piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział osiemnasty: Stara miłość nie rdzewieje?


[muzyka]

Little Whinging, angielskie miasteczko w hrabstwie Surrey, ulica Privet Drive. Właśnie tutaj wraz z rodzicami i nieznośną siostrą mieszkała Lily Evans. Była to ulica domków jednorodzinnych, ładnie wystrzyżonych trawników i drogich samochodów, którymi mieszkańcy Privet Drive lubili się szczycić. Każdy dom i każdy trawnik był niemalże identyczny. Budynek z numerem szóstym z pozoru nie różnił się niczym od pozostałych. Z pozoru. Jedna z jego mieszkanek była bowiem czarownicą. To właśnie dlatego „normalna” Petunia Evans nienawidziła jej aż tak bardzo. Zresztą, jej młodsza siostra także nie pałała gorącą miłością do starszej Evansówny. Lily nienawidziła tego miejsca, które w niczym nie przypominało świata, w którym od przeszło sześciu lat żyła. Przestała się jednak przejmować. Następnego dnia do jej domu mieli przyjechać jej najlepsi przyjaciele!
Mama była przeszczęśliwa, kiedy wróciła w jednym kawałku. Nie miały czasu jednak ze sobą długo porozmawiać. Lily od razu zabrała się do sprzątania całego mieszkania. Poprosiła też tatę, aby pojechał z nią na zakupy. Nie miała pojęcia, na co jej goście będą mieli ochotę, kiedy już tu dotrą.
I chociaż zapowiadał się kolejny nudny dzień wyjątkowo upalnego lata, jedna z mieszkanek tego jakże nudnego miasta chodziła podekscytowana jak jeszcze nigdy w całym swoim niedługim życiu.
 - Lily! – Usłyszałam głos mamy i zeszłam po wąskich schodkach na dół.
 - Tak?
 - Kochanie, o której twoi przyjaciele mają się zjawić?
 - Nie wiem, mamo. Mówili, że zaraz po śniadaniu. Tam, gdzie są, śniadanie skończyło się dokładnie trzy godziny temu – powiedziałam lekko przejęta, wyglądając przez okno.
 - Kochanie, nie denerwuj się tak. Pozmywaj naczynia. Mnie to zawsze pomaga. Poza tym, zaprosiliśmy ich na obiad! – powiedziała z uśmiechem.
 - Tak, niby tak, ale napisali, że zjawią się tuż po śniadaniu. No ale dobrze, pozmywam - powiedziałam z rezygnacją i odkręciłam kran.
Niechętnie chwyciłam pierwszy talerz. BRZDĘK!
 - Lily?! – Mama wpadła do kuchni przestraszona.
 - Już są! – krzyknęłam rozentuzjazmowana i pognałam do przedpokoju.
 - Lily! – Mama nie wiedziała, co się dzieje. – Ale Lily! Talerz!
 - Matko! Dziewczyno! Jak ciężko jest do ciebie trafić! – Roześmiał się Black.
 - Przecież Dorcas i Mary już niejednokrotnie u mnie były – powiedziałam zdezorientowana.
 - Owszem, ale przecież zawsze z dworca odbierali nas twoi rodzice! – Roześmiała się Dorcas.
 - To nie mogliście się po prostu aportować? Przecież znacie adres.
 - Aportacja! Wiedziałem, że na coś nie wpadliśmy! – powiedział uśmiechnięty James i spojrzał na mnie.
Zmieszałam się. Nie miałam zielonego pojęcia, jak się zachować. Jakby nie było, nadal ze sobą nie porozmawialiśmy. Nie miałam pojęcia, czy coś się zmieniło.
 - To co? Będziemy tak tu stali czy zaprosisz nas do środka? – zapytała Mary sennym głosem.
 - Och... No jasne! Zapraszam! – powiedziałam z uśmiechem i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.
 - Lily? – Usłyszałam niepewny głos.
Odwróciłam się powoli i aż podskoczyłam.
 - Logan?! – krzyknęłam i dopadłam do blondyna.
 - Lily! Wieki cię nie widziałem!
 - O rany! Kiedy wróciłeś? – powiedziałam z uśmiechem i wreszcie wypuściłam z objęć chłopaka.
 - Wczoraj wieczorem. Przyjechałem na resztkę wakacji do dziadków – wyjaśnił.
Za plecami usłyszałam głośne chrząknięcie.
 - Och, Logan, to są moi przyjaciele ze szkoły. Mary, Dorcas, James, Syriusz i Remus, a to jest...
 - Logan Echolls, jej chłopak – przedstawił się.
Dorcas z trudem złapała oddech, Mary upuściła swój ulubiony kuferek, Syriusz i Remus stali jak wmurowani, a Potter ze świstem wypuścił powietrze.
 - KTO? – zapytał James z lekkim trudem.
Roześmiałam się.
 - Były chłopak! – powiedziałam. – Kochałam się w nim chyba przez pół dzieciństwa! Niestety, złamał mi serce i porzucił!
 - Porzucił?
 - Złamał serce?
 - Kochałaś się w nim?!
Przyjaciele wyglądali na zaskoczonych. Najbardziej blady był Potter.
 - Tak, jak miała dokładnie dziesięć lat - powiedział z uśmiechem przystojniak.
 - Dorastaliśmy razem. Logan był moim sąsiadem i najlepszym przyjacielem – wyjaśniłam, nadal nic nie rozumiejącym przyjaciołom. – Kiedy miałam dziesięć lat, byliśmy nierozłączni. Nasi rodzice mieli nadzieję, że kiedyś będziemy parą. Niestety - powiedziałam z uśmiechem i spojrzałam na Logana – mój przystojniak zostawił mnie, ponieważ wybrał się do szkoły w USA. Nie miałam pojęcia, że wrócił.
 - Dobra, nie interesuje mnie wasza historia – Potter przerwał mi poirytowanym głosem. Mierzył Logana dziwnym wzrokiem. – Jestem głodny i ścierpła mi ręka. – Wskazał na torbę spoczywającą na jego ramieniu.
 - Och, jasne, już - wyjąkałam zaskoczona. – Chodźcie. Logan, ty też! Moja mama się ucieszy!
Poprowadziłam gości do salonu, gdzie siedzieli rodzice. Po drodze kazałam im zostawić torby w korytarzu.
 - Mamo! Logan wrócił! – Wpadłam jako pierwsza, a za mną cała reszta.
Potter był wyjątkowo markotny. Pierwsze dwadzieścia minut upłynęło na rozmowie z dawnym przyjacielem. Dorcas i Mary zajęły swoje ulubione miejsca na kanapie. W końcu były tutaj stałymi bywalczyniami.
 - To może ja przedstawię przyjaciół – powiedziałam po tym małym zamieszaniu, kiedy Logan usiadł na fotelu.
 - Mary i Dorcas już dobrze znacie – powiedziałam z uśmiechem. – Natomiast tutaj jest Syriusz, zaraz obok Remus, no i...
 - James Potter. Bardzo miło państwa poznać – przerwał mi i podszedł do mojej mamy, całując jej dłoń. – Teraz już wiem, po kim Lily odziedziczyła urodę.
 - Och, bardzo dziękuję - powiedziała mama, rumieniąc się. – Zapraszam do jadalni! Przygotowałam obiad troszkę wcześniej.
Wszyscy ruszyli w stronę jadalni za moim tatą. Mama chwyciła mnie za łokieć i pociągnęła w kąt.
 - Przystojniaczek! – powiedziała z wypiekami na twarzy.
 - Tak - powiedziałam rozmarzonym tonem.
 - Dobrze, że go zaprosiłaś!
 - Wcale nie zamierzałam. Spotkaliśmy się przed wejściem, więc po prostu odruchowo zaprosiłam go do środka – powiedziała, wzruszając ramionami.
 - Tak dużo o nim zawsze mówiłaś. Nie rozumiem tylko, dlaczego aż tak negatywnie! Przecież on jest taki czarujący! Wyglądacie razem przecudownie! No i widać, że cię kocha.
 - Mamo, przecież on mnie najzwyczajniej w świecie zostawił. Pojechał sobie do tej swojej szkoły! Naprawdę się na niego wkurzyłam. Był moim przyjacielem... JEDYNYM przyjacielem! – powiedziałam, z żalem myśląc o Severusie.
 - A to teraz już nie jest? – Mama wyglądała na zaskoczoną.
 - Przecież nie widziałam go od lat! Nie mam pojęcia, jak mam się zachowywać! Najgorsze, że jest tu Potter i...
 - Lily, o kim ty mówisz, dziecko? – Mama spojrzała na mnie, nic nie rozumiejąc.
 - O Loganie - powiedziałam zbita z tropu.
Mama zarumieniła się ponownie.
 - Ach! No tak...
 - Zaraz, zaraz! – krzyknęłam, a moje oczy rozszerzyły się gwałtownie. – A o kim TY mówisz?
 - Och, nieważne, kochanie! Chodź, twoi przyjaciele czekają.
 - Mamo! – powiedziałam ostrzegawczo.
 - Lily, porozmawiamy później. Obiad ci ostygnie!           
Westchnęłam z rezygnacją. Co Potter ma w sobie takiego, że potrafi oczarować nawet moją mamę?!

***

 - A wtedy... niech mi pani uwierzy... on się zrobił czerwony na twarzy, spojrzał na mnie i zrozumiał, że kupił ode mnie swoje własne karty! – dokończył Potter, a wszyscy, włącznie z moimi rodzicami, roześmiali się głośno. To znaczy, prawie wszyscy...
Siedziałam przy stole i dłubałam widelcem w swoim talerzu. Potter od dobrej godziny opowiadał niesamowite historie, które rozśmieszały moją rodzinę. Mama była nim coraz bardziej zauroczona. Nieustannie posyłała mi znaczące uśmiechy.
Westchnęłam z rezygnacją i podniosłam głowę. Potter opowiadał kolejną anegdotkę, zawzięcie gestykulując. Niemalże cały stół wpatrywał się w niego z napięciem. Po drugiej stronie stołu, chyba jako jedyna, siedziała naburmuszona Petunia. Z niesmakiem obserwowała moich przyjaciół. W pewnym momencie nasze spojrzenia się skrzyżowały. Uśmiechnęłam się do niej krzywo. Podniosła się z godnością i opuściła jadalnię. Westchnęłam i znów zaczęłam dłubać w swoim talerzu. Nagle na moje policzki wpłynęła fala gorąca. Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Podniosłam delikatnie głowę i ujrzałam niebieskie oczy, które patrzyły na mnie roześmiane. Kąciki moich ust również delikatnie się uniosły. Nie wiem, ile to trwało, ani jak długo patrzyliśmy na siebie z taką intensywnością. Wiem tylko, że poczułam dziwne ciepło w okolicy serca. Jak kiedyś.
 - Wspaniały obiad! – powiedział Potter nienaturalnie wysokim głosem.
Podskoczyłam na krzesełku. Nawet nie zauważyłam, że prawie wszyscy nam się przyglądają.
 - Dziękuje, kochany – powiedziała mama.
 - To... to może ja pokażę wam pokoje, w których będziecie spać? – zaproponowałam nieśmiało.
 - Doskonały pomysł! – ucieszyła się mama i zaczęła zbierać talerze.
 - Pomogę – zaoferował się Logan i, posyłając mi szeroki uśmiech, poszedł za moją mamą do kuchni.
 - To co, idziemy? – zapytałam rezolutnie.
Wszyscy podnieśli się z miejsc.
 - Dobra, więc panowie do gościnnego po lewej stronie – powiedziałam, wskazując właściwe drzwi – a dziewczyny za mną.
 - Och! Uwielbiam ten pokój! – powiedziała Mary z uśmiechem, siadając na „swoim” łóżku.
 - Tak... Bałam się, że oddasz go chłopakom! – Dorcas spojrzała na mnie z uśmiechem i usiadła obok Mary.
 - Nie mogłabym!
 - Oczywiście, że byś nie mogła! Tylko zastanawia mnie jedna rzecz... - Dorcas delikatnie spochmurniała.
 - Jaka? – zapytałam, nadal się uśmiechając.
 - Lily, nie zrozum mnie źle, ale w co ty pogrywasz?
 - Że CO ja robię? – zapytałam i roześmiałam się histerycznie.
 - Pogrywasz.
 - Wcale nie pogrywam!
 - Dla mnie to wygląda tak, jakbyś pogrywała.
 - Z kim? I w co? Bo, wybacz, ale nie za bardzo wiem, o co ci chodzi, Dorcas.
 - No z Potterem, a z kim! Co to za Logan? Skąd ty go wytrzasnęłaś?! I po jaką cholerę zaprosiłaś Pottera, skoro wiedziałaś, że ten cały Logan tu będzie?! – wyrzuciła z siebie oburzona.
Roześmiałam się.
 - Wcale nie wiedziałam! Uwierz mi, że jak zobaczyłam go na schodach przed domem, to nie wiedziałam, jak mam się zachować!
 - No nie wiem - szepnęła.
 - Ale ja wiem. Dziewczyny, ja go nie widziałam odkąd skończyłam dziesięć lat. To właśnie wtedy jego rodzice postanowili wyprowadzić się do Stanów!
 - Wtedy też był taki przystojny? – zapytała Mary sennym głosem.
 - Nie... Teraz jest... niesamowity! Wtedy był po prostu dzieckiem od sąsiadów - powiedziałam z uśmiechem.
 - I chcesz mi powiedzieć, że jest lepszy od Pottera? – zapytała Dorcas.
 - A powiedziałam coś takiego? – warknęłam oburzona.
 - Nie, ale na pewno tak myślisz – powiedziała z pretensją.
 - Ja nie wiem, co mam myśleć, Dorcas! Nie mam pojęcia, co jest między mną a Potterem! – krzyknęłam.
 - Co chwilę masz w tej sprawie wątpliwości!
 - A twoim zdaniem nie powinnam ich mieć?!
 - Nie!
 - No oczywiście! W końcu dla ciebie to wszystko jest takie proste, prawda? – warknęłam.
 - Tak! I nie mam pojęcia, dlaczego dla ciebie takie nie jest! Albo go kochasz, albo nie! Proste i logiczne! – stwierdziła, krzyżując ramiona na piersiach.
 - Dorcas – westchnęłam i opadłam na łóżko – zrozum, że między nami bywało różnie. Jemu się zmienia jak w kalejdoskopie. Nie rozmawiałam z nim, odkąd pokłóciliśmy się wtedy w bawialni.
 - A właściwie, to o co wam poszło? – zaczęła ironizować. – Ach, tak! Jak mogłabym zapomnieć.! O to, co zwykle przecież!
 - Przestań! – warknęłam wściekła.
 - Czemu?
 - Bo to raczej średnio twoja sprawa! Nie mam zamiaru z nim rozmawiać! Nawet nie wiem, co się stało na tym cholernym cmentarzu! Nie przyszedł. Nie wyjaśnił. Nie zrobił NIC, Dorcas! A ja mam się nad nim rozczulać?!
 - To po co go tu zaprosiłaś?!
 - Nie wiem – westchnęłam z rezygnacją. – Może miałam nadzieję, że jakoś nam się poukłada? Że może zaczniemy normalnie rozmawiać? Jak widać, chyba jednak nic z tego nie będzie.
 - A może powinnaś spróbować? – zaproponowała Dorcas łagodnie.
 - Nie wiem... Może... - powiedziałam zamyślona.
 - Och! – Usłyszałam rozentuzjazmowany głos Mary. Spojrzałyśmy na nią zaskoczone. – Lily! Nic nie mówiłaś!
 - Eee... Chyba nie wiem, o co ci chodzi.
 - Masz basen w ogródku! – Podskoczyła i klasnęła w dłonie.
 - Ach, tak. Mama coś wspominała, że mają zamiar wybudować latem. Macie stroje? – zapytałam z uśmiechem.
 - No jasne! – Ucieszyły się.       
 - To świetnie. Za dziesięć minut w salonie. Idę się przebrać – powiedziałam weselej.

***

Po drodze postanowiłam zajrzeć do pokoju chłopaków. Zastukałam trzy razy w drzwi. Cisza. Otworzyłam drzwi nieśmiało, ale nikogo w środku nie zastałam. Wzruszyłam ramionami i, nucąc pod nosem, otworzyłam drzwi do swojego pokoju i aż mnie wmurowało.
Potter leżał na moim łóżku i przeglądał płyty, Lupin oglądał półkę z książkami, a Syriusz otworzył szufladę z moją bielizną.
Chrząknęłam cicho, ale nie doczekałam się żadnej reakcji.
 - Wynocha stąd, ale już! – krzyknęłam wściekła.
Potter spadł z łóżka, Remus upuścił książkę, a Syriusz, klnąc pod nosem, rozmasowywał rękę, którą sobie przycisnął szufladą.
 - Nie krzycz tak, kochanie, przecież słyszymy – wymamrotał Potter, jak gdyby nigdy nic. Zatkało mnie.
 - Dziewczyny chcą iść na basen. Za dziesięć minut spotykamy się w salonie – powiedziałam kompletnie zbita z tropu.
 - Pysznie! – rozmarzył się Black.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Przyglądał mi się uważnie.
 - WYNOCHA! ALE JUŻ! – krzyknęłam wściekła.
Dwadzieścia minut później, ubrana w zielone bikini, zeszłam do salonu. Wszyscy już na mnie czekali. Potter z Loganem patrzyli na siebie uważnie. Dało się wyczuć między nimi napięcie. Dziewczyny o czymś plotkowały.
 - Jestem! – powiedziałam wesoło.
 - No, nareszcie! – stwierdził Potter z uznaniem i zaczął mnie lustrować z góry do dołu.
Spłonęłam rumieńcem.
 - Panie pierwsze - powiedział Logan, który stał przy drzwiach tarasowych i przepuszczał rozchichotane dziewczyny.
 - Albo on się uspokoi, albo ja go uspokoję. – Usłyszałam poirytowany głos Blacka.
Z uśmiechem wyszłam na ogród. Basen prezentował się niesamowicie. Po lewej stronie stał grill, po prawej ustawione były leżaki. Wzięłam ręcznik z półki i usiadłam na jednym z nich.
 - UWAGA! – Usłyszałam wesoły krzyk Mary, a później poczułam kropelki wody na swojej twarzy.
 - Lily, chodź do nas! – zawołała Dorcas.
 - Już lecę! – krzyknęłam.
 - Pamiętasz?
Nade mną wyrósł Logan. Spojrzałam na niego uważnie. Miał wspaniałą klatkę piersiową. Był wysportowany, a jego blond włosy idealnie współgrały z niebieskimi oczami i opalenizną.
 - Nie bardzo wiem, co masz na myśli – wyszeptałam, wstając.
 - No, nasze skoki do wody! – powiedział i roześmiał się.
Zawtórowałam mu. Jak mogłam zapomnieć?!
 - No jasne! – odpowiedziałam. – To były czasy! - rozmarzyłam się. Wyciągnął dłoń. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Nie - wyszeptałam.
 - No dalej! – kusił.
 - Logan - westchnęłam i spojrzałam na jego wyciągniętą dłoń.
 - No śmiało... Lil... - nalegał.
Lil. Nikt tak na mnie nie mówił. Mało myśląc, chwyciłam jego dłoń. Rozpędziliśmy się i z wielkim pluskiem wylądowaliśmy w basenie.
 - Hahaha! Nadal sprawia mi to tyle frajdy, co wtedy! – powiedziałam.
 - Tak, coś w tym jest. Może magia? – zapytał z uśmiechem, a mnie lekko wmurowało.
 - Wiesz, chyba jednak wolę się poopalać – powiedziałam i szybko opuściłam basen.
Nie powiedziałam Loganowi, do jakiej szkoły chodzę. Prawdą jednak było to, że za każdym razem w tym skoku pomagała mi magia. Dzień zmierzał ku końcowi. Pomimo to, słońce nadal mocno przygrzewało. Dziewczyny grały z chłopakami w wodną siatkówkę. Logan wytłumaczył im zasady, a ja korzystałam z ostatnich chwili tego wspaniałego popołudnia i leżałam na leżaku.
 - Kimkolwiek jesteś, oddaj mi słońce! – powiedziałam, nie otwierając oczu, kiedy ktoś stanął nade mną. Cisza. - Halo? Chcę moje słońce! – Roześmiałam się i otworzyłam oczy. – Co ty tu robisz?!
 - Patrzę – powiedział dobitnie. – Nie wolno?
 - Nie wiem. Co zrobiłeś ze słoneczkiem? - wyszeptałam.
 - Schowałem w twoich oczach – powiedział równie cicho.
 - Och! - Tylko tyle potrafiłam powiedzieć. Cień uśmiechu przebiegł po jego twarzy. Wiedziałam, że na patrzeniu się nie skończy.  - O nie! - jęknęłam i zerwałam się z leżaka.
Chciałam uciec, nie zdążyłam. Po chwili wszyscy patrzyli w naszą stronę.
 - Potter! Postaw mnie natychmiast!
 - Ani mi się śni! – Roześmiał się.
 - Postaw mnie natychmiast! – krzyczałam i okładałam go pięściami.
Nie reagował. Zaniósł mnie na brzeg i wrzucił do basenu. Chwyciłam go za rękę. Widać było, że się nie spodziewał. Poleciał za mną. Po chwili oboje zaczęliśmy okładać się wodą.
 - Co ty sobie myślałeś?! A gdybym nie umiała pływać?!
 - Na moje nieszczęście potrafisz – powiedział z uśmiechem.
 - Ty... Ty! – Szukałam w głowie odpowiedniego słowa. Nie znalazłam. – Ugh! – wrzasnęłam tylko wściekła i ruszyłam w kierunku drabinki.
Musiałam natychmiast znaleźć jakiś ręcznik. Nie dotarłam nawet do drabinki, gdy chwycił mnie za łokieć i przyciągnął do siebie.
 - Pięknie wyglądasz, kiedy się złościsz - wyszeptał i mnie pocałował.
Całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Uwielbiałam to uczucie. Czułam się tak, jakbym w brzuchu miała z milion motyli.
Po chwili odzyskałam świadomość. Dotarło do mnie, gdzie jestem, co robię i z KIM! Resztkami silnej woli odepchnęłam go od siebie. Wyszłam z basenu, chwyciłam ręcznik i wściekła pognałam do swojego pokoju.
Opadłam na łóżko i ukryłam twarz w dłoniach. Co to miało być? Nie rozmawia ze mną od miesięcy i nagle mnie całuje? W dodatku zachowuje się tak, jakby ostatnie pół roku w ogóle nie miało miejsca! Jakbyśmy nigdy się nie całowali, nigdy nie kłócili i nigdy nie byli razem!
Dotknęłam dłonią swoich ust. Nadal czułam jego pocałunek. Znów ten dreszcz. Co się ze mną dzieje?

***

 - Lily! Lily! Wstawaj! – Usłyszałam tuż nad uchem.
W odpowiedzi mruknęłam coś niezrozumiale, po czym odwróciłam się na drugi bok.
 - Lily! – Znów ten pretensjonalny ton.
BUM! Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nade mną stał Syriusz, Remus oraz Mary.
 - Co? – zapytałam zaspana, szukając zegarka.
 - Wstawaj, śpiochu! – Uśmiechnęła się Mary.
W końcu znalazłam zegarek i aż mnie zamurowało, gdy zobaczyłam, która jest godzina. Szósta trzydzieści rano!
 - Śpiochu?! Czy wam do reszty odbiło?! Wiecie, która jest godzina?!
 - Wiemy! Cicho! Obudzisz Dorcas i Pottera!
Potter. Ogarnęła mnie jeszcze większa wściekłość.
 - A co mnie on obchodzi?! – burknęłam.
 - Daj spokój, Lily. Chodzi o Dorcas. Potter nie jest nauczony wcześnie wstawać, ale nasza kochana przyjaciółka ma dzisiaj egzamin na teleportację! Ja też, ale bardziej chodzi o nią! Całkiem niedawno miała urodziny. Niestety, byliśmy wtedy w Zakonie, a ty leżałaś nieprzytomna... Nikt nie miał ochoty na zabawę, ale tak sobie pomyślałam, że moglibyśmy urządzić jej imprezę! – jęknęła prosząco.
 - Tak - powiedziałam zamyślona. – Tak, to dobry pomysł. Dajcie mi dziesięć minut, dobrze? – poprosiłam, opadając na poduszkę.
 - Wstawaj! – Remus rzucił we mnie poduszką. – My jedziemy na Pokątną, a ty zrób jakieś jedzenie, dobra? Lepiej się znasz na tych wszystkich mugolskich przedmiotach.
Nim się obejrzałam, już ich nie było. Zaspana podniosłam się z łóżka, zarzuciłam na siebie bluzę i zeszłam do kuchni. Rodzice już pojechali do pracy. Wiedziałam, że będą dopiero popołudniu. „Zadzwonić do rodziców”, napisałam na żółtej karteczce i przyczepiłam ją do lodówki.
 - Cześć. - Do kuchni weszła Dorcas. Wyglądała na zdenerwowaną.
 - Hej, zjesz coś? – zapytałam, otwierając lodówkę.
 - Nie. Chyba nie dam rady nic przełknąć. - Uśmiechnęła się niepewnie.
 - Daj spokój, na pewno zdasz! – pocieszyłam ją.
 - Tak... Chyba tak... A gdzie reszta? – zapytała, opadając na stołek i chwytając szklankę z melisą.
 - Pojechali na zakupy. - Wzruszyłam ramionami.
 - Wszyscy?
 - Nie. Potter śpi na górze. – powiedziałam niby od niechcenia.
Głos mi się jednak delikatnie zatrząsł. Wyczuła to.
 - Rozmawiałaś z nim?
 - Nie i nie zamierzam. – Chciałam jak najszybciej uciąć temat.
 - Moim zdaniem powinnaś - powiedziała cicho.
 - I co mu powiem? Że mi się podobało, ale że ma tego więcej nie robić? – zapytałam z ironią.
 - A podobało ci się? – Oczy jej się zaświeciły.
 - Dorcas! – zganiłam ją, ale uśmiechnęłam się.
 - Podobało ci się! – Aż klasnęła w dłonie.
 - Nie krzycz, bo go obudzisz! - warknęłam.
 - Ale numer! I co teraz? – zapytała, patrząc na mnie uważnie.
 - Nie wiem. Jednego jestem pewna: za dużo się między nami ostatnio dzieje. Nie chcę z nim być. Chcę odpocząć, pomyśleć... Myślę, że tak będzie rozsądniej.
 - Jak dla mnie, to powinniście spróbować jeszcze raz.
 - Może kiedyś. Póki co, za dużo mamy sobie do zarzucenia. Przecież mamy tyle niewyjaśnionych spraw! A on tak po prostu przeszedł nad tym wszystkim do porządku dziennego. Przecież to aż nienormalne! W dodatku widzę, jak patrzy na Logana. To nie skończy się dobrze! Dlaczego sądziłam, że się polubią? – zapytałam z rezygnacją.
 - Lily, dziwisz mu się? Przyjechał tu w nadziei, że mu wybaczyłaś, że będzie dobrze. A ty mu serwujesz byłego chłopaka, który bezceremonialnie cię podrywa na jego oczach! Zresztą, nie tylko ciebie. – Zachichotała. – Poza tym, jesteś mądrą dziewczynką, na pewno sobie poradzisz – powiedziała jak moja mama.
Pocałowała mnie w czoło z troską, po czym zarzuciła płaszcz i stwierdziła, że leci, bo nie chce się spóźnić. Zostałam w kuchni sama. Posiedziałam dosłownie trzydzieści sekund. Naleśniki! Uwielbiałam je. Wstałam, odstawiłam kubek i chwyciłam patelnię. Otworzyłam lodówkę i już po chwili zaczęłam kręcić ciasto. Włączyłam radio. Akurat natrafiłam na jakąś skoczną piosenkę. Zaczęłam nucić ją pod nosem. Słońce już dawno zaczęło rzucać ciepłymi promieniami. To będzie dobry dzień, pomyślałam. Refren piosenki wpadł mi w ucho. Zaczęłam śpiewać i wywijać tylną częścią ciała.
 - Dzień dobry, kochanie. – Usłyszałam rozbawiony ton.
Pisnęłam, gwałtownie się odwracając. Naleśnik spadł na podłogę. Odetchnęłam z ulgą na widok Pottera.
 - Cześć. Chcesz jednego? – zapytałam, czując, że się czerwienię. Jak długo mi się przyglądał?
 - Od ciebie zawsze – powiedział i usiadł z szerokim uśmiechem przy stole. – Zawsze tak wywijasz?
 - Nie. Tak tylko... dzisiaj - powiedziałam speszona i podałam mu talerz, po chwili wzięłam drugi i usiadłam naprzeciw niego.
 - To bardzo się cieszę – powiedział.
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
 - Że akurat na to „dzisiaj” udało mi się trafić.  – Spojrzenie jego orzechowych tęczówek spotkało moje zielone oczy.
 - Chcesz jeszcze jednego? – zapytałam głupio.
Miał jeszcze dwa na talerzu.
 - Nie, pozwól, że zjem to, co mam.
 - A ja sobie wezmę jeszcze jednego - powiedziałam z trudem.
Na talerzu było jeszcze niedokończone pół. Kiedy opadłam z powrotem na stołek, Potter jadł w ciszy. Nie patrzył już na mnie. Oddychałam głęboko i również zaczęłam jeść. Po chwili przestałam. Znów poczułam na sobie ten świdrujący wzrok. Spojrzałam na niego wyczekująco.
 - Lily, chyba powinniśmy porozmawiać – zaczął.
 - Tak? Uważam, że nie mamy o czym – powiedziałam ostro.
 - Ten pocałunek nic dla ciebie nie znaczył? – zapytał i dotknął mojej dłoni.
Przeszył mnie dreszcz. Nie cofnęłam jej, ale spojrzałam na nasze splecione dłonie z bólem.
 - Myślałam, że się zmieniłeś - wyszeptałam.
 - Próbuję... Nie widzisz, że się staram?
 - James, już raz byliśmy ze sobą. Nie wyszło nam. Nawet ze mną nie porozmawiałeś! Przeszedłeś nad tym wszystkim do porządku dziennego! Skąd mam wiedzieć, czy traktujesz mnie poważnie? Jest tyle niewyjaśnionych spraw między nami! Nie chcę się z tobą wiązać. Nie teraz. Uważam, że powinniśmy zostać przyjaciółmi, porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko.
 - Lily, dobrze wiesz, że to nie takie proste. Widzę, co się z tobą dzieje. Widzę, jak na mnie patrzysz. Oboje dobrze wiemy, że czujesz dokładnie to samo, co ja do ciebie.
 - James... To tylko zauroczenie, przejdzie ci – próbowałam go przekonać, chociaż sama w to nie wierzyłam.
 - Lily, przecież oboje dobrze wiemy, że kocham cię ponad życie! Nie wyobrażam sobie chociażby minuty bez ciebie – szepnął i dotknął mojego policzka.
 - Chcesz soku? – zapytałam, zrywając się z krzesełka.
 - Chętnie – powiedział, znowu się uśmiechając. – Mogę prosić też o naleśnika?
 - Prosić zawsze możesz – odpowiedziałam z uśmiechem i nałożyłam mu na talerz.
 - Dziękuję, są pyszne! Twój chłopak będzie miał z tobą dobrze - stwierdził nagle.
 - James...
 - Lily...
 - Proszę cię, daj mi trochę czasu...
 - Czekam już sześć lat. Dałaś mi nadzieję... Poczekam... tylko czy to ma sens? – zapytał z dziwną miną.
 - Nie wiem – szepnęłam, stawiając szklankę i znów siadając na krześle. – Na pewno znajdziesz sobie inną, ładniejszą i pewniejszą siebie dziewczynę – powiedziałam z krzywym uśmiechem.
Po jego twarzy przebiegł dziwny cień.
 - Nie chcę innej. Chcę ciebie - powiedział i podniósł się z krzesła.
Spojrzałam na niego zaskoczona. W mgnieniu oka pochylił się nade mną. Znów poczułam słodkich zapach jego perfum i dotyk jego ciepłych, delikatnych warg. Przymknęłam oczy. Mimowolnie.
TRZASK.
Odsunęłam głowę i spojrzałam w tamtym kierunku. W drzwiach stali moi przyjaciele, a na ich przedzie... Logan. Miał dziwny wyraz twarzy. Spojrzałam niepewnie na Pottera. W jego oczach czaił się cień triumfu. Dorcas spojrzała na mnie z pretensją. Jak jej to wytłumaczę?

***

Obudziłam się nagle. Nie znałam przyczyny. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Zegarek wskazywał trzecią trzydzieści w nocy. Usłyszałam cichy brzdęk dochodzący z dołu. Narzuciłam szlafrok i po cichu zeszłam na dół. W kuchni siedziało dwóch Huncwotów.
 - Jak mogłeś być taki głupi?
 - Nie pomagasz! Zrozum wreszcie, że to była jakaś chora chwila słabości!
 - James, ona cię zabije, jak tylko się dowie.
 - Wiem. Właśnie dlatego nie może się dowiedzieć.
 - Kochasz ją?
 - Co to za pytanie?!
 - Proste i nieskomplikowane.
 - Łapo, jedyną dziewczyną, którą kocham jest Lily. Niestety, nie wiem, czy jest sens czekać. Chciałem z nią dzisiaj porozmawiać, ale nim na dobre dotarliśmy do najważniejszego punktu w rozmowie, wy wróciliście. Zdążyła mi jednak powiedzieć, że chyba nie ma sensu - szepnął smutnym głosem.
Zamarłam. O czym oni rozmawiają?
 - Chcesz ją zostawić i spróbować z tą... tą... - Black nie umiał dokończyć zdania.
 - Nie wiem, co mam robić, Łapo. Wtedy, w Zakonie, Marlena była taka czarująca i taka... inna niż Lily. A Evans mnie nienawidziła. Znowu. Miałem tego dosyć i tak jakoś wyszło. - Czułam, jak robi mi się gorąco. Nie chciałam tego słyszeć. – A później, jak wróciliśmy z tego cmentarza... jak ona tak leżała... Syriuszu, ja zrozumiałem, że nie potrafię bez niej żyć! Jeżeli jednak jedynym sposobem na to, aby ona była szczęśliwa jest moje usunięcie się, to... - Nie mógł mówić dalej.
Kim była ta Marlena? Kiedy i jak oni się poznali, i co między nimi się wydarzyło?! O czym mówił Potter?! Przecież ja nie powiedziałam, że nie ma sensu na to, aby czekał. Powiedziałam, żeby dał mi trochę czasu! Na Merlina! Poczułam, że tracę grunt pod nogami. Oddychałam szybko. W ustach mi zaschło. Nie zniosę tego. Nie mam siły na powtórkę.
 - Napisała do mnie dzisiejszego wieczoru z zapytaniem, co u mnie, czy się zobaczymy we wrześniu. W końcu chodzi z nami do szkoły. Nie mam pojęcia, co zrobić...
 - Przecież powiedziałeś jej, że się więcej nie spotkacie, bo dla ciebie liczy się tylko Lily, prawda? – zapytał Black.
 - Nie do końca - wyszeptał James i mogłabym przysiąc, że się zmieszał.
 - James! - W głosie Syriusza dało się wyczuć irytację.
 - Zrozum... Lily mnie nie chce. Wyjadę. Mam dwa tygodnie do końca wakacji. A wcześniej tyle się działo, że po prostu nie zdążyłem z nią porozmawiać.
 - Pojedziesz do niej? – Black zadał pytanie, które chodziło mi po głowie.
 - Nie wiem. Możliwe.
 - Chcesz zaprzepaścić to, co jest między tobą a Lily? Chcesz lecieć na dwa fronty? A co, jeżeli Lily się dowie?
 - Nie dowie – powiedział stanowczo.
 - Skąd ta pewność?
 - Bo mi pomożesz. Będziesz wiedział tylko ty i ja. Marlena i tak się nie wygada.
 - Wiesz, że to wielkie ryzyko?
 - Wiem.
 - Czyli jednak coś do niej czujesz?
To pytanie spowodowało, że zapadła długa cisza.
 - Coś do niej czuję. Nie jest to tak silne i wyjątkowe jak to, co czuje do Lily, ale jednak coś między nami istnieje - szepnął.
 - Rozumiem, stary. Jadę z tobą. Remus i tak za kilka dni musiałby się ulotnić. Sam tu z nimi nie zostanę.
 - Dzięki.
Usłyszałam, jak podnoszą się z miejsc. Ostatkami sił zebrałam się w sobie i wbiegłam po schodach. Schowałam się za jakimś kwiatkiem i osunęłam powoli po ścianie. Powietrze uszło ze mnie całkowicie. Siedziałam na podłodze i czułam, jak łzy kapią mi obficie na bluzę. W pewnym momencie zaniosłam się szlochem.
 - Lily? – Usłyszałam przestraszony głos. – Lumos!
Nade mną stał Potter.
 - Lily, co się stało? Coś cię boli? – pytał przejęty, a mnie ogarniała coraz większa rozpacz. – Iść po kogoś? Lily? Powiedz coś!
 - Zostaw mnie – szepnęłam.
 - Lily...
 - Zostaw mnie! Idź do niej! – prawie krzyczałam.
Pobladł.
 - Słyszałaś? – zapytał przerażony.
 - A miałeś nadzieję, że nie usłyszę? Że będziesz mógł mieć nas obie?! – Łzy kapały mi obficie.
 - Lily, to nie tak...
 - A jak?! Dlaczego zawsze musisz zrobić lub powiedzieć coś, co sprawi, że stracę do ciebie zaufanie?!
 - Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że świat nie kręci się tylko wokół ciebie?!
 - A więc teraz to będzie moja wina?
 - Nie, Lily. Chodzi mi po prostu o to, że masz do mnie pretensje o to, że zacząłem się spotykać z Marleną, a sama romansujesz z tym całym Loganem!
 - Logan był po tej twojej Marlenie. I my się tylko przyjaźnimy! Poza tym, jeszcze nie tak dawno temu uważałeś, że jestem dla ciebie najważniejsza!
 - Bo jesteś! Kocham cię i zawszę będę cię kochał!
 - Mam to gdzieś! Co mi po twoich zapewnieniach, skoro jednocześnie mnie oszukujesz?! – warknęłam.
 - Oszukuję? Powiedziałaś mi, że chcesz czasu!
 - A ty powiedziałeś, że poczekasz! Myślałam, że...
 - Że będę czekać wiecznie?! – krzyknął i spojrzał na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami.
 - Jedziesz do niej? – zapytałam cicho, opuszczając wzrok.
 - Nie. Do rozpoczęcia roku zostały dwa tygodnie. Zastanów się, czego naprawdę chcesz i co naprawdę do mnie czujesz, Lily. Mam dosyć robienia z siebie idioty.
I odszedł, zostawiając mnie na korytarzu samą z mętlikiem myśli.

5 komentarzy:

  1. Strasznie skomplikowane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech oni w końcu się zejdą

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybaczcie, ale ten rozdzial jest praktycznie identyczny, jak na innym blogu o Lily, który czytałam..

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy