[muzyka]
Little Whinging,
angielskie miasteczko w hrabstwie Surrey, ulica Privet Drive. Właśnie tutaj
wraz z rodzicami i nieznośną siostrą mieszkała Lily Evans. Była to ulica domków
jednorodzinnych, ładnie wystrzyżonych trawników i drogich samochodów, którymi mieszkańcy
Privet Drive lubili się szczycić. Każdy dom i każdy trawnik był niemalże
identyczny. Budynek z numerem szóstym z pozoru nie różnił się niczym od
pozostałych. Z pozoru. Jedna z jego mieszkanek była bowiem czarownicą. To
właśnie dlatego „normalna” Petunia Evans nienawidziła jej aż tak bardzo.
Zresztą, jej młodsza siostra także nie pałała gorącą miłością do starszej
Evansówny. Lily nienawidziła tego miejsca, które w niczym nie przypominało
świata, w którym od przeszło sześciu lat żyła. Przestała się jednak przejmować.
Następnego dnia do jej domu mieli przyjechać jej najlepsi przyjaciele!
Mama była
przeszczęśliwa, kiedy wróciła w jednym kawałku. Nie miały czasu jednak ze sobą
długo porozmawiać. Lily od razu zabrała się do sprzątania całego mieszkania. Poprosiła
też tatę, aby pojechał z nią na zakupy. Nie miała pojęcia, na co jej goście
będą mieli ochotę, kiedy już tu dotrą.
I chociaż
zapowiadał się kolejny nudny dzień wyjątkowo upalnego lata, jedna z mieszkanek
tego jakże nudnego miasta chodziła podekscytowana jak jeszcze nigdy w całym
swoim niedługim życiu.
- Lily! – Usłyszałam głos mamy i zeszłam po
wąskich schodkach na dół.
- Tak?
- Kochanie, o której twoi przyjaciele mają się
zjawić?
- Nie wiem, mamo. Mówili, że zaraz po
śniadaniu. Tam, gdzie są, śniadanie skończyło się dokładnie trzy godziny temu –
powiedziałam lekko przejęta, wyglądając przez okno.
- Kochanie, nie denerwuj się tak. Pozmywaj
naczynia. Mnie to zawsze pomaga. Poza tym, zaprosiliśmy ich na obiad! –
powiedziała z uśmiechem.
- Tak, niby tak, ale napisali, że zjawią się
tuż po śniadaniu. No ale dobrze, pozmywam - powiedziałam z rezygnacją i
odkręciłam kran.
Niechętnie
chwyciłam pierwszy talerz. BRZDĘK!
- Lily?! – Mama wpadła do kuchni
przestraszona.
- Już są! – krzyknęłam rozentuzjazmowana i
pognałam do przedpokoju.
- Lily! – Mama nie wiedziała, co się dzieje. –
Ale Lily! Talerz!
- Matko! Dziewczyno! Jak ciężko jest do ciebie
trafić! – Roześmiał się Black.
- Przecież Dorcas i Mary już niejednokrotnie u
mnie były – powiedziałam zdezorientowana.
- Owszem, ale przecież zawsze z dworca
odbierali nas twoi rodzice! – Roześmiała się Dorcas.
- To nie mogliście się po prostu aportować?
Przecież znacie adres.
- Aportacja! Wiedziałem, że na coś nie
wpadliśmy! – powiedział uśmiechnięty James i spojrzał na mnie.
Zmieszałam się.
Nie miałam zielonego pojęcia, jak się zachować. Jakby nie było, nadal ze sobą
nie porozmawialiśmy. Nie miałam pojęcia, czy coś się zmieniło.
- To co? Będziemy tak tu stali czy zaprosisz
nas do środka? – zapytała Mary sennym głosem.
- Och... No jasne! Zapraszam! – powiedziałam z
uśmiechem i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.
- Lily? – Usłyszałam niepewny głos.
Odwróciłam się
powoli i aż podskoczyłam.
- Logan?! – krzyknęłam i dopadłam do blondyna.
- Lily! Wieki cię nie widziałem!
- O rany! Kiedy wróciłeś? – powiedziałam z
uśmiechem i wreszcie wypuściłam z objęć chłopaka.
- Wczoraj wieczorem. Przyjechałem na resztkę
wakacji do dziadków – wyjaśnił.
Za plecami
usłyszałam głośne chrząknięcie.
- Och, Logan, to są moi przyjaciele ze szkoły.
Mary, Dorcas, James, Syriusz i Remus, a to jest...
- Logan Echolls, jej chłopak – przedstawił
się.
Dorcas z trudem
złapała oddech, Mary upuściła swój ulubiony kuferek, Syriusz i Remus stali jak
wmurowani, a Potter ze świstem wypuścił powietrze.
- KTO? – zapytał James z lekkim trudem.
Roześmiałam się.
- Były chłopak! – powiedziałam. – Kochałam się
w nim chyba przez pół dzieciństwa! Niestety, złamał mi serce i porzucił!
- Porzucił?
- Złamał serce?
- Kochałaś się w nim?!
Przyjaciele
wyglądali na zaskoczonych. Najbardziej blady był Potter.
- Tak, jak miała dokładnie dziesięć lat -
powiedział z uśmiechem przystojniak.
- Dorastaliśmy razem. Logan był moim sąsiadem
i najlepszym przyjacielem – wyjaśniłam, nadal nic nie rozumiejącym
przyjaciołom. – Kiedy miałam dziesięć lat, byliśmy nierozłączni. Nasi rodzice
mieli nadzieję, że kiedyś będziemy parą. Niestety - powiedziałam z uśmiechem i
spojrzałam na Logana – mój przystojniak zostawił mnie, ponieważ wybrał się do
szkoły w USA. Nie miałam pojęcia, że wrócił.
- Dobra, nie interesuje mnie wasza historia –
Potter przerwał mi poirytowanym głosem. Mierzył Logana dziwnym wzrokiem. –
Jestem głodny i ścierpła mi ręka. – Wskazał na torbę spoczywającą na jego
ramieniu.
- Och, jasne, już - wyjąkałam zaskoczona. –
Chodźcie. Logan, ty też! Moja mama się ucieszy!
Poprowadziłam
gości do salonu, gdzie siedzieli rodzice. Po drodze kazałam im zostawić torby w
korytarzu.
- Mamo! Logan wrócił! – Wpadłam jako pierwsza,
a za mną cała reszta.
Potter był
wyjątkowo markotny. Pierwsze dwadzieścia minut upłynęło na rozmowie z dawnym
przyjacielem. Dorcas i Mary zajęły swoje ulubione miejsca na kanapie. W końcu
były tutaj stałymi bywalczyniami.
- To może ja przedstawię przyjaciół –
powiedziałam po tym małym zamieszaniu, kiedy Logan usiadł na fotelu.
- Mary i Dorcas już dobrze znacie –
powiedziałam z uśmiechem. – Natomiast tutaj jest Syriusz, zaraz obok Remus, no
i...
- James Potter. Bardzo miło państwa poznać –
przerwał mi i podszedł do mojej mamy, całując jej dłoń. – Teraz już wiem, po
kim Lily odziedziczyła urodę.
- Och, bardzo dziękuję - powiedziała mama,
rumieniąc się. – Zapraszam do jadalni! Przygotowałam obiad troszkę wcześniej.
Wszyscy ruszyli w
stronę jadalni za moim tatą. Mama chwyciła mnie za łokieć i pociągnęła w kąt.
- Przystojniaczek! – powiedziała z wypiekami
na twarzy.
- Tak - powiedziałam rozmarzonym tonem.
- Dobrze, że go zaprosiłaś!
- Wcale nie zamierzałam. Spotkaliśmy się przed
wejściem, więc po prostu odruchowo zaprosiłam go do środka – powiedziała,
wzruszając ramionami.
- Tak dużo o nim zawsze mówiłaś. Nie rozumiem
tylko, dlaczego aż tak negatywnie! Przecież on jest taki czarujący! Wyglądacie
razem przecudownie! No i widać, że cię kocha.
- Mamo, przecież on mnie najzwyczajniej w świecie
zostawił. Pojechał sobie do tej swojej szkoły! Naprawdę się na niego wkurzyłam.
Był moim przyjacielem... JEDYNYM przyjacielem! – powiedziałam, z żalem myśląc o
Severusie.
- A to teraz już nie jest? – Mama wyglądała na
zaskoczoną.
- Przecież nie widziałam go od lat! Nie mam
pojęcia, jak mam się zachowywać! Najgorsze, że jest tu Potter i...
- Lily, o kim ty mówisz, dziecko? – Mama
spojrzała na mnie, nic nie rozumiejąc.
- O Loganie - powiedziałam zbita z tropu.
Mama zarumieniła
się ponownie.
- Ach! No tak...
- Zaraz, zaraz! – krzyknęłam, a moje oczy
rozszerzyły się gwałtownie. – A o kim TY mówisz?
- Och, nieważne, kochanie! Chodź, twoi
przyjaciele czekają.
- Mamo! – powiedziałam ostrzegawczo.
- Lily, porozmawiamy później. Obiad ci
ostygnie!
Westchnęłam z
rezygnacją. Co Potter ma w sobie takiego, że potrafi oczarować nawet moją
mamę?!
***
- A wtedy... niech mi pani uwierzy... on się
zrobił czerwony na twarzy, spojrzał na mnie i zrozumiał, że kupił ode mnie
swoje własne karty! – dokończył Potter, a wszyscy, włącznie z moimi rodzicami,
roześmiali się głośno. To znaczy, prawie wszyscy...
Siedziałam przy
stole i dłubałam widelcem w swoim talerzu. Potter od dobrej godziny opowiadał
niesamowite historie, które rozśmieszały moją rodzinę. Mama była nim coraz
bardziej zauroczona. Nieustannie posyłała mi znaczące uśmiechy.
Westchnęłam z
rezygnacją i podniosłam głowę. Potter opowiadał kolejną anegdotkę, zawzięcie
gestykulując. Niemalże cały stół wpatrywał się w niego z napięciem. Po drugiej
stronie stołu, chyba jako jedyna, siedziała naburmuszona Petunia. Z niesmakiem
obserwowała moich przyjaciół. W pewnym momencie nasze spojrzenia się
skrzyżowały. Uśmiechnęłam się do niej krzywo. Podniosła się z godnością i
opuściła jadalnię. Westchnęłam i znów zaczęłam dłubać w swoim talerzu. Nagle na
moje policzki wpłynęła fala gorąca. Poczułam, że ktoś mnie obserwuje.
Podniosłam delikatnie głowę i ujrzałam niebieskie oczy, które patrzyły na mnie
roześmiane. Kąciki moich ust również delikatnie się uniosły. Nie wiem, ile to
trwało, ani jak długo patrzyliśmy na siebie z taką intensywnością. Wiem tylko,
że poczułam dziwne ciepło w okolicy serca. Jak kiedyś.
- Wspaniały obiad! – powiedział Potter
nienaturalnie wysokim głosem.
Podskoczyłam na
krzesełku. Nawet nie zauważyłam, że prawie wszyscy nam się przyglądają.
- Dziękuje, kochany – powiedziała mama.
- To... to może ja pokażę wam pokoje, w
których będziecie spać? – zaproponowałam nieśmiało.
- Doskonały pomysł! – ucieszyła się mama i
zaczęła zbierać talerze.
- Pomogę – zaoferował się Logan i, posyłając
mi szeroki uśmiech, poszedł za moją mamą do kuchni.
- To co, idziemy? – zapytałam rezolutnie.
Wszyscy podnieśli
się z miejsc.
- Dobra, więc panowie do gościnnego po lewej
stronie – powiedziałam, wskazując właściwe drzwi – a dziewczyny za mną.
- Och! Uwielbiam ten pokój! – powiedziała Mary
z uśmiechem, siadając na „swoim” łóżku.
- Tak... Bałam się, że oddasz go chłopakom! –
Dorcas spojrzała na mnie z uśmiechem i usiadła obok Mary.
- Nie mogłabym!
- Oczywiście, że byś nie mogła! Tylko
zastanawia mnie jedna rzecz... - Dorcas delikatnie spochmurniała.
- Jaka? – zapytałam, nadal się uśmiechając.
- Lily, nie zrozum mnie źle, ale w co ty
pogrywasz?
- Że CO ja robię? – zapytałam i roześmiałam
się histerycznie.
- Pogrywasz.
- Wcale nie pogrywam!
- Dla mnie to wygląda tak, jakbyś pogrywała.
- Z kim? I w co? Bo, wybacz, ale nie za bardzo
wiem, o co ci chodzi, Dorcas.
- No z Potterem, a z kim! Co to za Logan? Skąd
ty go wytrzasnęłaś?! I po jaką cholerę zaprosiłaś Pottera, skoro wiedziałaś, że
ten cały Logan tu będzie?! – wyrzuciła z siebie oburzona.
Roześmiałam się.
- Wcale nie wiedziałam! Uwierz mi, że jak
zobaczyłam go na schodach przed domem, to nie wiedziałam, jak mam się zachować!
- No nie wiem - szepnęła.
- Ale ja wiem. Dziewczyny, ja go nie widziałam
odkąd skończyłam dziesięć lat. To właśnie wtedy jego rodzice postanowili
wyprowadzić się do Stanów!
- Wtedy też był taki przystojny? – zapytała
Mary sennym głosem.
- Nie... Teraz jest... niesamowity! Wtedy był
po prostu dzieckiem od sąsiadów - powiedziałam z uśmiechem.
- I chcesz mi powiedzieć, że jest lepszy od
Pottera? – zapytała Dorcas.
- A powiedziałam coś takiego? – warknęłam
oburzona.
- Nie, ale na pewno tak myślisz – powiedziała
z pretensją.
- Ja nie wiem, co mam myśleć, Dorcas! Nie mam
pojęcia, co jest między mną a Potterem! – krzyknęłam.
- Co chwilę masz w tej sprawie wątpliwości!
- A twoim zdaniem nie powinnam ich mieć?!
- Nie!
- No oczywiście! W końcu dla ciebie to
wszystko jest takie proste, prawda? – warknęłam.
- Tak! I nie mam pojęcia, dlaczego dla ciebie
takie nie jest! Albo go kochasz, albo nie! Proste i logiczne! – stwierdziła,
krzyżując ramiona na piersiach.
- Dorcas – westchnęłam i opadłam na łóżko –
zrozum, że między nami bywało różnie. Jemu się zmienia jak w kalejdoskopie. Nie
rozmawiałam z nim, odkąd pokłóciliśmy się wtedy w bawialni.
- A właściwie, to o co wam poszło? – zaczęła
ironizować. – Ach, tak! Jak mogłabym zapomnieć.! O to, co zwykle przecież!
- Przestań! – warknęłam wściekła.
- Czemu?
- Bo to raczej średnio twoja sprawa! Nie mam
zamiaru z nim rozmawiać! Nawet nie wiem, co się stało na tym cholernym
cmentarzu! Nie przyszedł. Nie wyjaśnił. Nie zrobił NIC, Dorcas! A ja mam się
nad nim rozczulać?!
- To po co go tu zaprosiłaś?!
- Nie wiem – westchnęłam z rezygnacją. – Może
miałam nadzieję, że jakoś nam się poukłada? Że może zaczniemy normalnie
rozmawiać? Jak widać, chyba jednak nic z tego nie będzie.
- A może powinnaś spróbować? – zaproponowała
Dorcas łagodnie.
- Nie wiem... Może... - powiedziałam
zamyślona.
- Och! – Usłyszałam rozentuzjazmowany głos
Mary. Spojrzałyśmy na nią zaskoczone. – Lily! Nic nie mówiłaś!
- Eee... Chyba nie wiem, o co ci chodzi.
- Masz basen w ogródku! – Podskoczyła i
klasnęła w dłonie.
- Ach, tak. Mama coś wspominała, że mają
zamiar wybudować latem. Macie stroje? – zapytałam z uśmiechem.
- No jasne! – Ucieszyły się.
- To świetnie. Za dziesięć minut w salonie.
Idę się przebrać – powiedziałam weselej.
***
Po drodze
postanowiłam zajrzeć do pokoju chłopaków. Zastukałam trzy razy w drzwi. Cisza.
Otworzyłam drzwi nieśmiało, ale nikogo w środku nie zastałam. Wzruszyłam
ramionami i, nucąc pod nosem, otworzyłam drzwi do swojego pokoju i aż mnie
wmurowało.
Potter leżał na
moim łóżku i przeglądał płyty, Lupin oglądał półkę z książkami, a Syriusz
otworzył szufladę z moją bielizną.
Chrząknęłam
cicho, ale nie doczekałam się żadnej reakcji.
- Wynocha stąd, ale już! – krzyknęłam
wściekła.
Potter spadł z
łóżka, Remus upuścił książkę, a Syriusz, klnąc pod nosem, rozmasowywał rękę,
którą sobie przycisnął szufladą.
- Nie krzycz tak, kochanie, przecież słyszymy
– wymamrotał Potter, jak gdyby nigdy nic. Zatkało mnie.
- Dziewczyny chcą iść na basen. Za dziesięć
minut spotykamy się w salonie – powiedziałam kompletnie zbita z tropu.
- Pysznie! – rozmarzył się Black.
Spojrzałam na
niego zaskoczona. Przyglądał mi się uważnie.
- WYNOCHA! ALE JUŻ! – krzyknęłam wściekła.
Dwadzieścia minut
później, ubrana w zielone bikini, zeszłam do salonu. Wszyscy już na mnie
czekali. Potter z Loganem patrzyli na siebie uważnie. Dało się wyczuć między
nimi napięcie. Dziewczyny o czymś plotkowały.
- Jestem! – powiedziałam wesoło.
- No, nareszcie! – stwierdził Potter z
uznaniem i zaczął mnie lustrować z góry do dołu.
Spłonęłam rumieńcem.
- Panie pierwsze - powiedział Logan, który
stał przy drzwiach tarasowych i przepuszczał rozchichotane dziewczyny.
- Albo on się uspokoi, albo ja go uspokoję. –
Usłyszałam poirytowany głos Blacka.
Z uśmiechem wyszłam na ogród.
Basen prezentował się niesamowicie. Po lewej stronie stał grill, po prawej
ustawione były leżaki. Wzięłam ręcznik z półki i usiadłam na jednym z nich.
- UWAGA! – Usłyszałam wesoły krzyk Mary, a
później poczułam kropelki wody na swojej twarzy.
- Lily, chodź do nas! – zawołała Dorcas.
- Już lecę! – krzyknęłam.
- Pamiętasz?
Nade mną wyrósł Logan. Spojrzałam
na niego uważnie. Miał wspaniałą klatkę piersiową. Był wysportowany, a jego
blond włosy idealnie współgrały z niebieskimi oczami i opalenizną.
- Nie bardzo wiem, co masz na myśli –
wyszeptałam, wstając.
- No, nasze skoki do wody! – powiedział i
roześmiał się.
Zawtórowałam mu. Jak mogłam
zapomnieć?!
- No jasne! – odpowiedziałam. – To były czasy!
- rozmarzyłam się. Wyciągnął dłoń. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Nie -
wyszeptałam.
- No dalej! – kusił.
- Logan - westchnęłam i spojrzałam na jego
wyciągniętą dłoń.
- No śmiało... Lil... - nalegał.
Lil. Nikt tak na mnie nie mówił.
Mało myśląc, chwyciłam jego dłoń. Rozpędziliśmy się i z wielkim pluskiem
wylądowaliśmy w basenie.
- Hahaha! Nadal sprawia mi to tyle frajdy, co
wtedy! – powiedziałam.
- Tak, coś w tym jest. Może magia? – zapytał z
uśmiechem, a mnie lekko wmurowało.
- Wiesz, chyba jednak wolę się poopalać –
powiedziałam i szybko opuściłam basen.
Nie powiedziałam Loganowi, do
jakiej szkoły chodzę. Prawdą jednak było to, że za każdym razem w tym skoku
pomagała mi magia. Dzień zmierzał ku końcowi. Pomimo to, słońce nadal mocno
przygrzewało. Dziewczyny grały z chłopakami w wodną siatkówkę. Logan
wytłumaczył im zasady, a ja korzystałam z ostatnich chwili tego wspaniałego
popołudnia i leżałam na leżaku.
- Kimkolwiek jesteś, oddaj mi słońce! –
powiedziałam, nie otwierając oczu, kiedy ktoś stanął nade mną. Cisza. - Halo?
Chcę moje słońce! – Roześmiałam się i otworzyłam oczy. – Co ty tu robisz?!
- Patrzę – powiedział dobitnie. – Nie wolno?
- Nie wiem. Co zrobiłeś ze słoneczkiem? -
wyszeptałam.
- Schowałem w twoich oczach – powiedział
równie cicho.
- Och! - Tylko tyle potrafiłam powiedzieć.
Cień uśmiechu przebiegł po jego twarzy. Wiedziałam, że na patrzeniu się nie
skończy. - O nie! - jęknęłam i zerwałam
się z leżaka.
Chciałam uciec, nie zdążyłam. Po
chwili wszyscy patrzyli w naszą stronę.
- Potter! Postaw mnie natychmiast!
- Ani mi się śni! – Roześmiał się.
- Postaw mnie natychmiast! – krzyczałam i
okładałam go pięściami.
Nie reagował. Zaniósł mnie na
brzeg i wrzucił do basenu. Chwyciłam go za rękę. Widać było, że się nie
spodziewał. Poleciał za mną. Po chwili oboje zaczęliśmy okładać się wodą.
- Co ty sobie myślałeś?! A gdybym nie umiała
pływać?!
- Na moje nieszczęście potrafisz – powiedział
z uśmiechem.
- Ty... Ty! – Szukałam w głowie odpowiedniego
słowa. Nie znalazłam. – Ugh! – wrzasnęłam tylko wściekła i ruszyłam w kierunku
drabinki.
Musiałam natychmiast znaleźć jakiś
ręcznik. Nie dotarłam nawet do drabinki, gdy chwycił mnie za łokieć i
przyciągnął do siebie.
- Pięknie wyglądasz, kiedy się złościsz -
wyszeptał i mnie pocałował.
Całym moim ciałem wstrząsnęły
dreszcze. Uwielbiałam to uczucie. Czułam się tak, jakbym w brzuchu miała z
milion motyli.
Po chwili
odzyskałam świadomość. Dotarło do mnie, gdzie jestem, co robię i z KIM!
Resztkami silnej woli odepchnęłam go od siebie. Wyszłam z basenu, chwyciłam
ręcznik i wściekła pognałam do swojego pokoju.
Opadłam na łóżko
i ukryłam twarz w dłoniach. Co to miało być? Nie rozmawia ze mną od miesięcy i
nagle mnie całuje? W dodatku zachowuje się tak, jakby ostatnie pół roku w ogóle
nie miało miejsca! Jakbyśmy nigdy się nie całowali, nigdy nie kłócili i nigdy
nie byli razem!
Dotknęłam dłonią
swoich ust. Nadal czułam jego pocałunek. Znów ten dreszcz. Co się ze mną
dzieje?
***
- Lily! Lily! Wstawaj! – Usłyszałam tuż nad
uchem.
W odpowiedzi mruknęłam coś
niezrozumiale, po czym odwróciłam się na drugi bok.
- Lily! – Znów ten pretensjonalny ton.
BUM! Otworzyłam oczy i
rozejrzałam się po pokoju. Nade mną stał Syriusz, Remus oraz Mary.
- Co? – zapytałam zaspana, szukając zegarka.
- Wstawaj, śpiochu! – Uśmiechnęła się Mary.
W końcu znalazłam zegarek i aż
mnie zamurowało, gdy zobaczyłam, która jest godzina. Szósta trzydzieści rano!
- Śpiochu?! Czy wam do reszty odbiło?! Wiecie,
która jest godzina?!
- Wiemy! Cicho! Obudzisz Dorcas i Pottera!
Potter. Ogarnęła mnie jeszcze
większa wściekłość.
- A co mnie on obchodzi?! – burknęłam.
- Daj spokój, Lily. Chodzi o Dorcas. Potter
nie jest nauczony wcześnie wstawać, ale nasza kochana przyjaciółka ma dzisiaj
egzamin na teleportację! Ja też, ale bardziej chodzi o nią! Całkiem niedawno
miała urodziny. Niestety, byliśmy wtedy w Zakonie, a ty leżałaś nieprzytomna...
Nikt nie miał ochoty na zabawę, ale tak sobie pomyślałam, że moglibyśmy
urządzić jej imprezę! – jęknęła prosząco.
- Tak - powiedziałam zamyślona. – Tak, to
dobry pomysł. Dajcie mi dziesięć minut, dobrze? – poprosiłam, opadając na
poduszkę.
- Wstawaj! – Remus rzucił we mnie poduszką. –
My jedziemy na Pokątną, a ty zrób jakieś jedzenie, dobra? Lepiej się znasz na
tych wszystkich mugolskich przedmiotach.
Nim się obejrzałam, już ich nie
było. Zaspana podniosłam się z łóżka, zarzuciłam na siebie bluzę i zeszłam do
kuchni. Rodzice już pojechali do pracy. Wiedziałam, że będą dopiero popołudniu.
„Zadzwonić do rodziców”, napisałam na żółtej karteczce i przyczepiłam ją do
lodówki.
- Cześć. - Do kuchni weszła Dorcas. Wyglądała
na zdenerwowaną.
- Hej, zjesz coś? – zapytałam, otwierając
lodówkę.
- Nie. Chyba nie dam rady nic przełknąć. -
Uśmiechnęła się niepewnie.
- Daj spokój, na pewno zdasz! – pocieszyłam
ją.
- Tak... Chyba tak... A gdzie reszta? –
zapytała, opadając na stołek i chwytając szklankę z melisą.
- Pojechali na zakupy. - Wzruszyłam ramionami.
- Wszyscy?
- Nie. Potter śpi na górze. – powiedziałam
niby od niechcenia.
Głos mi się jednak delikatnie
zatrząsł. Wyczuła to.
- Rozmawiałaś z nim?
- Nie i nie zamierzam. – Chciałam jak
najszybciej uciąć temat.
- Moim zdaniem powinnaś - powiedziała cicho.
- I co mu powiem? Że mi się podobało, ale że
ma tego więcej nie robić? – zapytałam z ironią.
- A podobało ci się? – Oczy jej się
zaświeciły.
- Dorcas! – zganiłam ją, ale uśmiechnęłam się.
- Podobało ci się! – Aż klasnęła w dłonie.
- Nie krzycz, bo go obudzisz! - warknęłam.
- Ale numer! I co teraz? – zapytała, patrząc
na mnie uważnie.
- Nie wiem. Jednego jestem pewna: za dużo się
między nami ostatnio dzieje. Nie chcę z nim być. Chcę odpocząć, pomyśleć...
Myślę, że tak będzie rozsądniej.
- Jak dla mnie, to powinniście spróbować
jeszcze raz.
- Może kiedyś. Póki co, za dużo mamy sobie do
zarzucenia. Przecież mamy tyle niewyjaśnionych spraw! A on tak po prostu
przeszedł nad tym wszystkim do porządku dziennego. Przecież to aż nienormalne!
W dodatku widzę, jak patrzy na Logana. To nie skończy się dobrze! Dlaczego
sądziłam, że się polubią? – zapytałam z rezygnacją.
- Lily, dziwisz mu się? Przyjechał tu w
nadziei, że mu wybaczyłaś, że będzie dobrze. A ty mu serwujesz byłego chłopaka,
który bezceremonialnie cię podrywa na jego oczach! Zresztą, nie tylko ciebie. –
Zachichotała. – Poza tym, jesteś mądrą dziewczynką, na pewno sobie poradzisz –
powiedziała jak moja mama.
Pocałowała mnie w czoło z troską,
po czym zarzuciła płaszcz i stwierdziła, że leci, bo nie chce się spóźnić.
Zostałam w kuchni sama. Posiedziałam dosłownie trzydzieści sekund. Naleśniki! Uwielbiałam je. Wstałam,
odstawiłam kubek i chwyciłam patelnię. Otworzyłam lodówkę i już po chwili
zaczęłam kręcić ciasto. Włączyłam radio. Akurat natrafiłam na jakąś skoczną
piosenkę. Zaczęłam nucić ją pod nosem. Słońce już dawno zaczęło rzucać ciepłymi
promieniami. To będzie dobry dzień,
pomyślałam. Refren piosenki wpadł mi w ucho. Zaczęłam śpiewać i wywijać tylną
częścią ciała.
- Dzień dobry, kochanie. – Usłyszałam
rozbawiony ton.
Pisnęłam, gwałtownie się
odwracając. Naleśnik spadł na podłogę. Odetchnęłam z ulgą na widok Pottera.
- Cześć. Chcesz jednego? – zapytałam, czując,
że się czerwienię. Jak długo mi się przyglądał?
- Od ciebie zawsze – powiedział i usiadł z
szerokim uśmiechem przy stole. – Zawsze tak wywijasz?
- Nie. Tak tylko... dzisiaj - powiedziałam
speszona i podałam mu talerz, po chwili wzięłam drugi i usiadłam naprzeciw
niego.
- To bardzo się cieszę – powiedział.
Spojrzałam na niego
zdezorientowana.
- Że akurat na to „dzisiaj” udało mi się
trafić. – Spojrzenie jego orzechowych
tęczówek spotkało moje zielone oczy.
- Chcesz jeszcze jednego? – zapytałam głupio.
Miał jeszcze dwa na talerzu.
- Nie, pozwól, że zjem to, co mam.
- A ja sobie wezmę jeszcze jednego -
powiedziałam z trudem.
Na talerzu było jeszcze
niedokończone pół. Kiedy opadłam z powrotem na stołek, Potter jadł w ciszy. Nie
patrzył już na mnie. Oddychałam głęboko i również zaczęłam jeść. Po chwili
przestałam. Znów poczułam na sobie ten świdrujący wzrok. Spojrzałam na niego
wyczekująco.
- Lily, chyba powinniśmy porozmawiać – zaczął.
- Tak? Uważam, że nie mamy o czym –
powiedziałam ostro.
- Ten pocałunek nic dla ciebie nie znaczył? –
zapytał i dotknął mojej dłoni.
Przeszył mnie dreszcz. Nie
cofnęłam jej, ale spojrzałam na nasze splecione dłonie z bólem.
- Myślałam, że się zmieniłeś - wyszeptałam.
- Próbuję... Nie widzisz, że się staram?
- James, już raz byliśmy ze sobą. Nie wyszło
nam. Nawet ze mną nie porozmawiałeś! Przeszedłeś nad tym wszystkim do porządku
dziennego! Skąd mam wiedzieć, czy traktujesz mnie poważnie? Jest tyle
niewyjaśnionych spraw między nami! Nie chcę się z tobą wiązać. Nie teraz.
Uważam, że powinniśmy zostać przyjaciółmi, porozmawiać i wyjaśnić sobie
wszystko.
- Lily, dobrze wiesz, że to nie takie proste.
Widzę, co się z tobą dzieje. Widzę, jak na mnie patrzysz. Oboje dobrze wiemy,
że czujesz dokładnie to samo, co ja do ciebie.
- James... To tylko zauroczenie, przejdzie ci
– próbowałam go przekonać, chociaż sama w to nie wierzyłam.
- Lily, przecież oboje dobrze wiemy, że kocham
cię ponad życie! Nie wyobrażam sobie chociażby minuty bez ciebie – szepnął i
dotknął mojego policzka.
- Chcesz soku? – zapytałam, zrywając się z
krzesełka.
- Chętnie – powiedział, znowu się uśmiechając.
– Mogę prosić też o naleśnika?
- Prosić zawsze możesz – odpowiedziałam z
uśmiechem i nałożyłam mu na talerz.
- Dziękuję, są pyszne! Twój chłopak będzie
miał z tobą dobrze - stwierdził nagle.
- James...
- Lily...
- Proszę cię, daj mi trochę czasu...
- Czekam już sześć lat. Dałaś mi nadzieję...
Poczekam... tylko czy to ma sens? – zapytał z dziwną miną.
- Nie wiem – szepnęłam, stawiając szklankę i
znów siadając na krześle. – Na pewno znajdziesz sobie inną, ładniejszą i
pewniejszą siebie dziewczynę – powiedziałam z krzywym uśmiechem.
Po jego twarzy przebiegł dziwny
cień.
- Nie chcę innej. Chcę ciebie - powiedział i
podniósł się z krzesła.
Spojrzałam na niego zaskoczona. W
mgnieniu oka pochylił się nade mną. Znów poczułam słodkich zapach jego perfum i
dotyk jego ciepłych, delikatnych warg. Przymknęłam oczy. Mimowolnie.
TRZASK.
Odsunęłam głowę i
spojrzałam w tamtym kierunku. W drzwiach stali moi przyjaciele, a na ich
przedzie... Logan. Miał dziwny wyraz twarzy. Spojrzałam niepewnie na Pottera. W
jego oczach czaił się cień triumfu. Dorcas spojrzała na mnie z pretensją. Jak
jej to wytłumaczę?
***
Obudziłam się nagle. Nie znałam
przyczyny. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Zegarek wskazywał
trzecią trzydzieści w nocy. Usłyszałam cichy brzdęk dochodzący z dołu.
Narzuciłam szlafrok i po cichu zeszłam na dół. W kuchni siedziało dwóch
Huncwotów.
- Jak mogłeś być taki głupi?
- Nie pomagasz! Zrozum wreszcie, że to była
jakaś chora chwila słabości!
- James, ona cię zabije, jak tylko się dowie.
- Wiem. Właśnie dlatego nie może się dowiedzieć.
- Kochasz ją?
- Co to za pytanie?!
- Proste i nieskomplikowane.
- Łapo, jedyną dziewczyną, którą kocham jest
Lily. Niestety, nie wiem, czy jest sens czekać. Chciałem z nią dzisiaj
porozmawiać, ale nim na dobre dotarliśmy do najważniejszego punktu w rozmowie,
wy wróciliście. Zdążyła mi jednak powiedzieć, że chyba nie ma sensu - szepnął
smutnym głosem.
Zamarłam. O czym oni rozmawiają?
- Chcesz ją zostawić i spróbować z tą... tą...
- Black nie umiał dokończyć zdania.
- Nie wiem, co mam robić, Łapo. Wtedy, w
Zakonie, Marlena była taka czarująca i taka... inna niż Lily. A Evans mnie
nienawidziła. Znowu. Miałem tego dosyć i tak jakoś wyszło. - Czułam, jak robi
mi się gorąco. Nie chciałam tego słyszeć. – A później, jak wróciliśmy z tego
cmentarza... jak ona tak leżała... Syriuszu, ja zrozumiałem, że nie potrafię
bez niej żyć! Jeżeli jednak jedynym sposobem na to, aby ona była szczęśliwa
jest moje usunięcie się, to... - Nie mógł mówić dalej.
Kim była ta Marlena? Kiedy i jak
oni się poznali, i co między nimi się wydarzyło?! O czym mówił Potter?!
Przecież ja nie powiedziałam, że nie ma sensu na to, aby czekał. Powiedziałam,
żeby dał mi trochę czasu! Na Merlina! Poczułam, że tracę grunt pod nogami.
Oddychałam szybko. W ustach mi zaschło. Nie zniosę tego. Nie mam siły na
powtórkę.
- Napisała do mnie dzisiejszego wieczoru z
zapytaniem, co u mnie, czy się zobaczymy we wrześniu. W końcu chodzi z nami do
szkoły. Nie mam pojęcia, co zrobić...
- Przecież powiedziałeś jej, że się więcej nie
spotkacie, bo dla ciebie liczy się tylko Lily, prawda? – zapytał Black.
- Nie do końca - wyszeptał James i mogłabym
przysiąc, że się zmieszał.
- James! - W głosie Syriusza dało się wyczuć
irytację.
- Zrozum... Lily mnie nie chce. Wyjadę. Mam
dwa tygodnie do końca wakacji. A wcześniej tyle się działo, że po prostu nie
zdążyłem z nią porozmawiać.
- Pojedziesz do niej? – Black zadał pytanie,
które chodziło mi po głowie.
- Nie wiem. Możliwe.
- Chcesz zaprzepaścić to, co jest między tobą
a Lily? Chcesz lecieć na dwa fronty? A co, jeżeli Lily się dowie?
- Nie dowie – powiedział stanowczo.
- Skąd ta pewność?
- Bo mi pomożesz. Będziesz wiedział tylko ty i
ja. Marlena i tak się nie wygada.
- Wiesz, że to wielkie ryzyko?
- Wiem.
- Czyli jednak coś do niej czujesz?
To pytanie spowodowało, że
zapadła długa cisza.
- Coś do niej czuję. Nie jest to tak silne i
wyjątkowe jak to, co czuje do Lily, ale jednak coś między nami istnieje -
szepnął.
- Rozumiem, stary. Jadę z tobą. Remus i tak za
kilka dni musiałby się ulotnić. Sam tu z nimi nie zostanę.
- Dzięki.
Usłyszałam, jak podnoszą się z
miejsc. Ostatkami sił zebrałam się w sobie i wbiegłam po schodach. Schowałam
się za jakimś kwiatkiem i osunęłam powoli po ścianie. Powietrze uszło ze mnie
całkowicie. Siedziałam na podłodze i czułam, jak łzy kapią mi obficie na bluzę.
W pewnym momencie zaniosłam się szlochem.
- Lily? – Usłyszałam przestraszony głos. – Lumos!
Nade mną stał Potter.
- Lily, co się stało? Coś cię boli? – pytał
przejęty, a mnie ogarniała coraz większa rozpacz. – Iść po kogoś? Lily? Powiedz
coś!
- Zostaw mnie – szepnęłam.
- Lily...
- Zostaw mnie! Idź do niej! – prawie
krzyczałam.
Pobladł.
- Słyszałaś? – zapytał przerażony.
- A miałeś nadzieję, że nie usłyszę? Że
będziesz mógł mieć nas obie?! – Łzy kapały mi obficie.
- Lily, to nie tak...
- A jak?! Dlaczego zawsze musisz zrobić lub
powiedzieć coś, co sprawi, że stracę do ciebie zaufanie?!
- Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że świat nie
kręci się tylko wokół ciebie?!
- A więc teraz to będzie moja wina?
- Nie, Lily. Chodzi mi po prostu o to, że masz
do mnie pretensje o to, że zacząłem się spotykać z Marleną, a sama romansujesz
z tym całym Loganem!
- Logan był po tej twojej Marlenie. I my się
tylko przyjaźnimy! Poza tym, jeszcze nie tak dawno temu uważałeś, że jestem dla
ciebie najważniejsza!
- Bo jesteś! Kocham cię i zawszę będę cię
kochał!
- Mam to gdzieś! Co mi po twoich
zapewnieniach, skoro jednocześnie mnie oszukujesz?! – warknęłam.
- Oszukuję? Powiedziałaś mi, że chcesz czasu!
- A ty powiedziałeś, że poczekasz! Myślałam,
że...
- Że będę czekać wiecznie?! – krzyknął i
spojrzał na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami.
- Jedziesz do niej? – zapytałam cicho,
opuszczając wzrok.
- Nie. Do rozpoczęcia roku zostały dwa
tygodnie. Zastanów się, czego naprawdę chcesz i co naprawdę do mnie czujesz,
Lily. Mam dosyć robienia z siebie idioty.
I odszedł, zostawiając mnie na
korytarzu samą z mętlikiem myśli.
Skomplikowane to.
OdpowiedzUsuńStrasznie skomplikowane.
OdpowiedzUsuńAle fajne ;D
OdpowiedzUsuńNiech oni w końcu się zejdą
OdpowiedzUsuńWybaczcie, ale ten rozdzial jest praktycznie identyczny, jak na innym blogu o Lily, który czytałam..
OdpowiedzUsuń