- Och, pani profesor!
Właśnie im mówiłam, że...
- Panno Evans, możesz
mi łaskawie powiedzieć, co robicie na szkolnym korytarzu, o tak późnej porze? –
przerwała oschłym tonem i uniosła brwi.
Ruda wybałuszyła oczy
w niemym pytaniu.
- Pani chyba nie
myśli, że miałam cokolwiek wspólnego z tym, co oni zrobili? – wyjąkała
nieskładnie.
- A co zrobili?
- Nie wiem! Brałam
kąpiel w łazience prefektów, a kiedy wyszłam, nagle się przede mną
zmaterializowali! – mówiła szybko, a język jej się plątał ze zdenerwowania.
Jeżeli przez nich
otrzyma szlaban lub odejmą jej punkty, to ten wieczór będzie ich ostatnim w tym
piekielnym zamku!
- Syriusz lunatykował! – wypalił nagle Potter,
wprawiając w osłupienie wszystkich zgromadzonych.
Musiał wymyślić coś
kreatywnego, zanim ta zarozumiała małpa palnęłaby coś głupiego.
- Czyżby? –
McGonagall spojrzała na niego znad swoich okularów.
- Właśnie, czyżby? –
powtórzyła Ruda niczym automat, a Potter spojrzał najpierw na nią, a później na
Blacka.
- Och, tak! Dosyć
często mi się to zdarza! – Łapa momentalnie przybrał beztroski ton i uśmiechnął
się łobuzersko. – A wie pani, pani profesor, że lunatyka się nie budzi?
- Więc poszedłem za
nim! – podchwycił Potter.
Ruda słuchała tego z
poirytowaniem, ale jednocześnie lekkim podziwem. Bajka, którą wymyślili była
tak niesamowicie wiarygodna, że gdyby nie wiedziała, jak było naprawdę, to była
skłonna w to uwierzyć. Kątem oka spojrzała na opiekunkę ich domu, ale ta nie
dała po sobie nic poznać.
- No wie pani, pani
profesor! Nie mogłem mu pozwolić na błąkanie się po zamku! Jeszcze by mu się
coś stało!
- I tak sobie szliśmy
i szliśmy, ja, bo lunatykowałem, i James, bo mnie pilnował, i natrafiliśmy na
Evans! Natychmiast chciała biec po panią, ale James jej wyjaśnił, jaka jest
sytuacja, więc po prostu starali się mnie nawrócić z powrotem do łóżka! –
powiedział uradowany.
- Dokładnie tak było!
– Rogacz natychmiast przytaknął. – A później się przestraszyliśmy jakichś
odgłosów i woleliśmy pobiec prosto do Wieży, a wtedy, panna Evans – uśmiechnął się
ironicznie i posłał jej wyzywające spojrzenie – stwierdziła, że ma coś do
powiedzenia w tej sprawie! I zachciało jej się na środku korytarza prawić nam
morały na temat regulaminu! Da pani wiarę?! W środku nocy, chciała nam
recytować punkt po punkcie, co możemy, a czego nie! – stwierdził oburzony, a
Ruda aż otworzyła usta. Nie była w stanie wykrztusić słowa. – A przecież nam
nie wolno przebywać poza sypialnią w środku nocy!
- No chyba, że w towarzystwie któregoś z
profesorów! – uzupełnił Syriusz i skinął głową przed McGonagall.
- Albo za
pozwoleniem!
- Albo z dobrym
powodem! – pokiwał głową Black i wymienił znaczące spojrzenie z przyjacielem.
Najwyraźniej
skończyły im się argumenty, bo oboje skrzyżowali ręce na piersi, a następnie
prawą dłonią zaczęli pocierać podbródek, jakby chcieli pokazać, że nad czymś
usilnie myślą. Zapanowała kilkunastosekundowa cisza. McGonagall ściągnęła usta
i także skrzyżowała ręce na piersi. Jej spojrzenie było tak przenikliwie, że
Ruda nie mogła wyjść z podziwu dla obu panów. Żaden nie odwrócił wzroku, ale
obaj byli niesamowicie pewni siebie i uśmiechali się rozbrajająco.
- Black – odezwała
się w końcu. – Opowiadasz to w taki sposób, jakbyś pamiętał każdy najmniejszy
szczegół z tego zajścia.
- Tak jest, pani
profesor! Tej wściekłości na twarzy Evans nie da się zapomnieć! – palnął bez
zastanowienia.
Ruda uśmiechnęła się
z triumfem, a Potter jęknął.
- To już trzecie
twoje świadome lunatykowanie w tym tygodniu. Może powinieneś zgłosić się do
Świętego Munga? – spojrzała na niego krytycznie, a Łapa najwyraźniej zrozumiał
swój błąd.
Nim jednak zdążył
odpowiedzieć, wydarzyło się coś jeszcze.
- Pani profesor!
Filch ledwo łapał
powietrze. Musiał chyba przebiec spory dystans, bo miał naprawdę spore
trudności z oddychaniem. Kiedy znalazł się tuż przy nich, oparł dłonie na
kolanach i próbował złapać oddech.
- Argusie? – spytała
wyraźnie zrezygnowana.
Machnął ręką i dał
znać, że potrzebuje jeszcze chwilkę. Ten gest wystarczył. Cała ich trójka
wybałuszyła oczy w przerażeniu.
- Argusie, wszystko w
porządku?
- Oooo! Pani
profesor, na pewno nic mu nie jest! – Black roześmiał się nerwowo i podszedł do
woźnego. Z wyraźnym obrzydzeniem poklepał go delikatnie po plecach,
jednocześnie starając się wyrwać mu z rąk pergamin.
- Taaaak! - Potter
także zrobił trzy kroki w przód i jakimś cudem udało mu się przechwycić kartkę.
Na to Argus zaczął
machać gwałtownie rękoma, a z jego ust wydobył się przeraźliwy, gwiżdżący
dźwięk.
- Och, na Merlina! –
warknęła coraz bardziej poirytowana nauczycielka. – Anapeo! – machnęła różdżką
bez przekonania, ale zaklęcie okazało się skuteczne.
- Pani profesor! Ten
pergamin! Ten chłopak! Niech pani spojrzy! – wycharczał, a Minerwa uniosła brwi
i jeszcze bardziej ściągnęła usta.
- Co ty bredzisz,
Filch? – powiedziała groźnie.
- Oni coś kombinują!
Kolejny dowcip! Ten pergamin! Niech pani spojrzy, to jakaś mapa! – krzyknął,
gestykulując gwałtownie.
Spojrzała
podejrzliwie najpierw na woźnego, a następnie na trójkę swoich podopiecznych.
Najwyraźniej poprawnie odczytała przerażenie na twarzy Rudej oraz wyraźnie
wymuszony, obojętny uśmiech u Pottera.
- Panie Potter, jeśli
łaska – stwierdziła i wyciągnęła dłoń.
Spojrzeli na nią z
miną zbitego psa i przełknęli głośno ślinę.
- Pani profesor! –
podjął grę Black. – Chyba pani nie wierzy w te dyrdymały?
- Pergamin – poleciła
krótko i spojrzała na nich groźnie.
- Koniec psot –
mruknął Potter, mając nadzieję, iż to wystarczy. Niestety nie miał możliwości,
aby to sprawdzić.
- Słucham?
- Koniec psot! Słowo,
pani profesor! Już nigdy, przenigdy, ani ociupinkę! – dokończył szeptem i
spojrzał na nią z proszącym uśmiechem.
- Co to za cholerny
cyrk?! – straciła w końcu panowanie nad sobą. – Potter, natychmiast oddaj mi
ten świstek papieru! – krzyknęła, a oni zrozumieli, że to koniec.
Bez większego oporu
oddał ich skarb i zwiesił głowę, oczekując wybuchu. Ruda wstrzymała oddech.
McGonagall przyglądała się przez moment brązowej kartce, okręciła ją i
westchnęła.
- Tu nic nie ma,
Filch. To tylko kawałek pustego pergaminu! – syknęła.
- Nie! Słowo, pani
profesor! Niech pani zrobi to swoje czary – mary! Ja naprawdę!
- Filch!
- Ale ja naprawdę!
Nawet nie zauważyli,
kiedy wyjęła różdżkę i zaczęła mruczeć pod nosem. Zapanowała cisza. Filch
przebierał nogami w zniecierpliwieniu a
oni nie mieli pojęcia, jak się zachować. Oboje byli niesamowicie ciekawi, co
ukazało się na pergaminie. Zorganizowali to w taki sposób, aby za każdym razem
pojawiało się coś innego, w zależności od tego, kto próbuje to odczytać. Nikt
nie ośmielił się odezwać. Nauczycielka zarumieniła się delikatnie, a kiedy
zrozumiała, że wpatrują się w nią cztery pary oczu, chrząknęła i przybrała
surowy wygląd.
- To nie jest mapa. Wygląda jak jakiś bzdet od
Zonka! – warknęła, a kiedy nadal starał się oponować, uciszyła go machnięciem
ręki i ponownie zwróciła się w stronę panów. – Nie macie prawa szwędać się po
zamku! Nawet, jeżeli pan Black lunatykuje – dokończyła z przekąsem.
- Jasne, pani profesor – mruknęli, a James
wyciągnął ręce po swoją własność. Spojrzała na niego zaskoczona. – Nie
dostaniemy go z powrotem? – wybałuszył oczy.
- Jedyne, co otrzymacie, to szlaban, panie
Potter!
- Ale pani profesor! – oburzył się.
- Po raz kolejny
złamał pan szkolny regulamin! Czy wy w ogóle wiecie, jak on brzmi?! Może
faktycznie panna Evans powinna była go wam wyrecytować na środku tego
piekielnego korytarza o pierwszej nad ranem?! Może wtedy zrozumielibyście, co
wam wolno, a czego nie?!
- Nie sądzę, pani profesor – wtrąciła się w
końcu Ruda. – Chyba, że odczytam im to w taki sposób, jakbym im zezwalała na te
wszystkie zakazy. Wtedy wydadzą im się nudne i niewarte łamania – westchnęła.
- Pani profesor, jedyne, co czytałem, to prace
domowe Evans! – mruknął James, a widząc oburzone spojrzenie Rudej i
nauczycielki, dodał: – No przecież musiałem wiedzieć, o czym mam pisać, prawda?!
– stwierdził tak oczywistym tonem, jakby mówił o pogodzie.
- Szlaban i po dziesięć punktów od każdego z
was! – Oburzenie nie pozwalało jej mówić.
- Ostrzegałam! – Ruda
klasnęła w dłonie z uciechy, a oni posłali jej wymuszone uśmiechy.
- Pani też, panno Evans.
- Słucham?! – oburzyła się.
- Pani również nie było w łóżku. Macie się
stawić w moim gabinecie z samego rana!
- Ale jest sobota! – jęknął jeszcze Black.
- Och, ma pan rację, panie Black – mruknęła, a
on wyszczerzył zęby. – Punkt ósma w moim gabinecie! I ani minuty spóźnienia! –
krzyknęła, wymachując im pergaminem przed nosem. – A teraz marsz do łóżek! -
stwierdziła, po czym odwróciła się na pięcie i pomknęła korytarzem, mrucząc
„karygodne!”.
Filch przywołał swoją
kotkę i także zniknął za rogiem. Ruda zgromiła ich wzrokiem, kiedy znaleźli się
w totalnie opustoszałym i idealnie wysprzątanym pokoju wspólnym.
- Co cię tak bawi?! – warknęła, kiedy
zauważyła, że Potter uśmiecha się z satysfakcją.
- To działa – mruknął
i spojrzał znacząco na Blacka. – Widziałeś?
- O taaak!
I oboje wybuchnęli
śmiechem.
- Co działa, do cholery?! - spytała Lily, ale
jej nie odpowiedzieli.
James pochwycił
jedynie leżący niedaleko pergamin i machnął różdżką. Następnie podał go Rudej i
oboje z Łapą ruszyli do sypialni, głośno się o coś sprzeczając. Odprowadziła
ich wzrokiem, a następnie spojrzała na kartkę. Nie było na niej nic. Tknięta
przeczuciem wymruczała zaklęcie. Dokładnie to samo, którego użyła McGonagall, a
jej oczom zaczęły ukazywać się literki.
Pan Lunatyk przesyła wyrazy szacunku szanownej Rudej i uprzejmie
prosi, żeby nie wtrącała się w sprawy, których nie rozumie.
Pan Rogacz zgadza się z panem Lunatykiem i musi przyznać, że nigdy
nie widział równie wścibskiego i zarozumiałego stworzenia!
Pan Łapa pragnie wyrazić swoje zdziwienie, gdyż nie rozumie, jak
tak z pozoru inteligentna czarownica dała się wrobić bandzie matołów.
Pan Glizdogon życzy panience przecudownych snów i kolejnej masy
niespodzianek!
***
Wstała wcześnie.
Właściwie to prawie nie spała. Nie mogła zrozumieć, co się wydarzyło
poprzedniego wieczoru. Zarobiła szlaban. Z Blackiem i Potterem. Przez Blacka i
Pottera! Wściekła skierowała się do łazienki, ale nawet ciepła woda nie
potrafiła jej uspokoić. Westchnęła, narzuciła pierwsze lepsze ubranie i przeszła
do pokoju wspólnego, gdzie spotkała ją pierwsza niespodzianka. U stóp schodów,
oparty o poręcz stał Black i uśmiechał się bezczelnie, a naprzeciw niego
podpierał ścianę James. Zgromiła ich wzrokiem i z dumnie uniesioną głową
przeszła koło nich, nie zaszczycając ich chociażby opryskliwym „dzień dobry”.
- Evans, kochanie, a
może by tak dzień dobry? - spytał James.
- Kpisz sobie ze
mnie?! – warknęła i przelazła przez dziurę pod portretem.
- Nie, dlaczego? –
spytał, wyraźnie nie rozumiejąc jej nastawienia. – Przecież dzień się dopiero
zaczął! Zobacz, świeci słońce, ptaki śpiewają...
Odwróciła się
gwałtownie i spojrzała na niego rozeźlona. Zamilkł natychmiast, a Black
zachował wręcz bezpieczny odstęp. Jego ręka spoczęła w kieszeni i coś jej
mówiło, że w razie potrzeby wyjąłby różdżkę.
- Stajesz na mojej
drodze, Potter, a to oznacza, że niczego dobrego nie można się spodziewać! –
warknęła.
- Ale...
Black aż zacmokał z
podziwu. On nie byłby w stanie zaryzykować powiedzenia chociażby jednego słowa
więcej.
- Zarobiłam przez
ciebie szlaban! Kolejny, do cholery! I za co?! Za to, że zachciało mi się
kąpieli! – krzyknęła i odwróciła się, aby powędrować dalej.
Spojrzała na zegarek.
Była za dziesięć ósma. Nie miała ochoty się spóźnić tylko i wyłącznie dlatego,
że Rogaczowi zachciało się pogawędki. Oboje chyba zrozumieli zagrożenie, bo nie
wypowiedzieli już ani słowa więcej.
- Pani profesor –
mruknęła i opadła na najbliższe krzesło.
- Witam, panno Evans
– odpowiedziała profesorka, nie odrywając oczu od sprawdzanego wypracowania. –
A pan Black i pan Potter? – Ledwo skończyła, do środka wparowali oboje.
- Czołem, pani
profesor! – Oboje mieli ogromne uśmiechy na twarzy, jakby ta sytuacja wyraźnie
ich bawiła. – To co dziś robimy? – Potter uśmiechnął się łobuzersko i podszedł
do szafki stojącej w rogu, wziął małą puszkę i wyjął z niej dwa ciastka. Jedno
z nich rzucił przyjacielowi, a drugie wepchnął sobie do ust. – Patroszenie
szczurów?
- Gumochłonów?
- Czyszczenie
nocników?
- Czyszczenie
pucharków?
- Klatek po
zwierzętach Hagrida?
- A może kociołków? –
Ledwo Black skończył wypowiedź, spojrzał na Pottera, jakby coś do niego
dotarło.
Podnieśli się z
krzeseł i podeszli do biurka McGonagall.
- Zalali lochy?! –
szepnęli z nadzieją.
Minerwa odłożyła
długopis i spojrzała na nich z politowaniem.
- Nie. Dziś czeka was
coś o wiele przyjemniejszego.
Oboje jęknęli
wyraźnie rozczarowani.
- Nie rozumiem, jak
to się stało, że oni nie potrafią rozpuścić kociołka! – Łapa spojrzał na
McGonagall z niedowierzaniem.
- Pierwszoroczni to
sami kretyni! – wypalił Rogacz i oboje wybuchli śmiechem.
Ruda natomiast
wywróciła oczami i spojrzała zniecierpliwiona na profesorkę.
- Biblioteka –
rzuciła krótko i ruszyła do drzwi.
Łapa, który aktualnie
przy nich stał, otworzył je nonszalancko, a sekundę później otworzył oczy w
zdziwieniu.
- Gdzie?! – krzyknął
i pognał za nauczycielką. – Pani żartuje, prawda? Dlaczego biblioteka? Jest
tyle pomieszczeń w tym cholernym zamku!
James zaśmiał się
krótko, a następnie wyciągnął rękę w kierunku Rudej, chcąc pomóc jej wstać.
Prychnęła i podniosła się z miejsca. Nim zdążyła dotrzeć do drzwi, Rogacz już
tam był i z szerokim uśmiechem je przytrzymywał. Pokręciła głową poirytowana.
Wiedziała, że w tym wszystkim jest drugie dno. Nie miała jeszcze pojęcia jakie,
ale była pewna, że coś jest na rzeczy. Postanowiła jednak zaryzykować. Wolnym,
ostrożnym krokiem podeszła do wyjścia, a kiedy dzieliły ich jakieś trzy
centymetry, Rogacz złapał ją za ramię, przyciągnął do siebie i wyszeptał do
ucha:
- Szlaban zarobiłaś,
bo zachciało ci się kąpać beze mnie.
I, nie czekając aż mu
odpowie, wyszedł, zostawiając ją totalnie zdezorientowaną.
***
Przestał się
przejmować. Wiedział, że nieustanne wspominanie tej śmiesznej imprezy nie
przyniesie niczego dobrego. Wolał odpuścić, zachowywać się normalnie niż w
kółko się z nią kłócić. I chociaż stosował ową taktykę dopiero kilka dni, był
pewien, że stosunki pomiędzy nimi wyraźnie się polepszyły. Coraz trudniej było
grać obrażoną i coraz rzadziej go ignorowała. Mógł śmiało stwierdzić, że ich
kontakty powróciły do tych sprzed pół roku. Dogryzanie, zgryźliwość,
przypadkowe docinki, a może nawet nienawiść? I chociaż schemat był dosłownie
taki sam, zauważył sporą różnicę. Na twarzy jego ukochanej coraz częściej
pojawiał się źle skrywany uśmiech, a nie tak, jak miała w zwyczaju, grymas
oburzenia czy nienawiści.
Tak było również
teraz. Siedzieli w dusznej i najbardziej zakurzonej części biblioteki, a
książki piętrzyły się przed nimi całymi kilometrami. Porządek. To mieli zrobić
w ciągu kilkunastu najbliższych godzin. Książki miały być poukładane
alfabetycznie i oczywiście odkurzone. Bez użycia magii. Czy może być coś
gorszego? Przy każdym innym zadaniu mieli niezły ubaw, a teraz? Jego ubranie
było uwalone kurzem, nie mógł swobodnie oddychać, a do tego kichał i kaszlał.
Jedynie Ruda miała radochę. Co trzecią książkę otwierała i przeglądała, a w jej
oczach widoczny był podziw. Irytowało go to przeokropnie. On z Łapą poukładali
już blisko dwa potężne regały, a ona ledwie pół!
- Sprężaj się, Evans!
Nie mam zamiaru sterczeć tu cały dzień! – warknął i rzucił książkę do Blacka, a
ten ustawił ją na regale.
Nie odpowiedziała mu.
- Właśnie, słoneczko!
– krzyknął Łapa i niebezpiecznie zachwiał się na wysokiej drabinie. – Nie mam
zamiaru odwalać tego szlabanu za ciebie!
- Nikt ci nie każe –
syknęła i otworzyła kolejną księgę.
- Nie słyszałaś?! – W
jego głosie dało się wyczuć poirytowanie. – McGonagall powiedziała, że stąd nie
wyjdziemy, dopóki nie posprzątamy.
- Mnie się tu podoba
– mruknęła i rozłożyła się na ławce.
Rzucił książkę na
najbliższą stertę i podszedł do niej pewnym krokiem. Wyrwał jej opasły tom z
rąk i przyjrzał się okładce.
- Oddaj! – krzyknęła.
- Najciekawsze
eliksiry świata? – spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem. – Nie masz czego
czytać?
- Mam! – syknęła i pochwyciła
kolejną księgę.
- Och, daj spokój! –
westchnął poirytowany i ponownie wyrwał jej książkę.
- Odwal się! –
warknęła.
- W tej całej masie
nic nie wartego papieru musi być coś ciekawego!
- To jest ciekawe!
- Co może być ciekawe
w ważeniu eliksirów?
- No wiesz, zbliżone
do gotowania, a to typowo babskie zajęcie! – zarechotał Black, wspinając się po
drabinie z kolejną stertą książek.
- Na przykład to, że
będę mogła cię otruć bez pozostawiania jakichkolwiek śladów! – syknęła,
ignorując uwagę Blacka i chwyciła księgę, starając mu się ją wyrwać.
- Grozisz mi? –
spytał, uśmiechając się lekko, mocniej zaciskając palce na opasłym tomie i
ciągnąc go w swoją stronę.
- Nie, Potter –
wymruczała, przysuwając się do niego delikatnie. Mocniej pociągnęła i nareszcie
udało jej się odzyskać lekturę. – Obiecuję! – warknęła i podeszła do swojego
regału.
- Powiedz tylko gdzie
i kiedy – syknął, tracąc cierpliwość.
- Nawet jeżeli ci
powiem, to nie jestem pewna, czy twój maleńki rozumek będzie w stanie to
zrozumieć!
- Nie rozumiem twojej
zgryźliwości! Z góry zakładasz, że jestem tak tępy czy może jesteś tak
zapatrzona w swój ogromny nochal, że uważasz, iż nie ma nikogo równie mądrego?!
- Nie wymądrzam się!
– krzyknęła z niedowierzaniem.
- Nie, oczywiście, że
nie! – zaśmiał się ironicznie i ustawił trzy książki. – Więc jak inaczej
nazwiesz to, co robisz?
- Stwierdzaniem
faktów! – warknęła.
Black zszedł z
drabinki i usiadł na najbliższym krześle. Założył ręce za głowę i wyciągnął
nogi z uśmiechem, przyglądając się rozwścieczonej dwójce. W ciągu ostatnich
piętnastu minut zrobili więcej niż on z Jamesem przez ostatnie trzy godziny!
- Faktów?! –
prychnął. – Akurat!
Zatrzymała się w
miejscu. Stała przed malutkim stołem, a jej oczy wpatrywały się w niego z
niedowierzaniem. Stanął naprzeciw niej. W rękach obracał jedną z ksiąg. Nie
miała pojęcia, na co czekał, ale czuła, jak traci kontrolę. Zauważała już tylko
ten piekielnie wkurzający uśmiech. Pogłębiła oddech, aby się uspokoić.
- No, przyznaj
wreszcie, że nie potrafisz znieść myśli, że ktoś jest lepszy! Że jak tylko
pojawi się ktoś, kto… - urwał, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
Uchylił się w ostatniej chwili. Potężna, gruba książka z okutą metalem okładką
minęła go o cal i uderzyła z hukiem o ścianę. – Oszalałaś? – wydyszał, patrząc
to na nią, to na leżącą na podłodze książkę.
Black poderwał się z
miejsca, ale niewiele mógł zrobić. Jego różdżkę, tak jak i różdżki Jamesa i
Lily, spoczywały w gabinecie profesor McGonagall. Starał się podejść do Rudej i
odciągnąć ją od stolika z amunicją, ale cisnęła książką również w niego. Rogacz
przestał się bawić w dżentelmena. Pochwycił jeden z lżejszych tomów i rzucił w
jej stronę. Pisnęła i przykucnęła, ledwo unikając ciosu. Z drugiej strony
leciała już ku niej kolejna książka. Po omacku pochwyciła coś ze stołu i
odrzuciła.
- Cholera! –
usłyszała przerażony głos Jamesa.
Wychyliła głowę znad
krawędzi stołu i w tym momencie coś huknęło za jej plecami. Odwróciła głowę i
pisnęła przerażona. Regał chwiał się niebezpiecznie, a książki z najwyższych półek
już leciały w jej kierunku. Rzuciła się w bok, na czworakach uciekając przed
ciężkimi tomami. Doczołgała się do półki po drugiej stronie stołu i z żalem
obserwowała, jak wszystko leci w dół. Książka po książce, encyklopedia za
encyklopedią, kartka za kartką. Trzydzieści sekund później niemalże wszystko
leżało na ogromnym stosie, a półki zwisały żałośnie. Dookoła unosiły się kłęby
kurzu. Zaczęła się krztusić i kaszleć, rozgarniając ręką powietrze dookoła.
- A niech to szlag! –
warknął Black. Podszedł do stosu, z którego wziął pierwszą lepszą książkę i
odwrócił się w ich kierunku. – Układaliśmy to przez pół dnia! Nie bylibyście
sobą, prawda?! – zaczął krzyczeć. – W takim tempie nie wyjdziemy stąd do końca
tygodnia!
- Nie wydzieraj się
tak! – ryknął Rogacz. – Gdyby nie Evans, nie byłoby problemu! Nie moja wina, że
uniosła się honorem!
- Nie wrobisz mnie w
to! – warknęła i oparła głowę o regał, oddychając głęboko. – Jak się sprężymy,
to w ciągu godziny jesteśmy w stanie to odrobić.
- Niby jak?! Nie mamy
różdżek, pamiętasz? – warknął James.
- Normalnie! Całe
swoje życie chcesz uzależnić od cholernego patyczka? – spojrzała na niego z
ironią.
- Ten cholerny
patyczek to najlepsze, co możesz mieć!
- Nie obchodzi mnie,
jak to zrobicie, ale ja nie mam zamiaru więcej sprzątać! – wtrącił się Black,
przerywając ich kłótnie. Oboje spojrzeli na niego ze zdziwieniem. – No,
przepraszam was bardzo! Każdy z nas miał po regale, a tak się składa, że mój
jest cały! – uśmiechnął się z triumfem i wskazał palcem na półkę.
James uśmiechnął się
natomiast łobuzersko. Pochwycił najcięższą księgę, która leżała przed nim i
cisnął nią przed siebie. Rzut był perfekcyjny. Trafił w odpowiednie miejsce, a
książki posypały się kaskadą.
- Proszę! –
wyszczerzył zęby i spojrzał na przyjaciela ze źle skrywanym rozbawieniem.- Do
reszty żeś oszalał! – warknął i przerzucił trzymaną przez siebie książkę przez
ramię.Nie przewidział tego, co może się stać. Książka trafiła w ostatnie dobre
półki, a regał zakołysał się niebezpiecznie. Tknięty złym przeczuciem odwrócił
się i obserwował, jak potężna półka zaczyna lecieć w jego stronę. Cała trójka
zaniemówiła. Trzy pary oczu wpatrywały się w regał z taką intensywnością, jakby
to miało im pomóc. Łapa zaczął kroczyć w tył. W pewnym momencie potknął się o
jedną z książek, ale wcale nie zwolnił. Nie miał czasu na to, aby się podnieść.
Zaczął się cofać z coraz większym przerażeniem a regał był coraz bliżej. W
pewnym momencie dotarł do miejsca, w którym siedzieli jego przyjaciele, a
półka... zatrzymała się na tym, przy którym siedzieli. Odetchnęli z ulgą.
Wiedzieli, że na tą chwilę nic więcej nie może się wydarzyć. Regał, o który się
opierali, stał tuż przy ścianie, więc nie mógł wywołać efektu domina. Black
opadł na ziemię i zaczął się śmiać. Sekundę później dołączyła do niego Evans, a
tuż po niej James.
- Merlinie! –
usłyszeli przerażony głos. – Czyście powariowali?!- Nie, pani profesor! – Łapa
usiadł na podłodze i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Mieliście je
poukładać! Alfabetycznie! Co wam strzeliło do głowy?! Czy wy wiecie, co by się
stało, gdybym nie zjawiła się w porę?! Przecież ten regał mógł was przygnieść!
- Och! – James
zaśmiał się tak, jakby właśnie coś zrozumiał i zwrócił się do przyjaciela. –
Poukładać, a nie poprzestawiać!
- A mieliśmy
nadzieję, że jak wytrzemy kurze pod regałem, to dostaniemy jakieś ekstra punkty
– uśmiechnął się ponuro i cała trójka ponownie wybuchła śmiechem.
Jedynie profesorka
nie wiedziała, co w tej chwili począć. I chociaż miała przeogromną ochotę
dołączyć do niech, to odetchnęła z ulgą i skrzyżowała ręce na piersi, dając im
do zrozumienia, że mają przerąbane.Kiedy Lily ustawiła ostatnią książkę, zegar
wybił dwudziestą trzecią trzydzieści. Odetchnęła z ulgą i opadła na najbliższą
ławkę. Była głodna i totalnie wyczerpana. Black z Potterem przysypiali z
głowami opartymi na jakichś podręcznikach. Na podłodze walała się jeszcze masa
kurzu, którą, wedle zarządzeń profesor McGonagall, mieli zetrzeć. Podeszła do
kąta, w którym woźny pozostawił im wiadro oraz mopy, wlała do niego odrobinę
płynu i całe pięć litrów wody.
- Bierzcie się do
roboty. Im szybciej to sprzątniemy, tym szybciej wylądujemy w ciepłym łóżku!-
Jeszcze trzy minuty, mamo – jęknął Potter i naciągnął na głowę kaptur.Black
tylko uchylił delikatnie powieki i zamknął je ponownie, mrucząc przy tym coś
niezrozumiale.- Nie będę sprzątać sama! – ostrzegła, krzyżując ręce na piersi.-
Jesteś kobietą, sprzątanie to twój obowiązek – warknął Black i oparł głowę na
drugim policzku.
Westchnęła. Żaden z nich nic więcej nie powiedział ani na nią nie spojrzał. Po trzydziestu sekundach można było usłyszeć ciche pochrapywanie Łapy. Nie miała zamiaru im odpuszczać. Też mieli udział w tym wszystkim, a więc muszą ponieść konsekwencje. Ona sama będzie zmywać podłogi dobrą godzinę. Jak zajmą się nią we trójkę, za dwadzieścia minut będzie mogła wziąć ciepły prysznic! Przeczesała włosy palcami i zmyła jedną trzecią wyznaczonej powierzchni. Następnie wzięła głęboki oddech, pochwyciła wiadro i podeszła do miejsca, w którym spali. Niewiele myśląc, chlusnęła w nich wodą.
Westchnęła. Żaden z nich nic więcej nie powiedział ani na nią nie spojrzał. Po trzydziestu sekundach można było usłyszeć ciche pochrapywanie Łapy. Nie miała zamiaru im odpuszczać. Też mieli udział w tym wszystkim, a więc muszą ponieść konsekwencje. Ona sama będzie zmywać podłogi dobrą godzinę. Jak zajmą się nią we trójkę, za dwadzieścia minut będzie mogła wziąć ciepły prysznic! Przeczesała włosy palcami i zmyła jedną trzecią wyznaczonej powierzchni. Następnie wzięła głęboki oddech, pochwyciła wiadro i podeszła do miejsca, w którym spali. Niewiele myśląc, chlusnęła w nich wodą.
- Evans! – krzyknęli
i gwałtownie poderwali się z miejsca. Black zaczął pluć, a Potter spojrzał na
nią z niedowierzaniem. – Chcesz tu sterczeć do środy?! Jak McGonagall tu
wejdzie i zobaczy jakąkolwiek książkę, która jest mokra... Ty wiesz, co to będzie
oznaczać?!
- Owszem –
uśmiechnęła się pogodnie i zaczęła zbierać swoje rzeczy. – Że dwójka
zarozumiałych i przemądrzałych idiotów będzie musiała osuszyć bibliotekę.
- A ty to niby co? –
zapytał z przekąsem Black, osuszając swoją szatę.Kropelki wody opadły na
podłogę.
- A ja? Ja swoje już zrobiłam. Kiedy McGonagall się tu zjawi, ja będę już słodko spać w ciepłym łóżku! – uśmiechnęła się z triumfem. – Na twoim miejscu, Black, wyciskałabym szatę nad wiadrem. Całą wodę, jaką mieliśmy, zużyłam na was, a najbliższa łazienka jest dwa piętra wyżej.
I, nie czekając aż jej odpowie, pochwyciła swoją torbę, dopakowała kilka rzeczy i ruszyła w stronę drzwi.
- Ej, Evans! – usłyszała i zaciekawiona odwróciła się w ich stronę.
Z satysfakcją zanotowała, że oboje zmywają podłogę.
- A ja? Ja swoje już zrobiłam. Kiedy McGonagall się tu zjawi, ja będę już słodko spać w ciepłym łóżku! – uśmiechnęła się z triumfem. – Na twoim miejscu, Black, wyciskałabym szatę nad wiadrem. Całą wodę, jaką mieliśmy, zużyłam na was, a najbliższa łazienka jest dwa piętra wyżej.
I, nie czekając aż jej odpowie, pochwyciła swoją torbę, dopakowała kilka rzeczy i ruszyła w stronę drzwi.
- Ej, Evans! – usłyszała i zaciekawiona odwróciła się w ich stronę.
Z satysfakcją zanotowała, że oboje zmywają podłogę.
- Czego chcesz,
Potter? – warknęła, kiedy przez dłuższą chwilę żaden się nie odezwał.
Rogacz uśmiechnął się
pod nosem i oparł dumnie na kiju od mopa.
- Umówisz się ze mną?
– wyszczerzył zęby w nonszalanckim uśmiechu, a Black pokręcił głową z niedowierzaniem.
Ona sama stłumiła w
sobie chęć wybuchnięcia śmiechem i wyprostowała się dumnie, posyłając mu
jednocześnie lekko znudzone spojrzenie.
- Zapomnij, Potter –
syknęła i rzuciła w niego ścierką, którą trzymała w ręku.
- Och, przestań!
Wiem, że marzy ci się randka z niesamowitym Jamesem Potterem, najlepszym
szukającym wszech czasów! – ciągnął dalej, a na jego ustach wykwitł jeszcze
szerszy uśmiech.
- Och tak! Nie sypiam
po nocach, modląc się do Merlina, aby wreszcie uczynił mi ten zaszczyt! –
odgryzła się, a w jej głosie dało się wyczuć odrobinę rozbawienia.
- Więc przestań się
zgrywać! Przecież wiesz, że nie odpuszczę tak łatwo! – Zmierzwił włosy i
spojrzał na nią z ukosa. Nie odpowiedziała. Skrzyżowała ręce na piersi i
wpatrywała się w niego intensywnie. – To co, umówisz się ze mną, Evans? –
ponowił prośbę, a ona pokręciła głową z rezygnacją i zaczęła się zastanawiać
czy ich historia ponownie zatoczy koło.
Heh niezły zwrot akcji ale on mnie zaskakuje :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń