sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział Pięćdziesiąty Szósty: Nie ma większej nienawiści, niż zrodzona z bliskości


[muzyka]

Wpatrywała się w niego z lekkim przerażeniem. Nie była pewna, czy nadal ma wszystko pod kontrolą. Nie wiedziała, czy to wszystko podąża w kierunku, w którym chciała, aby zmierzało. Stali naprzeciwko siebie, a powietrze dookoła nich zgęstniało. Miała wyraźne trudności z oddychaniem, a w dodatku nie bardzo wiedziała, gdzie ma uciec i czy w ogóle chce. Jego czarne oczy wpatrywały się w nią z taką intensywnością, że aż zaschło jej w ustach. W głowie Lily była totalna pustka i nie miała zielonego pojęcia, jak powinna się zachować.
 - Nie twoja sprawa – wychrypiała w końcu, a on przez chwilę musiał się zastanowić, o czym mówi.
W końcu zrozumiał, że to odpowiedź na jego pytanie i uśmiechnął się drwiąco, jednak nic nie powiedział. Nie wiedząc czemu, poczuła, jak zalewa ją fala wściekłości. Był draniem. Cholernym draniem, który mówił i robił to wszystko, aby udowodnić jej, że jest taka sama jak te wszystkie dziewczyny, które już omotał.
 - Na tej krótkiej liście na pewno nie odnajdziesz swojego nazwiska, Black – syknęła, a on uśmiechnął się szyderczo.
Jedną rękę mocniej zacisnął na jej dłoni, upewniając się, że na pewno nie ucieknie, a drugą łagodnie położył na jej talii. Opuszkami palców zaczął wodzić po jej plecach, co jakiś czas sprawiając, że przechodził ją dreszcz.
 - Nie wydaje mi się – szepnął, a jego ręka zjechała po pośladku i zatrzymała się na nieokrytym tuniką udzie.
Miejsca, po których krążyły jego palce, paliły niemiłosiernie. Stłumiła w sobie chęć przymknięcia oczu. Zamiast tego utkwiła w nim swoje roziskrzone tęczówki, a przez jej głowę przeleciało kilka obrazów, sytuacji z ostatnich kilkunastu dni.
 - Myślałeś kiedyś o tym, aby spróbować umówić się z prawdziwą kobietą? – spytała tak nagle i niespodziewanie chłodno, że aż zamrugał.
Opadła aura erotyzmu, którą wytworzyli, a na jego twarzy wymalowana była wyraźna dezorientacja.
 - Co masz na myśli, mówiąc „z prawdziwą”?
 - Bystrą. Wrażliwą. Inteligentną. Taką, która potrafi wypowiedzieć sensowne i logiczne zdanie, a nie taką, która chichocze jak idiotka i jedyne, co potrafi, to malowanie paznokci i inne tego typu dyrdymały – warknęła delikatnie poirytowana.
 - Starasz się w tym momencie obrazić Mary czy raczej sugerujesz, że właśnie taką kobietą jest Dorcas? – spytał z bezczelnym uśmiechem i przekręcił głowę, wpatrując się w nią z jeszcze większym zainteresowaniem.
Prychnęła poirytowana. Zrozumiał, że nie otrzyma odpowiedzi.
 - Nie każde spotkanie musi być tak cholernie przewidywalne i nudne jak spotkanie z tobą lub Dorcas.
 - Ale może chociaż jedno? – spytała z ironią. – Jeszcze chyba nigdy, poza Dorcas, rzecz jasna, nie widziałam, abyś potrafił uwieść dziewczynę, której inteligencja sięgała poziomu powyżej oczekiwań.
Wiedziała, że traci kontrolę. Zaczęła mówić rzeczy, których później mogła żałować, ale po raz pierwszy w życiu nie miała zamiaru się powstrzymywać. Cały gniew, który kumulowała w sobie od czasu tych urodzin, w końcu z niej uchodził. Nareszcie wypowiadała to, co naprawdę myślała, a nie to, co uważała za słuszne.
 - To nie rozmowa sprawia, że chcą się z tobą przespać. To twoja śmieszna pozycja. Reputacja, na którą pracowałeś i którą spieprzyła ci Dorcas. Wiecznie wolny, najprzystojniejszy huncwot! – prychnęła. – Gdyby nie to, żadna nie zwróciłaby na ciebie uwagi.
 - Wystarczy, że zwróci choć jedna, ta najbardziej nieosiągalna – wyszeptał. – Ta, która nigdy w życiu nie przyzna się do swoich cichych pragnień.
Zaniemówiła, myśląc nad tym, co powiedział. Próbując zrozumieć sens każdej wypowiedzianej literki i starając się zrozumieć, o co mu chodzi. A kiedy tak myślała, poczuła na twarzy uderzenie gorąca, jakby stała przed otwartym piecem. Zacisnęła dłonie w pięści i poczuła, że są mokre od potu. Chciała zaprzeczyć, wykrzyczeć mu, jak bardzo się myli i jakim jest draniem. Ale kiedy tak patrzył na nią upartym, wyzywającym spojrzeniem, musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Zdarzało się, że kiedy obserwowała, jak Black podrywa te wszystkie piękne, ale jakże głupiutkie dziewczyny, zastanawiała się, jak to jest być obiektem jego zainteresowania. Chciała, aby i na nią spojrzał w taki sposób. I chociaż była na niego wściekła, sam dotyk jego palców, splecionych z jej, obudził w niej pragnienia, za które wściekała się na siebie.
Poczuła, jak wszystko się zlewa – gniew iskrzący między nimi, przeszywające ją spojrzenie jego czarnych oczu. Serce zaczęło jej bić ciężko i mocno, nie chcąc pompować do mózgu dostatecznej ilości krwi, aby mogła się bronić przed tym porażającym uczuciem. Światło zdawało się rozmywać to, na co patrzyła. Pokój stawał się niewyraźny, aż w końcu widziała tylko kpiące spojrzenie jego czarnych oczu.
Nie odezwała się. Bo i co miałaby mu odpowiedzieć? Ponownie mu się udało. Zbił ją z piedestału i pokazał, jak bardzo krucha jest jej przewaga. Na kilkanaście sekund opanowała sytuację, a on zniszczył to wszystkim jednym, jakże prymitywnym zdaniem. Najrozsądniejszym wyjściem było pozostawić to bez komentarza i udać się do dormitorium. Rano podniosą się z łóżek, a temat umrze śmiercią naturalną. Nigdy więcej żadne z nich nie będzie na tyle nierozsądne, aby poruszyć go ponownie. Właśnie dlatego delikatnie szarpnęła ręką i starała się wyswobodzić z jego uścisku, ale wtedy wydarzyło się coś, co kompletnie zburzyło jej trzeźwe myślenie.
Objął ją mocno w talii, przyciągając do siebie, i przycisnął usta do jej warg. Przez chwilę nie mogła pojąć, co się dzieje. Trwała oszołomiona i bezwolna. Czuła, że kręci jej się w głowie z niedowierzania. Jej mózg, nie wiedząc, co się dzieje, nie reagował, co pozwoliło Blackowi przesunąć dłoń po jej plecach i ująć za kark. Całował ją długo i mocno, wpijając się w jej usta, aż w końcu nie mogła złapać tchu. Jej umysł był tak zamglony, że dopiero po kilku sekundach oderwała gwałtownie głowę.
 - Co ty, do cholery, robisz?
 - To, o co mnie prosiłaś.
 - Prosiłam? Odbiło ci?!
 - Jeśli tak – powiedział, dysząc – to mnie powstrzymaj.
Zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem. Zrobił krok do przodu, potem następny i jeszcze jeden, aż w końcu dotarli do jednej z kanap, ale zamiast na nią opaść, przyciągnął ją mocniej do siebie. Bez zbytniego przekonania próbowała się wyrwać, ale on nie przestawał. Całował ją, aż pokój ponownie zaczął wirować.
Powstrzymaj go, huczało jej w głowie. Powstrzymaj, powstrzymaj...
Jednak nie przeszła od słów do czynów. Wiedziała, że w Syriuszu drzemie coś z Blacków, że jest wyrachowany i zimny, a przede wszystkim ma ową charakterystyczną pewność siebie i zdolność do wynoszenia siebie ponad innych tylko dlatego, że nazywa się Black. Owszem, było w nim również coś takiego, co nie pasowało do starej, czystokrwistej rodziny. Potrafił dać innym coś zupełnie bezinteresownie, ale teraz ponownie zobaczyła w nim to, czego nie przeczuwała. Coś, czego nie dało się opanować. I coraz bardziej ją to podniecało. Coś, co chciała poczuć raz jeszcze od tego feralnego pocałunku dawno temu.
Miał rację. Mogła go odepchnąć bardziej stanowczo, mogłaby się wyrwać, krzyknąć lub nawet kopnąć z całej siły, żeby od razu padł, ale teraz, kiedy jej ukryte fantazje, przed którymi tak długo się broniła, stawały się rzeczywistością, chciała tylko zatopić się w jego pocałunku. Wiedziała, że nic do niej nie czuje. Całował, żeby ją uciszyć, żeby coś jej udowodnić. Wiedziała, że jeżeli tego nie powstrzyma, już zawsze będzie żałować. Ale ona nie chciała go powstrzymywać...
Czuła, jak jego ręka żałośnie przytrzymuje jej kark, jakby się bał, że lada moment mu ucieknie. Druga natomiast ponownie zjechała z pleców, podciągnęła delikatny materiał i wylądowała na jej nagim udzie. Drgnęła tak, jakby jego dłoń była z ognia. Przesunął dłoń wyżej, wpatrując się w nią z pożądaniem, tak pierwotnym i silnym, że ją paraliżowało. Doszedł do końca jej uda, a ona zadrżała z rozkoszy pod jego dotykiem. Wstrzymała oddech, czekając rozpaczliwie na jego dotyk i równocześnie przeklinając się za to. A kiedy wsunął palce pod krawędź jej majtek, uśmiechnął się z triumfem. Jęknęła delikatnie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co odkrył. Była rozgrzana i wilgotna z pożądania.
Przez trzydzieści długich sekund stali i wpatrywali się w siebie z dziką intensywnością. Zbici z tropu, nie wiedząc, co dalej zrobić z tym, do czego już doszli. Oddech pomału się wyrównywał, dłoń powróciła na plecy, ale serce nadal biło z zawrotną prędkością. I chociaż starała się, aby jej twarz nie wyrażała kompletnie niczego, to nie mogła wyrzucić błagającego głosiku ze swojej głowy, aby zrobił coś, zanim będzie za późno... Nim aura do reszty się zepsuje, a oni udadzą się do łóżek i prawdopodobnie już nigdy nie spróbują siebie nawzajem. Ale minuty ciągnęły się w nieskończoność, a on tylko stał, patrząc na nią z delikatnym niedowierzaniem i zaskoczeniem. Myślał gorączkowo nad tym, czy powinien wykonać kolejny krok. I wtedy westchnęła. Tak cicho i delikatnie, że z trudem to zanotował. Wyplotła się z jego uścisku i starannie poprawiła sukienkę.
Dał jej kolejne trzydzieści sekund, a później, najdelikatniej jak tylko potrafił, ujął jej podbródek i złożył nieśmiały pocałunek na jej wargach. Przyjęła zaproszenie, a więc poprawnie odczytał znaki, które mu wysłała. Uniósł obie dłonie i otoczył nimi jej twarz. Ręce Lily natychmiast rozpoczęły wędrówkę po plecach.
Jak wielkie było jego zaskoczenie, kiedy jako pierwsza pochwyciła guzik jego koszuli, a później następny i kolejny. Pchnął ją delikatnie, a ona zachwiała się niebezpiecznie i, straciwszy równowagę, opadła na kanapę i spojrzała na niego z wyraźnym zaskoczeniem. Rozpiął ostatnie trzy guziki swojej koszuli, a następnie odrzucił ją na jeden z foteli i opadł na kanapę tuż obok niej. Jego usta ponownie odnalazły jej rozgrzane wargi. Ułożyła się wygodniej, opierając głowę o jeden z podłokietników. Jego usta ześliznęły się po jej policzku i wylądowały na karku. Odchyliła głowę, jęcząc w duchu, aby nie przestawał. Przesuwał ustami po jej gładkim ciele, aż znalazł miejsce, w którym szyja przechodzi w ramię i... ugryzł ją. Wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej ciało wygięło się delikatnie pod wpływem tej niespodziewanej pieszczoty. Jednocześnie w jej pocałunku pojawił się pośpiech i niespotykana dotąd zachłanność.
Jego usta nadal błądziły po szyi i dekolcie dziewczyny, ręce natomiast zsunęły się po jej ciele, chcąc dotrzeć do ud. Nie chciała przerwać pocałunku, bojąc się, że w momencie, kiedy ich usta oderwą się od siebie, cała magia ponownie pryśnie. Nie chciała znaleźć się w sytuacji, w której zrywa się z kanapy i biegnie do sypialni jak speszona dziewczynka. Chciała, aby ta chwila trwała. Właśnie dlatego mocno wpiła się w jego usta i pomału się unosiła, idąc w ślady za jego ciałem, a kiedy poczuła, jak jego palce chwytają delikatny materiał, uniosła pośladki, umożliwiając mu tym samym wykonanie kolejnego kroku.
Ręce delikatnie mu drżały, kiedy mocniej zacisnął palce na sukience i powoli, z rozwagą zaczęły unosić materiał ku górze. Jednocześnie wytężył zmysły, oczekując nagłego sprzeciwu z jej strony. Wiedział, że ten krok jest najtrudniejszy. Może przyjść nagłe opanowanie, a wtedy nie będzie w stanie przywrócić tej niesamowitej aury. Przez chwilę w jego głowie pojawił się alarm. Właśnie sięgnął po coś, co było cholernie zakazanym owocem, a w dodatku wcale się z tym nie kryli. Znajdowali się przecież w pokoju wspólnym. W każdej chwili ktoś może tu wejść i ich nakryć. Może zepsuć wszystko, bez pytania ładując się pomiędzy nich.
Jednak nie był w stanie zastanawiać się nad tym dłużej. Niebieska sukienka, którą miała na sobie, opadła na dywan tuż koło nich, odkrywając to, co do tej pory mógł sobie jedynie wyobrażać. Małe, ale idealnie ukształtowane piersi. Wspaniały, delikatny brzuch z idealnym wcięciem. I biodra, przez które aktualnie przebiegały cieniutkie paseczki od jej czarnej, koronkowej bielizny. Jęknął z zachwytu, a ona spłonęła rumieńcem i delikatnie się spięła.
Pocałował ją, długo i głęboko, tak, że oboje stracili oddech. Wsunął dłonie pod jej ciało i dotarł do zapięcia od stanika, uwalniając tym samym jedwabiste piersi. Szybko odrzucił na bok niepotrzebny fragment ubrania i niemalże natychmiast zamknął je w swoich dłoniach. Wciągnął powietrze i przesunął usta do ich wierzchołka, ssąc chciwie sutek i torturując go językiem. Wydała z siebie cichy, zduszony jęk, a on wiedział już, że jest jego. Przez chwilę w jego głowie pojawiła się ciekawość, czy taką samą rozkosz daje jej James, ale szybko wyrzucił to gdybanie ze swojego umysłu. Zjechał dłońmi niżej i pewnym ruchem, niemalże niezauważalnie, zsunął jej majtki. Przesunął się delikatnie i wśliznął między jej kolana. Powoli pochylił się i musnął ustami wewnętrzną część jej uda. Wstrzymała oddech i delikatnie się spięła. Uśmiechnął się delikatnie i przesunął usta odrobinę w górę, przyzwyczajając ją do owego dotyku i chcąc się upewnić, że zdaje sobie sprawę z tego, że zmierza do jej najbardziej intymnego miejsca. Kiedy poczuł, że się wyluzowała, a jej oddech przyspieszył, przesunął usta o kolejne trzy milimetry, jednocześnie kładąc dłoń na jej wzgórku łonowym i zagłębiając palce. Przeciągły jęk, który wyrwał się z jej ust, doprowadził go niemalże do obłędu. Z trudem opanował chęć wejścia w nią i zaspokojenia własnych potrzeb. Chciał jej kosztować. Tak długo i intensywnie, jak tylko będzie mógł. Nie miał przecież pojęcia czy i kiedy nadarzy się kolejna tego typu okazja.
Delikatnie przygryzł skórę na jej udzie. Z satysfakcją przyjął jej wygięte w łuk ciało, które drgnęło gwałtownie. Wstrzymała oddech, kiedy jego usta odnalazły jej kobiecość. Wysunął palce, a językiem zatoczył delikatne kółko, nasłuchując jednocześnie. Wiła się pod nim, błagając tym samym, aby nie przestawał i ponaglając delikatnie. Przesunął koniuszkiem języka wzdłuż jej łechtaczki, a następnie oderwał go i wsunął w centrum tylko po to, aby ponownie powrócić do poprzedniego ruchu. Wydała z siebie zduszony okrzyk, a jej dłonie odnalazły jego głowę. Wsunęła palce pomiędzy jego włosy i zacisnęła. Odgięła głowę do tyłu i rozchyliła usta w niemym krzyku rozkoszy. Wsunął w nią dwa palce, nie przestając jednocześnie tańczyć językiem w najbardziej wrażliwym miejscu. Uśmiech triumfu wykrzywił jego twarz w momencie, kiedy zadrżała pod nim i wydała z siebie przeciągły okrzyk rozkoszy.
Leżała na kanapie i oddychała głęboko, chcąc opanować targające nią emocje. Jeszcze nigdy, przenigdy nie czuła czegoś takiego. Uwolnił ją od swojego dotyku, a ona wydała z siebie delikatny jęk zawodu. Odszukał wargami jej ust i pocałował delikatnie. Oddała go z niesamowitą namiętnością, na nowo wprawiając ich w atmosferę pożądania. Był lekko zaskoczony, kiedy przysiadła na kapie, wyplątała dłonie z jego włosów i przesunęła je na klatkę piersiową. Jej dotyk spowodował dreszcz rozbudzający na nowo jego ciało. Zamknął oczy i pocałował ją, a kiedy jęknęła delikatnie, z trudem mógł łapać powietrze. Przesuwał ręce po jej nagim ciele, po raz kolejny odkrywając jej fantastyczne walory. Słyszał jej urywany oddech, a jego dłonie ponownie poruszały się po jej plecach, zjeżdżając w dół. Delikatnie przygryzła jego kark, powodując, że sparaliżowała go nagła fala rozkoszy. Zauważyła to i zaczęła krążyć językiem wzdłuż jego szyi, docierając do ucha, które przygryzła delikatnie.
O kurwa, przemknęło mu przez głowę, a następnie osunął się w nicość, kiedy poczuł jej ręce siłujące się z rozporkiem. Jego pocałunek stał się dziki i zachłanny. Pomógł jej, zrzucając z siebie spodnie, a tuż po nich bokserki, a następnie w zniecierpliwieniu pochwycił jej dłoń i poprowadził do swojej męskości. Dotyk jej delikatnej skóry sprawił, że przestał oddychać. Zacisnął oczy i usta, odchylił głowę do tyłu i poddał się rozkoszy. Powoli zaczęła ruszać dłonią w górę i w dół po całej jego długości, dostosowując siłę nacisku do jego nierównego oddechu. W końcu zebrała w sobie odwagę i zamknęła usta na jego główce, powodując tym samym, że z jego ust wydobył się urwany, świszczący dźwięk. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Błądziła językiem po delikatnej skórze, robiła kółka, ósemki, a później ponownie wzdłuż jego długości. Chciała mu dać taką przyjemność, jaką on dał jej.
Nagle chwycił ją mocno za ramiona i przyciągnął do siebie, dysząc ciężko i niemalże w ostatniej chwili przerywając to niesamowite doznanie. Wbił swoje usta w jej wargi i złączył ich w dzikim, namiętnym pocałunku. Zniknęła delikatność i ostrożność. Zatracali się w miłosnym uniesieniu. Dotyk stał się bardziej natarczywy, a pocałunek jeszcze bardziej głęboki. Poruszyła niespokojnie biodrami, pozwalając, by się w nią wbił.
O kurwa!
Zacisnął powieki, głośno jęcząc. Podniosła się, prawie go wypuszczając, aby po chwili ponownie na niego opaść. Zaczęła rytmicznie się poruszać, stopniowo przyspieszając, aż w końcu jej ruchy były mocne, szybkie i pewne. Odchyliła głowę do tyłu, a jej spojrzenie stało się błędne. Najpierw zaczerwienił się jej dekolt, a później ogromne rumieńce pojawiły się na policzkach. Nie przestając się poruszać, zacisnęła powieki i zatraciła się w swoich doznaniach.
Po paru sekundach fala nieopisanej rozkoszy uderzyła go z ogromną siłą. Chwycił ją za uda i zaczął poruszać biodrami, wbijając się w nią, gdy na niego opadała. Drgał pod wpływem pulsowania przeszywającego go z rozkoszą. Odrzuciła głowę, zaciskając dłonie na jego ramionach z dziką siłą. I nagle wydała z siebie cichy szloch ulgi i spełnienia, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Runęła na kanapę, dysząc ciężko. Rude pasma opadły na jej twarz, ale nie próbowała ich odgarnąć.
Patrzył na nią zdezorientowany i wyraźnie zaskoczony. Nie mógł uwierzyć w to, co wydarzyło się przed chwilą. Po raz pierwszy zobaczył ją w takim wydaniu. Dziką i nieposkromioną. Szaloną i zdolną do rzeczy, o które przenigdy by jej nie podejrzewał. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie ona dała mu taką rozkosz, jakiej nie dała mu żadna dziewczyna, z którą do tej pory był. Miejsca, w których dotknęła go swoimi wargami, wręcz paliły. Patrzył z otępieniem na jej delikatnie rozchylone usta i falującą klatkę piersiową. Na jej kształtne piersi i sterczące sutki, a do jego głowy dotarło, że była kobietą, z którą mógłby spędzić resztę swoich dni. Dla której mógłby porzucić życie wiecznego huncwota i ustatkować się...
Jej klatka piersiowa unosiła się w łagodnym, równomiernym oddechu. Malinowe usta były rozchylone, a zielone oczy wpatrywały się w niego z zaciekawieniem. Poczuł, jak na nowo ogarnia go podniecenie. Miał przeogromną ochotę ponownie zasmakować jej ust i delikatnego ciała. Poczuł, jak budzi się w nim dzikie pożądanie. Właśnie dlatego pochylił się i wpił w jej usta. Nie dbał o łagodność i czułość. Przygryzł zębami jej wargi, a kiedy syknęła z bólu, wbijając jednocześnie paznokcie w jego plecy, zaklął w duchu. Działała na jego zmysły tak niesamowicie, że aż go to przerażało. Wystarczył najmniejszy pocałunek, najlżejszy dotyk, a on niemalże szczytował. Odwzajemniła pocałunek z taką samą dzikością. Jej paznokcie jeszcze mocniej wbiły się w jego plecy, przyciągając go tym samym do siebie. Przylgnął do niej całym swoim ciałem. Czuł słodki nacisk jej piersi, a z każdą sekundą tracił kontrolę. Otworzył oczy i spojrzał w jej roziskrzone tęczówki. Zobaczył w nich pewność i pożądanie. Uśmiechnęła się delikatnie i rozchyliła uda, a kiedy wszedł w nią bez uprzedzenia z nieposkromioną zachłannością...
Znikąd dotarł do niego ten charakterystyczny dźwięk. Skądś go znał i przez chwilę musiał się zastanowić, a dźwięk stawał się coraz bardziej natarczywy, wymieszany z cichym pojękiwaniem. Czuł jej wbijające się paznokcie i widział odchyloną głowę. Rozchylone usta, z których wydobywał się urwany oddech. Był coraz bliżej spełnienia, więc pogłębił i przyspieszył ruchy. Obraz się rozmazywał. Przymknął oczy, a owy dziwny dźwięk się nasilił. Był niemalże pewien, że takie samo brzmienie ma zniecierpliwione pstryknięcie palcami u Lily. Wydał zduszony jęk, kiedy skórę pokryła gęsia skórka, a ciało, które było pod nim, wygięło się w łuku i zadrżało delikatnie. Opadł na nią i odnalazł swoimi ustami jej. Otworzył oczy i wyprostował się gwałtownie.
Lily siedziała naprzeciwko niego w tej piekielnej niebieskiej sukience i z książką w ręku. W wyrazie jej twarzy było jednak coś dziwnego. Zamrugał kilka razy, a obrazy wymieszały się. Widział spoconą, zaczerwienioną twarz otoczoną rudymi kosmykami, a kiedy otworzył oczy, nadal siedziała przed nim i patrzyła na niego z wyraźnym niepokojem. Spojrzał szybko na kanapę, która aktualnie wyznaczała bezpieczny dystans pomiędzy nimi. To wszystko było tak niesamowicie realistyczne. Ponownie spojrzał na Rudą.
 - Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona.
Jej głos był tak inny od tego, który słyszał przed chwilą.
 - Tak, chyba tak – wyjąkał i rozejrzał się dookoła.
Kilkanaście osób przyglądało mu się z uwagą. Jego wzrok ponownie powrócił na kanapę. Zamknął oczy i ponownie odnalazł ten wspaniały obraz. Jęknął cicho. Przysnął? A może nie? Ile z tego wszystkiego zostało wypowiedziane, a ile wydarzyło się tylko w jego głowie? Znów spojrzał z niepokojem na Rudą. Właśnie gramoliła się z fotela. Kusa sukienka podwinęła się trzy centymetry, odkrywając udo. Przełknął ślinę i odetchnął głęboko. Obserwował każdy jej najmniejszy ruch. Jak odgarnia włosy, jak poprawia sukienkę, aż w końcu szepta cicho „dobranoc” i kieruje się do swojego dormitorium. Kiedy go mijała, jej dłoń przez przypadek musnęła jego ramię. Przeszył go dreszcz, a do nosa dotarł zapach jej perfum.
 - Ej, Evans! – mruknął, przymykając oczy i uśmiechając się delikatnie.
Dał jej trzydzieści sekund na opanowanie pierwszego szoku. Następnie otworzył oczy i uniósł głowę, aby spojrzeć na nią zalotnie.
 - Umówisz się ze mną? - wymruczał, bez skrępowania zatrzymując wzrok na jej ustach, dekolcie i krągłych biodrach.
Uśmiechnęła się niewinnie, przeczesała włosy palcami, a następnie pochyliła się i pogłaskała go delikatnie po policzku.
 - Nigdy nie będziesz Jamesem, Black – szepnęła tak blisko jego ucha, że niemalże musnęła je wargami.
Dzieliły ich milimetry, a powietrze było jakby naelektryzowane. Złożyła na jego czole krótki pocałunek, sprawiając, że przeszedł go dreszcz, odnajdujący ujście w odpowiednim miejscu. Kiedy ruszyła do dormitorium, odprowadził ją wzrokiem, z wyraźnym pożądaniem obserwując jej idealny tyłek. Założył ręce za głowę i uśmiechnął do siebie. Miała rację. Nigdy nie będzie Jamesem, ale przecież był Blackiem, prawda?

***

Wgramolił się po schodach, ledwo widząc na oczy. Pchnął drzwi, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Mruknął niezadowolony. W tej chwili każdy dźwięk wydawał się zdecydowanie za wysoki. Był zmęczony, głodny, a kac morderca nadal torturował jego głowę. Pieprzona McGonagall i jej szlaban!
Jęknął, zdjął koszulkę i odrzucił na bok jeansy. Następnie przeczesał włosy palcami i na oślep ruszył w kierunku swojego łóżka. Nie przejmował się zbytnio hałasem, który powodował. Lupin był we Wrzeszczącej Chacie, a Glizdogon zawsze spał jak zabity. W jednej ręce ściskał kurczowo czekoladową żabę, a w drugiej resztkę Fasolek Wszystkich Smaków. Pół pudełka znajdowało się w jego pościeli, a trzy wbijały mu się w jeden z policzków. Westchnął, a kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważył coś, co powinien dostrzec natychmiast po przekroczeniu progu.
Wyczuł, że coś jest nie tak. Sypialnia nie przypominała tej, która należała do Huncwotów. Panujący tu zazwyczaj chaos i bałagan zniknął. Wszystko było posprzątane, uporządkowane i posegregowane. Łóżka były pościelone, a na jednym z nich... spała Dorcas. Zatrzymał się gwałtownie, z niedowierzaniem wpatrując się na łóżko przyjaciela. Dziewczyna mruczała przez sen, a czekoladowe kosmyki opadły jej na twarz. Biała koszula odbijała się od jej ciemnej karnacji, a jeden z guzików pozostawił ślad na delikatnym policzku. Zamrugał kilkakrotnie i zaklął w duchu. Właściwie, to nie miał pojęcia, czy powinien się cieszyć, czy raczej wściekać. Znał swojego przyjaciela nie od dzisiaj. Wiedział, co oznaczała obecność kobiety w jego pościeli. W tej chwili zastanawiał się jednak nad skutkami. Do tej pory przyprowadzał tu przypadkowe dziewczęta, których imion nie pamiętał lub po prostu nie znał. Teraz leżała tu Dorcas. Jego narzeczona. Była narzeczona! Jedyna, która w blasku pozostałych jego ofiar, była prawdziwą perłą.
Zmierzwił włosy. Syriusz nie wspominał, że ma zamiar do niej wrócić. Czy wobec tego noc, którą ze sobą spędzili, była przypadkowym epizodem? A może impulsem, który spowodował, że do siebie wrócili? Szatynka przeciągnęła się i uniosła powieki. Rozejrzała się niepewnie po sypialni, a jej oczy odnalazły jego sylwetkę.
 - Syriusz? – mruknęła w przestrzeń.
 - Przysnął na kanapie – odpowiedział James po dłuższej chwili.
Nie mógł zobaczyć jej twarzy, ale był pewny, że się delikatnie zarumieniła. Nie powiedziała nic więcej, a i on miał totalną pustkę. Co mógł rzec? „Cieszę się, że znów jesteście razem”? A może: „Pilnuj go, bo ma w planach numerek z tą rudą piątoklasistką”? W końcu jej głowa ponownie opadła na poduszkę. Nie spała. Widział wyraźnie odbijający się w jej oczach blask księżyca. Mruknął coś cicho pod nosem i poczłapał do swojego łóżka. Ułożył się na nim i założył ręce za głowę. Sen, który męczył go od przeszło czterech godzin, wyparował z niego natychmiast. Odczekała piętnaście minut, a później najciszej jak tylko umiała, wyplątała się z pościeli. Obserwował, jak skrada się do drzwi, poprawia włosy, rzucając szybkie spojrzenie w lustro. Nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak...

***

Nie miała pojęcia, która może być godzina. Wypity alkohol, zmęczenie i osłabienie, które jej towarzyszyło w ostatnich dniach spowodowało, że była skrajnie wyczerpana. Spała wiele godzin, regenerując siły po ciągłym bieganiu do łazienki. Aktualnie była w fantastycznym humorze. Co prawda towarzyszyło jej lekkie rozczarowanie, że nie doczekała się swojego ukochanego, ale przecież James powiedział, że znajdzie go w pokoju wspólnym.
Cichutko przemknęła przez ich sypialnię i starannie zamknęła za sobą drzwi. Blask księżyca pozwolił jej zrozumieć, że musi być dosyć późno. Nie szukała wobec tego swoich ubrań. Założyła, że w pokoju wspólnym nie będzie już nikogo poza nim. A nawet jeśli – niech widzą, że znów należy do niej!
Podeszła do balustrady i spojrzała w dół. Uśmiechnęła się z czułością, widząc, że przysypia nad wieczornym wydaniem Proroka. Poprawiła włosy i ruszyła po schodach w dół. Pokój wspólny był niemalże opustoszały. Gdzieniegdzie można było dostrzec niedobitki usilnie odrabiające prace domowe na poniedziałkowe lekcje. Niemalże w podskokach podeszła do kanapy, na której leżał, a następnie pochyliła się i pocałowała go w policzek. Drgnął zaskoczony i posłał jej pytające spojrzenie. Wzruszyła ramionami i opadła na fotel nieopodal.
 - Piszą coś ciekawego? – spytała po dłuższej chwili, ale nie doczekała się odpowiedzi. - Wiesz, zastanawiałam się, co zrobimy w zaistniałej sytuacji... Co prawda dom jest twój, ale przecież teraz to chyba nie ma znaczenia, prawda? Udało mi się naprawić wszelkie szkody...
Nie słuchał jej. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Nie miał pojęcia, o czym do niego mówi. Przez miesiąc się do siebie nie odzywali, a ona nagle powraca do tematu mieszkania. Przecież powiedział jej, że może go zatrzymać. Odłożył gazetę i spojrzał na nią uważniej. Jej oczy błyszczały, a na policzkach wykwitły rumieńce. Ze słów, które z siebie wyrzucała, docierały do niego jedynie wybrane: „remont”, „przyszłość”, „pokój dziecięcy”.
 - Chwila, chwila, chwila! – Potrząsnął gwałtownie głową, odłożył gazetę na bok i usiadł, patrząc na nią intensywnie. Zamilkła, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. To go tylko utwierdziło w tym, że się nie pomylił. – O czym ty mówisz?
 - No... - Na chwilę zbił ją z tropu. – O domu. Naszym domu! – dodała zupełnie niepotrzebnie.
Wytrzeszczył oczy i podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
 - Nie wiem, gdzie widzisz problem... Powiedziałem ci przecież, że jest twój. Nie chcę go.
Jego słowa przyjęła perlistym śmiechem. Następnie pochwyciła jakiś magazyn i opadła na kanapę obok niego, szybko przerzucając kartki.
 - Oczywiście! – Pocałowała go w nos i znów przerzuciła kilka stronic. – Musimy się dobrze przygotować. Zaznaczyłam kilka bardzo ładnych projektów, w dodatku niedrogich. Popatrz tylko! – I podsunęła mu magazyn pod nos.
Spojrzał na nią z lekkim przerażeniem. Nadal nie potrafił zrozumieć, o czym ona mówi i do czego zmierza. Chyba nie myślała, że...?
 - Syriusz? – szepnęła w końcu, a uśmiech zniknął z jej ust. – Wszystko w porządku?
Wpatrywał się w nią, jednocześnie łącząc wszystkie fakty. Mówiła o domu, dzieciach, remoncie, przyszłości. Znów była tą Dorcas, z którą rozstał się dawno temu. Tą, której nie chciał. Nie rozumiał tylko, jak do tego doszło! Pochwycił jej ręce i wziął głęboki oddech.
 - Dorcas, o czym ty mówisz?
 - Pytasz już po raz setny! – westchnęła delikatnie poirytowana. – Przecież teraz, kiedy znów jesteśmy razem...
I nagle pojął. Odetchnął i roześmiał się z ulgą. Więc o to jej chodziło! Spojrzała na niego pytająco.
 - Uff! A ja myślałem, że...
 - Jestem w ciąży? – dokończyła z wymuszonym uśmiechem i poruszyła się niespokojnie.
 - Tak! – Opadł na kanapę i ponownie wziął głęboki oddech. – A to tylko jakieś chore nieporozumienie!
 - Nieporozumienie?
Uśmiech zniknął z jej ust, a do oczu napłynęły łzy. W okolicach żołądka poczuła skurcz, a fala ciepła sunęła w górę do przełyku, powodując okropne mdłości. W głowie jej zawirowało, a przed oczami delikatnie pociemniało. Zacisnęła mocniej palce na zrolowanym magazynie.
 - No, a nie? Przecież my nie jesteśmy razem! Oboje daliśmy się ponieść chwili. Zrobiliśmy coś, na co mieliśmy ochotę. Nic poza tym!
 - Ponieść chwili? – powtórzyła niczym echo i cofnęła się gwałtownie, a na plecach poczuła zimny podmuch.
Zacisnęła powieki. To było dla niej jak policzek. Miała wrażenie, a właściwie przeogromną nadzieję, że to tylko zły sen. Za moment się obudzi i nadal będzie leżała w łóżku Syriusza, najlepiej wtulona w jego pierś. Uszczypnęła się nawet, ale nic to nie dało. Pomału łączyła fakty i zaczynała rozumieć.
 - Ale wczoraj... Przecież my... – szepnęła tak cicho, że nikt nie miał prawa jej usłyszeć.
Kolejna fala mdłości zaatakowała. W jej umyśle, gdzieś tam głęboko, przewijały się pomieszane obrazy. Raz widziała, jak Black całuje się z Lily, aby za chwilę niemalże poczuć jego gorące wargi na swojej szyi, brzuchu, udzie...
 - Ty pieprzony draniu! – wyszeptała, a głos jej drżał.
Nie poczuła napływających do oczy łez. Nie miała ochoty wrócić do sypialni i paść na łóżko. Czuła, jak ogarnia ją furia. Dzika i trudna do poskromienia. Odczuwała przeogromną chęć uderzenia go, a jednocześnie wiedziała, że jest totalnie bezradna. Zmieszał się. Nie miał pojęcia, o co tym razem jej chodzi! W końcu byli dorosłymi ludźmi, którzy dali się ponieść chwili i pragnieniom!
 - O co ci chodzi? – spytał rzeczowym, ale jednocześnie nadal delikatnie zaniepokojonym tonem.
 - O co mi chodzi? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Chyba żartujesz!
Black poruszył się niespokojnie, a następnie rozejrzał nerwowo dookoła. W końcu wzruszył ramionami i przeniósł znudzone tęczówki na swoją byłą.
 - Nie i nie widzę powodu do robienia mi awantury.
 - Nie widzisz...? – Aż się zapowietrzyła. – Więc to wszystko, co było między nami, to dla ciebie... nic? – Jej głos drżał.
Nie krzyczała, wręcz dało się wyczuć furię. Poczuła, że coś w niej pęka i rozpada się na miliony drobnych kawałków. Kawałków, których nie da się już pozbierać i skleić. W kącikach oczu wyczuła palące pieczenie łez, ale wiedziała, że to najgorsza opcja, jaką może teraz wybrać. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, ale na policzkach wyczuwała dwie czerwone, buchające żarem plamy.
Odpowiedział jej śmiechem. Tak szyderczym i zimnym, że aż przeszedł ją dreszcz. Podniósł się z kanapy i spojrzał na nią z politowaniem, kręcąc głową. Szok spowodowany jego reakcją nie pozwolił jej kontratakować. Chociaż może nie rzuciła się na niego tylko dlatego, że wiedziała, iż muszą to rozegrać inaczej. Musiał powiedzieć jej wprost i uświadomić ją, na czym stoi i czego może oczekiwać. Musiał pozbyć jej tej cholernej nadziei i wrażenia, że jeszcze nie wszystko zaprzepaścili. A to był jedyny sposób. Musiała otrzymać policzek, aby za chwilę móc stanąć na nogi. Zwłaszcza, że prawdopodobnie nie była już sama... Kiedy jego czarne oczy wbiły się w jej, na chwilę zmiękły jej kolana.
 - To dla mnie znaczy bardzo dużo, ale nadal niewiele.
 - Więc po co to wszystko?! Po jaką cholerę wczoraj do mnie przyłaziłeś?! Te gesty, te słowa! – Powoli traciła kontrolę i opanowanie. Dzika furia i rozszarpane serce przejęło prowadzenie. – Mówiłeś to wszystko tylko po to, aby zaciągnąć mnie do łóżka?!
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Stał z rękoma w kieszeni, potarganymi włosami i delikatnie poluźnionym krawatem, a jego oczy uważnie wędrowały po jej ciele. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi czuła, jak jej ciało odpowiada. I chociaż z oczu płynęły łzy, a serce walało się gdzieś po dywanie, to miała przeogromną ochotę podejść i zasmakować jego ust raz jeszcze... W pewnym momencie uśmiechnął się bezczelnie i odnalazł jej oczy.
 - Nie opierałaś się zbyt mocno. Skorzystałem więc z zaproszenia.
 - Nie wierzę – wyszeptała, a zaskoczenie wymalowało się na jej twarzy. – Nie wierzę, że można być aż tak beznadziejnym draniem!
 - Daruj sobie te komplementy, Meadowes. – W jego głosie w końcu można było wyczuć irytację. – Sama tego chciałaś.
 - Miałam nadzieję, że do siebie wrócimy! Że mnie kochasz i za mną tęsknisz! A ty potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę?! Przespałeś się ze mną, a teraz zostawisz?! I to tak po prostu?!
 - O co ci chodzi, do cholery?! Sama do mnie przyszłaś! Odpowiedziałaś na to pieprzone zaproszenie! Sama niemalże zaciągnęłaś mnie do sypialni! NICZEGO ci nie obiecywałem! To był zwykły seks. Bez zobowiązań. Myślałem, że też tego chcesz! – krzyknął, a wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie.
Przestała płakać. Z godnością otarła ostatnią łzę i spojrzała na niego jak na nic nie wartego śmiecia. Jej ręka powędrowała na brzuch, a w oczach pojawiła się determinacja. Niewiele z tego wszystkiego zrozumiał, ale po raz pierwszy w życiu zrobiło mu się nieswojo.
 - Tak. Zwykły seks – powtórzyła jak automat i ruszyła w kierunku swojej sypialni.
Kiedy go mijała, zatrzymała się na sekundę. Przestraszył się i drgnął niepewnie, myśląc, że uniesie rękę i wymierzy cios. Nic takiego się jednak nie stało. Jej usta wykrzywił uśmiech satysfakcji.
 - Jesteś żałosny.
Schody pokonała niemalże biegiem. Dopiero, kiedy zatrzasnęła drzwi, opadła na podłogę i zaniosła się głośnym szlochem. Miała tysiące myśli na minutę, a jej ręka bezwiednie gładziła idealnie ukształtowany brzuch.
 - Dorcas?
Z łazienki wyszła Mary. Jej niebieskie oczy z uwagą i wyraźnym niepokojem badały sytuację i łączyły fakty.
 - Wszystko w porządku?
 - Nie! – krzyknęła i znów się rozpłakała.
 - Och! – pisnęła i opadła obok przyjaciółki. Oplotła ją swoimi delikatnymi ramionami i przyciągnęła do siebie, tuląc niczym małe dziecko. – Co się stało? – szepnęła po dłuższej chwili.
 - Wszystko się posypało! – jęknęła, nie mogąc pohamować łez. – Myślałam, że mnie kocha, że to tylko tymczasowe rozstanie! A on...
 - Ciii. – Głaskała ją po plecach i starała się coś z tego zrozumieć.
 - Kiedy spojrzał na mnie na tej piekielnej imprezie, pomyślałam, że to właśnie ten moment. Moment, w którym oboje przyznamy się do swoich błędów. Od samego początku dziwnie się zachowywał! Byłam pewna... A on mnie chciał tylko zaciągnąć do łóżka! – Jej ciałem wstrząsnął szloch.
 - Nie płacz. Musisz być silna! – Jej piskliwy głosik nie docierał jednak do Dorcas. – Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz!
Odsunęła się od przyjaciółki i posłała jej pokrzepiający uśmiech, jednak ta zaniosła się kolejnym szlochem.
 - Nic się nie ułoży!
 - Ułoży, zobaczysz! Tylko musisz wziąć się...
 - Ty nic nie rozumiesz! – krzyknęła i odepchnęła ją od siebie. – Jestem w ciąży! Z Syriuszem! – dodała zupełnie niepotrzebnie.

4 komentarze:

  1. O rany... brak mi słów...

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za gnoj jak on mogl zrobic to tylko dla seksu . typowy facet brak slow.
    P.S.a tak wogole ro bardzo fajnie nqpisalas jak on mial p Lilt takie zbozone mysli ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany.. przeciesz to Syriusz! A nie wrazliwy kochajacy chlopczyk jakiego bys chciala ! To Syriusz Black zimny dran ale za to wspanialy przyjaciel i ojciec chrzestny :)!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja przez chwilę myślałam, że Lily i Syriusz naprawdę... No wiecie... Biedna Dorcas, ale mi jej szkoda! ;(

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy