla mnie, to może być gdziekolwiek, bylebyś ty tam była.
Uwielbiałam go właśnie takiego. Nie był bezczelny, nie dokuczał, nie puszył się. Zachowywał się tak, jakbym naprawdę była całym jego światem. Zastanawiałam się jednak, czy nadal dokucza Snape’owi. Spojrzałam na niego ukradkiem i już miałam otworzyć usta, kiedy pomyślałam, że to nie pora na takie rozmowy. Oparłam głowę na jego ramieniu. Wieczór był wyjątkowo ciepły. Spacerowaliśmy wzdłuż jeziora. Niebo było bezchmurne. Gwiazdy odbijały się w ciemnej tafli. W oddali widać było pozapalane światła w zamku. Prowadził mnie prosto do jego ulubionego drzewa. Usiadł i oparł się o korę, a następnie kazał usiąść mi między swoimi nogami. Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. On objął mnie rękoma. Czułam jego oddech, jego zapach... Pocałował mnie delikatnie w kark. Przeszył mnie delikatny dreszcz. Uśmiechnęłam się pod nosem. Z jednej strony dlatego, że było to przyjemne uczucie, a z drugiej, dlatego, że tak strasznie załaskotało. Potter się raczej tym nie przejął. Dalej muskał delikatnie mój kark. W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam chichotać. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Odwróciłam się do niego i pocałowałam. Długo i namiętnie. Modliłam się, aby ta chwila trwała wiecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy