[muzyka]
Siedziałam w pokoju wspólnym. Co chwilę któryś z Gryfonów gratulował mi
kreatywności i odwagi. Z każdym klepnięciem zapadałam się coraz bardziej we
fotel. Nie wiedziałam, czy mam być zadowolona z siebie, czy może raczej
przeżywać, że znowu mam szlaban i to z winy Jamesa Pottera! Dokładnie rok temu
sytuacja wyglądała identycznie! Też miałam szlaban, też z nim, i z tego, co pamiętam,
nie skończył on się za dobrze.
- Moje gratulacje, Ruda! Zemsta
wyszła ci w stu procentach!
Obok mnie usiadła Dorcas i uśmiechnęła się promiennie.
- Ruda? – Spojrzałam na nią
zaskoczona.
- Zasłyszane od innych Gryfonów –
wyjaśniła. – Jak masz coś przeciwko, to nie będę cię tak nazywać.
- Nie, może być - szepnęłam.
- Coś nie wyglądasz na
ucieszoną...
- Dorcas, za czterdzieści minut
mam szlaban! I to oczywiście nie z kim innym, tylko z Jamesem! Mam skakać z
radości? – prychnęłam.
- Daj sobie spokój. Ja już nawet
nie pamiętam, o co wy się tak naprawdę kłócicie – powiedziała, z dezaprobatą
kręcąc głową.
- No wiesz! Przecież ten... ON...
upokorzył mnie przed calutkim pokojem wspólnym!
- A ty jego przed całym zamkiem.
Nie uważasz, że wyrównałaś już rachunki? Między wami było już tak dobrze. Co w
ciebie wstąpiło?!
- Bronisz go?! – napadłam na nią.
- Nie. Próbuję zrozumieć. Zarówno
ciebie, jak i jego – odparła spokojnie. – Możesz mi wyjaśnić, tak na spokojnie,
o co wam poszło?
- To długa historia – próbowałam
się wymigać.
- Więc ci ją troszkę ułatwię.
Pamiętam, jak miałaś wątpliwości, co do swoich uczuć. Chodziłaś jak struta i
przeżywałaś każdą jego dziewczynę! Nie wspomnę o tym, że bez przerwy się
żarliście i to jemu na złość zaczęłaś chodzić z tym całym Michaelem –
prychnęła.
- Nieprawda! Michael był, no
wiesz, prawdziwy. - Zarumieniłam się. – To raczej on mnie wykorzystał do swoich
gierek!
- Ale przyznasz, że poniekąd ci to
pasowało! To, że z nim byłaś, działało na nerwy Potterowi, a tobie to
wystarczyło! Ale pamiętasz, co zrobił Potter, kiedy wszystko wyszło na jaw?
- Pamiętam - burknęłam
niewyraźnie.
- No właśnie! Pomógł ci, i to
nawet bardziej niż ja czy Mary. Nie mam pojęcia, co by się z tobą stało, gdyby
nie on!
- Przestań! Jeszcze chwila i
zrobisz z niego świętego – oburzyłam się. – A przecież obie wiemy, że taki
święty to on nie jest! Pamiętasz, co zrobił później?! Pamiętasz?!
- Właśnie nie bardzo. Wiem tylko
tyle, że go pocałowałaś. A później się z nim po kątach spotykałaś, nic nam nie
mówiąc!
- Tak! Ale on nie potrafił
zrozumieć, że póki co nie jestem gotowa na cholerny, poważny i oficjalny
związek!
- To dlaczego nie byłaś?!
- Bo... - zapowietrzyłam się.
- No właśnie, Lily! Bo co?
- Bo bałam się waszej reakcji -
przypomniałam zawstydzona. – Bałam się reakcji tych wszystkich ludzi, tych
rozmów, tego wytykania palcami...
- I tylko i wyłącznie dlatego się
pokłóciliście?! – Dorcas wyglądała na zszokowaną.
- Nie do końca. Powiedział o nas
Blackowi, chociaż go prosiłam, żeby nie mówił nikomu.
- Zachował się jak przyjaciel –
powiedziała Dorcas chłodno. – W przeciwieństwie do ciebie. Pokazał, że mu ufa.
- Dorcas, wiesz, że to nie tak!
Chciałam wam powiedzieć w odpowiednim momencie. Sama nie byłam pewna swoich
uczuć. Nie wiedziałam, czy naprawdę chcę z nim być. Za dużo wydarzyło się na
raz. Później nawet chciałam się przyznać, pamiętasz? Tego dnia, kiedy
zniknęliśmy w Pokoju Życzeń. Ale Potter wyrwał się z tymi przyjaciółmi. Nie
wiedziałam, co mam robić. A później wy wyjechaliście na święta, a nam było tak
wspaniale! – rozmarzyłam się.
- Więc w takim razie, co poszło
nie tak? – zapytała Dorcas, chwytając mnie za rękę.
- Nie wiem – powiedziałam cicho. –
Wiesz, jak byliśmy ze sobą, te parę chwil, tak sam na sam, to zachowywał się
zupełnie inaczej. Nie był Potterem, tylko Jamesem... Czułym i kochającym
Jamesem, w którym mogłabym się zakochać bez pamięci i z którym mogłabym spędzić
resztę życia - westchnęłam.
- Ty go kochasz! - Dorcas miała
łezki w oczach.
- Nie. Ja go nienawidzę. Wiele się
zmieniło od tamtego czasu – powiedziałam, prostując się.
- Nie mów tak...
- Kiedy to prawda! Wystarczyło, że
przyjechały te wszystkie małolaty, a on w mgnieniu oka stał się Potterem!
Zaczął się popisywać, latać za nimi wszystkimi, a ja myślałam, że się zmienił.
Próbowałam z nim porozmawiać, ale stwierdził, że jestem przewrażliwiona, że się
czepiam. A przecież ta blond siksa siedziała mu już praktycznie na kolanach!
Miałam stać z boku i nic nie powiedzieć?! Przecież to by było bez sensu!
- Więc pokłóciliście się o tą
małolatę?
- Nie. To spowodowało, że
przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Nie potrafiłam mu wybaczyć. Czułam się
oszukana.
- Nie bardzo rozumiem dlaczego...
- Dorcas! Powiedział wam, że się
tylko przyjaźnimy. Mnie mówił, że kocha ponad życie i że jego świat beze mnie
byłby niczym! A chwilę później, praktycznie na moich oczach, niemalże całuje
się z jakąś dziewczyną! Nawet nie zauważył, że opuściłam wieżę! A siedziałam
obok niego! Straciłam do niego zaufanie. Nie wiedziałam, czy mówił te wszystkie
piękne rzeczy tylko po, żeby mnie wreszcie zdobyć, czy rzeczywiście to wszystko
w nim siedziało!
- W sumie, to masz rację -
szepnęła, wpatrując się w coś za moimi plecami.
- A sytuacja zrobiła się
tragiczna, kiedy pojechaliśmy do Zakonu. Rozmawiałam z nim tam. Powiedziałam mu
wiele okropnych rzeczy, niezgodnych z prawdą.
- Dlaczego?
- Bo mnie zdenerwował! Doszedł do
jakichś mylnych wniosków i obarczył mnie winą za rozpad naszego związku! A
przecież nie tylko ja byłam winna!
- Co mu powiedziałaś? – Dorcas
pobladła.
- Że pocałunek był przez was... Że
napieraliście na nas z każdej strony, że mi się tylko wydawało, z tym że coś do
niego czuję...
- Lily! - Dziewczyna była
przerażona. – Dlaczego to zrobiłaś?
- Nie mam pojęcia – szepnęłam, a
na policzkach poczułam łzy. – Spanikowałam. Jak zawsze. A później, jak chciałam
to wszystko wyjaśnić i odwołać, to on był taki zimny. Wkurzyłam się i kazałam
mu się odwalić. Powiedziałam, że mu nie ufam, że nie wiem, czy on naprawdę mnie
kocha, bo nawet nie stara się o mnie za bardzo. A później był ten głupi
cmentarz i to moje omdlenie!
- Bardzo to przeżywał. Nie mógł
sobie znaleźć miejsca. Cały czas siedział przy twoim łóżku i trzymał cię za
rękę - powiedziała automatycznie.
- Ale jak się obudziłam, nie
odezwał się do mnie słowem. Jak przyjechaliście, to próbował udawać, że nic się
nie wydarzyło! Zachowywał się, jak zawsze. Jak Potter! – krzyknęłam ze złością.
Łzy leciały mi strumieniami.
- Nie byłaś lepsza! Wyskoczyłaś z
tym Loganem...
- Logan był tylko przypadkiem! A
Potter nie powinien mnie całować i mówić tych wszystkich rzeczy! – szlochałam.
- Jakich rzeczy, Lily?
- Sprawił, że znowu miałam mętlik
w głowie! Mówił, że mnie kocha, przeprasza i chce odzyskać. Z drugiej strony
rywalizował o mnie z Loganem! Fakt, poniekąd mi to imponowało i pochlebiało. Do
czasu...
- Lily, skoro chciał cię odzyskać,
to dlaczego...?
- Bo spotykał się z inną! –
krzyknęłam z rozpaczą. Dorcas zakryła usta dłonią i spojrzała za mnie z
wyrzutem. Nie zwracałam uwagi na jej zachowanie. – Mówił, że mnie kocha, że
jestem dla niego wyjątkowa i co?! I nic! Chciał wyjechać do tej swojej
Marlenki! I jak się tłumaczył?! Oczywiście tym, że jestem niezdecydowana i że
niby kocham Logana! Że z nim flirtuję!
- Lily...
- Dał mi czas. Mieliśmy
porozmawiać wtedy na Pokątnej. Jeden dzień. Jeden, cholerny dzień, Dorcas!
Dokładnie tyle mi zabrakło, żeby mu powiedzieć. Sama dobrze wiesz, jak było.
Niestety, za późno do mnie dotarło, że Logan to tylko przyjaciel, że nigdy nie
dojdzie między nami do czegoś więcej! A on co zrobił? Pojechał do niej, do tej
dziewuchy! – prychnęłam.
- Ale oni nie są razem! – Na
siedzenie obok Dorcas opadł spięty Black.
- A jakie to ma znaczenie? –
zapytałam z rezygnacją.
- Więc dlatego pojawiły się te
docinki? Właśnie dlatego sytuacja wróciła do punktu wyjścia? Bo myślałaś, że on
jest z nią? – zapytał bezbarwnym tonem.
- Poniekąd tak. Zabolało mnie, że
najpierw mi wygarnął, że nie będzie robić z siebie idioty, a później opuszcza
mój dom, jedzie do niej, a do mnie odzywa się tak bezczelnie. Zabolało, że znów
jestem „Evans” – powiedziałam cicho.
- Przesadziłaś – rzekł po dłuższej
chwili milczenia.
- Słucham?! – zapytałam
zaskoczona.
- Przesadziłaś z tym odwetem. Będzie
ci trudno go przeprosić.
- A kto powiedział, że ja chcę go
przepraszać?! – warknęłam i podniosłam się
z kanapy.
- Gdzie idziesz? – zapytała
zaskoczona Dorcas.
- Na szlaban – prychnęłam i
opuściłam pokój wspólny, ocierając z godnością ostatnią łzę.
Z cienia wyszedł czarnowłosy. Był wyraźnie przygnębiony. Więc to wszystko
było jego winą. Gdyby nie wyjeżdżał, gdyby się wtedy nie zachował jak debil, to
może dzisiaj byliby parą. Dorcas spojrzała na niego z wyrzutem.
- Jak mogłeś jej to zrobić? – zapytała
Meadowes.
- Byłem idiotą - szepnął.
- Mówiłem ci, żebyś jej
powiedział. To wolałeś utrzymać to w tajemnicy. Ona ci tego nie wybaczy.
- Syriuszu, ale ona przecież wie,
że Marlena nic dla mnie nie znaczy, że jest tylko...
- Przyjaciółką? – prychnęła Dorcas
i podniosła się z kanapy. – Oszukujesz ją, kręcisz, wymyślasz. Albo się
zmienisz, albo ją naprawdę stracisz, Jamesie Potterze! – warknęła i zostawiła
obu panów z osłupiałymi minami.
***
Przyspieszyłam kroku i zdenerwowana spojrzałam na zegarek. Za trzy minuty
miałam być u McGonagall, a jej gabinet znajdował się po drugiej stronie zamku.
- Dobry wieczór, pani profesor.
Przepraszam za... - zaczęłam i stanęłam osłupiała.
Nauczycielka siedziała przy biurku. W pomieszczeniu nie było nikogo
więcej, poza nią.
- Siadaj, Evans. Miałam nadzieję,
że przyprowadzisz pana Pottera. Ma w zwyczaju spóźniać się na wszystkie
szlabany – westchnęła i spojrzała na zegarek.
Nie odpowiedziałam, tylko zajęłam jedno z wolnych krzeseł.
- Uf! – W drzwiach pojawił się
Potter. – Witam, pani profesor! Mamy nowy rekord! Tylko osiem i pół minuty.
Może być pani zadowolona! – powiedział ucieszony.
Nauczycielka spojrzał na niego bez wyrazu. Mogłabym przysiąc, że kąciki
jej ust zadrgały delikatnie.
- Siadaj, Potter – powiedziała
surowo znad swoich okularów. – Czy wiecie dlaczego tu jesteście?
- Za paradowanie w samych
bokserkach – powiedział Potter lekko zniesmaczony.
- Osobiście nie mam pojęcia! –
prychnęłam wściekła.
- Co to ma znaczyć? – zapytała.
- To, że to była tylko zemsta za
jego głupi kawał! To nie była moja wina!
- Twoja, Evans! – oburzył się.
- Gdybyś nie ośmieszył mnie przed
całym Gryffindorem... - zaczęłam i podniosłam się wściekła z miejsca.
- Gdybyś nie była taką
zarozumiałą, małą... - Również wstał.
- Spokój! – McGonagall wyglądała
jak rozjuszona kotka. – Macie mi się stawić u pana Filcha. I bez dyskusji! –
powiedziała, patrząc na nas surowo.
- Och! Cóż to za niespodzianka! -
powiedział uradowany woźny.
- Przyszliśmy...
- Tak, wiem - powiedział
rozanielonym głosem. – Macie mi to wszystko przepisać. – Wskazał na trzy opasłe
kartony.
- Wszystko?! – zapytałam z
niedowierzaniem.
- Tak, Evans. I poproszę o różdżkę
– sapnął i wyciągnął swoją brudną dłoń.
Z lekkim wahaniem podałam mu swoją. Potter oddał swoją natychmiast.
- Zamknął! – krzyknęłam
zdezorientowana, kiedy Argus Filch opuścił pomieszczenie.
- Nie jest tak źle. To tylko
przepisywanie - zaczął nieśmiało.
- Oczywiście, że nie jest źle! Dla
ciebie chyba nie ma złego szlabanu – prychnęłam, chwytając jeden z kartonów i
siadając w kącie.
- Daj spokój! Przynajmniej
będziemy mieli czas, żeby na spokojnie ze sobą porozmawiać - powiedział,
patrząc na mnie uważnie.
- Nie mamy o czym – ucięłam.
- Ja uważam, że chyba jednak mamy.
Podobała ci się twoja zemsta? Fajnie było patrzeć na mnie w samych bokserkach?
– zapytał, nabierając ostrego tonu. – Trzeba było poprosić. Nie musiałabyś tego
robić przed całym zamkiem.
- Jesteś chory – prychnęłam z pogardą.
- Więc znowu masz zamiar mnie
obrażać? Nie możesz normalnie odpowiedzieć? – zapytał coraz bardziej
poirytowany.
- A co to jest? Gramy w sto pytań?
– Też byłam wściekła. – To może ty, z łaski swojej, powiesz mi, co chciałeś
osiągnąć swoim zachowaniem?
- Jakim zachowaniem?
- Och, błagam cię! – Roześmiałam
się szyderczo. – Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię!
- Posłuchaj, żałuje, że tak się
stało. Z każdym dniem coraz bardziej. Niestety, niewiele mogę już poradzić na
to, co było. Za późno zorientowałem się, że Marlena jest tylko przyjaciółką.
Tak samo jak ty, że Logan to tylko przyjaciel. – Jego ton złagodniał.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
- Skąd ci to przyszło do głowy? –
zapytałam oszołomiona.
- Ja... - zająknął się.
- Dorcas ci powiedziała? –
zapytałam przez ściśnięte gardło.
- Nie do końca.
- O mój Boże! Byłeś tam! –
szepnęłam, przypominając sobie zachowanie przyjaciółki. Nie mogłam się ruszyć.
Patrzyłam tylko na jego nieustannie zmieniającą się twarz. Nie odpowiedział. –
Wszystko słyszałeś? – bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Tak.
- Nie… Nie, nie, nie! – krzyknęłam
i podniosłam się z miejsca.
Nie mieściło mi się to w głowie. Miała to słyszeć tylko Dorcas! Nikt
inny, a zwłaszcza Potter, nie powinien wiedzieć, co naprawdę dzieje się w
środku, gdzieś tam głęboko w mojej głowie! Chodziłam nerwowo po pomieszczeniu,
wielkości komórki na miotły. Potter nie
ruszył się z miejsca.
- Lily - zaczął smutno.
- Zamknij się! – prychnęłam. – O
Boże... - Nagle coś wpadło mi do głowy. Opadłam przerażona na krzesełko, które
stało naprzeciw niego. – To było zrobione specjalnie? Oni chcieli, żebyś to
usłyszał? – zapytałam tak cicho, że musiał się przybliżyć, żeby usłyszeć, co
mówię.
- I tak, i nie - powiedział
niezrozumiale. Spojrzałam na niego pytająco. – Dorcas ze mną rozmawiała.
Pytała, o co nam poszło, jak do tego doszło i takie tam. Nie miałem ochoty jej
się zwierzać, od tego mam Syriusza - szepnął. – Szedłem na szlaban i
zobaczyłem, że rozmawiacie na kanapach. Chciałem podejść i jak zwykle cię
zaczepić, zapytać, czy idziemy. Wtedy usłyszałem swoje imię, a Dorcas spojrzała
na mnie ostrzegawczo. Chciałem odejść! Naprawdę! Ale nie potrafiłem - szepnął.
Sama nie wiem dlaczego, ale wymierzyłam mu siarczysty policzek. Spojrzał
na mnie zaskoczony. Wyjęłam różdżkę z kieszeni, wypowiedziałam zaklęcie.
Kserokopia pojawiła się natychmiast.
- Trzeba było odejść. – syknęłam,
schylając się po torbę. Potter był skołowany. Patrzył to na mnie, to na różdżkę
w mojej dłoni, to na odwalony już szlaban. Stanęłam przy drzwiach,
wypowiedziałam zaklęcie i usłyszałam szczęk zamka. – A skoro podsłuchiwałeś, to
zapewne już wiesz, że nic, ale to nic, do ciebie nie czuję. Poza nienawiścią,
oczywiście! – powiedziałam nienaturalnie wysokim głosem i opuściłam
pomieszczenie z wysoko uniesioną głową.
Dotknął dłonią miejsca, które piekło go niemiłosiernie. Nie wiedząc
czemu, uśmiechnął się do siebie i rozmarzonym wzrokiem spojrzał na miejsce, w
którym przed chwilą zniknęła jego ukochana.
***
- Lily? – Dorcas wyglądała na zaskoczoną,
kiedy wpadłam do dormitorium. – Już po szlabanie? Nie było cię tylko przez
godzinę.
- A co cię tak dziwi? Potter powiedział, że
wykona go za mnie – powiedziałam tajemniczo.
- Potter? – Dorcas delikatnie pobladła. –
Widzisz, a więc jednak mu na tobie zależy!
- Nie – powiedziałam oschle i spojrzałam na
nią wściekła.
Przełknęła głośno ślinę.
- Nie?
- Nie. Usłyszał naszą rozmowę – powiedziałam
niby od niechcenia. Teraz jej twarz zrobiła się lekko purpurowa. – Dlaczego mi
nie powiedziałaś, że on tam stoi?
- Bo gdybyś go zobaczyła, to byś mi nie
dokończyła! A ja tak bardzo chciałam wiedzieć, co wydarzyło się naprawdę. Lily!
Przecież wy się kochacie! – krzyknęła desperacko.
- Nie, Meadowes – syknęłam wściekła i chwyciłam
swoją torbę. Miałam zamiar zaszyć się w bibliotece. – Gdybyś uważnie słuchała,
wiedziałabyś, że go nienawidzę! – krzyknęłam i odwróciłam się na pięcie.
- Meadowes?! – prychnęła zaskoczona. – No
wiesz?!
Nie miałam zamiaru reagować,
byłam już prawie po drugiej stronie drzwi, gdy... oberwałam poduszką!
Spojrzałam na Dorcas totalnie zaskoczona. Przyjaciółka stała na środku
dormitorium i patrzyła na mnie wyzywająco.
- Nie skończyłam z tobą, Evans – warknęła.
- Evans?! – Moje zdumienie było tak wielkie,
że nie zareagowałam, kiedy kolejna poduszka leciała w moją stronę. – O nie!
Jeżeli myślisz, że pozwolę ci... - warknęłam i chwyciłam najbliższe puchowe
cudo.
***
Czarnowłosy wszedł właśnie do
pokoju wspólnego.
- Hahaha! Dorcas! O nie! Aua! - Usłyszał
dobrze mu znany głos.
Spojrzał w stronę damskiego
dormitorium i uśmiechnął się . Spod drzwi wyleciało piórko. Westchnął i
spojrzał na zegarek. Dwunasta. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Przy kominku
dostrzegł przyjaciół. Podszedł do nich.
- Rogacz! Co tak późno? Evans wróciła jakieś
cztery godziny temu!
Nie odpowiedział. Wyczerpany
opadł na jeden z foteli i zaczął rozmasowywać bolącą od przepisywania rękę.
- Powiedziała, że odwalasz za nią szlaban -
prowokował go Black.
James znów nie odpowiedział, ale
nadal się uśmiechał. Przypomniał sobie wściekłą minę dziewczyny. Nie wiedząc
czemu, po raz kolejny dotknął miejsca, w którym wylądowała jej delikatna dłoń.
- Wszystko w porządku, stary? – zapytał
zaniepokojony Black.
W dormitorium znów słychać było
śmiechy. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę.
- Trwa to już od przeszło dwóch godzin! Nie
masz pojęcia, jak bardzo chciałbym tam teraz być między nimi! – powiedział
rozmarzony Syriusz.
- Ruda się wściekła o jakąś rozmowę, którą
podobno podsłuchałeś. Wiesz, że jesteś coraz dalej od zamierzonego celu? –
zapytał Lupin.
- Wiem… - wyszeptał, nadal się uśmiechając.
W rękach obracał kawałek drewna.
- Co to? – zapytał Black.
- Różdżka Evans – powiedział z ognikami w
oczach Rogacz.
- To?! Przecież to tylko kawał drewna!
– Łapa spojrzał na przyjaciela z niepokojem.
- No właśnie - szepnął Potter i rozsiadł się
wygodniej w fotelu.
Na twarzy Blacka pojawił się cień
zrozumienia.
- To oddała zamiast...? – urwał.
- Tak. Dokładnie tak. – W orzechowych oczach
pojawił się nieznany błysk.
- Że my nie wpadliśmy na to wcześniej!
Przecież Filch to idiota! Dlatego odwaliła ten szlaban tak szybko?!
Potter pokiwał głową, ciągle się
uśmiechając.
- Niesamowite – szepnął Remus.
- Taak - szepnął rozmarzony Rogacz i spojrzał
tęsknie w stronę dormitorium. – Niesamowita.
***
- Zaraz oszaleję! – prychnęłam, mijając
kolejną grupkę rozchichotanych małolat.
- Też taka byłaś w ich wieku! – Roześmiała się
Dorcas.
- Nie kpij sobie ze mnie – warknęłam.
- Oj, Ruda! Przecież tak na dobrą sprawę sama
też w głębi duszy cieszysz się na ten bal!
- Ale ten bal jest dopiero za dwa miesiące!
Czemu one chodzą już tak rozentuzjazmowane? – zapytałam zrezygnowana.
- Ale ty jesteś głupiutka! – powiedziała nagle
Mary. Spojrzałyśmy na nią zaskoczone. – Przecież Potter nadal jest wolny,
prawda?
- No i co z tego? – prychnęłam poirytowana. Dlaczego zawsze musimy mówić o nim?
- Lily! Wszystkie się w nim kochają! A on się
kocha w tobie! Nadal nie rozumiesz?! Zaczyna się wyścig! Która pierwsza, ta
lepsza! Przecież wiadome jest, że James sam na bal nie pójdzie, a skoro nie
pójdzie z tobą... - powiedziała zadziornie Dorcas i usiadła przy stole
Gryffindoru.
- Skąd wiesz, że nie pójdzie?! – prychnęłam,
patrząc na nią uważnie.
- Bo podobno go nienawidzisz? – zapytała
podejrzliwie.
- Ja... - zaczęłam zaskoczona. – Przecież do
balu jest jeszcze daleko! Skąd wiesz, co się wydarzy? Skąd wiesz, że z nim nie
pójdę?
- Chcesz iść z Potterem na bal? – Dorcas
wyglądała na zaskoczoną.
- Czy ja dobrze słyszałem? – Przy mnie znikąd
pojawił się Rogacz. Uśmiechał się łobuzersko, w oczach czaił mu się ten dziwny
błysk. Pachniał jak zawsze wspaniale. I ta pewność siebie. Przeszył mnie
dreszcz. Cofnęłam się o trzy kroki. – Evans, pójdziesz ze mną na bal? –
zapytał.
- Chciałbyś – warknęłam. Głos mi się trząsł.
- Wyczuwam nutkę wahania. To dobry znak,
kochanie - szepnął.
- Odwal się, Potter – syknęłam wściekła i
ruszyłam w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali.
- Ej, Evans! – krzyknął za mną. Odwróciłam się
automatycznie. – To może chociaż randka?! – spojrzałam na niego z nienawiścią i
z godnością opuściłam Wielką Salę.
- Oj, Rogacz, Rogacz. - Black pokręcił głową
ze śmiechem.
- Nigdy się nie zmienisz, prawda? – zapytała
Dorcas, mrużąc oczy.
- O co ci chodzi? – Czarnowłosy pobladł
delikatnie.
- Przecież ona nigdy z tobą nie będzie, jak
dalej będziesz się tak zachowywać!
- Mylisz się, Meadowes – powiedział.
Dziewczyna otworzyła oczy, a na
jej policzki wpłynęły rumieńce wywołane jego pewnością siebie.
- No nie wiem - szepnęła.
- Ale ja wiem. Jestem bliżej niż dalej –
powiedział, nachylając się do brązowowłosej.
- Ale ona cię nienawidzi! – powiedziała,
patrząc na jego usta.
Musiała się napić. Natychmiast.
-
Nie, Dorcas. Ona mnie kocha. I już jest moja! Tylko jeszcze o tym nie wie -
szepnął i spojrzał na oddalającą się rudowłosą.
***
Przemierzałam wściekła korytarze.
Bezczelny! Że też znowu stał się tym denerwującym Potterem! I pomyśleć, że go
kochałam, że z nim byłam, że go CAŁOWAŁAM! Zatrzymałam się tak gwałtownie, że
jakiś drugoklasista na mnie wpadł. Nie. Nie mogłam tego rozpamiętywać. Było.
Minęło. Koniec. Potrząsnęłam głową i pchnęłam drzwi do klasy od transmutacji.
Jak zawsze byłam pierwsza. Westchnęłam i opadłam na najbliższą ławkę.
- O, panna Evans! Mogłabyś to porozkładać? Po
jedną na ucznia – poprosiła McGonagall, podając mi plik ulotek i wracając do
swojego gabinetu.
- Oczywiście – szepnęłam i podniosłam się z
miejsca.
- Pięknie wyglądasz. - Usłyszałam.
- Daruj sobie – warknęłam, nie odwracając się.
- Dlaczego taka jesteś? Dlaczego nie możesz
zapomnieć o tym, co było? Przecież wiem, że tego chcesz!
- Nie chcę! – krzyknęłam nienaturalnie wysokim
tonem.
- Lily! - Podszedł i chwycił mnie za ramiona. Zawirowało
mi w głowie. – Przepraszam za to, co zrobiłem, co pomyślałem. Jesteś dla mnie
najważniejsza - mówił, a ja słuchałam. Czułam się, jakby mnie hipnotyzował. Nie
potrafiłam się ruszyć, nie mogłam się odezwać. Stałam i słuchałam. A on mówił.
- Wtedy, w Zakonie... Ech... Marlena jest dla mnie nikim! – powiedział, a ja
się poczułam, jakby ktoś wylał mi wiadro zimnej wody na głowę.
- Marlena – powiedziałam sucho.
- Tak, ona.
- Jest dla ciebie nikim? – zapytałam, kładąc
ręce na biodra i patrząc na niego podejrzliwie.
- Tak – powiedział ucieszony faktem, że chyba
nareszcie to zrozumiałam.
- To dlaczego, do cholery, bez przerwy o niej
gadasz? – warknęłam i cisnęłam ulotki na najbliższą ławkę.
Jego oczy rozszerzyły się
gwałtownie. Nie wydusił już ani słowa. Rozbrzmiał dzwonek. Uczniowie wchodzili
do klasy i nie zwracali na nas zbytnio uwagi. Nie ruszyłam się z miejsca.
Stałam i patrzyłam na niego wyczekująco.
- Lily, ja próbuję ci po prostu powiedzieć...
Ja chcę, żebyś zrozumiała, że ona...
- Skończ – prychnęłam.
- Potter! Evans! – Usłyszałam ostry głos
profesorki. – Proszę zająć swoje miejsca. Kilka rzeczy organizacyjnych. Panna
Evans rozdała każdemu ulotkę? – zapytała i, nie czekając na odpowiedź, ciągnęła
dalej. – Jak zapewne każdy z was wie...
- Ale ekstra! Bal w Noc Duchów! – krzyknął
ktoś z przodu.
- Cresswell!
- Przepraszam, pani profesor.
- Jak już mówiłam, bal jest nieodłączną
tradycją. Bardzo dawno temu pierwszy bal w Hogwarcie odbył się podczas
pierwszego organizowanego Turnieju Trójmagicznego. Tradycją turnieju jest Bal
Bożonarodzeniowy. Ponieważ Turniej, z przyczyn oczywistych, został odwołany
dyrektor zarządził, że będziemy mieli Bal w Noc Duchów. Jednakże! – krzyknęła
profesorka, chcąc uspokoić tłum. – Nie zwalnia was to z obowiązku uroczystego
otwarcia.
- O nie - szepnęłam i ukryłam twarz w
ramionach.
Dorcas nie zdążyła zadać pytania.
- Uroczystego otwarcia? Będziemy przecinać
wstęgę? – zapytał głupio czarnowłosy.
- Nie, panie Potter. Będziecie tańczyć –
powiedziała zrezygnowana.
- Tańczyć? – zapytał niemalże bezgłośnie.
- Tak, panie Potter. Tańczyć.
- Ja nie tańczę! – oburzył się Black.
- Oczywiście, że tańczysz! – prychnęła Dorcas
równocześnie z McGonagall.
- A ja tam chętnie! – rozanielił się Rogacz. –
Liluś mi obiecała, że ze mną zatańczy!
- Zapomnij! – Uśmiechnęłam się krzywo.
Nie byliśmy jedyni, którzy
zaczęli się sprzeczać. Nauczycielka dała nam dokładnie minutę.
- Spokój! – zarządziła, a w sali natychmiast
zapanował idealny porządek. – Panno Evans, mogłabyś rozdać te książki?
- Oczywiście. – Podniosłam się z miejsca i
zaczęłam krążyć między ławkami.
Kiedy podeszłam do ławki
Huncwotów, podałam książkę Blackowi. Potter wyciągnął rękę. Spojrzałam na niego
lodowato i rzuciłam książkę na blat.
- Mogłabyś być łagodniejsza. Nie pasuje to do
ciebie – syknął.
- Czyżby? Na twoim miejscu zaczęłabym się
przyzwyczajać – prychnęłam i podeszłam do kolejnej ławki, w której siedzieli
Remus z Peterem.
- Kobiety! – Usłyszałam, jak mówi do Blacka. –
Zmienne jak pogoda. Awantura o nic – prychnął.
Nie wiedziałam, co robię.
Zacisnęłam palce na ostatniej książce, którą trzymałam. Wpatrywałam się w niego
z nienawiścią. Spojrzał mi prosto w oczy. Wyraz jego twarzy był drwiący i
taki... nie do zniesienia!
- Myślą, że są pępkiem świata, mówią nie to,
co naprawdę myślą - kontynuował. – I bądź tu mądry!
- Lily! - Usłyszałam gdzieś z prawej strony
przerażony szept Dorcas. – Nie reaguj, ignoruj! – szepnęła z paniką.
Powoli, sama nie wiem czemu,
podeszłam do ławki Pottera.
- Co, kochanie, zmieniłaś zdanie? –
ironizował. BUM!
Ścisnęłam podręcznik, uniosłam i
z całej siły uderzyłam Pottera w głowę. Z hukiem spadł z krzesełka. Najbliżej
siedzące dziewczyny pisnęły przerażone.
- Evans! – krzyknęła McGonagall, a wraz z nią
obolałym tonem Potter.
Ten drugi gramolił się właśnie z
powrotem na krzesełko, pocierając głowę.
- Pani profesor! Ja... To on! – powiedziałam
nieskładnie.
- Szlaban!
- Nie! – krzyknęłam. – Przepraszam –
zreflektowałam się, widząc minę nauczycielki. – Wszystko, tylko nie szlaban…
- Co ja ci takiego zrobiłem? – syknął Potter.
- Dobrze wiesz co! – powiedziałam z
niedowierzaniem.
- Nie mam pojęcia! Do reszty ci odbiło? –
warknął.
- Przestań tak do mnie mówićówić – cedziłam
słowa przez zaciśnięte zęby i ponownie podnosiłam podręcznik.
- Wystarczy! Panie Potter, szlaban.
- Świetnie! – warknęliśmy oboje.
- Pani profesor! Nie mam zamiaru się z nią
użerać! Wezmę szlaban pod warunkiem, że będę go odwalał sam. Bez niej!
- I vice
versa! Myślisz, że jesteś taki wspaniały, że wszyscy pragną z tobą
przebywać?! – krzyknęłam wściekła.
- Przynajmniej ze mną DA SIĘ przebywać! –
odpyskował.
- Że co proszę?!
- Właśnie to! Jesteś nienormalna! Warczysz na
mnie, wywyższasz się i mądrujesz! Zdajesz sobie sprawę, że to jest
denerwujące?!
- Mądruje? – powtórzyłam za nim jak echo. – A
ty myślisz, że jak czochrasz te twoje włosy, popisujesz się tym zniczem i w
kółko gadasz o tym, jaki to ty nie jesteś, to, że to nie przeszkadza?! –
krzyknęłam, tracąc panowanie nad sobą.
- No nie! Dobrze wiesz, że quidditch to
świętość!
- Mam gdzieś tą twoją... - zaczęłam i
podniosłam się z miejsca. Potter też wstał.
- DOŚĆ! – ryknęła McGonagall.
Rozejrzałam się dookoła. Cała
klasa patrzyła w naszą stronę. Rzuciłam spojrzenie na Dorcas. Wyglądała na
zaskoczoną. Zarumieniłam się.
- Nie dostaniecie szlabanu – powiedziała
McGonagall.
Była blada, ale na policzkach
miała delikatną czerwień. Usta zacisnęła tak bardzo, że zastanawiałam się, czy
można jeszcze bardziej.
- Serio? – zapytał głupio Rogacz.
Zgromiłam go wzrokiem. Z jego
miny dało się wyczytać, że nauczycielka też.
- Oczywiście, że nie – powiedziała, niemalże
beztroskim tonem. – Dostaniecie coś o wiele bardziej PRZYJEMNEGO – kipiała ze
złości. Obawiałam się najgorszego. – Będziesz jego partnerką. Na balu.
- Nie, pani profesor! – zaczęłam błagalnie.
- Mam tańczyć?!
- Moja decyzja nie podlega dyskusji. Albo się
dogadacie, albo się pozabijacie –
powiedziała, patrząc na nas znad okularów. – W obu tych przypadkach nastąpi
spokój, co jest dobre dla moich uszu, nerw i czego tam chcecie. A teraz
pozwólcie, że wrócę do prowadzenia lekcji.
- Świetnie! – prychnęłam i opadłam na swoje
miejsce.
- Świetnie – stwierdził Potter.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie.
Tak, jak przypuszczałam. Ta kara była tragiczna i nie do zniesienia tylko i
wyłącznie dla mnie.
Mały błąd - zabrano Lily różdżkę i nagle znów ją miała :>
OdpowiedzUsuńFajne :-)
OdpowiedzUsuńLily oddała kawałek drewna zamiast różdżki, chociaż kiedy się czyta, ma się wrażenie, że wkradł się błąd
OdpowiedzUsuńNie wkradł - wszystko pod kontrolą :D
UsuńNajsmieszniejszy rozdzial jak dotąd xD
OdpowiedzUsuńNa innym blogu czytałam, że to podczas szlabanu Potter miał różdżkę a nie Lily chociaż ten moment bardziej mi się podoba ;3
OdpowiedzUsuń