[muzyka]
Krajobraz za oknem nie wyglądał
najlepiej. Śnieg stopniał, a rozmokła ziemia była brudnoszara. Drzewa nie miały
liści, które opadły już dawno temu, ani też pączków oznaczających nadejście
wiosny. Pomimo iż słońce świeciło dosyć intensywnie, wzięłam szalik i dokładnie
zawiązałam go pod szyją. Wbrew wszelkim zasadom i podpowiedziom od starszych
roczników, ubrałam się w ciepły, gruby sweter. Sięgnęłam też po płaszcz zimowy.
Z łazienki wyszła Mary.
- Oszalałaś? – zapytałam.
- Nie, dlaczego? – Spojrzała na mnie
zaskoczona.
- Mam nadzieję, że narzucisz na siebie jakiś
sweter i dopiero płaszczyk?
- Nie, Lily. Nie słyszałaś? Mamy założyć tak
mało, jak tylko się da.
- Mary! Wieje wiatr i jest niecałe pięć
stopni! Zamarzniesz! – przekonywałam.
- Trudno. Nie mam zamiaru poprawiać tego
egzaminu!
- Mary…
- Tobie to łatwo mówić, Lily! – powiedziała
wzburzona. – Udało ci się teleportować już za trzecim razem! A ja nadal mam z
tym problem. Jeżeli to ma mi pomóc, to będę się tego trzymać! – dokończyła
zdanie, chwyciła torebkę i wyszła.
Westchnęłam i spojrzałam na
Dorcas.
- Zazdroszczę wam... - powiedziała ponuro. –
Też chciałabym już to mieć za sobą. No, ale powodzenia!
Uśmiechnęłam się tylko. Chwyciłam
czapkę i wyszłam z dormitorium. W pokoju wspólnym stała połowa szóstoklasistów.
Wśród nich był także Remus, Pettigrew i... Potter. Na moje nieszczęście Mary
szła w ich kierunku. Wzięłam głęboki wdech i, udając, że mnie to nie rusza,
zeszłam po schodach. Starałam się nie patrzeć na żadnego z nich, a już na pewno
nie na Pottera. W głowie tłuka mi się tylko jedna myśl – Błagam, tylko się nie potknij i nie przewróć.
- Cześć – przywitałam się i odetchnęłam z
ulgą.
- Hej, Lily. – Uśmiechnął się Peter.
- Lily, a Dorcas nie idzie cię wspierać? –
zapytał Lupin.
- Nie, chyba woli zostać w szkole. –
Uśmiechnęłam się.
- Już czas – wtrącił Potter.
Odwróciłam się i przyspieszyłam
kroku. Chciałam jako pierwsza opuścić to pomieszczenie. Podszedł do portretu w
tym samym momencie co ja. Przejście otworzyło się, a ja natychmiast chciałam
przekroczyć próg. Niestety, zrobiliśmy to w tym samym momencie. Był wyższy i
silniejszy. Trącił mnie. Nie wiem dokładnie, jak to się stało, ale sekundę
później patrzyłam prosto w jego orzechowe tęczówki. Jego smutne, ale
przepełnione zawziętością i determinacją oczy. Oddychałam głęboko. Był za
blisko.
- Kochani, blokujecie przejście - powiedziała
Mary sennym głosem.
Nie spojrzałam na nią. Nie
patrzyłam już na nikogo. Pognałam przed siebie. Minęłam Filcha, bramę i
dotarłam do Hogsmeade. Dopiero tam opadłam na ławeczkę, oddychając jeszcze
głębiej.
- Nie ma się co denerwować. – Usłyszałam
znajomy głos, więc, chcąc nie chcąc, podniosłam wzrok. – Jesteś świetna, na
pewno sobie poradzisz. – Milczałam. – Lily? Halo? Pamiętasz mnie? Byliśmy raz
czy dwa na randce...
- To musiało być raz. Nigdy nie popełniam dwa
razy tego samego błędu – powiedziałam tak zimno, jak tylko potrafiłam.
- Auć! - Uśmiechnął się. – Widzę, że nadal nie
chcesz zrozumieć...
- A tu jest cokolwiek do rozumienia? –
zapytałam totalnie zaskoczona.
- Lily... - Kucnął i chwycił moje dłonie. – Ja
cię naprawdę pokochałem. Nie taki był plan. Nie chciałem cię zranić.
- Przestań - poprosiłam i wyjęłam swoje dłonie
z jego.
- Dlaczego nie pozwalasz mi się wytłumaczyć?
Czemu nie dasz mi wyjaśnić tego wszystkiego?
- Michael, ale po co? To już i tak jest bez
znaczenia. – Chciałam jak najszybciej uciąć temat.
- Nie dla mnie, Lily. Byłaś i jesteś dla mnie
kimś wyjątkowym.
- Ta, akurat! – prychnęłam.
- Uważasz, że jest inaczej? – zapytał z
szeroko otwartymi oczami.
- A nie powinnam? Nie minęły nawet dwa
tygodnie, a ty już całowałeś się z inną! Tak pokazujesz, jak bardzo ci zależy?
– zapytałam z ironią. Nie odpowiedział. Spojrzał w bok i zamyślił się. Odczekałam
dokładnie trzydzieści sekund. – Tak właśnie myślałam, Davies.
- Myśl, co chcesz, Evans. Ja wiem swoje -
wyszeptał i pocałował mnie.
Nim zdążyłam
zrobić cokolwiek, odwrócił się i odszedł, zostawiając mnie samą na ławeczce.
***
- Zazdroszczę im! – powiedziała Dorcas,
kierując się w stronę klasy profesora Flitwicka.
- Czego tu zazdrościć? My zdamy w innym
terminie – powiedział Black, wzruszając ramionami.
- No tak, ale bardzo bym chciała mieć to już
za sobą – stwierdziła brązowooka.
- Oj, kochanie, daj sobie spokój - wymruczał
jej do ucha.
- Syriusz! – warknęła, odpychając
go.
- A może moglibyśmy tak…
- Nie! Nie opuszczę Zaklęć! – prychnęła i
weszła do klasy.
Profesor, jak
zawsze, stał już na stosie książek i czekał, aż wszyscy zajmą swoje miejsca.
- Och, a więc reszta zdaje egzamin z
teleportacji? – zapytał z uśmiechem.
- Tak, panie profesorze – odparła klasa
chórem.
- No dobrze. Dzisiaj zajmiemy się zaklęciem Błyskatioom. Czy ktoś z was wie, jak ono działa? – zapytał i rozejrzał się po
klasie. Nikt się nie zgłosił.
- Nie ma Evans, nie ma punktów – szepnął
Huncwot.
Gryfonka zgromiła
go wzrokiem, ale po chwili uśmiechnęła się pod nosem.
- O jejku... No
dobrze, w takim razie zrobimy mały eksperyment. Formuła zaklęcia brzmi tak:
Błyskatium.
- Błyskatium –
powtórzyli wszyscy chórem.
- Bardzo dobrze!
Ktoś na ochotnika? Potrzebujemy dwóch osób! – powiedział rozentuzjazmowany. -
Cuffe! Jones! – zarządził po chwili, kiedy nikt się nie zgłaszał.
Oboje nie
wyglądali na zadowolonych. Stanęli na środku z różdżkami. Wyglądali na
przerażonych.
- No, śmiało,
chłopcy - zachęcił ich profesor.
- Błyskatioom!
– krzyknął Barnabasz. Nic się nie wydarzyło.
- Nuuuuda –
westchnął Huncwot, ziewając.
- Syriuszu! –
syknęła Dorcas.
- Kochanie,
proszę cię, chodźmy stąd. Moglibyśmy inaczej spędzić te półtorej godziny –
szepnął zachęcająco, całując ją w szyję.
- Przestań! –
warknęła i odepchnęła go od siebie.
Spojrzał na nią z
błyskiem w oku.
- Lubię, gdy taka
jesteś - szepnął i próbował ją objąć.
- Błyskatioom!
– krzyknęła i zerwała się z miejsca.
Rozległ się huk.
W powietrze uniosła się chmura dymu. Black zaczął kaszleć.
- O rany!
Syriuszu? Wszystko w porządku?! – krzyknęła przerażona.
Chmura dymu
opadła. Cała klasa wybuchnęła śmiechem. Włosy Łapy stanęły dęba. Cały był
osmolony. Nad nim nadal unosił się delikatny płomień.
- Śmieszne –
syknął.
- Doskonale!
Dwadzieścia punktów dla Gryffindoru! – Profesor aż klasnął w dłonie.
- Uroczo
wyglądasz, kochanie – roześmiała się dziewczyna.
Huncwot zgromił
ją wzrokiem.
***
- Mary, gdzie
zniknęłaś?! – wysapałam godzinę później.
- Wróciłam do
zamku - powiedziała beznamiętnie.
- Dlaczego? A
egzamin?
- Remus mi
wyjaśnił, że trzeba mieć ukończone siedemnaście lat, a przecież ja urodziny mam
dopiero w maju, prawda? – zapytała zaskoczona moją niewiedzą.
Roześmiałam się
nerwowo.
- Zdałaś? –
zapytała Dorcas, a ja pokiwałam głową. – Aaaaa! – zapiszczała i podleciała do
mnie. – Moje gratulacje!
- Dzięki –
powiedziałam z uśmiechem i spojrzałam na Mary.
Siedziała na
fotelu ze skrzyżowanymi rękoma i patrzyła w jakiś dziwny sposób. Usiadłam
naprzeciw niej.
- Mary, wszystko
w porządku?
- A dlaczego
miałoby nie być? – zapytała, siląc się na naturalny ton.
- Nie wiem, jesteś
jakaś dziwna.
- A chcesz nam
coś powiedzieć? – zapytała i spojrzała na mnie przenikliwie.
O rany! Potter jej powiedział?! Wzięłam
głęboki oddech.
- A uważasz, że o
czymś powinnam? – zapytałam.
- Ja nic nie
uważam. Jestem przecież głupiutką blondynką! – pisnęła.
Spojrzałam
przerażona na Dorcas. Też wyglądała na zaskoczoną zachowaniem przyjaciółki. Więc albo Dorcas nie wie, albo chodzi o coś
innego…
- Mary, możesz mi
powiedzieć, o co ci chodzi? – poprosiłam łagodnie.
- Kiedy miałaś
zamiar nam powiedzieć, że znów spotykasz się z Daviesem?! – zapytała, a mnie
wmurowało.
- CO?! –
krzyknęła Dorcas, a wychodzący właśnie z sypialni Syriusz jej zawtórował.
Zaczęłam się
śmiać.
- Że co
robisz, Evans? – Jako pierwszy otrząsnął się Syriusz.
Zeskoczył z ostatnich
trzech stopni, podszedł do mojego fotela i kucnął przede mną, patrząc na mnie
uważnie. Nie byłam w stanie im tego wyjaśnić. Siedziałam tylko na fotelu i
śmiałam się głośno.
- Lily! Otrząśnij
się! – poprosiła przerażona Dorcas.
- Jak mogłaś? –
zapytał oschle Black.
Momentalnie się
uspokoiłam.
- Jak mogłam co?
– zapytałam zaskoczona.
- Zachować się
tak względem Pottera! – rzucił i zrobił przerażoną minę.
Dorcas i Mary
spojrzały na niego uważnie.
- Zamknij się. To
nie twoja sprawa – powiedziałam stanowczo i podniosłam się, chcąc wyjść z
pokoju wspólnego.
- Ale ja chcę
wiedzieć!
- Nie będę o tym
dyskutować. A już na pewno nie tutaj - powiedziałam z naciskiem.
Chyba zrozumiał.
Niestety, Dorcas też.
- Co to ma
znaczyć?! Spotykasz się z Potterem?!
- Nie, nie
spotykam!
- Jak to?
Zerwaliście? – zapytał Black, najwyraźniej nic z tego nie rozumiejąc.
- O rany -
westchnęłam i opadłam na wysłużony fotel, ukrywając twarz w dłoniach.
- Świetnie!
Najpierw całujesz się z moim chłopakiem, a później masz z nim jakieś
tajemnice?! – wrzasnęła wściekła Dorcas, patrząc to na mnie, to na Syriusza.
Całe szczęście, że wszyscy byli na obiedzie.
Prawie...
- Mam nadzieje,
że się przesłyszałem…
Wszyscy
spojrzeliśmy w kierunku wejścia. Black pobladł. Dorcas zakryła usta rękoma.
Mary rozglądała się sennie po pokoju. Ja zastanawiałam się, czy może być
jeszcze gorzej.
- James... -
zaczął Black, ale Potter go nie słuchał. Spojrzał na niego z nienawiścią i
ruszył w stronę sypialni. – James! Stary, zaczekaj! To nie tak! – Trzaśnięcie
drzwiami. Lupin spojrzał na nas, po czym poszedł za Rogaczem. Peter wycofał się
w kąt. – Wielkie dzięki – syknął wściekły Łapa i ruszył w stronę sypialni.
Kiedy zatrzasnęły
się za nim drzwi, słychać było krzyki, huki i trzaski. Żadna z nas się nie
odezwała. Wszystkie trzy patrzyłyśmy z niepokojem na drzwi od ich dormitorium.
Nagle zapanowała cisza.
- Jesteś z siebie
zadowolona? – zapytała ozięble Dorcas. – Może wreszcie nam wyjaśnisz, co tu się
dzieje?! Bez ściemy i tych wszystkich tajemnic?!
- Dorcas… Ale to
jest skomplikowane!
- Dla ciebie
zawsze wszystko jest skomplikowane! Nie uważasz, że... - zaczęła, ale rozległ
się dzwonek, a uczniowie zaczęli napływać do pokoju wspólnego. Chwyciła mnie i
Mary za rękę, po czym zaprowadziła do dormitorium. – ...należy nam się
wyjaśnienie?
Spojrzałam na nią
bezradnie. Westchnęłam i zaczęłam opowiadać. O tym, jak Potter był u mnie
wtedy, kiedy zasnęłam, jak za mną pobiegł w Hogsmeade i rozmawialiśmy, o jego
wyznaniu i o tym, że żałowałam, że zaproponowałam przyjaźń. Aż w końcu o tym,
że pocałowałam go w jego urodziny i o naszym potajemnym spotykaniu się. Aż w
końcu dotarłam do awantury i jego postanowieniu. Dziewczyny nie mogły uwierzyć,
że jestem aż tak głupia.
- Lily, przecież
ty go kochasz… - zaczęła Mary, ale Dorcas jej przerwała:
- Bardzo mnie
jeszcze interesuje ta sprawa z Daviesem.
- Ale nie ma
żadnej sprawy! Przyczepił się przed egzaminem, znowu próbował wszystko
wyjaśniać, ale powiedziałam mu, żeby spadał.
- Z naszej
perspektywy to tak ładnie nie wyglądało. Jak doszliśmy do Hogsmeade, to
zauważyliśmy, że z nim gruchasz! A później on kucnął i zaczął cię po tych
twoich rączkach głaskać! Nie wspomnę o tym, że na odchodne cię pocałował! I ty
mi i Huncwotom chcesz wmówić, że z nim nie kręcisz?!
- Mary, słusznie
zauważyłaś, że to on pocałował mnie! I to nim zdążyłam cokolwiek zrobić!
Teraz, jak o tym pomyślę, to zapewne zauważył was i chciał pokazać Potterowi,
że nadal jest w grze.
- No nie wiem…
- Ale ja wiem! I
świetnie! Widzę, że mu się udało! Nawet moja przyjaciółka wierzy w to, co on
chciał, aby uwierzyła!
- Bo w kółko
mącisz i kręcisz!
- Ale to moje
życie!
- Świetnie! Więc
ja wychodzę! Nie będę się wtrącać przecież! – syknęła i wyszła, trzaskając
drzwiami.
Spojrzałam na
Dorcas.
- Też wierzysz,
że jest inaczej niż twierdzę?
- Nie, wręcz
przeciwnie - wyszeptała.
- Chociaż tyle –
powiedziałam ozięble i usiadłam na swoim łóżku.
- Lily - zaczęła
delikatnie i usiadła naprzeciw mnie - dlaczego tak wszystko utrudniasz?
- Nie wiem. Samo
się utrudnia.
- Samo się? Czemu
ukrywałaś to wszystko? Dlaczego nam nie powiedziałaś? Przecież uniknęłabyś w
ten sposób tego wszystkiego. Siedzielibyśmy teraz w pokoju wspólnym, rozmawiali
o głupotach, a ty byś była szczęśliwa z Potterem.
- Wiem, wiem. Po
prostu bałam się, co sobie pomyślicie… Co wszyscy sobie pomyślą! I już
widziałam te wasze uśmieszki! Wydawało mi się, że tak będzie lepiej.
- Lily! Kiedy ty
zaczniesz robić to, co chcesz, a nie to, co ci się wydaje, że powinnaś?
- Ale ty teraz
mądra jesteś, wiesz? A z Blackiem ile ci zajęło?
- Przyznaję, że
długo, a gdyby nie ty, trwałoby to jeszcze dłużej, chociaż po tej scenie na
dole to nie wiem, czy nadal jesteśmy razem – powiedziała i roześmiała się. –
No, ale nie ważne. Teraz moja kolej!
- O co ci
chodzi?!
- Kochasz
Pottera?
- A jakie to ma
znaczenie?
- Czy się kogoś
kocha? Skądże! To nie ma żadnego znaczenia!
- Nie mam siły
teraz o tym myśleć, Dor. Muszę zapomnieć. To jest po prostu jakaś obsesja! Ja w
każdym kącie widzę Jamesa!
- To znaczy, że
go kochasz! – krzyknęła ucieszona Dorcas.
- Mam obsesję
natręctw! I muszę zapomnieć. Bez niego wszystko byłoby proste.
- Lily, ale ty go
kochasz!
- Ale głupie
słowo! Kocham i co z tego?!
- No co z tego?
Może to być twoja druga połowa!
- No to mamy
pecha, bo chyba obie jesteśmy lewe.
- I James też cię
kocha.
- Gdyby mnie
kochał, to by mnie nie oszukiwał.
- Lily, skąd
wiesz, że James cię oszukał?
- Po prostu wiem.
- Bo powiedział
Blackowi?
- Między innymi.
- A nie uważasz,
że zachował się jak prawdziwy przyjaciel? Powierzył mu swój największy sekret,
chciał przeżywać to szczęście razem z nim, a nie go oszukiwać - wyszeptała i
podeszła do drzwi. – Szkoda, że ty nie potrafiłaś powiedzieć nam.
- Dorcas... -
zaczęłam.
- Nie przejmuj
się, Lily. Już się przyzwyczaiłyśmy, że masz przed nami tajemnice i wiecznie
„zapominasz” nam o czymś powiedzieć. Pomimo to kocham cię jak siostrę i zawsze
będę po twojej stronie. Ale proszę cię, przemyśl sobie to wszystko, nim będzie
za późno.
- Za późno?
- Tak. Zanim
stracisz to, co naprawdę jest dla ciebie ważne.
***
Słowa Dorcas dały
mi do myślenia. Wiedziałam, że ma rację, ale po raz kolejny w swoim życiu
doszłam do tego momentu, w którym to moje przyjaciółki wiedzą, co jest dla mnie
lepsze i mówią mi, jak mam postępować. Dlaczego tak się dzieje? Co robię nie
tak? Prawdą jest to, że sama nie wiem, czego tak naprawdę chcę. A może właśnie
wiem, ale nie mam pomysłu na to, aby to osiągnąć?
Rozejrzałam się
po dziedzińcu. Pierwsze promienie słońca na początku kwietnia sprawiły, że
uczniowie wylali się na zewnątrz. Każdy korzystał z tak pięknej pogody, jak
tylko potrafił. Jacyś pierwszoroczniaki grali w Eksplodującego Durnia, inni
siedzieli i rozmawiali, a cała reszta podziwiała wyczyny Huncwotów. Dwójka
szóstoklasistów dokuczała właśnie swojemu rówieśnikowi. Wiedziałam, że źle się
to skończy i powinnam zareagować, ale w całym tym rozgardiaszu nikt nie zwracał
na mnie uwagi, a to akurat mi pasowało. Siedziałam sobie z boku na kamiennej
ławce z zeszytem w ręku i patrzyłam. Severus Snape zawisnął właśnie głową w
dół. Zbiegowisko zawyło z zachwytu. Peter stał obok bez wyrazu. To do niego niepodobne,
pomyślałam. Peter zawsze głośno ubóstwiał poczynania jego kolegów,
zwłaszcza Syriusza i Pottera. Lupin siedział obok i z zaciętą miną wpatrywał
się w książkę. Nagle podniósł głowę, zupełnie jakby wyczuł, że na niego patrzę,
i spojrzał na mnie uważnie. Pokręciłam głową z niezadowoleniem. Wiedziałam, że
zauważył pretensję w moich oczach. Tylko on był w stanie powstrzymać swoich
przyjaciół.
Potter - problem numer jeden. W pół roku
osiągnął więcej niż w przeciągu ostatnich pięciu lat. Z ignorującej go
dziewczyny stałam się, można śmiało powiedzieć, jego partnerką. Fakt, że nasz
„związek” pozostawał w tajemnicy niewiele zmieniał. Wiedziałam, że nadal
dokucza Snape’owi, ale od bardzo dawna nie robił tego w moim towarzystwie.
Doskonale wiedział, że tego nie popieram i przez takie zachowanie bardzo dużo
traci w moich oczach. Co sprawiło, że zmienił taktykę? Ten problem nie dawał mi
spokoju.
Od naszej
ostatniej rozmowy w Pokoju Życzeń nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Najpierw
to ja nie chciałam, a później to on zaczął mnie unikać. Oboje wiedzieliśmy, że
to zachowanie daleko nas nie zaprowadzi. Znowu pojawiły się docinki i
złośliwości. Znów był tym denerwującym mnie Potterem, który dokucza Severusowi
Snape’owi. Sama nie wiedziałam, którą wersję wolę bardziej. Znów spojrzałam na
Lupina. Pokiwał głową. Świetnie! A więc
znów nie ma zamiaru się wtrącać!
Westchnęłam,
chwyciłam torbę i zaczęłam się przebijać przez tłum.
- Zostaw go,
Potter – powiedziałam bez entuzjazmu, kiedy stanęłam dokładnie naprzeciw niego.
- O proszę,
pojawiła się nasza obrończyni przypadków beznadziejnych! Co się stało, Evans,
że zaszczyciłaś nas swoim towarzystwem?
- Może po prostu
robię to, co do mnie należy, Potter? W końcu jestem Prefektem.
- Och, co za
ulga! Już myślałem, że może masz zamiar wtykać swój zarozumiały nos tam, gdzie
nie powinnaś – odgryzł się.
W oczach pojawiły
mi się łzy. Syriusz spojrzał z niepokojem najpierw na mnie, a później na
Pottera. Ludzie dookoła głośno zawyli.
- A więc tak masz zamiar się teraz zachowywać?
– zapytałam łamiącym się głosem.
- Chyba nie
myślałaś, że po tym wszystkim będę zachowywał się inaczej? O, już wiem! Może
pójdziemy na kremowe piwo i opowiesz mi, jak to jest być z moim najlepszym
kumplem?!
- James, stary,
uspokój się - poprosił Syriusz, widząc mój wyraz twarzy.
- Daj spokój,
Black – powiedziałam z godnością, ocierając spływającą łzę. Spojrzał na mnie
zaskoczony. – Nie podejmę gry. Nie zniżę się do jego poziomu. Chce mnie
upokorzyć, chce mi docinać - bardzo proszę. Nie mam zamiaru nic z tym robić.
Żal mi ciebie, Potter. Naprawdę nie widzisz, że nikogo już nie bawi twoje
zachowanie? Chcesz mi zrobić na złość, a tak naprawdę to ty wyjdziesz na
idiotę. Nie jestem twoją własnością. Jedyne, czego żałuje, to tego, że ten
pocałunek był zdradą. Ale nie wobec ciebie, tylko mojej przyjaciółki. Gdyby nie
ona...
Machnęłam krótko
różdżką. Severus wrócił na ziemię. Syriusz uśmiechnął się. Potter nie
odpowiedział. Stał z otwartymi ustami i lekkim rumieńcem. Podałam Snape’owi
różdżkę, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę Zamku.
Black - problem
numer dwa. To przez niego Potter zachowuje się tak, jak się zachowuje.
Kompletnie zapomniałam, że nasz pocałunek wyszedł na jaw. Dorcas mi już
wybaczyła. Podobnie jak Potter wybaczył Blackowi. Ale czy na pewno? Syriuszowi
nieustannie to wypominano. Mnie zresztą też. Wiedziałam, że ten fakt dotknął
Pottera do żywego. Nie potrafił przetrawić tego, że jego najlepszy przyjaciel i
ja... Zastanawiałam się, czy sytuacja kiedykolwiek ulegnie zmianie.
Lily! Kiedy ty zaczniesz robić to, co
chcesz, a nie to, co ci się wydaje, że powinnaś? Te słowa usłyszałam od
Dorcas niecałe pięć dni temu. Problem w tym, że nareszcie wiem, czego chcę, ale
nie mogę tego mieć.
Skręciłam w prawo
i stanęłam zaskoczona.
Problem numer
trzy - Huncwoci za dobrze znają ten zamek. Na kamiennej ławce, z opuszczoną
głową siedział nie kto inny, jak Potter. Wpatrywał się w dywan na posadzce i ze
zdenerwowania zaciskał dłonie. Podeszłam do niego powoli.
- Lily! –
Podskoczył wystraszony. Zupełnie tak, jakby się nie spodziewał, że mogę tędy
przechodzić.
- Czego
chcesz? – zapytałam bezsilnie. – Nie mam ochoty na dalszą wymianę zdań. Jestem
zmęczona całą tą sytuacją i naprawdę nie mogę się już doczekać przerwy
świątecznej.
- Kochasz go? –
zapytał nagle.
- Nie, Potter.
Zrozum wreszcie. Pocałunek mój i Syriusza był przypadkiem. Żadne z nas tego nie
chciało, a jedyną osobą, która może mieć o to pretensje, jest Dorcas. Tylko, że
ona wybaczyła zarówno mi, jak i Blackowi. Ciebie to tak właściwie nie dotyczy,
więc tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia, dlaczego traktujesz go w taki
sposób.
- On mnie
zdradził, Lily. Całował się z tobą, pomimo tego, że wiedział, że mi się
podobasz i jak bardzo mi na tobie zależy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego,
że bardzo cię kocham.
- Przestań już z
tym wyznawaniem uczuć – powiedziałam z ironią. – Gdyby naprawdę ci na mnie
zależało, nie traktowałbyś mnie w taki sposób. Syriusz, chociaż to dziwne, jest
dla mnie jak brat. Nie chcę, żeby przeze mnie ucierpiała wasza przyjaźń!
- Nasza przyjaźń
- powtórzył za mną. – Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy nie pobiliśmy się o żadną
dziewczynę. Możesz czuć się zaszczycona.
- Jasne. –
Uśmiechnęłam się ironicznie. – Porozmawiaj z nim, proszę. I przestań traktować
w taki sposób - poprosiłam łagodnie.
- Lily, ja nie
mam pojęcia, co robić! Cokolwiek bym nie zrobił, jest źle!
- Wiesz, co jest
naprawdę tragiczne? – przerwałam mu ten lament. Po raz pierwszy od bardzo dawna
byłam tak stanowcza i tak pewna swojego. – To, że nareszcie wiem, czego chcę! A
ty, zamiast z tego skorzystać, zachowujesz się jak totalny dupek, utwierdzając
mnie w przekonaniu, że popełniłam cholerny błąd! Przez pięć lat się za mną
uganiałeś, a kiedy wreszcie jestem gotowa z tobą być, ty po prostu znów stajesz
się tym dziecinnym, zarozumiałym Potterem. Dorośnij! – Roześmiałam się z
ironią.
- Lily... Ja...
- Och, daruj
sobie – powiedziałam oschle. – Przyzwyczaiłam się, wiesz? – zapytałam i, nie
czekając na odpowiedź, odwróciłam się, aby odejść.
- Lily! - Nie
zareagowałam.
- Ej, Evans!
– Podbiegł do mnie i przytrzymał za łokieć. Chcąc nie chcąc, spojrzałam na
niego. – Umówisz się ze mną?
Uśmiechnęłam się
do siebie i pokręciłam z dezaprobatą głową. Całe napięcie minęło. Miałam ochotę
usiąść i zacząć się głośno śmiać. Odwróciłam się z zamiarem pójścia dalej.
- Evans?
- Nie umówię się
z tobą, Potter – powiedziałam z rezygnacją i spojrzałam na niego surowo.
- Nie o to
chodzi... Przepraszam... - szepnął.
- Milo mi to
słyszeć - szepnęłam.
Nie zdążyłam
zareagować. Zrobił dosłownie trzy kroki. Przytulił mnie mocno do siebie i
pocałował. Nie protestowałam.
***
Jakim cudem nikt
nie dowiedział się o tym, że poprzedniego wieczoru Lily Evans całowała się z
Jamesem Potterem? Nie mam pojęcia. Wiem za to, że w tamtym momencie byłam
najszczęśliwszą dziewczyną na całym świecie. Potter zabrał mnie tymi swoimi
tajemnymi korytarzami prosto do Pokoju Życzeń. Nadrabialiśmy tam cały stracony
czas. Kiedy po dwudziestej pierwszej pojawiliśmy się w Pokoju Wspólnym, naszym
przyjaciołom najwyraźniej ulżyło. Cała piątka siedziała na wysłużonych fotelach
tuż przed kominkiem.
- Lily, gdzie ty
byłaś? Wiesz, jak się o ciebie martwiłam?!
Dorcas dopadła
mnie od razu. Mary nie zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem, ale z jej miny dało
się wyczytać, że także się martwiła.
- Ja... - zaczęłam
i z uśmiechem spojrzałam na Jamesa.
- Ja ją porwałem.
Chciałem przeprosić za swoje zachowanie, ale nie chciała ze mną rozmawiać,
więc...
- Więc? – Dorcas
spojrzała na niego podejrzliwie.
- Więc przeprosił
i jest w porządku – powiedziałam.
- Czyli, że...?
- Czyli, że
jesteśmy... – zaczęłam, ale Potter mi przerwał:
- Jesteśmy
przyjaciółmi.
Wszyscy, łącznie
ze mną, spojrzeli na niego zaskoczeni. Nie przejął się tą reakcją. Na szczęście
nikt więcej o nic nie pytał. Dorcas spojrzała na mnie podejrzliwie, a że ja
stałam wmurowana, patrząc na Jamesa, wzruszyła ramionami i wróciła do
studiowania książki. Sam Potter natomiast usiadł na kanapie obok Remusa i
zaczął grać w Eksplodującego Durnia. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że w mojej
głowie rozpoczyna się kolejna walka.
***
Przerwa
wielkanocna. Radość dla wielu uczniów, zwłaszcza pierwszorocznych, którzy,
stęsknieni za rodzinami, wracają do domów. Dla starszych roczników jest to po
prostu sygnał alarmowy, informujący o tym, że egzaminy lada chwila się zaczną.
Z naszej grupy żadne nie wybierało się do domu. Chociaż, według prognozy, Remus
miał nas opuścić na kilka dni.
- Hej, Dorcas, co
tak siedzisz? – zapytałam, podchodząc do przyjaciółki.
Siedziała
pochylona nad jakimś listem.
- Moja babcia
umiera. Wracam do domu – powiedziała, a ja aż usiadłam z wrażenia.
A może ktoś jednak się wybiera…
- Tak mi przykro,
Dorcas – rzekłam ze współczuciem, ale mi przerwała.
- Daj spokój!
Drugiej takiej jędzy chyba nie poznasz! No, ale wiesz, mama prosiła, żebym
przyjechała i chociaż się z nią pożegnała. Nie wypada inaczej – westchnęła i
rzuciła list na stolik.
- Skoro tak
mówisz - powiedziałam niepewnie. – Syriusz jedzie z tobą?
- Dlaczego
pytasz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a na jej policzki wpłynęła
purpura.
- A więc to coś
bardzo poważnego?! – Aż podskoczyłam z wrażenia.
- Tak, chyba tak
- wyszeptała zawstydzona. – Dobra, idę się dopakować – powiedziała i niemal w
podskokach udała się do dormitorium.
Uśmiechnęłam się
pod nosem. Kto by pomyślał, że Blacka tak złapie!
- Cześć, Lily! -
Usłyszałam beztroski ton.
- Mary? Już się
nie gniewasz? – zapytałam zaskoczona, widząc, jak przyjaciółka siada naprzeciw
mnie.
- A gniewałam? –
wymruczała, przeglądając gazety leżące na stoliku. – Mam! – Ucieszyła się w
końcu i wygrzebała najnowszy numer „Czarownicy”.
- Szczerze
mówiąc, to myślałam, że tak.
- Gdzie jest
Dorcas? – zapytała, rozglądając się nieprzytomnie.
- Pakuje się –
odpowiedziałam z uśmiechem.
- O, a gdzie
jedzie? – zapytała, marszcząc brwi i przyglądając się dziewczynie z okładki.
- Do domu –
powiedziałam, powstrzymując śmiech.
- A po co?
- Na święta i do
umierającej babci.
- To ona ma
babcię? – Mary spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. – Zresztą nieważne.
W takim razie wychodzi na to, że zostaniesz tu sama z chłopakami.
- A ty co? –
zapytałam zaskoczona.
- Ja jadę z
Willem do Aspen. Ma mnie nauczyć jeździć na nartach! – zapiszczała.
- Kto cię
zabiera?!
- Will, przecież
mówię.
- A kto to?
- Och, Lily,
głuptasie! Mój nowy chłopak! Jest naprawdę fantastyczny! – Rozmarzyła się.
- Cześć,
dziewczyny! – Na wolnym fotelu usiadł Potter. – Co dobrego?
- Wychodzi na to,
że niewiele. Mary jedzie do Aspen, Dorcas do rodzinnego miasta i zabiera ze
sobą Syriusza, a Remus zniknie z wiadomych powodów. Wychodzi na to, że
zostaniemy sami z Peterem - powiedziałam bez entuzjazmu.
- Peter też wraca
do domu, nigdy nie zostawał na Wielkanoc w Hogwarcie - powiedział Potter niemal
szeptem.
Spojrzałam na
niego uważnie. Z niepokojem zauważyłam charakterystyczny, łobuzerki błysk w
jego oczach. Może ja też powinnam się ewakuować?
***
Przeciągnęłam się
i otworzyłam oczy. Za oknem świeciło słoneczko. Pąki na drzewach zaczęły
rozkwitać, a także pojawiły się zielone listki. Gdzieś w oddali słyszałam śpiew
ptaków. Z entuzjazmem podniosłam się z łóżka i udałam do łazienki. Dni robiły
się coraz dłuższe i cieplejsze. Ubrałam więc krótkie spodenki i żółtą koszulkę.
Spięłam też włosy w wysoką kitkę. Mary
byłaby ze mnie zadowolona, pomyślałam, stojąc przed lustrem i malując
rzęsy. Chwyciłam sweterek i wybiegłam z dormitorium, w biegu łapiąc książkę od
eliksirów. Miałam w planach niewielką powtórkę. Pierwsze kwiaty pojawiły
się na mojej ulubionej polance. Usadowiłam się na ziemi niedaleko jeziora i
wystawiłam twarz do słońca. Cudowne uczucie beztroski towarzyszyło mi jednak
stosunkowo za krótko.
- Ej, Evans!
- O nie -
jęknęłam i otworzyłam oczy.
- Dasz wiarę, że
w całym zamku zostali tylko piąto-, siódmoklasiści i my?
- Nikogo więcej
nie ma? – zapytałam zaskoczona.
- Nie, wszyscy
wrócili na święta do domu.
- A czemu ty nie
pojechałeś?
- Tata musiał
wyjechać służbowo, a mama wykonuje jakieś zadanie dla Zakonu.
- Dla kogo? –
zapytałam, nie rozumiejąc, o czym do mnie mówi.
- Dla Zakonu.
- Co to jest? –
zapytałam zaintrygowana.
- To tajna
organizacja założona przez Albusa Dumbledore’a, mająca na celu walkę z Lordem
Voldemortem oraz jego zwolennikami.
- Pierwsze słyszę
- powiedziałam zaskoczona.
- Nic w tym
dziwnego. Niewielu niepełnoletnich czarodziejów o tym słyszało. Zakon Feniksa
rekrutuje tych najwybitniejszych czarodziei, sprawdzając najpierw, czy nie są
przypadkiem wtyczką Sama – Wiesz – Kogo.
- Ale ja już
jestem pełnoletnia! – oburzyłam się. – Też chciałabym walczyć!
- Tak, ale my
możemy dopiero po zakończeniu szkoły. Gdybyśmy mogli wcześniej, też już bym
działał.
- A jeżeli
chciałabym się przyłączyć po zakończeniu szkoły, to musiałabym się udać do
samego Dumbledore’a?
- Chyba tak, w
końcu jesteś... No wiesz... Chyba będziesz musiała załatwić to osobiście.
- Świetnie! Pójdę
do niego od razu!
- To nie takie
proste, Liluś. Chodźmy lepiej na obiad.
- Już? Ale ten
czas szybko leci - westchnęłam.
***
Słowa Pottera nie
dawały mi spokoju. Gdzieś tam są ludzie, którzy walczą, a ja muszę siedzieć w
zamku! Wiedziałam, że za wszelką cenę będę chciała się do nich przyłączyć!
Przecież w końcu im nas więcej, tym lepiej. Zwłaszcza, że Voldemort zabija
ludzi takich, jak ja - czarodziei nieczystej krwi lub, jak to oni mówią,
szlamy, ale także ich rodziny. Nie mogłam pozwolić na to, aby moja rodzina
zginęła właśnie przeze mnie.
Skrzypnięcie
drzwi. Uniosłam głowę. Tak, ale teraz mam inny problem. James Potter. Nim
zacznę walczyć, muszę wyjaśnić jedną kwestię. Dlaczego to teraz on nie chce
powiedzieć społeczeństwu, że jesteśmy parą? Patrzyłam, jak zmierza do mnie.
Otworzyłam usta, ale nim się odezwałam, po prostu chwycił mnie za rękę i zaczął
gdzieś prowadzić.
- Gdzie idziemy?
– zapytałam zaskoczona.
- Na koniec
świata - wyszeptał i pocałował mnie.
Uśmiechnęłam się.
- A gdzie jest
ten koniec świata?
- Jak dla mnie,
to może być gdziekolwiek, bylebyś ty tam była.
Uwielbiałam
go właśnie takiego. Nie był bezczelny, nie dokuczał, nie puszył się. Zachowywał
się tak, jakbym naprawdę była całym jego światem. Zastanawiałam się jednak, czy
nadal dokucza Snape’owi. Spojrzałam na niego ukradkiem i już miałam otworzyć
usta, kiedy pomyślałam, że to nie pora na takie rozmowy. Oparłam głowę na jego
ramieniu. Wieczór był wyjątkowo ciepły. Spacerowaliśmy wzdłuż jeziora. Niebo
było bezchmurne. Gwiazdy odbijały się w ciemnej tafli. W oddali widać było
pozapalane światła w zamku. Prowadził mnie prosto do jego ulubionego drzewa.
Usiadł i oparł się o korę, a następnie kazał usiąść mi między swoimi nogami.
Oparłam się plecami o jego klatkę piersiową. On objął mnie rękoma. Czułam jego
oddech, jego zapach... Pocałował mnie delikatnie w kark. Przeszył mnie
delikatny dreszcz. Uśmiechnęłam się pod nosem. Z jednej strony dlatego, że było
to przyjemne uczucie, a z drugiej, dlatego, że tak strasznie załaskotało.
Potter się raczej tym nie przejął. Dalej muskał delikatnie mój kark. W końcu
nie wytrzymałam i zaczęłam chichotać. Spojrzał na mnie z wyrzutem. Odwróciłam
się do niego i pocałowałam. Długo i namiętnie. Modliłam się, aby ta chwila
trwała wiecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz