piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział ósmy: Przedświąteczny galimatias.



- Co jest między tobą a Potterem?
- Między mną a kim? – zapytałam zaskoczona.
- No, między tobą a Jamesem. – powtórzyła pytanie Dorcas.
- Nic, a co ma być? – wzruszyłam ramionami.
- Nic? Wydaję mi się, że między wami coś jednak zaczęło się dziać…
- Wydaje ci się – uśmiechnęłam się pogodnie.
- Wydaje mi się? Nie sądzę. – Dorcas nie dawała za wygraną.
- Dobrze, więc co twoim zdaniem jest inne? – przyjęłam rzeczowy ton.
- No nie wiem. Niby sobie docinacie, ale w taki inny sposób. Wiesz, o co mi chodzi?
- Nie, nie wiem. Nadal działa mi na nerwy to jego…
- Ej, Evans! – usłyszałam znajomy głos. Spojrzałam bezradnie na przyjaciółkę.
- Czego chcesz, Potter?
- W następny weekend jest wypad do Hogsmeade. Moja propozycja nadal aktualna. – stwierdził z uśmiechem siadając obok mnie.
- Zapraszasz mnie na randkę? – zapytałam udając zaskoczenie.
- Miałem raczej nadzieję na koleżeński wypad, ale jeżeli wolisz randkę! – uśmiechnął się szeroko.
- A jak się w tobie zakocham? – zapytałam podejrzliwie.
- Kochanie! Ty jesteś na to za mądra i za dorosła! – powiedział i roześmiał się. – Chciałabyś takiego chłopaka, Evans?
- No jasne! Ma wszystko czego mi potrzeba: skromność, wysoką samoocenę i jest zapatrzony w siebie! – uśmiechnęłam się złośliwie.
- Kochanie, jak Ty to robisz, że jesteś taka wredna, a zarazem taka słodka? – zapytał nagle poważniejąc.
- Z wami to nie trudne. Znam wasze trzy zet… - powiedziałam zamyślona.
- Obawiam się, że nie rozumiem…
- No wiesz… Zdobyć, Zaliczyć, Zostawić… - powiedziałam patrząc na niego uważnie.
- Kochanie! Nie porównuj mnie do tego debila Daviesa! Już ustaliliśmy, że jemu nie chodzi o ciebie! Dla niego wyrwać moją dziewczynę to wyzwanie! – powiedział przejęty. Roześmiałam się.
- Nie wiedziałam, że jestem twoją dziewczyną, Potter!
- Wiesz co – zaczął intensywnie nad czymś myśląc – Jak tak się zastanawiam, to może faktycznie lepiej żebyśmy nie byli ze sobą!
- Dlaczego? – zapytałam szczerze zdziwiona.
- Bo jak już mnie znów zostawisz, to nie będziemy mogli się przyjaźnić! – powiedział rozbrajająco, po czym dodał: - W sobotę o dziesiątej w Sali Wejściowej. – i ruszył do wyjścia. Zatrzymał się przy drzwiach i krzyknął: - Aha! I weź koleżanki! Żeby nie było, że na randkę z tobą poszłem!
- Mówi się poszedłem! – odkrzyknęłam i szczerze mówiąc ulżyło mi, że jednak nie traktuje tego jak randki.
- Oj, Evans. Każdy chodzi jak umie! To pa, kochanie! – i zniknął w drzwiach sprawiając, że cała biblioteka trzęsła się ze śmiechu.
- On jest niemożliwy! – stwierdziła Dorcas trzymając się za brzuch.
- Tak, czasami aż się boję co jeszcze wymyśli… - powiedziałam zamyślona.
- Jedno jest pewne, nigdy nie będziesz się z nim nudzić!
- Chyba raczej nie będziemy… - poprawiłam ją przeglądając notatki.
- Jakie my? – zapytała zaskoczona.
- No, a dlaczego ja? Przecież wszystkie z nim idziemy, prawda?
- Ale przecież to z tobą on będzie przez resztę życia, nie? – spojrzałam na Dorcas zaskoczona, a ta na mnie jak na idiotkę.
- Nie wiem, której części nie zrozumiałaś, ale idziemy z nim wszystkie, na pewno będzie też reszta i to nie jest randka! – stwierdziłam już lekko zdenerwowana.
- No jasne, jeszcze nie… - mruknęła Dorcas i wróciła do notatek.
- Sugerujesz coś?
- Tak! Między innymi to, że głupio się przed tym bronisz!
- On mi się nawet nie podoba! A to, że powiedzmy normalniej ze sobą rozmawiamy nie oznacza, że mamy być razem!
- Jak dziecko… No jak małe dziecko! Wszyscy dobrze wiedzą, że jesteście dla siebie stworzeni!
- Przestań! – rzuciłam teraz już naprawdę wściekła. – Lepiej zajmij się Thomasem!
- Kochana, a niby dlaczego miałabym się nim zajmować? – zapytała lekceważąco.
- Bo z nim chodzisz?
- Chodziłam. Zerwaliśmy jakiś tydzień temu.
- Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Bo byłaś w innym świecie. – rzuciła oschle.
- Ale to nie znaczy, że nie mogłaś mi powiedzieć…
- Tak, to właśnie to znaczy. Nie chciałaś z nami rozmawiać. Miałaś swoje problemy. Poza tym nie ubolewam nad tym. – dodała z blaskiem w oku.
- No nie! Masz już kogoś?! – zapytałam zaskoczona.
- Może… - uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawił się delikatny rumień.
- Kto to? – zapytałam zafascynowana.
- Nie powiem ci, bo nie chce zapeszyć! – powiedziała tajemniczo. – Ale obiecuję ci, że dowiesz się w swoim czasie.
- Cześć! – na jedynym wolnym krzesełku usiadła Mary. – Wiecie, że w przyszłą sobotę jest Hogsmeade?
- Wiemy, James zaprosił Lily – powiedziała Dorcas mimochodem.
- O to fajnie – uśmiechnęła się, ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia.
- Potter zaprosił nas wszystkie – sprostowałam patrząc na Dorcas ostrzegawczo.
- Jak to? Chce iść na randkę z całą biblioteką? – zapytała Mary, a jej niebieskie oczy zrobiły się wielkie jak galeon.
- Nie! On idzie z przyjaciółmi i kazał mi wziąć was – uśmiechnęłam się.
- No cóż. Będziecie musiały sobie poradzić beze mnie – stwierdziła zamyślona.
- Jak to? – zapytałam.
- Umówiłam się – powiedziała wyciągając lusterko i przyglądając się sobie uważnie.
- Przecież możesz wziąć Justina ze sobą, co za problem? – stwierdziłam zadowolona, że moja przyjaciółka jednak z nami pójdzie.
- Może w tym, że nie idę z Justinem? Ale jak ci się podoba i chcesz z nim iść to z tego co wiem, nadal jest wolny – powiedziała malując usta błyszczykiem.
- Nie idziesz z Justinem?! – Dorcas była równie zaskoczona jak ja.
- Nie. Zerwałam z nim po tym meczu – wzruszyła ramionami. – To nudziarz.
- Więc z kim idziesz?
- No… Nie pamiętam jak ma na imię… - powiedziała intensywnie nad czymś myśląc. – Ale jest przystojny i fascynujący! – powiedziała zadowolona.
Wymieniłam z Dorcas zdumione spojrzenia. No tak, cała Mary.

***

Dni zleciały bardzo szybko. Przez większość czasu zastanawiałam się, jak będzie wyglądała sobota spędzona z Potterem. Bałam się, a jednocześnie z niecierpliwością jej wyczekiwałam. Od kiedy przydarzył się ten niemiły incydent z Michaelem, moje relacje z Potterem znacznie się poprawiły. Nie ulegało wątpliwości, że dogadywaliśmy się wręcz świetnie. Wieczory spędzaliśmy razem, całą grupą na kanapach przed kominkiem. Co jakiś czas znikała Mary spotykając się ze swoim tajemniczym amantem. Nie towarzyszył nam również Peter. Syriusz wysunął teorię, że oboje włóczą się po zamku, albo całują w jakichś mrocznych zakamarkach. Zawsze głośno się śmialiśmy, jak tylko opowiadał, co nasza ‘zakochana parka’ na pewno teraz robi. Wiedziałam, że to jest niemożliwe, ale pomimo wszystko uważniej przyglądałam się przyjaciółce. Z reguły razem z Peterem wracała do pokoju wspólnego. To z nim najlepiej się dogadywała. Zdarzało się, że przyłapywałam ją, jak patrzy na Petera z dziwną intensywnością. Zagadka ta potęgowała moje zniecierpliwienie i powodowała, że chciałam, aby sobota nadeszła jak najprędzej. Mary obiecała w końcu, że pojawi się z nowym chłopakiem i przedstawi go całej naszej grupce, zanim pójdą w swoją stronę.
Niestety, jak zauważyła Dorcas, któregoś wieczoru, każdy medal ma dwie strony. Nowa relacja z Potterem była pocieszająca, ale też niepokojąca. Był dla mnie podporą w najgorszych momentach. Pocieszał, rozbawiał, albo po prostu słuchał. Mogłam na niego liczyć, kiedy przyjaciółki zawodziły. Był świetnym kolegą, ale nikim więcej. Bałam się, że może to wszystko opacznie zrozumieć.
W przeddzień naszego wypadu do Hogsmeade zwierzyłam się Dorcas ze swoich obaw. Spojrzała na mnie ze zrozumieniem.
- Wiem, o czym mówisz. Wręcz doskonale cię rozumiem. Nie jestem jednak w stanie ci pomóc. – powiedziała smutno. – Wszyscy bardzo dobrze wiemy, co Potter do ciebie czuje, pomimo iż przestał to wreszcie wyznawać przed całym światem. – dodała, a na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
- Myślisz, że powinnam pójść z wami czy może jakoś się wymigać? – zapytałam przygryzając wargę.
- Myślę, że powinnaś pójść. Co z tego, że się wymigasz? On nie zrezygnuje tak łatwo. Będą kolejne propozycje. Będzie cię zadręczał, z nadzieją, że może w końcu kiedyś ulegniesz. Znów stanie się tym denerwującym Potterem. A tak, pójdziesz, pogadamy sobie razem. Będzie fajnie, zobaczysz. – uśmiechnęła się niewyraźnie uciekając wzrokiem.
- O co chodzi? – zapytałam patrząc na nią podejrzliwie.
- O nic. – próbowała uciąć temat.
- Właśnie widzę. Co jest nie tak?
- Nic, Lily, kładź się spać. Jutro będzie dzień pełen wrażeń. Musimy się wyspać. – uśmiechnęła się radośnie, pocałowała mnie z matczyną troską w czoło, a po chwili słyszałam jak chrapie na swoim łóżku. Wsłuchiwałam się w jej równy oddech i nie mogłam zasnąć. W głowie miałam pustkę. Nie wiedziałam co mam myśleć.
Następnego ranka wstałam jako pierwsza. Ubrałam się dość ciepło. Ciemne chmury za oknem zwiastowały porządny deszcz. Związałam włosy w kitkę i opuściłam Dormitorium mając zamiar udać się na śniadanie. W pokoju wspólnym spotkała mnie jednak niespodzianka. Z Dormitorium chłopców wyszedł właśnie Potter. Staliśmy naprzeciw siebie w krępującym milczeniu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że nie miał koszulki. Speszyłam się. Na moje policzki wlał się rumień, więc odwróciłam wzrok.
- Cześć, Evans, znaczy, ee, Lily, znaczy… - spojrzałam na niego zaskoczona. Po raz pierwszy widziałam, żeby Potter się jąkał. – Idziesz na śniadanie? – wykrztusił w końcu.
- Tak, nie mogłam spać, więc pomyślałam sobie, że pójdę coś zjeść, a później dokończę wypracowanie dla McGonagall zanim pójdziemy na… - znowu się zarumieniłam. Teraz to Potter mi się przyglądał.
- To co? Idziemy na to śniadanie? – zapytał po dłuższej chwili.
- Tak… - wyszeptałam. – James! – zatrzymałam się nagle i spojrzałam na niego rozbawiona. – Przecież ty nie masz koszulki! Nie możesz tak iść! – roześmiałam się delikatnie. Nie zareagował. Patrzył tylko na mnie, jakoś tak dziwnie. – Wszystko w porządku? – zapytałam niepewnie.
- Ta… Nie. – otrząsnął się nagle. – Możesz powtórzyć?
- Nie masz koszulki, nie możesz tak iść na śniadanie…
- Nie, to wcześniej…
- Wiesz co! Nie mam zielonego pojęcia, o co ci chodzi! Jestem głodna i nie mam zamiaru grać w jakieś głupie gierki! – warknęłam lekko zdenerwowana i ruszyłam do Wielkiej Sali na przepyszne śniadanie. Kiedy byłam w połowie, dołączył do mnie Potter. Usiadł naprzeciwko mnie i jak gdyby nigdy nic zaczął jeść. Żadne z nas się nie odezwało. Co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie ukradkiem. Były momenty, że czułam na sobie wzrok Pottera, jednak jak tylko podnosiłam wzrok, ten znów patrzył intensywnie w swój talerz. W Wielkiej Sali pojawiało się coraz więcej osób. W pewnym momencie dołączyła do nas reszta Huncwotów, a z nimi Dorcas. Usiedli koło nas i wesoło rozmawiali. Nie dołączyliśmy do nich. Niestety nasi przyjaciele to zauważyli. Z każdą sekundą rosło jakieś dziwne napięcie. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a ktoś się odezwie bezpośrednio do nas z jakimiś wyimaginowanymi pretensjami. Czując co się święci odłożyłam sztućce z zamiarem odejścia od stołu, gdy do Sali wparowała Mary.
- Nigdy nie zgadniecie, co się stało! – krzyczała już od progu.
- Co, oświadczył ci się jakiś bogaty czarodziej? – zapytał Potter, śledząc uważnie każdy mój ruch.
- Seriooo? – zapytała Mary patrząc na niego zaskoczona. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. – Oj! Wiecie co! Ja tu mam sprawę życia i śmierci, a wy mi tu o jakichś bogatych czarodziejach!
- No mów, co tam? – zapytała uprzejmie Dorcas. Mary spojrzała na nią jak na ufoludka. Jej oczy rozszerzyły się i…
- No i nie pamiętam! – opadła na ławkę i sięgnęła po płatki. – O już wiem! Zaraz po świętach zaczynamy lekcje teleportacji!
- Jakoś mnie to średnio kręci… - powiedziałam.
- Żartujesz?! Lily, przecież ty to na pewno będziesz mogła zdawać egzamin w pierwszym terminie!
- No i?
- No i to, że nie musisz się martwić, czy jego termin wypadnie przed czy po twoich urodzinach! Kończysz 17 lat zaraz po świętach, a egzamin na pewno będzie jakoś w marcu… - jęknęła Mary. Wzruszyłam ramionami.
Reszta śniadania zleciała bez większych niespodzianek. O dziewiątej ruszyliśmy do Wieży po kurtki i zebraliśmy się w Sali Wejściowej. Trzydzieści minut po nas pojawiła się Mary ze swoim ukochanym. Chłopak był wysoki i przystojny. Podobnie jak Mary miał blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany był w błękitna szatę wyjściową, a na piersiach miał logo Ravenclaw.
- To jest… - zająknęła się Mary.
- Gilderoy Lockhart – pospieszył jej z pomocą i wyciągnął rękę, aby się przywitać jednocześnie ukazując swoje olśniewająco równe i białe zęby.
- Dobra, to my lecimy. Trzymajcie się! – pisnęła Mary i pociągnęła chłopaka za sobą. Nikt się nie odezwał. Wszyscy wiedzieli, że ich związek nie potrwa długo. Panowie byli zszokowani. Ja zastanawiałam się, jak facet może używać truskawkowej pomadki ochronnej. Kilka minut później przechodziliśmy już przez bramę.
- To, gdzie macie ochotę się wybrać? – zaczął Black.
- Nie wiem, może na piwo do Trzech Mioteł? – zaproponowała nieśmiało Dorcas.
- A przypomnijcie mi jeszcze raz, gdzie jest Peter? – zapytałam.
- Sami chcielibyśmy to wiedzieć. Coraz częściej sam gdzieś lata. Boimy się, że wpadł w jakieś kłopoty. Ostatnio natknęliśmy się na niego, jak stał z grupą starszych Ślizgonów… - powiedział z niepokojem Potter.
- Mhm. A Remus? – zapytałam zaskoczona, że i jego nie ma. – Dołączy później?
- Chyba my do niego… - powiedział bez zastanowienia Black. Spojrzałyśmy na niego uważnie. – Znaczy miałem na myśli, że dziś jest pełnia. Lupin jest już bezpieczny.
- To, co? Idziemy na piwo? – powiedział Potter i nie czekając na odpowiedź, ruszył w kierunku pubu. Poszliśmy za nim. W drzwiach zobaczyłam Michaela. Stał z jakąś dziewczyną. Obściskiwali się. W oczach zalśniły mi łzy. Nagle oderwali się od siebie, a Michael spojrzał na mnie z dziwną satysfakcją. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie.
- Lily!
- Lily, poczekaj!
- Lily! – usłyszałam przyjaciół, ale nie zareagowałam. Biegłam, dopóki nie znalazłam się na jakiejś polance. Opadłam na wielki kamień i rozpłakałam się jak dziecko.
- Lily! – usłyszałam. – Co się stało? – spojrzałam zapłakana na Pottera i wzruszyłam ramionami. – Nie przejmuj się, to dupek!
- Wiem! – krzyknęłam i rozpłakałam się ponownie. Usiadł obok mnie i przytulił mocno do siebie. Rozumiał, że potrzebuję czasu. Wiedział, że nadal przeżywam to, co całkiem niedawno mnie spotkało.
- Czemu płaczesz?
- Bo znowu czuję się źle. Czuję się tak, jakbym była sama w tym wszystkim!
- Jeszcze się nie nauczyłaś, że ludzie przychodzą i odchodzą? Ale nie martw się, ja zostanę z tobą. – powiedział, gładząc delikatnie moje włosy. – Nie smuć się...
- Okej. – powiedziałam beznamiętnie i westchnęłam głęboko.
- No proszę cię, Lily… - powiedział i pogładził mój policzek.
- Mhm. – wymamrotałam tylko, a pod powiekami znów poczułam łzy. – Wiesz…. Nie miałam pojęcia, że aż tak będę to przeżywać. Nie byliśmy ze sobą długo, więc można powiedzieć, że żadne z nas nie zdążyło się zaangażować… Ale dopiero teraz, w tym momencie dotarło do mnie, że to ja nie zdążyłam! Że jemu zawsze chodziło tylko i wyłącznie o to, żeby się na tobie zemścić! Że on nigdy… - słowa potoczyły się z prędkością światła. A wraz z nimi robiło mi się lżej.
- Rozumiem. To musi być dla ciebie trudne, ale jak się tak smucisz, to umiera cząstka mnie. – powiedział cicho, a ja się delikatnie uśmiechnęłam.
- Idziemy na długi spacer? – zaproponowałam w końcu ocierając ostatnią łzę.
 - Oczywiście, ale co będzie jeśli ten spacer będzie tak długi, że nie dojdę do końca?
 - Wezmę Cię za rękę i będę szła, ile mi starczy sił, a kiedy mnie będą nogi bolały...
 - Ja wezmę Cię na plecy i pójdziemy dalej. – wyszeptał i pomógł wstać z kamienia. Szliśmy przed siebie w milczeniu. Każde z nas myślało o czymś innym.
- Wiesz, może ty tak ze mną nie gadaj, bo przegapisz miłość swojego życia przez ten czas i będzie na mnie. – powiedziałam zadziornie.
- Bez obaw! Przecież się wie, kiedy ta miłość życia przyjdzie. – odpowiedział wesoło.
- To jak do Ciebie przyjdzie, to mi powiedz. – uśmiechnęłam się łagodnie.
- Przyszła... Już dawno, dawno temu. – powiedział ze spokojem.
- No co Ty! Czemu nic nie mówiłeś? A więc, kim jest ta szczęściara? – zapytałam z uśmiechem, ale w sercu poczułam lekkie ukłucie. Zawahał się.
- Tobą... – wyszeptał w końcu, patrząc gdzieś daleko przed siebie.
- Kochasz mnie? – zapytałam zatrzymując się nagle.
- Tak. – powiedział patrząc mi w oczy.
- Dlaczego?
- Bo inaczej nie umiem żyć.
- No ale czemu?
- Bo tak. – uciął.
- Jak? Tak? – dopytywałam.
- Tak.
- Ale… Wyjaśnij mi to, bo nie rozumiem… - poprosiłam.
- Jesteś jak powietrze.
- Powietrze jest niewidoczne!
- Ale zawsze przy Tobie. Zawsze Cię otula. – powiedział znów patrząc na otaczające nas drzewa.
- Nadal nie rozumiem... – powiedziałam z rezygnacją. Chwycił mnie z rękę.
- Lily, a umiesz żyć bez powietrza? – zapytał z lekką desperacją. Pokręciłam głową. - Odkąd Cię zobaczyłem nie mogę normalnie funkcjonować. Wciąż chodzisz korytarzami mojego umysłu i sprawiasz, że w klatce piersiowej mam takie wspaniałe coś. Dla mnie jesteś idealna. Najchętniej bym Cię oprawił w ramkę , powiesił w pokoju i nigdy z niego nie wychodził. Chciałbym, żebyś była tylko moja!
- James, ja… - zaczęła zszokowana jego nagłym wyznaniem.
- Wiesz, dziwnie się czuje mówiąc ci to wszystko, bo jesteś nie moja. Nigdy nie byłaś i być może nigdy nie będziesz, a jednak jestem szczęśliwy! Bo jesteś trochę mniej nie moja niż całkiem niedawno temu. Ty mnie nie kochasz. I być może nigdy nie pokochasz, dlatego cieszę się z tego, co mam!
- Nie jestem gotowa na coś więcej… jeszcze się nie otrząsnęłam po…
- Wiem… - wyszeptał i wziął moją twarz w swoje dłonie. – Wiem, Lily. Ja poczekam… Czekam tak długo, że kilka kolejnych lat nie zrobi dla mnie różnicy… Nie zrobię nic, bez twojej zgody… Nic, na co nie będziesz gotowa… - patrzyłam w jego orzechowe oczy i czułam narastającą panikę.
- To świetnie. Przyjaciele? – zapytałam wyplątując się z jego objęć, i robiąc dwa kroki w tył wyciągnęłam rękę. Spojrzał najpierw zdziwiony na mnie, a później na wyciągniętą przeze mnie dłoń.
- Tak…  - wyszeptał i jakby spochmurniał. Po chwili stwierdziłam, że musiało mi się coś przewidzieć. – Przyjaciele! - Potter uśmiechnął się szeroko i uścisnął moją dłoń. Właśnie w tym momencie zrobiło mi się dziwnie.
- Wracajmy do Dorcas i Blacka. – wyszeptałam patrząc na nasze dłonie.
- Tak, na pewno się niepokoją…

***

Szliśmy w milczeniu. Myślałam gorączkowo, jak zacząć rozmowę. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy. Potter też był jakiś nieswój. Zawsze wygadany, lubiący opowiadać dowcipy i zabawne historie, teraz szedł obok dziwnie nieobecny. Co jakiś czas spoglądałam na niego z niepokojem. Nawet tego nie zauważył. Zaczęłam się zastanawiać, czy decyzja, jaką podjęłam przed chwilą na pewno jest słuszna. Zaczęłam rozważać wszystkie za i przeciw. Jedynym argumentem za było to, że oboje wiedzieliśmy, że oprócz przyjaźni, nic więcej nie będzie nas łączyć. Powodowało to to, że pozbawiłam Pottera złudnej nadziei. Ale czy tylko jego? Znów na niego spojrzałam. Był wysoki i przystojny. Jego wysportowana sylwetka idealnie grała z długimi, opadającymi na czoło, czarnymi włosami. Całości dopełniały orzechowe oczy. Teraz zaczynałam już rozumieć, co te wszystkie dziewczyny w nim widziały. Jednakże wygląd to nie wszystko. Miałam inne priorytety. Ale czy faktycznie on ich nie spełniał? Potrafił słuchać, pocieszyć doradzić… Do tego zabawny i z pasją… Rozumiał mnie, jak nikt inny. W dodatku jest czuły i opiekuńczy.
Ogarnęła mnie panika. Zrozumiałam, że broniłam się przed czymś, co w końcu we mnie dojrzało. Tylko czy nie będzie za późno? Przyjrzałam się uważnie Potterowi po raz kolejny. Nadal nie zwracał na mnie uwagi. Nie dowiem się, dopóki nie spróbuję! Jak to mówi Black, bez ryzyka nie ma zabawy, a kto nie ryzykuje, ten nie ma! Wzięłam głęboki oddech. Po prostu mu to powiedz. To przecież nic trudnego! Przekonywałam samą siebie. W końcu zatrzymałam się i chwyciłam go za ramię. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- James…
- Tam są. – powiedział przerywając mi i odwracając wzrok. Spojrzałam we wskazanym kierunku. Dorcas i Black wcale nie wyglądali na zmartwionych czy przestraszonych. Siedzieli w Trzech Miotłach pijąc piwo kremowe i śmiejąc się z czegoś. W pewnej chwili Black spoważniał, powiedział coś do mojej przyjaciółki. Ta się zarumieniła i wbiła wzrok w podłogę.
- Wiesz… Myślę, że nie powinniśmy im przeszkadzać. – powiedziałam odwracając głowę w stronę Pottera. – James? James, gdzie jesteś? James?!

***

Warstwa śniegu za oknem rosła z każdą minutą. Siedziałam na kanapie przed kominkiem z książką w rękach i po raz pierwszy od bardzo dawna nie przeczytałam ani słowa. Patrzyłam w trzaskające płomienie. Nadal zastanawiałam się, dlaczego trzy dni temu Potter zniknął bez słowa. Im dłużej myślałam, tym więcej wątpliwości miałam.
- Lily, wszystko w porządku? – usłyszałam zatroskany głos Dorcas.
- Tak, dlaczego miałoby nie być w porządku? – zapytałam uśmiechając się sztucznie.
- No nie wiem, może dlatego, że książka, którą czytasz leży na ziemi, a ty nawet nie zareagowałaś? – zarumieniłam się i schyliłam po lekturę. – Więc? Co się dzieje?
- Nic, po prostu muszę coś przemyśleć. To wszystko… - powiedziałam i znów zaczęłam patrzeć na migoczące płomienie.
- Na pewno?
- Tak, nie musisz się martwić. Na pewno nie o mnie – uśmiechnęłam się do niej uspokajająco. – Lepiej mi powiedz, jak tam wieczorek z Blackiem – powiedziałam kąśliwie. Teraz to ona się zmieszała.
- Dobrze, ale możesz mi powiedzieć, dlaczego nie wróciliście do nas? Martwiliśmy się o was! – powiedziała udając gniew.
- Och proszę cię! Tak sobie słodziliście, że nie chcieliśmy wam przeszkadzać! I wątpię, żebyście pamiętali o tym, że z wami tam poszliśmy! – roześmiałam się.
- No dobra! Może faktycznie, troszkę zapomnieliśmy… - Dorcas się zarumieniła. – Ale to wcale nie zmienia faktu, że się nie martwiliśmy! Jak już się zorientowaliśmy, że was nie ma tak długo, to zaczęliśmy was szukać! I nigdzie was nie mogliśmy znaleźć! Naprawdę się przestraszyłam! Black odprowadził mnie do Zamku, a sam gdzieś pognał… Poszukałam Mary, a ona mnie oświeciła, że już od dawna siedzisz w Dormitorium!
- Nie wiesz, gdzie zniknął wtedy Black? – zapytałam zamyślona.
- Nie. Jeszcze się sobie nie zwierzamy! Ale miło, że bardziej interesuje cię on, niż moje życie osobiste! – naburmuszyła się.
- Hmm… - znów zapatrzyłam się w ogień.
- Lily! – krzyknęła zrozpaczona.
- Co?! – odkrzyknęłam wystraszona, że coś się stało.
- Jak możesz? Próbuję ci się zwierzyć, a ty mnie w ogóle nie słuchasz!
- Przepraszam… Po prostu próbuje zrozumieć, gdzie… Jak! A właściwie dlaczego… - powiedziałam nieskładnie. Dorcas spojrzała na mnie jak na idiotkę.
- Że co? – zapytała.
- Nic. Zupełnie nic – powiedziałam odpędzając myśli. – No to opowiadaj, jak z Blackiem? Udała wam się randka?

***

Kolejne dni mijały bardzo szybko. Ani się obejrzeliśmy, a już była połowa grudnia. Nie wiem, czy to był przypadek losowy, czy to raczej Potter się tak bardzo starał, ale do tego czasu nie miałam okazji z nim porozmawiać. Z reguły się mijaliśmy. Jak ja wchodziłam do pokoju wspólnego, on z niego wychodził. Tak samo było z jakimkolwiek innym pomieszczeniem w Zamku. Bywało nawet tak, że znikał na kilka godzin. Widywaliśmy się tylko na lekcjach, a jak chciałam go zaczepić tuż po dzwonku, nim spakowałam swoje rzeczy, jego już nie było. Raz czy dwa jak już udało mi się go złapać, wywijał się jakimiś pilnymi sprawami, albo treningami. Im bardziej się starałam, tym mniej osiągałam. Chciałam i czułam, że wręcz muszę z nim porozmawiać. Zanim rozjedziemy się do domów na święta i zanim on zacznie wprowadzać w życie moje ostatnie postanowienia. Chociaż z tego, co dało się zauważyć, to on już je zaczął stosować. Widać było, że moje słowa o przyjaźni w końcu do niego dotarły. Cholera, że też akurat teraz zaczął się tym przejmować! Kiedy ja pragnęłam tego, żeby jeszcze raz zaproponował randkę, spotkanie sam na sam. Cokolwiek! On postanowił się poddać?
Kiedy pomału zaczęłam odpuszczać i pozwalać, aby historia toczyła się własnym torem, bywały chwile, które spędzaliśmy razem. Oczywiście nie sam na sam. Potter zawsze dbał o to, aby chociaż jeden Huncwot z nami siedział. Nie patrzył na mnie, nie mówił bezpośrednio do mnie. Był nieobecny i zachowywał się tak, jakby mnie wśród nich nie było. Dziwnie się wtedy czułam i z reguły zabierałam swoje rzeczy i zmieniałam stolik, albo po prostu szłam do biblioteki czy Dormitorium. Zaczęłam zamykać się w sobie. Nie spałam po nocach myśląc, co mogę zrobić, aby z nim porozmawiać. Byłam bliska załamania nerwowego. Przyjaciele zauważyli, że coś jest nie tak, że jestem nieswoja, że jakaś przemęczona. Odpowiedź miałam jedną: „Wydaje wam  się.” Zawsze wtedy patrzyłam bezpośrednio na Pottera. Próbowałam uchwycić jego spojrzenie, jakiś gest. Niestety jego wzrok z reguły lądował na suficie, a wyraz twarzy był nieprzenikniony.
Wieczór poprzedzający wyjazd na Święta do domu postanowiliśmy spędzić razem. Siedziałam na starym i wysłużonym fotelu przed kominkiem, z książką na kolanach i przysłuchiwałam się rozmowie przyjaciół.
- To gdzie spędzacie święta? – zapytała Dorcas.
- Ja u Jamesa. Odkąd uciekłem z domu, mieszkam u niego – uśmiechnął się Black. To zdanie wywołało małe poruszenie.
- Uciekłeś z domu? – zapytała zdziwiona Mary.
- Tak, jakoś pod koniec wakacji.
- Dlaczego?
- Po pierwsze, mam dosyć mojej rodziny. Po drugie, jestem zdrajcą, który jako jedyny z całej rodziny, wylądował w Gryffindorze i do tego jest dumny z tego faktu. No i po trzecie, jako jedyny nie mam zapędów czarnomagicznych. Brzydzę się tym. Brzydzę się Sami – Wiecie – Kim. A u mnie połowa rodziny jest jego poplecznikami!
- Żartujesz?! – wysapała Dorcas.
- Nie. Uciekłem i nie mam już tam po co wracać. Na szczęście mam wspaniałego przyjaciela. Już się nie mogę doczekać pyszniutkiej kolacji, którą przygotuje jego mama! – Black, aż się obliznął.
- No, a wy? – zapytał Potter moje przyjaciółki. Obie się zmieszały i zająknęły.
- No…
- Bo my… - spojrzałam na nie uważnie.
- Nie powiedziałam wam, tak? – zapytałam, a one przytaknęły. Westchnęłam. Gdzie ja mam głowę? – Mama przysłała mi sowę trzy dni temu, jak co roku macie zaproszenie. – uśmiechnęłam się pogodnie. Obie zaraz się rozchmurzyły.
Siedzieliśmy dość długo i rozchodziliśmy pojedynczo. Najpierw Remus, który wracał już w noc. Później Peter, który stwierdził, że nie spakował jeszcze kufra. Następna była Mary chcąca porozmawiać jeszcze ze swoim ukochanym. Zostaliśmy w czwórkę. Ja z Potterem i Dorcas z Blackiem. Ostatnia dwójka prowadziła dość dziwną konwersację. Niby rozmawiali normalnie, ale pełno w tym było dwuznacznych zdań, dziwnych propozycji i… flirtu! Postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Zatopiłam się w lekturze. Potter zdawał się przysnąć na kanapie.
- No cóż. Na mnie już pora, życzę wszystkim spokojnej nocy. – Dorcas nagle się podniosła. Zamknęłam książkę i spojrzałam na nią uważnie. – Wesołych Świąt. – powiedziała, rzuciła znaczące spojrzenie Blackowi i poszła w kierunku Dormitorium. Syriusz uśmiechnął się w dziwny sposób, po czym widząc, że go obserwuję, zmieszał się.
- Ja chyba też pójdę się już położyć. – powiedziałam powoli. Potter, jakby się obudził. Wyprostował się na kanapie i zaczął patrzeć na Blacka, jakby szukał pomocy.
- Tak! Fantastyczny pomysł! – podchwycił Łapa i zerwał się z fotela. – Dobranoc i Wesołych Świąt. – zdążył powiedzieć i już go nie było. Zostałam z Potterem sama. Po raz pierwszy od tak dawna sam na sam. Tak długo wyczekiwane i upragnione, a ja… A ja nie wiedziałam co mam robić! Siedziałam jak sparaliżowana z książką w ręku. Intensywnie studiowałam okładkę, podczas gdy Potter podziwiał płomienie.
I znów to uczucie. Ścisk w gardle, szalejące serce i tysiąc myśli na minutę. Studiowany tyle razy scenariusz tej rozmowy, gdzieś nagle wyparował. Minuty uciekały. Wstał. Po prostu to powiedz! No powiedz to! Zrobił trzy kroki. Spojrzałam na niego rozpaczliwie. Odwrócił się. Czeka. Nadal milczę.
- Dobranoc, Lily…
Za późno… Przepadło… Wstaje z fotela, otwieram usta. Zatrzymał się. Znów czeka. Nasłuchuje. Po chwili już wie, że nic nie powiem… Skrzypnięcie drzwi…
- Wesołych Świąt… - usłyszałam jeszcze. 

1 komentarz:

Obserwatorzy