piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział dwudziesty pierwszy: Bo najgorszy szlaban, najlepszą magią stać się może.


[muzyka]

 - Lily! Nie mogę cię już słuchać! W kółko tylko gadasz o tym, jakie nieszczęście cię spotkało, że musisz z nim tańczyć na tym beznadziejnym balu!
 - No jasne! A tobie oczywiście to nie przeszkadza, bo tańczysz ze swoim Syriuszem! – prychnęłam wściekła.
 - Przecież chciałaś iść z nim na ten bal, to teraz masz powód! Nawet nie musisz się fatygować ani zgadzać na to, żeby być jego parą! McGonagall zrobiła to za ciebie! Czy to nie idealna sytuacja, żeby wszystko naprawić?! – zapytała zrezygnowana.
 - Nie! I zrozum wreszcie, że Potter NIC dla mnie NIE ZNACZY! – krzyknęłam i wyszłam z dormitorium, trzaskając drzwiami.
Jeszcze mi tego brakowało! Odkąd zwierzyłam się dziewczynom z tego, co być może czuje do Pottera, znowu zaczęło się gadanie w stylu „przestańcie się kłócić, tak bardzo do siebie pasujecie”.
 - Cześć, kochanie. – Usłyszałam i aż podskoczyłam.
 - Czego chcesz? – zapytałam beznamiętnie.
 - Dlaczego na mnie nie poczekasz? Przecież mamy to robić razem – powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
 - Słuszna uwaga – powiedziałam słodko. – A zdajesz sobie sprawę, że to razem jest tylko i wyłącznie przez twoją arogancję i bezczelność? Gdyby nie McGonagall...
 - To co? – zapytał z uśmiechem.
 - Nigdy w życiu bym z tobą nie zatańczyła! – warknęłam.
 - No i widzisz! Powinnaś się cieszyć, że dzięki naszej kochanej pani profesor nie ominie cię taka przyjemność! Nie muszę się nawet wysilać, żebyś szła ze mną na ten bal! – powiedział uradowany.
 - A kto powiedział, że ja z tobą na niego idę? – zapytałam.
Nagle wpadła mi do głowy genialna myśl.
 - No, tańczysz ze mną, więc to chyba oczywiste, że ze mną pójdziesz – powiedział uradowany.
 - Mylisz się. Owszem, mam z tobą zatańczyć, ale nigdzie nie zostało powiedziane, że nie mogę iść z zupełnie kimś innym!
Aż klasnęłam w dłonie, widząc jego zdezorientowaną minę.
 - Ale... Ale Evans! Nie możesz mi tego zrobić! – krzyknął desperacko.
 - A co, zabronisz mi? – zapytałam zadziornie i weszłam do Wielkiej Sali, zostawiając go na korytarzu.

***

 - Jaki szatański plan znowu chodzi po tej twojej główce? – zapytała Dorcas, zakładając buty.
 - Żaden. Po prostu zrozumiałam, że taniec nie oznacza, że muszę z nim na tą imprezę iść! – odparłam, podając Mary drugą szpilkę.
 - Nadal nie rozumiem, dlaczego ona się tak upiera przy jednakowych butach! – burknęła, patrząc na naszą nauczycielkę tańca.
 - Nie marudź! Ciesz się, że to buty, a nie stroje! – stwierdziłam z uśmiechem.
 - Racja! – powiedziała z szeroko otwartymi oczami. – Lily! Zakładaj!
 - Ale ja nie przepadam za takim obuwiem - mruknęłam.
 - Jak wszyscy, to wszyscy! – Mary podała mi parę butów na wysokim obcasie, jak dla mnie za wysokim.
Niepewnie nałożyłam je na stopy.
 - Chodź! – Uśmiechnęła się przyjaciółka i podała mi dłoń, a ja chwyciłam ją.
 - I jak się czujesz? – zapytała Dorcas ze śmiechem.
 - Bez przesady! Przecież to nie jest pierwszy raz, kiedy założyłam szpilki! – burknęłam.
 - Ale pierwszy raz, kiedy masz takie wysokie! – Roześmiała się Mary.
 - Co to za różnica? Buty to buty, nie? Kwestia przyzwyczajania. Te są niecałe dwa centymetry wyższe od tamtych. – Wzruszyłam ramionami.
 - Cisza! – zarządziła kobieta.
Była niewiele starsza od nas. Urodę miała podobną do Dorcas. Ciemnobrązowe włosy związała w zmysłowy kok, a jej skóra miała lekko brązowy odcień. Nikt się nie odezwał. Wszyscy stali w nią wpatrzeni.
 - Witam. Nazywam się Joe. Profesor Dumbledore prosił mnie, żebym nauczyła was tańczyć. Mam nadzieję, że nie będziecie tak okropni jak zeszły rok.
 - To w tamtym roku też tańczyli? – rzucił ktoś z końca Sali.
 - Oczywiście! – Kobieta uniosła brwi ze zdziwienia. – Co roku odbywa się bal dla absolwentów. I zawsze uczniowie otwierają go tańcem.
 - Ekstra! – pisnęła jakaś szatynka.
 - Czy to oznacza, że będziemy musieli zatańczyć jeszcze raz pod koniec roku? – zapytał jakiś chłopak.
 - Tak. Nie wiem, czy również rumbę, tak jak teraz, ale na pewno będziecie tańczyć.
 - A czy partner przypisany nam teraz, będzie taki sam później?
Nie musiałam patrzeć, kto zadał to pytanie.
 - Uważam, że tak będzie dla was lepiej – powiedziała kobieta, uważnie przyglądając się czarnowłosemu.
 - Ekstra!
 - O nie - westchnęłam zrezygnowana.
 - Rumba to dosyć zmysłowy taniec – powiedziała, patrząc to na mnie, to na Pottera. – Musimy naprawdę zaufać partnerowi. Musimy mu pozwolić na to, żeby nas dotykał. To intymny, ale jakże piękny taniec.
 - Dotykał? – zapytałam z szeroko otwartymi oczami.
 - Tak. Lily, prawda? – zapytała, patrząc na mnie uważnie.
 - Skąd pani wie, jak mam na imię? – wykrztusiłam zaskoczona.
 - Profesor McGonagall mi powiedziała. To ty masz za karę tańczyć z, jak mniemam, nim? – bardziej stwierdziła niż zapytała. Oboje kiwnęliśmy głowami. – Wasz konflikt idealnie pasowałby do tanga. Szkoda, że my będziemy uczyć się rumby - westchnęła.
 - Nie pozwolę, żeby mnie dotykał! – powiedziałam stanowczo.
 - Rumba nazywana jest także tańcem miłości lub tańcem namiętności – mówiła, chodząc po sali i patrząc na wszystkich uważnie. Nie reagowała też na moje protesty. – I wchodzi w skład dziesięciu tańców towarzyskich. Ciężar ciała musi być stale utrzymywany nad palcami stóp. Chodzenie w tym tańcu odbywa się na nogach wyprostowanych w kolanach.
Zatrzymała się i spojrzała na wszystkich figlarnie.
 - Partnerka w rumbie kusi i wymyka się, partner zaś prezentuje swą wybrankę i pozornie podejmuje jej grę. Pamiętajcie jednak, drogie panie, że tak naprawdę to on prowadzi! – Roześmiała się perliście.
Znikąd pojawił się wysoki i przystojny chłopak. Był, tak jak instruktorka, mniej więcej w naszym wieku. Wziął ją w ramiona i zaczęli tańczyć. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Wiedział dokładnie, jaki ruch zamierza wykonać. Gonił ją, a ona go kusiła. Robiła to z taką łatwością i tak lekko, że aż dech zapierało w piersi!
 - Też tak potrafisz. - Usłyszałam cichy szept. – Tylko mi pozwól.
 - Zapomnij – warknęłam i odeszłam w drugi koniec pomieszczenia.
 - Tak to mniej więcej wygląda. Dziękuję ci, Nathanielu – powiedziała dziewczyna, kłaniając się nisko.
Rozbrzmiały brawa.
 - Takiego układu będziemy się uczyć? – zapytałam osłupiała.
 - Tak. Wiem, że wygląda na trudny, ale mamy blisko dwa miesiące! Na pewno dacie radę – próbowała nas pocieszyć.
 - Mam to tańczyć z NIM?
 - Proszę dobrać się w pary! – powiedziała z uśmiechem.
Nastąpiło małe zamieszanie. Wykorzystała to i podeszła do mnie.
 - Nie histeryzuj, kochanie. – Jej ton nie był już taki słodki. – Zrobię z wami ten układ, czy ci się to podoba, czy nie. I uwierz mi, że już niejedną taką parę jak wy doprowadziłam do mistrzostwa! – syknęła i chwyciła mnie za łokieć. – Potter!
Czarnowłosy zadowolony z siebie podszedł do nas.
 - Chwyć partnerkę – zarządziła i wróciła na środek. – Gotowi? – zapytała, kiedy wszyscy już się podzielili.
 - Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy - powiedział rozanielony.
 - Zamknij się! I nie próbuj żadnych sztuczek! – warknęłam.
 - Dobrze. Lewa noga troszkę do przodu. Partner trzyma ramę! Partnerka zgina rękę. O tak! – powiedziała i razem z partnerem zaprezentowali pozę.
Potter ujął mnie delikatnie i spojrzał prosto w oczy. Zmieszałam się. Instruktorka chodziła i poprawiała nasze ustawienia.
 - Rewelacja – mruknęła, przechodząc obok nas.
 - Nie próbuj... - szepnęłam.
 - Żadnych sztuczek, wiem - powiedział lekko znudzony. – Uwierz, że nie będę musiał.
 - Dobrze! Wykonamy krok podstawowy. Wygląda on tak – krzyknęła. – Raz, dwa, trzy, cztery. Proszę z nami. Raz, dwa, trzy, cztery. Panno Meadowes, trzy, cztery. Tak dobrze! McDonald, nie oglądaj paznokci tylko tańcz!
Chodziła po sali i dyrygowała. Minęło dopiero piętnaście minut, a ja już czułam, że moje stopy odmawiają mi posłuszeństwa.
 - Stop! Dość! Przecież liczę! Pettigrew! Chwyć ją pewniej! O, dokładnie! Teraz zaprezentujemy wam obrót.
Klasa jęknęła.
 - Raz, dwa, trzy, cztery i... Obrót! – zarządziła instruktorka.
Wszyscy na siebie powpadali. Potter nadepnął mi na stopę.
 - Uważaj! – krzyknęłam wściekła i zaczęłam ją rozmasowywać.
Rozejrzałam się dookoła. Połowa uczniów leżała na podłodze, a druga rozmasowywała stopy.
 - Na Merlina - szepnęła zrezygnowana Joe – to będzie trudniejsze niż myślałam.

***

Zleciały dwa tygodnie. Zielone niegdyś liście pokryło złoto i czerwień. Słońce grzało z mniejszą intensywnością. Nauki przybywało z każdym dniem, a wśród siódmoklasistów słychać było pojękiwania. Doszło im kilka dodatkowych obowiązków. Mało, że mieli nawał prac domowych, kółek pozalekcyjnych, treningi quidditcha, to jeszcze dołożyli im taniec towarzyski! Panowie na wieść o tym, że jest to taniec niemalże erotyczny, tańczyli z ochotą. Panie natomiast miały dosyć ich natarczywości oraz... wysokich obcasów! Co druga narzekała już po pięciu minutach prób!
Lekcje tańca odbywały się codziennie. Joe narzekała, że są niezdarni i nie rozumieją, o co tak naprawdę w tym tańcu chodzi. Nie pomagała wymiana partnerów, ani taniec z instruktorami. Szło im masakrycznie źle.
 - Zrozumcie! Bohaterką tego tańca jest kobieta, emanująca erotyzmem, który przenika każdy jej ruch! Rumba to taniec pełen zmysłowych gestów i wężowych ruchów całego ciała, to wręcz mini przedstawienie! Używając wszystkich swoich wdzięków, tancerka uwodzi mężczyznę, to patrzy mu w oczy, to znowu udaje, że go nie widzi, wzrokiem szuka innego, aby wzbudzić zazdrość partnera, zniewolić go i całkowicie nad nim zapanować – mówiła Joe, przybierając odpowiedni ton. Jamesa przeszedł dreszcz. Spojrzałam na niego zaskoczona. – Kobieta, która tańczy rumbę, jest odważna i zmysłowa. – Podeszła do swojego partnera i zaczęła się wokół niego wić. – Dodatkowo to właśnie powinien podkreślać strój – powiedziała z błyskiem w oku.
 - Strój? – zapytała podekscytowana Mary.
 - Tak, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Najpierw, moi kochani, ćwiczymy! – klasnęła w dłonie. Wszyscy zajęli swoje pozycje. – Zaczniemy od drugiego obrotu i podniesienia! Trzy, cztery i... Raz, dwa...
Wszyscy ruszyli w rytm muzyki. Potter przycisnął mnie do siebie. Zaczęliśmy krążyć po parkiecie. Nie patrzyłam na niego. Błądziłam wzrokiem po innych parach.
 - Próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość? – Usłyszałam jego szept.
 - Ani mi się śni! – warknęłam, patrząc na niego z obrzydzeniem.
 - Jak chcesz - powiedział z uśmiechem i próbował wykonać podnoszenie.
Niestety, chwycił mnie niewłaściwie. Jego ręka zjechała z mojej tali i wylądowała na pośladku.
 - Potter! – krzyknęłam wściekła i uderzyłam go z otwartej ręki.
 - Nie chciałem przecież! – syknął wściekły, rozmasowywując policzek.
 - Mam dosyć waszej dwójki! – Przy nas pojawiła się Joe. – Albo się dogadacie, albo ja was do tego zmuszę – syknęła.
Po raz pierwszy nie zatrzymała muzyki.
 - Nie ma szans na to, żebyśmy się dogadali! Non stop wykorzystuje sytuacje! – warknęłam.
 - Tak ci się wydaje? – zapytała, mrużąc oczy.
 - Jestem tego pewna!
 - Sprawdźmy – powiedziała nagle i, nie czekając na moją reakcję, chwyciła rozanielonego Pottera za rękę i zaczęła z nim tańczyć.
Patrzyłam na nich wściekła. Szło im idealnie. Potter doskonale prowadził dziewczynę, a ona bawiła się z nim na każdym kroku. Serce waliło mi jak szalone. Policzki spłonęły rumieńcem. Nagle Joe spojrzała na mnie z satysfakcją i oplotła Pottera tak ciasno, że aż się we mnie zagotowało! Kim ona jest, żeby tak się zachowywać?! A on?! Ślini się jak jakiś pies! Wzroku nie mógł od niej oderwać.
 - Pięknie! – syknęłam wściekła.
 - Zazdrosna? – usłyszałam czyjś głos.
Odwróciłam się zaskoczona. Przy mnie stał partner Joe.
 - Nie – powiedziałam stanowczo.
Uśmiechnął się.
 - Też to kiedyś przerabiałem – powiedział i również zaczął wpatrywać się w parę.
 - Co masz na myśli? – zapytałam, patrząc na niego uważnie.
 - Nienawidziliśmy się, a musieliśmy ze sobą tańczyć. Trudne zadanie, ale tylko pomaga w nawiązaniu intymności – mówił, a ja słuchałam go oczarowana.
 - Ale jakoś wam się udało - powiedziałam cicho.
 - Tak. Właśnie przy rumbie. – Uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Chwyciłam ją niepewnie. Poprowadził mnie na środek. – Zamknij oczy. Wyobraź sobie, że jesteśmy tu tylko we dwoje. Że nie ma nikogo innego. Daj się ponieść. Posłuchaj siebie... - szeptał.
Zamknęłam oczy.
 - Słuchaj muzyki...
Jej rytm zaczął mnie wypełniać. Czułam ją całą sobą.
 - Gotowa? – Usłyszałam jego szept.
Kiwnęłam głową i po prostu zaczęłam tańczyć. Czułam się wspaniale. Wirowałam, kusiłam... Prowadził tak fantastycznie i pewnie! W pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie. Poczułam znany zapach... To ciepło...
Otworzyłam oczy przerażona. Przede mną stał Potter. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła. Wszyscy na nas patrzyli. Spłonęłam rumieńcem.
 - Tylko mi pozwól - szepnął i uśmiechnął się.
Nie napierał. Czekał na moją decyzję. Spojrzałam niepewnie na Joe, a później na Nathaniela. Ten ostatni kiwnął głową z uśmiechem. Nabrałam pewności siebie. Spojrzałam w oczy Potterowi... i po prostu się poddałam.

***

 - Gdzie nauczyłeś się tak tańczyć? – zapytałam, z trudem łapiąc oddech.
 - Mojego taty siostra wyszła za mugola. Jego siostra prowadzi szkołę tańca. Od małego kładli na mnie nacisk – powiedział z uśmiechem między obrotami.
W pewnym momencie muzyka ucichła, a on obrócił mnie i uniósł do góry. Oparłam swoje dłonie na jego barkach. Patrzył mi w oczy. Oddychałam głęboko, żeby wyrównać oddech. Zaczął się obracać wokół własnej osi, nadal trzymając mnie w górze. Pomału zniżał ręce. Stopami dotknęłam parkietu. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością. Speszyłam się.
Chrząknęłam i odwróciłam się. Miałam zamiar iść się czegoś napić. Próba już się skończyła. Joe i Nathaniel jako ostatni opuszczali salę. Zrobiłam niecałe dwa kroki, kiedy chwycił mnie za rękę i zaczął kręcić. Poddałam się. Uwielbiałam ten taniec! Nareszcie czułam się w czymś naprawdę świetna! Zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą. Nie wiem, jak to się stało. Poczułam jego usta na swoich. Otworzyłam oczy i wściekła, po raz kolejny, uderzyłam go w twarz. Spojrzał na mnie zaskoczony.
 - Myślałem, że tego chcesz - szepnął.
 - To nie myśl – warknęłam wściekła i chwyciłam swoje rzeczy.
 - Lily! - Usłyszałam jego błagalny ton.
 - To tylko taniec, Potter! – krzyknęłam, odwracając się w jego stronę. – To, że razem tańczymy, niczego między nami nie zmienia!
 - Jesteś pewna?
Zaczął iść w moją stronę. Był zbyt pewny siebie. W mojej głowie tłukła się jedna myśl „Uciekaj!” Nogi odmówiły mi jednak posłuszeństwa. Były pod działaniem jego orzechowych oczu.
 - Nie widzisz, że między nami tworzy się to „coś”? Dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że idealnie do siebie pasujemy? Nie czujesz tego? – zapytał z lekkim żalem.
 - Czego? – wykrztusiłam z trudem.
 - Jak tańczę z tobą, serce bije mi mocniej, krew szybciej krąży, a po całym ciele skaczą mi takie dziwne... iskry - szepnął.
 - Ja... - zaczęłam, ale uciszył mnie gestem.
Zdjął mi torbę z ramienia. Odrzucił w bok. Chwycił moją dłoń. Nie potrafiłam mu odmówić. Znowu zaprowadził mnie na środek parkietu, cały czas patrząc mi prosto w oczy. Uniósł swoje ręce i pewny siebie zaczął prowadzić. Muzyka popłynęła sama nie wiem skąd. W pewnym momencie zatrzymał się i podszedł do mnie. Atmosfera w pomieszczeniu stała się nie do wytrzymania. Z trudem łapałam oddech. Zrobiło mi się gorąco.  Serce biło z zawrotną szybkością. Czułam to napięcie między nami. Nie wiedziałam, co mam zrobić. W głowie szalało mi milion myśli.

***

 - No, może w końcu! – Brązowowłosa zapiszczała i usiadła rozentuzjazmowana na kanapie.
 - Tak, też już nie mogłem ich słuchać – przytaknął jej Lunatyk.
 - Nadal nie rozumiem, jak oni mogą się tak nawzajem ranić. W życiu nie widziałam, żeby ktoś się tak bardzo kochał! – powiedziała Mary i usiadła obok przyjaciółki.
 - Mam!
Z dormitorium chłopców wybiegł kolejny Huncwot. W górze trzymał wyciągniętą rękę, a w niej kawałek pergaminu.
 - Nareszcie! Dawaj! – Dorcas usiadła wyprostowana.
Black podszedł do stolika, kucnął przy nim i rozłożył pergamin z czułością.
 - Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – szepnął.
Na kartce zaczęły pojawiać się linie i kropki.
 - Tu są – szepnął Remus, wskazując jakiś punkt na mapie.
 - Och! Nadal są w sali prób! – pisnęła Dorcas. – Pewnie tańczą! Spójrzcie!
 - Tak, pewnie tak - szepnął Syriusz, patrząc na poruszające się kropki.
 - O jejku, jejku! Jak ja bym chciała tam być! Ciekawa jestem, co oni tam robią! – piszczała przejęta.
 - Jak to co? Na pewno się całują! – powiedziała blondwłosa, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
 - O nie! - Usłyszeli niepokojący szept Remusa.
 - Co jest, stary?
Black z niepokojem rozejrzał się po pokoju wspólnym. Nikogo w nim nie było. Remus bez słowa wskazał na zbliżającą się do sali prób kropkę.
 - Musimy ją zatrzymać! – krzyknęła Dorcas i zerwała się z kanapy.

***

 Jeżeli nikt nam nie przeszkodzi, to dam się ponieść chwili, pomyślałam. Patrzył na mnie wyczekująco. Zamknęłam oczy. Czułam, że się zbliża. Westchnęłam cichutko. Ujął moją twarz w swoje dłonie. Moje powędrowały na jego brzuch. Oboje tego chcieliśmy. Uniosłam jedną rękę tak, że wylądowała na jego sercu. Czułam, jak bije. Szaleńczo. Niemalże słyszałam, jak krzyczy z radości i podniecenia. Każde z nas wiedziało, że to całe napięcie, te kłótnie i awantury były niepotrzebne. Czułam już, jak jego włosy delikatnie łaskoczą mnie w czoło. Wiedzieliśmy, że... Jego oddech... Taki szybki i tak blisko... Już prawie czułam jego wargi na swoich...
 - Tu jesteś, Jam... Och! - Ktoś gwałtownie otworzył drzwi.
Odskoczyłam od niego zmieszana. Spojrzał na mnie z żalem. Chwilę później oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi.
 - Co ty tu robisz? – zapytałam przez ściśnięte gardło.
 - Byłam umówiona z Jamesem - powiedziała dumnie, krzyżując ręce na piersi.
Spojrzałam na niego pytająco. Spuścił głowę. Nie odpowiedział.
 - Nie wierzę - szepnęłam.
Wyrwałam się z jego objęć i niemalże w biegu chwyciłam swoją torbę.
 - Proszę cię - szepnął i chwycił mnie za rękę. – To nie tak!
 - A jak? – zapytałam bliska płaczu.
 - To jest tylko moja koleżanka! – powiedział z desperacją.
  - Na Merlina! A ja znowu gotowa byłam ci uwierzyć! – krzyknęłam wściekła i ruszyłam w stronę drzwi.            - Lily! To naprawdę nie tak! – wołał za mną, ale ja ruszyłam biegiem do pokoju wspólnego.

***


 - Dorcas! Już za późno! – Syriusz chwycił ją w pasie.
 - Nie pozwolę jej! Nie może im znowu przeszkodzić! – Dziewczyna nie przestawała się wyrywać.
 - Wraca! - Usłyszeli.
Z nadzieją odwrócili się w stronę stołu, przy którym siedziała dwójka ich przyjaciół.
 - Razem? – zapytała niepewnie.
Chłopak nie odpowiedział, tylko wpatrywał się z dziwną intensywnością w pergamin leżący przed nim.
 - To nie może być prawda - szepnęła bliska łez.

***

 - Po co tu przyszłaś? – zapytał chłodno, odwracając się w jej stronę. Spojrzała na niego dziwnie. Podeszła dumnie do ławki. Stukot jej butów odbijał się echem po pomieszczeniu. Założyła nogę na nogę i wpatrywała się w niego z tajemniczym uśmiechem. – Czego chcesz?
 - Ciebie – powiedziała z błyskiem w oku.
 - Rozmawialiśmy już na ten temat - powiedział zrezygnowanym tonem.
 - Owszem. I wygląda na to, że ona ciebie nie chce. Przestań wreszcie za nią latać - szepnęła i założyła kosmyk blond włosów za ucho.
Chłopaka przeszył lekki dreszcz. Uwielbiał, gdy to robiła. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
 - Nie mogę. Gdybyś nam nie przeszkodziła... - zaczął i zacisnął pięści.
Był wściekły. Widziała to. Podeszła do niego pomału.
 - Oboje wiemy, że do niczego by nie doszło - wyszeptała mu do ucha.
 - Skąd ty to możesz wiedzieć? – zapytał bezbarwnym tonem.
Miał problemy ze skupieniem się. Żadna dziewczyna tak na niego nie działała. No, może z wyjątkiem Evans. Lily w ogóle była inna. Lepsza i taka... wyjątkowa.
 - Och, James, ty głupi chłopczyku - powiedziała i musnęła wargami jego szyję.
Zamknął oczy.

***
               
 - Lily! 
Kiedy tylko przeszłam przez portret, podbiegła do mnie Dorcas i mocno do siebie przytuliła. Spojrzałam na przyjaciół siedzących przy stole. Zastanawiałam się, czy wie, co się wydarzyło. Rzuciłam Blackowi pytające spojrzenie, ale tylko wzruszył ramionami. Przeniosłam wzrok na Remusa. Siedział wpatrzony w...
 - Nie wierzę - szepnęłam i podeszłam do stolika.
Black, zmieszany, zaczął zwijać pergamin.
 - Lily - zaczęła Dorcas łamiącym się głosem.
 - Oddaj – powiedziałam do Blacka.
 - Lily, to nie jest dobry pomysł.
 - Oni tam są? – zapytałam bezbarwnie. Nie odpowiedział. – Oddaj - szepnęłam i wyciągnęłam rękę.
 - Nie – powiedział stanowczo.
 - Dawaj albo pożałujesz - syknęłam.
 - Co mi niby zrobisz? – powiedział buntowniczo.
 - Szlaban. – Uśmiechnęłam się drwiąco.
 - Kochanie...
 - Nie wtrącaj się, Dorcas – powiedział oschle Black. – Szlaban? Tylko na tyle cię stać?
Zagotowało się we mnie. Co takiego robi Potter, że Black nie chce mi oddać tego cholernego kawałka papieru?!
 - ODDAJ MI TO NATYCHMIAST! – ryknęłam. Dorcas podskoczyła. Mary patrzyła na mnie z przerażeniem. Syriusz nie zareagował. – Albo pożałujesz - syknęłam i wyciągnęłam różdżkę.
Chyba zrozumiał, że jestem gotowa na wszystko, bo bez słowa podał mi pergamin. Rozłożyłam go i wzrokiem zaczęłam szukać dwóch kropek.
 - Nie wierzę - szepnęłam, a po policzkach zaczęły płynąć mi łzy.
Nie mogłam oderwać od nich oczu. Były tak blisko siebie, że gdyby nie podpis „Marlena McKinnon”, myślałabym, że stoi tam sam.

5 komentarzy:

  1. W szkole pozwolili na TAKI(!?) taniec? To trochę... nierealne :>
    Ale rozdział ogólnie spoko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. zaraz porzygam się ze złości...

    OdpowiedzUsuń
  3. Lily zaczyna działać mi na nerwy

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak wspomniałam wcześniej: ,,Gdybym była w Twoim blogu zapie*doliłabym Marlenę :) " Pozdrawiam gorąco! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. z ciekawości sprawdziłam w wikipedii rumbę. wyczuwam cytaty... :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy