sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział Pięćdziesiąty Piąty: Three words, eight letters. Say it... And I'm yours.


[muzyka]

Pokonywali każdy stopień z niemałymi problemami. Nie odrywał od niej rąk i ust. Pragnął jej tak niesamowicie, że przyspieszył i ze zniecierpliwieniem pociągnął ją za sobą. Dziękował Merlinowi, że zgasło to piekielne światło. Był niemalże pewny, że miał w tym swój udział jego przyjaciel. Musiał zauważyć, że coś się dzieje więc ułatwił im zniknięcie.
Kiedy pokonał ostatni schodek przyparł ją do ściany i wpił się w jej usta. Jego ręce odnajdywały ulubione części ciała. Pieścił ją jeszcze bardziej zachłannie niż zazwyczaj. Stęskniony i spragniony takiej bliskości. Nie pozostała mu dłużna. Odchyliła głowę pragnąc, by całował jej szyję, a jej dłonie odpinały ostatnie guziczki koszuli i dobierały się do spodni. Jęknął niecierpliwie. Wziął ją na ręce i otworzył drzwi z hukiem, którego i tak nikt nie usłyszał. Następnie zatrzasnął je kopniakiem i padł z nią na najbliższe łóżko.
W pokoju panował półmrok, a jedyne światło jakie tu docierało to srebrzysto złota poświata księżyca wdzierająca się przez okna. Błysk świadomości pomógł jej się opanować. Pochwyciła jego dłonie i pogłębiła oddech, chcąc się uspokoić. Spojrzał na nią zaskoczony i jakby delikatnie zniecierpliwiony.
- Chcę… - zaczęła i natychmiast urwała starając się zebrać myśli w logiczną całość. Wypity alkohol wcale jej nie ułatwiał. Dodał odwagi, owszem, ale skoro sprawy zaszły już tak daleko, chciała dokładnie wyjaśnić każdy szczegół. Bała się, że może ją źle zrozumieć albo, że palnie jakąś głupotę. – Nie, musimy… - i znów urwała.
Uśmiechnął się delikatnie i wyswobodził swoje dłonie. Pochwycił jej podbródek i delikatnie, bez pośpiechu złożył na jej ustach pocałunek. W głowie jej zawirowało. Przymknęła oczy i zaczęła go odwzajemniać. Chyba jeszcze nigdy nie było między nimi takiej intymności. Owszem, kochali się często, ale chyba jeszcze nigdy nie było w tym takiego uczucia…
-Syriuszu – wychrypiała.
-Mmm? – mruknął, całując jej szyję. Jego dłonie natomiast zajmowały się właśnie koszulką i zapinką stanika.
-Ja chyba… ja już rozumiem – jęknęła z rozkoszy, kiedy jego język musnął sutek.
-Mhm – przytaknął jedynie. Nie był w stanie skupić się na wypowiadanych przez nią słowach. W ogóle nie był w stanie myśleć. Działał impulsywnie, kierowany pożądaniem i własnymi pragnieniami.
-Rozumiem, że popełniłam błąd. Jestem gotowa, aby dać nam szansę i wiem, że mogę się zmienić. Wiem, że ty też… - szeptała coraz szybciej, a każde słowo wypowiadała z coraz większym trudem. Niejednokrotnie urywając w połowie lub wydając przeciągły jęk.
- Mhm – kolejne mruknięcie. Lekkie zniecierpliwienie. Zawsze miał problem z tymi dżinsami. Dlaczego go nie posłuchała i ich nie wywaliła?
- Uważam, że powinniśmy dać nam szansę… - szepnęła.
- Tak! – ucieszył się, kiedy ten cholerny guzik nareszcie wyskoczył. Zerwał z niej spodnie i szybko pozbył się koronkowej bielizny.
- Kocham cię! – krzyknęła jeszcze i wbiła paznokcie w jego plecy, kiedy rozchylił jej uda i ostatecznie podporządkował ją swojemu dotykowi.

***

Kiedy zszedł do pokoju wspólnego, impreza już się skończyła. Większa część uczniów spała tam, gdzie padła nie będąc w stanie dotrzeć do swoich sypialni, nie mówiąc o łóżkach. Delikatnie zmierzwił włosy i wygładził koszulę. Z jego ust nie schodził kretyński uśmieszek, a w głowie nadal czuł resztki alkoholu. Bez problemu odnalazł swoich przyjaciół.
- Spóźniłeś się – szepnął, gwałtownie podnosząc się z kanapy i wskazując na jedno z okien. – Już prawie świta!
- Coś mnie zatrzymało – wyszczerzył zęby i wyprostował się dumnie. James westchnął tylko i dodał znużonym głosem.
- Mógłbyś wreszcie odpuścić sobie te jednorazowe wyskoki i zająć się swoją narzeczoną. Zanim ktoś ci ją poderwie, lub zrozumie jakim jesteś draniem.
- Daruj sobie – jęknął i przechylił butelkę z wodą. – Idziemy?
- Tak, ale nie wiem czy dobudzimy Petera – spojrzał z niepokojem na chrapiącego głośno chłopaka.
- Żartujesz?! Jak go weźmiemy to na pewno wpadniemy! Jeżeli na serio masz zamiar go budzić i taszczyć razem z nami to równie dobrze możemy zapukać do jej drzwi i bez ceregieli zabrać co nasze! – warknął.
- Dobra, już dobra! – mruknął i wyciągnął coś zza pazuchy. – Ładuj się – nakazał i zarzucił na nich Pelerynę Niewidkę.
Niesamowicie trudno było im się poruszać po zamku bez ich najcenniejszego skarbu. Kilkakrotnie w ostatniej chwili uchylili się przed nadlatującym niespodziewanie duchem i dwukrotnie ledwo uniknęli spotkania z Filchem. Skrupulatnie zaplanowali każdy szczegół tego planu i byli pewni, że wyjście z wieży o czwartej nad ranem, nie przysporzy im niespodzianek w postaci woźnego lub jego kotki. Skąd mogli wiedzieć, że ten stary charłak nie śpi po nocach i z jeszcze większą czujnością wyszukuje nieposłuszeństwa ze strony uczniów?
Kiedy przybyli wreszcie na pierwsze piętro, odetchnęli z ulgą. Rozejrzeli się niepewnie dookoła i wyjęli swoje różdżki. Byli pewni, że na drzwi rzucone są jakieś zaklęcia obronne, ale i na te okoliczności byli przygotowani. Syriusz wycelował swoją różdżkę w zamek i szepnął jakieś zaklęcie. Nic się nie wydarzyło. Wymielił z przyjacielem zdumione spojrzenie.
- Myślisz, że nie zabezpieczyła się żadną klątwą tylko dlatego, że jest pewna iż nikt o zdrowych zmysłach nie będzie próbował się tu włamać? – szepnął z niepokojem patrząc to na drzwi to na Rogacza.
- Nie wiem… Ale przecież nie mamy innego wyboru, prawda? – nie otrzymał jednak odpowiedzi.
Wstrzymał oddech i wyciągnął rękę. Kiedy jego palce dotknęły chłodnego metalu, zamknął oczy i przekręcił. Nic się nie wydarzyło, a drzwi puściły. Westchnął z ulgą i pchnął je delikatnie krzywiąc się, kiedy wydały skrzeczący dźwięk. Tyle razy byli w tym gabinecie, a jakoś nie zauważyli, żeby aż tak skrzypiały! Szybko wleźli do środka i zrzucili z siebie Pelerynę.
- Jak myślisz, gdzie ją schowała?
- Mam nadzieję, że nie pod łóżkiem… - szepnął delikatnie przerażony, wpatrując się w drzwi u góry.
- Dobra – Syriusz przyjął rzeczowy ton. – Ja biorę tamte szafki, a ty zajmij się tymi tu. Szybko! Bo nie mam pojęcia, o której ona wstaje…
James kiwnął głową i oddalił się w odległy kąt gabinetu wicedyrektorki. Chociaż wszystko było dopięte na ostatni guzik i póki co nic nie wskazywało na to, aby ich plan się nie powiódł, to nie mógł się pozbyć uczucia, że coś jest nie tak. Przetrząsał książki, szuflady, półki i szafeczki, a w każdy, podejrzanie znajomy pergamin celował różdżką i mruczał „przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego”.
Po dwóch godzinach przerzucania całych stert papierzysk mieli dosyć. Musieli przyznać się do porażki. Genialny i prosty plan nie wypalił. Muszą wrócić i wymyślić coś lepszego, odczekać na odpowiedni moment. Może wyjedzie na urlop? Jakąś delegację? Odwrócił się do przyjaciela i posłał mu pytające spojrzenie.
- Nic – westchnął z rezygnacją. – Ale przynajmniej wiem, że ostatnie wypracowanie napisałem na nędzny, a nie tak jak zawsze na troll! – wyszczerzył zęby i pomachał świstkiem wymiętolonego pergaminu.
- Zmywamy się, słońce wschodzi, a zamek budzi się do życia. Możemy spokojnie stąd wyjść i udawać, że kierujemy się na śniadanie. Nie będzie w tym nic podejrzanego – uśmiechnął się i schował Pelerynę.
Podeszli do drzwi i uchylili je delikatnie. Rozejrzeli się dookoła, a kiedy niczego podejrzanego nie dostrzegli, opuścili gabinet wicedyrektorki i zamknęli go tak cicho, jak tylko im pozwoliły skrzypiące drzwi. W duchu już gratulowali sobie genialnego pomysłu, kiedy wydarzyło się coś, czego nie przewidzieli.
- Do środka – surowy i przeraźliwie oziębły głos spowodował, że włosy na karku stanęły im dęba. Nie śmieli nawet spojrzeć na nauczycielkę. Zwiesili głowy i z przerażeniem wypisanym na twarzy, ponownie wleźli do gabinetu, gdzie Minerwa McGonagall zaczęła swoją tyradę.

***

Do jej uszu pomału zaczęło docierać cichutkie ćwierkanie i głosy dochodzące z pokoju wspólnego. Do zamkniętych powiek dotarły promienie słoneczne i drażniły nieprzyjemnie zgarniając ostatki snu. Do jej nosa natomiast wciąż docierał zapach jego ciała i perfum. Ziewnęła i przeciągnęła się, a następnie przekręciła się na drugi bok i otworzyła oczy. Spotkało ją delikatne rozczarowanie. Nie leżał tuz obok niej, nie pochrapywał w ten słodki sposób… Westchnęła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Była w obcej pościeli, w nie swoim dormitorium i średnio pamiętała jak się tu znalazła. Pamiętała natomiast doskonale co zaszło pomiędzy nią, a Syriuszem. Uniosła ręce do twarzy i wdychała zapach koszuli, którą miała na sobie. Zaśmiała się pogodnie i wyskoczyła z łóżka. Biała tkanina była tak duża, że sięgała do połowy jej uda. Podeszła do lusterka i przeczesała włosy palcami, zbierając je w luźną kitkę. Następnie otworzyła drzwi do łazienki, ale wbrew wszelkim nadziejom, tutaj również nie znalazła swojego chłopaka. Przemyła twarz i coraz bardziej zaniepokojona rozejrzała się dokoła, myśląc gorączkowo, co dalej.
Była pełnia. Może więc nadal jest z Jamesem, Peterem i Remusem? Tak. To musi być dokładnie to. Poszedł do przyjaciela. Jak co miesiąc. A ona nie będzie mu już nigdy o to robić awantury. Poczeka tu na niego. Pocałuje na przywitanie i powie, że tęskniła, a później pójdą na długi spacer i może nawet mu powie o swoich obawach? Przecież teraz, jak znów są razem…
Sekundy zmieniały się jednak w minuty, a te coraz szybciej pędziły ku kolejnej godzinie. W brzuchu burczało jej coraz głośniej i skończyły się pomysły na zabicie czasu. Posprzątała już całe dormitorium. Poskładała stertę ubrań, pościeliła łóżka, a nawet zlikwidowała duszący kurz. Po kolejnych trzydziestu minutach westchnęła z rezygnacją. Ubierze się i zejdzie do Wielkiej Sali. Przecież musiał być gdzieś w tym cholernym zamku!
Podniosła się z łóżka odrobinę za szybko. Zakręciło jej się w głowie i z trudem utrzymała równowagę. Poczuła też palące i żrące ciepło w okolicy gardła. Jęknęła zniecierpliwiona i pędem pobiegła do toalety. Wiedziała już, ze za szybko stąd nie wyjdzie. Przemyła twarz i spojrzała na swoje odbicie. Blada cera, delikatne sińce pod oczami i ponownie rozczochrane, nieułożone włosy. Westchnęła i zamknęła oczy opierając jednocześnie głowę o lustro. Poczuła jak sen powoli ją pochłania. Było totalnie wyczerpana, chociaż tak niewiele zrobiła… Spojrzała na zegarek. Było piętnaście po dwunastej.
Westchnęła cichutko i przeszła z powrotem do dormitorium. Zasłoniła kotary przy łóżku i mruknęła z zadowoleniem, kiedy zanotowała, ze w głowie już jej tak nie wiruje. Opadała w bajeczną krainę snu, ledwie jej głowa dotknęła poduszki.

***

Oboje byli skrajnie wyczerpani. Nie mieli siły totalnie na nic. W brzuchach im burczało, a pora kolacji już dawno była za nimi. Nauczycielka zażyczyła sobie, aby karę zaczęli odbywać natychmiast. Od dzisiaj, codziennie, punktualnie o ósmej mieli się meldować w jej gabinecie. Przepisywanie. Zawsze mogli trafić gorzej, prawda? Szkoda tylko, że w ciągu ostatnich sześciu lat nabroili tyle, że ich kartoteka rozrosła się do wielkości średniej szafeczki. McGonagall wiedziała co robi – każdy musiał przepisać swoją. Szlaban miał się zakończyć w momencie, kiedy przepiszą dokładnie wszystko, a biorąc pod uwagę jego częstotliwość, to posiedzą tutaj do gwiazdki.
Z cichym westchnieniem podali hasło Grubej Damie i przeleźli do pokoju wspólnego. Był niemalże opustoszały. Gdzieniegdzie uczniowie kończyli prace domowe, a jakiś drugoroczniak grał ze swoim kolegą w Eksplodującego Durnia. Black opadł na najbliższy fotel i zamknął oczy, głęboko oddychając. James mruknął mu ciche „dobranoc” i wspiął się po schodach do sypialni.
Łapa otworzył oczy i ze zdumieniem rozejrzał się po pokoju wspólnym. Nie było w nim już nikogo, poza nim. Musiał przysnąć. Przetarł oczy i z trudem podniósł się z fotela. Wykonał trzy kroki i przystanął gwałtownie. W pokoju wspólnym nie było prawie nikogo. Sen ustąpił natychmiast, kiedy jego oczy odnalazły jej sylwetkę. Obudziło się w nim coś, co nie za bardzo potrafił kontrolować. W jego głowie rozpoczęła się delikatna walka. W końcu potrząsnął głową i postanowił zaryzykować. Od zawsze uwielbiał wyzwania, a ona była chyba największym, jakie go w życiu spotkało…

***

Siedziała na fotelu nieopodal kominka. Nogi podciągnęła do siebie, a na jej twarzy wykwitł rumieniec. Na ustach natomiast błąkał się niemalże niezauważany uśmiech. Zafascynowany opadł na kanapie tuż obok niej i przez chwile wpatrywał się w nią jak zaczarowany.  To, co tworzyło się w jego głowie, delikatnie go przerażało, ale i jednocześnie fascynowało. Kiedy doszła do końca strony, delikatnie się wzdrygnęła. Jasne włosy na jej odkrytych ramionach stanęły dęba, a ciało pokryła gęsia skórka. Nie miał już wątpliwości, co do czytanej przez nią treści. Zafascynowana przewróciła stronę i zatopiła się w kolejnych pasjonujących literkach. Obserwował ją. Milimetr po milimetrze błądził swoimi czarnymi oczami po jej idealnym ciele. Obserwował długie rzęsy, piegi na nosie, opadające na twarz kosmyki, odgarniane przez delikatne i drobne dłonie w przyjemnym dla oka zniecierpliwieniu. Obserwował oczy, których źrenice rozszerzały się z każdym przeczytanym słowem i usta, idealnie skrojone usta, delikatnie rozchylone i uwalniające, jak zdążył się zorientować, ciut przyspieszony oddech. Kiedy jej dłoń ponownie przewróciła stronę, z dziwną czułością przejechała palcem po papierze i przeniosła rękę na serce. To spowodowało, że przestał obserwować jedynie zmieniającą się nieustannie twarz. Jego fascynacja zwróciła się teraz na falującą od oddechu klatkę piersiową. Jej drobne palce gładziły skórę. Robiły kółka, szły wzdłuż obojczyka, aż wreszcie powracały półkolem po linii wyznaczającej piekielny dekolt i raj dla wyobraźni. Przygryzł wargę. Poczuł jak jego ciało poddaje się temu widokowi, jak zalewa go fala ciepła. Zniecierpliwiony zaczął się kręcić na kanapie w nadziei, że może wreszcie go zauważy, że oderwie roziskrzone, nieprzytomne oczy od szarych stronic i skieruje je na niego. Ale ona nadal czytała. Zapadała się w świat fascynacji i poddawała się wyobraźni. Kiedy przeszedł ją kolejny dreszcz, a jej oczy ponownie doczytały stronice, przygryzła wargę, a on cichutko jęknął. Od zawsze źle znosił ignorowanie jego osoby.

- Długo masz zamiar mnie jeszcze rozpraszać? – Spytała tak nagle, że aż podskoczył. Jej głos wywołał u niego natychmiastową reakcje i aż wyprostował się na kanapie, żeby to ukryć. Oparł ręce na kolanach, a pozycja umożliwiła mu odczytanie fragmentu strony. Do jego nosa dotarł również słodki, obezwładniający zapach jej ciała. Przełknął ślinę.
- Tak długo, jak tylko się da – mruknął i dodał po chwili – Ciekawa? – jej rozszerzone źrenice natychmiast odnalazły jego oczy. Był pewny, że delikatnie się speszyła i tak jak przypuszczał, natychmiast starała się to ukryć.
- Doskonała – szepnęła mrużąc oczy i przyglądając  mu się uważnie.
- Doskonała? – powtórzył przysuwając się jeszcze trzy centymetry. Jego oczy ześliznęły się po jej jasnej cerze i zatrzymały się na rozchylonych ustach. Nie potrafiła wykrztusić słowa. Ta sytuacja wyraźnie ją przerosła. Nie miała pojęcia jak zareagować i co odpowiedzieć, żeby nie zrobiło się jeszcze bardziej dziwnie. Z drugiej strony doskonale zdawała sobie sprawę, że cisza, która między nimi zapadła powodowała niesamowicie wkurzające napięcie. Nie umiała jednak znaleźć odpowiednich słów i nie potrafiła zapanować nad swoim wzrokiem. Jej oczy przyglądały mu się z taką samą uwagą jak jego jej.
- Tak, doskonała – powiedziała po dłuższej chwili i zaklęła, za późno zdając sobie sprawę z tego, że popełniła błąd. Na jego ustach pojawił się uśmiech satysfakcji. Wkurzyła się. Nie potrafiła znieść tej jego piekielnej pewności siebie. – Książka – dopowiedziała, a on się roześmiał. Zgromiła go wzrokiem i delikatnie spurpurowiała. Pochwyciła lekturę i zaczęła gramolić się z fotela. Zareagował instynktownie. Chwycił ją za rękę. Ich ciała przeszył dziwny prąd, a oczy ponownie się spotkały. – Czego chcesz, Black? – syknęła, ale nie wyrwała dłoni. Uśmiechnął się bezczelnie i podniósł z kanapy. Stanął dosłownie kilkanaście milimetrów od niej. Jego palce splotły się z jej, a kciukiem zaczął toczyć delikatne kółka po jej gładkiej skórze. Uniosła głowę i spojrzała wyzywająco w jego czarne oczy. Za żadne skarby nie pozwoli mu przejąć kontroli. Wstrzymała jednak oddech, kiedy pochylił się delikatnie. Poczuła to fantastyczne ciepło przy swoim uchu i z ledwością opanowała dreszcz. Przymknęła natomiast oczy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie tego zauważyć.
- To, czego chcę jest tak cholernie nieosiągalne, że aż korci mnie, aby to wziąć, Evans – szepnął, a jej ciało ponownie pokryła gęsia skórka. Nie wiedziała jak to zinterpretować. Nie wiedziała jak sformułować myśl, a jednocześnie bała się, że jej ciało udzieli odpowiedzi za nią. Przełknęła ślinę i otworzyła oczy, myśląc gorączkowo.
- Tworzenie metafor nie jest twoją dobrą stroną – wychrypiała. Wiedziała doskonale, co ma na myśli. Zdała sobie z tego sprawę już dawno temu. Coś jednak w niej siedziało i mruczało do ucha. Kusiło. Musiała to usłyszeć wprost. Bez krętactw, bez tej całej otoczki. Może właśnie dlatego, nim zdążyła się powstrzymać, wypowiedziała te cholerne dwa słowa. – Czego chcesz?
Uśmiechnął się pod nosem i cofnął twarz, by móc na nią spojrzeć. W jej oczach czaiło się przerażenie wymieszane z podnieceniem, przez twarz przechodził dziwny cień, a na ustach czaił się wkurzający uśmiech. Uśmiech triumfu, przewagi.
- Nie jest ważne, czego chce, ważne jest, co mogę – prychnęła. Wkurzała ją ta cała gierka. Śmieszyło ją to, że pomimo tej całej pewności siebie, tego drania, którego z siebie robił, nie potrafił powiedzieć wprost. Przecież musiał zdawać sobie sprawę z tego, że ona wie. Pokręciła głową i wspięła się delikatnie na palce tak, aby móc się z nim zrównać. Wziął głęboki oddech, kiedy jej usta przypadkiem musnęły płatek jego ucha.
- Straciłeś jaja, Black – szepnęła, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Zrozumiała, wreszcie zrozumiała, jak fantastycznie jest wcielić się w postać, jego postać. Jaką satysfakcję sprawia przejęcie kontroli i obezwładnianie za pomocą słów. Opadła z powrotem na podłogę i odwróciła się w kierunku swojego dormitorium. Z jej ust wyrwał się delikatny okrzyk przerażenia. Jego palce mocniej zacisnęły się na jej dłoni i szarpnęły. Pewnie. Zdecydowanie. Przyciągając ją z powrotem. Książka wypadła jej z rąk i z głuchym uderzeniem wylądowała na dywanie. Oddychał ciężko, jakby z trudem mógł opanować targające nim emocje. Ich twarze dzieliły centymetry, a ich oczy wpatrywały się w siebie z dziką intensywnością. Dodatkowo, w jej zielonych i rozmigotanych dojrzał cień wyzwania. Czekała, aż coś powie, aż wykona ruch. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Wolał z dystansu badać grunt niż palnąć głupotę. Niż zdradzić się do końca. – Tak myślałam – syknęła i wreszcie mu się wyrwała. Zdążyła wykonać ledwie trzy kroki, a odzyskał jasność umysłu. Dotarło do niego to, co powiedziała.
- O co ci chodzi, do cholery? – warknął poirytowany. Podniecenie wypełniało jego ciało i coś mu mówiło, że nie może pozwolić jej odejść. Nie teraz. Nie w takim momencie. Skierowała na niego swoją twarz i posłała mu drwiący uśmiech.
- O to, że jesteś pieprzonym draniem. Uważasz, że każda ci się należy, że żadna ci się nie oprze! – roześmiała się drwiąco. – A jednocześnie jesteś kretynem, który nie potrafi powiedzieć wprost, czego chce. Tylko oplatasz to w jakieś pieprzone, nic nie warte metafory.
- A ty? – podjął jej grę. Zmrużył oczy i powolnym krokiem ruszył do miejsca, w którym aktualnie się znajdowała.
- Co ja? – zapytała zbita z tropu.
- Potrafisz powiedzieć wprost, czego chcesz? – zniżył głos do szeptu. Ponownie dzieliły ich centymetry. Widząc jej pytające spojrzenie, wskazał na książkę, która nadal leżała na ziemi. – Czego pragniesz i o czym fantazjujesz?
- Jesteś chory! – syknęła z delikatnym obrzydzeniem i skrzyżowała ręce na piersi. Rudy kosmyk opadł na jej czoło i ogarnęła go nieposkromiona chęć, aby go odgarnąć i dotknąć tej delikatnej cery. Był pewien, że ponownie przeszyłby go ten prąd, że ogarnęłoby go to uczucie. To podniecenie. Uniósł prawą dłoń, ale w momencie, kiedy opuszki jego palców miały się spotkać z jej skórą, zacisnął zęby i opuścił ją z powrotem. Bał się, że ten gest wywołałby lawinę, której nie byłby w stanie opanować. Posłała mu drwiący uśmiech i ponownie spróbowała odejść, ale pochwycił jej dłoń i mocno splótł ich palce. Chciała mu się wyrwać, ale wykręcił jej dłoń za plecy. Ich usta niemalże się spotkały. Czuła jego oddech na swoich wargach, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Przestań się zgrywać – wymruczał. – Nie wierzę, że tego nie robisz, że nie fantazjujesz! Chociaż raz porzuć narzucone przez siebie bariery i wyrzuć z siebie to, co w tobie siedzi – z każdym słowem przybliżał się o milimetr. – Nie uwierzę, że przez te wszystkie lata, a już na pewno przez ostatnie miesiące w głowie miałaś tylko Jamesa. – Wzięła głęboki oddech. 
Ich wargi były już tak blisko siebie, a pomimo to nie mogły się połączyć. Przezwyciężył strach, a jego palce odgarnęły kosmyk z jej twarzy. Kiedy musnął jej czoło, ponownie przeszył go prąd. Z trudem zdusił chęć porwania jej w ramiona. Z trudem opanował podniecenie, ale jednocześnie nie miał pojęcia ile jeszcze będzie w stanie się bronić. Czekał. To musiała być jej decyzja. Jej wola. Jej pragnienie…

4 komentarze:

  1. Na Merlina!
    Kobieto masz niesamowity talent....
    Do tego te ostanie fragmenty <3 pisz, pisz,pisz i pisz

    OdpowiedzUsuń
  2. ja już się w tym wszystkim pogubiłam i nie wiem kto co z kim robił

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnych momentach też tego nie wiedziałam :/

      Usuń
  3. W końcu Syriusz i Lily! Dwa wybuchowe charaktery które tak uwielbiam! ;3 Opłacało się czekać 55 rozdziałów! ;D

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy