[muzyka]
Potter wyjechał z samego rana.
Razem z nim Black i Lupin. Ten ostatni stwierdził, że nie będzie robił
zamieszania wokół własnej osoby. Przecież jeszcze chwila i będzie pełnia.
Zostałyśmy same. Dorcas miała do mnie lekki żal, podczas gdy w mojej głowie
panował totalny chaos. Jego wyjazd oznaczał, że sprawy naprawdę są poważne. Też
miałam dosyć tego całego kręcenia. Z jednej strony cieszyłam się, że postawił
sprawę dosyć ostro, z drugiej obawiałam się, że pomimo wszystko pojedzie do tej
całej Marleny.
Potter nie był moim jedynym
problemem. Dni leciały jak szalone, a w naszym domu coraz więcej było Logana.
Wprawiał mnie w zakłopotanie. Uwielbiał wspominać stare czasy, jednocześnie
starał się nadrabiać stracony czas. Jego zachowanie sprawiało, że w głowie
miałam mętlik. Logan był inny niż Potter. Właśnie dlatego tak bardzo mnie do
niego ciągnęło. Jednak te różnice były tak ogromne, że tęskniłam za Rogaczem.
- Lily, jedziesz z nami na Pokątną? – zapytała
Dorcas któregoś ranka.
Przygryzłam wargę.
- A jedziecie same?
- Mamy się spotkać z chłopakami w Dziurawym
Kotle, jeżeli o to pytasz.
- Wolałabym nie - szepnęłam.
- Jesteś niepoważna! Długo masz zamiar jeszcze
zwlekać? Przecież w końcu i tak będziesz musiała z nim porozmawiać.
- Wolę to „w końcu” niż teraz - powiedziałam.
- Jak chcesz. Tylko żebyś się później nie
zdziwiła, jak ta McKinnon sprzątnie ci go sprzed nosa! – prychnęła i zarzuciła
na siebie płaszcz.
- Och, o to bym się nie martwiła! –
powiedziała Mary. – W końcu to blondynka, a one nie są zbyt mądre!
Dorcas posłała mi szeroki
uśmiech. Odprowadziłam je do drzwi.
- Wrócimy na kolację. Jesteś pewna, że nie
chcesz jechać z nami?
- Jestem pewna. Wracajcie szybko! –
powiedziałam i już miałam wrócić do domu, kiedy...
- Lily! – Usłyszałam znajomy głos. – Możemy
się przejść?
- Jasne - powiedziałam niepewnie.
Zeskoczyłam z dwóch ostatnich
schodków i ruszyłam z Loganem wzdłuż ulicy. Długo milczeliśmy. Logan tylko na
mnie patrzył, a ja podziwiałam swoje tenisówki. Nogi same poprowadziły nas do
starego placu zabaw. Opadłam na huśtawkę. Stanął nade mną.
- Nigdy nie chciałem wyjeżdżać – powiedział
nagle. – Gdyby rodzice tak się nie upierali przy tej przeprowadzce, nie
straciłbym tak ważnej osoby.
- Przecież nie straciłeś - szepnęłam z
uśmiechem.
- Straciliśmy tyle czasu... Tyle wspomnień...
Kto wie, co by było między nami właśnie teraz, gdybym tylko nie wyjechał?
- Logan, uwierz mi, że to niewiele by
zmieniło. Wyjechałam do szkoły zaledwie rok później.
- Mielibyśmy wspaniały rok.
- Tak, ale później byłam tylko na wakacje i
przerwy świąteczne, a i to nie zawsze! – powiedziałam z uśmiechem.
- Byłyby to wspaniałe święta - szepnął.
- Logan...
- Nie wracam. Zostaję. Zostań ze mną -
poprosił.
- Nie mogę. Został mi ostatni rok, który muszę
dokończyć – powiedziałam stanowczo.
- Rozumiem. Wiesz, dziwni są ci twoi przyjaciele.
Zwłaszcza ten czarny...
- Tak, Potter ma specyficzne poczucie humoru.
- Uśmiechnęłam się do siebie.
- Powiem ci, że byłem zazdrosny.
- Ty? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Owszem! A uważasz, że nie miałem powodów? –
zapytał.
- Nie wiem - droczyłam się z nim.
Tak bardzo mi się podobał! Tak
bardzo chciałam się wpić w jego usta. Tak bardzo chciałam poczuć ich smak...
Jego perfumy uderzyły mi do głowy. Jego ciepło powodowało rumień na moich
policzkach. Czułam to dziwne coś w swoim brzuchu. Nie tak mocne jak przy
Potterze, ale jednak.
- Ja wiem, że popełniłem błąd – szepnął i
odgarnął kosmyk moich włosów. – Gdybym mógł cofnąć czas, nigdy bym cię nie
zostawił - szepnął i delikatnie musnął moje usta.
Po raz pierwszy w życiu nie
odwzajemniłam pocałunku. Nie poczułam zupełnie niczego, a cała magia po prostu
zniknęła. W głowie przestało mi się kręcić, po plecach przebiegł zimny dreszcz.
Odsunął głowę i spojrzał na mnie zaskoczony.
- Ja... Przepraszam... Nie wiem dlaczego -
szepnęłam speszona. – Chyba właśnie zrozumiałam, że jesteś dla mnie jak brat.
Tylko jak brat. Kocham cię, ale nie w taki sposób jakbyś oczekiwał.
- Rozumiem - szepnął i usiadł na drugą
huśtawkę. Oboje patrzeliśmy, jak słońce chowa się za horyzontem. – Szczęściarz
z niego - powiedział nagle.
- Z kogo? – zapytałam, patrząc na niego z
uśmiechem.
- Z Pottera – odpowiedział, patrząc na mnie z
nieukrywanym żalem. – Mam nadzieję, że się chłopak postara i nigdy nie popełni
tego samego błędu, co ja. Zasługujesz na szczęście – stwierdził i pogłaskał
mnie po policzku.
Zamyśliłam się.
Potter był jedną wielką zagadką,
a jeszcze większą było to wszystko, co jest, było i może kiedyś będzie między
nami. Dziś miałam się z nim spotkać w Dziurawym Kotle. Dziś mieliśmy
porozmawiać o tym wszystkim, mieliśmy porozmawiać o NAS. Nie pojechałam. Czułam
się zdradzona i oszukana. Potter spotykał się z kimś innym, a w tym samym
czasie mówił mi, że jestem dla niego jedyna i wyjątkowa. Nie za bardzo
potrafiłam też zrozumieć, dlaczego nie udało nam się w miarę normalnie
porozmawiać i wyjaśnić wszystkich problemów.
- Chcesz mi powiedzieć, że ten
pocałunek w moje urodziny był przez ich gadanie?!
- Po części.
- Zdajesz sobie sprawę, Evans,
że tak na dobrą sprawę, to ty zabawiłaś się moimi uczuciami, a nie ja twoimi?!
- Nie?! Wyznawałem ci miłość
tysiące razy! A co dostawałem w zamian?! Bądźmy przyjaciółmi, James! Myślałem,
że potrzebujesz czasu. Widziałem, że coś zaczyna się dziać. Żyłem cholerną
nadzieją tylko po to, aby usłyszeć po raz kolejny to samo?!
Raz jesteś tym dobrym, miłym i kochanym Jamesem, a za moment znów
przybierasz postawę Pottera! Gadasz te wszystkie dyrdymały na temat swoich
uczuć, a jak tylko powiem coś, co urazi twoje chore ego, natychmiast
przybierasz inną postawę! I zamiast pokazać właśnie w takich momentach, że
naprawdę ci zależy, to udajesz, że nic się nie stało! I skąd ja mam wiedzieć,
do cholery, że to, co mówisz jest prawdą, skoro widzę, że w ogóle cię to nie
obchodzi?! Właśnie dlatego wyszło, jak wyszło! I to nie była moja wina, tylko
twoja! Bo co z tego, że sobie mówisz te wszystkie piękne rzeczy?! Mówić może
każdy!
Czy te wszystkie słowa były nam
potrzebne? Czy musieliśmy unieść się dumą? Przecież to właśnie dlatego Potter
znalazł pocieszenie w ramionach Marleny! A sytuacje sprzed kilku dni?
Marlena była taka czarująca i taka... inna niż Lily. A Evans mnie
nienawidziła. Znowu. Miałem tego dosyć i tak jakoś wyszło… A później, jak
wróciliśmy z tego cmentarza... jak ona tak leżała… Syriuszu, ja zrozumiałem, że
nie potrafię bez niej żyć! Jeżeli jednak jedynym sposobem na to, aby ona była
szczęśliwa jest moje usunięcie się, to...
I ten pocałunek, moja
niepewność... Skąd ona się wzięła?
- Wszystko w porządku? – Usłyszałam gdzieś z
prawej strony.
- Tak. Chyba właśnie coś zrozumiałam -
szepnęłam, patrząc w niebieskie oczy Logana.
***
Kolejny dzień nadszedł
niesłychanie szybko. Dziewczyny wróciły później niż przewidywały. Czekałam na
nie w napięciu, tak bardzo chciałam podzielić się z nimi swoimi
przypuszczeniami, wątpliwościami i wreszcie wnioskami z tych wszystkich
sytuacji. Mary nie za wiele zrozumiała, ale Dorcas wyglądała na zadowoloną,
zwłaszcza gdy doszłam do momentu, kiedy nie oddałam pocałunku.
- Lily! Nareszcie! Nie masz pojęcia, jak
bardzo się cieszę! Potter też był bardzo przygaszony, pytał o ciebie!
Odliczałam minuty do powrotu. Na
śniadaniu siedziałam spięta, jak jeszcze nigdy. Kiedy tata podniósł się z
krzesła i ruszył zapakować nasze kufry, aż podskakiwałam w miejscu. Kiedy o
dziesiątej wszyscy usiedliśmy wygodnie w samochodzie razem z Petunią (rodzice
zawozili ją na rozpoczęcie roku szkolnego), zaśpiewałam głośno:
- Nareszcie! Hogwart tuż, tuż!
- Zamknij się! – warknęła Petunia.
- Kochanie! Natychmiast przeproś siostrę! –
stwierdził tata oburzony.
- Dobrze, że nareszcie sobie jedziesz! Będę
miała święty spokój! Znowu będę ukochaną córką. JEDYNĄ córką! Mam nadzieję, że
tym razem nie wrócisz! – syknęła.
- Lily, czy Petunia cię przeprosiła?
- Oczywiście! Bardzo żałuje, że taka z niej
świnia i zobaczymy się dopiero na święta – powiedziałam mściwie, a Petunia
prychnęła z pogardą.
Samochód dojechał na dworzec
King’s Cross niemalże w ostatniej chwili. Dziewczyny pożegnały się szybko z
moimi rodzicami, podziękowały za gościnę i zniknęły za barierką. Ucałowałam
oboje rodziców, a później pognałam za przyjaciółkami. Do pociągu wpadłam
zdyszana i równo z gwizdkiem oznaczającym odjazd. Chwyciłam kufer i zaczęłam
iść wzdłuż przedziałów.
Jeszcze chwilka i wszystko będzie jasne. Tylko muszę go znaleźć! Na
pewno gdzieś tu jest. Błagam! Jeszcze tylko jeden przedział. Takie myśli
towarzyszyły mi przez całą drogę. W końcu dotarłyśmy do tak wyczekiwanego
przedziału. Wrzuciłyśmy kufry na półkę bagażową, przywitałyśmy się z chłopakami
i z uśmiechem opadłyśmy na siedzenia.
- Gdzie jest Potter? – zapytałam
rozentuzjazmowana.
Czułam, że za chwilę eksploduję.
MUSIAŁAM z nim NATYCHMIAST porozmawiać! Black z Remusem wymienili zaniepokojone
spojrzenia.
- Eee... On... - Black zająknął się i spojrzał
bezradnie na przyjaciela.
- Gdzie on jest?! Syriuszu, muszę z nim
natychmiast porozmawiać! Muszę mu coś wyjaśnić! – powiedziałam i zerwałam się z
siedzenia.
W tym samym momencie drzwi
przedziału się otworzyły. Spojrzałam w tamtym kierunku. Poczułam, jak oblewa
mnie pot. Zrobiło mi się zimno. Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Przed oczami
zaczęły pojawiać się mroczki. Czułam się tak, jakby ktoś oblał mnie kubłem
zimnej wody, a następnie z całej siły uderzył w twarz. Zrobiło mi się słabo. W
głowie mi wirowało.
Nie. Nie wierzę. Przecież to NIEMOŻLIWE. Zdążyłam jeszcze pomyśleć.
Sekundę później zrobiło się ciemno, a ja opadłam na siedzenie.
***
- Lily!
Otworzyłam oczy, ale natychmiast
je zamknęłam. Światło raziło mnie aż za bardzo. Cichy stukot przypomniał mi, że
nadal jestem w pociągu, który wiezie mnie do Hogwartu. Poczułam ścisk w sercu.
Przypomniało mi się również, dlaczego straciłam przytomność.
- Lily, spójrz na mnie, proszę cię. -
Usłyszałam jego ciepły głos. – Liluś, odezwij się do mnie.
Tak bardzo nie chciałam na niego
patrzeć. Tak bardzo nie chciałam go słyszeć. Tak bardzo nie chciałam go znać.
Jak on mógł? Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej. Miałam nadzieję, że to tylko
zły sen, że kiedy ponownie otworzę oczy, będę znów w domu. W swoim wygodnym i
ciepłym łóżeczku przy Privet Drive 6.
- Liluś...
Znów ten głos. Czyjaś ręka
dotknęła mojej. Ktoś pocałował mnie w czoło z matczyną troską.
- Nie ma gorączki.
- No raczej! Przecież ona jest lodowata!
- Może pójdziemy po kogoś? A jak jej się coś
stało?
Ktoś panikował. Chcąc nie chcąc,
otworzyłam oczy.
To nie był sen. Nade mną stała
grupka przyjaciół. Dorcas z Mary miały przerażone miny. Remus wraz z Peterem
szukali czegoś w książce od Eliksirów. Black łaził w poszukiwaniu czegoś, co
mogłoby mi „przywrócić” życie, a przy mnie klęczał Potter. Jego okulary lekko
się przekrzywiły*. Włosy miał jeszcze bardziej poczochrane niż zazwyczaj, a
twarz bladą. Kiedy zauważył, że otworzyłam oczy, na jego twarzy pojawił się
nikły uśmiech.
- Lily, tak się martwiliśmy - szepnął z ulgą.
Spojrzałam w jego orzechowe oczy.
Kątem oka dostrzegłam, że przy drzwiach nadal ktoś stoi. Wyprostowałam się na
siedzeniu i bez słowa wyjęłam swoją dłoń z jego.
- Lily?
Spojrzałam na niego z żalem, a
później znów w kierunku drzwi. Podążył za moim wzrokiem. Posmutniał. Przy
drzwiach, oparta o framugę, stała wysoka blondynka o cudownych niebieskich
oczach. Była przerażona, ale i zdegustowana zarazem. Błądziła wzrokiem po
przedziale. W pewnym momencie nasze spojrzenia skrzyżowały się. Uśmiechnęła się
krzywo.
- No i po co ta panika? – zapytała z
wyższością. – Mówiłam wam, że nic jej nie będzie!
Wszyscy spojrzeli w jej kierunku,
a ona wyciągnęła tylko idealnie prosty palec z idealnie wykonanym manicurem w
moim kierunku. Wszyscy zaczęli się do mnie przeciskać. Jeden przez drugiego
zaczęli mówić. Miałam wrażenie, że głowa zaraz mi pęknie.
- Dajcie jej spokój! – żachnęła się blondynka
i opadła z godnością na siedzenie.
- Tak! Zostawcie ją! Przecież dopiero co
zemdlała! – Usłyszałam stanowczy głos Pottera.
Nie spojrzałam ani na niego, ani
na jego nową dziewczynę.
- Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? –
spytała zatroskana Dorcas.
Kiwnęłam głową. Nie byłam w
stanie nic powiedzieć. Wszyscy odetchnęli z ulgą i nareszcie zapanował spokój.
Każdy zajął swoje miejsce. Było ciasno, ale jakoś się pomieściliśmy. Dorcas
usiadła Syriuszowi na kolanach, a Mary Lupinowi. Inaczej byśmy się nie
pomieścili. Blondynka chciała wpakować się na kolana Rogaczowi, ale ten odsunął
ją delikatnie od siebie. Uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Lily, mamy spotkanie prefektów za dziesięć
minut. Dasz radę? – Usłyszałam głos Remusa.
Spojrzałam na niego z uśmiechem i
entuzjastycznie podniosłam się z miejsca. Musiałam NATYCHMIAST opuścić
pomieszczenie i pomyśleć. Szliśmy w milczeniu. Remus patrzył na mnie uważnie.
Nie zwracałam na niego uwagi. Moją głowę zaprzątał zupełnie ktoś inny.
Była idealna. Nic dziwnego, że ją
wybrał. No i miał rację... Była taka inna od niej, od Lily Evans. Nie kojarzyła
jej jednak ani ze szkoły, ani z Zakonu. Gdzie ją więc znalazł? Jej postawa i
styl bycia idealnie pasowała do Ślizgona. Wiedziałam jednak, że Potter nigdy
nie spotykałby się z wrogiem. Ale czy na pewno? Może chciał zrobić jej na
złość? Może chciał jej pokazać, że potrafi spotykać się z kimś innym, że mu nie
zależy?
- Lily Evans!
Usłyszałam nagle swoje imię i
nazwisko, a w chwilę później gromkie brawa. Podniosłam przestraszona i
zdezorientowana głowę. Siedziałam w wagonie dla prefektów, a wszyscy patrzyli
na mnie z uśmiechem.
- Lily, wstań – powiedział cicho Remus.
Spojrzałam na niego pytająco. – Zostałaś Prefektem Naczelnym! Idź, dostaniesz
odznakę.
Podniosłam się z miejsca
zdezorientowana. Wysoki chłopak o brązowych oczach przypiął oznakę na mojej
piersi. Prefekt Naczelny,
przeczytałam napis. Kiedyś to był szczyt moich marzeń. Kiedyś tak bardzo
chciałam ją mieć i zrobiłabym wszystko, aby ją dostać. Kiedyś cieszyłabym się,
jak dziecko! Kiedyś.
Westchnęłam cichutko i wróciłam
na miejsce.
- Dobrze, a więc po nominacji możemy wreszcie
przejść do przypomnienia zasad – zaczęła jakaś dziewczyna, ale nie słuchałam
jej za bardzo.
Ale przecież nie można przestać
kochać. Nie tak z dnia na dzień. Czy ja już nic dla niego nie znaczę? Och, głuptasie! Przecież się przejął, jak
straciłaś przytomność!, usłyszałam cichy głosik w swojej głowie. No
właśnie! I przecież odsunął ją od siebie! Może nie są razem? Może tylko... No
właśnie! Ale co tylko? W co pogrywa Potter? A może on w nic? Co jest między nim
a tą dziewuchą?!
- No, nareszcie jesteście! – Usłyszałam wesoły
głos Dorcas.
Rozejrzałam się dookoła. Kiedy
wróciliśmy?
- Co tak długo? – zapytała Mary.
- Znasz naszego przewodniczącego. W kółko
jedno i to samo! Tylko zasady i zasady. Aż niedobrze się robi – warknęłam,
przechodząc obok Pottera i jego towarzyszki.
Z satysfakcją stwierdziłam, że
nie trzymają się za ręce.
- No, no, no! Nasza pani Prefekt i takie
podejście? – Syriusz aż zacmokał.
- Uważaj, Łapo! Teraz już pani Prefekt
NACZELNA – upomniał go Lupin, a mi poróżowiały policzki.
- Moje gratulacje!
- Należało ci się! – przekrzykiwali się.
- Śmieszne. – Usłyszałam z drugiego końca
przedziału. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Dziewczyna zrobiła wielkie
oczy. – Nie uważacie, że to śmieszne?
- Niby co? – warknęła Mary.
- To, że ona jest Prefektem Naczelnym, a i tak
nie jest w stanie was powstrzymać przed brojeniem. – Uśmiechnęła się do Jamesa.
- Nikt nie jest w stanie – powiedział Potter z
lekką irytacją. – Z tą tylko różnicą, że Lily nie daje szlabanów za nic, jak
niektórzy.
- Och, proszę cię! Czasem nagina się zasady!
Ale te wyjątki robimy tylko dla Ślizgonów! – powiedziałam z uśmiechem i
puściłam oko do Blacka.
- Nie poznaję cię! – powiedział ucieszony.
- To niesprawiedliwe! – żachnęła się tamta.
- Co znowu?! – warknęłam, unosząc brew.
- To, że dajecie szlaban komuś, kto na niego
nie zasłużył!
- Ślizgoni ZAWSZE zasługują – odparłam
chłodno.
- Żal ci Slytherinu?! – zapytał Potter z
niedowierzaniem.
- A ty ją popierasz? Nie pozwalam ci!
- Nie pozwalasz? – zapytałam totalnie
zaskoczona. – Jemu?! – Roześmiałam się. Po chwili reszta do mnie dołączyła. –
Kim ty niby jesteś, że uważasz, że możesz mu czegokolwiek zabronić?
- Kimś, kto znaczy dla niego dużo więcej niż
ty, mała, brudna szlamo! – syknęła.
- Powtórz.
– Dorcas wyrosła przede mną z różdżką, nim zdążyłam zareagować.
- Będziesz jej bronić, bo sama nie potrafi? –
ironizowała.
- Nazwij ją tak raz jeszcze, a gwarantuję ci,
że będziesz miała ze mną do czynienia.
- Nazwij ją tak raz jeszcze, a gwarantuję ci,
że będziesz miała ze mną do czynienia – przedrzeźniła ją.
- O nie! Tego już za wiele! – warknęła
wściekła Meadowes.
- Dorcas, słoneczko, opanuj się - jęknął Black
i chwycił brunetkę za nadgarstek.
- Nie pozwolę, żeby ta pusta idiotka mnie
obrażała!
- Nie denerwuj mnie, kretynko!
- Wyjdź – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
W przedziale zrobiło się cicho.
- A kim TY jesteś, żeby mi mówić, co mam
robić?!
- Powiedziałam: wyjdź, póki jeszcze możesz. –
Uśmiechnęłam się mściwie.
- Evans, daj spokój - powiedział Potter, a ja
poczułam się, jakby dał mi w twarz.
- Evans? – zapytałam z zimną furią. – Więc
teraz tak będziesz do mnie mówić?
- Nie, Lily...
- Wynoś się! – krzyknęłam.
- Lily…
- Natychmiast!
Czułam, że jeszcze moment, a
rozpłaczę się jak dziecko. Nie chciałam, żeby oglądał mnie w takim stanie.
Potter spojrzał na przyjaciół. Żadne się nie odezwało.
- Świetnie – syknął.
Chwycił Marlenę za rękę i
opuścili wspólnie przedział. Dopiero wtedy załkałam cichutko.
***
- Potter! – warknęłam, kiedy jego kufer
wjechał w moją kostkę.
- Przepraszam – warknął. – Nie zauważyłem cię.
- Nie zauważyłeś?! – prychnęłam i opadłam na
kufer, rozcierając bolącą nogę.
- Chodź już i nie jęcz – mruknął i chwycił mnie
za rękę.
- Wiesz co? Następnym razem uważaj, a nie... -
zaczęłam, ale mi przerwał.
- Przecież cię przeprosiłem!
- Noga mnie boli – stwierdziłam
pretensjonalnie.
- Ale ty masz problem! – warknął, chwycił mnie
na ręce i ruszył w stronę powozów. Po chwili siedziałam już wygodnie. –
Zadowolona? – prychnął.
- Nie! Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknęłam
wściekła. Potter westchnął teatralnie. - Przestań wzdychać!
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić!
- To przestań tak wzdychać!
- Skończ – powiedział wyraźnie wściekły.
- Słucham?! – Aż się zatrzęsłam ze złości.
- Skończ, Evans! – krzyknął.
- Nie!
- Tak!
- Nie, Potter! Szlaban! – krzyknęłam teraz już
naprawdę wściekła.
- Za co?! – zapytał oburzony.
- Za... - zaczęłam, ale do powozu wsiadł Remus
i zatrzasnął drzwi powozu.
- Dość! – przekrzyknął nas.
Oboje spojrzeliśmy na niego
wściekli. Wszyscy już się usadowili i patrzyli na nas jakoś tak dziwnie.
- On zaczął! – warknęłam dziecinnie.
- No chyba nie! – odgryzł się.
- Spokój! Zachowujecie się jak rozkapryszone
dzieciaki!
- To niech mnie nie obraża! I jeszcze ten
szlaban! Nawet nie wiem za co! Sama zaczęła, a teraz ma problem! – rzucił i
opadł na siedzenie przy oknie.
- Ja zaczęłam?! – krzyknęłam wściekła.
- A kto, może ja?!
- O nie, Potter...
- Spokój! Bo oboje dostaniecie szlaban! –
warknął Lupin.
- Nie możesz dać mi...
- To pójdę do McGonagall! Zamknijcie się
wreszcie!
Spojrzałam z nienawiścią na
Pottera, który również nie wyglądał na zadowolonego z zaistniałej sytuacji.
- Świetnie – syknęłam i opadłam na miejsce
przy oknie, krzyżując ręce na piersi.
- Świetnie – przedrzeźnił mnie.
- ŚWIETNIE! – prychnęłam.
- Błagam! – Usłyszałam i spojrzałam w tamtą
stronę.
Cała grupka miała proszące miny. Dlaczego
oni nie potrafią zrozumieć, że Potter jest takim dupkiem?!
***
- Pierwszoroczni! Proszę natychmiast ustawić
się w pary! – pouczałam, kiedy uczta już się zakończyła. – Ej, ty! Natychmiast
stawaj w szeregu! – wrzasnęłam.
- No proszę. Najpierw wyżywasz się na mnie, a
teraz na tych biednych dzieciach?!
- A co tobie do tego?!
- To, że one nie zawiniły!
- Jeżeli tylko są małą kserokopią ciebie, to
już są winne! – prychnęłam.
- Z takim podejściem to...
- Gówno mnie obchodzi, co masz mi do
powiedzenia! Wracaj do Wieży albo zarobisz kolejny szlaban, Potter! –
powiedziałam z uśmieszkiem satysfakcji.
- Daruj sobie, Evans – prychnął i oddalił się.
- Już? Za mną proszę! – zarządziłam i
poprowadziłam ich na siódme piętro, gdzie mieściła się Wieża Gryffindoru.
- Hasło? – zapytała Gruba Dama.
- Musy - Świstusy – powiedziałam, a ona z
uśmiechem ukazała przejście.
- Aua! – Ledwo przekroczyliśmy próg, ktoś
czymś we mnie rzucił. – Który to? – warknęłam. Wybuchli śmiechem. – Który to? –
powtórzyłam, mrużąc oczy.
- Co tam chowasz? – zapytał Remus, który
właśnie wszedł do pokoju wspólnego.
- Ach - powiedziałam i podeszłam do
czarnowłosego malca. Spojrzał na mnie przestraszony. Miał duże orzechowe oczy,
a na jego nosie tkwiły okulary. Był wierną kserokopią Pottera. – Oddaj –
powiedziałam i wyciągnęłam rękę.
Malec posłusznie oddał mi worek.
Potrzasnęłam nim, a później otworzyłam. W środku pełno było śmiesznych, a
zarazem dziwnych przedmiotów.
- Natychmiast do łóżek! – krzyknęłam, a
małolaty popędziły w kierunku schodów.
- Ciężki dzień, co? – zapytał z niepokojem
Remus.
- Owszem - westchnęłam i opadłam na fotel.
- Mogłabyś mu odpuścić - powiedział łagodnie.
- Komu? – zapytałam głupio.
- Lily, nie udawaj. Wszyscy wiemy, skąd u
ciebie taki zły humor. Potter nie jest z Marelną. Ona by i może chciała, ale
on...
- A co mnie to obchodzi? – warknęłam, ale na
sercu zrobiło mi się lżej.
- Wszyscy doskonale wiemy, że między wami... -
zaczął. BUM! – Lily?! – Remus wyglądał na przerażonego.
Zaczęłam się dusić. Chmura dymu
uniosła się w powietrze i utrudniła zaczerpnięcie powietrza.
- Nic mi nie jest – wykrztusiłam, machając
rękami, żeby rozpędzić czarny dym.
- Pięknie wyglądasz. – Usłyszałam.
- Potter! – syknęłam.
Mogłam sobie tylko wyobrazić, jak
wyglądam. Z obrzydzeniem odrzuciłam worek należący do pierwszoroczniaka.
- Wypadek przy pracy? – zapytał, opierając się
o oparcie fotela, na którym siedział Remus.
- Nie twój interes – rzuciłam ozięble i
zaczęłam czyścić swoją szatę.
- Och, Evans, poczekaj! Pomogę ci! – krzyknął
i, nim zdążyłam się odezwać, on już wypowiadał formułkę: – Chłoszczyć!
- Potter! – krzyknęłam.
Wraz ze słowami wyleciało z moich
ust kilka baniek mydlanych. Spojrzałam na niego wściekła.
- Ja tylko chciałem ci pomóc! – powiedział i
zaczął się śmiać, a reszta przyjaciół dołączyła do niego.
-
Niech ja cię tylko dorwę! – syknęłam i podniosłam się z miejsca.
***
- Lily, wstawaj, śpiochu. – Usłyszałam ciepły
szept.
- Jeszcze chwila - mruknęłam i nakryłam się
kołdrą.
- Liluś...
- Pięć minut - jęknęłam, kiedy któraś z
dziewczyn zaczęła mnie dźgać.
- Liluniu…
- Powiedziałam: chwila! – krzyknęłam wściekła
i odrzuciłam na bok kołdrę.
W tym samym momencie ktoś wylał
na mnie wiadro zimnej wody.
- Potter! – ryknęłam wściekła i podniosłam się
z łóżka. – Módl się, żebyś zdążył zwiać!
Czarnowłosy dopadł do drzwi.
Chwyciłam różdżkę, ale niestety nie zdążyłam zatrzasnąć zamka. Chłopak wypadł z naszego dormitorium, a ja za
nim i nagle usłyszałam jakiś przeraźliwy dźwięk, schody zniknęły, a zamiast
nich pojawiła się zjeżdżalnia. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, a już przepychałam
się z nim podczas spadania. Sekundy później patrzyłam prosto w jego roześmiane,
orzechowe oczy.
- Złaź ze mnie! – warknęłam.
- Ale to ty na mnie leżysz! – powiedział
zadowolony z siebie.
Zaczęłam się gramolić. Niestety,
potknęłam się o jedną z jego nóg. Potter okręcił się. Teraz to ja leżałam na
plecach, a on na mnie.
- Potter!
- Kochanie, to nie moja wina. Wszyscy wiemy,
że tak działam na kobiety – wymruczał seksownie i zbliżył twarz do mojej.
- Złaź! – krzyknęłam i z trudem zepchnęłam go
z siebie. – Nigdy więcej tego nie rób! – powiedziałam, wymachując mu różdżką
przed nosem.
- Dobrze, kochanie – powiedział dobitnie.
Nie ruszył się z miejsca. Nadal
leżał u podnóża schodów. Rękę założył za głowę i patrzył na mnie z uśmiechem.
Po pokoju wspólnym przebiegł szmer.
- Z czego się tak cieszysz? – spytałam, ale
byłam mniej pewna siebie niż do tej pory.
Uczniowie patrzyli na mnie jakoś
tak dziwnie. Poniektórzy pokazywali mnie sobie palcami. Tam i ówdzie słychać
było stłumione śmiechy.
- Bo uwielbiam cię taką.
- Jaką? – spytałam totalnie osłupiała.
- Taką piękną, złoszczącą się na mnie i...
mokrą! – krzyknął i wybuchnął śmiechem.
Zamarłam. Ze strachem spojrzałam
w dół. Miałam na sobie tylko różowe bokserki i białą koszulkę, które służyły mi
za pidżamę. W dodatku byłam cała mokra! Jak mogłam o tym zapomnieć? Spod
przemoczonej koszulki wyraźnie widać było... moje piersi!
Zakryłam się natychmiast rękoma.
- Nie gap się tak! – warknęłam.
- Jak mam się nie gapić, skoro stoisz przede
mną taka piękna i kusząca?
- Zabiję cię! – syknęłam.
Chwyciłam różdżkę i
wypowiedziałam zaklęcie.
- Au! – Usłyszałam głos Pottera.
Gdy ślizgawka znów zamieniała się
w schody, jeden z nich najprawdopodobniej go uderzył w tył głowy. Uśmiechnęłam
się mściwie i pognałam na górę.
- Na gumochłona, jak ty wyglądasz! – Mary
spojrzała na mnie zniesmaczona.
- Ani słowa! – warknęłam.
Pognałam do łazienki, po drodze
chwytając naszykowane poprzedniego wieczoru ubranie.
- Gdzie ty idziesz? – zapytała Dorcas, kiedy
piętnaście minut później wypadłam z łazienki i z zaciętością zaczęłam sznurować
buty.
- Jak to gdzie?! Za moment śniadanie. Nie
popuszczę mu tak łatwo – powiedziałam mściwie.
- Komu?
- Potterowi! Ośmieszył mnie przed całym
Gryffindorem? To ja go ośmieszę przed całym zamkiem – powiedziałam niemalże
szeptem.
- Lily, zastanów się, co chcesz zrobić! –
Dorcas wyglądała na zaniepokojoną.
Nie słuchałam jej. Chwyciłam
bluzę i wypadłam z dormitorium. Zeskoczyłam z trzech ostatnich schodków i
pognałam do Wielkiej Sali.
- Lily! – usłyszałam i odwróciłam się.
- Dorcas, nie próbuj mnie przekonywać! Już
postanowiłam!
- Sama nie dasz rady! Poza tym Potter nadal jest
w Wieży! Mary zaraz go ściągnie na dół – powiedziała z uśmiechem.
- Dzięki. – Również się uśmiechnęłam.
- Powiesz mi, co dla niego zaplanowałaś? –
zapytała konspiracyjnym szeptem.
- Zobaczysz - szepnęłam z satysfakcją.
- Kochanie!
Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły
się z hukiem. Stał w nich rozentuzjazmowany Potter. Jak tylko dostrzegł mnie w
tłumie, ruszył w moją stronę.
- Liluś! Mary mi powiedziała! Tak się cieszę,
że... – zaczął, będąc w połowie stołu, ale urwał, widząc, jak podnoszę się z miejsca
i wyjmuję różdżkę. – Lily? – wyszeptał jeszcze niepewnie.
- Diffindo! – krzyknęłam.
Na jego twarzy wymalowało się
przerażenie. Cała sala wybuchnęła gromkim śmiechem. Spodnie Pottera,
który stał mniej więcej na środku Wielkiej Sali, pękły na milion kawałków.
- Lily! – powiedział z pretensją w
głosie, próbując zakryć rękoma swoje bokserki. – Dlaczego?
- Może to cię wreszcie nauczy, że
ze mną się nie zadziera! – powiedziałam mściwie.
- Evans! Potter! – Usłyszałam
surowy głos profesor McGonagall.
- Tak? – zapytałam, przełykając
głośno ślinę.
- Co to za wygłupy! Potter,
natychmiast mi się ubierz!
- Chciałbym, pani profesor!
- No, tego jeszcze nie było!
Szlaban!
- Ale...
- Bez dyskusji! O dziewiętnastej w
moim gabinecie!
Spojrzałam na Pottera. Uśmiechnął się pogodnie.
- Bawi cię to?! – zapytałam
wściekła.
- Kochanie! Dostaliśmy szlaban
OBOJE!
Potter i Evans są chyba najlepsi w takich momentach jak pod koniec rozdzialu ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie zgadzam się z osobą wyżej, te ich... hm, nie wiem jak to nazwać... "kłótnie" są takie urocze :3
OdpowiedzUsuńAch gdybym była w Twoim blogu to za*ierdoliłabym tą Marlenę :) I te momenty pomiędzy Lily a James'em... ,,Kiski, mrauki foreverki!" Jakby powiedziała moja przyjaciółka ^^
OdpowiedzUsuń