[muzyka]
- Lily! Nie mogę cię już słuchać! W kółko
tylko gadasz o tym, jakie nieszczęście cię spotkało, że musisz z nim tańczyć na
tym beznadziejnym balu!
- No jasne! A tobie oczywiście to nie
przeszkadza, bo tańczysz ze swoim Syriuszem! – prychnęłam wściekła.
- Przecież chciałaś iść z nim na ten bal, to
teraz masz powód! Nawet nie musisz się fatygować ani zgadzać na to, żeby być jego
parą! McGonagall zrobiła to za ciebie! Czy to nie idealna sytuacja, żeby
wszystko naprawić?! – zapytała zrezygnowana.
- Nie! I zrozum wreszcie, że Potter NIC dla
mnie NIE ZNACZY! – krzyknęłam i wyszłam z dormitorium, trzaskając drzwiami.
Jeszcze mi tego brakowało! Odkąd
zwierzyłam się dziewczynom z tego, co być może czuje do Pottera, znowu zaczęło
się gadanie w stylu „przestańcie się kłócić, tak bardzo do siebie pasujecie”.
- Cześć, kochanie. – Usłyszałam i aż
podskoczyłam.
- Czego chcesz? – zapytałam beznamiętnie.
- Dlaczego na mnie nie poczekasz? Przecież
mamy to robić razem – powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
- Słuszna uwaga – powiedziałam słodko. – A
zdajesz sobie sprawę, że to razem jest tylko i wyłącznie przez twoją arogancję
i bezczelność? Gdyby nie McGonagall...
- To co? – zapytał z uśmiechem.
- Nigdy w życiu bym z tobą nie zatańczyła! –
warknęłam.
- No i widzisz! Powinnaś się cieszyć, że
dzięki naszej kochanej pani profesor nie ominie cię taka przyjemność! Nie muszę
się nawet wysilać, żebyś szła ze mną na ten bal! – powiedział uradowany.
- A kto powiedział, że ja z tobą na niego idę?
– zapytałam.
Nagle wpadła mi do głowy genialna
myśl.
- No, tańczysz ze mną, więc to chyba
oczywiste, że ze mną pójdziesz – powiedział uradowany.
- Mylisz się. Owszem, mam z tobą zatańczyć,
ale nigdzie nie zostało powiedziane, że nie mogę iść z zupełnie kimś innym!
Aż klasnęłam w dłonie, widząc
jego zdezorientowaną minę.
- Ale... Ale Evans! Nie możesz mi tego zrobić!
– krzyknął desperacko.
- A co, zabronisz mi? – zapytałam zadziornie i
weszłam do Wielkiej Sali, zostawiając go na korytarzu.
***
- Jaki szatański plan znowu chodzi po tej
twojej główce? – zapytała Dorcas, zakładając buty.
- Żaden. Po prostu zrozumiałam, że taniec nie
oznacza, że muszę z nim na tą imprezę iść! – odparłam, podając Mary drugą
szpilkę.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego ona się tak
upiera przy jednakowych butach! – burknęła, patrząc na naszą nauczycielkę
tańca.
- Nie marudź! Ciesz się, że to buty, a nie
stroje! – stwierdziłam z uśmiechem.
- Racja! – powiedziała z szeroko otwartymi
oczami. – Lily! Zakładaj!
- Ale ja nie przepadam za takim obuwiem -
mruknęłam.
- Jak wszyscy, to wszyscy! – Mary podała mi
parę butów na wysokim obcasie, jak dla mnie za wysokim.
Niepewnie nałożyłam je na stopy.
- Chodź! – Uśmiechnęła się przyjaciółka i
podała mi dłoń, a ja chwyciłam ją.
- I jak się czujesz? – zapytała Dorcas ze
śmiechem.
- Bez przesady! Przecież to nie jest pierwszy
raz, kiedy założyłam szpilki! – burknęłam.
- Ale pierwszy raz, kiedy masz takie wysokie!
– Roześmiała się Mary.
- Co to za różnica? Buty to buty, nie? Kwestia
przyzwyczajania. Te są niecałe dwa centymetry wyższe od tamtych. – Wzruszyłam
ramionami.
- Cisza! – zarządziła kobieta.
Była niewiele starsza od nas.
Urodę miała podobną do Dorcas. Ciemnobrązowe włosy związała w zmysłowy kok, a
jej skóra miała lekko brązowy odcień. Nikt się nie odezwał. Wszyscy stali w nią
wpatrzeni.
- Witam. Nazywam się Joe. Profesor Dumbledore
prosił mnie, żebym nauczyła was tańczyć. Mam nadzieję, że nie będziecie tak
okropni jak zeszły rok.
- To w tamtym roku też tańczyli? – rzucił ktoś
z końca Sali.
- Oczywiście! – Kobieta uniosła brwi ze
zdziwienia. – Co roku odbywa się bal dla absolwentów. I zawsze uczniowie
otwierają go tańcem.
- Ekstra! – pisnęła jakaś szatynka.
- Czy to oznacza, że będziemy musieli
zatańczyć jeszcze raz pod koniec roku? – zapytał jakiś chłopak.
- Tak. Nie wiem, czy również rumbę, tak jak
teraz, ale na pewno będziecie tańczyć.
- A czy partner przypisany nam teraz, będzie
taki sam później?
Nie musiałam patrzeć, kto zadał
to pytanie.
- Uważam, że tak będzie dla was lepiej –
powiedziała kobieta, uważnie przyglądając się czarnowłosemu.
- Ekstra!
- O nie - westchnęłam zrezygnowana.
- Rumba to dosyć zmysłowy taniec –
powiedziała, patrząc to na mnie, to na Pottera. – Musimy naprawdę zaufać
partnerowi. Musimy mu pozwolić na to, żeby nas dotykał. To intymny, ale jakże
piękny taniec.
- Dotykał? – zapytałam z szeroko otwartymi
oczami.
- Tak. Lily, prawda? – zapytała, patrząc na
mnie uważnie.
- Skąd pani wie, jak mam na imię? –
wykrztusiłam zaskoczona.
- Profesor McGonagall mi powiedziała. To ty
masz za karę tańczyć z, jak mniemam, nim? – bardziej stwierdziła niż zapytała.
Oboje kiwnęliśmy głowami. – Wasz konflikt idealnie pasowałby do tanga. Szkoda,
że my będziemy uczyć się rumby - westchnęła.
- Nie pozwolę, żeby mnie dotykał! –
powiedziałam stanowczo.
- Rumba nazywana jest także tańcem miłości
lub tańcem namiętności – mówiła, chodząc po sali i patrząc na wszystkich
uważnie. Nie reagowała też na moje protesty. – I wchodzi w skład dziesięciu
tańców towarzyskich. Ciężar ciała musi być stale utrzymywany nad palcami stóp.
Chodzenie w tym tańcu odbywa się na nogach wyprostowanych w kolanach.
Zatrzymała się i spojrzała na
wszystkich figlarnie.
- Partnerka w rumbie kusi i wymyka się,
partner zaś prezentuje swą wybrankę i pozornie podejmuje jej grę. Pamiętajcie
jednak, drogie panie, że tak naprawdę to on prowadzi! – Roześmiała się
perliście.
Znikąd pojawił się wysoki i
przystojny chłopak. Był, tak jak instruktorka, mniej więcej w naszym wieku.
Wziął ją w ramiona i zaczęli tańczyć. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Wiedział
dokładnie, jaki ruch zamierza wykonać. Gonił ją, a ona go kusiła. Robiła to z
taką łatwością i tak lekko, że aż dech zapierało w piersi!
- Też tak potrafisz. - Usłyszałam cichy szept.
– Tylko mi pozwól.
- Zapomnij – warknęłam i odeszłam w drugi
koniec pomieszczenia.
- Tak to mniej więcej wygląda. Dziękuję ci,
Nathanielu – powiedziała dziewczyna, kłaniając się nisko.
Rozbrzmiały brawa.
- Takiego układu będziemy się uczyć? –
zapytałam osłupiała.
- Tak. Wiem, że wygląda na trudny, ale mamy
blisko dwa miesiące! Na pewno dacie radę – próbowała nas pocieszyć.
- Mam to tańczyć z NIM?
- Proszę dobrać się w pary! – powiedziała z
uśmiechem.
Nastąpiło małe zamieszanie.
Wykorzystała to i podeszła do mnie.
- Nie histeryzuj, kochanie. – Jej ton nie był
już taki słodki. – Zrobię z wami ten układ, czy ci się to podoba, czy nie. I
uwierz mi, że już niejedną taką parę jak wy doprowadziłam do mistrzostwa! –
syknęła i chwyciła mnie za łokieć. – Potter!
Czarnowłosy zadowolony z siebie
podszedł do nas.
- Chwyć partnerkę – zarządziła i wróciła na
środek. – Gotowi? – zapytała, kiedy wszyscy już się podzielili.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy -
powiedział rozanielony.
- Zamknij się! I nie próbuj żadnych sztuczek!
– warknęłam.
- Dobrze. Lewa noga troszkę do przodu. Partner
trzyma ramę! Partnerka zgina rękę. O tak! – powiedziała i razem z partnerem
zaprezentowali pozę.
Potter ujął mnie delikatnie i
spojrzał prosto w oczy. Zmieszałam się. Instruktorka chodziła i poprawiała
nasze ustawienia.
- Rewelacja – mruknęła, przechodząc obok nas.
- Nie próbuj... - szepnęłam.
- Żadnych sztuczek, wiem - powiedział lekko
znudzony. – Uwierz, że nie będę musiał.
- Dobrze! Wykonamy krok podstawowy. Wygląda on
tak – krzyknęła. – Raz, dwa, trzy, cztery. Proszę z nami. Raz, dwa, trzy,
cztery. Panno Meadowes, trzy, cztery. Tak dobrze! McDonald, nie oglądaj
paznokci tylko tańcz!
Chodziła po sali i dyrygowała.
Minęło dopiero piętnaście minut, a ja już czułam, że moje stopy odmawiają mi
posłuszeństwa.
- Stop! Dość! Przecież liczę! Pettigrew! Chwyć
ją pewniej! O, dokładnie! Teraz zaprezentujemy wam obrót.
Klasa jęknęła.
- Raz, dwa, trzy, cztery i... Obrót! –
zarządziła instruktorka.
Wszyscy na siebie powpadali.
Potter nadepnął mi na stopę.
- Uważaj! – krzyknęłam wściekła i zaczęłam ją
rozmasowywać.
Rozejrzałam się dookoła. Połowa
uczniów leżała na podłodze, a druga rozmasowywała stopy.
- Na Merlina - szepnęła zrezygnowana Joe – to
będzie trudniejsze niż myślałam.
***
Zleciały dwa tygodnie. Zielone
niegdyś liście pokryło złoto i czerwień. Słońce grzało z mniejszą
intensywnością. Nauki przybywało z każdym dniem, a wśród siódmoklasistów
słychać było pojękiwania. Doszło im kilka dodatkowych obowiązków. Mało, że
mieli nawał prac domowych, kółek pozalekcyjnych, treningi quidditcha, to
jeszcze dołożyli im taniec towarzyski! Panowie na wieść o tym, że jest to
taniec niemalże erotyczny, tańczyli z ochotą. Panie natomiast miały dosyć ich
natarczywości oraz... wysokich obcasów! Co druga narzekała już po pięciu
minutach prób!
Lekcje tańca odbywały się
codziennie. Joe narzekała, że są niezdarni i nie rozumieją, o co tak naprawdę w
tym tańcu chodzi. Nie pomagała wymiana partnerów, ani taniec z instruktorami.
Szło im masakrycznie źle.
- Zrozumcie! Bohaterką tego tańca jest
kobieta, emanująca erotyzmem, który przenika każdy jej ruch! Rumba to taniec
pełen zmysłowych gestów i wężowych ruchów całego ciała, to wręcz mini
przedstawienie! Używając wszystkich swoich wdzięków, tancerka uwodzi mężczyznę,
to patrzy mu w oczy, to znowu udaje, że go nie widzi, wzrokiem szuka innego, aby
wzbudzić zazdrość partnera, zniewolić go i całkowicie nad nim zapanować –
mówiła Joe, przybierając odpowiedni ton. Jamesa przeszedł dreszcz. Spojrzałam
na niego zaskoczona. – Kobieta, która tańczy rumbę, jest odważna i zmysłowa. –
Podeszła do swojego partnera i zaczęła się wokół niego wić. – Dodatkowo to
właśnie powinien podkreślać strój – powiedziała z błyskiem w oku.
- Strój? – zapytała podekscytowana Mary.
- Tak, ale na to przyjdzie jeszcze czas.
Najpierw, moi kochani, ćwiczymy! – klasnęła w dłonie. Wszyscy zajęli swoje
pozycje. – Zaczniemy od drugiego obrotu i podniesienia! Trzy, cztery i... Raz,
dwa...
Wszyscy ruszyli w rytm muzyki.
Potter przycisnął mnie do siebie. Zaczęliśmy krążyć po parkiecie. Nie patrzyłam
na niego. Błądziłam wzrokiem po innych parach.
- Próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość? –
Usłyszałam jego szept.
- Ani mi się śni! – warknęłam, patrząc na
niego z obrzydzeniem.
- Jak chcesz - powiedział z uśmiechem i
próbował wykonać podnoszenie.
Niestety, chwycił mnie
niewłaściwie. Jego ręka zjechała z mojej tali i wylądowała na pośladku.
- Potter! – krzyknęłam wściekła i uderzyłam go
z otwartej ręki.
- Nie chciałem przecież! – syknął wściekły,
rozmasowywując policzek.
- Mam dosyć waszej dwójki! – Przy nas pojawiła
się Joe. – Albo się dogadacie, albo ja was do tego zmuszę – syknęła.
Po raz pierwszy nie zatrzymała
muzyki.
- Nie ma szans na to, żebyśmy się dogadali!
Non stop wykorzystuje sytuacje! – warknęłam.
- Tak ci się wydaje? – zapytała, mrużąc oczy.
- Jestem tego pewna!
- Sprawdźmy – powiedziała nagle i, nie
czekając na moją reakcję, chwyciła rozanielonego Pottera za rękę i zaczęła z
nim tańczyć.
Patrzyłam na nich wściekła. Szło
im idealnie. Potter doskonale prowadził dziewczynę, a ona bawiła się z nim na
każdym kroku. Serce waliło mi jak szalone. Policzki spłonęły rumieńcem. Nagle
Joe spojrzała na mnie z satysfakcją i oplotła Pottera tak ciasno, że aż się we
mnie zagotowało! Kim ona jest, żeby tak się zachowywać?! A on?! Ślini się jak
jakiś pies! Wzroku nie mógł od niej oderwać.
- Pięknie! – syknęłam wściekła.
- Zazdrosna? – usłyszałam czyjś głos.
Odwróciłam się zaskoczona. Przy
mnie stał partner Joe.
- Nie – powiedziałam stanowczo.
Uśmiechnął się.
- Też to kiedyś przerabiałem – powiedział i
również zaczął wpatrywać się w parę.
- Co masz na myśli? – zapytałam, patrząc na
niego uważnie.
- Nienawidziliśmy się, a musieliśmy ze sobą
tańczyć. Trudne zadanie, ale tylko pomaga w nawiązaniu intymności – mówił, a ja
słuchałam go oczarowana.
- Ale jakoś wam się udało - powiedziałam
cicho.
- Tak. Właśnie przy rumbie. – Uśmiechnął się i
wyciągnął rękę. Chwyciłam ją niepewnie. Poprowadził mnie na środek. – Zamknij
oczy. Wyobraź sobie, że jesteśmy tu tylko we dwoje. Że nie ma nikogo innego.
Daj się ponieść. Posłuchaj siebie... - szeptał.
Zamknęłam oczy.
- Słuchaj muzyki...
Jej rytm zaczął mnie wypełniać.
Czułam ją całą sobą.
- Gotowa? – Usłyszałam jego szept.
Kiwnęłam głową i po prostu
zaczęłam tańczyć. Czułam się wspaniale. Wirowałam, kusiłam... Prowadził tak
fantastycznie i pewnie! W pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie. Poczułam
znany zapach... To ciepło...
Otworzyłam oczy przerażona.
Przede mną stał Potter. Rozejrzałam się zdezorientowana dookoła. Wszyscy na nas
patrzyli. Spłonęłam rumieńcem.
- Tylko mi pozwól - szepnął i uśmiechnął się.
Nie napierał.
Czekał na moją decyzję. Spojrzałam niepewnie na Joe, a później na Nathaniela.
Ten ostatni kiwnął głową z uśmiechem. Nabrałam pewności siebie. Spojrzałam w
oczy Potterowi... i po prostu się poddałam.
***
- Gdzie nauczyłeś się tak tańczyć? –
zapytałam, z trudem łapiąc oddech.
- Mojego taty siostra wyszła za mugola. Jego
siostra prowadzi szkołę tańca. Od małego kładli na mnie nacisk – powiedział z
uśmiechem między obrotami.
W pewnym momencie muzyka ucichła,
a on obrócił mnie i uniósł do góry. Oparłam swoje dłonie na jego barkach.
Patrzył mi w oczy. Oddychałam głęboko, żeby wyrównać oddech. Zaczął się obracać
wokół własnej osi, nadal trzymając mnie w górze. Pomału zniżał ręce. Stopami
dotknęłam parkietu. Wpatrywał się we mnie z taką intensywnością. Speszyłam się.
Chrząknęłam i odwróciłam się.
Miałam zamiar iść się czegoś napić. Próba już się skończyła. Joe i Nathaniel
jako ostatni opuszczali salę. Zrobiłam niecałe dwa kroki, kiedy chwycił mnie za
rękę i zaczął kręcić. Poddałam się. Uwielbiałam ten taniec! Nareszcie czułam
się w czymś naprawdę świetna! Zamknęłam oczy, rozkoszując się tą chwilą. Nie
wiem, jak to się stało. Poczułam jego usta na swoich. Otworzyłam oczy i
wściekła, po raz kolejny, uderzyłam go w twarz. Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Myślałem, że tego chcesz - szepnął.
- To nie myśl – warknęłam wściekła i chwyciłam
swoje rzeczy.
- Lily! - Usłyszałam jego błagalny ton.
- To tylko taniec, Potter! – krzyknęłam,
odwracając się w jego stronę. – To, że razem tańczymy, niczego między nami nie
zmienia!
- Jesteś pewna?
Zaczął iść w moją stronę. Był
zbyt pewny siebie. W mojej głowie tłukła się jedna myśl „Uciekaj!” Nogi odmówiły mi jednak posłuszeństwa. Były pod
działaniem jego orzechowych oczu.
- Nie widzisz, że między nami tworzy się to
„coś”? Dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że idealnie do siebie pasujemy? Nie
czujesz tego? – zapytał z lekkim żalem.
- Czego? – wykrztusiłam z trudem.
- Jak tańczę z tobą, serce bije mi mocniej,
krew szybciej krąży, a po całym ciele skaczą mi takie dziwne... iskry -
szepnął.
- Ja... - zaczęłam, ale uciszył mnie gestem.
Zdjął mi torbę z ramienia.
Odrzucił w bok. Chwycił moją dłoń. Nie potrafiłam mu odmówić. Znowu zaprowadził
mnie na środek parkietu, cały czas patrząc mi prosto w oczy. Uniósł swoje ręce
i pewny siebie zaczął prowadzić. Muzyka popłynęła sama nie wiem skąd. W pewnym
momencie zatrzymał się i podszedł do mnie. Atmosfera w pomieszczeniu stała się
nie do wytrzymania. Z trudem łapałam oddech. Zrobiło mi się gorąco. Serce biło z zawrotną szybkością. Czułam to
napięcie między nami. Nie wiedziałam, co mam zrobić. W głowie szalało mi milion
myśli.
***
- No, może w końcu! – Brązowowłosa zapiszczała
i usiadła rozentuzjazmowana na kanapie.
- Tak, też już nie mogłem ich słuchać –
przytaknął jej Lunatyk.
- Nadal nie rozumiem, jak oni mogą się tak
nawzajem ranić. W życiu nie widziałam, żeby ktoś się tak bardzo kochał! –
powiedziała Mary i usiadła obok przyjaciółki.
- Mam!
Z dormitorium chłopców wybiegł
kolejny Huncwot. W górze trzymał wyciągniętą rękę, a w niej kawałek pergaminu.
- Nareszcie! Dawaj! – Dorcas usiadła
wyprostowana.
Black podszedł do stolika, kucnął
przy nim i rozłożył pergamin z czułością.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś
niedobrego – szepnął.
Na kartce zaczęły pojawiać się
linie i kropki.
- Tu są – szepnął Remus, wskazując jakiś punkt
na mapie.
- Och! Nadal są w sali prób! – pisnęła Dorcas.
– Pewnie tańczą! Spójrzcie!
- Tak, pewnie tak - szepnął Syriusz, patrząc
na poruszające się kropki.
- O jejku, jejku! Jak ja bym chciała tam być!
Ciekawa jestem, co oni tam robią! – piszczała przejęta.
- Jak to co? Na pewno się całują! –
powiedziała blondwłosa, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem.
- O nie! - Usłyszeli niepokojący szept Remusa.
- Co jest, stary?
Black z niepokojem rozejrzał się
po pokoju wspólnym. Nikogo w nim nie było. Remus bez słowa wskazał na
zbliżającą się do sali prób kropkę.
- Musimy ją zatrzymać! – krzyknęła Dorcas i
zerwała się z kanapy.
***
Jeżeli
nikt nam nie przeszkodzi, to dam się ponieść chwili, pomyślałam. Patrzył na
mnie wyczekująco. Zamknęłam oczy. Czułam, że się zbliża. Westchnęłam cichutko.
Ujął moją twarz w swoje dłonie. Moje powędrowały na jego brzuch. Oboje tego
chcieliśmy. Uniosłam jedną rękę tak, że wylądowała na jego sercu. Czułam, jak
bije. Szaleńczo. Niemalże słyszałam, jak krzyczy z radości i podniecenia. Każde
z nas wiedziało, że to całe napięcie, te kłótnie i awantury były niepotrzebne.
Czułam już, jak jego włosy delikatnie łaskoczą mnie w czoło. Wiedzieliśmy,
że... Jego oddech... Taki szybki i tak blisko... Już prawie czułam jego wargi
na swoich...
- Tu jesteś, Jam... Och! - Ktoś gwałtownie
otworzył drzwi.
Odskoczyłam od niego zmieszana.
Spojrzał na mnie z żalem. Chwilę później oboje spojrzeliśmy w stronę drzwi.
- Co ty tu robisz? – zapytałam przez ściśnięte
gardło.
- Byłam umówiona z Jamesem - powiedziała
dumnie, krzyżując ręce na piersi.
Spojrzałam na niego pytająco.
Spuścił głowę. Nie odpowiedział.
- Nie wierzę - szepnęłam.
Wyrwałam się z jego objęć i
niemalże w biegu chwyciłam swoją torbę.
- Proszę cię - szepnął i chwycił mnie za rękę.
– To nie tak!
- A jak? – zapytałam bliska płaczu.
- To jest tylko moja koleżanka! – powiedział z
desperacją.
- Na
Merlina! A ja znowu gotowa byłam ci uwierzyć! – krzyknęłam wściekła i ruszyłam
w stronę drzwi. - Lily! To
naprawdę nie tak! – wołał za mną, ale ja ruszyłam biegiem do pokoju wspólnego.
***
- Dorcas! Już za późno! – Syriusz chwycił ją w
pasie.
- Nie pozwolę jej! Nie może im znowu
przeszkodzić! – Dziewczyna nie przestawała się wyrywać.
- Wraca! - Usłyszeli.
Z nadzieją odwrócili się w stronę
stołu, przy którym siedziała dwójka ich przyjaciół.
- Razem? – zapytała niepewnie.
Chłopak nie odpowiedział, tylko
wpatrywał się z dziwną intensywnością w pergamin leżący przed nim.
- To nie może być prawda - szepnęła bliska
łez.
***
- Po co tu przyszłaś? – zapytał chłodno,
odwracając się w jej stronę. Spojrzała na niego dziwnie. Podeszła dumnie do
ławki. Stukot jej butów odbijał się echem po pomieszczeniu. Założyła nogę na
nogę i wpatrywała się w niego z tajemniczym uśmiechem. – Czego chcesz?
- Ciebie – powiedziała z błyskiem w oku.
- Rozmawialiśmy już na ten temat - powiedział
zrezygnowanym tonem.
- Owszem. I wygląda na to, że ona ciebie nie
chce. Przestań wreszcie za nią latać - szepnęła i założyła kosmyk blond włosów
za ucho.
Chłopaka przeszył lekki dreszcz.
Uwielbiał, gdy to robiła. Uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Nie mogę. Gdybyś nam nie przeszkodziła... -
zaczął i zacisnął pięści.
Był wściekły. Widziała to.
Podeszła do niego pomału.
- Oboje wiemy, że do niczego by nie doszło -
wyszeptała mu do ucha.
- Skąd ty to możesz wiedzieć? – zapytał
bezbarwnym tonem.
Miał problemy ze skupieniem się.
Żadna dziewczyna tak na niego nie działała. No, może z wyjątkiem Evans. Lily w
ogóle była inna. Lepsza i taka... wyjątkowa.
- Och, James, ty głupi chłopczyku -
powiedziała i musnęła wargami jego szyję.
Zamknął oczy.
***
- Lily!
Kiedy tylko przeszłam przez
portret, podbiegła do mnie Dorcas i mocno do siebie przytuliła. Spojrzałam na
przyjaciół siedzących przy stole. Zastanawiałam się, czy wie, co się wydarzyło.
Rzuciłam Blackowi pytające spojrzenie, ale tylko wzruszył ramionami.
Przeniosłam wzrok na Remusa. Siedział wpatrzony w...
- Nie wierzę - szepnęłam i podeszłam do
stolika.
Black, zmieszany, zaczął zwijać
pergamin.
- Lily - zaczęła Dorcas łamiącym się głosem.
- Oddaj – powiedziałam do Blacka.
- Lily, to nie jest dobry pomysł.
- Oni tam są? – zapytałam bezbarwnie. Nie
odpowiedział. – Oddaj - szepnęłam i wyciągnęłam rękę.
- Nie – powiedział stanowczo.
- Dawaj albo pożałujesz - syknęłam.
- Co mi niby zrobisz? – powiedział
buntowniczo.
- Szlaban. – Uśmiechnęłam się drwiąco.
- Kochanie...
- Nie wtrącaj się, Dorcas – powiedział oschle
Black. – Szlaban? Tylko na tyle cię stać?
Zagotowało się we mnie. Co
takiego robi Potter, że Black nie chce mi oddać tego cholernego kawałka
papieru?!
- ODDAJ MI TO NATYCHMIAST! – ryknęłam. Dorcas
podskoczyła. Mary patrzyła na mnie z przerażeniem. Syriusz nie zareagował. –
Albo pożałujesz - syknęłam i wyciągnęłam różdżkę.
Chyba zrozumiał, że jestem gotowa
na wszystko, bo bez słowa podał mi pergamin. Rozłożyłam go i wzrokiem zaczęłam
szukać dwóch kropek.
- Nie wierzę - szepnęłam, a po policzkach
zaczęły płynąć mi łzy.
Nie mogłam
oderwać od nich oczu. Były tak blisko siebie, że gdyby nie podpis „Marlena
McKinnon”, myślałabym, że stoi tam sam.
W szkole pozwolili na TAKI(!?) taniec? To trochę... nierealne :>
OdpowiedzUsuńAle rozdział ogólnie spoko :D
zaraz porzygam się ze złości...
OdpowiedzUsuńLily zaczyna działać mi na nerwy
OdpowiedzUsuńTak jak wspomniałam wcześniej: ,,Gdybym była w Twoim blogu zapie*doliłabym Marlenę :) " Pozdrawiam gorąco! ;*
OdpowiedzUsuńz ciekawości sprawdziłam w wikipedii rumbę. wyczuwam cytaty... :)
OdpowiedzUsuń