[
muzyka]
Wpatrywała
się w niego z lekkim przerażeniem. Nie była pewna, czy nadal ma wszystko pod
kontrolą. Nie wiedziała, czy to wszystko podąża w kierunku, w którym chciała,
aby zmierzało. Stali naprzeciwko siebie, a powietrze dookoła nich zgęstniało.
Miała wyraźne trudności z oddychaniem, a w dodatku nie bardzo wiedziała, gdzie
ma uciec i czy w ogóle chce. Jego czarne oczy wpatrywały się w nią z taką
intensywnością, że aż zaschło jej w ustach. W głowie Lily była totalna pustka i
nie miała zielonego pojęcia, jak powinna się zachować.
- Nie twoja sprawa – wychrypiała w końcu, a on
przez chwilę musiał się zastanowić, o czym mówi.
W
końcu zrozumiał, że to odpowiedź na jego pytanie i uśmiechnął się drwiąco,
jednak nic nie powiedział. Nie wiedząc czemu, poczuła, jak zalewa ją fala
wściekłości. Był draniem. Cholernym draniem, który mówił i robił to wszystko,
aby udowodnić jej, że jest taka sama jak te wszystkie dziewczyny, które już
omotał.
- Na tej krótkiej liście na pewno nie
odnajdziesz swojego nazwiska, Black – syknęła, a on uśmiechnął się szyderczo.
Jedną
rękę mocniej zacisnął na jej dłoni, upewniając się, że na pewno nie ucieknie, a
drugą łagodnie położył na jej talii. Opuszkami palców zaczął wodzić po jej
plecach, co jakiś czas sprawiając, że przechodził ją dreszcz.
- Nie wydaje mi się – szepnął, a jego ręka
zjechała po pośladku i zatrzymała się na nieokrytym tuniką udzie.
Miejsca,
po których krążyły jego palce, paliły niemiłosiernie. Stłumiła w sobie chęć
przymknięcia oczu. Zamiast tego utkwiła w nim swoje roziskrzone tęczówki, a
przez jej głowę przeleciało kilka obrazów, sytuacji z ostatnich kilkunastu dni.
- Myślałeś kiedyś o tym, aby spróbować umówić
się z prawdziwą kobietą? – spytała tak nagle i niespodziewanie chłodno, że aż
zamrugał.
Opadła
aura erotyzmu, którą wytworzyli, a na jego twarzy wymalowana była wyraźna
dezorientacja.
- Co masz na myśli, mówiąc „z prawdziwą”?
- Bystrą. Wrażliwą. Inteligentną. Taką, która
potrafi wypowiedzieć sensowne i logiczne zdanie, a nie taką, która chichocze
jak idiotka i jedyne, co potrafi, to malowanie paznokci i inne tego typu
dyrdymały – warknęła delikatnie poirytowana.
- Starasz się w tym momencie obrazić Mary czy
raczej sugerujesz, że właśnie taką kobietą jest Dorcas? – spytał z bezczelnym
uśmiechem i przekręcił głowę, wpatrując się w nią z jeszcze większym
zainteresowaniem.
Prychnęła
poirytowana. Zrozumiał, że nie otrzyma odpowiedzi.
- Nie każde spotkanie musi być tak cholernie
przewidywalne i nudne jak spotkanie z tobą lub Dorcas.
- Ale może chociaż jedno? – spytała z ironią.
– Jeszcze chyba nigdy, poza Dorcas, rzecz jasna, nie widziałam, abyś potrafił
uwieść dziewczynę, której inteligencja sięgała poziomu powyżej oczekiwań.
Wiedziała,
że traci kontrolę. Zaczęła mówić rzeczy, których później mogła żałować, ale po
raz pierwszy w życiu nie miała zamiaru się powstrzymywać. Cały gniew, który
kumulowała w sobie od czasu tych urodzin, w końcu z niej uchodził. Nareszcie
wypowiadała to, co naprawdę myślała, a nie to, co uważała za słuszne.
- To nie rozmowa sprawia, że chcą się z tobą
przespać. To twoja śmieszna pozycja. Reputacja, na którą pracowałeś i którą
spieprzyła ci Dorcas. Wiecznie wolny, najprzystojniejszy huncwot! – prychnęła.
– Gdyby nie to, żadna nie zwróciłaby na ciebie uwagi.
- Wystarczy, że zwróci choć jedna, ta
najbardziej nieosiągalna – wyszeptał. – Ta, która nigdy w życiu nie przyzna się
do swoich cichych pragnień.
Zaniemówiła,
myśląc nad tym, co powiedział. Próbując zrozumieć sens każdej wypowiedzianej
literki i starając się zrozumieć, o co mu chodzi. A kiedy tak myślała, poczuła
na twarzy uderzenie gorąca, jakby stała przed otwartym piecem. Zacisnęła dłonie
w pięści i poczuła, że są mokre od potu. Chciała zaprzeczyć, wykrzyczeć mu, jak
bardzo się myli i jakim jest draniem. Ale kiedy tak patrzył na nią upartym,
wyzywającym spojrzeniem, musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Zdarzało się, że kiedy
obserwowała, jak Black podrywa te wszystkie piękne, ale jakże głupiutkie
dziewczyny, zastanawiała się, jak to jest być obiektem jego zainteresowania.
Chciała, aby i na nią spojrzał w taki sposób. I chociaż była na niego wściekła,
sam dotyk jego palców, splecionych z jej, obudził w niej pragnienia, za które
wściekała się na siebie.
Poczuła,
jak wszystko się zlewa – gniew iskrzący między nimi, przeszywające ją
spojrzenie jego czarnych oczu. Serce zaczęło jej bić ciężko i mocno, nie chcąc
pompować do mózgu dostatecznej ilości krwi, aby mogła się bronić przed tym
porażającym uczuciem. Światło zdawało się rozmywać to, na co patrzyła. Pokój
stawał się niewyraźny, aż w końcu widziała tylko kpiące spojrzenie jego
czarnych oczu.
Nie
odezwała się. Bo i co miałaby mu odpowiedzieć? Ponownie mu się udało. Zbił ją z
piedestału i pokazał, jak bardzo krucha jest jej przewaga. Na kilkanaście
sekund opanowała sytuację, a on zniszczył to wszystkim jednym, jakże
prymitywnym zdaniem. Najrozsądniejszym wyjściem było pozostawić to bez
komentarza i udać się do dormitorium. Rano podniosą się z łóżek, a temat umrze
śmiercią naturalną. Nigdy więcej żadne z nich nie będzie na tyle nierozsądne,
aby poruszyć go ponownie. Właśnie dlatego delikatnie szarpnęła ręką i starała
się wyswobodzić z jego uścisku, ale wtedy wydarzyło się coś, co kompletnie
zburzyło jej trzeźwe myślenie.
Objął
ją mocno w talii, przyciągając do siebie, i przycisnął usta do jej warg. Przez
chwilę nie mogła pojąć, co się dzieje. Trwała oszołomiona i bezwolna. Czuła, że
kręci jej się w głowie z niedowierzania. Jej mózg, nie wiedząc, co się dzieje,
nie reagował, co pozwoliło Blackowi przesunąć dłoń po jej plecach i ująć za
kark. Całował ją długo i mocno, wpijając się w jej usta, aż w końcu nie mogła
złapać tchu. Jej umysł był tak zamglony, że dopiero po kilku sekundach oderwała
gwałtownie głowę.
- Co ty, do cholery, robisz?
- To, o co mnie prosiłaś.
- Prosiłam? Odbiło ci?!
- Jeśli tak – powiedział, dysząc – to mnie
powstrzymaj.
Zamknął
jej usta kolejnym pocałunkiem. Zrobił krok do przodu, potem następny i jeszcze
jeden, aż w końcu dotarli do jednej z kanap, ale zamiast na nią opaść,
przyciągnął ją mocniej do siebie. Bez zbytniego przekonania próbowała się
wyrwać, ale on nie przestawał. Całował ją, aż pokój ponownie zaczął wirować.
Powstrzymaj
go, huczało jej w głowie. Powstrzymaj, powstrzymaj...
Jednak
nie przeszła od słów do czynów. Wiedziała, że w Syriuszu drzemie coś z Blacków,
że jest wyrachowany i zimny, a przede wszystkim ma ową charakterystyczną
pewność siebie i zdolność do wynoszenia siebie ponad innych tylko dlatego, że
nazywa się Black. Owszem, było w nim również coś takiego, co nie pasowało do
starej, czystokrwistej rodziny. Potrafił dać innym coś zupełnie
bezinteresownie, ale teraz ponownie zobaczyła w nim to, czego nie przeczuwała.
Coś, czego nie dało się opanować. I coraz bardziej ją to podniecało. Coś, co
chciała poczuć raz jeszcze od tego feralnego pocałunku dawno temu.
Miał
rację. Mogła go odepchnąć bardziej stanowczo, mogłaby się wyrwać, krzyknąć lub
nawet kopnąć z całej siły, żeby od razu padł, ale teraz, kiedy jej ukryte
fantazje, przed którymi tak długo się broniła, stawały się rzeczywistością,
chciała tylko zatopić się w jego pocałunku. Wiedziała, że nic do niej nie
czuje. Całował, żeby ją uciszyć, żeby coś jej udowodnić. Wiedziała, że jeżeli
tego nie powstrzyma, już zawsze będzie żałować. Ale ona nie chciała go
powstrzymywać...
Czuła,
jak jego ręka żałośnie przytrzymuje jej kark, jakby się bał, że lada moment mu
ucieknie. Druga natomiast ponownie zjechała z pleców, podciągnęła delikatny
materiał i wylądowała na jej nagim udzie. Drgnęła tak, jakby jego dłoń była z
ognia. Przesunął dłoń wyżej, wpatrując się w nią z pożądaniem, tak pierwotnym i
silnym, że ją paraliżowało. Doszedł do końca jej uda, a ona zadrżała z rozkoszy
pod jego dotykiem. Wstrzymała oddech, czekając rozpaczliwie na jego dotyk i
równocześnie przeklinając się za to. A kiedy wsunął palce pod krawędź jej
majtek, uśmiechnął się z triumfem. Jęknęła delikatnie, doskonale zdając sobie
sprawę z tego, co odkrył. Była rozgrzana i wilgotna z pożądania.
Przez
trzydzieści długich sekund stali i wpatrywali się w siebie z dziką
intensywnością. Zbici z tropu, nie wiedząc, co dalej zrobić z tym, do czego już
doszli. Oddech pomału się wyrównywał, dłoń powróciła na plecy, ale serce nadal
biło z zawrotną prędkością. I chociaż starała się, aby jej twarz nie wyrażała
kompletnie niczego, to nie mogła wyrzucić błagającego głosiku ze swojej głowy,
aby zrobił coś, zanim będzie za późno... Nim aura do reszty się zepsuje, a oni
udadzą się do łóżek i prawdopodobnie już nigdy nie spróbują siebie nawzajem.
Ale minuty ciągnęły się w nieskończoność, a on tylko stał, patrząc na nią z
delikatnym niedowierzaniem i zaskoczeniem. Myślał gorączkowo nad tym, czy
powinien wykonać kolejny krok. I wtedy westchnęła. Tak cicho i delikatnie, że z
trudem to zanotował. Wyplotła się z jego uścisku i starannie poprawiła
sukienkę.
Dał
jej kolejne trzydzieści sekund, a później, najdelikatniej jak tylko potrafił,
ujął jej podbródek i złożył nieśmiały pocałunek na jej wargach. Przyjęła
zaproszenie, a więc poprawnie odczytał znaki, które mu wysłała. Uniósł obie
dłonie i otoczył nimi jej twarz. Ręce Lily natychmiast rozpoczęły wędrówkę po
plecach.
Jak
wielkie było jego zaskoczenie, kiedy jako pierwsza pochwyciła guzik jego
koszuli, a później następny i kolejny. Pchnął ją delikatnie, a ona zachwiała
się niebezpiecznie i, straciwszy równowagę, opadła na kanapę i spojrzała na
niego z wyraźnym zaskoczeniem. Rozpiął ostatnie trzy guziki swojej koszuli, a
następnie odrzucił ją na jeden z foteli i opadł na kanapę tuż obok niej. Jego
usta ponownie odnalazły jej rozgrzane wargi. Ułożyła się wygodniej, opierając
głowę o jeden z podłokietników. Jego usta ześliznęły się po jej policzku i
wylądowały na karku. Odchyliła głowę, jęcząc w duchu, aby nie przestawał.
Przesuwał ustami po jej gładkim ciele, aż znalazł miejsce, w którym szyja
przechodzi w ramię i... ugryzł ją. Wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej ciało
wygięło się delikatnie pod wpływem tej niespodziewanej pieszczoty. Jednocześnie
w jej pocałunku pojawił się pośpiech i niespotykana dotąd zachłanność.
Jego
usta nadal błądziły po szyi i dekolcie dziewczyny, ręce natomiast zsunęły się
po jej ciele, chcąc dotrzeć do ud. Nie chciała przerwać pocałunku, bojąc się,
że w momencie, kiedy ich usta oderwą się od siebie, cała magia ponownie
pryśnie. Nie chciała znaleźć się w sytuacji, w której zrywa się z kanapy i
biegnie do sypialni jak speszona dziewczynka. Chciała, aby ta chwila trwała.
Właśnie dlatego mocno wpiła się w jego usta i pomału się unosiła, idąc w ślady
za jego ciałem, a kiedy poczuła, jak jego palce chwytają delikatny materiał,
uniosła pośladki, umożliwiając mu tym samym wykonanie kolejnego kroku.
Ręce
delikatnie mu drżały, kiedy mocniej zacisnął palce na sukience i powoli, z
rozwagą zaczęły unosić materiał ku górze. Jednocześnie wytężył zmysły,
oczekując nagłego sprzeciwu z jej strony. Wiedział, że ten krok jest
najtrudniejszy. Może przyjść nagłe opanowanie, a wtedy nie będzie w stanie
przywrócić tej niesamowitej aury. Przez chwilę w jego głowie pojawił się alarm.
Właśnie sięgnął po coś, co było cholernie zakazanym owocem, a w dodatku wcale
się z tym nie kryli. Znajdowali się przecież w pokoju wspólnym. W każdej chwili
ktoś może tu wejść i ich nakryć. Może zepsuć wszystko, bez pytania ładując się
pomiędzy nich.
Jednak
nie był w stanie zastanawiać się nad tym dłużej. Niebieska sukienka, którą
miała na sobie, opadła na dywan tuż koło nich, odkrywając to, co do tej pory
mógł sobie jedynie wyobrażać. Małe, ale idealnie ukształtowane piersi.
Wspaniały, delikatny brzuch z idealnym wcięciem. I biodra, przez które
aktualnie przebiegały cieniutkie paseczki od jej czarnej, koronkowej bielizny.
Jęknął z zachwytu, a ona spłonęła rumieńcem i delikatnie się spięła.
Pocałował
ją, długo i głęboko, tak, że oboje stracili oddech. Wsunął dłonie pod jej ciało
i dotarł do zapięcia od stanika, uwalniając tym samym jedwabiste piersi. Szybko
odrzucił na bok niepotrzebny fragment ubrania i niemalże natychmiast zamknął je
w swoich dłoniach. Wciągnął powietrze i przesunął usta do ich wierzchołka, ssąc
chciwie sutek i torturując go językiem. Wydała z siebie cichy, zduszony jęk, a
on wiedział już, że jest jego. Przez chwilę w jego głowie pojawiła się
ciekawość, czy taką samą rozkosz daje jej James, ale szybko wyrzucił to
gdybanie ze swojego umysłu. Zjechał dłońmi niżej i pewnym ruchem, niemalże
niezauważalnie, zsunął jej majtki. Przesunął się delikatnie i wśliznął między
jej kolana. Powoli pochylił się i musnął ustami wewnętrzną część jej uda.
Wstrzymała oddech i delikatnie się spięła. Uśmiechnął się delikatnie i
przesunął usta odrobinę w górę, przyzwyczajając ją do owego dotyku i chcąc się
upewnić, że zdaje sobie sprawę z tego, że zmierza do jej najbardziej intymnego
miejsca. Kiedy poczuł, że się wyluzowała, a jej oddech przyspieszył, przesunął
usta o kolejne trzy milimetry, jednocześnie kładąc dłoń na jej wzgórku łonowym
i zagłębiając palce. Przeciągły jęk, który wyrwał się z jej ust, doprowadził go
niemalże do obłędu. Z trudem opanował chęć wejścia w nią i zaspokojenia
własnych potrzeb. Chciał jej kosztować. Tak długo i intensywnie, jak tylko
będzie mógł. Nie miał przecież pojęcia czy i kiedy nadarzy się kolejna tego
typu okazja.
Delikatnie
przygryzł skórę na jej udzie. Z satysfakcją przyjął jej wygięte w łuk ciało,
które drgnęło gwałtownie. Wstrzymała oddech, kiedy jego usta odnalazły jej
kobiecość. Wysunął palce, a językiem zatoczył delikatne kółko, nasłuchując
jednocześnie. Wiła się pod nim, błagając tym samym, aby nie przestawał i ponaglając
delikatnie. Przesunął koniuszkiem języka wzdłuż jej łechtaczki, a następnie
oderwał go i wsunął w centrum tylko po to, aby ponownie powrócić do
poprzedniego ruchu. Wydała z siebie zduszony okrzyk, a jej dłonie odnalazły
jego głowę. Wsunęła palce pomiędzy jego włosy i zacisnęła. Odgięła głowę do
tyłu i rozchyliła usta w niemym krzyku rozkoszy. Wsunął w nią dwa palce, nie
przestając jednocześnie tańczyć językiem w najbardziej wrażliwym miejscu.
Uśmiech triumfu wykrzywił jego twarz w momencie, kiedy zadrżała pod nim i
wydała z siebie przeciągły okrzyk rozkoszy.
Leżała
na kanapie i oddychała głęboko, chcąc opanować targające nią emocje. Jeszcze
nigdy, przenigdy nie czuła czegoś takiego. Uwolnił ją od swojego dotyku, a ona
wydała z siebie delikatny jęk zawodu. Odszukał wargami jej ust i pocałował
delikatnie. Oddała go z niesamowitą namiętnością, na nowo wprawiając ich w
atmosferę pożądania. Był lekko zaskoczony, kiedy przysiadła na kapie, wyplątała
dłonie z jego włosów i przesunęła je na klatkę piersiową. Jej dotyk spowodował
dreszcz rozbudzający na nowo jego ciało. Zamknął oczy i pocałował ją, a kiedy
jęknęła delikatnie, z trudem mógł łapać powietrze. Przesuwał ręce po jej nagim
ciele, po raz kolejny odkrywając jej fantastyczne walory. Słyszał jej urywany oddech,
a jego dłonie ponownie poruszały się po jej plecach, zjeżdżając w dół.
Delikatnie przygryzła jego kark, powodując, że sparaliżowała go nagła fala
rozkoszy. Zauważyła to i zaczęła krążyć językiem wzdłuż jego szyi, docierając
do ucha, które przygryzła delikatnie.
O
kurwa, przemknęło mu przez głowę, a następnie osunął się w nicość, kiedy poczuł
jej ręce siłujące się z rozporkiem. Jego pocałunek stał się dziki i zachłanny.
Pomógł jej, zrzucając z siebie spodnie, a tuż po nich bokserki, a następnie w
zniecierpliwieniu pochwycił jej dłoń i poprowadził do swojej męskości. Dotyk
jej delikatnej skóry sprawił, że przestał oddychać. Zacisnął oczy i usta,
odchylił głowę do tyłu i poddał się rozkoszy. Powoli zaczęła ruszać dłonią w
górę i w dół po całej jego długości, dostosowując siłę nacisku do jego
nierównego oddechu. W końcu zebrała w sobie odwagę i zamknęła usta na jego
główce, powodując tym samym, że z jego ust wydobył się urwany, świszczący
dźwięk. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Błądziła językiem po delikatnej skórze,
robiła kółka, ósemki, a później ponownie wzdłuż jego długości. Chciała mu dać
taką przyjemność, jaką on dał jej.
Nagle
chwycił ją mocno za ramiona i przyciągnął do siebie, dysząc ciężko i niemalże w
ostatniej chwili przerywając to niesamowite doznanie. Wbił swoje usta w jej
wargi i złączył ich w dzikim, namiętnym pocałunku. Zniknęła delikatność i
ostrożność. Zatracali się w miłosnym uniesieniu. Dotyk stał się bardziej
natarczywy, a pocałunek jeszcze bardziej głęboki. Poruszyła niespokojnie biodrami,
pozwalając, by się w nią wbił.
O
kurwa!
Zacisnął
powieki, głośno jęcząc. Podniosła się, prawie go wypuszczając, aby po chwili
ponownie na niego opaść. Zaczęła rytmicznie się poruszać, stopniowo
przyspieszając, aż w końcu jej ruchy były mocne, szybkie i pewne. Odchyliła
głowę do tyłu, a jej spojrzenie stało się błędne. Najpierw zaczerwienił się jej
dekolt, a później ogromne rumieńce pojawiły się na policzkach. Nie przestając
się poruszać, zacisnęła powieki i zatraciła się w swoich doznaniach.
Po
paru sekundach fala nieopisanej rozkoszy uderzyła go z ogromną siłą. Chwycił ją
za uda i zaczął poruszać biodrami, wbijając się w nią, gdy na niego opadała.
Drgał pod wpływem pulsowania przeszywającego go z rozkoszą. Odrzuciła głowę,
zaciskając dłonie na jego ramionach z dziką siłą. I nagle wydała z siebie cichy
szloch ulgi i spełnienia, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Runęła na kanapę,
dysząc ciężko. Rude pasma opadły na jej twarz, ale nie próbowała ich odgarnąć.
Patrzył
na nią zdezorientowany i wyraźnie zaskoczony. Nie mógł uwierzyć w to, co
wydarzyło się przed chwilą. Po raz pierwszy zobaczył ją w takim wydaniu. Dziką
i nieposkromioną. Szaloną i zdolną do rzeczy, o które przenigdy by jej nie
podejrzewał. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie ona dała mu taką rozkosz, jakiej
nie dała mu żadna dziewczyna, z którą do tej pory był. Miejsca, w których
dotknęła go swoimi wargami, wręcz paliły. Patrzył z otępieniem na jej
delikatnie rozchylone usta i falującą klatkę piersiową. Na jej kształtne piersi
i sterczące sutki, a do jego głowy dotarło, że była kobietą, z którą mógłby
spędzić resztę swoich dni. Dla której mógłby porzucić życie wiecznego huncwota
i ustatkować się...
Jej
klatka piersiowa unosiła się w łagodnym, równomiernym oddechu. Malinowe usta
były rozchylone, a zielone oczy wpatrywały się w niego z zaciekawieniem.
Poczuł, jak na nowo ogarnia go podniecenie. Miał przeogromną ochotę ponownie
zasmakować jej ust i delikatnego ciała. Poczuł, jak budzi się w nim dzikie
pożądanie. Właśnie dlatego pochylił się i wpił w jej usta. Nie dbał o łagodność
i czułość. Przygryzł zębami jej wargi, a kiedy syknęła z bólu, wbijając
jednocześnie paznokcie w jego plecy, zaklął w duchu. Działała na jego zmysły
tak niesamowicie, że aż go to przerażało. Wystarczył najmniejszy pocałunek, najlżejszy
dotyk, a on niemalże szczytował. Odwzajemniła pocałunek z taką samą dzikością.
Jej paznokcie jeszcze mocniej wbiły się w jego plecy, przyciągając go tym samym
do siebie. Przylgnął do niej całym swoim ciałem. Czuł słodki nacisk jej piersi,
a z każdą sekundą tracił kontrolę. Otworzył oczy i spojrzał w jej roziskrzone
tęczówki. Zobaczył w nich pewność i pożądanie. Uśmiechnęła się delikatnie i
rozchyliła uda, a kiedy wszedł w nią bez uprzedzenia z nieposkromioną
zachłannością...
Znikąd
dotarł do niego ten charakterystyczny dźwięk. Skądś go znał i przez chwilę
musiał się zastanowić, a dźwięk stawał się coraz bardziej natarczywy,
wymieszany z cichym pojękiwaniem. Czuł jej wbijające się paznokcie i widział
odchyloną głowę. Rozchylone usta, z których wydobywał się urwany oddech. Był
coraz bliżej spełnienia, więc pogłębił i przyspieszył ruchy. Obraz się
rozmazywał. Przymknął oczy, a owy dziwny dźwięk się nasilił. Był niemalże
pewien, że takie samo brzmienie ma zniecierpliwione pstryknięcie palcami u
Lily. Wydał zduszony jęk, kiedy skórę pokryła gęsia skórka, a ciało, które było
pod nim, wygięło się w łuku i zadrżało delikatnie. Opadł na nią i odnalazł
swoimi ustami jej. Otworzył oczy i wyprostował się gwałtownie.
Lily
siedziała naprzeciwko niego w tej piekielnej niebieskiej sukience i z książką w
ręku. W wyrazie jej twarzy było jednak coś dziwnego. Zamrugał kilka razy, a
obrazy wymieszały się. Widział spoconą, zaczerwienioną twarz otoczoną rudymi
kosmykami, a kiedy otworzył oczy, nadal siedziała przed nim i patrzyła na niego
z wyraźnym niepokojem. Spojrzał szybko na kanapę, która aktualnie wyznaczała
bezpieczny dystans pomiędzy nimi. To wszystko było tak niesamowicie
realistyczne. Ponownie spojrzał na Rudą.
- Wszystko w porządku? – spytała
zaniepokojona.
Jej
głos był tak inny od tego, który słyszał przed chwilą.
- Tak, chyba tak – wyjąkał i rozejrzał się
dookoła.
Kilkanaście
osób przyglądało mu się z uwagą. Jego wzrok ponownie powrócił na kanapę.
Zamknął oczy i ponownie odnalazł ten wspaniały obraz. Jęknął cicho. Przysnął? A
może nie? Ile z tego wszystkiego zostało wypowiedziane, a ile wydarzyło się
tylko w jego głowie? Znów spojrzał z niepokojem na Rudą. Właśnie gramoliła się
z fotela. Kusa sukienka podwinęła się trzy centymetry, odkrywając udo.
Przełknął ślinę i odetchnął głęboko. Obserwował każdy jej najmniejszy ruch. Jak
odgarnia włosy, jak poprawia sukienkę, aż w końcu szepta cicho „dobranoc” i
kieruje się do swojego dormitorium. Kiedy go mijała, jej dłoń przez przypadek
musnęła jego ramię. Przeszył go dreszcz, a do nosa dotarł zapach jej perfum.
- Ej, Evans! – mruknął, przymykając oczy i
uśmiechając się delikatnie.
Dał
jej trzydzieści sekund na opanowanie pierwszego szoku. Następnie otworzył oczy
i uniósł głowę, aby spojrzeć na nią zalotnie.
- Umówisz się ze mną? - wymruczał, bez
skrępowania zatrzymując wzrok na jej ustach, dekolcie i krągłych biodrach.
Uśmiechnęła
się niewinnie, przeczesała włosy palcami, a następnie pochyliła się i
pogłaskała go delikatnie po policzku.
- Nigdy nie będziesz Jamesem, Black – szepnęła
tak blisko jego ucha, że niemalże musnęła je wargami.
Dzieliły
ich milimetry, a powietrze było jakby naelektryzowane. Złożyła na jego czole
krótki pocałunek, sprawiając, że przeszedł go dreszcz, odnajdujący ujście w
odpowiednim miejscu. Kiedy ruszyła do dormitorium, odprowadził ją wzrokiem, z
wyraźnym pożądaniem obserwując jej idealny tyłek. Założył ręce za głowę i
uśmiechnął do siebie. Miała rację. Nigdy nie będzie Jamesem, ale przecież był
Blackiem, prawda?
Wgramolił
się po schodach, ledwo widząc na oczy. Pchnął drzwi, które otworzyły się z
cichym skrzypnięciem. Mruknął niezadowolony. W tej chwili każdy dźwięk wydawał
się zdecydowanie za wysoki. Był zmęczony, głodny, a kac morderca nadal
torturował jego głowę. Pieprzona McGonagall i jej szlaban!
Jęknął,
zdjął koszulkę i odrzucił na bok jeansy. Następnie przeczesał włosy palcami i
na oślep ruszył w kierunku swojego łóżka. Nie przejmował się zbytnio hałasem,
który powodował. Lupin był we Wrzeszczącej Chacie, a Glizdogon zawsze spał jak
zabity. W jednej ręce ściskał kurczowo czekoladową żabę, a w drugiej resztkę
Fasolek Wszystkich Smaków. Pół pudełka znajdowało się w jego pościeli, a trzy
wbijały mu się w jeden z policzków. Westchnął, a kiedy oczy przyzwyczaiły się
do ciemności, zauważył coś, co powinien dostrzec natychmiast po przekroczeniu
progu.
Wyczuł,
że coś jest nie tak. Sypialnia nie przypominała tej, która należała do
Huncwotów. Panujący tu zazwyczaj chaos i bałagan zniknął. Wszystko było
posprzątane, uporządkowane i posegregowane. Łóżka były pościelone, a na jednym
z nich... spała Dorcas. Zatrzymał się gwałtownie, z niedowierzaniem wpatrując
się na łóżko przyjaciela. Dziewczyna mruczała przez sen, a czekoladowe kosmyki
opadły jej na twarz. Biała koszula odbijała się od jej ciemnej karnacji, a
jeden z guzików pozostawił ślad na delikatnym policzku. Zamrugał kilkakrotnie i
zaklął w duchu. Właściwie, to nie miał pojęcia, czy powinien się cieszyć, czy
raczej wściekać. Znał swojego przyjaciela nie od dzisiaj. Wiedział, co
oznaczała obecność kobiety w jego pościeli. W tej chwili zastanawiał się jednak
nad skutkami. Do tej pory przyprowadzał tu przypadkowe dziewczęta, których
imion nie pamiętał lub po prostu nie znał. Teraz leżała tu Dorcas. Jego
narzeczona. Była narzeczona! Jedyna, która w blasku pozostałych jego ofiar,
była prawdziwą perłą.
Zmierzwił
włosy. Syriusz nie wspominał, że ma zamiar do niej wrócić. Czy wobec tego noc,
którą ze sobą spędzili, była przypadkowym epizodem? A może impulsem, który
spowodował, że do siebie wrócili? Szatynka przeciągnęła się i uniosła powieki.
Rozejrzała się niepewnie po sypialni, a jej oczy odnalazły jego sylwetkę.
- Syriusz? – mruknęła w przestrzeń.
- Przysnął na kanapie – odpowiedział James po
dłuższej chwili.
Nie
mógł zobaczyć jej twarzy, ale był pewny, że się delikatnie zarumieniła. Nie
powiedziała nic więcej, a i on miał totalną pustkę. Co mógł rzec? „Cieszę się,
że znów jesteście razem”? A może: „Pilnuj go, bo ma w planach numerek z tą rudą
piątoklasistką”? W końcu jej głowa ponownie opadła na poduszkę. Nie spała.
Widział wyraźnie odbijający się w jej oczach blask księżyca. Mruknął coś cicho
pod nosem i poczłapał do swojego łóżka. Ułożył się na nim i założył ręce za
głowę. Sen, który męczył go od przeszło czterech godzin, wyparował z niego
natychmiast. Odczekała piętnaście minut, a później najciszej jak tylko umiała,
wyplątała się z pościeli. Obserwował, jak skrada się do drzwi, poprawia włosy,
rzucając szybkie spojrzenie w lustro. Nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że
coś jest nie tak...
Nie
miała pojęcia, która może być godzina. Wypity alkohol, zmęczenie i osłabienie,
które jej towarzyszyło w ostatnich dniach spowodowało, że była skrajnie
wyczerpana. Spała wiele godzin, regenerując siły po ciągłym bieganiu do
łazienki. Aktualnie była w fantastycznym humorze. Co prawda towarzyszyło jej
lekkie rozczarowanie, że nie doczekała się swojego ukochanego, ale przecież
James powiedział, że znajdzie go w pokoju wspólnym.
Cichutko
przemknęła przez ich sypialnię i starannie zamknęła za sobą drzwi. Blask
księżyca pozwolił jej zrozumieć, że musi być dosyć późno. Nie szukała wobec
tego swoich ubrań. Założyła, że w pokoju wspólnym nie będzie już nikogo poza
nim. A nawet jeśli – niech widzą, że znów należy do niej!
Podeszła
do balustrady i spojrzała w dół. Uśmiechnęła się z czułością, widząc, że
przysypia nad wieczornym wydaniem Proroka. Poprawiła włosy i ruszyła po
schodach w dół. Pokój wspólny był niemalże opustoszały. Gdzieniegdzie można
było dostrzec niedobitki usilnie odrabiające prace domowe na poniedziałkowe lekcje.
Niemalże w podskokach podeszła do kanapy, na której leżał, a następnie
pochyliła się i pocałowała go w policzek. Drgnął zaskoczony i posłał jej
pytające spojrzenie. Wzruszyła ramionami i opadła na fotel nieopodal.
- Piszą coś ciekawego? – spytała po dłuższej
chwili, ale nie doczekała się odpowiedzi. - Wiesz, zastanawiałam się, co
zrobimy w zaistniałej sytuacji... Co prawda dom jest twój, ale przecież teraz
to chyba nie ma znaczenia, prawda? Udało mi się naprawić wszelkie szkody...
Nie
słuchał jej. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Nie miał pojęcia, o
czym do niego mówi. Przez miesiąc się do siebie nie odzywali, a ona nagle
powraca do tematu mieszkania. Przecież powiedział jej, że może go zatrzymać.
Odłożył gazetę i spojrzał na nią uważniej. Jej oczy błyszczały, a na policzkach
wykwitły rumieńce. Ze słów, które z siebie wyrzucała, docierały do niego
jedynie wybrane: „remont”, „przyszłość”, „pokój dziecięcy”.
- Chwila, chwila, chwila! – Potrząsnął
gwałtownie głową, odłożył gazetę na bok i usiadł, patrząc na nią intensywnie.
Zamilkła, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. To go tylko utwierdziło w tym,
że się nie pomylił. – O czym ty mówisz?
- No... - Na chwilę zbił ją z tropu. – O domu.
Naszym domu! – dodała zupełnie niepotrzebnie.
Wytrzeszczył
oczy i podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Nie wiem, gdzie widzisz problem...
Powiedziałem ci przecież, że jest twój. Nie chcę go.
Jego
słowa przyjęła perlistym śmiechem. Następnie pochwyciła jakiś magazyn i opadła
na kanapę obok niego, szybko przerzucając kartki.
- Oczywiście! – Pocałowała go w nos i znów
przerzuciła kilka stronic. – Musimy się dobrze przygotować. Zaznaczyłam kilka
bardzo ładnych projektów, w dodatku niedrogich. Popatrz tylko! – I podsunęła mu
magazyn pod nos.
Spojrzał
na nią z lekkim przerażeniem. Nadal nie potrafił zrozumieć, o czym ona mówi i
do czego zmierza. Chyba nie myślała, że...?
- Syriusz? – szepnęła w końcu, a uśmiech
zniknął z jej ust. – Wszystko w porządku?
Wpatrywał
się w nią, jednocześnie łącząc wszystkie fakty. Mówiła o domu, dzieciach,
remoncie, przyszłości. Znów była tą Dorcas, z którą rozstał się dawno temu. Tą,
której nie chciał. Nie rozumiał tylko, jak do tego doszło! Pochwycił jej ręce i
wziął głęboki oddech.
- Dorcas, o czym ty mówisz?
- Pytasz już po raz setny! – westchnęła
delikatnie poirytowana. – Przecież teraz, kiedy znów jesteśmy razem...
I
nagle pojął. Odetchnął i roześmiał się z ulgą. Więc o to jej chodziło!
Spojrzała na niego pytająco.
- Uff! A ja myślałem, że...
- Jestem w ciąży? – dokończyła z wymuszonym
uśmiechem i poruszyła się niespokojnie.
- Tak! – Opadł na kanapę i ponownie wziął
głęboki oddech. – A to tylko jakieś chore nieporozumienie!
- Nieporozumienie?
Uśmiech
zniknął z jej ust, a do oczu napłynęły łzy. W okolicach żołądka poczuła skurcz,
a fala ciepła sunęła w górę do przełyku, powodując okropne mdłości. W głowie
jej zawirowało, a przed oczami delikatnie pociemniało. Zacisnęła mocniej palce
na zrolowanym magazynie.
- No, a nie? Przecież my nie jesteśmy razem!
Oboje daliśmy się ponieść chwili. Zrobiliśmy coś, na co mieliśmy ochotę. Nic
poza tym!
- Ponieść chwili? – powtórzyła niczym echo i
cofnęła się gwałtownie, a na plecach poczuła zimny podmuch.
Zacisnęła
powieki. To było dla niej jak policzek. Miała wrażenie, a właściwie przeogromną
nadzieję, że to tylko zły sen. Za moment się obudzi i nadal będzie leżała w
łóżku Syriusza, najlepiej wtulona w jego pierś. Uszczypnęła się nawet, ale nic
to nie dało. Pomału łączyła fakty i zaczynała rozumieć.
- Ale wczoraj... Przecież my... – szepnęła tak
cicho, że nikt nie miał prawa jej usłyszeć.
Kolejna
fala mdłości zaatakowała. W jej umyśle, gdzieś tam głęboko, przewijały się
pomieszane obrazy. Raz widziała, jak Black całuje się z Lily, aby za chwilę
niemalże poczuć jego gorące wargi na swojej szyi, brzuchu, udzie...
- Ty pieprzony draniu! – wyszeptała, a głos
jej drżał.
Nie
poczuła napływających do oczy łez. Nie miała ochoty wrócić do sypialni i paść
na łóżko. Czuła, jak ogarnia ją furia. Dzika i trudna do poskromienia.
Odczuwała przeogromną chęć uderzenia go, a jednocześnie wiedziała, że jest
totalnie bezradna. Zmieszał się. Nie miał pojęcia, o co tym razem jej chodzi! W
końcu byli dorosłymi ludźmi, którzy dali się ponieść chwili i pragnieniom!
- O co ci chodzi? – spytał rzeczowym, ale
jednocześnie nadal delikatnie zaniepokojonym tonem.
- O co mi chodzi? – powtórzyła z
niedowierzaniem. – Chyba żartujesz!
Black
poruszył się niespokojnie, a następnie rozejrzał nerwowo dookoła. W końcu
wzruszył ramionami i przeniósł znudzone tęczówki na swoją byłą.
- Nie i nie widzę powodu do robienia mi
awantury.
- Nie widzisz...? – Aż się zapowietrzyła. –
Więc to wszystko, co było między nami, to dla ciebie... nic? – Jej głos drżał.
Nie
krzyczała, wręcz dało się wyczuć furię. Poczuła, że coś w niej pęka i rozpada się
na miliony drobnych kawałków. Kawałków, których nie da się już pozbierać i
skleić. W kącikach oczu wyczuła palące pieczenie łez, ale wiedziała, że to
najgorsza opcja, jaką może teraz wybrać. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, ale na
policzkach wyczuwała dwie czerwone, buchające żarem plamy.
Odpowiedział
jej śmiechem. Tak szyderczym i zimnym, że aż przeszedł ją dreszcz. Podniósł się
z kanapy i spojrzał na nią z politowaniem, kręcąc głową. Szok spowodowany jego
reakcją nie pozwolił jej kontratakować. Chociaż może nie rzuciła się na niego
tylko dlatego, że wiedziała, iż muszą to rozegrać inaczej. Musiał powiedzieć
jej wprost i uświadomić ją, na czym stoi i czego może oczekiwać. Musiał pozbyć
jej tej cholernej nadziei i wrażenia, że jeszcze nie wszystko zaprzepaścili. A
to był jedyny sposób. Musiała otrzymać policzek, aby za chwilę móc stanąć na
nogi. Zwłaszcza, że prawdopodobnie nie była już sama... Kiedy jego czarne oczy
wbiły się w jej, na chwilę zmiękły jej kolana.
- To dla mnie znaczy bardzo dużo, ale nadal
niewiele.
- Więc po co to wszystko?! Po jaką cholerę
wczoraj do mnie przyłaziłeś?! Te gesty, te słowa! – Powoli traciła kontrolę i
opanowanie. Dzika furia i rozszarpane serce przejęło prowadzenie. – Mówiłeś to
wszystko tylko po to, aby zaciągnąć mnie do łóżka?!
Przez
dłuższą chwilę nie odpowiadał. Stał z rękoma w kieszeni, potarganymi włosami i
delikatnie poluźnionym krawatem, a jego oczy uważnie wędrowały po jej ciele.
Wbrew wszelkiemu rozsądkowi czuła, jak jej ciało odpowiada. I chociaż z oczu
płynęły łzy, a serce walało się gdzieś po dywanie, to miała przeogromną ochotę
podejść i zasmakować jego ust raz jeszcze... W pewnym momencie uśmiechnął się
bezczelnie i odnalazł jej oczy.
- Nie opierałaś się zbyt mocno. Skorzystałem
więc z zaproszenia.
- Nie wierzę – wyszeptała, a zaskoczenie
wymalowało się na jej twarzy. – Nie wierzę, że można być aż tak beznadziejnym
draniem!
- Daruj sobie te komplementy, Meadowes. – W
jego głosie w końcu można było wyczuć irytację. – Sama tego chciałaś.
- Miałam nadzieję, że do siebie wrócimy! Że
mnie kochasz i za mną tęsknisz! A ty potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę?!
Przespałeś się ze mną, a teraz zostawisz?! I to tak po prostu?!
- O co ci chodzi, do cholery?! Sama do mnie
przyszłaś! Odpowiedziałaś na to pieprzone zaproszenie! Sama niemalże
zaciągnęłaś mnie do sypialni! NICZEGO ci nie obiecywałem! To był zwykły seks.
Bez zobowiązań. Myślałem, że też tego chcesz! – krzyknął, a wyraz jej twarzy
zmienił się diametralnie.
Przestała
płakać. Z godnością otarła ostatnią łzę i spojrzała na niego jak na nic nie
wartego śmiecia. Jej ręka powędrowała na brzuch, a w oczach pojawiła się
determinacja. Niewiele z tego wszystkiego zrozumiał, ale po raz pierwszy w
życiu zrobiło mu się nieswojo.
- Tak. Zwykły seks – powtórzyła jak automat i
ruszyła w kierunku swojej sypialni.
Kiedy
go mijała, zatrzymała się na sekundę. Przestraszył się i drgnął niepewnie,
myśląc, że uniesie rękę i wymierzy cios. Nic takiego się jednak nie stało. Jej
usta wykrzywił uśmiech satysfakcji.
- Jesteś żałosny.
Schody
pokonała niemalże biegiem. Dopiero, kiedy zatrzasnęła drzwi, opadła na podłogę
i zaniosła się głośnym szlochem. Miała tysiące myśli na minutę, a jej ręka
bezwiednie gładziła idealnie ukształtowany brzuch.
- Dorcas?
Z
łazienki wyszła Mary. Jej niebieskie oczy z uwagą i wyraźnym niepokojem badały
sytuację i łączyły fakty.
- Wszystko w porządku?
- Nie! – krzyknęła i znów się rozpłakała.
- Och! – pisnęła i opadła obok przyjaciółki.
Oplotła ją swoimi delikatnymi ramionami i przyciągnęła do siebie, tuląc niczym
małe dziecko. – Co się stało? – szepnęła po dłuższej chwili.
- Wszystko się posypało! – jęknęła, nie mogąc
pohamować łez. – Myślałam, że mnie kocha, że to tylko tymczasowe rozstanie! A
on...
- Ciii. – Głaskała ją po plecach i starała się
coś z tego zrozumieć.
- Kiedy spojrzał na mnie na tej piekielnej
imprezie, pomyślałam, że to właśnie ten moment. Moment, w którym oboje
przyznamy się do swoich błędów. Od samego początku dziwnie się zachowywał!
Byłam pewna... A on mnie chciał tylko zaciągnąć do łóżka! – Jej ciałem
wstrząsnął szloch.
- Nie płacz. Musisz być silna! – Jej piskliwy
głosik nie docierał jednak do Dorcas. – Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz!
Odsunęła
się od przyjaciółki i posłała jej pokrzepiający uśmiech, jednak ta zaniosła się
kolejnym szlochem.
- Nic się nie ułoży!
- Ułoży, zobaczysz! Tylko musisz wziąć się...
- Ty nic nie rozumiesz! – krzyknęła i
odepchnęła ją od siebie. – Jestem w ciąży! Z Syriuszem! – dodała zupełnie
niepotrzebnie.