Wiem, długo strasznie, ale musicie mi uwierzyć, że ostatnio zrobiło się niesamowicie ciężko... Do tej pory dodawałyśmy jak w zegarku, tym bardziej jest nam ciężko, nie tylko z tym, że wiecznie wszystko odkładamy, ale także i z tym, że niekiedy odbieracie to wszystko jako zwodzenie. Musicie nam jednak uwierzyć, że to wszystko ma swoje podłoże gdzieś głębiej i w większości nie jest z naszej winy, bo gdyby to od nas zależało - pisałybyśmy i tylko pisały, ale niestety tak się nie da i większość z Was pewnego dnia to zrozumie.
Co do rozdziału to można powiedzieć, że macie niemalże dwa w jednym, bo liczy on aż dwadzieścia jeden wspaniałych kartek, a byłoby więcej gdybym nie doszła do wniosku, że wątek Dorcas i Syriusza pogłębię w następnym rozdziale :) Osobiście uważam, że dość sporo się tu wyjaśnia, ale pomimo ilości stron sama czuję niedosyt, więc nie będę Was winić za zarzuty pod tym adresem.
Nie przedłużając - życzę niesamowicie przyjemnej lektury i pokładam nadzieję, że nam wybaczycie za tak długi okres oczekiwania.
one more thing: dodam, że muzyka jest ulubionym utworem Avis, a rozdział nie jest zbetowany :)
Przeszłość - nie ważne, jak się starasz, dopadnie cię w najmniej pożądanym momencie.
Leżała na plecach i czuła się tak jakby znajdowała się na
jednym z krzesełek gigantycznej karuzeli, a żeby było jeszcze gorzej – karuzela
ta kręciła się z zawrotną szybkością. Skrzywiła się delikatnie i pozwoliła, aby
resztki snu wyparowały, ale nie zdobyła się na odwagę, żeby otworzyć oczy.
Wręcz przeciwnie, zacisnęła je jeszcze mocniej.
Przez chwilę lawirowała między wirującymi szaleńczo obrazami,
mimowolnie pojawiających się w jej głowie, aż w końcu jęknęła cicho i zebrawszy
całą energię, jaką w sobie miała, przewróciła się na lewy bok. Karuzela
natychmiast się zatrzymała, ale do jej świadomości zaczął się przedzierać
zapach chloru wymieszanego z cynamonowymi świecami, który natychmiast wywołał
mdłości. Nie wiedząc, co woli bardziej, ponownie przetoczyła się na plecy. W
głowie jej zadudniło i przez moment zapragnęła unieść dłonie i ścisnąć skronie.
Nie miała jednak wystarczająco dużo siły. Pogłębiła więc jedynie oddech,
pochłaniając całą masę duszącego i niesamowicie mdlącego powietrza w celu
przyzwyczajenia organizmu. Nie od razu zadziałało. Dwukrotnie zemdliło ją dosyć
poważnie, ale jakimś cudem udało jej się nie zwymiotować. Kiedy pomieszczenie, w
którym się znajdowała, przestało ją dręczyć i przyprawiać o dreszcze, otworzyła
jedno oko, gotowa na natychmiastową ucieczkę przed drażniącym światłem
słonecznym. Na jej szczęście nie było tu ani jednego okna. Był za to basen
pełen wody. Wody, która zapewne przyniosłaby jej upragnioną ulgę. Nie, nie
miała zamiaru jej pić. Chciała jedynie odrobinę zmoczyć twarz albo najlepiej
całe ciało, które - jak miała wrażenie - nie tylko było obolałe, ale także
spuchnięte.
Po kolejnych trzech minutach bezruchu postanowiła podjąć
próbę wstania. Przetoczyła się na lewy bok i zamarła, kiedy jej oczy napotkały
śpiącego Syriusza. Rozejrzała się niepewnie dookoła, ignorując to, że Black
jest bez koszulki. Zdążyła się też zorientować, że podobnie zresztą jak Łapa,
leży na jednym z łóżek do masażu, okryta śnieżnobiałym ręcznikiem. Niewiele
pamiętała z poprzedniego wieczoru. Ostatnie, co zanotowała, to wyjście Jamesa i wygłupy z Syriuszem. Jęknęła przeciągle i usiadła powoli.
Odczekała kilka sekund aż wszystko przestanie krążyć i ostatkami sił podeszła
do miejsca, w którym leżała jej sukienka. Kątem oka dostrzegła, że trzecie z
łóżek zajmowała Mary, a na jednym z drewnianych leżaków spał Remus. Nie miała siły zastanawiać się nad tym, dlaczego - mając do dyspozycji wygodne łóżko -
wylądowali właśnie tu. Domyśliła się jednak, że z takim obrotem sprawy ma
coś wspólnego cała masa walających się tutaj butelek po alkoholu.
Powłócząc nogami, dotarła do jednego z leżaków i opadła na
niego, skrajnie wyczerpana. Przesadzili. I już wiedziała, że choćby niewiadomo
co, nigdy więcej tego nie powtórzy.
Chyba.
***
- Co chciał od ciebie Dumbledore?
Na chwilę zapanowała niezręczna cisza. Evans podniosła głowę
i utkwiła wzrok w przyszłym mężu, ale ten tylko uśmiechnął się tajemniczo i
pokręcił głową, wyciągając rękę po kolejnego tosta. Mary westchnęła ciężko i
ponownie oparła głowę o ramię Remusa. Lily posłała krótkie spojrzenie Blackowi,
ale ten wyraźnie znudzony tym dochodzeniem, nawet nie otworzył oczu. Nadal
leżał na niewygodnej i lekko rozklekotanej kanapie z głową wspartą na trzech
poduszkach i butelką wody na stoliku obok. Nie w pełni świadoma, utkwiła wzrok
w etykiecie butelki i na moment się zamyśliła. W sumie nie było się co dziwić
Jamesowi. Co chwilę próbowali go podejść i zaskoczyć, ale za każdym razem
sprawnie omijał temat. Z drugiej zaś strony, każdego z nich ciekawiło, czego
mogła dotyczyć owa rozmowa. James był wyraźnie podekscytowany i nikt
tak do końca nie wiedział, czy Albus zakazał mu rozmawiać na ten temat, czy też
może Rogacz się z nimi droczy.
Z rozmyślań wyrwał ją odgłos odkręcanej butelki. Zamrugała
kilkukrotnie i dopiero teraz dotarło do niej, że Syriusz przygląda jej się z
bezczelnym uśmiechem. Uniósł butelkę i pociągnął solidny łyk, nie mogąc tym
samym powstrzymać wyrazu ulgi, która wpłynęła na jego twarz. Na ten widok na
ustach Rudej zawitał delikatny uśmiech rozbawienia. Łapa posłał jej karcące
spojrzenie, a następnie wyciągnął butelkę w jej stronę, sugerując tym samym, że
się z nią podzieli. Lily uśmiechnęła się jeszcze szerzej i kręcąc głową z
lekkim niedowierzaniem, ponownie wsparła głowę na rękach, pogłębiając oddech.
W tym samym czasie w głowie niebieskookiej toczyła się bitwa. Raz po raz to marszczyła brwi, to mruczała coś pod nosem. W
końcu z głośnym hukiem postawiła butelkę na stole, wyrywając wszystkich z
zadumy.
- Niech cię szlag, Jamesie Potterze! – krzyknęła, prostując
się na krześle i wwiercając się w niego spojrzeniem.
Rogacz, który właśnie pochwycił kolejnego tosta i unosił go
do ust, spojrzał na niego z lekkim żalem i wyraźnie zmieszany odłożył go z
powrotem na talerz. Odważył się też spojrzeć na ewidentnie rozwścieczoną Mary,
uprzednio posyłając krótkie spojrzenie Blackowi. Na chwilę zapanowała krępująca
cisza, w trakcie której Mary i James wpatrywali się w siebie z dziką
zawziętością. Reszta natomiast przenosiła wzrok to na Pottera, to na McDonald.
Pierwszy złamał się James.
- Powiesz wreszcie, o co ci chodzi? – burknął, nadal wyraźnie
zmieszany.
- Och! Jeszcze masz czelność głupio się pytać, o co chodzi?!
To ja się pytam, o co chodzi! Czego
dotyczyła twoja rozmowa z Dumbledorem?! Co się dzieje, do cholery?!
W tym momencie James wyraźnie się rozluźnił, a na jego usta
wpłynął chytry, lekko bezczelny uśmiech. Pewniejszy siebie ponownie pochwycił
tosta i biorąc kęs, wzruszył ramionami. To jeszcze bardziej rozwścieczyło Mary.
Pochwyciła leżącą nieopodal łyżeczkę i cisnęła nią w Jamesa, który siedział po
drugiej stronie stołu.
- Ej!
- Przestań zgrywać bohatera, Potter, i wykrztuś to wreszcie z
siebie. To, że to ty miałeś zaszczyt spotkać się z Albusem nie oznacza, że
jesteś lepszy od nas, a świadczy jedynie o tym, że lepiej niż my nadajesz się
na posłannika, a i to niekoniecznie. Dyrektor wiedział, że w tym dniu mamy
uroczystość i zapewne zakładał, że tylko ty będziesz aż tak nierozsądny, żeby
wyjść w połowie!
Wbrew wszelkim założeniom, James wcale się nie speszył i nie
stracił pewności siebie. Wręcz przeciwnie - uśmiechnął się jeszcze bezczelniej i
wziął kolejny kęs, przedłużając moment odpowiedzi o kolejne kilkadziesiąt
sekund, doprowadzając tym samym McDonald na skraj wytrzymałości.
- Dostaliśmy list!
Mary dokończyła swój wywód, krzyżując ręce na piersi i
posyłając Jamesowi potępiające spojrzenie. Lily wyczuwała nadchodzące tornado i
nie mogła wyjść z podziwu dla opanowania
u Jamesa. Niejednokrotnie była świadkiem podobnych zajść i doskonale wiedziała,
że w takich momentach najlepiej jest nie drażnić Mary. Ofiara, która nie
schodziła z tonu i nie potakiwała, z reguły cudem uchodziła z życiem. W końcu
Rogacz popił ostatni kęs sokiem i odchylił się na krześle, krzyżując ręce na
piersi.
- Skoro dostaliście list, to dlaczego pytasz mnie o
cokolwiek? Powinnaś wiedzieć już wszystko – stwierdził z nieukrywanym
rozbawieniem.
- Sęk w tym, przyjacielu, że list jest bardzo dobrze
zaszyfrowany – do rozmowy wtrącił się Remus, posyłając Jamesowi znaczące
spojrzenie. – Większą część udało nam się rozgryźć, ale nadal brakuje nam kilku
faktów. Nie zapominaj, że, pomimo wszystko, większa część członków Zakonu Feniksa
jest specjalistycznie wyszkolonymi Aurorami. Uczyli ich szyfru i jego odczytywania
na szkoleniu, a Albus Dumbledore nie pozwoliłby sobie na ryzyko. Z treści listu
wynika jedynie, że podejmujemy kolejną próbę i że zjawi się ktoś, kto nas o tym
poinformuje. Widziałeś się z Albusem, a więc wiesz, gdzie jest Kwatera i znasz
zarys planów. – Tu zrobił krótką przerwę, przyglądając się Rogaczowi z uwagą.
James rozejrzał się po
pomieszczeniu. Aktualnie wszystkie cztery pary oczu patrzyły na niego. Każdy
z nich był skupiony i pochłaniał każde słowo, które zostało wypowiedziane. Lily
musiała przyznać, że Remus perfekcyjnie ujął wszystko to, co odczuwało każde z
nich, chociaż nigdy nie przyznaliby się do tego tak otwarcie. Ponownie posłała
krótkie spojrzenie Blackowi i ku swojemu zdziwieniu zanotowała, że i on
wpatruje się w nią. Speszona odwróciła wzrok, usilnie powstrzymując się przed
wybuchnięciem śmiechem. Z jego miny wyczytała, że wcale nie miał ochoty
przytakiwać, że nie rozgryzł listu, który dostał od Dumbledore’a. Właściwie to
już otwierał usta, żeby wyrazić swój sprzeciw, kiedy James ostrożnie i z dziwną
satysfakcją kiwnął głową.
- Świetnie – podsumował krótko Lupin, a w jego głosie dało
się wyczuć ulgę. – A więc to jest moment, w którym powinieneś nam je przekazać.
Cisza, jaka zapanowała w tym momencie, zrobiła się jeszcze
bardziej uciążliwa. Powietrze wręcz zgęstniało. Mary na moment wstrzymała
oddech, a Syriusz wyprostował się na kanapie, coraz mocniej ściskając butelkę z
wodą. W końcu James przestał bujać się na krześle i z głośnym hukiem postawił
wszystkie cztery nogi na kuchennej podłodze. Oparł łokcie na stole, krzyżując
palce dokładnie w takim sam sposób jak Albus i spojrzał prosto w oczy Remusa,
rzucając uprzednio przelotne spojrzenie Mary, i pokręcił głową. Lily wiedziała
już, że niczego się nie dowiedzą, a przynajmniej nie teraz, kiedy w kuchni są
wszyscy. To mogło oznaczać tylko tyle, że Dumbledore ponownie ma dla nich
zadania indywidualne. Przeniosła wzrok z Rogacza na Lupina, który poprawnie
odczytał spojrzenie przyjaciela. Pobladł odrobinę i jeszcze mocniej objął Mary,
która ewidentnie nic z tego nie rozumiała. Przenosiła swoje wielkie, niebieskie
oczy to na Remusa, to na Jamesa, a widząc, że żadne z nich nie udzieli jej
odpowiedzi, sarknęła:
- Świetnie! – Wyrwała się z objęć Lupina i podeszła do
kuchennego blatu. – Mam nadzieję, że zostaniecie na kolacji – tu spojrzała
znacząco na Lily, która posłała jej wymuszony uśmiech i rozejrzała się
niepewnie dookoła.
Dobry nastrój uleciał. Remus nadal wpatrywał się w Jamesa,
który posłał mu przepraszające, a zarazem pocieszające spojrzenie. Syriusz
natomiast najpierw spojrzał na Jamesa, później na Remusa, a widząc czające się
w oczach Lily łzy, wstał i podszedł do blatu, na którym stała resztka Ognistej
Whisky. Wyjął pięć szklanek i rozlał resztę trunku, podając każdemu naczynie.
- Za Krainę Cudów! –zakrzyknął i przechylił szklankę.
Lily parsknęła niekontrolowanym śmiechem, a Remus i Potter
byli jeszcze bardziej zbici z tropu niż trzydzieści sekund wcześniej. Mary
natomiast wypiła do dna, a następnie spojrzała na Blacka z błyskiem w oczach.
- To mi przypomniało, że w poniedziałek zaczynasz pracę.
- Ja? Nie, nie, kochana, ja w poniedziałek śpię do oporu,
odsypiając tą jakże wspaniałą uroczystość! – wyszczerzył zęby w czarującym
uśmiechu.
- Czyżby? – Mary skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na
niego z chytrym uśmiechem. – O ile mnie pamięć nie zwodzi, rozdałeś nasz roczny
zapas kosmetyków, a to oznacza, że masz być w Krainie punktualnie o ósmej! – Puściła do niego oko i cisnęła różowym kitlem.
- O nie… - jęknął i spojrzał na Mary błagająco. Na jego
nieszczęście pozostała nieugięta.
***
Lily Evans siedziała właśnie przy kuchennym stole i czytając
zawzięcie jedną z wygniecionych stronic Proroka Wieczornego, mruczała coś pod
nosem wyraźnie oburzona. Przegryzane przez nią solone orzeszki znikały z
przepięknie zdobionej miseczki w trybie ekspresowym, co mogło oznaczać tylko, a
może raczej aż tyle, że jej oburzenie wzrasta wraz z kolejnymi zdaniami. I
chociaż Evansówna miała tendencję do przesadzania, w tym wypadku należało ją
popierać z całego serca! W najnowszym wydaniu, ośmielili się bowiem zatuszować
poważny mord w południowej części Londynu. Zginęło blisko dwanaście osób, a nad
trzema domami zawisł dziwny znak, o którym wiadomo było tylko tyle, że jest w
kształcie czaszki, z wężem wyłaniającym się z otwartych ust. O całym zajściu dowiedziała
się tylko i wyłącznie dlatego, że Jamesa wezwano na akcję. I chociaż z jednej
strony rozumiała całe to ukrywanie tak brutalnego morderstwa, nie potrafiła
ukryć oburzenia – przetrząsnęła calutką gazetę i nie znalazła nic, co
wyjaśniałoby jakoś sensownie całe to wydarzenie. Ba! Nie znalazła nawet
najmniejszej wzmianki o tym, że ktokolwiek zginął, co ewidentnie nie było w
stylu Wiecznie – Szukającego – Sensacji – Proroka. Nikt nie wytłumaczył
również, dlaczego pojawił się ten znak i co on mógł oznaczać, chociaż z tego, co
wiedziała od Jamesa, na miejscu zdarzenia było blisko pięćdziesięciu świadków.
Nie wiedziała również, czy większą panikę wywołałby artykuł, w którym uprzedzają
przed gwałtownym wzrostem agresji ze strony popleczników Voldemorta, czy może raczej
udawaniem, że nic się nie dzieje, co w niedalekiej przyszłości na pewno
doprowadzi do podobnych sytuacji. Gdzieś w głębi duszy czuła też, że to
wszystko jest wynikiem utraty kontroli przez Ministerstwo, a to nie wróżyło
niczego dobrego. Nie od dziś wiadomo było, że Lord Voldemort jest coraz
śmielszy w swoim postępowaniu, jednakże od rozbicia Zakonu Feniksa, wieści o
nim na moment ucichły. Nie było to równoznaczne z brakiem rozbojów, morderstw
czy tajemniczych zaginięć, co to to nie. Były, ale zdecydowanie mniej
brutalne i przeważnie pojedyncze. Reasumując wszystkie te fakty, zatuszowanie
śmierci dwunastu czarodziei mogło oznaczać tylko i wyłącznie niesamowite
kłopoty.
Dokończywszy stronę, Lily prychnęła rozjuszona niczym kotka i
zamknęła gazetę, przyglądając się teraz ostatniej stronnicy z ogłoszeniami.
Przez chwilę wpatrywała się w kolorowe ogłoszenie, które zajmowało blisko jedną
trzecią strony, promujące nowo otwarty salon, a mianowicie Krainę Cudów,
bezwiednie błądząc po blacie stołu w celu pochwycenia kolejnego orzeszka. Kiedy
do jej umysłu dotarło, że miska w tajemniczy sposób zniknęła z zasięgu jej
dłoni, odłożyła gwałtownie gazetę na stół, zdejmując nogi z sąsiadującego
krzesła i prostując się z wyraźnym zaciekawieniem. Odpowiedź przyszła szybciej,
niż się spodziewała. Po drugiej stronie stołu, dokładnie na wprost niej,
siedział nie kto inny jak Syriusz Black. W jednej dłoni ściskał miskę, drugą
zgarniał orzeszki. Posłała mu karcące spojrzenie, w którym można się było
doszukać wyraźnej rezygnacji i kręcąc głową, wyciągnęła rękę w jego stronę.
Uśmiechnął się szeroko i pochłaniając kolejne trzy garści orzeszków, cofnął się
z miską o kilkanaście centymetrów.
- Kiepski byłby z ciebie Auror, skoro nie widzisz, co dzieje
się wokół ciebie i dobrowolnie oddajesz pyszności – prychnął, mlaskając przy
tym w irytujący sposób.
Wzruszyła ramionami i przekrzywiła głowę, wpatrując się w
niego przez moment. Następnie niezauważalnie wyjęła różdżkę i prostym zaklęciem
przywołała naczynie do siebie.
- A z ciebie jeszcze gorszy, skoro uważałeś, że pozwolę ci je
zatrzymać.
I ze źle skrywanym triumfem pochwyciła gazetę, ponownie
zatapiając się w lekturze. Oczywiście prowizorycznie. Wiedząc, że na nią patrzy
i znając jego system, wytężyła wszystkie zmysły i oczekiwała aż po raz kolejny
zaatakuje. Kiedy cisza zaczęła być odrobinę uciążliwa, przygryzła wargę i
jeszcze mocniej się skupiła, żeby wychwycić każdy najmniejszy ruch. Black
natomiast nie ruszył się z miejsca, a na jego ustach z minuty na minutę
pojawiał się coraz to szerszy uśmiech.
- Piszą coś ciekawego? – zapytał w końcu, a w jego głosie
dało się wyczuć rozbawienie.
Lekko zaintrygowana Lily zmarszczyła brwi, ale jak to miała w
zwyczaju, nie dała tego po sobie poznać. Zastanawiała się również, dlaczego
głos Syriusza jest jakby przytłumiony, ale za żadne skarby nie opuściła gazety,
nadal tkwiąc w gotowości do ataku.
- Och, same ciekawe rzeczy – rzuciła, przegryzając orzeszki i
siląc się na beztroski ton, co ewidentnie wywołało u Syriusza rozbawienie, co
ogłosił parsknięciem.
- Nie miałem pojęcia, że potrafisz czytać do góry nogami,
Evans – rzucił i przestał się hamować, odnajdując ujście w głośnym śmiechu.
Lily spłonęła niczym piwonia i odłożyła gazetę, posyłając
Łapie mordercze spojrzenie. Dopiero teraz zauważyła, że Łapa również używa
magii, w celu wykradnięcia orzeszków, stąd przytłumiony głos – rozmawiał z
pełną buzią. Czując się totalnie bezradna i w pewien sposób upokorzona,
obserwowała, jak Syriusz odchyla się na krześle, nie mogąc opanować śmiechu.
Mało myśląc, chwyciła garść orzechów i zaczęła w niego ciskać.
- Hej! – krzyknął lekko zdezorientowany, ale po kilkunastu
sekundach podchwycił zabawę i prostym zaklęciem przywołał do siebie
nierozpoczętą puszkę.
Przez kilka minut atakowali się w zacięty sposób, śmiejąc się
przy tym na głos i nie zwracając uwagi na to, że od dobrych kilkunastu minut
przygląda im się lekko zaskoczony James. Jego wzrok, raczej mimowolnie,
powędrował w kierunku przeszklonego stołu, na którym leżały katalogi, wzory
zaproszeń i kartka, na której był szkic sali weselnej i wszystkich stolików –
nim wyszedł, ustalili, że postara się wstępnie usadzić gości. Zważywszy na to,
że wszystko to leżało równiutko ułożone na jednym stosiku, przywalone innymi
papierami, domyślił się, że nawet do tego nie usiadła. Zrobiło mu się nieswojo
i nie mogąc znieść faktu, że jego narzeczona i najlepszy przyjaciel – do tej
pory zawzięci wrogowie - świetnie się ze sobą bawią, chrząknął głośniej, dając
im znać, że też tu stoi.
Oboje na moment zamarli. Lily wylazła spod stołu, gdzie aktualnie
chowała się przed kolejną porcją orzeszków, a Syriusz wyprostował się
gwałtowniej i zajął miejsce tuż obok Rudej. Moment konsternacji trwał jednak
bardzo krótko. Lily nie mogła opanować chichotu, a Black bynajmniej jej tego
nie ułatwiał, co chwila trącając ją łokciem.
- James! – krzyknęła, nie mogąc przestać chichotać. – Szybko
wróciłeś. Jak było w pracy?
Odgarnęła włosy do tyłu i podeszła, by pocałować go w
policzek. Rogacz spojrzał ponad jej głową na przyjaciela, a następnie
przyciągnął ją mocniej do siebie i pocałował namiętniej. Lily chrząknęła i
odsunęła się od narzeczonego, posyłając w stronę Syriusza przepraszające
spojrzenie. To, co najbardziej nie spodobało się Jamesowi było faktem, iż jego
ukochana wydaje się być zmieszana. Ruda skrzyżowała ręce na piersi i z wyraźnie
wymuszonym uśmiechem postanowiła kontynuować rozmowę.
- Jesteś głodny? – Przekrzywiła głowę, uważniej przyglądając
się ukochanemu. – Przygotowaliśmy z Syriuszem kolację.
Czarnowłosy pokręcił głową i mrucząc pod nosem coś o prysznicu,
udał się na piętro. Oboje odprowadzili go wzrokiem, a kiedy usłyszeli trzask
zamykanych drzwi, Ruda odwróciła się w stronę Łapy, unosząc pytająco brwi.
Chłopak wzruszył ramionami i jednym machnięciem różdżki pozbierał wszystkie
orzeszki, a następnie usiadł przy stole, przyciągając do siebie gazetę.
Lily wzięła głęboki oddech i posyłając ostatnie spojrzenie w
kierunku schodów, opadła na krzesło obok Syriusza.
- Myślisz, że to konieczne? – wyszeptała po dłuższej
przerwie.
- Hm? – Spojrzał na nią uważniej.
- Dumbledore chce wysłać Remusa do wilkołaków, a to może
znaczyć bardzo wiele i niewiele zarazem. Myślisz, że to konieczne? Skąd
pewność, że Voldemort będzie szukał w nich popleczników?
- Skąd pewność, że Lupin…
- Och, na Merlina, nie widziałeś miny Jamesa?! – warknęła
lekko poirytowana. – Wiem, że Potter nic nie powiedział, ale niemalże wszystko
dało się wyczytać z jego miny. Black, to nie jest śmieszne – prychnęła,
zaciskając pięści na widok jego coraz szerszego uśmiechu. – Dlaczego się
śmiejesz?!
- Słodko wyglądasz, jak się złościsz – stwierdził bez ogródek,
za co zarobił kuksańca w bok. – A jeszcze słodziej, gdy wymawiasz „Potter”.
Pokręciła głową i spojrzała na niego z naganą.
- Nie widzisz, że coś się dzieje? Zatuszowali wydarzenia w
Southampton. Nikt nie ma pojęcia, że Voldemort rośnie w siłę, a Ministerstwo
ewidentnie chce przetrzymać moment, w którym wyjdzie na jaw, że coś jest nie
tak i to do tego z ich winy. Nie rozumiem jednak, po co Remus ma iść…
- Niby taka mądra, a jednak głupia – westchnął Syriusz,
składając gazetę i pochylając się jeszcze bliżej w jej stronę. – Nie pomyślałaś
o tym, że wilkołaki są jednymi z najbardziej krwiożerczych istot, jakie stąpają
po ziemi? W dodatku są potępiane przez społeczeństwo. Nie każdy, to fakt –
dodał na widok jej lekko zbulwersowanej miny – ale, Lily, spójrzmy prawdzie w
oczy. Remus miał niesamowicie dużo szczęścia. Niewiele jest osób, które znają
prawdę i gdyby nie to, że poznali go jako człowieka, prawdopodobnie nigdy nie
zdobyliby się na odwagę, by z nim porozmawiać.
Na moment zapanowała cisza, a każde z nich zajęło się
własnymi myślami. Lily musiała przyznać, że w wypowiedzi Syriusza jest
niesamowicie dużo prawdy. Nigdy nie postrzegała Remusa w kategorii wilkołaka.
Był po prostu przyjacielem, który miał „futerkowy problem”. Nigdy też nie
widziała go podczas przemiany i pomimo wszystko nie docierało do niej, jak
bardzo może być niebezpieczny. To był jeden z powodów, dla którego nie broniła
Jamesowi włóczyć się z nim pod postacią jelenia. Dopiero teraz przypomniała
sobie te wszystkie mrożące krew w żyłach artykuły, w których pomstowano na
Fenrira Greybacka. Wilkołak ten uważany był przez społeczeństwo za najbardziej
bezlitosną i pozbawioną człowieczeństwa bestię wszechczasów.
Likantropia udzieliła mu się do tego stopnia, że kąsał dosłownie wszystkich,
także dzieci, i to nie tylko w czasie pełni. Przyłączenie się do Voldemorta
mogło mu dostarczyć pożywienia na
każdym kroku.
Ta myśl wywołała u niej dreszcze i obrzydzenie. Zrozumiała
też, co chciał jej przekazać Syriusz. Remus nie miał się narażać poprzez
głoszenie i próbę przeniesienia wszystkich wilkołaków na stronę Dumbledore’a.
Miał być szpiegiem. Tylko on mógł się
wtopić w tłum, w pewien sposób zaprzyjaźnić
się z nimi i poznać każdy najmniejszy krok Ciemnej Strony, pomagając w ten
sposób w działaniu reszcie Zakonu.
Westchnęła ciężko i podeszła do lodówki, wyjmując butelkę z
wodą i odkręcając ją niespiesznie. Syriusz pozostał na swoim miejscu, bawiąc
się rogiem gazety i obserwując uważnie Rudą. Od kilku dni zastanawiał się, jak
poruszyć ten delikatny temat. Temat, który w niesamowity sposób nie tylko mu
ciążył, ale zarazem sprawiał, że nie mógł przestać myśleć o niczym innym. W
końcu utkwił wzrok w zdjęciu ministra, który krzyczał coś, zawzięcie
gestykulując i wypalił, zanim zdążył się rozmyślić:
- Miałaś ostatnio jakiś kontakt z Dorcas?
Lily znieruchomiała i utkwiła wzrok w Łapie. Zmrużyła
oczy, przyglądając mu się przez chwilę i chcąc zrozumieć, dlaczego o to pyta,
skoro doskonale zna odpowiedź. Odkąd przyłapały
Syriusza na imprezie u Jamesa, nie zamieniły ze sobą zbyt wiele słów, a kiedy
Ruda chciała zakopać topór wojenny, Dorcas w wyraźny sposób dała jej do
zrozumienia, że nie ma na to ochoty. Nigdy więcej nie podjęła kolejnej próby.
Mało, że nie miała ku temu okazji – po zakończeniu roku każda z nich poszła w
swoją stronę, to w dodatku nie miała kiedy. Odkąd zaczęła praktyki w św. Mungu
i zamieszkała z Jamesem, nie miała czasu na nic.
W końcu wzięła łyk chłodnej wody i przyglądając się
Syriuszowi jeszcze uważniej, odpowiedziała pytaniem na pytanie:
- Dlaczego pytasz?
Czując na sobie jej świdrujące spojrzenie, uniósł swoje szare
oczy i skrzyżował swoje spojrzenie z jej. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, nie
wypowiedziawszy ani słowa. Przez głowę Blacka przetoczyła się chęć opowiedzenia
Rudej o wszystkim, co zobaczył kilkanaście dni temu, ale był to dosłownie moment.
Nie potrafił przewidzieć, dokąd by ta rozmowa ich doprowadziła i jaki wywołałaby
efekt. Zwłaszcza, że dziewczyny nie rozmawiały ze sobą od wieków. I chociaż
wiedział, że kto jak kto, ale Lily nie będzie miała zbyt wielkiego prawa do
moralizowania, bał się usłyszeć, że to wszystko jest właśnie z jego powodu.
Owszem, gdzieś tam w głębi duszy czuł się za to odpowiedzialny i to właśnie
dlatego codziennie do niej chodził. Praktycznie za każdym razem znajdował ją w
stanie najwyższego upojenia alkoholowego, śpiącą lub na wpół przytomną w
najróżniejszych miejscach. Eskortował ją wtedy do łóżka, a sam sprzątał
bałagan, który zrobiła. Nigdy też nie czekał aż odzyska w pełni świadomość i
był w stu procentach pewien, że Meadowes nie ma pojęcia o tym, kto się nią
opiekuje. I wolał, aby tak zostało.
- Syriusz?
Początkowy gniew i zaskoczenie uleciały z rudowłosej, a
widząc dziwny wyraz twarzy u Łapy, zaczęła się niepokoić. A co, jeżeli Dorcas
coś się stało? Nie mogła się też pozbyć wrażenia, że Black wie o czymś, czym
najwyraźniej nie chce się podzielić. Odstawiła butelkę i opadła na krzesło koło
niego.
- Wszystko w porządku? – spytała z troską, chwytając go za
rękę.
Nie do końca świadomy, spojrzał na ich splecione dłonie. Na
jego ustach zagościł lekki uśmiech, co spowodowało zmieszanie u Lily. Chciała
cofnąć dłoń, ale Syriusz ścisnął ją odrobinę mocniej, z łatwością jej to
uniemożliwiając. Następnie spojrzał jej głęboko w oczy i dosłownie w
trzydzieści sekund stał się tym samym irytującym Syriuszem co zwykle. Wykrzywił
usta w złośliwym, lekko bezczelnym uśmiechem i puszczając do niej oko, rzucił z
niesamowitym luzem:
- W jak najlepszym!
A następnie założył ręce za głowę i odchylił się na krześle.
Lily pokręciła głową i uderzyła go pięścią w ramię, sprawiając, że
stracił równowagę i runął na podłogę. Ruda podniosła się z miejsca gwałtownie i
zakrywając dłonią usta, patrzyła, jak chłopak gramoli się z podłogi, klnąc pod
nosem. Pewna, że nic mu się nie stało, wybuchła głośnym śmiechem. Zmrużył oczy
i niewiele myśląc, chwycił dopiero co pozbierane orzeszki i zaczął w nią rzucać.
Pisnęła i uciekła do salonu, ale niewiele jej to pomogło, bo Syriusz poleciał
za nią. Skryła się więc za kanapą i tak jak Black poprzednio, przywołała do
siebie nowe opakowanie.
- Okej, okej! Mam dość! – zakrzyknął Syriusz po blisko pięciu
minutach śmiechu i szalonej wojny.
Oddychając ciężko i nadal chichocząc, Lily obeszła kanapę i
opadła na niej totalnie wyczerpana. Black ułożył się koło niej i przymknął
oczy, pogłębiając oddech. Ruda przygryzła wargę i nie mogąc oprzeć się pokusie,
trąciła go palcem wskazującym w bok. Black zmarszczył czoło i podskoczył
wyraźnie niezadowolony. To tylko nakręciło Evansównę. Odczekawszy piętnaście
sekund, powtórzyła gest. I znów. I jeszcze raz. I ponownie. Za każdym razem
Black podskakiwał, nerwowo mrucząc coś pod nosem.
- Cholera jasna, Evans! – warknął i odsunął się od niej
jeszcze bardziej.
Kolejne dźgnięcie spowodowało, że zleciał z kanapy. Ruda
wybuchła śmiechem.
- Doigrałaś się! – stwierdził i zaczął ją łaskotać.
- Przestań! – krzyknęła, nie mając siły i śmiejąc się coraz
głośniej, ale Black ewidentnie nie miał zamiaru przestać. Wręcz przeciwnie. Z
łatwością odnalazł miejsca, w których miała największe łaskotki i sprawnie
pozbawiał ją tchu, doprowadzając przy tym do łez.
Żadne z nich nie zauważyło, kiedy w salonie ponownie zjawił
się James. Minę miał dziwnie zaciętą. Chrząknął głośno i odczekał aż oboje go
zlokalizują. Kiedy zdawali się być w pełni skupieni, rzucił oschle:
- Już czas. – I pokazał im kopertę zaadresowaną szmaragdowym
atramentem.
Oboje natychmiast się opanowali. Lily wzięła głębszy oddech i
wyprostowała gwałtownie na kanapie.
- Och! – Tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić, a jej
zielone oczy wpatrywały się w kopertę z nieukrywanym przerażeniem.
Syriusz przeniósł wzrok z koperty na Lily, a następnie z Lily
na Jamesa i kiwnął głową.
- Prowadź.
Potter również kiwnął głową i bez słowa udał się w stronę
wyjścia. Łapa odprowadził go wzrokiem, z minuty na minutę coraz bardziej
poirytowany. W końcu zeskoczył z kanapy i wyciągnął dłoń w kierunku Lily.
- Chodź.
Bez słowa sprzeciwu i z niesamowitym natłokiem myśli
pochwyciła jego dłoń i dała się poprowadzić.
***
- Dobry wieczór, moi mili.
Ciepły i serdeczny głos Albusa Dumbledore’a sprawiał, że na
ustach wszystkich zebranych pojawił się uśmiech. Lily mogła śmiało stwierdzić,
że w tych ponurych czasach, kiedy zło czaiło się na każdym kroku, Albus mógł
być iskierką nadziei. Rozchodziła się wokół niego niesamowita aura optymizmu.
Jako najpotężniejszy czarodziej wszechczasów zdecydowanie miał bardzo dobry
plan na pokonanie Voldemorta, a zebranie w Kwaterze Głównej wszystkich
ocalałych członków jedynie to potwierdzało. Ponadto, Ruda z satysfakcją
zanotowała, że niemalże każda osoba znajdująca się aktualnie w kuchni wręcz
paliła się do działania. Niestety, dyrektor trzymał ich w niepewności już dobre
kilkanaście minut, wypowiedziawszy jedynie skromne powitanie. Przyglądał się za
to uważnie każdemu z osobna, na dłużej zatrzymując wzrok na niej, Remusie oraz
Dorcas.
Obecność byłej przyjaciółki wywołała u Lily dziwny rodzaj
zaskoczenia. Nie tylko dlatego, że jej serce zaczęło szybciej bić i w pierwszej
sekundzie miała ochotę do niej podbiec i przytulić ją mocno do siebie,
zapewniając o tym, jak bardzo tęskniła. W dużej mierze była przerażona tym, jak
Dorcas wygląda. Miała gigantyczne wory pod oczami i Lily mogła przysiąc, że
dziewczyna schudła dobre kilka kilogramów. Ledwo stała na nogach, nie śmiała
się i raczej z nikim nie rozmawiała. Siedząc teraz na jednym z kuchennych
krzeseł, wpatrywała się tępo w ścianę, stukając nerwowo paznokciami o blat
stołu. Przypomniała sobie rozmowę z Syriuszem i chyba pomału zaczęła rozumieć,
co chłopak chciał wyznać. Przygryzła wargę i posłała ukradkowe spojrzenie
Blackowi, ale ten wpatrywał się w Albusa, wyraźnie ignorując jej lekko
poirytowane spojrzenie. Westchnęła więc ciężko i ignorując wyrzuty sumienia,
także skupiła się na słowach dyrektora.
- Chciałbym porozmawiać z każdym z was z osobna. Mam trzy
dosyć poważne zadania, do których potrzebujemy odpowiednich ludzi. Pamiętajcie,
że zasady są takie same jak poprzednim razem. Nie rozmawiacie o swoich
zadaniach, nie komunikujecie się podczas ich wykonywania i o nic nie pytacie po
swoim powrocie. Im mniej wiecie, tym bezpieczniejsi jesteście w momencie, kiedy
dojdzie do starcia z poplecznikami Voldemorta lub też samym Voldemortem.
Zrobił krótką przerwę i ponownie rozejrzał się po
zgromadzonych. Wzrok Lily natrafił teraz na wieczorne wydanie Proroka i to
nasunęło jej pewną myśl, a właściwie całą stertę pytań.
- Dyrektorze… - Zmarszczyła brwi, patrząc teraz prosto w
spokojne, roziskrzone oczy Albusa. – Co tak naprawdę chce osiągnąć Voldemort?
Ten mord w Southampton…
- Właśnie! – Do rozmowy przyłączył się Frank Longbotom. –
Dlaczego Ministerstwo Magii zatuszowało całe wydarzenie? Przecież to powoduje
jeszcze większe zagrożenie. Ludzie powinni się dowiedzieć, że dookoła nich
dzieje się coś takiego!
Kilkanaście osób wymruczało coś pod nosem z wyraźnym
oburzeniem. Dumbledore przyglądał się im przez moment, a następnie uniósł rękę.
Wszyscy natychmiast umilkli, wpatrując się w niego z uwagą.
- Ministerstwo zostało przejęte przez Voldemorta – oznajmił
poważnym głosem, co wywołało panikę. Kilka osób wydało z siebie krótkie „och!”,
a jakaś nieznana Lily kobieta zakrzyknęła „niemożliwe”. Dumbledore w spokoju
odczekał aż każde z nich ponownie zamilknie, po czym kontynuował: – Tak. Od
dawna podejrzewałem, że próbuje infiltrować rząd, ale wczoraj dostałem
informację, że udało mu się przejąć nad nim pełną kontrolę. Właśnie to
spowodowało, że postanowiłem przejść do działania. Nie mogliśmy dłużej czekać.
Zbrodnia, jakiej dokonano w późnych godzinach wieczornych, była pewną formą
manifestacji, a może nawet uczczenia zwycięstwa. Voldemort ma po swojej stronie
większość magicznych istot – tu spojrzał znacząco na Remusa, który z powagą
kiwnął głową, w pełni rozumiejąc przesłanie. – Wilkołaki, olbrzymy, a nawet
strażników Azkabanu.
- A ten znak?
- Śmierciożercy nazywają go Mrocznym Znakiem – wtrącił James,
wyraźnie nad czymś się zastanawiając. Lily posłała mu zaskoczone spojrzenie,
pytała go o to, ale uparcie twierdził, że nie ma na ten temat nic do
powiedzenia, bo nic nie wie. Zignorował ją i ciągnął dalej: – Ukazuje się nad
każdym domem, w którym popełniono morderstwo. Wszyscy zgodnie uważają, że jest
symbolem śmierci i podpisem samego Voldemorta – tu spojrzał na Albusa.
Dyrektor kiwnął głową, ale nic na to nie odpowiedział.
Siedział na końcu stołu i przyglądał się swoim skrzyżowanym palcom, wyraźnie
nad czymś rozmyślając.
- Tak, to bardzo możliwe – stwierdził w końcu. – Dlatego
bardzo ważne jest, abyście od tej pory pod żadnym pozorem nie wchodzili do
domu, nad którym znajduje się owy znak.
- Ale… - Alicja siedząca obok Franka aż podniosła się z
miejsca. – Przecież to tylko jakiś znak! A co, jeżeli ktoś będzie chciał nas
zmylić? A co, jeżeli osoby, które znajdują się w środku nie będą wiedziały, że
się pojawił? Co, jeżeli będzie szansa na ich uratowanie?
Dumbledore spojrzał na nią uważnie i zaczął kręcić kciukami
młynka. Kiedy zabrał głos, dało się wyczuć, że to, co ma im do powiedzenia, jest
ważne i istotne do dalszej współpracy, a przede wszystkim nie zniesie
jakiegokolwiek sprzeciwu.
- Brixon, Charlton, Wembley,
Tottenham, Northolt, East End, Kew. We wszystkich tych miejscach dokonano podobnie
brutalnych morderstw ubiegłej nocy. Blisko sto dwadzieścia ofiar i nad każdym
miejscem ukazał się właśnie ten symbol. Mroczny Znak jest symbolem śmierci, a
konkretnie morderstwa. W żadnym z tych przypadków nie pojawił się przed jej
wykonaniem, lecz zawsze tuż po. Jest niczym podpis mordercy. Ludziom, którzy
znajdują się w miejscu oznaczonym Mrocznym Znakiem, nie da się pomóc. I
chciałbym, abyście to zrozumieli. Nie wolno wam przekroczyć progu mieszkania,
nad którym widnieje owy podpis. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne straty.
Jesteśmy silni tak długo, jak długo pozostajemy w tak licznym gronie jak teraz.
Musicie zrozumieć, że każde z was jest niezbędne do wygrania wojny z Ciemną
Stroną. – Zrobił krótką pauzę, chcąc, aby każdy zrozumiał, co powiedział i pozbył
się szoku związanego z usłyszaną przed chwilą informacją. – Plany działania nie
są zbyt skomplikowane i opierają się na prostych i zarazem najważniejszych
rzeczach. Tom nigdy nie przestanie być ignorantem, a to nam daje ogromną
przewagę. Muszę jednak być pewien, że tym razem nie ma wśród nas zdrajcy. – Mówiąc to, ponownie przyjrzał się każdemu z osobna z niesamowitą uwagą. Jego
postawa nie tyle co przerażała Lily, ale utwierdziła w przekonaniu o jego
potędze i wielkości szacunku, jakim go darzono. W końcu uśmiechnął się pogodnie
i podniósł z miejsca. – Dobrze. Kwatera Główna jest przystosowana dla nas wszystkich.
Możecie wybrać pokoje i pozostać tutaj lub powrócić do swoich domów. Ważne
jest, abyście zachowywali się naturalnie. Skontaktuję się z wami, kiedy
przyjdzie odpowiedni moment, a takowy nastanie dla każdego z was.
I opuścił kuchnię, nim ktokolwiek zdążył zapytać o cokolwiek
jeszcze.
***
Wrzesień był niesamowicie chłodny w tym roku. Nie za bardzo
wiedziała, czy jest to wynik szalejących gdzie popadnie Dementorów, czy może
raczej zima postanowiła zaatakować szybciej i właśnie rzucała pierwsze temu objawy.
Odziana w płaszcz dygotała z zimna, a z jej ust wydobywała się para. Jej ciałem
raz po raz wstrząsał dreszcz, a gdzieś w jej głowie czaiło się przerażenie i
coraz trudniejsza do poskromienia obawa. Na domiar złego właśnie zaczął padać
deszcz i ciężkie krople zaczęły moczyć jej ubranie. Przyspieszyła zatem kroku i
postawiła kołnierz płaszcza, mając nadzieję, że chociaż odrobinkę pomoże jej
się ogrzać.
Niesamowicie dziwnie było tu wrócić po tych dwóch miesiącach.
Owszem, z reguły tak wracali, ale po raz pierwszy od lat siedmiu nie wróciła
jako uczennica. Przemierzając korytarze, nie potrafiła pozbyć się wspomnień i
właściwie to nie mogła poskromić uśmiechu. Optymistycznie nastawiona
dotarła do chimery i podała hasło. Od pierwszego zebrania minęły dosłownie dwie
godziny, a ona już miała się stawić u dyrektora. Zżerała ją ciekawość i pewnie
dlatego wbiegła po schodach i zastukawszy trzy razy w drzwi, nie czekała na
zaproszenie tylko weszła do środka.
Albus nie siedział za swoim biurkiem jak się spodziewała, lecz
stał przy oknie i wpatrywał się w pociemniałe niebo. Słychać było stukot
ciężkich kropel deszczu, które tworzyły mozaikę na oknie. Mężczyzna nie od razu
się odwrócił. Stał ze splecionymi z tyłu rękoma, a w jednej z nich Ruda
dostrzegła różdżkę. Tuż przed nim stał stół z magicznymi instrumentami, które
od zawsze ciekawiły Evansównę, ale nigdy nie miała okazji by o nie zapytać. Tym,
co najbardziej zwróciło jej uwagę, była płytka, kamienna misa wypełniona biało –
srebrną substancją. W pewnym momencie dyrektor przyłożył koniec swojej różdżki
powyżej skroni, a chwilę później go odsunął, ciągnąc za nią srebrną wiązkę, po
czym strząsnął ją do misy. Nić delikatnie zawirowała w magicznym płynie, a jej
oczom ukazała się twarz mówiącego Jamesa podczas wieczornego spotkania.
Zmarszczyła brwi i chciała uważniej przyjrzeć się temu niespotykanemu zjawisku,
lecz dyrektor odwrócił się w jej stronę i z szerokim uśmiechem powiedział:
- Dobry wieczór, Lily. – Widząc jednak, że dziewczyna nadal z
wyraźnym zainteresowaniem bada misę, a raczej jej zawartość, dodał, odstawiając
ją na bok: – Myślodsiewnia. Przydaje się, gdy w głowie kłębi się za dużo myśli.
Odlewasz część, a później zawsze możesz do nich wrócić – westchnął i opadł na
swoje rzeźbione krzesło, wskazując Lily gestem fotel naprzeciw niego.
- Czytałam o niej, ale nie miałam pojęcia, że naprawdę
istnieją – stwierdziła z podziwem, zajmując wskazane miejsce.
- Och, tak! Osobiście wiem o istnieniu dwóch, z czego jedną
posiadam u siebie. Naprawdę niesamowicie przydatna rzecz! Potrafi rozwiązać
wiele problemów i okryć wiele tajemnic. Jednakże korzystanie z niej może
przynieść również niepożądane skutki, lecz nie o tym chciałem z tobą rozmawiać,
Lily – upomniał ją łagodnym głosem.
Ruda wyprostowała się na krześle i utkwiła oczy w dyrektorze,
dając mu do zrozumienia, że jest w pełni skupiona i gotowa na konwersację, co
Dumbledore przyjął uprzejmym uśmiechem.
- Sprawa nie jest taka prosta, jak zakładałem. To, o co muszę
cię prosić, będzie od ciebie wymagać całkowitego poświęcenia, ostrożności i
delikatności, ale wiem, że jesteś w stanie sobie z tym poradzić. – Zrobił krótką
pauzę, na moment wpatrując się w swoje dłonie.
- Remus nieomalże poświęca swoje życie, więc nie jestem pewna, czy
moje zadanie będzie choćby w połowie tak niebezpieczne jak jego, profesorze.
Dyrektor nie zapytał, skąd u niej pewność, co do zadania
Remusa. Spojrzał na nią jedynie roziskrzonymi i roześmianymi oczami, ale ton
głosu, kiedy wypowiadał kolejne zdania, jakby się zaostrzył.
- Cieszę się, że masz takie podejście, jednakże musisz
wiedzieć, że wiele zależy od tego zadania. Będziesz musiała porzucić wszystkie
swoje uprzedzenia i najmniejszą zadrę.
- Jestem gotowa, profesorze.
Dumbledore skinął głową.
- To bardzo ważne, abyś zrozumiała istotę tego zadania, Lily.
Nie będziesz mogła się wycofać i jesteś jedyną osobą, która może sobie z tym
poradzić. I chociaż bardzo bym chciał, nie znajdę zastępcy na twoje miejsce.
- Nie chciałabym, aby mnie pan źle zrozumiał, nie mam zamiaru
rezygnować, ale skąd pewność, że nikt inny sobie nie poradzi? W Zakonie jest
kilkunastu specjalistycznie wyszkolonych Aurorów, którzy…
- Ale żaden z nich nie jest tobą, panno Evans – przerwał jej
Albus, wprowadzając Lily w jeszcze większe zakłopotanie. Fakt, że dyrektor
pokłada w niej aż tak wielkie nadzieje sprawiał, że była gotowa podjąć wyzwanie
natychmiast i wiedziała, że cokolwiek by to nie było, da z siebie wszystko, aby
go nie zawieźć.
- Nadal nie rozumiem, panie profesorze – stwierdziła szeptem,
wpatrując się w Dumbledore’a z coraz większą uwagą i zdezorientowaniem.
Dyrektor uśmiechnął się łagodnie i podniósł ze swego miejsca, ponownie
podchodząc do okna i wpatrując się w dal.
- Tom Riddle, Voldemort, jak już wspomniałem na zebraniu, ma
bardzo lekkie podejście do najważniejszej, a zarazem najbardziej niebezpiecznej
i potężniejszej rzeczy, jaką znam, Lily. Nie rozumie jej i nigdy nie był nią
darzony przez bliskich. To jest jego słabym punktem i to od tej strony należy w
niego uderzyć, aby go pokonać. Co jest naprawdę zabawne, Lily, to fakt, że mogłabyś
powiedzieć mu to wprost, a on by cię wyśmiał, będąc pewnym, że choćbyś
próbowała, nie jesteś w stanie go pokonać tą właśnie bronią. Nie docenia jej i
nie dopuszcza do siebie. Wszystko egzekwuje terrorem i nienawiścią.
Lily musiała przyznać, że niewiele rozumiała z tego, co do
niej mówił. Wierzyła jednak, że to wszystko ma jakiś większy sens i żeby go
zrozumieć, musiała zrozumieć sens słów dyrektora. Nie odważyła się przerwać lub
zapytać o cokolwiek. Po prostu słuchała, wpatrując się w mężczyznę i próbując
wyciągnąć z tego wszystkiego coś, co w minimalnym stopniu przybliży jej owe
jakże ważne zadanie. W końcu Albus powrócił na miejsce i wpatrując się w nią z
niesamowitą intensywnością, zadał takie pytanie, że prawie spadła z krzesła:
- Kiedy ostatnio odwiedzałaś rodziców, Lily?
- Nie rozumiem, co to ma wspólnego z moim zadaniem,
dyrektorze? – wyjąkała zbita z tropu.
- Więcej, niżeli ci się wydaje – dodał z błyskiem w oku. – Bo
miłość, Lily, to najpotężniejsza broń, jaką znam.
***
Powróciła do domu z mieszanymi uczuciami. Kiedy dyrektor
zaznaczył, jak ważne jest zadanie, które jej wyznaczył, liczyła, że będzie to
miało związek z samym Voldemortem. Liczyła na konkretne działania, konkretną
walkę, a tymczasem dostała coś na wzór podchodów. Nie do końca rozumiała też,
dlaczego ma wrócić do rodziców. Co prawda jej kontakt z nimi uległ lekkiemu
pogorszeniu, ale ta cała gadka o miłości jako broni lekko ją przerażała. Jednak
bardziej od tego, przerażało ją to, w jak precyzyjny sposób dyrektor mówił o
Voldemorcie. Mogłoby się wydawać, że zna go lepiej niż on sam.
Zrzuciła ze stóp buty i z czułością przyjrzała się śpiącemu
na kanapie Jamesowi. Głowę miał odchyloną do tyłu, a w ręce trzymał długopis.
Tuż przed nim leżały rozłożone katalogi, zaproszenia i ta nieszczęsna kartka ze
stołami, o której totalnie zapomniała, a którą obiecała podszykować. Westchnęła
ciężko i oparła się o ścianę, krzyżując ręce. Ostatnio tak wiele się działo, że
właściwie nie mieli dla siebie czasu. Mijali się, przelotem zamieniali po kilka
słów i każde z nich szło w swoją stronę. Odkąd James z wyróżnieniem zakończył
kurs na Aurora i zatrudnił się w Ministerstwie, coraz więcej czasu poświęcał
pracy. Nie mogła mu mieć tego za złe. Już dawno zrozumiała, że z tego
beznadziejnego i nadętego gówniarza zamienił się w odpowiedzialnego mężczyznę,
o którym zawsze marzyła i przy którym chciała się zestarzeć. Odpowiedzialność,
która aktualnie przez niego przemawiała, sprawiała, że z dnia na dzień była
coraz bardziej pewna tego, że właśnie przy nim będzie bezpieczna. Dopiero
dzisiejszego wieczora, kiedy z ust dyrektora usłyszała o przejęciu rządu przez
Voldemorta, zrozumiała, jak wiele może stracić i to zupełnie się tego nie
spodziewając. I nie chodziło tylko o jej ukochanego mężczyznę, ale także o
przyjaciół. Wychodząc z Kwatery Głównej postawiła sobie cel i wiedziała, że
choćby miała zginąć, zrobi wszystko, co w jej mocy, aby go osiągnąć. Nie
przypuszczała tylko, że niemalże taki sam cel wyznaczy jej Dumbledore.
Odwiesiła kurtkę na wieszak i zbierając porozrzucane wszędzie kartki, podeszła
do Jamesa. Odłożyła pergaminy na stół, opadła na kanapę i wtuliła się w niego.
Chrząknął i otworzył oczy, totalnie zdezorientowany.
- Która godzina? – wymamrotał, przecierając twarz i
rozglądając się dookoła.
- Późno – odparła z czułością, unosząc głowę i opierając na
jego ramieniu.
Rogacz odetchnął ciężko i ponownie odchylił głowę,
uspokajając oddech.
- Chodźmy spać – westchnął, próbując się podnieść, ale
przyklejona do niego Lily mu to uniemożliwiła. – Lily, muszę rano wcześnie spać.
Jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, a później mam się spotkać z Albusem. – Jego głos był lekko poirytowany.
Lily przygryzła wargę i spojrzała na niego z lekkim wyrzutem.
- Nie spytasz, czego oczekuje ode mnie?
- Lily, wyraźnie zaznaczył, że mamy o tym nie rozmawiać.
Kiwnęła głową i odsunęła się od niego. Nie rozumiała, skąd u
niego aż taka irytacja. Przecież nic mu nie zrobiła. Pochwyciła w dłonie kartkę
z rozrysowanymi stolikami i uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Merlinie… Udało ci się usadzić wszystkich? I to chyba w
najbardziej logiczny sposób, jaki się dało! – Nie mogła wyjść z podziwu.
- Ta – bąknął, coraz bardziej zezłoszczony. – Spędziłem nad
tym blisko dwie godziny, ale rozumiem, że byłaś zbyt zajęta, żeby sama się tym
zająć, chociaż obiecałaś. Wybrałem też zaproszenia i rozmawiałem z Mary
odnośnie dekoracji Sali, obiecała, że się tym zajmie.
Na twarzy Lily pojawił się szeroki uśmiech, co jeszcze
bardziej go zezłościło.
- Nie mam zielonego pojęcia, co cię tak bawi, ale mam
nadzieję, że zamiast wygłupiać się z Syriuszem, zrobisz wstępny zarys menu na
nasz ślub, który jest za niecałe trzy miesiące – warknął i podniósł się z
kanapy, utwierdzając ją w tym, co właśnie sobie uzmysłowiła.
- Jesteś zazdrosny! – stwierdziła bez ogródek, zagradzając mu
przejście.
- Dobrze się czujesz? – spytał, unosząc brwi w politowaniu.
- Merlinie, ty naprawdę jesteś zazdrosny! Nie mam tylko
pojęcia, czy bardziej o Syriusza, czy może jednak o mnie! – wykrzyknęła i
zaśmiała się krótko.
- Bredzisz – warknął i chciał ją wyminąć, ale przylgnęła do
niego, wtulając się jeszcze mocniej niż uprzednio.
- Możliwe, ale za to kocham cię najmocniej na świecie –
wymruczała i złożyła na jego ustach krótki pocałunek.
Jego mina lekko zelżała, ale nadal stał jak słup. Lily
zachichotała i pocałowała go raz jeszcze.
- Jesteś najlepszym - i jeszcze raz - najodważniejszym - i ponownie - najbardziej odpowiedzialnym i najcudowniejszym facetem,
jakiego znam! – Każde słowo oddzielał pocałunek, a wraz z nim jego gniew zdawał
się znikać.
W końcu wywrócił oczami i pochwycił ją za pupę, podnosząc do
góry. Zapiszczała, śmiejąc się przy tym głośno i oplotła go nogami i rękoma w
obawie, że ją upuści, ale on bez najmniejszego problemu zaniósł ją prosto do
sypialni i dopiero tam praktycznie rzucił na łóżko.
- Wariat! – krzyknęła rozbawiona, ponownie go obejmując.
- Wreszcie jakiś komplement, Evans – wymruczał, przygryzając
jej ucho, przyprawiając ją o dreszcze.
- I coś mi mówi, że nie ostatni, Potter – westchnęła
przeciągle, zaciskając ręce na prześcieradle i oddychając z coraz większym
trudem.
Nie odpowiedział, tylko pogłębił pocałunek, sprawnie
pozbawiając ją przy tym koszulki.
***
Kolejny poniedziałek nie przyniósł niczego nowego, poza
gwałtowną zmianą pogody. Nad miasteczkiem wisiały potężne, deszczowe chmury, a
po okolicy szalał silny, niemalże arktyczny wiatr. Mieszkańcy przemierzali
uliczki w pośpiechu, nie zatrzymując się i nie witając ze znajomymi, chcąc jak
najszybciej załatwić niezbędne sprawunki i zaszyć się we własnych domach z
kubkiem gorącej czekolady. Lily nie do końca rozumiała, czemu miał służyć jej
powrót do domu, ale mając na uwadze słowa dyrektora, czekała na moment, w którym
wszystko stanie się jasne.
Najbardziej dręczyło ją to, że praktycznie w ogóle nie
widywała się z Jamesem. Mieszkając z nim mieli z tym problem, a teraz, kiedy
znajdowała się kilkadziesiąt kilometrów od niego, było to praktycznie
niemożliwe. Kraina Cudów również rozwijała się w tempie ekspresowym, co
spowodowało, że jej kontakt z Mary także lekko się rozluźnił. Ogólnie rzecz
ujmując, miała nieodparte wrażenie, że w obecnej sytuacji najszczęśliwsi są
tylko i wyłącznie jej rodzice, co okazywali na każdym kroku. Nie wiedząc, ile
ich najmłodsza córka pozostanie w domu i mając na uwadze to, że za niecałe trzy miesiące zostanie mężatką i na dobre wyprowadzi się z domu, dogadzali jej przy
każdej możliwej okazji. Posiłki robili tylko i wyłącznie z myślą o niej,
podając ulubione desery i dania. Pozwalali jej spać do południa i pod
żadnym pozorem nie wolno jej było sprzątać. Kiedy zjawiła się na progu, pani
Evans załamała ręce pewna, że pokłóciła się z Jamesem lub co gorsza odwołała
ślub. Utwierdzona jednak w przekonaniu, że Lily przyjechała w odwiedziny i
zostanie na kilka dni spełniała każdą zachciankę córki. Lily musiała przyznać,
że momentami bywało to niesamowicie irytujące i czuła się tak, jakby ponownie
miała siedem lat i była niezdolna do wykonania czegokolwiek samodzielnie.
Stosując się jednak do wskazówek Albusa, nie marudziła i na
kilka godzin po przyjeździe zaaranżowała swój powrót do Doliny Godryka. O jej
pobycie i chwilowej przeprowadzce na Privet Drive mogli wiedzieć jedynie
najbliżsi przyjaciele, pod warunkiem utrzymywania, że dziewczyna nadal mieszka
z Potterem. Lily nie rozumiała, po co
całe to przedstawienie, ale najwidoczniej tak miało być. Według ścisłych
wytycznych dyrektora, dzisiejszego poranka to ona miała odebrać pocztę, dlatego
narzuciła na siebie gruby polar i słysząc kroki na podjeździe, ruszyła do
drzwi.
Nucąc pod nosem, otworzyła drzwi z impetem i na moment
zaniemówiła. Po drugiej stronie, majstrując przy skrzynce, stał nie kto inny jak
Severus Snape. Niewiele się zmienił w ciągu tych blisko trzech miesięcy. Jego
tłuste włosy nadal sięgały żuchwy, a przyduże szaty i powiewająca na wietrze
peleryna sprawiała, że wyglądał jak nietoperz. Jedyną różnicą, jaką
zaobserwowała, były jego zapadnięte i wychudzone policzki oraz lekko podkrążone
oczy. Jakby ostatni czas nie był dla niego zbyt dobry.
- Sev? – wyjąkała w końcu, powoli odzyskując pewność siebie i
czując narastający gniew. – Co ty tu robisz?
- Lily – wychrypiał równie zaskoczony, co ona. Przestał
majstrować przy skrzynce i wpatrywał się w nią dziwnym, trudnym do opisania
wzrokiem. – Ja… Nie ważne – stwierdził w końcu i zawrócił, oddalając się coraz
szybszym krokiem.
Będziesz musiała porzucić
wszystkie swoje uprzedzenia i najmniejszą zadrę.
Słowa Dumbledore'a przetoczyły się przez jej głowę tak
niespodziewanie, że ponownie na moment zamarła. Przypomniała sobie też dalszą
rozmowę i nareszcie zrozumiała, co dyrektor miał na myśli. Wzięła więc głęboki
wdech i pobiegła z Sevem, doganiając go w ostatniej chwili. Chwyciła go z rękę
i ścisnęła mocno, zmuszając, aby na nią spojrzał. Minę miał zaciętą i właściwie
nie potrafiła z niej nic wyczytać. Ignorując spadające krople, splotła ich
palce i z delikatnym uśmiechem szepnęła:
- Przejdziemy się, Severusie? – Nie odpowiedział. Spojrzał
jedynie na ich dłonie, a jego mina zrobiła się jeszcze bardziej zacięta. – Na
polanę. O tej porze roku pełno tam mieczyków.
I nadal się uśmiechając, pociągnęła go za rękę. Jego opór
słabł z każdym małym krokiem, aż w końcu patrząc prosto w jej zielone, pełne
nadziei oczy dał się zaprowadzić na ich
polanę. Ruda puściła jego rękę i bez problemu odnalazła ich ulubiony zakątek,
tuż pod wielką wierzbą, gdzie chowali się przed ciekawską Petunią. Powłócząc
nogami, dołączył do niej, nadal nic nie mówiąc. Słuchał, jak papla o kwiatach, o
kursie na Uzdrowiciela i nie mógł pozbyć się wrażenia, że czas zatrzymał się w
miejscu, a właściwie cofnął o trzy lata.
- A co u ciebie, Severusie? – zadała w końcu to uciążliwe
pytanie i z szerokim uśmiechem spojrzała w jego oczy. – Spełniasz marzenia?
Dążysz do celu?
Wpatrywał się w jej oczy i powoli rozumiał, do czego to
zmierza. W jej oczach pomimo ogromnych starań nadal czaił się żal i ból. Nie
chciała tu z nim być, ale pomimo wszystko siedziała. Nie wspomniała też o tym,
co ich poróżniło, chociaż ewidentnie miała na to ochotę. Starała się to ująć
tak, żeby wyglądało na przypadkowe spotkanie starych przyjaciół, najlepszych
przyjaciół, którzy zapomnieli o tym, co było, a zachowali jedynie to, co było
najpiękniejsze. Nigdy nie umiała kłamać. Nie jemu. Teraz też jej to nie
wychodziło.
- Dlaczego to robisz? – wyrzucił z siebie ze źle skrywaną
goryczą, za co skarcił się natychmiast. To nie była pora na rozterki. Miał
zadanie, a każda minuta zwłoki mogła prowadzić do jego śmierci. Jego pytanie
wyraźnie ją zaskoczyło. Rozszerzyła oczy i na moment się zmieszała, co jedynie
utwierdziło go w tym, że ją rozgryzł i w tym, że w panice szuka najlepszej
odpowiedzi.
- Dlaczego robię co, Sev? – Zmarszczyła nos w typowy dla
siebie sposób i Snape musiał włożyć wiele wysiłku, aby się nie uśmiechnąć.
- Dlaczego ze mną siedzisz i rozmawiasz? – Jego głos był przesiąknięty jadem i chłodem.
Przygryzła wargę i zaczęła skubać trawę.
- Nie wiem – powiedziała w końcu, siląc się na obojętny ton,
ale patrząc prosto w chłodne oczy Severusa. – Nie wiem – powtórzyła, wzruszając
ramionami i patrząc w dal przed siebie.
Czekał, wiedząc, że jeszcze nie skończyła. A może raczej
licząc na to, że powie coś jeszcze. Tęsknił za nią tak bardzo, że odkładał
moment ostatecznej rozłąki tak długo, jak tylko się dało.
- Ostatnio bardzo dużo się dzieje. Coraz więcej osób ginie…
Zaczynam rozumieć, jak bardzo ulotne jest życie, Severusie – stwierdziła w
zamyśleniu.
Nie wiedział, co jej na to odpowiedzieć, więc milczał, nadal
nie spuszczając z niej wzroku. Uśmiechnęła się ponuro i po raz kolejny
spojrzała prosto w jego oczy.
- Byłam idiotką, Severusie – wyrzuciła z siebie, całą siłą
woli skupiając się nad tym, żeby się nie rozpłakać. – Nie powinnam być taka
zacięta. Byłeś moim przyjacielem, a ja…
- Przestań! – warknął, zaciskając zęby i przymykając oczy.
Umilkła natychmiast, przerażona jego nagłym wybuchem. – Po jaką cholerę mnie tu
przyprowadziłaś? Czego chcesz, Lily? – zapytał zbolałym głosem. Pokręciła
głową, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy, których nie umiała już
zatamować.
- Nie wiem.
- Nie masz pojęcia… Nie zdajesz sobie sprawy! – warknął,
podnosząc się gwałtownie z miejsca.
Spacerował w tą i z powrotem, wyraźnie wzburzony, bijąc się z
myślami. W końcu sięgnął do kieszeni i cisnął w nią plikiem listów. Spojrzała
na niego pytająco, a nie otrzymawszy odpowiedzi, pochwyciła jeden z nich. Był
zaadresowany do niej i z tego, co widziała, był to list od rodziców. Nie
przypominała sobie, żeby do niej pisali w ostatnim czasie. Zmarszczyła czoło i
przyglądała się teraz pieczątce z napisem „zwrócić nadawcy”. Wzięła głębszy
oddech i przejrzała resztę. Wszystkie albo były pisane przez nią do rodziców,
albo przez rodziców do niej i na każdej jednej widniała prośba o zwrot. Teraz
już rozumiała, dlaczego Dumbledore ją tu przysłał. Miała to zobaczyć, miała
zrozumieć, że jej rodzice wcale nie przestali do niej pisać, lecz ktoś przechwytywał
jej listy. Nie rozumiała tylko czemu. Spojrzała na dawnego przyjaciela z
pytaniem w oczach.
- Nie rozumiem, Severusie… - wyszeptała.
Snape stanął na skraju polany i patrzył przed siebie. Ręce
schował do kieszeni, a silny wiatr mierzwił mu włosy. Nie patrzył na nią, lecz
w dal rozciągającą się przed nim. Nie widziała jego twarzy i nie za bardzo potrafiła
zrozumieć, co się właściwie dzieje. Otworzyła pierwszy z brzegu list napisany
przez rodziców i zaczęła czytać. Jej oczy z każdym kolejnym zdaniem robiły się
coraz większe. Pergamin, który trzymała w dłoniach, pełen był próśb o odpowiedź,
pytań o to, czy wszystko z nią w porządku i obaw, czy nadal żyje. Niczym automat
pootwierała kolejne. Większa część z nich wysłana została tuż po ślubie
Petunii. Rodzice nigdy nie wspomnieli, że do niej pisali. Właściwie ten czas,
odkąd opuściła tamtego dnia dom aż po zaręczynowy obiad był tematem tabu. Była
niemalże pewna, że rodzice nic nie mówią i o nic nie pytają, bo boją się, że to
wszystko skończyłoby się jeszcze gorzej, a ona widząc, że starają się przejść
nad tym do porządku dziennego, po prostu się dostosowała, pomimo tego iż milion
razy miała ochotę ich zapytać o brak odpowiedzi.
- Myślałam, że się ode mnie odwrócili… - wyszeptała w końcu.
Severus drgnął, ale nadal usilnie starał się na nią nie patrzeć. – Były
momenty, że pisałam co drugi dzień w nadziei, że w końcu się złamią i mi
odpiszą.
Zamilkła, wwiercając się spojrzeniem w plecy Severusa. Wyczuł
to, ale odwrócił się dopiero wtedy, kiedy stało się to nie do zniesienia i niemalże
paliło. Spojrzał w jej oczy, nadal nic nie mówiąc. Spadające z jej policzków
łzy bolały go niesamowicie, ale robił wszystko, co się dało, aby pozostać
niewzruszonym. Poznał zakończenie tej historii dawno temu i pomimo analizowania
wszystkiego wiedział już, że innego zakończenia tutaj nie będzie.
- Dlaczego chciał, żebym tak myślała? – wydusiła w końcu,
sprawnie odnajdując cel tego wszystkiego.
Nie od razu się domyśliła. Właściwie to chyba miała nadzieję,
że się pomyli, ale to ciągłe milczenie nie tylko doprowadzało ją do szału, ale
też utwierdzało w przekonaniu, że dobrze myśli. Dopiero teraz zrozumiała też,
dlaczego nie potakuje lub nie zaprzecza. Voldemort był prawie tak potężny jak
Dumbledore. Miał po swojej stronie Czarną Magię i siły, o których zapewne
większość czarodziei nigdy nie słyszała. Rozmowa z nią mogła go kosztować
życie, zwłaszcza taka, w której zdradzałby ich plany i zamiary.
Nagle, zupełnie tego nie planując, podniosła się z mokrej
trawy i podeszła do miejsca, w którym stał, i przytuliła się do niego. Głowę
ułożyła na jego ramieniu, a drobne ręce skrzyżowała tak, żeby uniemożliwić mu
ucieczkę. Opierał się tylko przez moment. W końcu poczuła, jak niepewnie oplata
ją ramionami, jeszcze mocniej przyciągając do siebie. Stali tak przez moment w
milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. W końcu odsunął ją od siebie i
usiadł na pobliskiej ławce. Bez słowa dołączyła do niego, nie mogąc powstrzymać
delikatnego uśmiechu. Spojrzała na niego ukradkiem i trąciła łokciem w bok.
Widząc, że nadal gra obojętnego, powtórzyła gest, i raz jeszcze, i ponownie,
sprawiając, że na jego ustach w końcu pojawił się uśmiech. Jak kiedyś…
Przestała go dręczyć pytaniami, nie wiedząc w sumie za bardzo,
jak do tego doszło, że aktualnie rozmawiali tak, jakby nic ich nigdy nie
rozdzieliło. Analizowali najnowsze odkrycia w dziedzinie eliksirów, omawiali
kursy, które można podjąć i chociaż Lily kilkukrotnie zagaiła go o jego plany,
za każdym razem sprawnie omijał ten temat. Bywały momenty, że obserwował ją z
niesamowitą uwagą i w pełnym skupieniu. Chciał zapamiętać ten moment tak długo
jak tylko się dało. Chciał widzieć każdy jej najmniejszy gest, kiedy odgarniała
niesforne i skręcone od wilgoci rude pasma, chciał słyszeć jej perlisty,
szczery śmiech i chciał pamiętać ten szalony błysk w oku. Przez moment mu się
wydawało, że to światło czai się w jej oczach, kiedy na niego patrzy, a jego
serce zabiło mocniej tchnięte iskrą nadziei. Ale był to zaledwie moment, a
nadzieja uleciała szybciej, niżeli się spodziewał. Żadne z nich nie wiedziało,
która może być godzina i ile czasu spędzili, siedząc tu i rozmawiając prawie tak
beztrosko jak kiedyś. Kiedy jego wzrok napotkał listy, zrobiło mu się nieswojo.
Zrozumiał, że nadszedł moment, którego nie dało się uniknąć. Wyprostował się na
ławce i rzucił, niby mimochodem, totalnie niespodziewanie:
- Miałaś znienawidzić rodziców, oddalić się od nich… Odnieść
wrażenie, że jesteś zupełnie sama, niechciana i ta gorsza, bo już zawsze
będziesz dziwolągiem. Nie to, co twoja starsza siostra.
- Ale… dlaczego?
- Bo takie są działania Czarnego Pana, Lily. Sieje
spustoszenie, gorycz i rozczarowanie. Wzbudza w ludziach gniew poprzez utratę
kogoś bliskiego, a następnie wciąga go do swojego kręgu, będąc pewnym, że nie ma
już nic do stracenia.
- Ale dlaczego ja, Severusie? Jestem szlamą.
- Nie mów tak! – oburzył się natychmiast. – Jesteś jedną z
najbardziej wybitnych i zdolnych czarownic, jakie znam. Masz umiejętności i
zapał, a także niesamowitą inteligencję i zwinność. Czary Pan uważa, że jesteś
niewątpliwie zdolna do wielkich czynów.
- Ale on morduje takich jak ja, Sev! – krzyknęła, podnosząc
się z miejsca i patrząc na niego z nieukrywaną złością i potępieniem. –
Wymordował blisko dwieście osób w ostatnim czasie! Każda z nich albo była
czarodziejem z niemagicznej rodziny, albo mieszańcem! Nienawidzi nas i zabija,
nie rozumiem, dlaczego mnie miałby oszczędzić!
- Bo nie ma pojęcia, kim jesteś! – Severus najwyraźniej
stracił panowanie nad sobą, bo również podniósł się z ławki i podniósł głos.
- Oboje doskonale wiemy, że to niemożliwe. Śledzi mnie od
kilku miesięcy. Kradnie listy wysyłane przez moich rodziców i przeze mnie! Ma
dostęp do wszystkiego, więc nie wmówisz mi, Severusie Snape, że nie ma pojęcia
o tym, kim jestem! Merlinie, przecież w jego szeregach jest Lucjusz Malfoy! –
jęknęła i ponownie opadła na ławkę.
- Nie zabije cię. Jesteś dla niego zbyt cenna – stwierdził
Severus bez wyrazu.
- Cholera jasna, skąd ta pewność, Sev?!
- Bo mu na to nie pozwolę! – warknął, wyraźnie poirytowany,
ale ona skwitowała to krótkim śmiechem.
- Jesteś nic nie wartym Severusem w obliczu jego potęgi. Nie
zdołasz go powstrzymać! A już na pewno nie sam.
Na moment nastała cisza, przerywana jedynie szelestem
targanych na wietrze liści.
- Nie powinieneś był się do niego przyłączać, Severusie.
- Nie miałem wyjścia – wyszeptał, odwracając wzrok.
- Zawsze jest wyjście.
- Będąc przy nim, wiem, co planuje, daję mu to, czego chce, i
sprawiam, że odwracam jego uwagę od ciebie, Lily! Mogę cię ochronić.
- Na jak długo? – sarknęła, coraz bardziej zaniepokojona. –
Powinieneś był wybrać Dumbledore’a.
- Nie, Lily – stwierdził tak ostro i pewnie, że aż na
niego spojrzała. – Powinienem był wybrać ciebie, kiedy miałem ku temu okazję.
Powinienem był powiedzieć ci prawdę, a wtedy nigdy nie zaczęłabyś spotykać się
z tym plugawym Potterem! Byłabyś ze mną! Bezpieczna!
Jego wyznanie zbiło ją z tropu. Owszem, zawsze miała
podejrzenia co do uczuć Severusa, ale przenigdy nie odważyła się z nim na ten
temat porozmawiać. Przez jeden krótki moment liczyła na to, że pewnego dnia
będą razem, ale był to raczej skutek tego, że przy nim czuła się bezpieczna i normalna. Nie była dziwolągiem, lecz
czarownicą. Kimś niezwykłym. Kiedy to pojęła, zrozumiała też uczucia
Severusa i bała się konfrontacji. A później wszystko potoczyło się tak szybko.
- Nie zapobiegłbyś temu. Kocham go, a w grudniu zostanę jego
żoną – stwierdziła z mocą, patrząc prosto w jego oczy.
Nie zrobiło to na nim wrażenia. Jego tęczówki pozostały tak
samo chłodne, jak przed chwilą. Nie dał po sobie poznać, że w jakikolwiek
sposób zabolało go to, co przed chwilą powiedziała. Być może dlatego wyprostowała się na ławce i z godnością powiedziała to, co kazało jej serce:
- I jeżeli nie chcesz mnie stracić na zawsze, Severusie,
odejdź od Czarnego Pana i stań po stronie Dumbledore’a. Chroń mnie, będąc przy
mnie. W innym wypadku nasze drogi rozejdą się dzisiejszego popołudnia.
Gdzieś w oddali usłyszała grzmot. Wiatr się nasilił, a krople
deszczu spadały coraz częściej. Nie przejęła się tym, że niebo stało się
ciemnogranatowe, przeszywane regularnymi błyskawicami. Patrzyła prosto w
chłodne i jakże obojętne oczy Severusa, czekając aż podejmie ostateczną
decyzję. Postawiła sprawę na ostrzu noża, nie zważając na skutki i licząc się z
porażką. Dumbledore uważał, że miłość jest najniebezpieczniejszą bronią. Jeżeli
to miała być prawda, to właśnie jej użyła. Zagrała na uczuciach Severusa
niesamowicie brutalnie. Kazała mu wybierać pomiędzy nią a Voldemortem, chociaż
perspektywa bycia z nią nigdy nie pokryje się z tym, czego naprawdę pragnie.
Przecież sama mu wygarnęła, że pomimo wszystko, zawsze będzie z Jamesem.
- Żegnaj, Lily – szepnął w końcu, składając na jej czole szybki,
niemalże ojcowski pocałunek i odwracając się na pięcie.
Nie zatrzymywała go. Dokonał wyboru. Ostatecznego i
nieodwracalnego wyboru. Zrezygnował z cierpienia, jakim byłoby patrzenie na nią
i na Jamesa. Wybrał zło, chociaż wcale zły nie był. Zrobił to dla niej, by ją
chronić. Ale czy właśnie tego oczekiwał od niej Albus? Czy podołała zadaniu,
jakie przed nią postawił?
***
Pogoda nie poprawiła się do końca dnia, ale wieczorem
przestało padać, a wiatr nie był już tak silny. Dlatego wzięli po kremowym
piwie i zasiedli w ogrodzie. Po raz pierwszy od bardzo dawna znaleźli chwilę
dla siebie. Mary zamknęła Krainę Cudów wcześniej i razem z Remusem pojawili się
w Kwaterze Głównej, a wraz z nimi także i Syriusz z Jamesem. Ona sama była tam
już blisko dwie godziny. Musiała porozmawiać z dyrektorem. Chciała się upewnić,
czy wykonała zadanie prawidłowo, czy też raczej nawaliła. Ku jej zaskoczeniu,
Dumbledore stwierdził z wyraźną ulgą, że spisała się rewelacyjnie, co chociaż
odrobinę poprawiło jej humor, ale nie tak jak widok najbliższych.
Siedzieli aktualnie przy małym grillu, popijając kremowe piwo
i rozprawiając odnośnie nadchodzącego ślubu. Mary przyniosła całą stertę
katalogów z sukniami, makijażami, a także kwiatami. Wszyscy wspólnie
stwierdzili, że jasnowłosa idealnie się nada na urządzenie zarówno sali, jak i
kościoła. Nie przewidzieli jednak, że będzie to równoznaczne z tym, że
zaangażuje ich wszystkich. Wybrała już dla Lily sukienkę, której projekt miała
zanieść z samego rana do Madame Malkin. Oczywiście zarządziła też, że krótko po
dziesiątej ma się u niej zjawić Lily, żeby można było zdjąć miarę, a następnie
wpisała ją w kalendarz jako priorytetowego gościa w swoim saloniku na makijaż
próbny.
Długi czas poświęciła również nad doborem kwiatów. W
pierwszej chwili chciała iść w klasykę, następnie przez dwadzieścia minut rozprawiała
o liliach, a widząc brak entuzjazmu u przyjaciół, zgarnęła wszystkie katalogi,
stwierdzając, że skoro tak, to postawi ich przed faktem dokonanym i nie będą
mieli wyjścia.
Sama Ruda poczuła jednak, że z minuty na minutę robi się
coraz bardziej senna. Ułożyła się wygodniej na ławce i z nieukrywanym
rozbawieniem, a nawet rozrzewnieniem, przysłuchiwała się przyjaciółce. Głowę
oparła na torsie Jamesa, a w ręku ściskała trzecią z kolei butelkę kremowego
piwa. Sam Potter obejmował ją dumnie ramieniem, raz po raz całując czubek jej
głowy.
- Chodź, odprowadzę cię do domu – wyszeptał Rudej do ucha,
widząc, jak walczy z nadchodzącym snem.
- Ale przecież jest jeszcze tyle do ustalenia! – Mary natychmiast
podniosła bunt.
- Wpadnę jutro na makijaż, to dogadamy resztę – mruknęła Lily,
całując przyjaciółkę w policzek. – Moja kreatywność przestała działać blisko pół
godziny temu.
Ostatnie zdanie wyraźnie ją przekonało, bo westchnęła ciężko i zaczęła zbierać katalogi, zdjęcia oraz wszystkie swoje notatki.
- Idę po Syriusza – stwierdziła, ziewając potężnie. – Ciekawa jestem,
gdzie zniknął.
James odprowadził ją wzrokiem, a jego dobry humor natychmiast
wyparował. Pochwycił napoczętą butelkę i dopił ją jednym duszkiem. Mary przyjrzała
mu się uważniej znad zbieranych katalogów.
- Mam nadzieję, że wiesz, że między nimi nic nie było, nie
ma i nigdy nie będzie? – spytała, wstając z wiklinowej ławki.
- Hmm? – wymruczał, patrząc na nią zdezorientowany.
- Powinieneś się cieszyć, że twój najlepszy przyjaciel
nareszcie zaczął się dogadywać z twoją narzeczoną, James. W innym wypadku,
miałbyś nie lada problem. – Puściła do niego oko i zostawiła go samego, chcąc
zapytać jeszcze o coś Rudą.
Syriusz Black, największy podrywacz roku, totalnie nie
zdając sobie sprawy z tego, że jest pilnie poszukiwany, obściskiwał się właśnie
w najciemniejszym kącie kuchni z nowo poznaną Aurorką. Przyszedł tu tylko po kolejną
butelkę trunku i zauroczony niebiańską urodą dziewczyny, nie potrafił przejść obok
niej obojętnie. Jego cierpliwość właśnie się kończyła, więc
postanowił przejść do sedna sprawy i szepcząc towarzyszce plan na dalszą część
wieczoru czekał, aż łaskawie potaknie. Uzyskawszy satysfakcjonującą odpowiedź,
wyczuł, jak wciska mu w dłoń kluczyk i z błyskiem w oku oddala się w kierunku
schodów, w niesamowity sposób się przy tym poruszając. Czarnowłosy odczekał aż
zniknie na górze, po czym wyraźnie spragniony skierował swoje kroki do kuchni.
Nucąc pod nosem, wyjął szklankę i nalał sobie odrobinę dyniowego soku. Kątem oka
dostrzegł jednak, że przy długim stole ktoś siedzi. Lekko zbity z tropu, nadal
starając się utrzymać pewność siebie, wyjął drugą szklankę, a następnie
pochwycił dzbanek z sokiem i opadł koło dziewczyny, zaglądając przy tym w jej
notatki.
Dziewczyna na chwilę przestała notować, zakrywając dłońmi
napisany tekst i czekając aż przestanie. Syriusz zagwizdał rezolutnie, po czym
nalał do obu szklanek dyniowego soku, jedną z nich podając siedzącej obok
dziewczynie, która wyraźnie go zignorowała.
- W takiej sytuacji z reguły mówi się dziękuję – stwierdził lekko
poirytowany, stawiając szklankę na stole.
- Nie prosiłam – warknęła, przerzucając kilka kartek.
Westchnął i spojrzał na nią uważniej. Między nimi zapanowała
krępująca cisza. Dziewczyna usilnie starała się skupić na pisanym tekście, ale
czując na sobie jego przenikliwe spojrzenie, rzuciła pióro i nareszcie na niego
spojrzała.
- Co? – Jej ostry ton nie wróżył niczego dobrego.
- Wszystko w porządku? - Najwyraźniej troska w jego głosie
podziałała na nią niczym płachta na byka. Wywróciła oczami i zaczęła zbierać
swoje rzeczy.
- Daruj sobie, Black, bo jeszcze uwierzę, że naprawdę cię to
obchodzi.
- Mogłabyś, to by wiele ułatwiło – sarknął, podnosząc się z
miejsca w tym samym momencie co ona i łapiąc ją za łokieć.
- Odwal się. Przerabialiśmy to. Nie potrzebuję ani ciebie,
ani twoich wyrzutów sumienia, Black. W przeciwieństwie do innych, potrafię się
uczyć na własnych błędach, więc zostaw mnie wreszcie w spokoju, do jasnej
cholery!
Wyszarpnęła się z jego uścisku i nie oglądając się za siebie,
opuściła kuchnię. Przez moment wpatrywał się w drzwi, przez które wyszła,
wdychając słodki zapach jej perfum. Nagle wezbrała w nim wściekłość i nie
zważając na nic, cisnął szklankę przed siebie. W końcu zaklął głośno i przeklinając się w duchu, pobiegł za nią.
Rozdział jest cudowny, choć to akurat mnie nie zdziwiło bo wszystkie takie są^^. Jest dłuugi i tak przyjemnie się go czyta:)
OdpowiedzUsuńSyriusz. Jego wątek zainteresował mnie najbardziej a mianowicie to co będzie się działo pomiędzy nim, a Dorcas, no i oczywiście to, czy coś czuje do Lily. Nie pominę też tego jaki to znowu plan mógł wymyślić Dumbledore ale trzymam kciuki^^
W każdym rozdziale waszego opowiadania jest tyle ciekawych wątków, tyle emocji się w nich kryje, że to masakra:) Uwielbiam to:) Cieszę się, że w końcu pojawił się nowy rozdział i oczywiście czekam na więcej;p
Pozdrawiam
-Jacqueline
O BOZE *_*
OdpowiedzUsuńdedłam na zawał *ooo*
Cudownie :D
OdpowiedzUsuńNareszcie ! :) super rozdzial :) nie moge sie doczekac slubu Lily i Jamesa ^^ mam nadzieje ze kolejny rozdzial dodacie szybciej :) pozdrawiam i zycze weny :) :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, zresztą jak zawsze :) Nie mogę się już doczekać dalszego wątku Syriusza i Dorcas.
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac slubu ;*
OdpowiedzUsuńWspanialy rozdzial, ne moge sie doczekac nastepnego :-)
a może tak napiszecie jakąś notke w którym bedzie widac jak lily bardzi kocha jamesa? Bo poki co wnerwia mnie jej zażyłośc z syriuszem. Dajcie dowod ze lily faktycznie kocha pottera. Taki dowód przed slubem:) a ja nie moge sie doczekac ciązy lily:P
OdpowiedzUsuńJAPITOLEEEEE !!!
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ JEST CUDOWNY ! ;*
WY JESTESCIE CUDOWNE ! <3
CZEKAM NA NOWY ROZDZIAŁ...
MAM NADZIEJE ZE BEDZIE ŚLUB,
ZE DORCAS I SYRIUSZ JAKOS SIE DOGADAJA,
ORAZ... UWAGA...
ZE BEDZIE NAMIETNA SCENA Z LILY I JAMESEM.. !!! <33333
BYŁABYM W SIÓDMYM NIEBIE JAKBYSCIE CHOCIAZ MAŁY KAWAŁEK O TYM NAPISAŁY ;333
NIE WYMAGAM.. ALE LADNIE PROSZE ;**
P.S. NA PRWADE CZYTAŁAM WIELE BLOGÓW I WAS JEST NIESAMOWITY ! MACIE OGROMNY TALENT I WIELE MOZLIWOSCI..
CHCIAŁABYM WAS POZNAC OSOBISCIE.. <3
A.. I MAM PTANIA CZY LILY I SEV SIE JESZCZE SPOTKAJA ? CZY BEDZIE KLOTNIA MIEDZY LILY A JAMESEM ? CZY MERRY I LUPIN ZERWA ? SYRIUSZ SIE WYPROWADZI ?
POZDRAWIAM !
Zadajesz pytania na które nie znam jeszcze odpowiedzi :D a za całą resztę - dziękuje :)
UsuńMerry i Lupin na pewno nie zerwą, bo oni nawet nie są razem. Co innego Mary i Lupin. :)
UsuńJejku, jejku, jejku.Uwielbam.
OdpowiedzUsuńSyriusz jest podlym draniem, zdrajca, palantem, debilem, deklem i to on powinien byc nazywany Smarkiem, nie Snape. Moglabym mu zwymyslac jeszcze godzinami. Nienawidze Blacka i mam nadzieje, ze wreszcie wezmie swoje graty i wyniesie sie z domu Potterow. Jak on w ogole smie podrywac Lily (teraz juz rzadziej to robi i naprawde, scena w Krainie Cudow zbila mnie troche z tropu, chyba chcial ja utopic. ) Macie racje, ze nie pownien byc cieplymi kluchami, ale jak dla mnie jest czarnym charakterem w calej tej historii. Dorcas sie stoczyla, to nie byl dla mnie szok, ale to, ze Syriusz to niej poszedl to naprawde sie zdziwilam. On, wolny Pan Black Moge-Chodzic-Z-Nimi-wszystkimi nagle zaczal sie nia przejmowac? O nie, nie. Nie dziwie sie ani troche, ze Dorcas nie chce miec z nm nic wspolnego. Ale pewnie potoczy sie inaczej. Nie moja wola :3
Troche mi brakuje klotni James I Lily. Nie moge sie doczekac slubu i ciazy. Czytam rozdzialy juz trzeci raz i nadal nie moge sie oderwac.
Jak tam patrze, ze James bardzo, bardzo kocha Evansowne to mi sie zaraz przypomina piosenka Eneja (Eneju?) Lili. Do Maryy i FRemusa nie mam zastrzezen, super jest wszystko. Ich stosunki takze, i mam nadzieje, ze tak zistanie. LILY MUSI SIEE POGODZIC Z DORCAS!!! Normalnie az mi smutno, jak patrze na Dorcas wpadajaca w alkoholizm. Wszystko przez tego gnoja. I znow mam ochote zmywyslac mu. Piszecie cudownie. rozdzialy wspaniale. Bede sie starala komentowac kazdy rozdzial. Kiedy bedzie 64.?
P.S. Moj komentarz jest strasznie chaotyczny, ale chyba przekazalam wszystko w artystycznym nieladzie.
Pozdrawiam i z calego serca zycze weny.
I oczywiscie nie przekazalam wszystkiego czego chcialam.
UsuńJak tak sobie po raz szosty wrocilam do losowego rozdzialu to naszla mnie pewna mysl. A mianowcie. Gdzie sie ukrywa Glizdogon?! Boje sie, ze teraz sielanka, ciaza itp. A za trzy rozdzialy nagle bum! - Obzartuch wrocil, Voldemort z nim. Ugh. Mam nadzieje, ze sprawnie to zrobicie i ze nie skonczycie teego blogu zbyt szybko, straszne mnie wciagnal. Jak sobie ten Black pobiegl za Dorcas to m sie przypomniala piosenka Nie ma nas Patty. Teraz to juz naprawde koniec... na dzis.
I ostatnia sprawa... Bede sie podpisywac Veritaserum ;3
UsuńVeritaserum :D
Witajcie!
OdpowiedzUsuńNo to tak - zacznijmy od tego, że już jakiś czas temu przeczytałam Waszego bloga, ale jakoś nie miałam nastroju na komentarz. Poza tym, bałam się, że będę krzyczeć. Teraz trochę ochłonęłam i mogę spokojnie komentować.
A więc, czytając te wszystkie rozdziały, z każdym kolejnym słowem miałam ochotę walnąć tą Rudą Małpę. I w ogóle to przed wyrzuceniem monitora przez okno, powstrzymywała mnie tylko chęć dowiedzenia się, jak to wszystko się skończy, bo nie powiem - ciekawie było. Może i przez tą Rudą Małpę. Ale przyznajcie - ona jest naprawdę głupia. Jak można być tak niestałym emocjonalnie? Tak naprawdę, to już chyba James jest od niej mądrzejszy, chociaż chwilami również miałam niemałą ochotę, aby go zamordować.
Jeśli chodzi o resztę bohaterów, to są w miarę... normalni. Ale nie lubię Łapy. Nie mam pojęcia dlaczego, po prostu go nie trawię. Jest dziecinny, egoistyczny. Po co w ogóle poprosił o rękę Dorcas, skoro zaraz miał się tak okropnie zachowywać? Jeśli natomiast o samą Dorcas chodzi, to wolę ją bardziej w obecnym wydaniu niż tym wcześniejszym. Jako słodka przyjaciółka Lily rzadko pokazywała charakterek. ;)
Tak przechodząc do rozdziału, to w sumie mi się podobał, jak chyba wszystkie te nowsze. Co prawda był długi, ale jakoś tego nie odczułam - nawet nie zauważyłam, kiedy się skończył. W końcu dzieje się coś innego poza rozterkami miłosnymi bohaterów i nie mam ochoty non stop rzygać tęczą, to chyba dobrze, zważając na to, że niedługo ślub, ciąża i ciągle będzie słodko. O, właśnie, co do ślubu, przypomniał mi się dosyć istotny błąd - najpierw James mówił, że ślub odbędzie się za niecałe trzy tygodnie, a potem, że Lily stanie się mężatką za niecałe trzy miesiące. To chyba dosyć rażąca różnica. xd
Tak na koniec powiem jeszcze, że mimo wszystko, naprawdę polubiłam to opowiadanie i nie mogę doczekać się nowych rozdziałów. Oby było dużo Voldzia i Dorcas. ;D
Pozdrawiam.
Genialne!!!
OdpowiedzUsuńCudne i w ogóle. Naprawdę fajne - nie mogłam przestać czytać. Fajnie, że Syriusz i Lily zaczęli się dogadywać, a z tą pracą Syriusza w Krainie Cudów - extra! Jego mina musiała być bez cenna.
Dobry jest fragment o Dor i mam nadzieje, że Lily i Dor wkrótce się dogadają.
Fajny jest też o Sevie - nie spodziewałam się, że Dumbledore postawi przed Lily takie zadanie.
Ogólnie? Świetne. Ale dajcie troche więcej Jamesa i Lily oraz Dor i (oczywiście) Syriusza.
Czekam na CD!
Pozdro carmel z RR
W końcu kolejny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomiędzy Lily i Jamesem się układa. Ale nie zdzierżę Syriusza z Dorcas.
Podobał mi się ten fragment z Severusem.
W jego wykonaniu to się nazywa prawdziwa miłość.
Pozdrawiam! :*
Zostawcie Syriusza w świętym spokoju. Uwielbiam go. To ideał. W końcu nie może być ciepłymi kluchami. (Co to by był za Syriusz? No i kiedy James i Lily planują ślub, z kim ta druga bez niego by się kłóciła?) <3
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity i nawet nie zauważyłam jego końca. Fragment z Severusem to perełka. No i Jamesowi przydał się kubeł zimnej wody na ten jego wiecznie napuszony łeb, bo wreszcie ruszył tyłek i pomógł w przygotowaniach, choć jego zachowanie na samym początku rozdziału bardzo mnie niepokoiło. Nie mogę doczekać się dalszego ciągu.
Pozdrawiam,
Ponieważ po raz setny usunęło mi komentarz przez mój durny internet, ograniczę się do powiedzenia, że uwielbiam tego bloga głównie za to, że nie jest przewidywalny i banalny, a postacie niby-Rowling tak na prawdę już do niej nie należą.
OdpowiedzUsuńBrawa za to.
Ściskam mocno i czekam na kolejny rozdział,
Annie
Świetny szablon ;)
OdpowiedzUsuńJejciu, myślałam, że coś mi się popsuło. Świetny spis treści :)
OdpowiedzUsuńZmieniłyśmy, bo zbyt dużo rozdziałów mamy i robiło się to nie wygodne :)
Usuńi słusznie :)
UsuńO, nowy szablon widzę. Bardzo ładny szablon. Tak tu teraz... fioletowo. :)
OdpowiedzUsuńmoje drogie ten nowy szablon nie mieści mi sie w kadrze:) tzn nie widze co pisze po lewej stronie czyli rozdzałow i kiedy beda nowe notki. Prosze cos zrobcie
OdpowiedzUsuńSpróbuj wcisnąć jednocześnie ctrl i -. Obraz powinien się pomniejszyć. :)
UsuńDługie... Ale jak zawsze świetne. Niektóre momenty mocno mnie zaskoczyły. No i zniecierpliwiona czekam na tę notkę z Dorcas i Blackiem.
OdpowiedzUsuńAh, zapomniałam, świetny nowy wygląd, ale równieżmam ten problem co mój poprzednik.
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział? Bo już zapominam co się stało ;p Czekammmm.... =)
OdpowiedzUsuńach, nowy szablon jest jeszcze lepszy od poprzedniego :)
OdpowiedzUsuń