sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział Pięćdziesiąty Trzeci: Przyjaźń zawarta w dzieciństwie to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my.


[muzyka]

- Och, pani profesor! Właśnie im mówiłam, że...
- Panno Evans, możesz mi łaskawie powiedzieć, co robicie na szkolnym korytarzu, o tak późnej porze? – przerwała oschłym tonem i uniosła brwi.
Ruda wybałuszyła oczy w niemym pytaniu.
- Pani chyba nie myśli, że miałam cokolwiek wspólnego z tym, co oni zrobili? – wyjąkała nieskładnie.
- A co zrobili?
- Nie wiem! Brałam kąpiel w łazience prefektów, a kiedy wyszłam, nagle się przede mną zmaterializowali! – mówiła szybko, a język jej się plątał ze zdenerwowania.
Jeżeli przez nich otrzyma szlaban lub odejmą jej punkty, to ten wieczór będzie ich ostatnim w tym piekielnym zamku!
 - Syriusz lunatykował! – wypalił nagle Potter, wprawiając w osłupienie wszystkich zgromadzonych.
Musiał wymyślić coś kreatywnego, zanim ta zarozumiała małpa palnęłaby coś głupiego.
- Czyżby? – McGonagall spojrzała na niego znad swoich okularów.
- Właśnie, czyżby? – powtórzyła Ruda niczym automat, a Potter spojrzał najpierw na nią, a później na Blacka.
- Och, tak! Dosyć często mi się to zdarza! – Łapa momentalnie przybrał beztroski ton i uśmiechnął się łobuzersko. – A wie pani, pani profesor, że lunatyka się nie budzi?
- Więc poszedłem za nim! – podchwycił Potter.
Ruda słuchała tego z poirytowaniem, ale jednocześnie lekkim podziwem. Bajka, którą wymyślili była tak niesamowicie wiarygodna, że gdyby nie wiedziała, jak było naprawdę, to była skłonna w to uwierzyć. Kątem oka spojrzała na opiekunkę ich domu, ale ta nie dała po sobie nic poznać.
- No wie pani, pani profesor! Nie mogłem mu pozwolić na błąkanie się po zamku! Jeszcze by mu się coś stało!
- I tak sobie szliśmy i szliśmy, ja, bo lunatykowałem, i James, bo mnie pilnował, i natrafiliśmy na Evans! Natychmiast chciała biec po panią, ale James jej wyjaśnił, jaka jest sytuacja, więc po prostu starali się mnie nawrócić z powrotem do łóżka! – powiedział uradowany.
- Dokładnie tak było! – Rogacz natychmiast przytaknął. – A później się przestraszyliśmy jakichś odgłosów i woleliśmy pobiec prosto do Wieży, a wtedy, panna Evans – uśmiechnął się ironicznie i posłał jej wyzywające spojrzenie – stwierdziła, że ma coś do powiedzenia w tej sprawie! I zachciało jej się na środku korytarza prawić nam morały na temat regulaminu! Da pani wiarę?! W środku nocy, chciała nam recytować punkt po punkcie, co możemy, a czego nie! – stwierdził oburzony, a Ruda aż otworzyła usta. Nie była w stanie wykrztusić słowa. – A przecież nam nie wolno przebywać poza sypialnią w środku nocy!
 - No chyba, że w towarzystwie któregoś z profesorów! – uzupełnił Syriusz i skinął głową przed McGonagall.
- Albo za pozwoleniem!
- Albo z dobrym powodem! – pokiwał głową Black i wymienił znaczące spojrzenie z przyjacielem.
Najwyraźniej skończyły im się argumenty, bo oboje skrzyżowali ręce na piersi, a następnie prawą dłonią zaczęli pocierać podbródek, jakby chcieli pokazać, że nad czymś usilnie myślą. Zapanowała kilkunastosekundowa cisza. McGonagall ściągnęła usta i także skrzyżowała ręce na piersi. Jej spojrzenie było tak przenikliwie, że Ruda nie mogła wyjść z podziwu dla obu panów. Żaden nie odwrócił wzroku, ale obaj byli niesamowicie pewni siebie i uśmiechali się rozbrajająco.
- Black – odezwała się w końcu. – Opowiadasz to w taki sposób, jakbyś pamiętał każdy najmniejszy szczegół z tego zajścia.
- Tak jest, pani profesor! Tej wściekłości na twarzy Evans nie da się zapomnieć! – palnął bez zastanowienia.
Ruda uśmiechnęła się z triumfem, a Potter jęknął.
- To już trzecie twoje świadome lunatykowanie w tym tygodniu. Może powinieneś zgłosić się do Świętego Munga? – spojrzała na niego krytycznie, a Łapa najwyraźniej zrozumiał swój błąd.
Nim jednak zdążył odpowiedzieć, wydarzyło się coś jeszcze.
- Pani profesor!
Filch ledwo łapał powietrze. Musiał chyba przebiec spory dystans, bo miał naprawdę spore trudności z oddychaniem. Kiedy znalazł się tuż przy nich, oparł dłonie na kolanach i próbował złapać oddech.
- Argusie? – spytała wyraźnie zrezygnowana.
Machnął ręką i dał znać, że potrzebuje jeszcze chwilkę. Ten gest wystarczył. Cała ich trójka wybałuszyła oczy w przerażeniu.
- Argusie, wszystko w porządku?
- Oooo! Pani profesor, na pewno nic mu nie jest! – Black roześmiał się nerwowo i podszedł do woźnego. Z wyraźnym obrzydzeniem poklepał go delikatnie po plecach, jednocześnie starając się wyrwać mu z rąk pergamin.
- Taaaak! - Potter także zrobił trzy kroki w przód i jakimś cudem udało mu się przechwycić kartkę.
Na to Argus zaczął machać gwałtownie rękoma, a z jego ust wydobył się przeraźliwy, gwiżdżący dźwięk.
- Och, na Merlina! – warknęła coraz bardziej poirytowana nauczycielka. – Anapeo! – machnęła różdżką bez przekonania, ale zaklęcie okazało się skuteczne.
- Pani profesor! Ten pergamin! Ten chłopak! Niech pani spojrzy! – wycharczał, a Minerwa uniosła brwi i jeszcze bardziej ściągnęła usta.
- Co ty bredzisz, Filch? – powiedziała groźnie.
- Oni coś kombinują! Kolejny dowcip! Ten pergamin! Niech pani spojrzy, to jakaś mapa! – krzyknął, gestykulując gwałtownie.
Spojrzała podejrzliwie najpierw na woźnego, a następnie na trójkę swoich podopiecznych. Najwyraźniej poprawnie odczytała przerażenie na twarzy Rudej oraz wyraźnie wymuszony, obojętny uśmiech u Pottera.
- Panie Potter, jeśli łaska – stwierdziła i wyciągnęła dłoń.
Spojrzeli na nią z miną zbitego psa i przełknęli głośno ślinę.
- Pani profesor! – podjął grę Black. – Chyba pani nie wierzy w te dyrdymały?
- Pergamin – poleciła krótko i spojrzała na nich groźnie.
- Koniec psot – mruknął Potter, mając nadzieję, iż to wystarczy. Niestety nie miał możliwości, aby to sprawdzić.
- Słucham?
- Koniec psot! Słowo, pani profesor! Już nigdy, przenigdy, ani ociupinkę! – dokończył szeptem i spojrzał na nią z proszącym uśmiechem.
- Co to za cholerny cyrk?! – straciła w końcu panowanie nad sobą. – Potter, natychmiast oddaj mi ten świstek papieru! – krzyknęła, a oni zrozumieli, że to koniec.
Bez większego oporu oddał ich skarb i zwiesił głowę, oczekując wybuchu. Ruda wstrzymała oddech. McGonagall przyglądała się przez moment brązowej kartce, okręciła ją i westchnęła.
- Tu nic nie ma, Filch. To tylko kawałek pustego pergaminu! – syknęła.
- Nie! Słowo, pani profesor! Niech pani zrobi to swoje czary – mary! Ja naprawdę!
- Filch!
- Ale ja naprawdę!
Nawet nie zauważyli, kiedy wyjęła różdżkę i zaczęła mruczeć pod nosem. Zapanowała cisza. Filch przebierał nogami w zniecierpliwieniu  a oni nie mieli pojęcia, jak się zachować. Oboje byli niesamowicie ciekawi, co ukazało się na pergaminie. Zorganizowali to w taki sposób, aby za każdym razem pojawiało się coś innego, w zależności od tego, kto próbuje to odczytać. Nikt nie ośmielił się odezwać. Nauczycielka zarumieniła się delikatnie, a kiedy zrozumiała, że wpatrują się w nią cztery pary oczu, chrząknęła i przybrała surowy wygląd.
 - To nie jest mapa. Wygląda jak jakiś bzdet od Zonka! – warknęła, a kiedy nadal starał się oponować, uciszyła go machnięciem ręki i ponownie zwróciła się w stronę panów. – Nie macie prawa szwędać się po zamku! Nawet, jeżeli pan Black lunatykuje – dokończyła z przekąsem.
 - Jasne, pani profesor – mruknęli, a James wyciągnął ręce po swoją własność. Spojrzała na niego zaskoczona. – Nie dostaniemy go z powrotem? – wybałuszył oczy.
 - Jedyne, co otrzymacie, to szlaban, panie Potter!
 - Ale pani profesor! – oburzył się.
- Po raz kolejny złamał pan szkolny regulamin! Czy wy w ogóle wiecie, jak on brzmi?! Może faktycznie panna Evans powinna była go wam wyrecytować na środku tego piekielnego korytarza o pierwszej nad ranem?! Może wtedy zrozumielibyście, co wam wolno, a czego nie?!
 - Nie sądzę, pani profesor – wtrąciła się w końcu Ruda. – Chyba, że odczytam im to w taki sposób, jakbym im zezwalała na te wszystkie zakazy. Wtedy wydadzą im się nudne i niewarte łamania – westchnęła.
 - Pani profesor, jedyne, co czytałem, to prace domowe Evans! – mruknął James, a widząc oburzone spojrzenie Rudej i nauczycielki, dodał: – No przecież musiałem wiedzieć, o czym mam pisać, prawda?! – stwierdził tak oczywistym tonem, jakby mówił o pogodzie.
 - Szlaban i po dziesięć punktów od każdego z was! – Oburzenie nie pozwalało jej mówić.
- Ostrzegałam! – Ruda klasnęła w dłonie z uciechy, a oni posłali jej wymuszone uśmiechy.
 - Pani też, panno Evans.
 - Słucham?! – oburzyła się.
 - Pani również nie było w łóżku. Macie się stawić w moim gabinecie z samego rana!
 - Ale jest sobota! – jęknął jeszcze Black.
 - Och, ma pan rację, panie Black – mruknęła, a on wyszczerzył zęby. – Punkt ósma w moim gabinecie! I ani minuty spóźnienia! – krzyknęła, wymachując im pergaminem przed nosem. – A teraz marsz do łóżek! - stwierdziła, po czym odwróciła się na pięcie i pomknęła korytarzem, mrucząc „karygodne!”.
Filch przywołał swoją kotkę i także zniknął za rogiem. Ruda zgromiła ich wzrokiem, kiedy znaleźli się w totalnie opustoszałym i idealnie wysprzątanym pokoju wspólnym.
 - Co cię tak bawi?! – warknęła, kiedy zauważyła, że Potter uśmiecha się z satysfakcją.
- To działa – mruknął i spojrzał znacząco na Blacka. – Widziałeś?
- O taaak!
I oboje wybuchnęli śmiechem.
 - Co działa, do cholery?! - spytała Lily, ale jej nie odpowiedzieli.
James pochwycił jedynie leżący niedaleko pergamin i machnął różdżką. Następnie podał go Rudej i oboje z Łapą ruszyli do sypialni, głośno się o coś sprzeczając. Odprowadziła ich wzrokiem, a następnie spojrzała na kartkę. Nie było na niej nic. Tknięta przeczuciem wymruczała zaklęcie. Dokładnie to samo, którego użyła McGonagall, a jej oczom zaczęły ukazywać się literki.

Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku szanownej Rudej i uprzejmie prosi, żeby nie wtrącała się w sprawy, których nie rozumie.
Pan Rogacz zgadza się z panem Lunatykiem i musi przyznać, że nigdy nie widział równie wścibskiego i zarozumiałego stworzenia!
Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdziwienie, gdyż nie rozumie, jak tak z pozoru inteligentna czarownica dała się wrobić bandzie matołów.
Pan Glizdogon życzy panience przecudownych snów i kolejnej masy niespodzianek!

***

Wstała wcześnie. Właściwie to prawie nie spała. Nie mogła zrozumieć, co się wydarzyło poprzedniego wieczoru. Zarobiła szlaban. Z Blackiem i Potterem. Przez Blacka i Pottera! Wściekła skierowała się do łazienki, ale nawet ciepła woda nie potrafiła jej uspokoić. Westchnęła, narzuciła pierwsze lepsze ubranie i przeszła do pokoju wspólnego, gdzie spotkała ją pierwsza niespodzianka. U stóp schodów, oparty o poręcz stał Black i uśmiechał się bezczelnie, a naprzeciw niego podpierał ścianę James. Zgromiła ich wzrokiem i z dumnie uniesioną głową przeszła koło nich, nie zaszczycając ich chociażby opryskliwym „dzień dobry”.
- Evans, kochanie, a może by tak dzień dobry? - spytał James.
- Kpisz sobie ze mnie?! – warknęła i przelazła przez dziurę pod portretem.
- Nie, dlaczego? – spytał, wyraźnie nie rozumiejąc jej nastawienia. – Przecież dzień się dopiero zaczął! Zobacz, świeci słońce, ptaki śpiewają...
Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego rozeźlona. Zamilkł natychmiast, a Black zachował wręcz bezpieczny odstęp. Jego ręka spoczęła w kieszeni i coś jej mówiło, że w razie potrzeby wyjąłby różdżkę.
- Stajesz na mojej drodze, Potter, a to oznacza, że niczego dobrego nie można się spodziewać! – warknęła.
- Ale...
Black aż zacmokał z podziwu. On nie byłby w stanie zaryzykować powiedzenia chociażby jednego słowa więcej.
- Zarobiłam przez ciebie szlaban! Kolejny, do cholery! I za co?! Za to, że zachciało mi się kąpieli! – krzyknęła i odwróciła się, aby powędrować dalej.
Spojrzała na zegarek. Była za dziesięć ósma. Nie miała ochoty się spóźnić tylko i wyłącznie dlatego, że Rogaczowi zachciało się pogawędki. Oboje chyba zrozumieli zagrożenie, bo nie wypowiedzieli już ani słowa więcej.
- Pani profesor – mruknęła i opadła na najbliższe krzesło.
- Witam, panno Evans – odpowiedziała profesorka, nie odrywając oczu od sprawdzanego wypracowania. – A pan Black i pan Potter? – Ledwo skończyła, do środka wparowali oboje.
- Czołem, pani profesor! – Oboje mieli ogromne uśmiechy na twarzy, jakby ta sytuacja wyraźnie ich bawiła. – To co dziś robimy? – Potter uśmiechnął się łobuzersko i podszedł do szafki stojącej w rogu, wziął małą puszkę i wyjął z niej dwa ciastka. Jedno z nich rzucił przyjacielowi, a drugie wepchnął sobie do ust. – Patroszenie szczurów?
- Gumochłonów?
- Czyszczenie nocników?
- Czyszczenie pucharków?
- Klatek po zwierzętach Hagrida?
- A może kociołków? – Ledwo Black skończył wypowiedź, spojrzał na Pottera, jakby coś do niego dotarło.
Podnieśli się z krzeseł i podeszli do biurka McGonagall.
- Zalali lochy?! – szepnęli z nadzieją.
Minerwa odłożyła długopis i spojrzała na nich z politowaniem.
- Nie. Dziś czeka was coś o wiele przyjemniejszego.
Oboje jęknęli wyraźnie rozczarowani.
- Nie rozumiem, jak to się stało, że oni nie potrafią rozpuścić kociołka! – Łapa spojrzał na McGonagall z niedowierzaniem.
- Pierwszoroczni to sami kretyni! – wypalił Rogacz i oboje wybuchli śmiechem.
Ruda natomiast wywróciła oczami i spojrzała zniecierpliwiona na profesorkę.
- Biblioteka – rzuciła krótko i ruszyła do drzwi.
Łapa, który aktualnie przy nich stał, otworzył je nonszalancko, a sekundę później otworzył oczy w zdziwieniu.
- Gdzie?! – krzyknął i pognał za nauczycielką. – Pani żartuje, prawda? Dlaczego biblioteka? Jest tyle pomieszczeń w tym cholernym zamku!
James zaśmiał się krótko, a następnie wyciągnął rękę w kierunku Rudej, chcąc pomóc jej wstać. Prychnęła i podniosła się z miejsca. Nim zdążyła dotrzeć do drzwi, Rogacz już tam był i z szerokim uśmiechem je przytrzymywał. Pokręciła głową poirytowana. Wiedziała, że w tym wszystkim jest drugie dno. Nie miała jeszcze pojęcia jakie, ale była pewna, że coś jest na rzeczy. Postanowiła jednak zaryzykować. Wolnym, ostrożnym krokiem podeszła do wyjścia, a kiedy dzieliły ich jakieś trzy centymetry, Rogacz złapał ją za ramię, przyciągnął do siebie i wyszeptał do ucha:
- Szlaban zarobiłaś, bo zachciało ci się kąpać beze mnie.
I, nie czekając aż mu odpowie, wyszedł, zostawiając ją totalnie zdezorientowaną.

***

Przestał się przejmować. Wiedział, że nieustanne wspominanie tej śmiesznej imprezy nie przyniesie niczego dobrego. Wolał odpuścić, zachowywać się normalnie niż w kółko się z nią kłócić. I chociaż stosował ową taktykę dopiero kilka dni, był pewien, że stosunki pomiędzy nimi wyraźnie się polepszyły. Coraz trudniej było grać obrażoną i coraz rzadziej go ignorowała. Mógł śmiało stwierdzić, że ich kontakty powróciły do tych sprzed pół roku. Dogryzanie, zgryźliwość, przypadkowe docinki, a może nawet nienawiść? I chociaż schemat był dosłownie taki sam, zauważył sporą różnicę. Na twarzy jego ukochanej coraz częściej pojawiał się źle skrywany uśmiech, a nie tak, jak miała w zwyczaju, grymas oburzenia czy nienawiści.
Tak było również teraz. Siedzieli w dusznej i najbardziej zakurzonej części biblioteki, a książki piętrzyły się przed nimi całymi kilometrami. Porządek. To mieli zrobić w ciągu kilkunastu najbliższych godzin. Książki miały być poukładane alfabetycznie i oczywiście odkurzone. Bez użycia magii. Czy może być coś gorszego? Przy każdym innym zadaniu mieli niezły ubaw, a teraz? Jego ubranie było uwalone kurzem, nie mógł swobodnie oddychać, a do tego kichał i kaszlał. Jedynie Ruda miała radochę. Co trzecią książkę otwierała i przeglądała, a w jej oczach widoczny był podziw. Irytowało go to przeokropnie. On z Łapą poukładali już blisko dwa potężne regały, a ona ledwie pół!
- Sprężaj się, Evans! Nie mam zamiaru sterczeć tu cały dzień! – warknął i rzucił książkę do Blacka, a ten ustawił ją na regale.
Nie odpowiedziała mu.
- Właśnie, słoneczko! – krzyknął Łapa i niebezpiecznie zachwiał się na wysokiej drabinie. – Nie mam zamiaru odwalać tego szlabanu za ciebie!
- Nikt ci nie każe – syknęła i otworzyła kolejną księgę.
- Nie słyszałaś?! – W jego głosie dało się wyczuć poirytowanie. – McGonagall powiedziała, że stąd nie wyjdziemy, dopóki nie posprzątamy.
- Mnie się tu podoba – mruknęła i rozłożyła się na ławce.
Rzucił książkę na najbliższą stertę i podszedł do niej pewnym krokiem. Wyrwał jej opasły tom z rąk i przyjrzał się okładce.
- Oddaj! – krzyknęła.
- Najciekawsze eliksiry świata? – spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem. – Nie masz czego czytać?
- Mam! – syknęła i pochwyciła kolejną księgę.
- Och, daj spokój! – westchnął poirytowany i ponownie wyrwał jej książkę.
- Odwal się! – warknęła.
- W tej całej masie nic nie wartego papieru musi być coś ciekawego!
- To jest ciekawe!
- Co może być ciekawe w ważeniu eliksirów?
- No wiesz, zbliżone do gotowania, a to typowo babskie zajęcie! – zarechotał Black, wspinając się po drabinie z kolejną stertą książek.
- Na przykład to, że będę mogła cię otruć bez pozostawiania jakichkolwiek śladów! – syknęła, ignorując uwagę Blacka i chwyciła księgę, starając mu się ją wyrwać.
- Grozisz mi? – spytał, uśmiechając się lekko, mocniej zaciskając palce na opasłym tomie i ciągnąc go w swoją stronę.
- Nie, Potter – wymruczała, przysuwając się do niego delikatnie. Mocniej pociągnęła i nareszcie udało jej się odzyskać lekturę. – Obiecuję! – warknęła i podeszła do swojego regału.
- Powiedz tylko gdzie i kiedy – syknął, tracąc cierpliwość.
- Nawet jeżeli ci powiem, to nie jestem pewna, czy twój maleńki rozumek będzie w stanie to zrozumieć!
- Nie rozumiem twojej zgryźliwości! Z góry zakładasz, że jestem tak tępy czy może jesteś tak zapatrzona w swój ogromny nochal, że uważasz, iż nie ma nikogo równie mądrego?!
- Nie wymądrzam się! – krzyknęła z niedowierzaniem.
- Nie, oczywiście, że nie! – zaśmiał się ironicznie i ustawił trzy książki. – Więc jak inaczej nazwiesz to, co robisz?
- Stwierdzaniem faktów! – warknęła.
Black zszedł z drabinki i usiadł na najbliższym krześle. Założył ręce za głowę i wyciągnął nogi z uśmiechem, przyglądając się rozwścieczonej dwójce. W ciągu ostatnich piętnastu minut zrobili więcej niż on z Jamesem przez ostatnie trzy godziny!
- Faktów?! – prychnął. – Akurat!
Zatrzymała się w miejscu. Stała przed malutkim stołem, a jej oczy wpatrywały się w niego z niedowierzaniem. Stanął naprzeciw niej. W rękach obracał jedną z ksiąg. Nie miała pojęcia, na co czekał, ale czuła, jak traci kontrolę. Zauważała już tylko ten piekielnie wkurzający uśmiech. Pogłębiła oddech, aby się uspokoić.
- No, przyznaj wreszcie, że nie potrafisz znieść myśli, że ktoś jest lepszy! Że jak tylko pojawi się ktoś, kto… - urwał, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Uchylił się w ostatniej chwili. Potężna, gruba książka z okutą metalem okładką minęła go o cal i uderzyła z hukiem o ścianę. – Oszalałaś? – wydyszał, patrząc to na nią, to na leżącą na podłodze książkę.
Black poderwał się z miejsca, ale niewiele mógł zrobić. Jego różdżkę, tak jak i różdżki Jamesa i Lily, spoczywały w gabinecie profesor McGonagall. Starał się podejść do Rudej i odciągnąć ją od stolika z amunicją, ale cisnęła książką również w niego. Rogacz przestał się bawić w dżentelmena. Pochwycił jeden z lżejszych tomów i rzucił w jej stronę. Pisnęła i przykucnęła, ledwo unikając ciosu. Z drugiej strony leciała już ku niej kolejna książka. Po omacku pochwyciła coś ze stołu i odrzuciła.
- Cholera! – usłyszała przerażony głos Jamesa.
Wychyliła głowę znad krawędzi stołu i w tym momencie coś huknęło za jej plecami. Odwróciła głowę i pisnęła przerażona. Regał chwiał się niebezpiecznie, a książki z najwyższych półek już leciały w jej kierunku. Rzuciła się w bok, na czworakach uciekając przed ciężkimi tomami. Doczołgała się do półki po drugiej stronie stołu i z żalem obserwowała, jak wszystko leci w dół. Książka po książce, encyklopedia za encyklopedią, kartka za kartką. Trzydzieści sekund później niemalże wszystko leżało na ogromnym stosie, a półki zwisały żałośnie. Dookoła unosiły się kłęby kurzu. Zaczęła się krztusić i kaszleć, rozgarniając ręką powietrze dookoła.
- A niech to szlag! – warknął Black. Podszedł do stosu, z którego wziął pierwszą lepszą książkę i odwrócił się w ich kierunku. – Układaliśmy to przez pół dnia! Nie bylibyście sobą, prawda?! – zaczął krzyczeć. – W takim tempie nie wyjdziemy stąd do końca tygodnia!
- Nie wydzieraj się tak! – ryknął Rogacz. – Gdyby nie Evans, nie byłoby problemu! Nie moja wina, że uniosła się honorem!
- Nie wrobisz mnie w to! – warknęła i oparła głowę o regał, oddychając głęboko. – Jak się sprężymy, to w ciągu godziny jesteśmy w stanie to odrobić.
- Niby jak?! Nie mamy różdżek, pamiętasz? – warknął James.
- Normalnie! Całe swoje życie chcesz uzależnić od cholernego patyczka? – spojrzała na niego z ironią.
- Ten cholerny patyczek to najlepsze, co możesz mieć!
- Nie obchodzi mnie, jak to zrobicie, ale ja nie mam zamiaru więcej sprzątać! – wtrącił się Black, przerywając ich kłótnie. Oboje spojrzeli na niego ze zdziwieniem. – No, przepraszam was bardzo! Każdy z nas miał po regale, a tak się składa, że mój jest cały! – uśmiechnął się z triumfem i wskazał palcem na półkę.
James uśmiechnął się natomiast łobuzersko. Pochwycił najcięższą księgę, która leżała przed nim i cisnął nią przed siebie. Rzut był perfekcyjny. Trafił w odpowiednie miejsce, a książki posypały się kaskadą.
- Proszę! – wyszczerzył zęby i spojrzał na przyjaciela ze źle skrywanym rozbawieniem.- Do reszty żeś oszalał! – warknął i przerzucił trzymaną przez siebie książkę przez ramię.Nie przewidział tego, co może się stać. Książka trafiła w ostatnie dobre półki, a regał zakołysał się niebezpiecznie. Tknięty złym przeczuciem odwrócił się i obserwował, jak potężna półka zaczyna lecieć w jego stronę. Cała trójka zaniemówiła. Trzy pary oczu wpatrywały się w regał z taką intensywnością, jakby to miało im pomóc. Łapa zaczął kroczyć w tył. W pewnym momencie potknął się o jedną z książek, ale wcale nie zwolnił. Nie miał czasu na to, aby się podnieść. Zaczął się cofać z coraz większym przerażeniem a regał był coraz bliżej. W pewnym momencie dotarł do miejsca, w którym siedzieli jego przyjaciele, a półka... zatrzymała się na tym, przy którym siedzieli. Odetchnęli z ulgą. Wiedzieli, że na tą chwilę nic więcej nie może się wydarzyć. Regał, o który się opierali, stał tuż przy ścianie, więc nie mógł wywołać efektu domina. Black opadł na ziemię i zaczął się śmiać. Sekundę później dołączyła do niego Evans, a tuż po niej James.
- Merlinie! – usłyszeli przerażony głos. – Czyście powariowali?!- Nie, pani profesor! – Łapa usiadł na podłodze i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mieliście je poukładać! Alfabetycznie! Co wam strzeliło do głowy?! Czy wy wiecie, co by się stało, gdybym nie zjawiła się w porę?! Przecież ten regał mógł was przygnieść!
- Och! – James zaśmiał się tak, jakby właśnie coś zrozumiał i zwrócił się do przyjaciela. – Poukładać, a nie poprzestawiać!
- A mieliśmy nadzieję, że jak wytrzemy kurze pod regałem, to dostaniemy jakieś ekstra punkty – uśmiechnął się ponuro i cała trójka ponownie wybuchła śmiechem.
Jedynie profesorka nie wiedziała, co w tej chwili począć. I chociaż miała przeogromną ochotę dołączyć do niech, to odetchnęła z ulgą i skrzyżowała ręce na piersi, dając im do zrozumienia, że mają przerąbane.Kiedy Lily ustawiła ostatnią książkę, zegar wybił dwudziestą trzecią trzydzieści. Odetchnęła z ulgą i opadła na najbliższą ławkę. Była głodna i totalnie wyczerpana. Black z Potterem przysypiali z głowami opartymi na jakichś podręcznikach. Na podłodze walała się jeszcze masa kurzu, którą, wedle zarządzeń profesor McGonagall, mieli zetrzeć. Podeszła do kąta, w którym woźny pozostawił im wiadro oraz mopy, wlała do niego odrobinę płynu i całe pięć litrów wody.
- Bierzcie się do roboty. Im szybciej to sprzątniemy, tym szybciej wylądujemy w ciepłym łóżku!- Jeszcze trzy minuty, mamo – jęknął Potter i naciągnął na głowę kaptur.Black tylko uchylił delikatnie powieki i zamknął je ponownie, mrucząc przy tym coś niezrozumiale.- Nie będę sprzątać sama! – ostrzegła, krzyżując ręce na piersi.- Jesteś kobietą, sprzątanie to twój obowiązek – warknął Black i oparł głowę na drugim policzku.
Westchnęła. Żaden z nich nic więcej nie powiedział ani na nią nie spojrzał. Po trzydziestu sekundach można było usłyszeć ciche pochrapywanie Łapy. Nie miała zamiaru im odpuszczać. Też mieli udział w tym wszystkim, a więc muszą ponieść konsekwencje. Ona sama będzie zmywać podłogi dobrą godzinę. Jak zajmą się nią we trójkę, za dwadzieścia minut będzie mogła wziąć ciepły prysznic! Przeczesała włosy palcami i zmyła jedną trzecią wyznaczonej powierzchni. Następnie wzięła głęboki oddech, pochwyciła wiadro i podeszła do miejsca, w którym spali. Niewiele myśląc, chlusnęła w nich wodą.
- Evans! – krzyknęli i gwałtownie poderwali się z miejsca. Black zaczął pluć, a Potter spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Chcesz tu sterczeć do środy?! Jak McGonagall tu wejdzie i zobaczy jakąkolwiek książkę, która jest mokra... Ty wiesz, co to będzie oznaczać?!
- Owszem – uśmiechnęła się pogodnie i zaczęła zbierać swoje rzeczy. – Że dwójka zarozumiałych i przemądrzałych idiotów będzie musiała osuszyć bibliotekę.
- A ty to niby co? – zapytał z przekąsem Black, osuszając swoją szatę.Kropelki wody opadły na podłogę.
- A ja? Ja swoje już zrobiłam. Kiedy McGonagall się tu zjawi, ja będę już słodko spać w ciepłym łóżku! – uśmiechnęła się z triumfem. – Na twoim miejscu, Black, wyciskałabym szatę nad wiadrem. Całą wodę, jaką mieliśmy, zużyłam na was, a najbliższa łazienka jest dwa piętra wyżej.
I, nie czekając aż jej odpowie, pochwyciła swoją torbę, dopakowała kilka rzeczy i ruszyła w stronę drzwi.
- Ej, Evans! – usłyszała i zaciekawiona odwróciła się w ich stronę
Z satysfakcją zanotowała, że oboje zmywają podłogę.
- Czego chcesz, Potter? – warknęła, kiedy przez dłuższą chwilę żaden się nie odezwał.
Rogacz uśmiechnął się pod nosem i oparł dumnie na kiju od mopa.
- Umówisz się ze mną? – wyszczerzył zęby w nonszalanckim uśmiechu, a Black pokręcił głową z niedowierzaniem.
Ona sama stłumiła w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem i wyprostowała się dumnie, posyłając mu jednocześnie lekko znudzone spojrzenie.
- Zapomnij, Potter – syknęła i rzuciła w niego ścierką, którą trzymała w ręku.
- Och, przestań! Wiem, że marzy ci się randka z niesamowitym Jamesem Potterem, najlepszym szukającym wszech czasów! – ciągnął dalej, a na jego ustach wykwitł jeszcze szerszy uśmiech.
- Och tak! Nie sypiam po nocach, modląc się do Merlina, aby wreszcie uczynił mi ten zaszczyt! – odgryzła się, a w jej głosie dało się wyczuć odrobinę rozbawienia.
- Więc przestań się zgrywać! Przecież wiesz, że nie odpuszczę tak łatwo! – Zmierzwił włosy i spojrzał na nią z ukosa. Nie odpowiedziała. Skrzyżowała ręce na piersi i wpatrywała się w niego intensywnie. – To co, umówisz się ze mną, Evans? – ponowił prośbę, a ona pokręciła głową z rezygnacją i zaczęła się zastanawiać czy ich historia ponownie zatoczy koło.

2 komentarze:

Obserwatorzy