piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział siódmy: Słodkich snów, Lily…

[muzyka]

Minęło dobre pięć minut, zanim zdałam sobie sprawę, że zostałam na korytarzu sama. Black i Remus już otoczyli łóżko Pottera. Westchnęłam głęboko i weszłam do Skrzydła Szpitalnego. Nigdy nie lubiłam tego pomieszczenia. Dwa rzędy łóżek, każde z białą pościelą. W dodatku mieściło się na pierwszym piętrze od północnego zachodu, więc panował tu dosyć przytłaczający klimat… Tylko dwa łóżka były zajęte. Nie wiem czy Pani Pomfrey  zdała sobie sprawę z tego, że jej pacjenci są dla siebie niebezpieczni, czy po prostu taki miała zwyczaj, ale obaj panowie znajdowali się z dala od siebie. Obojgu też zabrała różdżki. Potter leżał na końcu Sali w łóżku po prawej stronie, tuż przy drzwiach do gabinetu pielęgniarki. Jakby chciała go mieć jak najbliżej siebie. Michael natomiast leżał prawie przy samych drzwiach wejściowych do szpitala po stronie lewej. Przyjrzałam się uważnie Daviesowi. Oczy miał zamknięte, oddychał płytko, ale w miarę równomiernie. Potter siedział w pełni sił i gawędził o czymś z Huncwotami. Kiedy zastanawiałam się, czy mam usiąść przy łóżku Daviesa czy jednak dołączyć do Huncwotów, weszła pani Pomfrey. Spojrzała na mnie łagodnie i podeszła stając przy Michaelu.
- Śpi. Podałam mu Eliksir Słodkiego Snu.
- Dlaczego? – spytałam nie widząc powodu.
- No cóż. Za bardzo się wyrywał do pana Pottera. W jego stanie jakikolwiek wysiłek byłby nie wskazany. Uważam jednak, że ich porachunki nie zostały jednak wyrównane. – spojrzałam na śpiącego Michaela. Pełno miał zadrapań.
- Nie, chyba nie… - westchnęłam z rezygnacją. – A co z…
- Panem Potterem? – zapytała patrząc na mnie uważnie. Kiwnęłam niepewnie głową. – Ten ma się zdecydowanie lepiej. Niestety muszę zapytać, co się stało?
Remus i Black spojrzeli na mnie uważnie.
- Oni pani nie powiedzieli? – zapytałam grając na czas.
- Gdyby mi powiedzieli, to bym nie pytała, panno Evans.
- No tak… - odpowiedziałam zamyślona.
- Więc? – ponagliła mnie.
- Ja… A co konkretnie chciałaby pani wiedzieć? – zapytałam, jak mi się wydawało, dość rozsądnie.
- Panno Evans. Tu wszystko ma znaczenie. Gdzie byli, o co się pojedynkowali i jakie zaklęcia zostały użyte. Wygląda na to, że jednym z nich było zaklęcie czarnomagiczne.
- Czarnomagiczne? – zapytałam zaskoczona.
- Tak, rany jakie odniósł pan Potter, są dość nietypowe. Zaklęcie nie podziałało poprawnie. Nie wiem dlaczego. Może mi pani wyjaśni?
- Znaczy… Michael wypowiedział jakieś zaklęcie. Nie znam jego formuły… Ale nie sądzę, żeby Davies znał jakieś…
- Proszę mi wybaczyć, panno Evans, ale mnie nie interesują jakieś domysły, ale fakty. A fakty są takie, że ręka pana Pottera została potraktowana zaklęciem czarnomagicznym. Dobrze by więc było jakby sobie pani przypomniała, co wypowiedział pan Davies.
- Sectu… tak się zaczynało… Niestety w tym samym momencie rzucałam zaklęcie, tak samo jak Potter. Ich zaklęcia się zderzyły. A moje protego ich od siebie oddzieliło. – rzuciłam szybkie spojrzenie Huncwotom. Remus kiwnął głową. Tak jakby chciał powiedzieć, że to, co powiedziałam wystarczy.
- Rozumiem. Niestety nie znam tego zaklęcia… - zamyśliła się na chwilę. – Oczywiście więcej ponad to, co mi pani powiedziała już nie usłyszę?
- Obawiam się, że nie… - wyszeptałam nieśmiało.
- Rozumiem. No, przynajmniej już wiem, dlaczego ręka pana Pottera tak strasznie się leczy, a także to, dlaczego uszkodzenie było tak niewielkie. – westchnęła po czym ruszyła w stronę swojego gabinetu.
- Dzięki. – powiedział Remus patrząc na mnie znacząco. –  My lecimy. We wspólnym czeka Peter i dziewczyny, na pewno się niepokoją. Idziesz, Lily?
- Nie, muszę porozmawiać z Potterem w cztery oczy. Przekaż Dorcas, że powinnam się pojawić za niecałe pół godziny, dobrze?
- Jasne – odpowiedział z uśmiechem. – Chodź Syriuszu. Łapa? – obejrzał się przy drzwiach. Black nadal siedział na krzesełku przy łóżku Jamesa. Na dźwięk swojego przezwiska lekko się poruszył i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na swojego przyjaciela.
- Cooo? – zapytał.
- Co się z tobą dzieje? Chodź, idziemy do Dorcas, Mary i Petera, na pewno się niepokoją.
- Taaak… chodźmy! – stwierdził nagle i podniósł się z miejsca ruszając do drzwi.
- Evans! Ty się o mnie martwisz? – zapytał Potter ledwo koniec fartucha pani Pomfrey oraz jego przyjaciele zniknęli za drzwiami.
- Chciałbyś. Po co za nami szedłeś?! Jak tam się dostałeś? – zapytałam z trudem opanowując gniew. Wiedziałam, że zanim wybuchnę muszę z niego jak najwięcej wyciągnąć.
- Mam swoje sposoby. – uciął temat.
- Dlaczego za mną szedłeś?
- Miałem swoje powody.
- Jesteś beznadziejny. – wyszeptałam z niedowierzaniem.
- Tak, wiem. – powiedział z uśmiechem. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Wiem też, że jestem kretynem w kółko czochrającym swoją grzywę, a! I wiem, że w kółko się wywyższam! – uśmiechnął się. Nadal patrzyłam na niego z niepokojem.
- Chyba dosyć mocno oberwałeś, co?
- Nie. Już tyle razy to słyszałem, Lily, że sam zacząłem w to wierzyć. – puściłam tą uwagę mimo uszu.
- Skąd wiecie o Pokoju Życzeń? – zmieniłam temat.
- Ja bym raczej chciał wiedzieć, skąd on o nim wie… - Potter jakby zmarkotniał.
- Tego nie wiem, ale na pewno się dowiem. Nie zmieniaj tematu.
- Kochanie, jest tak miło. Rozmawiasz ze mną, twój chłopak śpi. Porzuć ten rzeczowy ton i chodź tu do mnie, co? Wygrzałem ci już miejsce obok siebie – uśmiechnął się rozbrajająco. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie dopuścisz, co, Potter?
- Nigdy. – powiedział patrząc na mnie uważnie, nagle poważniejąc.
- Nie dowiem się od ciebie niczego? – dopowiedziałam lekko się czerwieniąc. Potter też jakby się lekko zmieszał.
- A to… Myślałem… a nie ważne. Posłuchaj, wiemy o tym Zamku dużo więcej niż ktokolwiek. Nie ma chyba żadnej rzeczy, o której byśmy nie wiedzieli.
Zamyśliłam się. Huncwoci trzymają się razem. Cała czwórka pilnuje ich sekretów. Rozmawiałam już z trzema, został tylko Peter. Niestety ten ostatni z reguły nie odłączał się od grupy. Skąd mieli tą mapę? I czy to ona jest ich źródłem informacji?
- To, co? – z zamyślenia wyrwał mnie głos Pottera. Jego dawny beztroski ton znów powrócił. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Odchylił pościel w zapraszającym geście. – Wskakujesz?

***

- Peter! – krzyknęłam. Była przerwa na drugie śniadanie. Od samego rana próbowałam z nim porozmawiać, ale zawsze udało mu się wywinąć. Po wczorajszej rozmowie z Blackiem i Lupinem, zrozumiałam, że nie pozwolą nikomu odkryć ich tajemnicy. Może właśnie dlatego Peter przede mną uciekał, albo zazwyczaj jak już go złapałam pojawiali się Huncwoci? Teraz też tak było. Szłam z dziewczynami do Wielkiej Sali, ale ledwo wykrzyknęłam jego imię, już siedział między kolegami.
- Lily, dlaczego tak bardzo chcesz z nim porozmawiać? – zapytała Dorcas.
- Bo tylko on już mi został. – odpowiedziałam bez entuzjazmu. Dorcas spojrzała na mnie uważnie. No tak, dziewczynom nie powiedziałam po co ścigam Huncwotów. Wczorajszego wieczoru usłyszały tylko okrojoną wersję Lupina. Ze mną nie miały okazji porozmawiać, bo wróciłam późno. – Po prostu rozmawiałam już z Blackiem, Potterem, Lupinem i wiem, że jak on mi nie powie, to nikt mi nie powie!
- Ale czego? – zapytała Dorcas z dziwnym wyrazem twarzy. Rozejrzałam się dookoła. Niedaleko nas stała Eloise. Wyraźnie zainteresowała ją nasza rozmowa.
- Nie tutaj, dobrze? – syknęłam.
- Dobrze, więc gdzie? W dormitorium po kolacji?
- Nie mogę… - jęknęłam z rezygnacją. – Idę do Michaela.
- Jeszcze nie wyszedł?
- Nie, pani Pomfrey chce go przetrzymać jeszcze dwa dni. – wzruszyłam ramionami.
- Rozumiem, więc przed kolacją?
- Muszę iść do biblioteki. Przecież wiesz, że mamy do napisania esej dla Slughorna.
- Lily! – spojrzała na mnie karcąco. – Próbujesz się wywinąć?!
- Nie! – odpowiedziałam, nie do końca zgodnie z prawdą. Esej już dawno miałam napisany. Nie chciałam jednak zdradzać Dorcas o czym chcę rozmawiać z Petrem. Wiedziałam, że podejdzie do tego dosyć sceptycznie, albo zareaguje tak, jak na opowieść o mapie. Widząc jednak jej niezadowoloną minę, stwierdziłam: – Dobra, chodź. – i pociągnęłam ją za rękę do łazienki. Mary zdziwiona poczłapała za nami.
- Co my tu robimy? – zapytała rozglądając się po Łazience Jęczącej Marty. Obie ją zignorowałyśmy.
- Więc? – ponagliła mnie Dorcas.
- Och! No bo wczoraj, jak siedziałam z Michaelem w tym pokoju… - i opowiedziałam im wszystko. Tak jak przypuszczałam. Dorcas zrobiła dziwną minę, a Mary jak zwykle błądziła gdzieś myślami.
- I chcesz zapytać Petera o to, skąd o tym wszystkim wiedzą?
- A ciebie to nie interesuje? – zapytałam zaskoczona.
- Szczerze mówiąc, Lily, to nie bardzo. – wzruszyła ramionami. Spojrzałam na nią wściekła. – Ale skoro tak bardzo ci na tym zależy, to pomożemy ci porozmawiać z Peterem.
- Dzięki. Poradzę sobie. – burknęłam zła i pchnęłam drzwi od łazienki.  Usłyszałam bum, a później cichy jęk. Otworzyłam je szerzej, i zobaczyłam trzymającego się za nos Petera. Najwyraźniej oberwał ode mnie drzwiami. Rozejrzałam się. Nikogo nie zauważyłam. Mało myśląc wciągnęłam go do środka. Dorcas i Mary patrzyły na to zdziwione.
- Lily! Spóźnię się na transmutację! Wiesz jaka jest McGonagall! Nie mam zamiaru dostać szlabanu.
- Nie wyjdziesz dopóki nie odpowiesz mi na kilka pytań.
- Ja nic nie wiem! – zapiszczał najwyraźniej przerażony.
- Nie sądzę. Skąd wiecie tyle o Zamku i jego sekretach? Skąd wiecie o Pokoju Życzeń? – nie odpowiedział. Patrzył na mnie tylko przerażony. – Nikomu o tym nie powiem. Mamy mało czasu. Im szybciej to załatwimy tym lepiej dla nas wszystkich, bo obejdzie się bez szlabanu. – niestety nadal milczał. Postanowiłam zaatakować z innej strony. – Peter, tylko ty mi zostałeś… I tylko ty mi możesz pomóc… - wyszeptałam kucając tak, aby mieć swoją twarz na wysokości jego.
- Oni nie będą zadowoleni… - wyszeptał w końcu.
- Kto oni?
- James i Syriusz. Powiedzieli, że mam nikomu nie mówić.
- Ich tu nie ma. Nie dowiedzą się, że mi powiedziałeś. Proszę, pomóż mi. – kątem oka dostrzegłam jak Dorcas z niedowierzaniem kręci głową. Peter westchnął i wymamrotał.
- Lupin jest wilkołakiem. Okryliśmy to w trzeciej klasie. Wtedy też na transmutacji była mowa o animagach… - mówił szybko, ledwo łapiąc powietrze. Nie przerywałam mu. – James i Syriusz postanowili się tego nauczyć. Opanowali to w piątej klasie. Mnie zajęło to trochę dłużej. Od tego momentu co miesiąc o pełni księżyca zamieniamy się w zwierzęta i dodajemy otuchy Remusowi. Dlatego też znamy Hogwart i Hogsemade jak mało kto… - zakończył i opuścił wzrok.
- A mapa? – zapytałam z lekkim trudem.
- Stworzyliśmy ją. Wiedzieliśmy o zamku już tyle, że mogliśmy go odrysować. Nieustannie ją poprawiamy… Co miesiąc odkrywamy coś nowego… - spojrzałam znacząco na dziewczyny. Obie wyglądały na równie przerażone jak ja. Głos dzwonku oznajmił następną lekcję. – Mogę już iść? – zapytał błagalnie Peter. Kiwnęłam głową. Wiedziałam, co myślą dziewczyny. Peter powiedział więcej niż mogłam oczekiwać. Miałam na Pottera co najmniej trzydzieści punktów regulaminu szkolnego. Groziło mu coś więcej niż tylko szlaban. Może nawet wydalenie? Co miesiąc włóczyli się nocami po zamku z wilkołakiem. Przecież to było niebezpieczne! Poznał Zamek tak dobrze, że nie ma już przed nim żadnej tajemnicy… W dodatku miał  mapę na której była kropka opisana moim imieniem i nazwiskiem. Mógł mnie śledzić. Można by nawet powiedzieć, że wie o mnie wszystko. Co robię, gdzie robię i z kim…

***

- Lily, co z tym zrobisz?
- Nie wiem!
- Powinnaś powiedzieć McGonagall…
- Żeby go wywaliła? Cudownie byłoby się go pozbyć raz na zawsze, ale nikomu tego nie życzę.
- No jasne. Wolisz go mieć na sumieniu jak Lupin straci panowanie nad sobą? – spojrzałam na nią bezradnie.
– Jedno jest pewne. W tym miesiącu jest bezpieczny… Spędzi pełnie w Skrzydle Szpitalnym.
- Ta, bardzo pocieszające – mruknęła Dorcas.
- Lecę do Michaela, widzimy się później?
- Jasne, leć…     
Dziesięć minut później już byłam pod drzwiami. Standardowo usłyszałam jak oboje wymieniają między sobą kąśliwe uwagi. Westchnęłam i pchnęłam drzwi. Aroganckie odzywki natychmiast zmieniły się w koleżeńską pogawędkę. Stanęłam w progu ze skrzyżowanymi ramionami.
- Oooo! Lily kochanie! – powiedzieli jak zawsze równocześnie i jak zawsze ze źle udawanym zaskoczeniem. Pokręciłam głową i podeszłam do Michaela dając mu buziaka w policzek.
- Evans, a ja?! – krzyknął oburzony współlokator.
- Spadaj, Potter. – odpowiedziałam automatycznie, nawet na niego nie spoglądając. – Jak się czujesz?
- Znakomicie! Było dużo gorzej zanim się tu pojawiłaś! Masz dla mnie coś dobrego? Jak nie buziak to może randka. Co ty na to, Evans? To chyba uczciwa propozycja? – spojrzałam wymownie w sufit. Michael uśmiechnął się pod nosem i pogładził mnie po policzku. Wiedział, że mnie to uspokaja. Przymknęłam oczy.
- Ekhm, czy ja już ci nie mówiłem, że masz jej w taki sposób nie dotykać? – warknął Potter.
- Hahaha, kretyn jesteś. Tyle ci powiem.
- No przecież muszę być na twoim poziomie, żeby ci przykro nie było. – odpowiedział od niechcenia Potter, śledząc każdy jego ruch bardzo uważnie. Michael lekko poczerwieniał. – Czemu ty z nim jesteś, Liluś? Myślę, że mógłbym cię bardziej uszczęśliwić.
- A co? Wychodzisz? – spojrzałam na Pottera. Tym razem na jego policzkach pojawiło się lekkie zmieszanie.
- Nie bądź taka przemądrzała, bo aż Ci nie pasuje! – odwarknął po chwili. Zamurowało mnie. Spojrzałam na niego wściekła. – Ja do ciebie z sercem na dłoni, a ty mnie traktujesz jak… jak…
- Jak coś bezwartościowego? – podpowiedział mu Michael.
- Zamknij się. Nie do ciebie mówię w tej właśnie chwili.
- Ale ja odpowiadam.
- Załamałeś mnie po prostu! Psychicznie, fizycznie, moralnie i duchowo! A teraz pozwól, że wrócę do rozmowy z Lily.
- A teraz pozwól, że ja z nią porozmawiam, a ty zajmij się tym swoim małym zniczem.
- Uważaj, żebym nie zajął się tobą.
- Sorry, Potter. Gustuję w dziewczynach. Odwal się wreszcie.
- W dziewczynach. Stary, tobie potrzeba do nich instrukcji obsługi i jakichś wymogów. Zbajerowałeś Lily i to chyba twoje jedyne godne podziwu osiągnięcie.
- Patrzysz tylko na wygląd, jesteś płytki! Oceniasz kobietę tylko po jej fizyczności!
- Wiesz co… Gdybym patrzył na wygląd, to z tobą nawet bym nie rozmawiał, a jednak dyskutujemy, Davies.
- Gustujesz w tej samej płci? – zapytał wyraźnie zażenowany Michael.
- Zwracam uwagę na wyjątkowe piękno. Nie martw się, możesz czuć się bezpiecznie.
- Uf! Ale mi ulżyło! Już się bałem, że będziesz mnie dręczyć tak jak MOJĄ dziewczynę, Potter – Michael położył nacisk na słowo „moja”, co na Rogaczu nie zrobiło większego wrażenia.
- Zdobyłeś ją i się cieszysz jak dziecko z czekoladki.
- Tak, bo to jest bardzo długo wyczekiwana czekoladka.
- Wzruszające. Zdajesz sobie sprawę, Davies, że to tymczasowe? Jak odkryje wreszcie twoją głupotę, to cię rzuci.
- Myślisz, że ktokolwiek jest w stanie pobić ciebie? Wszelkie rekordy należą już do ciebie w tej dziedzinie.
- Nieuniknione. Kiedyś w końcu znajdzie się ktoś, kto niestety mnie przebije w tego typu poczynaniach.
- Muszę cię rozczarować, to nie będę ja…
- Wiem, że to nie będziesz ty! Jesteś na to za głupi! – po słowach Pottera, Michael wyglądał na zbitego z tropu.
- Wiesz co powiedziałem?
- Tak. Jestem kretynem, ale nie aż takim, żeby nie rozumieć, co się do mnie mówi, Davies. Biedactwo. Ty naprawdę liczyłeś na to, że jednak mówię o tobie?
- Żartujesz?! Kto by chciał być taki jak ty?
- Zdziwiłbyś się, Michaelku ilu ludzi chciałoby być na moim miejscu. Evans, umówisz się ze mną? – zmienił nagle ton i uśmiechnął do mnie szeroko.
- Mam was dosyć! Wychodzę, a wy wreszcie dorośnijcie! OBOJE! –warknęłam wściekła i wychodząc, trzasnęłam drzwiami.

***

- Nie, oni nigdy nie dorosną! – krzyknęłam oburzona opadając powrotem na fotel.
- Daj sobie spokój, co? Potter zawsze był, jest i chyba już pozostanie kretynem.
- A Michael?
- Nie wiedziałam, że aż tak się zaangażujesz… myślałam, że wasz zawiązek istnieje tylko po to, żebyś zrobiła na złość Potterowi.
Naburmuszyłam się. Sama nie wiedziałam już co mam robić dalej. To co jest między mną, a Michaelem stawało się coraz bardziej poważne, ale tak na dobrą sprawę nie mieliśmy czasu ani sposobności, żeby o tym porozmawiać… Widziałam, jak mój chłopak na mnie patrzy… Wiedziałam, że to musi być coś wyjątkowego, ale czy ja naprawdę tego chciałam? Michael jest tak inny od Pottera. Mądrzejszy, zabawniejszy. Rozumie jak mu się mówi nie i tak nie nalega! Świetnie mi się z nim spędzało czas i rozmawiało, ale… nic więcej. Wyprostowałam się w fotelu patrząc na trzaskające płomienie w kominku.
- Lily, gdzie idziesz? – usłyszałam jakby z oddali głos Dorcas. Spojrzałam na nią nieprzytomnie. Wzruszyłam ramionami, nawet nie wiedziałam kiedy się podniosłam z fotela. Kiwnęłam do obu moich przyjaciółek i opuściłam Wieżę.
Musiałam porozmawiać z Michaelem. Właśnie do mnie dotarło, że to nie ma sensu. Nie miałam zielonego pojęcia, czy zdobędę się na odwagę, aby powiedzieć mu wszystko, ale musiałam wiedzieć. Musiałam zrozumieć… podeszłam do dębowych drzwi i chwyciłam z klamkę. Nie otworzyłam ich. Westchnęłam i oparłam się o nie plecami. I co dalej? Szczerość, czy dalsze kłamstwa? Sprawę może utrudnić Potter. Nie chciałabym, aby usłyszał te wszystkie kłamstwa. Nie wiem ile czasu stałam pod drzwiami i dumałam nad tym, czy wchodzić, czy może jeszcze poczekać. Przed oczami przelatywały mi najróżniejsze sceny. Rozmowa z Michaelem w bibliotece, nasz pierwszy pocałunek, jego awantura z Potterem i ta nieziemska randka w Pokoju Życzeń. I kiedy tak stałam dotarło do mnie, że między mną, a Michaelem jednak coś się nawiązało. Że to nie jest zwykła przyjaźń, że może warto dać nam szansę? Przepełniona dziwnym uczuciem i ciepłem wokół serca chwyciłam za klamkę, ale głos Pottera powstrzymał mnie przed wejściem do środka.
- Jak ty tak możesz?! Przychodzi do ciebie, obściskujesz się z nią! Potrafisz kłamać, aż tak perfidnie?
- Nie twój interes, Potter.
- Albo jej powiesz, albo ja to zrobię!
- Spróbuj, a poznasz moich kolegów, Potter.
- Jesteś identyczny jak Smarkerus! Tchórz!
- Nie każdy gra bohatera tak otwarcie, jak ty. – po cichu otworzyłam drzwi na kilka centymetrów. Stali na środku Sali. Oboje mieli w oczach rządzę mordu.
- Bo nie każdego na to stać. Powiesz jej?
- Czego ty chcesz, Potter?
- Żebyś przestał ją wreszcie oszukiwać i wykorzystywać!
- Już ci to tłumaczyłem! Tak było na początku, ale teraz wszystko się zmieniło!
- Tak, dosyć nietypowy sposób sobie wybrałeś, żeby pokazać mi, że jesteś lepszy, bo ją zdobyłeś! –otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- Michael, o czym on mówi? – oboje spojrzeli na mnie przerażeni.
- Lily… - wyszeptał i ruszył w moją stronę. – Ja ci to wszystko wytłumaczę! Kochanie!
- Co ty chcesz mi tłumaczyć? – zapytałam zaskoczona, moje oczy biegły od jednego do drugiego. Potter stał lekko z tyłu. Minę miał niewyraźną.
- To, co powiedział Potter, to wcale nie tak. Na początku tak było… - zaczął się gorączkowo tłumaczyć, a ja patrzyłam na niego niewiele rozumiejąc. – Znaczy, tak sobie pomyślałem, że Potter ma wszystko. Chodził po szkole i puszył się jak paw. A tylko ja i Severus wiedzieliśmy, że jest nadętym kretynem! Pomyślałem sobie, że jakoś mu się odpłacę. Wiedziałem, że wygrana w qudditcha to za mało. Chciałem więc zdobyć jego poprzednie dziewczyny, ale na nim nie zrobiło to większego wrażenia. Każda z nich powiedziała mi, że dla niego najważniejsza jest ta głupia złota piłka i ty. Lily, Liluś…
- Wykorzystałeś mnie? – zapytałam łamiącym się głosem. – Stwierdziłeś, że jestem kolejną głupią panną, którą możesz zbajerować? Którą możesz wykorzystać?!
- Liluś, tak było na początku. Ale tydzień temu w tym Pokoju zrozumiałem, że…
- Przestań! – przerwałam mu. – Nie mam ochoty słuchać twoich kłamstw.
- Lily, kochanie… proszę cię, wysłuchaj mnie. Ja naprawdę cię…
- Przestań, słyszysz?! Jesteś żałosny! Wykorzystujesz ludzi tak samo jak Potter!
- Lily… - wyszeptał.
- Zostaw mnie… - już był przy mnie delikatnie głaskał mój policzek. – Zostaw mnie! – krzyknęłam i spojrzałam na niego z nienawiścią. Z jego oczu nic nie dało się wywnioskować.
- Udało ci się. Jesteś lepszy od Pottera! Hura! – zaczął ogarniać mnie niepohamowany gniew. Wiedziałam, że za moment rozpłacze się jak mała dziewczynka, ale nie chciałam, żeby żaden z nich widział mnie w takim stanie. Wzięłam więc głęboki wdech i spojrzałam na niego najchłodniej jak tylko potrafiłam. – Gratuluję. Udowodniłeś, że jesteś jeszcze większym palantem niż on. A ja, jak idiotka ci wierzyłam. Boże, ja cię nawet… Teraz jesteś zadowolony? – wyszeptałam jeszcze do Pottera, ocierając spływającą łzę. 
Chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam. Odwróciłam się na pięcie i opuściłam Skrzydło Szpitalne.

***

Kolejny dzień. Kolejna sobota. Za oknem robiło się coraz mniej ciekawie. Kolorowe, słoneczne dni odeszły, a ich miejsce zastąpiła nudna i przygnębiająca jesień. Listopad. Coraz częściej słychać było odległe grzmoty. Krople deszczu rozbijały się o szybę, tak jak dawno temu roztrzaskały się moje marzenia. Minęły już dwa tygodnie, a ja nie potrafiłam się pozbierać. W głowie pobrzmiewały mi słowa Pottera… „Chce mi udowodnić, że jest lepszy ode mnie, bo cie zdobędzie, a mi się nie udało!”, a także żałosne tłumaczenie się Michaela… „Wiedziałem, że wygrana w Qudditcha to za mało”. W kółko zastanawiałam się, dlaczego trafiam na takich beznadziejnych facetów. Jednego żałowałam. Tego, że nie uwierzyłam Potterowi tamtego wieczoru, zanim pocałowałam Michaela i zanim się zaangażowałam. W duszy dziękowałam mu też, że powstrzymał Daviesa. Tak… tamtego wieczoru, jak tylko opuściłam Skrzydło wybiegł za mną.
- Lily! Poczekaj, Lily!
- Odwal się, Davies.
- Davies?! To teraz tak będziesz do mnie mówić? Tak jak do tego palanta Pottera?!
- Jesteś jeszcze gorszym palantem niż on!
- Lily! – dogonił mnie i złapał za ramiona. – Przepraszam, okej? Naprawdę nie chciałem, zrozum. Na początku…
- Michael, ja naprawdę nie mam ochoty tego słuchać… - wyszeptałam słabym głosem.
- Ale wysłuchasz! Nie puszczę cię dopóki nie usłyszysz tego, co mam ci do powiedzenia. – spojrzałam na niego oczami pełnymi łez. Moja bezsilność rosła. Nie miałam ani ochoty słuchać tych tłumaczeń, ani nawet przebywać w jego towarzystwie. Nie miałam jednak wystarczająco dużo siły, aby go odepchnąć i po prostu sobie pójść.
- Michael, proszę cię. Zostaw mnie w spokoju…
- Nie, dopóki nie zrozumiesz!
- Proszę… - wyszeptałam kryjąc twarz w dłoniach.
- Zostaw ją, Davies. – w drzwiach pojawił się Potter. Był bardzo blady i ledwo trzymał się na nogach. Rękę nadal miał na temblaku.
- Odwal się, Potter. To sprawa miedzy mną, a Evans!
- Myślę, że sprawy między wami skończyły się w momencie, kiedy Lily opuściła szpital. – spojrzałam na niego z wdzięcznością.
- Wracaj do ciepłego łóżeczka, Potter, i nie zgrywaj bohatera.
- Teraz jesteś taki odważny, co? Bo widzisz, że ledwo stoję na nogach? Pokonałem cię już dwa razy w pojedynku, myślisz, że nie uda mi się po raz trzeci?
- Jesteś sam. Osłabiony. Nie chcę ci zrobić krzywdy, Pottuś.
- Ależ proszę bardzo! Skoro uważasz, że jestem taki słaby to dlaczego mnie nie zaatakujesz?!
- Daruj sobie. Mam teraz ważniejsze sprawy na głownie niż ty. Rozmawiam.
- Chyba raczej prowadzisz monolog. Ona nie chce z tobą rozmawiać.
- Zamknij się, Potter, i wracaj skąd przyszedłeś!
- Zostaw ją, albo będziesz miał ze mną do czynienia.
- Z tobą? – Michael wykrzywił usta w drwiący uśmiech, który dosłownie po trzydziestu sekundach zamienił się w przerażenie. Z drugiego końca korytarza ku nam szli Huncwoci.
- Dobre duszki nam przyniosły wieści, że masz tarapaty, James. – stwierdził Black uważnie przyglądając się całej naszej trójce. Widziałam to jak przez mgłę. Nie wiem jak to się stało, ale coś błysnęło, ktoś chwycił mnie za rękę, usłyszałam huk. Byłam przerażona. Biały pył spowodował, że nic nie widziałam. Dusząc się i kaszląc próbowałam wymacać gdzie się znajduję.
- Wszystko w porządku, Lily? – usłyszałam szept gdzieś bardzo blisko mojego ucha. Dopiero po dobrych trzydziestu sekundach zorientowałam się, że jestem za jakimś posągiem. Plecami byłam oparta o ścianę, a postawna, wysoka postać osłaniała mnie swoim ciałem. Nie miałam pojęcia kto to, ale wiedziałam, że dzięki niemu uniknęłam niejednego uderzenia w głowę. Zastanawiałam się, jak się tu znalazłam i co się właściwie stało. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. – Nic ci się nie stało? – znów ten szept. Zdobyłam się na pokręcenie głową i niczym małe dziecko rozkleiłam się na dobre. Płakałam i płakałam, a silne ramiona przytuliły mnie mocno do siebie. Wtuliłam się w nie jeszcze mocniej. Emocje zaczęły mnie opuszczać wraz z potokiem łez.
- Ci… już, jesteś bezpieczna. - podniosłam głowę. Nadal szlochając spojrzałam w orzechowe oczy Jamesa. - Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić… Ufasz mi? - wyszeptał i otarł spływającą łzę z mojego policzka.
Nie wiem, co by się stało, gdyby Potter się nie pojawił. Prawdopodobnie uległabym Michaelowi, albo tak bym się rozkleiła, że nie wiedziałabym co dalej. Pamiętam tylko, że do wieży odprowadził mnie Remus. Black z Daviesem i Potterem trafili do dyrektora. Jak weszłam do sypialni, dziewczyny już spały. Opowiedziałam im wszystko następnego dnia. Niestety do dnia dzisiejszego nie udało im się poprawić mi humoru. Najbardziej bałam się tego, że Davies będzie próbował złapać mnie na korytarzu między lekcjami. I niestety moje obawy były słuszne. Zawsze wtedy znikąd pojawiał się Potter, a ten bez słowa odwracał się i zostawiał mnie w spokoju. Dorcas stwierdziła, że przesadzam, bo przecież tak na dobrą sprawę między mną, a Michaelem jeszcze nic nie zdążyło się wydarzyć. Nie miała racji. Nawet jeżeli żadne z nas nie zaangażowało się aż tak bardzo, czułam się podle wiedząc, że Michael tak okrutnie mnie wykorzystał. Wolałam unikać pokoju wspólnego. Za dużo było w nim ludzi, za duży hałas. Natomiast w dormitorium było za cicho i za spokojnie. Nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca. Dziewczyny chciały mnie rozśmieszyć, wyciągnąć z łóżka, ale po którejś z prób wydarłam się, żeby mnie zostawiły w spokoju, bo nic nie rozumieją i już więcej nie próbowały. Zaraz po lekcjach zamykałam się więc w sypialni i nie wychodziłam, aż do następnego dnia. Gdyby nie to, że były lekcje, prawdopodobnie w ogóle bym nie opuszczała łóżka.
- Hej… - moje popołudniowe rozmyślania przerwał czyjś głos. Nie odwróciłam się jednak w stronę osoby, która przerywała mój spokój. – Nie przeszkadzam? – nie odpowiedziałam. Usłyszałam jak ten ktoś przechodzi kilka kroków, a po kilku następnych sekundach siada na łóżku z mojej lewej strony. Nadal nie odrywałam wzroku od roztrzaskujących się kropel. Miałam nadzieję, że ten ktoś zniechęcony sobie pójdzie, że odpuści i zostawi mnie w spokoju, ale się nie doczekałam. Mijały kolejne minuty, a mój gość nawet się nie poruszył. Czułam jednak, że patrzy na mnie bardzo uważnie. Chcąc nie chcąc westchnęłam i odwróciłam wzrok.
- Potter! Co ty tu robisz? Jak się tu dostałeś?! – zapytałam zaskoczona. Uśmiechnął się pod nosem.
- Mam swoje sposoby. – odpowiedział zadowolony i spojrzał mi w oczy z lekkim niepokojem. – Jak się czujesz?
- Dobrze, a jak mam się czuć? – odpowiedziałam wymijająco.
- Dziewczyny się o ciebie martwią. Mówią, że się tu zamykasz i nie chcesz z nikim rozmawiać. – odwróciłam się z powrotem w stronę okna.
- Ty też masz zamiar prawić mi morały w stylu: Lily, daj spokój, to był dupek, olej go i chodź z nami? – zapytałam wściekła.
- Nie. Przyszedłem porozmawiać. Myślałem, że skoro z przyjaciółkami się nie dogadujesz, to może ze mną ci się uda – powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Skąd taki wniosek, Potter?
- Tak sobie po prostu pomyślałem, że może będzie miło… - wyszeptał speszony.
- Jasne. Ty nie myślisz, Potter, a jak już to z reguły dochodzisz do złych wniosków.
- Ja chcę ci tylko pomóc…
- Nie potrzebuję pomocy, jasne?! – zapytałam dosyć ostro odwracając się od okna. – A już na pewno nie od ciebie! Myślisz, że jak raz mi pomogłeś to teraz już tak będzie zawsze?! Jestem ci bardzo wdzięczna za pomoc na korytarzu, ale to niczego między nami nie zmienia – krzyczałam, a łzy znów zalśniły mi pod powiekami. Nie odpowiedział. Siedział tylko i patrzył na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami. Nie było w nich typowego błysku, ani pewności siebie. Były smutne i jakby zamyślone. Jeszcze bardziej mnie tym wkurzył. Wyrzucałam z siebie tak długo kumulowany gniew. – Ty tego nie zrozumiesz. Jesteś taki sam jak on!
- To pomóż mi zrozumieć…
- Myślisz, że mnie znasz? Myślisz, że sobie przyjdziesz i poprosisz, a ja zacznę ci się zwierzać?! Co ty o tym wiesz? Wykorzystujesz ludzi tak samo jak on! Oboje chodzicie po szkole i się puszycie! Liczy się dla was tylko ten cholerny Quidditch! Zaliczacie kolejne panienki i rzucacie je! Wykorzystujecie! Zmieniacie na lepszy model jak jakąś miotłę! Nie zdajecie sobie sprawy, że my też czujemy! Że się angażujemy, że planujemy… - znów się rozpłakałam. Potter zrobił dziwnych ruch, jakby chciał mnie przytulic, a później się rozmyślił. Po kilku sekundach jednak się przełamał. Usiadł na moim łóżku i zaczął gładzić po włosach.
- Lily… - zaczął niepewnie. Spojrzałam na niego zapłakanymi zielonymi oczami.
- Czego, Potter?! – otrąciłam jego rękę. – Myślisz, że my nic nie rozumiemy? Jesteśmy tylko waszymi trofeami! Zdobywacie nas żeby móc się później pochwalić kolegom! Żeby im pokazać jacy jesteście świetni! Jesteśmy dla was jak zabawki, jak się wam znudzimy to odrzucacie nas w kąt… – krzyczałam ocierając spływające łzy.
- Lily, proszę cię nie mów tak. – wyszeptał, co spowodowało, że jeszcze bardziej się rozkleiłam.
- Nie, Potter! Myślisz, że skoro ja i Michael… Że skoro my… To między nami może coś być?! Nie! Jesteś takim samym kretynem jak on! Brzydzę się tobą tak samo, jak nim! Hahaha! Ty miałeś nadzieję, że rzucę się na Ciebie jak jakaś fanka?! Jak naiwna dziewczyna, która nabierze się na te smutne oczka? Nie, Potter! Pomyliłeś adresy. Limit naiwności został wyczerpany. – znów to zrobił. Przytulił mnie mocno do siebie i gładził delikatnie włosy, z taką typową dla siebie czułością. Poczułam, jak mocno bije jego serce. Jak bije od niego ciepło. Czułam jego zapach… czułam się taka bezpieczna. Zaczęłam uspokajać. Szloch zamienił się w równy oddech. Łzy nagle przestały lecieć.
- Będzie dobrze… Dostał już za swoje, więcej cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to – usłyszałam jego spokojny szept. – Wiem, że ja też nie jestem idealny. Nikt nie jest, Lily. Ale ja się naprawdę staram. Nie masz zielonego pojęcia, jak bardzo mi przykro. Nie mogę patrzeć jak płaczesz, jak cierpisz! Gdybym tylko mógł… Zrobiłbym wszystko, żebyś tylko tego nie przeżyła, żebyś była szczęśliwa… Żebyś znowu się uśmiechała… jak Lily w dwóch warkoczykach, jak Lily, którą bardzo dawno temu pokochałem…
Ale jego ostatnich zdań już nie słyszałam… Pogrążyłam się w słodkim śnie, a gdy rano się obudziłam, nie wiedziałam, czy to mi się śniło, czy może działo naprawdę…

***

- Lily? – usłyszałam zaniepokojony głos. Otworzyłam oczy. Promienie słońca jasno oświetlały moją twarz.
- Ile spałam? – wyszeptałam zachrypniętym głosem przecierając oczy.
- Och! W końcu! Zaczęłyśmy się już niepokoić! Spałaś pół dnia i całą noc! Myślałyśmy, że coś ci się stało! – Dorcas patrzyła na mnie przerażona.
- Przespałam dwadzieścia cztery godziny? – zapytałam zaskoczona. Mary przytaknęła. – Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam. Pamiętam tylko, że kłóciłam się z Jamesem… Nawet nie wiem kiedy wyszedł! – stwierdziłam zaskoczona odkrytym przez siebie faktem.
- James tu był? – zapytała podekscytowana Mary.
- Tak…
- Lily, musiało ci się to przyśnić. Przecież on nie mógł się tu dostać prawda? Dobrze wiesz, że schody do naszego dormitorium są zaczarowane. Żaden chłopak się nie prześliźnie…
- Dorcas, zapomniałaś chyba, że mówimy o jednym z Huncwotów! Oni nawet wiedzą, że jest coś takiego jak Pokój Życzeń i masa innych tajnych przejść! – powiedziałam z uśmiechem.
- Niby tak, ale możesz mi powiedzieć kiedy on tu u ciebie był? Siedziałyśmy z nimi cały wieczór, a później od razu przyszłyśmy tu!
Zamyśliłam się. Na to pytanie nie miałam odpowiedzi, ale z pomocą przyszła mi Mary.
- Przecież poszłyśmy do biblioteki, pamiętasz? Poszłyśmy tam, bo musiałaś koniecznie porozmawiać z Thomasem o waszym związku. – stwierdziła sennym głosem i spojrzała na mnie uważnie. – O czym rozmawialiście?
- Tak to ma sens… Mógł się tu zakraść chociaż nadal nie wiem jak… - stwierdzałam ignorując pytanie przyjaciółki. Niestety druga je powtórzyła i już nie było ucieczki.
- Więc, o czym z nim rozmawiałaś?
- O Michaelu…  - dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
- Lily, a…
- Dajcie spokój. Było minęło! – uśmiechnęłam się szeroko i machnęłam ręką. Rozmowa z Potterem dodała mi jakiejś dziwnej energii. Zerwałam się z łóżka i ruszyłam do łazienki nucąc pod nosem.
- Gdzie ty się wybierasz? Wiesz, że jest niedziela? – zapytała zaskoczona Dorcas widząc jak wywalam cały kufer, żeby znaleźć coś do ubrania.
- Och tak!
- Więc wiesz, że lekcji dzisiaj nie ma? – upewniła się.
- Tak. Idę porozmawiać z Potterem. Nie zdążyłam mu podziękować z poprawę humoru – uśmiechnęłam się radośnie i zapinając sweter zaczęłam schodzić po schodach. Tak jak się spodziewałam siedział ze swoimi przyjaciółmi niedaleko kominka. Zeskoczyłam z ostatnich dwóch stopi i podeszłam do kanapy.
- Hej! – przywitałam się wesoło.
- No proszę, nasza Śpiąca Królewna! – roześmiał się Black. Uśmiechnęłam się do niego z ironią.
- Potter, możemy porozmawiać? – drgnął lekko, ale nie spojrzał na mnie. Wręcz przeciwnie jakby jeszcze bardziej się skupił na książce leżącej przed nim.
- O czym? – zapytał ostrożnie.
- Wolałabym w cztery oczy… - wyszeptałam lekko speszona. Spojrzał na mnie niepewnie po czym wstał i oddalił się ze mną na drugi koniec pokoju.
- Więc? – zapytał nie patrząc na mnie.
- Chciałam ci podziękować za rozmowę. Wczoraj musiałam zasnąć, nie pamiętam kiedy wyszedłeś… - powiedziałam łagodnie. Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi. – Szczerze mówiąc zastanawiam się czy to nie był sen. – zażartowałam.
- To musiał być sen, Evans. Przecież wiesz, że nam nie wolno wchodzić do waszej sypialni. – powiedział z błyskiem w oku.
- Wkręcasz mnie? – zapytałam kompletnie zbita z tropu.
- Nie. Bardzo bym chciał wiesz, ty i ja, sami w sypialni, ale to znając ciebie chyba nieosiągalne. – roześmiał się.
- Nie, chyba nie… - stwierdziłam zamyślona.
- Widzę, że masz lepszy humor – zauważył po dłuższej chwili milczenia.
- Taak… - odpowiedziałam ucieszona, że możemy jeszcze chwilkę porozmawiać. – Tak, miałam dosyć już tego nieustannego płaczu. Ty, znaczy ktoś mi wczoraj poprawił humor i dodał energii. Zrozumiałam, że nie ma sensu się użalać nad kimś bezwartościowym. – powiedziałam patrząc na niego uważnie. Znów zapadła krępująca cisza.
- Taaa… - wyszeptał, włożył ręce do kieszeni swoich jeansów i zaczął się bujać.
- Taaa… - westchnęłam i zaczęłam bawić się rękawem od swetra.
- Wiesz… - zaczął po dłuższej chwili. – Jak dla mnie, to musisz częściej płakać… - wyszeptał patrząc gdzieś w bok.
- Dlaczego? – zapytałam kompletnie zaskoczona.
- Bo… - znów zaczął szeptem i przybliżył twarz do mojej. Teraz widziałam swoje odbicie w jego orzechowych oczach. – Bo jak płaczesz to masz takie piękne światełka w oczach… - spojrzał na mnie z błyskiem w oku i odszedł do Huncwotów zostawiając mnie kompletnie zbitą z tropu.

***

- Mówiłam ci, że musiało ci się to przyśnić.
- Tak, ale jestem pewna, że on tam był…
- Śniło ci się i tyle! – stwierdziła z satysfakcja Dorcas. – Oho… nadciągają kłopoty.
Spojrzałam w tą samą stronę, co Dorcas. Z Wielkiej Sali wyszedł właśnie Davies, musiał mnie zauważyć, bo nagle zmienił kierunek i zaczął iść w moją stronę rozglądając się niepewnie.
- Kogo on szuka? – zapytała zaskoczona Dorcas.
- Pottera. Już ci przecież mówiłam, że nie pozwala mu się do mnie zbliżyć. Ale nie tym razem… - stwierdziłam z satysfakcją.
- Co masz na myśli? – zapytała zaniepokojona.
- Potter ma trening, a ja jestem gotowa na tą rozmowę.
- Hej, Lily… - powiedział trochę niepewnie.
- Czego chcesz? – rzuciłam oschle.
- Porozmawiać…
- Proszę bardzo, rozmawiajmy… - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Wolałbym, gdzieś w zacisznym miejscu i na osobności…
- Nie pytam się, co byś wolał. Nie obchodzi mnie to. Słucham? Co masz mi do powiedzenia?
- Lily… No to może chodźmy tam? – zapytał wskazując na drzwi do zawsze pustej klasy. Zgodziłam się, ale chwyciłam przyjaciółki i pociągnęłam za sobą.
- Więc? – ponagliłam go.
- Lily… Bardzo cię przepraszam… - powiedział i podszedł do mnie, chciał się przytulić. Wyjęłam różdżkę.
- Nie zbliżaj się do mnie. I już to słyszałam. Coś jeszcze? – zapytałam ozięble.
- Lily, przecież wiesz, że dla ciebie poszedłbym na koniec świata!
- Super! – stwierdziłam udając przeszczęśliwą. – A jak już tam dojdziesz to zrobisz mi tę przyjemność i zostaniesz tam? – zapytałam przesłodzonym głosem.
- Lily! Nie bądź taka. Nie sądzisz, że to przeznaczenie zetknęło nas ze sobą? Przecież łączyło nas coś wyjątkowego…
- Nie, Davies, to był zwykły pech!
- Liluś…
- Przestań! Jesteś żałosny! Trochę godności. Myślisz, że po tym wszystkim, co mi zrobiłeś dam ci drugą szansę? Gratuluje rozumu. – wysyczałam.
- Davies! Tu jesteś, niedobry chłopczyku. Wszędzie cię szukamy! – drzwi za nami się otworzyły. Nie musiałam się odwracać. Wiedziałam, kto wszedł.
- Powodzenia, Davies. – stwierdziłam z uśmiechem i wyszłam z klasy. Zanim się za mną zamknęły usłyszałam jeszcze przestraszony głos Michaela i szyderczy głos Blacka:
- Zabawimy się?
- Dajcie mi spokój, co ja wam takiego zrobiłem?!

***

- Ej, Evans! – do pokoju wspólnego weszła właśnie cała drużyna Gryfonów, a od progu ich kapitan krzyczał tak, że było go słychać w całym Zamku. Siedziałam wraz z przyjaciółkami i resztą Huncwotów na kanapach przy kominku. Ten okrzyk wywołał uśmiechy na twarzach moich współtowarzyszy.
- Czego chcesz, Potter? – zapytałam nie podnosząc głowy znad pracy domowej.
- Umówisz się ze mną? – zapytał z zawadiackim uśmiechem stając naprzeciw mnie. Szatę od quidditcha miał ubłoconą, a z jego włosów nadal leciały krople. Była połowa listopada. Na poprawę pogody nie było już co liczyć. Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Ta, a gdzie mnie zabierzesz?
- No wiesz, podobno w Hogsmeade otworzyli muzeum historii czarów, może się ze mną wybierzesz na wystawę zabytkowych strojów?
- Przebywać z tobą to jest jak być w muzeum! Nie ma na co patrzeć i zawsze jest nudno – odpowiedziałam ze lekkim uśmiechem, wracając do pracy domowej.
- Och, Evans! Przecież widzę, że chcesz, ale rozum Ci nie pozwala!
- Ty chyba za to ani po rozum ani po wzrost nie stałeś – stwierdziłam z przekąsem.
- Stałem po ciebie. – odpowiedział i wyszczerzył te swoje zęby w łobuzerskim uśmiechu.
- Jesteś niemożliwy! Powiedziałam ci już, nigdzie nie idę!
- No weź, pasujemy do siebie! Ja jestem ładny, ty mądra. To wręcz idealne połączenie, nie uważasz?
- Nie uważam, bo mnie rozpraszasz. Zajęta jestem. Pracę domową robię! – stwierdziłam rozbawiona.
- Świetnie! To ja idę się wykapać i zaraz od ciebie odpisze, okej? – stwierdził zadowolony, chwycił swoją miotłę i ruszył do dormitorium. Nagle zatrzymał się w połowie schodów i rzucił przez prawie cały pokój wspólny – Albo nie! Daj niech Remus dokończy! A my się widzimy za dziesięć minut pod prysznicem! – i zadowolony wszedł do sypialni. 
Roześmiałam się głośno i nie mogłam przestać. Tak. Powrót do normalności, tego mi było trzeba…

3 komentarze:

  1. Potter ah ten Potter :) i Black
    Uwielbiam tę dwójkę <3
    Ich teksty są zabójcze

    Wasze opowiadanie jest tak świetne, że postanowiłam je przeczytać jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Yeah w końcu coś się zaczyna dziać między tytułową dwójką ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam to ;) czytam już kolejny raz z rzędu całość i jeszcze nie mam dość;p Potter jest zabójczy <3
    Pozdrawiam ;*;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy