poniedziałek, 14 października 2013

14 października

Nie kochani - to niestety jeszcze nie notka...

Od blisko miesiąca stoję w miejscu. Nie potrafiłam opisać ceremonii, która w ostatnich tygodniach straciła u mnie na wiarygodności. Ciężko pisać bowiem o czyimś szczęściu w momencie kiedy nasze własne rozsypało się na tysiące kawałeczków. Aktualnie powoli to wszystko zbieram i układam nowy obrazek. Dotarłam też do punktu w którym notka będzie pewnego rodzaju oczyszczeniem, a Mademoiselle już mi wskazała powrót na tą ścieżkę. 

Nie wyznaczam terminu - liczę na Waszą cierpliwość i zrozumienie.

Pozdrawiam,
Lumos

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział Sześćdziesiąty Czwarty

Nie obiecujemy nic, bo ostatnio totalnie nam to nie wychodzi. Rozdział napisany już dawno - dodawany dziś pod wpływem impulsu i decyzji, że już nic więcej tu pasować nie będzie i wpychanie tu czegokolwiek na siłę nie przyniesie nic dobrego. Rozdział średniej długości, śmiało można stwierdzić, że jest formą przejściową i wzmagającą napięcie, które będzie kontynuowane w następnym rozdziale. Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że w następnej części doczekamy się wielkiego momentu, w którym Panna Evans przestanie być Panną Evans! :)

wtorek, 28 maja 2013

Rozdział sześćdziesiąty trzeci

Wiem, długo strasznie, ale musicie mi uwierzyć, że ostatnio zrobiło się niesamowicie ciężko... Do tej pory dodawałyśmy jak w zegarku, tym bardziej jest nam ciężko, nie tylko z tym, że wiecznie wszystko odkładamy, ale także i z tym, że niekiedy odbieracie to wszystko jako zwodzenie. Musicie nam jednak uwierzyć, że to wszystko ma swoje podłoże gdzieś głębiej i w większości nie jest z naszej winy, bo gdyby to od nas zależało - pisałybyśmy i tylko pisały, ale niestety tak się nie da i większość z Was pewnego dnia to zrozumie.
Co do rozdziału to można powiedzieć, że macie niemalże dwa w jednym, bo liczy on aż dwadzieścia jeden wspaniałych kartek, a byłoby więcej gdybym nie doszła do wniosku, że wątek Dorcas i Syriusza pogłębię w następnym rozdziale :) Osobiście uważam, że dość sporo się tu wyjaśnia, ale pomimo ilości stron sama czuję niedosyt, więc nie będę Was winić za zarzuty pod tym adresem.
Nie przedłużając - życzę niesamowicie przyjemnej lektury i pokładam nadzieję, że nam wybaczycie za tak długi okres oczekiwania.
one more thing: dodam, że muzyka jest ulubionym utworem Avis, a rozdział nie jest zbetowany :)


piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział sześćdziesiąty drugi

Długo - wiemy i bijemy się w pierś, ale "bycie dorosłym" ma swoje piękne zalety i jeszcze gorsze wady. Rozdział byłby także szybciej, gdyby nie pracowanie po 11 godzin i późne powroty, ale... osobiście jestem dumna, że w ogóle udało mi się go sklecić, bo miałam niemały problem.
Nie ma również Bety - nie było czasu, a wiemy, że kolejny dzień zwłoki działa jak płachta na byka. Mamy nadzieję jednak, że czternaście stronic wynagrodzi wszystko! :)
Aha! I nie mam zielonego pojęcia, co chcecie od mojego Syriusza... Ma być jak ciepłe kluchy? Przecież to Black, na Merlina! Ta krew nie może być taka o! :)

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział Sześćdziesiąty Pierwszy

Okej, znudziło nam się czekanie i doszłyśmy do wniosku, że i Wy czekacie już dużo za długo. Dodajemy więc rozdział, który pilnie potrzebuje poprawienia i prosimy o zignorowanie wszelkich błędów. Jak tylko spec od Czarnej Magii do nas dotrze - rozdział zostanie poprawiony.

Chcemy również przeprosić (głównie Lumos) za takie przeciągnie i nieustanne przekładanie terminu jej publikacji. To był szalony miesiąc, który przeleciał mi przez palce nie wiadomo jak i kiedy. Obiecuję poprawę i zrobię co w mojej mocy, aby w tym miesiącu pojawiły się jeszcze chociaż ze dwa nowe rozdziały.

Ostrzegamy również przed biegiem akcji. W tym rozdziale nie jest to jeszcze aż tak widoczne, ale od następnych może dać się we znaki. Nie będziemy bowiem ściśle trzymać się dat, terminów czy dni tygodnia. Ba! Nie zdziwcie się, jeżeli w jednym rozdziale z lipca zrobi nam się nagle wrzesień. Teraz będą pojawiać się  jedynie ważniejsze wydarzenia z życia naszych bohaterów i raczej nie będą one pisane tak systematycznie jak do tej pory. W Hogwarcie było łatwiej prowadzić akcję, teraz zaczynają nam się schody, a akcja prawdopodobnie nie będzie aż tak interesująca jak sam Hogwart. Między innymi dlatego chcemy to przyspieszyć i sprowadzić do wydarzeń priorytetowych.

Jak już wspomniałam w Proroku Codziennym, rozdział nie jest aż tak długi jaki chciałam ażeby był. Marzyła mi się rozbudowana, osiemnastostronicowa notka, a wyszło mi o pięć mniej, ale niestety tak musiałam urwać akcję. W innym wypadku byłoby to niewskazane :)

Nie przedłużając i w nadziei, że przekazałyśmy wszystko co miało być przekazane - życzmy miłej lektury :)

środa, 30 stycznia 2013

Rozdział sześćdziesiąty


A więc udało nam się stworzyć notkę w wyznaczonym terminie. I chociaż coś mi mówi, że Ciocia Dermatologia nie zniesie zbyt dobrze takiego ignorowania, to i tak jestem w pełni zadowolona z napisanego tekstu. W dodatku coś nam mówi, że zupełnie się tego nie spodziewacie :)
Miłej lektury wam życzymy!


niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział pięćdziesiąty dziewiąty


Na wstępie chcemy podziękować za nominacje do Liebster Award i jednocześnie prosimy o nie nominowanie nas już więcej. I tak nie mamy czasu brać w tym udziału i odpowiadać na te wszystkie pytania :)

Jak zapewne wiecie, zgłosiłyśmy się do konkursu na Bloga Roku. Pierwszy etap mamy już za sobą, ale przed nami kolejny. Od 24.01 do 31.01 jest głosowanie. Miło by było dotrzeć do chociażby dwóch kropeczek :)

Tak, jak obiecałam - jest kontynuacja akcji pomiędzy Dorcas i Syriuszem, która ma na celu udzielenie odpowiedzi na wasze wątpliwości. Jest to mój ukochany fragment. Mogę go czytać godzinami, serio!, i chyba nigdy mi się nie znudzi. W rozmowie z Mademoiselle wyszła jednak pewna wątpliwość, którą pragnę rozwiać - tak, Syriusza zmieniła urojona ciąża Dorcas. Zrozumiał, ile ma do stracenia oraz to, jak bardzo kocha to stworzenie. Postanawia się zmienić, ale jak wiemy - raczej nie za wiele mu z tego wyjdzie. Nigdy się nie ożenił i nigdy nie miał dzieci, ale zmiana - jak najbardziej.

Trochę więcej i Lily i Jamesa, chociaż ich wątek wchodzi tutaj pomału. Nie spieszymy się z wysunięciem ich na pierwszy plan, jeszcze zdążą się Wam znudzić, a chcemy w wyczerpujący sposób wykorzystać tematy, do których lada moment nie będziemy miały jak powrócić. W następnej notce będzie jednak ich znacznie więcej - to możemy obiecać.


Przyjemnej lektury!

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział pięćdziesiąty ósmy

Blog przeszedł totalną rewolucję. Niewiele ponad tydzień zajęło nam przewrócenie go do góry nogami. Niemalże wszystkie rozdziały są poprawione, chociaż i tak nie jest to wykonane w taki sposób, w jaki byśmy chciały. Właśnie dlatego nasza kochana Mademoiselle otrzymała prawa administratora bloga. W ten sposób łatwiej jej będzie kontrolować nasze błędy stylistyczne, ortograficzne i interpunkcyjne. Myślę, że z jej zapałem i nieposkromionymi ambicjami wkrótce nasz blog będzie pod tym względem wybitnie idealny :)

Jak widać, mamy nowy szablon, wykonany przez Elle.

Numer rozdziału zapewne zaskakuje najbardziej - stwierdziłyśmy, że 58 wygląda lepiej niż 102. W dodatku te początkowe były masakrycznie krótkie i niemalże jednowątkowe. Wpadłyśmy na pomysł, aby je tak połączyć, aby tworzyły spójną całość i wprowadzały więcej akcji. Dla czytelników to przecież i tak żadna różnica - "starzy" mają to już za sobą, a "nowi" i tak przeczytać muszą wszystko, prawda? :)

Zniknęły wszystkie komentarze, dedykacje i słowa od nas przed i po rozdziale. Na calutkim blogu nie znajdziecie nawet jedniutkiego komentarza. Jest to symbol tego, że zaczynamy od nowa. Żal nam było, kiedy z prawie 660 komentarzy nie zostało nic, ale słowo się rzekło :) Razem z tą zmianą następuje inna - od dziś przez tydzień wszystko zostaje po staremu. Natomiast za równiutko tydzień blokujemy komentowanie dla anonimów. Z nimi jest najwięcej bałaganu, a my wolimy wiedzieć, z kim mamy do czynienia.

Rezygnujemy ze strony głównej, a przynajmniej takiej, która u nas panowała do tej pory. Od dziś będziemy się posługiwać taką formą, jak teraz - informacje w specjalny sposób będą oddzielane od notki i widoczne najpierw. Dopiero po kilknięciu w link przeniesiecie się do treści rozdziału.

Zmieniłyśmy również kilka ostatnich rozdziałów, a właściwie wątek Syriusza. Nie ma już motywu z jego skokami w bok. Przynajmniej nie w takim wydaniu, w jakim był ukazany wcześniej. Szaleje z innymi, ale do łóżka ich nie ładuje. Dopisałyśmy prolog, ot tak, żeby był :)

Nie dodajemy też daty kolejnego postu - od dziś koniec z ograniczeniami, to strasznie demotywuje, a pośpiech i związane z tym pisanie "na siłę" raczej nam nie służą.

No cóż, to chyba wszystko z priorytetowych informacji. Nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć Wam przyjemnej lektury :)



sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział Pięćdziesiąty Siódmy: Najtrudniej pozbyć się straconych złudzeń


[muzyka]

Siedziała w pokoju wspólnym i przeżuwała kolejną porcję Fasolek Wszystkich Smaków Bertiego Botta. Jej wzrok skupiał się jedynie na kartoniku trzymanym w rękach, a w głowie po raz kolejny huczało tornado. Rozmowa z Mary sprzed kilku dni bardzo jej pomogła. Przede wszystkim dlatego, że chociaż jedna osoba poznała jej perfekcyjnie skrywany sekret. Zrobiło jej się lżej. Miała po swojej stronie chociaż jedną osobę, na której mogła polegać. Mary zapewniła ją, że postara się pomóc, a z samego rana zamówiła prenumeratę odpowiednich gazet, które obie przeglądały późnymi wieczorami. W jednej z nich natrafiły również na wzmiankę o testach potwierdzających domniemaną ciążę. To była w sumie pierwsza rzecz, o jaką zapytała Mary: czy ma pewność, że jest w ciąży. Nie miała stu procentowej, ale po rozmowie z panią Weasley nabrała pewności, że to, co dzieje się z jej organizmem, może być spowodowane tylko tym. Nie chciała iść do pani Pomfrey. Doskonale wiedziała, że zrobiłaby się z tego afera. Pielęgniarka na pewno poinformowałaby grono pedagogiczne, a przecież nie miała pojęcia, co dzieje się z dziewczynami, które zachodzą w ciążę! W bibliotece nie znalazła żadnej wzmianki na ten temat, a ona sama nie słyszała o takim przypadku. Bała się, że wyleci ze szkoły na trzy tygodnie przed egzaminami i nie zdobędzie nawet wykształcenia. W duchu dziękowała Merlinowi, że kiedy ciąża będzie widoczna, opuści mury Hogwartu i nikt nigdy się nie dowie, w jaką sytuację się wpakowała.
- O! – Policzki Mary zapłonęły czerwienią. – Syriusz ma identyczną koszulkę! Będą ze sobą wspaniale wyglądać! – zapiszczała z uciechy i zaznaczyła odpowiednią stronę w katalogu, zapewne po to, aby zamówić ową koszulkę.
Westchnęła cichutko i otarła potajemnie samotnie spływającą łzę. Chciałaby mieć entuzjazm, który siedział w Mary. Według niej, Black miał przejrzeć na oczy i wkrótce stać się najlepszym tatą w całym Hogwarcie, nawet jeżeli aktualnie omijał ją szerokim łukiem. Jej czekoladowe oczy odnalazły go w tłumie niemalże natychmiast. Siedział w najbardziej odległym końcu pokoju wspólnego i nie zaszczycał jej nawet najzimniejszym spojrzeniem. W ogóle starał się z nią nie przebywać w jednym pomieszczeniu, jeśli nie musiał. Jeżeli jednak sytuacja zmuszała ich do konwersacji, zwracali się do siebie w sposób bardzo uprzejmy, niemalże naturalny.
W tym z pozoru sielankowym obrazku było jednak coś, co nie uszło uwadze całej reszcie. W tonie ich głosu dało się wyczuć porażający chłód, a w spojrzeniach dostrzegali żywą nienawiść. W dodatku James Potter nie był głupi i doskonale wiedział, kogo spotkał tamtego wieczora w łóżku swojego przyjaciela. I chociaż nie miał sposobności, aby porozmawiać na ten temat z Syriuszem, to znalazł czas, aby wdać się w dyskusję z Remusem. Doszli do tych samych wniosków. To wszystko musi się jakoś łączyć. Nie mieli pojęcia jeszcze jak, ale wiedzieli, że prędzej czy później na pewno się dowiedzą.
Podobne obserwacje przeprowadzała również Lily. Od ubiegłej imprezy uważniej obserwowała zachowanie swojej przyjaciółki. Nie tylko dlatego, że Mary nagle przestała jej poświęcać tyle czasu, co poprzednio. Głównym powodem było raczej samo zachowanie szatynki. Jej huśtawka nastrojów, nieustanne i dobrze skrywane wymiotowanie, a także pochłanianie gigantycznych porcji jedzenia. To wszystko napawało Rudą wyraźnym poczuciem lęku o przyjaciółkę, a także ogromnymi wyrzutami sumienia. Nie miała tylko pojęcia, jak w tej całej układance przyczepić Blacka.
Zeszła z ostatniego schodka i oparła się o chłodną ścianę. Jej zielone oczy przyglądały się uważnie Dorcas. Przygryzła wargę, widząc wyraźnie ogromne sińce pod oczami, resztki łez na rzęsach i chociaż na ustach czaił się uśmiech, dostrzegła grymas bólu, cierpienia i zawodu.
- Jak myślisz, o co im chodzi? – usłyszała tuż przy swoim uchu i podskoczyła gwałtownie.
Odwróciła niepewnie głowę i odetchnęła z ulgą. Tuż za nią, z rozczochranymi włosami i nieskładnie zapiętą koszulą, stał nie kto inny, jak James Potter.
- Nie wiem – pokręciła ze smutkiem głową. – Wygląda na coś poważnego.
- Hmm...
Jego oczy wpatrywały się w przestrzeń, a na twarzy pojawił się nieznany jej dotąd wyraz. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiała, że James Potter intensywnie nad czymś... myśli! Z trudem stłumiła śmiech.
- Wiedziałem, że to się tak skończy – wzruszył ramionami, a jego orzechowe oczy ponownie odnalazły roziskrzony kolor nadziei. Widział w nich wyraźnie swoje odbicie i całą masę pytań, tak typowych dla tej drobnej istoty. Westchnął z niedowierzaniem. - Odkąd wlazłem do dormitorium i zastałem ją w jego pościeli. Samą. Wiedziałem, że to nie może się dobrze skończyć.
- Dorcas spała w waszej sypialni? Po tym wszystkim, co zaszło między nimi? Chyba ci się coś przewidziało! – zaśmiała się delikatnie i pokręciła głową.
- Wiem, co widziałem! – warknął, a wyraz jego twarzy powiedział jej, że nie kłamie. Jednocześnie poczuła wypełniającą jej ciało furię.
- Skąd wiesz, że to ma wpływ...?
- Bo jego nie było obok, a to standardowa zagrywka – przerwał jej delikatnie podenerwowany.
Zamyśliła się. Jej oczy pokryły się delikatną mgłą, a w głowie huczało od natłoku myśli. Dorcas była wyraźnie załamana. Owszem, robiła, co mogła, aby to ukryć, ale przecież jako jej najlepsza przyjaciółka doskonale wiedziała, kiedy Dorcas kłamie. Coś jej leżało na sercu, a najgorsze w tym wszystkim było to, że najprawdopodobniej jest z tym sama.
- A więc wiedziałeś o wszystkim – stwierdziła tak chłodnym tonem, na jaki było ją stać.
- Dowiedziałem się w momencie, kiedy wszedłem do dormitorium i ją w nim zastałem! Nie jestem idiotą. Natychmiast zrozumiałem, że coś jest nie tak, ale było za późno!
- Za późno?!
Oburzenie nie pozwoliło jej na spokojnie zebrać myśli. Na moment się zapowietrzyła, a on wykorzystał okazję.
- Na Merlina! Leżała w jego łóżku, w jego koszuli! Co miałem zrobić twoim zdaniem?! Przenieść do waszej sypialni i wmówić, że to, co wydarzyło się między nimi nigdy nie miało miejsca? Oboje są dorośli! Wiedzą, co robią i potrafią wziąć odpowiedzialność za swoje czyny!
W tym momencie, zarówno Black, jak i Dorcas, podnieśli się z kanap i ruszyli do przejścia pod portretem. Kiedy spotkali się pod dziurą, ich wyrazy twarzy zmieniły się natychmiast. Jej ciepłe, zmęczone oczy zaszły łzami. Jego usta wykrzywił grymas wściekłości i lekkiego zdziwienia. To wszystko trwało tak krótką chwilę, że nikt nie miał prawa tego zauważyć.
Dorcas poprawiła torbę i, tłumiąc szloch, wyszła z pokoju wspólnego. Black natomiast westchnął ciężko i rozejrzał się dookoła, jakby szukał odpowiedzi na dręczące go pytanie. Kiedy jego oczy odnalazły Jamesa, uśmiechnął się sztucznie i ruszył za swoją byłą, nim przyjaciel zdążył wykonać krok.
Jej zielone tęczówki z uwagą obserwowały każdy szczegół sceny, która przed chwilą się rozegrała i odnalazły postać drobnej, roześmianej blondynki. Patrzyła, jak Mary zbiera porozrzucane czasopisma, jak zapisuje coś na kartce i uśmiecha się szeroko. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Najprawdopodobniej coś jej umykało, ale nie miała jeszcze pojęcia, co to takiego.
- Dowiem się, o co w tym chodzi, bo nie wierzę, żeby głównym powodem była tylko tamta noc! – stwierdziła z mocą, a on uśmiechnął się delikatnie, zbijając ją tym z tropu.
Jego orzechowe oczy błądziły po jej cerze i niezliczonych piegach, a z każdym kolejnym w jego oczach pogłębiał się ten charakterystyczny wyraz ni to rozbawienia, ni to czułości. W końcu pochylił się i pocałował ją delikatnie w czoło.
- Ja również uważam, że Mary coś wie.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością i cmoknęła go w policzek, ale nim zdążyła się odwrócić i krzyknąć, ktoś chwycił ją za łokieć i przytrzymał. Poczuła wzrastającą irytację. Sekundę wcześniej mówił, że jej pomoże, a teraz ją zatrzymuje? Odwróciła się, a grymas wściekłości przemienił się w zaskoczenie. Miodowe oczy Remusa spojrzały na nią łagodnie, a uścisk zelżał.
- Zostaw. – Widząc pewien rodzaj buntu w jej zielonych tęczówkach, pokręcił głową i dodał: – Jestem niemalże pewien, iż mnie powie więcej.
I nim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, zostawił ją i ruszył do Mary, która właśnie zbierała swoje rzeczy. Otworzyła usta w wyraźnym szoku, a jej oczy odprowadziły przytulone do siebie sylwetki Remusa i McDonald. Prychnęła z niedowierzaniem i spojrzała na Pottera, który miał wyraźne problemy z tłumieniem chichotu.
- To nie jest śmieszne! – warknęła, chociaż kąciki jej ust niebezpiecznie zadrgały.
James dostrzegł jednak charakterystyczny błysk w jej oczach, który, jak dobrze wiedział, zwiastuje nadchodzącą awanturę. Pokręcił więc tylko głową, objął ją ramieniem i pocałował w nos, mrucząc:
- Pamiętaj, że nie musisz być z tym sama, mój mały Sherlocku. – I zapobiegając dalszej awanturze, splótł ich palce i dodał: - A teraz chodź, bo spóźnimy się na zielarstwo.

***

Chociaż był dopiero pierwszy tydzień maja, pogoda była niesamowita. Słońce świeciło wysoko, rzucając na dół całą stertę promieni, a ptaki głośno ćwierkały, śpiewając kołysanki. To wszystko wprowadziło ich w niesamowicie senny nastrój. Zwłaszcza uczniów siódmego roku, którzy zajęcia mieli w cieplarni. Słońce spowodowało ukrop, a zapach trawy, nawozu i kwiatów wywołał niepożądany efekt, a mianowicie lenistwo i „nic nie robienie”. Dlatego, kiedy po błoniach i zamku rozniósł się dźwięk dzwonka oznajmującego koniec lekcji, większa część uczniów odetchnęła z ulgą i z radością wysypała się z klas. Gryfoni wydostali się z cieplarni i z ulgą przywitali ciepły, łagodny powiew wiatru niosący świeże powietrze.
Mary natychmiast dogoniła Dorcas i już szukała czegoś w torbie, wesoło z nią paplając. Pozostała trójka przyjaciół wymieniła znaczące spojrzenia. Remus kiwnął głową i oddalił się w kierunku dziewcząt. Lekcja, która właśnie się zakończyła, była ostatnią w tym dniu, a więc nadszedł czas na wprowadzenie ich planu w życie. Ruda stała ze skrzyżowanymi rękoma i obserwowała, jak Lupin podchodzi i chwyta w ręce jakieś czasopismo. Sekundę później cała trójka roześmiała się głośno. W końcu chwycił Mary z rękę i oboje ruszyli wzdłuż jeziora. Dorcas uśmiechnęła się, ale nawet z takiej odległości Ruda dostrzegła błyszczące w jej oczach łzy. Westchnęła delikatnie.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak zdać się na urok osobisty Lunia. – James wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a następnie zarzucił torbę na ramię i dodał: – Quidditch czeka, widzimy się wieczorem.
Pocałował ją szybko w policzek i oddalił się w kierunku boiska. Uśmiechnęła się mimowolnie.

***

Widział wyraźnie wypełniającą ją euforię. Jej niebieskie oczy błyszczały z podniecenia, a ręce nie mogły przestać gestykulować. Był niemalże pewny, że gdyby to było możliwe, unosiłaby się kilkanaście centymetrów nad ziemią. Słowotok, którego dostała, wychodził gdzieś z jej środka i chociaż był totalnie nieskładny i bez sensu, dla niego oznaczał tylko tyle, że usilnie stara się coś ukryć.
- Słuchasz mnie?
Jej lekko rozczarowany głos oderwał go od unoszących się na niebie zarysów sylwetek i sprowadził na ziemię. Odwrócił głowę w jej stronę i mruknął nieprzytomnie.
- Co? Och, tak! Oczywiście, że tak!
- To co powiedziałam? – zapytała groźnie, a z jej oczu wyleciało kilka iskierek.
Zaklął w duchu. Jeszcze nigdy nie przeszedł tego testu.
 - Przepraszam, zamyśliłem się. - Posłał jej przepraszające spojrzenie.
Pokręciła głową i uśmiechnęła się słodko. Następnie pocałowała go w nos i ułożyła wygodniej na miękkiej, zielonej trawie.
- Jak zawsze, ciekawa tylko jestem, o czym tak intensywnie myślisz i czy to coś naprawdę jest ważniejsze ode mnie! – roześmiała się pogodnie i spojrzała na niego z ukosa.
Przygryzł wargę, a jego oczy obserwowały zniżające swój lot miotły. Słońce zaczęło zachodzić i rzucało czerwonawą poświatę na wszystko dookoła. Trening quidditcha właśnie się skończył. Spacerował z nią całe popołudnie. W brzuchu mu burczało, a jedyne, o czym marzył, to rzucić się na łóżko. Nie przeszkadzało mu towarzystwo ukochanej. Wręcz przeciwnie! Uwielbiał z nią spędzać czas, ale właśnie przeżył kolejną, bolesną przemianę, a jego zmęczenie i brak snu wyraźnie dawały o sobie znać. „Czy to coś jest ważniejsze ode mnie”, powtórzył w myślach i uśmiechnął się w duchu. Wszystko szło zgodnie z planem. Westchnął teatralnie i chwycił źdźbło trawy, mieląc go w rękach.
- Nic takiego – mruknął i natychmiast się zorientował, że wszystko idzie tak, jak powinno.
W jej niebieskich oczach błysnęło zainteresowanie i lekki niepokój. Podniosła się trawy i spojrzała na niego uważnie.
- Remusie, wszystko w porządku? – zapytała tak niepasującym do niej poważnym tonem.
Stłumił śmiech i, przybierając kamienną twarz, odwrócił się w jej stronę. Jego miodowe oczy patrzyły na nią z wyraźną troską i niepokojem.
- Martwię się o Dorcas – powiedział bez ogródek, a ona odetchnęła z ulgą i roześmiała się. – Mary! To nie jest śmieszne! Ja naprawdę się o nią boję. Wygląda jak swój cień. Raz je, raz nie je. Wiem też od Lily, że wymiotuje! A jak coś jej jest? Jeśli jest chora?! Była u pielęgniarki?
Blondynka uśmiechnęła się z czułością, pocałowała go delikatnie w policzek i oparła głowę na jego ramieniu.
- Nic jej nie jest – odparła i wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- Nic jej nie jest? Czy ty widziałaś, jak ona wygląda? Blada, sińce pod oczami, huśtawki nastroju! Nie mówiąc o...
- Kochanie – uniosła głowę i spojrzała na niego niebieskimi, roziskrzonymi oczami. – A jak, twoim zdaniem, powinna zachowywać się kobieta, która nosi w sobie malutką, kochaną istotkę? – zapiszczała, a świat zawirował mu przed oczami.
Zerwał się na równe nogi i spojrzał na nią przerażony. Jego oczy wędrowały od rozpromienionej twarzy, po brzuch i z powrotem na twarz.
- Czy t-ty? – wyjąkał. – Czy chcesz mi powiedzieć, że... że...
Roześmiała się jeszcze głośniej. Podniosła się z ziemi i pocałowała go z czułością.
- Nie, głuptasie! Nie ja!
Odetchnął z ulgą i roześmiał się niewyraźnie. Dopiero po chwili dotarł do niego sens słów, które wypowiedziała. Poczuł się tak, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Wytrzeszczył oczy, a jego miodowe tęczówki wpatrywały się w nią intensywnie, trawiąc wszystkie informacje. Blada, ziemista cera. Sińce pod oczami. Wymioty. Zwiększony apetyt. To wszystko mogło oznaczać tylko jedno. Jak to się stało, że się nie domyślili?!
Spojrzał na uradowaną twarz Mary, a słowa uwięzły mu w gardle. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Co z tego, że to nie on był ojcem? Co z tego, że to nie Mary była w ciąży? Przecież Dorcas była mu tak samo bliska, jak to drobne stworzenie stojące przed nim.
- Jest pewna? – wychrypiał tylko.
- Dzisiaj przekazałam jej test, który ostatecznie to potwierdzi – uśmiechnęła się rezolutnie, najwyraźniej nie dostrzegając tego, co działo się z Lunatykiem.
- A Syriusz? – Jej twarz natychmiast spochmurniała.
Zrozumiał wszystko, nie musiała odpowiadać.
- Jeszcze mu nie powiedziała – mruknęła ze złością. – Black zachował się okrutnie! Przespał się z nią po tej imprezie w pokoju wspólnym, a następnie stwierdził, że nic jej nie obiecywał!
Skrzyżowała ręce na piersi, a jej twarz wykrzywił grymas głębokiego oburzenia. Gdyby nie powaga sytuacji, na pewno by się roześmiał. Jednak informacje, które mu przekazała, sprawiły, że poczuł narastającą furię.
- Ale jestem pewna, że któregoś dnia będzie wspaniałym tatą! Remus? Remus! – krzyknęła, ale on najwyraźniej nie słyszał.
Mknął przed siebie z prędkością światła. Przeskakując już po trzy schodki w Sali Wejściowej. Przed oczami mu pociemniało, a w głowie huczało.
Syriusz Black. Jego przyjaciel. Ojciec dziecka, które nosiła w sobie Dorcas! Jak on mógł! Jak śmiał! Przeszedł go dreszcz, a ciało wypełnił nieposkromiony gniew, budzący jakiś zwierzęcy zew. Czuł, że jeszcze chwila, a straci panowanie i prawdopodobnie już go nie odzyska. Jego oczy przeczesały pokój wspólny, a kiedy nie zauważył tego, kogo szukał, przemknął przez sam środek pomieszczenia i, pokonując niemalże po cztery stopnie naraz, otworzył z hukiem drzwi i wpadł do sypialni, stając oko w oko z Syriuszem Blackiem.
- Ty... - wychrypiał i z trudem opanował szalejące w nim emocje.
Z łazienki wyłoniła się nagle jakaś blondynka. Nie zwróciła uwagi na nowo przybyłego. Wybuchła jedynie głośnym, perlistym śmiechem i pognała na łóżko, gdzie siedziały jej koleżanki. Spojrzał na przyjaciela z niedowierzaniem i widząc jego głupkowaty uśmiech, nie wytrzymał.
Przeraźliwy krzyk dotarł do uszu Rogacza. Tak jak niemalże cały pokój wspólny, natychmiast uniósł oczy i spojrzał z niepokojem w drzwi do własnej sypialni. Ogarnęło go delikatne przerażenie, kiedy tuż za nim pojawiła się Mary. Sama. Zaklął pod nosem i zaczął się przepychać przez tłum. Wspiął się po schodach i niepewnie otworzył drzwi.

***

Siedziała w łazience, a grube, słone łzy spływały po jej policzkach. Przez głowę przelatywała cała masa obrazów z ostatnich kilkunastu tygodni. Czuła ogromny uścisk w okolicy gardła, tak dobitnie palący i znany uścisk. W ostatniej chwili zmieniła pozycję i zwymiotowała. Przemyła twarz chłodną wodą. Siedziała w łazience już od piętnastu minut. Stres pożerał ją niesamowicie. W rękach torturowała opakowanie od testu ciążowego. Najlepszy sposób, na jaki kiedykolwiek wpadła Mary. Szybka wysyłka, niemalże stu procentowa dokładność i brak krępujących pytań.
Poczuła, jak burczy jej w brzuchu, ale na samą myśl o jedzeniu zrobiło jej się niedobrze. Ponownie pochyliła się nad toaletą. Otarła usta wierzchem dłoni i zagarnęła niesforne kosmyki. Była mokra od potu i skrajnie wyczerpana. Stres był ogromny, a w jej przypadku utrzymywał się od kilkunastu tygodni. Dzisiaj, za kilka sekund, będzie wiedziała na pewno.
Spojrzała na wiszący na ścianie zegar. Na trzęsących się nogach podeszła do jednej z pólek. Nie chciała, aby ktokolwiek jej towarzyszył. Sama chciała się z tym zmierzyć. Mary zjawiła się tutaj około pięciu minut temu, ale posłała ją do biblioteki. Sama nie wiedziała czemu. Teraz okropnie tego żałowała. Chciałaby, aby ktoś zrobił to za nią. Podniósł ten piekielny kawałek plastiku i odczytał wyrok.
Przełknęła ślinę, ponownie czując nachodzące pieczenie. Wzięła głęboki oddech i pochwyciła wyrocznię. Następnie pomału opuściła oczy i rozpłakała się jeszcze głośniej. Wynik był identyczny jak na poprzednich czterech. Pochwyciła je wszystkie i wypadła z łazienki. Musiała zobaczyć się z przyjaciółką. I to natychmiast.

Rozdział Pięćdziesiąty Szósty: Nie ma większej nienawiści, niż zrodzona z bliskości


[muzyka]

Wpatrywała się w niego z lekkim przerażeniem. Nie była pewna, czy nadal ma wszystko pod kontrolą. Nie wiedziała, czy to wszystko podąża w kierunku, w którym chciała, aby zmierzało. Stali naprzeciwko siebie, a powietrze dookoła nich zgęstniało. Miała wyraźne trudności z oddychaniem, a w dodatku nie bardzo wiedziała, gdzie ma uciec i czy w ogóle chce. Jego czarne oczy wpatrywały się w nią z taką intensywnością, że aż zaschło jej w ustach. W głowie Lily była totalna pustka i nie miała zielonego pojęcia, jak powinna się zachować.
 - Nie twoja sprawa – wychrypiała w końcu, a on przez chwilę musiał się zastanowić, o czym mówi.
W końcu zrozumiał, że to odpowiedź na jego pytanie i uśmiechnął się drwiąco, jednak nic nie powiedział. Nie wiedząc czemu, poczuła, jak zalewa ją fala wściekłości. Był draniem. Cholernym draniem, który mówił i robił to wszystko, aby udowodnić jej, że jest taka sama jak te wszystkie dziewczyny, które już omotał.
 - Na tej krótkiej liście na pewno nie odnajdziesz swojego nazwiska, Black – syknęła, a on uśmiechnął się szyderczo.
Jedną rękę mocniej zacisnął na jej dłoni, upewniając się, że na pewno nie ucieknie, a drugą łagodnie położył na jej talii. Opuszkami palców zaczął wodzić po jej plecach, co jakiś czas sprawiając, że przechodził ją dreszcz.
 - Nie wydaje mi się – szepnął, a jego ręka zjechała po pośladku i zatrzymała się na nieokrytym tuniką udzie.
Miejsca, po których krążyły jego palce, paliły niemiłosiernie. Stłumiła w sobie chęć przymknięcia oczu. Zamiast tego utkwiła w nim swoje roziskrzone tęczówki, a przez jej głowę przeleciało kilka obrazów, sytuacji z ostatnich kilkunastu dni.
 - Myślałeś kiedyś o tym, aby spróbować umówić się z prawdziwą kobietą? – spytała tak nagle i niespodziewanie chłodno, że aż zamrugał.
Opadła aura erotyzmu, którą wytworzyli, a na jego twarzy wymalowana była wyraźna dezorientacja.
 - Co masz na myśli, mówiąc „z prawdziwą”?
 - Bystrą. Wrażliwą. Inteligentną. Taką, która potrafi wypowiedzieć sensowne i logiczne zdanie, a nie taką, która chichocze jak idiotka i jedyne, co potrafi, to malowanie paznokci i inne tego typu dyrdymały – warknęła delikatnie poirytowana.
 - Starasz się w tym momencie obrazić Mary czy raczej sugerujesz, że właśnie taką kobietą jest Dorcas? – spytał z bezczelnym uśmiechem i przekręcił głowę, wpatrując się w nią z jeszcze większym zainteresowaniem.
Prychnęła poirytowana. Zrozumiał, że nie otrzyma odpowiedzi.
 - Nie każde spotkanie musi być tak cholernie przewidywalne i nudne jak spotkanie z tobą lub Dorcas.
 - Ale może chociaż jedno? – spytała z ironią. – Jeszcze chyba nigdy, poza Dorcas, rzecz jasna, nie widziałam, abyś potrafił uwieść dziewczynę, której inteligencja sięgała poziomu powyżej oczekiwań.
Wiedziała, że traci kontrolę. Zaczęła mówić rzeczy, których później mogła żałować, ale po raz pierwszy w życiu nie miała zamiaru się powstrzymywać. Cały gniew, który kumulowała w sobie od czasu tych urodzin, w końcu z niej uchodził. Nareszcie wypowiadała to, co naprawdę myślała, a nie to, co uważała za słuszne.
 - To nie rozmowa sprawia, że chcą się z tobą przespać. To twoja śmieszna pozycja. Reputacja, na którą pracowałeś i którą spieprzyła ci Dorcas. Wiecznie wolny, najprzystojniejszy huncwot! – prychnęła. – Gdyby nie to, żadna nie zwróciłaby na ciebie uwagi.
 - Wystarczy, że zwróci choć jedna, ta najbardziej nieosiągalna – wyszeptał. – Ta, która nigdy w życiu nie przyzna się do swoich cichych pragnień.
Zaniemówiła, myśląc nad tym, co powiedział. Próbując zrozumieć sens każdej wypowiedzianej literki i starając się zrozumieć, o co mu chodzi. A kiedy tak myślała, poczuła na twarzy uderzenie gorąca, jakby stała przed otwartym piecem. Zacisnęła dłonie w pięści i poczuła, że są mokre od potu. Chciała zaprzeczyć, wykrzyczeć mu, jak bardzo się myli i jakim jest draniem. Ale kiedy tak patrzył na nią upartym, wyzywającym spojrzeniem, musiała spojrzeć prawdzie w oczy. Zdarzało się, że kiedy obserwowała, jak Black podrywa te wszystkie piękne, ale jakże głupiutkie dziewczyny, zastanawiała się, jak to jest być obiektem jego zainteresowania. Chciała, aby i na nią spojrzał w taki sposób. I chociaż była na niego wściekła, sam dotyk jego palców, splecionych z jej, obudził w niej pragnienia, za które wściekała się na siebie.
Poczuła, jak wszystko się zlewa – gniew iskrzący między nimi, przeszywające ją spojrzenie jego czarnych oczu. Serce zaczęło jej bić ciężko i mocno, nie chcąc pompować do mózgu dostatecznej ilości krwi, aby mogła się bronić przed tym porażającym uczuciem. Światło zdawało się rozmywać to, na co patrzyła. Pokój stawał się niewyraźny, aż w końcu widziała tylko kpiące spojrzenie jego czarnych oczu.
Nie odezwała się. Bo i co miałaby mu odpowiedzieć? Ponownie mu się udało. Zbił ją z piedestału i pokazał, jak bardzo krucha jest jej przewaga. Na kilkanaście sekund opanowała sytuację, a on zniszczył to wszystkim jednym, jakże prymitywnym zdaniem. Najrozsądniejszym wyjściem było pozostawić to bez komentarza i udać się do dormitorium. Rano podniosą się z łóżek, a temat umrze śmiercią naturalną. Nigdy więcej żadne z nich nie będzie na tyle nierozsądne, aby poruszyć go ponownie. Właśnie dlatego delikatnie szarpnęła ręką i starała się wyswobodzić z jego uścisku, ale wtedy wydarzyło się coś, co kompletnie zburzyło jej trzeźwe myślenie.
Objął ją mocno w talii, przyciągając do siebie, i przycisnął usta do jej warg. Przez chwilę nie mogła pojąć, co się dzieje. Trwała oszołomiona i bezwolna. Czuła, że kręci jej się w głowie z niedowierzania. Jej mózg, nie wiedząc, co się dzieje, nie reagował, co pozwoliło Blackowi przesunąć dłoń po jej plecach i ująć za kark. Całował ją długo i mocno, wpijając się w jej usta, aż w końcu nie mogła złapać tchu. Jej umysł był tak zamglony, że dopiero po kilku sekundach oderwała gwałtownie głowę.
 - Co ty, do cholery, robisz?
 - To, o co mnie prosiłaś.
 - Prosiłam? Odbiło ci?!
 - Jeśli tak – powiedział, dysząc – to mnie powstrzymaj.
Zamknął jej usta kolejnym pocałunkiem. Zrobił krok do przodu, potem następny i jeszcze jeden, aż w końcu dotarli do jednej z kanap, ale zamiast na nią opaść, przyciągnął ją mocniej do siebie. Bez zbytniego przekonania próbowała się wyrwać, ale on nie przestawał. Całował ją, aż pokój ponownie zaczął wirować.
Powstrzymaj go, huczało jej w głowie. Powstrzymaj, powstrzymaj...
Jednak nie przeszła od słów do czynów. Wiedziała, że w Syriuszu drzemie coś z Blacków, że jest wyrachowany i zimny, a przede wszystkim ma ową charakterystyczną pewność siebie i zdolność do wynoszenia siebie ponad innych tylko dlatego, że nazywa się Black. Owszem, było w nim również coś takiego, co nie pasowało do starej, czystokrwistej rodziny. Potrafił dać innym coś zupełnie bezinteresownie, ale teraz ponownie zobaczyła w nim to, czego nie przeczuwała. Coś, czego nie dało się opanować. I coraz bardziej ją to podniecało. Coś, co chciała poczuć raz jeszcze od tego feralnego pocałunku dawno temu.
Miał rację. Mogła go odepchnąć bardziej stanowczo, mogłaby się wyrwać, krzyknąć lub nawet kopnąć z całej siły, żeby od razu padł, ale teraz, kiedy jej ukryte fantazje, przed którymi tak długo się broniła, stawały się rzeczywistością, chciała tylko zatopić się w jego pocałunku. Wiedziała, że nic do niej nie czuje. Całował, żeby ją uciszyć, żeby coś jej udowodnić. Wiedziała, że jeżeli tego nie powstrzyma, już zawsze będzie żałować. Ale ona nie chciała go powstrzymywać...
Czuła, jak jego ręka żałośnie przytrzymuje jej kark, jakby się bał, że lada moment mu ucieknie. Druga natomiast ponownie zjechała z pleców, podciągnęła delikatny materiał i wylądowała na jej nagim udzie. Drgnęła tak, jakby jego dłoń była z ognia. Przesunął dłoń wyżej, wpatrując się w nią z pożądaniem, tak pierwotnym i silnym, że ją paraliżowało. Doszedł do końca jej uda, a ona zadrżała z rozkoszy pod jego dotykiem. Wstrzymała oddech, czekając rozpaczliwie na jego dotyk i równocześnie przeklinając się za to. A kiedy wsunął palce pod krawędź jej majtek, uśmiechnął się z triumfem. Jęknęła delikatnie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co odkrył. Była rozgrzana i wilgotna z pożądania.
Przez trzydzieści długich sekund stali i wpatrywali się w siebie z dziką intensywnością. Zbici z tropu, nie wiedząc, co dalej zrobić z tym, do czego już doszli. Oddech pomału się wyrównywał, dłoń powróciła na plecy, ale serce nadal biło z zawrotną prędkością. I chociaż starała się, aby jej twarz nie wyrażała kompletnie niczego, to nie mogła wyrzucić błagającego głosiku ze swojej głowy, aby zrobił coś, zanim będzie za późno... Nim aura do reszty się zepsuje, a oni udadzą się do łóżek i prawdopodobnie już nigdy nie spróbują siebie nawzajem. Ale minuty ciągnęły się w nieskończoność, a on tylko stał, patrząc na nią z delikatnym niedowierzaniem i zaskoczeniem. Myślał gorączkowo nad tym, czy powinien wykonać kolejny krok. I wtedy westchnęła. Tak cicho i delikatnie, że z trudem to zanotował. Wyplotła się z jego uścisku i starannie poprawiła sukienkę.
Dał jej kolejne trzydzieści sekund, a później, najdelikatniej jak tylko potrafił, ujął jej podbródek i złożył nieśmiały pocałunek na jej wargach. Przyjęła zaproszenie, a więc poprawnie odczytał znaki, które mu wysłała. Uniósł obie dłonie i otoczył nimi jej twarz. Ręce Lily natychmiast rozpoczęły wędrówkę po plecach.
Jak wielkie było jego zaskoczenie, kiedy jako pierwsza pochwyciła guzik jego koszuli, a później następny i kolejny. Pchnął ją delikatnie, a ona zachwiała się niebezpiecznie i, straciwszy równowagę, opadła na kanapę i spojrzała na niego z wyraźnym zaskoczeniem. Rozpiął ostatnie trzy guziki swojej koszuli, a następnie odrzucił ją na jeden z foteli i opadł na kanapę tuż obok niej. Jego usta ponownie odnalazły jej rozgrzane wargi. Ułożyła się wygodniej, opierając głowę o jeden z podłokietników. Jego usta ześliznęły się po jej policzku i wylądowały na karku. Odchyliła głowę, jęcząc w duchu, aby nie przestawał. Przesuwał ustami po jej gładkim ciele, aż znalazł miejsce, w którym szyja przechodzi w ramię i... ugryzł ją. Wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej ciało wygięło się delikatnie pod wpływem tej niespodziewanej pieszczoty. Jednocześnie w jej pocałunku pojawił się pośpiech i niespotykana dotąd zachłanność.
Jego usta nadal błądziły po szyi i dekolcie dziewczyny, ręce natomiast zsunęły się po jej ciele, chcąc dotrzeć do ud. Nie chciała przerwać pocałunku, bojąc się, że w momencie, kiedy ich usta oderwą się od siebie, cała magia ponownie pryśnie. Nie chciała znaleźć się w sytuacji, w której zrywa się z kanapy i biegnie do sypialni jak speszona dziewczynka. Chciała, aby ta chwila trwała. Właśnie dlatego mocno wpiła się w jego usta i pomału się unosiła, idąc w ślady za jego ciałem, a kiedy poczuła, jak jego palce chwytają delikatny materiał, uniosła pośladki, umożliwiając mu tym samym wykonanie kolejnego kroku.
Ręce delikatnie mu drżały, kiedy mocniej zacisnął palce na sukience i powoli, z rozwagą zaczęły unosić materiał ku górze. Jednocześnie wytężył zmysły, oczekując nagłego sprzeciwu z jej strony. Wiedział, że ten krok jest najtrudniejszy. Może przyjść nagłe opanowanie, a wtedy nie będzie w stanie przywrócić tej niesamowitej aury. Przez chwilę w jego głowie pojawił się alarm. Właśnie sięgnął po coś, co było cholernie zakazanym owocem, a w dodatku wcale się z tym nie kryli. Znajdowali się przecież w pokoju wspólnym. W każdej chwili ktoś może tu wejść i ich nakryć. Może zepsuć wszystko, bez pytania ładując się pomiędzy nich.
Jednak nie był w stanie zastanawiać się nad tym dłużej. Niebieska sukienka, którą miała na sobie, opadła na dywan tuż koło nich, odkrywając to, co do tej pory mógł sobie jedynie wyobrażać. Małe, ale idealnie ukształtowane piersi. Wspaniały, delikatny brzuch z idealnym wcięciem. I biodra, przez które aktualnie przebiegały cieniutkie paseczki od jej czarnej, koronkowej bielizny. Jęknął z zachwytu, a ona spłonęła rumieńcem i delikatnie się spięła.
Pocałował ją, długo i głęboko, tak, że oboje stracili oddech. Wsunął dłonie pod jej ciało i dotarł do zapięcia od stanika, uwalniając tym samym jedwabiste piersi. Szybko odrzucił na bok niepotrzebny fragment ubrania i niemalże natychmiast zamknął je w swoich dłoniach. Wciągnął powietrze i przesunął usta do ich wierzchołka, ssąc chciwie sutek i torturując go językiem. Wydała z siebie cichy, zduszony jęk, a on wiedział już, że jest jego. Przez chwilę w jego głowie pojawiła się ciekawość, czy taką samą rozkosz daje jej James, ale szybko wyrzucił to gdybanie ze swojego umysłu. Zjechał dłońmi niżej i pewnym ruchem, niemalże niezauważalnie, zsunął jej majtki. Przesunął się delikatnie i wśliznął między jej kolana. Powoli pochylił się i musnął ustami wewnętrzną część jej uda. Wstrzymała oddech i delikatnie się spięła. Uśmiechnął się delikatnie i przesunął usta odrobinę w górę, przyzwyczajając ją do owego dotyku i chcąc się upewnić, że zdaje sobie sprawę z tego, że zmierza do jej najbardziej intymnego miejsca. Kiedy poczuł, że się wyluzowała, a jej oddech przyspieszył, przesunął usta o kolejne trzy milimetry, jednocześnie kładąc dłoń na jej wzgórku łonowym i zagłębiając palce. Przeciągły jęk, który wyrwał się z jej ust, doprowadził go niemalże do obłędu. Z trudem opanował chęć wejścia w nią i zaspokojenia własnych potrzeb. Chciał jej kosztować. Tak długo i intensywnie, jak tylko będzie mógł. Nie miał przecież pojęcia czy i kiedy nadarzy się kolejna tego typu okazja.
Delikatnie przygryzł skórę na jej udzie. Z satysfakcją przyjął jej wygięte w łuk ciało, które drgnęło gwałtownie. Wstrzymała oddech, kiedy jego usta odnalazły jej kobiecość. Wysunął palce, a językiem zatoczył delikatne kółko, nasłuchując jednocześnie. Wiła się pod nim, błagając tym samym, aby nie przestawał i ponaglając delikatnie. Przesunął koniuszkiem języka wzdłuż jej łechtaczki, a następnie oderwał go i wsunął w centrum tylko po to, aby ponownie powrócić do poprzedniego ruchu. Wydała z siebie zduszony okrzyk, a jej dłonie odnalazły jego głowę. Wsunęła palce pomiędzy jego włosy i zacisnęła. Odgięła głowę do tyłu i rozchyliła usta w niemym krzyku rozkoszy. Wsunął w nią dwa palce, nie przestając jednocześnie tańczyć językiem w najbardziej wrażliwym miejscu. Uśmiech triumfu wykrzywił jego twarz w momencie, kiedy zadrżała pod nim i wydała z siebie przeciągły okrzyk rozkoszy.
Leżała na kanapie i oddychała głęboko, chcąc opanować targające nią emocje. Jeszcze nigdy, przenigdy nie czuła czegoś takiego. Uwolnił ją od swojego dotyku, a ona wydała z siebie delikatny jęk zawodu. Odszukał wargami jej ust i pocałował delikatnie. Oddała go z niesamowitą namiętnością, na nowo wprawiając ich w atmosferę pożądania. Był lekko zaskoczony, kiedy przysiadła na kapie, wyplątała dłonie z jego włosów i przesunęła je na klatkę piersiową. Jej dotyk spowodował dreszcz rozbudzający na nowo jego ciało. Zamknął oczy i pocałował ją, a kiedy jęknęła delikatnie, z trudem mógł łapać powietrze. Przesuwał ręce po jej nagim ciele, po raz kolejny odkrywając jej fantastyczne walory. Słyszał jej urywany oddech, a jego dłonie ponownie poruszały się po jej plecach, zjeżdżając w dół. Delikatnie przygryzła jego kark, powodując, że sparaliżowała go nagła fala rozkoszy. Zauważyła to i zaczęła krążyć językiem wzdłuż jego szyi, docierając do ucha, które przygryzła delikatnie.
O kurwa, przemknęło mu przez głowę, a następnie osunął się w nicość, kiedy poczuł jej ręce siłujące się z rozporkiem. Jego pocałunek stał się dziki i zachłanny. Pomógł jej, zrzucając z siebie spodnie, a tuż po nich bokserki, a następnie w zniecierpliwieniu pochwycił jej dłoń i poprowadził do swojej męskości. Dotyk jej delikatnej skóry sprawił, że przestał oddychać. Zacisnął oczy i usta, odchylił głowę do tyłu i poddał się rozkoszy. Powoli zaczęła ruszać dłonią w górę i w dół po całej jego długości, dostosowując siłę nacisku do jego nierównego oddechu. W końcu zebrała w sobie odwagę i zamknęła usta na jego główce, powodując tym samym, że z jego ust wydobył się urwany, świszczący dźwięk. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Błądziła językiem po delikatnej skórze, robiła kółka, ósemki, a później ponownie wzdłuż jego długości. Chciała mu dać taką przyjemność, jaką on dał jej.
Nagle chwycił ją mocno za ramiona i przyciągnął do siebie, dysząc ciężko i niemalże w ostatniej chwili przerywając to niesamowite doznanie. Wbił swoje usta w jej wargi i złączył ich w dzikim, namiętnym pocałunku. Zniknęła delikatność i ostrożność. Zatracali się w miłosnym uniesieniu. Dotyk stał się bardziej natarczywy, a pocałunek jeszcze bardziej głęboki. Poruszyła niespokojnie biodrami, pozwalając, by się w nią wbił.
O kurwa!
Zacisnął powieki, głośno jęcząc. Podniosła się, prawie go wypuszczając, aby po chwili ponownie na niego opaść. Zaczęła rytmicznie się poruszać, stopniowo przyspieszając, aż w końcu jej ruchy były mocne, szybkie i pewne. Odchyliła głowę do tyłu, a jej spojrzenie stało się błędne. Najpierw zaczerwienił się jej dekolt, a później ogromne rumieńce pojawiły się na policzkach. Nie przestając się poruszać, zacisnęła powieki i zatraciła się w swoich doznaniach.
Po paru sekundach fala nieopisanej rozkoszy uderzyła go z ogromną siłą. Chwycił ją za uda i zaczął poruszać biodrami, wbijając się w nią, gdy na niego opadała. Drgał pod wpływem pulsowania przeszywającego go z rozkoszą. Odrzuciła głowę, zaciskając dłonie na jego ramionach z dziką siłą. I nagle wydała z siebie cichy szloch ulgi i spełnienia, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Runęła na kanapę, dysząc ciężko. Rude pasma opadły na jej twarz, ale nie próbowała ich odgarnąć.
Patrzył na nią zdezorientowany i wyraźnie zaskoczony. Nie mógł uwierzyć w to, co wydarzyło się przed chwilą. Po raz pierwszy zobaczył ją w takim wydaniu. Dziką i nieposkromioną. Szaloną i zdolną do rzeczy, o które przenigdy by jej nie podejrzewał. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie ona dała mu taką rozkosz, jakiej nie dała mu żadna dziewczyna, z którą do tej pory był. Miejsca, w których dotknęła go swoimi wargami, wręcz paliły. Patrzył z otępieniem na jej delikatnie rozchylone usta i falującą klatkę piersiową. Na jej kształtne piersi i sterczące sutki, a do jego głowy dotarło, że była kobietą, z którą mógłby spędzić resztę swoich dni. Dla której mógłby porzucić życie wiecznego huncwota i ustatkować się...
Jej klatka piersiowa unosiła się w łagodnym, równomiernym oddechu. Malinowe usta były rozchylone, a zielone oczy wpatrywały się w niego z zaciekawieniem. Poczuł, jak na nowo ogarnia go podniecenie. Miał przeogromną ochotę ponownie zasmakować jej ust i delikatnego ciała. Poczuł, jak budzi się w nim dzikie pożądanie. Właśnie dlatego pochylił się i wpił w jej usta. Nie dbał o łagodność i czułość. Przygryzł zębami jej wargi, a kiedy syknęła z bólu, wbijając jednocześnie paznokcie w jego plecy, zaklął w duchu. Działała na jego zmysły tak niesamowicie, że aż go to przerażało. Wystarczył najmniejszy pocałunek, najlżejszy dotyk, a on niemalże szczytował. Odwzajemniła pocałunek z taką samą dzikością. Jej paznokcie jeszcze mocniej wbiły się w jego plecy, przyciągając go tym samym do siebie. Przylgnął do niej całym swoim ciałem. Czuł słodki nacisk jej piersi, a z każdą sekundą tracił kontrolę. Otworzył oczy i spojrzał w jej roziskrzone tęczówki. Zobaczył w nich pewność i pożądanie. Uśmiechnęła się delikatnie i rozchyliła uda, a kiedy wszedł w nią bez uprzedzenia z nieposkromioną zachłannością...
Znikąd dotarł do niego ten charakterystyczny dźwięk. Skądś go znał i przez chwilę musiał się zastanowić, a dźwięk stawał się coraz bardziej natarczywy, wymieszany z cichym pojękiwaniem. Czuł jej wbijające się paznokcie i widział odchyloną głowę. Rozchylone usta, z których wydobywał się urwany oddech. Był coraz bliżej spełnienia, więc pogłębił i przyspieszył ruchy. Obraz się rozmazywał. Przymknął oczy, a owy dziwny dźwięk się nasilił. Był niemalże pewien, że takie samo brzmienie ma zniecierpliwione pstryknięcie palcami u Lily. Wydał zduszony jęk, kiedy skórę pokryła gęsia skórka, a ciało, które było pod nim, wygięło się w łuku i zadrżało delikatnie. Opadł na nią i odnalazł swoimi ustami jej. Otworzył oczy i wyprostował się gwałtownie.
Lily siedziała naprzeciwko niego w tej piekielnej niebieskiej sukience i z książką w ręku. W wyrazie jej twarzy było jednak coś dziwnego. Zamrugał kilka razy, a obrazy wymieszały się. Widział spoconą, zaczerwienioną twarz otoczoną rudymi kosmykami, a kiedy otworzył oczy, nadal siedziała przed nim i patrzyła na niego z wyraźnym niepokojem. Spojrzał szybko na kanapę, która aktualnie wyznaczała bezpieczny dystans pomiędzy nimi. To wszystko było tak niesamowicie realistyczne. Ponownie spojrzał na Rudą.
 - Wszystko w porządku? – spytała zaniepokojona.
Jej głos był tak inny od tego, który słyszał przed chwilą.
 - Tak, chyba tak – wyjąkał i rozejrzał się dookoła.
Kilkanaście osób przyglądało mu się z uwagą. Jego wzrok ponownie powrócił na kanapę. Zamknął oczy i ponownie odnalazł ten wspaniały obraz. Jęknął cicho. Przysnął? A może nie? Ile z tego wszystkiego zostało wypowiedziane, a ile wydarzyło się tylko w jego głowie? Znów spojrzał z niepokojem na Rudą. Właśnie gramoliła się z fotela. Kusa sukienka podwinęła się trzy centymetry, odkrywając udo. Przełknął ślinę i odetchnął głęboko. Obserwował każdy jej najmniejszy ruch. Jak odgarnia włosy, jak poprawia sukienkę, aż w końcu szepta cicho „dobranoc” i kieruje się do swojego dormitorium. Kiedy go mijała, jej dłoń przez przypadek musnęła jego ramię. Przeszył go dreszcz, a do nosa dotarł zapach jej perfum.
 - Ej, Evans! – mruknął, przymykając oczy i uśmiechając się delikatnie.
Dał jej trzydzieści sekund na opanowanie pierwszego szoku. Następnie otworzył oczy i uniósł głowę, aby spojrzeć na nią zalotnie.
 - Umówisz się ze mną? - wymruczał, bez skrępowania zatrzymując wzrok na jej ustach, dekolcie i krągłych biodrach.
Uśmiechnęła się niewinnie, przeczesała włosy palcami, a następnie pochyliła się i pogłaskała go delikatnie po policzku.
 - Nigdy nie będziesz Jamesem, Black – szepnęła tak blisko jego ucha, że niemalże musnęła je wargami.
Dzieliły ich milimetry, a powietrze było jakby naelektryzowane. Złożyła na jego czole krótki pocałunek, sprawiając, że przeszedł go dreszcz, odnajdujący ujście w odpowiednim miejscu. Kiedy ruszyła do dormitorium, odprowadził ją wzrokiem, z wyraźnym pożądaniem obserwując jej idealny tyłek. Założył ręce za głowę i uśmiechnął do siebie. Miała rację. Nigdy nie będzie Jamesem, ale przecież był Blackiem, prawda?

***

Wgramolił się po schodach, ledwo widząc na oczy. Pchnął drzwi, które otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Mruknął niezadowolony. W tej chwili każdy dźwięk wydawał się zdecydowanie za wysoki. Był zmęczony, głodny, a kac morderca nadal torturował jego głowę. Pieprzona McGonagall i jej szlaban!
Jęknął, zdjął koszulkę i odrzucił na bok jeansy. Następnie przeczesał włosy palcami i na oślep ruszył w kierunku swojego łóżka. Nie przejmował się zbytnio hałasem, który powodował. Lupin był we Wrzeszczącej Chacie, a Glizdogon zawsze spał jak zabity. W jednej ręce ściskał kurczowo czekoladową żabę, a w drugiej resztkę Fasolek Wszystkich Smaków. Pół pudełka znajdowało się w jego pościeli, a trzy wbijały mu się w jeden z policzków. Westchnął, a kiedy oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zauważył coś, co powinien dostrzec natychmiast po przekroczeniu progu.
Wyczuł, że coś jest nie tak. Sypialnia nie przypominała tej, która należała do Huncwotów. Panujący tu zazwyczaj chaos i bałagan zniknął. Wszystko było posprzątane, uporządkowane i posegregowane. Łóżka były pościelone, a na jednym z nich... spała Dorcas. Zatrzymał się gwałtownie, z niedowierzaniem wpatrując się na łóżko przyjaciela. Dziewczyna mruczała przez sen, a czekoladowe kosmyki opadły jej na twarz. Biała koszula odbijała się od jej ciemnej karnacji, a jeden z guzików pozostawił ślad na delikatnym policzku. Zamrugał kilkakrotnie i zaklął w duchu. Właściwie, to nie miał pojęcia, czy powinien się cieszyć, czy raczej wściekać. Znał swojego przyjaciela nie od dzisiaj. Wiedział, co oznaczała obecność kobiety w jego pościeli. W tej chwili zastanawiał się jednak nad skutkami. Do tej pory przyprowadzał tu przypadkowe dziewczęta, których imion nie pamiętał lub po prostu nie znał. Teraz leżała tu Dorcas. Jego narzeczona. Była narzeczona! Jedyna, która w blasku pozostałych jego ofiar, była prawdziwą perłą.
Zmierzwił włosy. Syriusz nie wspominał, że ma zamiar do niej wrócić. Czy wobec tego noc, którą ze sobą spędzili, była przypadkowym epizodem? A może impulsem, który spowodował, że do siebie wrócili? Szatynka przeciągnęła się i uniosła powieki. Rozejrzała się niepewnie po sypialni, a jej oczy odnalazły jego sylwetkę.
 - Syriusz? – mruknęła w przestrzeń.
 - Przysnął na kanapie – odpowiedział James po dłuższej chwili.
Nie mógł zobaczyć jej twarzy, ale był pewny, że się delikatnie zarumieniła. Nie powiedziała nic więcej, a i on miał totalną pustkę. Co mógł rzec? „Cieszę się, że znów jesteście razem”? A może: „Pilnuj go, bo ma w planach numerek z tą rudą piątoklasistką”? W końcu jej głowa ponownie opadła na poduszkę. Nie spała. Widział wyraźnie odbijający się w jej oczach blask księżyca. Mruknął coś cicho pod nosem i poczłapał do swojego łóżka. Ułożył się na nim i założył ręce za głowę. Sen, który męczył go od przeszło czterech godzin, wyparował z niego natychmiast. Odczekała piętnaście minut, a później najciszej jak tylko umiała, wyplątała się z pościeli. Obserwował, jak skrada się do drzwi, poprawia włosy, rzucając szybkie spojrzenie w lustro. Nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że coś jest nie tak...

***

Nie miała pojęcia, która może być godzina. Wypity alkohol, zmęczenie i osłabienie, które jej towarzyszyło w ostatnich dniach spowodowało, że była skrajnie wyczerpana. Spała wiele godzin, regenerując siły po ciągłym bieganiu do łazienki. Aktualnie była w fantastycznym humorze. Co prawda towarzyszyło jej lekkie rozczarowanie, że nie doczekała się swojego ukochanego, ale przecież James powiedział, że znajdzie go w pokoju wspólnym.
Cichutko przemknęła przez ich sypialnię i starannie zamknęła za sobą drzwi. Blask księżyca pozwolił jej zrozumieć, że musi być dosyć późno. Nie szukała wobec tego swoich ubrań. Założyła, że w pokoju wspólnym nie będzie już nikogo poza nim. A nawet jeśli – niech widzą, że znów należy do niej!
Podeszła do balustrady i spojrzała w dół. Uśmiechnęła się z czułością, widząc, że przysypia nad wieczornym wydaniem Proroka. Poprawiła włosy i ruszyła po schodach w dół. Pokój wspólny był niemalże opustoszały. Gdzieniegdzie można było dostrzec niedobitki usilnie odrabiające prace domowe na poniedziałkowe lekcje. Niemalże w podskokach podeszła do kanapy, na której leżał, a następnie pochyliła się i pocałowała go w policzek. Drgnął zaskoczony i posłał jej pytające spojrzenie. Wzruszyła ramionami i opadła na fotel nieopodal.
 - Piszą coś ciekawego? – spytała po dłuższej chwili, ale nie doczekała się odpowiedzi. - Wiesz, zastanawiałam się, co zrobimy w zaistniałej sytuacji... Co prawda dom jest twój, ale przecież teraz to chyba nie ma znaczenia, prawda? Udało mi się naprawić wszelkie szkody...
Nie słuchał jej. W jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Nie miał pojęcia, o czym do niego mówi. Przez miesiąc się do siebie nie odzywali, a ona nagle powraca do tematu mieszkania. Przecież powiedział jej, że może go zatrzymać. Odłożył gazetę i spojrzał na nią uważniej. Jej oczy błyszczały, a na policzkach wykwitły rumieńce. Ze słów, które z siebie wyrzucała, docierały do niego jedynie wybrane: „remont”, „przyszłość”, „pokój dziecięcy”.
 - Chwila, chwila, chwila! – Potrząsnął gwałtownie głową, odłożył gazetę na bok i usiadł, patrząc na nią intensywnie. Zamilkła, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. To go tylko utwierdziło w tym, że się nie pomylił. – O czym ty mówisz?
 - No... - Na chwilę zbił ją z tropu. – O domu. Naszym domu! – dodała zupełnie niepotrzebnie.
Wytrzeszczył oczy i podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
 - Nie wiem, gdzie widzisz problem... Powiedziałem ci przecież, że jest twój. Nie chcę go.
Jego słowa przyjęła perlistym śmiechem. Następnie pochwyciła jakiś magazyn i opadła na kanapę obok niego, szybko przerzucając kartki.
 - Oczywiście! – Pocałowała go w nos i znów przerzuciła kilka stronic. – Musimy się dobrze przygotować. Zaznaczyłam kilka bardzo ładnych projektów, w dodatku niedrogich. Popatrz tylko! – I podsunęła mu magazyn pod nos.
Spojrzał na nią z lekkim przerażeniem. Nadal nie potrafił zrozumieć, o czym ona mówi i do czego zmierza. Chyba nie myślała, że...?
 - Syriusz? – szepnęła w końcu, a uśmiech zniknął z jej ust. – Wszystko w porządku?
Wpatrywał się w nią, jednocześnie łącząc wszystkie fakty. Mówiła o domu, dzieciach, remoncie, przyszłości. Znów była tą Dorcas, z którą rozstał się dawno temu. Tą, której nie chciał. Nie rozumiał tylko, jak do tego doszło! Pochwycił jej ręce i wziął głęboki oddech.
 - Dorcas, o czym ty mówisz?
 - Pytasz już po raz setny! – westchnęła delikatnie poirytowana. – Przecież teraz, kiedy znów jesteśmy razem...
I nagle pojął. Odetchnął i roześmiał się z ulgą. Więc o to jej chodziło! Spojrzała na niego pytająco.
 - Uff! A ja myślałem, że...
 - Jestem w ciąży? – dokończyła z wymuszonym uśmiechem i poruszyła się niespokojnie.
 - Tak! – Opadł na kanapę i ponownie wziął głęboki oddech. – A to tylko jakieś chore nieporozumienie!
 - Nieporozumienie?
Uśmiech zniknął z jej ust, a do oczu napłynęły łzy. W okolicach żołądka poczuła skurcz, a fala ciepła sunęła w górę do przełyku, powodując okropne mdłości. W głowie jej zawirowało, a przed oczami delikatnie pociemniało. Zacisnęła mocniej palce na zrolowanym magazynie.
 - No, a nie? Przecież my nie jesteśmy razem! Oboje daliśmy się ponieść chwili. Zrobiliśmy coś, na co mieliśmy ochotę. Nic poza tym!
 - Ponieść chwili? – powtórzyła niczym echo i cofnęła się gwałtownie, a na plecach poczuła zimny podmuch.
Zacisnęła powieki. To było dla niej jak policzek. Miała wrażenie, a właściwie przeogromną nadzieję, że to tylko zły sen. Za moment się obudzi i nadal będzie leżała w łóżku Syriusza, najlepiej wtulona w jego pierś. Uszczypnęła się nawet, ale nic to nie dało. Pomału łączyła fakty i zaczynała rozumieć.
 - Ale wczoraj... Przecież my... – szepnęła tak cicho, że nikt nie miał prawa jej usłyszeć.
Kolejna fala mdłości zaatakowała. W jej umyśle, gdzieś tam głęboko, przewijały się pomieszane obrazy. Raz widziała, jak Black całuje się z Lily, aby za chwilę niemalże poczuć jego gorące wargi na swojej szyi, brzuchu, udzie...
 - Ty pieprzony draniu! – wyszeptała, a głos jej drżał.
Nie poczuła napływających do oczy łez. Nie miała ochoty wrócić do sypialni i paść na łóżko. Czuła, jak ogarnia ją furia. Dzika i trudna do poskromienia. Odczuwała przeogromną chęć uderzenia go, a jednocześnie wiedziała, że jest totalnie bezradna. Zmieszał się. Nie miał pojęcia, o co tym razem jej chodzi! W końcu byli dorosłymi ludźmi, którzy dali się ponieść chwili i pragnieniom!
 - O co ci chodzi? – spytał rzeczowym, ale jednocześnie nadal delikatnie zaniepokojonym tonem.
 - O co mi chodzi? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Chyba żartujesz!
Black poruszył się niespokojnie, a następnie rozejrzał nerwowo dookoła. W końcu wzruszył ramionami i przeniósł znudzone tęczówki na swoją byłą.
 - Nie i nie widzę powodu do robienia mi awantury.
 - Nie widzisz...? – Aż się zapowietrzyła. – Więc to wszystko, co było między nami, to dla ciebie... nic? – Jej głos drżał.
Nie krzyczała, wręcz dało się wyczuć furię. Poczuła, że coś w niej pęka i rozpada się na miliony drobnych kawałków. Kawałków, których nie da się już pozbierać i skleić. W kącikach oczu wyczuła palące pieczenie łez, ale wiedziała, że to najgorsza opcja, jaką może teraz wybrać. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, ale na policzkach wyczuwała dwie czerwone, buchające żarem plamy.
Odpowiedział jej śmiechem. Tak szyderczym i zimnym, że aż przeszedł ją dreszcz. Podniósł się z kanapy i spojrzał na nią z politowaniem, kręcąc głową. Szok spowodowany jego reakcją nie pozwolił jej kontratakować. Chociaż może nie rzuciła się na niego tylko dlatego, że wiedziała, iż muszą to rozegrać inaczej. Musiał powiedzieć jej wprost i uświadomić ją, na czym stoi i czego może oczekiwać. Musiał pozbyć jej tej cholernej nadziei i wrażenia, że jeszcze nie wszystko zaprzepaścili. A to był jedyny sposób. Musiała otrzymać policzek, aby za chwilę móc stanąć na nogi. Zwłaszcza, że prawdopodobnie nie była już sama... Kiedy jego czarne oczy wbiły się w jej, na chwilę zmiękły jej kolana.
 - To dla mnie znaczy bardzo dużo, ale nadal niewiele.
 - Więc po co to wszystko?! Po jaką cholerę wczoraj do mnie przyłaziłeś?! Te gesty, te słowa! – Powoli traciła kontrolę i opanowanie. Dzika furia i rozszarpane serce przejęło prowadzenie. – Mówiłeś to wszystko tylko po to, aby zaciągnąć mnie do łóżka?!
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Stał z rękoma w kieszeni, potarganymi włosami i delikatnie poluźnionym krawatem, a jego oczy uważnie wędrowały po jej ciele. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi czuła, jak jej ciało odpowiada. I chociaż z oczu płynęły łzy, a serce walało się gdzieś po dywanie, to miała przeogromną ochotę podejść i zasmakować jego ust raz jeszcze... W pewnym momencie uśmiechnął się bezczelnie i odnalazł jej oczy.
 - Nie opierałaś się zbyt mocno. Skorzystałem więc z zaproszenia.
 - Nie wierzę – wyszeptała, a zaskoczenie wymalowało się na jej twarzy. – Nie wierzę, że można być aż tak beznadziejnym draniem!
 - Daruj sobie te komplementy, Meadowes. – W jego głosie w końcu można było wyczuć irytację. – Sama tego chciałaś.
 - Miałam nadzieję, że do siebie wrócimy! Że mnie kochasz i za mną tęsknisz! A ty potraktowałeś mnie jak zwykłą dziwkę?! Przespałeś się ze mną, a teraz zostawisz?! I to tak po prostu?!
 - O co ci chodzi, do cholery?! Sama do mnie przyszłaś! Odpowiedziałaś na to pieprzone zaproszenie! Sama niemalże zaciągnęłaś mnie do sypialni! NICZEGO ci nie obiecywałem! To był zwykły seks. Bez zobowiązań. Myślałem, że też tego chcesz! – krzyknął, a wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie.
Przestała płakać. Z godnością otarła ostatnią łzę i spojrzała na niego jak na nic nie wartego śmiecia. Jej ręka powędrowała na brzuch, a w oczach pojawiła się determinacja. Niewiele z tego wszystkiego zrozumiał, ale po raz pierwszy w życiu zrobiło mu się nieswojo.
 - Tak. Zwykły seks – powtórzyła jak automat i ruszyła w kierunku swojej sypialni.
Kiedy go mijała, zatrzymała się na sekundę. Przestraszył się i drgnął niepewnie, myśląc, że uniesie rękę i wymierzy cios. Nic takiego się jednak nie stało. Jej usta wykrzywił uśmiech satysfakcji.
 - Jesteś żałosny.
Schody pokonała niemalże biegiem. Dopiero, kiedy zatrzasnęła drzwi, opadła na podłogę i zaniosła się głośnym szlochem. Miała tysiące myśli na minutę, a jej ręka bezwiednie gładziła idealnie ukształtowany brzuch.
 - Dorcas?
Z łazienki wyszła Mary. Jej niebieskie oczy z uwagą i wyraźnym niepokojem badały sytuację i łączyły fakty.
 - Wszystko w porządku?
 - Nie! – krzyknęła i znów się rozpłakała.
 - Och! – pisnęła i opadła obok przyjaciółki. Oplotła ją swoimi delikatnymi ramionami i przyciągnęła do siebie, tuląc niczym małe dziecko. – Co się stało? – szepnęła po dłuższej chwili.
 - Wszystko się posypało! – jęknęła, nie mogąc pohamować łez. – Myślałam, że mnie kocha, że to tylko tymczasowe rozstanie! A on...
 - Ciii. – Głaskała ją po plecach i starała się coś z tego zrozumieć.
 - Kiedy spojrzał na mnie na tej piekielnej imprezie, pomyślałam, że to właśnie ten moment. Moment, w którym oboje przyznamy się do swoich błędów. Od samego początku dziwnie się zachowywał! Byłam pewna... A on mnie chciał tylko zaciągnąć do łóżka! – Jej ciałem wstrząsnął szloch.
 - Nie płacz. Musisz być silna! – Jej piskliwy głosik nie docierał jednak do Dorcas. – Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz!
Odsunęła się od przyjaciółki i posłała jej pokrzepiający uśmiech, jednak ta zaniosła się kolejnym szlochem.
 - Nic się nie ułoży!
 - Ułoży, zobaczysz! Tylko musisz wziąć się...
 - Ty nic nie rozumiesz! – krzyknęła i odepchnęła ją od siebie. – Jestem w ciąży! Z Syriuszem! – dodała zupełnie niepotrzebnie.

Rozdział Pięćdziesiąty Piąty: Three words, eight letters. Say it... And I'm yours.


[muzyka]

Pokonywali każdy stopień z niemałymi problemami. Nie odrywał od niej rąk i ust. Pragnął jej tak niesamowicie, że przyspieszył i ze zniecierpliwieniem pociągnął ją za sobą. Dziękował Merlinowi, że zgasło to piekielne światło. Był niemalże pewny, że miał w tym swój udział jego przyjaciel. Musiał zauważyć, że coś się dzieje więc ułatwił im zniknięcie.
Kiedy pokonał ostatni schodek przyparł ją do ściany i wpił się w jej usta. Jego ręce odnajdywały ulubione części ciała. Pieścił ją jeszcze bardziej zachłannie niż zazwyczaj. Stęskniony i spragniony takiej bliskości. Nie pozostała mu dłużna. Odchyliła głowę pragnąc, by całował jej szyję, a jej dłonie odpinały ostatnie guziczki koszuli i dobierały się do spodni. Jęknął niecierpliwie. Wziął ją na ręce i otworzył drzwi z hukiem, którego i tak nikt nie usłyszał. Następnie zatrzasnął je kopniakiem i padł z nią na najbliższe łóżko.
W pokoju panował półmrok, a jedyne światło jakie tu docierało to srebrzysto złota poświata księżyca wdzierająca się przez okna. Błysk świadomości pomógł jej się opanować. Pochwyciła jego dłonie i pogłębiła oddech, chcąc się uspokoić. Spojrzał na nią zaskoczony i jakby delikatnie zniecierpliwiony.
- Chcę… - zaczęła i natychmiast urwała starając się zebrać myśli w logiczną całość. Wypity alkohol wcale jej nie ułatwiał. Dodał odwagi, owszem, ale skoro sprawy zaszły już tak daleko, chciała dokładnie wyjaśnić każdy szczegół. Bała się, że może ją źle zrozumieć albo, że palnie jakąś głupotę. – Nie, musimy… - i znów urwała.
Uśmiechnął się delikatnie i wyswobodził swoje dłonie. Pochwycił jej podbródek i delikatnie, bez pośpiechu złożył na jej ustach pocałunek. W głowie jej zawirowało. Przymknęła oczy i zaczęła go odwzajemniać. Chyba jeszcze nigdy nie było między nimi takiej intymności. Owszem, kochali się często, ale chyba jeszcze nigdy nie było w tym takiego uczucia…
-Syriuszu – wychrypiała.
-Mmm? – mruknął, całując jej szyję. Jego dłonie natomiast zajmowały się właśnie koszulką i zapinką stanika.
-Ja chyba… ja już rozumiem – jęknęła z rozkoszy, kiedy jego język musnął sutek.
-Mhm – przytaknął jedynie. Nie był w stanie skupić się na wypowiadanych przez nią słowach. W ogóle nie był w stanie myśleć. Działał impulsywnie, kierowany pożądaniem i własnymi pragnieniami.
-Rozumiem, że popełniłam błąd. Jestem gotowa, aby dać nam szansę i wiem, że mogę się zmienić. Wiem, że ty też… - szeptała coraz szybciej, a każde słowo wypowiadała z coraz większym trudem. Niejednokrotnie urywając w połowie lub wydając przeciągły jęk.
- Mhm – kolejne mruknięcie. Lekkie zniecierpliwienie. Zawsze miał problem z tymi dżinsami. Dlaczego go nie posłuchała i ich nie wywaliła?
- Uważam, że powinniśmy dać nam szansę… - szepnęła.
- Tak! – ucieszył się, kiedy ten cholerny guzik nareszcie wyskoczył. Zerwał z niej spodnie i szybko pozbył się koronkowej bielizny.
- Kocham cię! – krzyknęła jeszcze i wbiła paznokcie w jego plecy, kiedy rozchylił jej uda i ostatecznie podporządkował ją swojemu dotykowi.

***

Kiedy zszedł do pokoju wspólnego, impreza już się skończyła. Większa część uczniów spała tam, gdzie padła nie będąc w stanie dotrzeć do swoich sypialni, nie mówiąc o łóżkach. Delikatnie zmierzwił włosy i wygładził koszulę. Z jego ust nie schodził kretyński uśmieszek, a w głowie nadal czuł resztki alkoholu. Bez problemu odnalazł swoich przyjaciół.
- Spóźniłeś się – szepnął, gwałtownie podnosząc się z kanapy i wskazując na jedno z okien. – Już prawie świta!
- Coś mnie zatrzymało – wyszczerzył zęby i wyprostował się dumnie. James westchnął tylko i dodał znużonym głosem.
- Mógłbyś wreszcie odpuścić sobie te jednorazowe wyskoki i zająć się swoją narzeczoną. Zanim ktoś ci ją poderwie, lub zrozumie jakim jesteś draniem.
- Daruj sobie – jęknął i przechylił butelkę z wodą. – Idziemy?
- Tak, ale nie wiem czy dobudzimy Petera – spojrzał z niepokojem na chrapiącego głośno chłopaka.
- Żartujesz?! Jak go weźmiemy to na pewno wpadniemy! Jeżeli na serio masz zamiar go budzić i taszczyć razem z nami to równie dobrze możemy zapukać do jej drzwi i bez ceregieli zabrać co nasze! – warknął.
- Dobra, już dobra! – mruknął i wyciągnął coś zza pazuchy. – Ładuj się – nakazał i zarzucił na nich Pelerynę Niewidkę.
Niesamowicie trudno było im się poruszać po zamku bez ich najcenniejszego skarbu. Kilkakrotnie w ostatniej chwili uchylili się przed nadlatującym niespodziewanie duchem i dwukrotnie ledwo uniknęli spotkania z Filchem. Skrupulatnie zaplanowali każdy szczegół tego planu i byli pewni, że wyjście z wieży o czwartej nad ranem, nie przysporzy im niespodzianek w postaci woźnego lub jego kotki. Skąd mogli wiedzieć, że ten stary charłak nie śpi po nocach i z jeszcze większą czujnością wyszukuje nieposłuszeństwa ze strony uczniów?
Kiedy przybyli wreszcie na pierwsze piętro, odetchnęli z ulgą. Rozejrzeli się niepewnie dookoła i wyjęli swoje różdżki. Byli pewni, że na drzwi rzucone są jakieś zaklęcia obronne, ale i na te okoliczności byli przygotowani. Syriusz wycelował swoją różdżkę w zamek i szepnął jakieś zaklęcie. Nic się nie wydarzyło. Wymielił z przyjacielem zdumione spojrzenie.
- Myślisz, że nie zabezpieczyła się żadną klątwą tylko dlatego, że jest pewna iż nikt o zdrowych zmysłach nie będzie próbował się tu włamać? – szepnął z niepokojem patrząc to na drzwi to na Rogacza.
- Nie wiem… Ale przecież nie mamy innego wyboru, prawda? – nie otrzymał jednak odpowiedzi.
Wstrzymał oddech i wyciągnął rękę. Kiedy jego palce dotknęły chłodnego metalu, zamknął oczy i przekręcił. Nic się nie wydarzyło, a drzwi puściły. Westchnął z ulgą i pchnął je delikatnie krzywiąc się, kiedy wydały skrzeczący dźwięk. Tyle razy byli w tym gabinecie, a jakoś nie zauważyli, żeby aż tak skrzypiały! Szybko wleźli do środka i zrzucili z siebie Pelerynę.
- Jak myślisz, gdzie ją schowała?
- Mam nadzieję, że nie pod łóżkiem… - szepnął delikatnie przerażony, wpatrując się w drzwi u góry.
- Dobra – Syriusz przyjął rzeczowy ton. – Ja biorę tamte szafki, a ty zajmij się tymi tu. Szybko! Bo nie mam pojęcia, o której ona wstaje…
James kiwnął głową i oddalił się w odległy kąt gabinetu wicedyrektorki. Chociaż wszystko było dopięte na ostatni guzik i póki co nic nie wskazywało na to, aby ich plan się nie powiódł, to nie mógł się pozbyć uczucia, że coś jest nie tak. Przetrząsał książki, szuflady, półki i szafeczki, a w każdy, podejrzanie znajomy pergamin celował różdżką i mruczał „przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego”.
Po dwóch godzinach przerzucania całych stert papierzysk mieli dosyć. Musieli przyznać się do porażki. Genialny i prosty plan nie wypalił. Muszą wrócić i wymyślić coś lepszego, odczekać na odpowiedni moment. Może wyjedzie na urlop? Jakąś delegację? Odwrócił się do przyjaciela i posłał mu pytające spojrzenie.
- Nic – westchnął z rezygnacją. – Ale przynajmniej wiem, że ostatnie wypracowanie napisałem na nędzny, a nie tak jak zawsze na troll! – wyszczerzył zęby i pomachał świstkiem wymiętolonego pergaminu.
- Zmywamy się, słońce wschodzi, a zamek budzi się do życia. Możemy spokojnie stąd wyjść i udawać, że kierujemy się na śniadanie. Nie będzie w tym nic podejrzanego – uśmiechnął się i schował Pelerynę.
Podeszli do drzwi i uchylili je delikatnie. Rozejrzeli się dookoła, a kiedy niczego podejrzanego nie dostrzegli, opuścili gabinet wicedyrektorki i zamknęli go tak cicho, jak tylko im pozwoliły skrzypiące drzwi. W duchu już gratulowali sobie genialnego pomysłu, kiedy wydarzyło się coś, czego nie przewidzieli.
- Do środka – surowy i przeraźliwie oziębły głos spowodował, że włosy na karku stanęły im dęba. Nie śmieli nawet spojrzeć na nauczycielkę. Zwiesili głowy i z przerażeniem wypisanym na twarzy, ponownie wleźli do gabinetu, gdzie Minerwa McGonagall zaczęła swoją tyradę.

***

Do jej uszu pomału zaczęło docierać cichutkie ćwierkanie i głosy dochodzące z pokoju wspólnego. Do zamkniętych powiek dotarły promienie słoneczne i drażniły nieprzyjemnie zgarniając ostatki snu. Do jej nosa natomiast wciąż docierał zapach jego ciała i perfum. Ziewnęła i przeciągnęła się, a następnie przekręciła się na drugi bok i otworzyła oczy. Spotkało ją delikatne rozczarowanie. Nie leżał tuz obok niej, nie pochrapywał w ten słodki sposób… Westchnęła i rozejrzała się po pomieszczeniu. Była w obcej pościeli, w nie swoim dormitorium i średnio pamiętała jak się tu znalazła. Pamiętała natomiast doskonale co zaszło pomiędzy nią, a Syriuszem. Uniosła ręce do twarzy i wdychała zapach koszuli, którą miała na sobie. Zaśmiała się pogodnie i wyskoczyła z łóżka. Biała tkanina była tak duża, że sięgała do połowy jej uda. Podeszła do lusterka i przeczesała włosy palcami, zbierając je w luźną kitkę. Następnie otworzyła drzwi do łazienki, ale wbrew wszelkim nadziejom, tutaj również nie znalazła swojego chłopaka. Przemyła twarz i coraz bardziej zaniepokojona rozejrzała się dokoła, myśląc gorączkowo, co dalej.
Była pełnia. Może więc nadal jest z Jamesem, Peterem i Remusem? Tak. To musi być dokładnie to. Poszedł do przyjaciela. Jak co miesiąc. A ona nie będzie mu już nigdy o to robić awantury. Poczeka tu na niego. Pocałuje na przywitanie i powie, że tęskniła, a później pójdą na długi spacer i może nawet mu powie o swoich obawach? Przecież teraz, jak znów są razem…
Sekundy zmieniały się jednak w minuty, a te coraz szybciej pędziły ku kolejnej godzinie. W brzuchu burczało jej coraz głośniej i skończyły się pomysły na zabicie czasu. Posprzątała już całe dormitorium. Poskładała stertę ubrań, pościeliła łóżka, a nawet zlikwidowała duszący kurz. Po kolejnych trzydziestu minutach westchnęła z rezygnacją. Ubierze się i zejdzie do Wielkiej Sali. Przecież musiał być gdzieś w tym cholernym zamku!
Podniosła się z łóżka odrobinę za szybko. Zakręciło jej się w głowie i z trudem utrzymała równowagę. Poczuła też palące i żrące ciepło w okolicy gardła. Jęknęła zniecierpliwiona i pędem pobiegła do toalety. Wiedziała już, ze za szybko stąd nie wyjdzie. Przemyła twarz i spojrzała na swoje odbicie. Blada cera, delikatne sińce pod oczami i ponownie rozczochrane, nieułożone włosy. Westchnęła i zamknęła oczy opierając jednocześnie głowę o lustro. Poczuła jak sen powoli ją pochłania. Było totalnie wyczerpana, chociaż tak niewiele zrobiła… Spojrzała na zegarek. Było piętnaście po dwunastej.
Westchnęła cichutko i przeszła z powrotem do dormitorium. Zasłoniła kotary przy łóżku i mruknęła z zadowoleniem, kiedy zanotowała, ze w głowie już jej tak nie wiruje. Opadała w bajeczną krainę snu, ledwie jej głowa dotknęła poduszki.

***

Oboje byli skrajnie wyczerpani. Nie mieli siły totalnie na nic. W brzuchach im burczało, a pora kolacji już dawno była za nimi. Nauczycielka zażyczyła sobie, aby karę zaczęli odbywać natychmiast. Od dzisiaj, codziennie, punktualnie o ósmej mieli się meldować w jej gabinecie. Przepisywanie. Zawsze mogli trafić gorzej, prawda? Szkoda tylko, że w ciągu ostatnich sześciu lat nabroili tyle, że ich kartoteka rozrosła się do wielkości średniej szafeczki. McGonagall wiedziała co robi – każdy musiał przepisać swoją. Szlaban miał się zakończyć w momencie, kiedy przepiszą dokładnie wszystko, a biorąc pod uwagę jego częstotliwość, to posiedzą tutaj do gwiazdki.
Z cichym westchnieniem podali hasło Grubej Damie i przeleźli do pokoju wspólnego. Był niemalże opustoszały. Gdzieniegdzie uczniowie kończyli prace domowe, a jakiś drugoroczniak grał ze swoim kolegą w Eksplodującego Durnia. Black opadł na najbliższy fotel i zamknął oczy, głęboko oddychając. James mruknął mu ciche „dobranoc” i wspiął się po schodach do sypialni.
Łapa otworzył oczy i ze zdumieniem rozejrzał się po pokoju wspólnym. Nie było w nim już nikogo, poza nim. Musiał przysnąć. Przetarł oczy i z trudem podniósł się z fotela. Wykonał trzy kroki i przystanął gwałtownie. W pokoju wspólnym nie było prawie nikogo. Sen ustąpił natychmiast, kiedy jego oczy odnalazły jej sylwetkę. Obudziło się w nim coś, co nie za bardzo potrafił kontrolować. W jego głowie rozpoczęła się delikatna walka. W końcu potrząsnął głową i postanowił zaryzykować. Od zawsze uwielbiał wyzwania, a ona była chyba największym, jakie go w życiu spotkało…

***

Siedziała na fotelu nieopodal kominka. Nogi podciągnęła do siebie, a na jej twarzy wykwitł rumieniec. Na ustach natomiast błąkał się niemalże niezauważany uśmiech. Zafascynowany opadł na kanapie tuż obok niej i przez chwile wpatrywał się w nią jak zaczarowany.  To, co tworzyło się w jego głowie, delikatnie go przerażało, ale i jednocześnie fascynowało. Kiedy doszła do końca strony, delikatnie się wzdrygnęła. Jasne włosy na jej odkrytych ramionach stanęły dęba, a ciało pokryła gęsia skórka. Nie miał już wątpliwości, co do czytanej przez nią treści. Zafascynowana przewróciła stronę i zatopiła się w kolejnych pasjonujących literkach. Obserwował ją. Milimetr po milimetrze błądził swoimi czarnymi oczami po jej idealnym ciele. Obserwował długie rzęsy, piegi na nosie, opadające na twarz kosmyki, odgarniane przez delikatne i drobne dłonie w przyjemnym dla oka zniecierpliwieniu. Obserwował oczy, których źrenice rozszerzały się z każdym przeczytanym słowem i usta, idealnie skrojone usta, delikatnie rozchylone i uwalniające, jak zdążył się zorientować, ciut przyspieszony oddech. Kiedy jej dłoń ponownie przewróciła stronę, z dziwną czułością przejechała palcem po papierze i przeniosła rękę na serce. To spowodowało, że przestał obserwować jedynie zmieniającą się nieustannie twarz. Jego fascynacja zwróciła się teraz na falującą od oddechu klatkę piersiową. Jej drobne palce gładziły skórę. Robiły kółka, szły wzdłuż obojczyka, aż wreszcie powracały półkolem po linii wyznaczającej piekielny dekolt i raj dla wyobraźni. Przygryzł wargę. Poczuł jak jego ciało poddaje się temu widokowi, jak zalewa go fala ciepła. Zniecierpliwiony zaczął się kręcić na kanapie w nadziei, że może wreszcie go zauważy, że oderwie roziskrzone, nieprzytomne oczy od szarych stronic i skieruje je na niego. Ale ona nadal czytała. Zapadała się w świat fascynacji i poddawała się wyobraźni. Kiedy przeszedł ją kolejny dreszcz, a jej oczy ponownie doczytały stronice, przygryzła wargę, a on cichutko jęknął. Od zawsze źle znosił ignorowanie jego osoby.

- Długo masz zamiar mnie jeszcze rozpraszać? – Spytała tak nagle, że aż podskoczył. Jej głos wywołał u niego natychmiastową reakcje i aż wyprostował się na kanapie, żeby to ukryć. Oparł ręce na kolanach, a pozycja umożliwiła mu odczytanie fragmentu strony. Do jego nosa dotarł również słodki, obezwładniający zapach jej ciała. Przełknął ślinę.
- Tak długo, jak tylko się da – mruknął i dodał po chwili – Ciekawa? – jej rozszerzone źrenice natychmiast odnalazły jego oczy. Był pewny, że delikatnie się speszyła i tak jak przypuszczał, natychmiast starała się to ukryć.
- Doskonała – szepnęła mrużąc oczy i przyglądając  mu się uważnie.
- Doskonała? – powtórzył przysuwając się jeszcze trzy centymetry. Jego oczy ześliznęły się po jej jasnej cerze i zatrzymały się na rozchylonych ustach. Nie potrafiła wykrztusić słowa. Ta sytuacja wyraźnie ją przerosła. Nie miała pojęcia jak zareagować i co odpowiedzieć, żeby nie zrobiło się jeszcze bardziej dziwnie. Z drugiej strony doskonale zdawała sobie sprawę, że cisza, która między nimi zapadła powodowała niesamowicie wkurzające napięcie. Nie umiała jednak znaleźć odpowiednich słów i nie potrafiła zapanować nad swoim wzrokiem. Jej oczy przyglądały mu się z taką samą uwagą jak jego jej.
- Tak, doskonała – powiedziała po dłuższej chwili i zaklęła, za późno zdając sobie sprawę z tego, że popełniła błąd. Na jego ustach pojawił się uśmiech satysfakcji. Wkurzyła się. Nie potrafiła znieść tej jego piekielnej pewności siebie. – Książka – dopowiedziała, a on się roześmiał. Zgromiła go wzrokiem i delikatnie spurpurowiała. Pochwyciła lekturę i zaczęła gramolić się z fotela. Zareagował instynktownie. Chwycił ją za rękę. Ich ciała przeszył dziwny prąd, a oczy ponownie się spotkały. – Czego chcesz, Black? – syknęła, ale nie wyrwała dłoni. Uśmiechnął się bezczelnie i podniósł z kanapy. Stanął dosłownie kilkanaście milimetrów od niej. Jego palce splotły się z jej, a kciukiem zaczął toczyć delikatne kółka po jej gładkiej skórze. Uniosła głowę i spojrzała wyzywająco w jego czarne oczy. Za żadne skarby nie pozwoli mu przejąć kontroli. Wstrzymała jednak oddech, kiedy pochylił się delikatnie. Poczuła to fantastyczne ciepło przy swoim uchu i z ledwością opanowała dreszcz. Przymknęła natomiast oczy, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie tego zauważyć.
- To, czego chcę jest tak cholernie nieosiągalne, że aż korci mnie, aby to wziąć, Evans – szepnął, a jej ciało ponownie pokryła gęsia skórka. Nie wiedziała jak to zinterpretować. Nie wiedziała jak sformułować myśl, a jednocześnie bała się, że jej ciało udzieli odpowiedzi za nią. Przełknęła ślinę i otworzyła oczy, myśląc gorączkowo.
- Tworzenie metafor nie jest twoją dobrą stroną – wychrypiała. Wiedziała doskonale, co ma na myśli. Zdała sobie z tego sprawę już dawno temu. Coś jednak w niej siedziało i mruczało do ucha. Kusiło. Musiała to usłyszeć wprost. Bez krętactw, bez tej całej otoczki. Może właśnie dlatego, nim zdążyła się powstrzymać, wypowiedziała te cholerne dwa słowa. – Czego chcesz?
Uśmiechnął się pod nosem i cofnął twarz, by móc na nią spojrzeć. W jej oczach czaiło się przerażenie wymieszane z podnieceniem, przez twarz przechodził dziwny cień, a na ustach czaił się wkurzający uśmiech. Uśmiech triumfu, przewagi.
- Nie jest ważne, czego chce, ważne jest, co mogę – prychnęła. Wkurzała ją ta cała gierka. Śmieszyło ją to, że pomimo tej całej pewności siebie, tego drania, którego z siebie robił, nie potrafił powiedzieć wprost. Przecież musiał zdawać sobie sprawę z tego, że ona wie. Pokręciła głową i wspięła się delikatnie na palce tak, aby móc się z nim zrównać. Wziął głęboki oddech, kiedy jej usta przypadkiem musnęły płatek jego ucha.
- Straciłeś jaja, Black – szepnęła, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Zrozumiała, wreszcie zrozumiała, jak fantastycznie jest wcielić się w postać, jego postać. Jaką satysfakcję sprawia przejęcie kontroli i obezwładnianie za pomocą słów. Opadła z powrotem na podłogę i odwróciła się w kierunku swojego dormitorium. Z jej ust wyrwał się delikatny okrzyk przerażenia. Jego palce mocniej zacisnęły się na jej dłoni i szarpnęły. Pewnie. Zdecydowanie. Przyciągając ją z powrotem. Książka wypadła jej z rąk i z głuchym uderzeniem wylądowała na dywanie. Oddychał ciężko, jakby z trudem mógł opanować targające nim emocje. Ich twarze dzieliły centymetry, a ich oczy wpatrywały się w siebie z dziką intensywnością. Dodatkowo, w jej zielonych i rozmigotanych dojrzał cień wyzwania. Czekała, aż coś powie, aż wykona ruch. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Wolał z dystansu badać grunt niż palnąć głupotę. Niż zdradzić się do końca. – Tak myślałam – syknęła i wreszcie mu się wyrwała. Zdążyła wykonać ledwie trzy kroki, a odzyskał jasność umysłu. Dotarło do niego to, co powiedziała.
- O co ci chodzi, do cholery? – warknął poirytowany. Podniecenie wypełniało jego ciało i coś mu mówiło, że nie może pozwolić jej odejść. Nie teraz. Nie w takim momencie. Skierowała na niego swoją twarz i posłała mu drwiący uśmiech.
- O to, że jesteś pieprzonym draniem. Uważasz, że każda ci się należy, że żadna ci się nie oprze! – roześmiała się drwiąco. – A jednocześnie jesteś kretynem, który nie potrafi powiedzieć wprost, czego chce. Tylko oplatasz to w jakieś pieprzone, nic nie warte metafory.
- A ty? – podjął jej grę. Zmrużył oczy i powolnym krokiem ruszył do miejsca, w którym aktualnie się znajdowała.
- Co ja? – zapytała zbita z tropu.
- Potrafisz powiedzieć wprost, czego chcesz? – zniżył głos do szeptu. Ponownie dzieliły ich centymetry. Widząc jej pytające spojrzenie, wskazał na książkę, która nadal leżała na ziemi. – Czego pragniesz i o czym fantazjujesz?
- Jesteś chory! – syknęła z delikatnym obrzydzeniem i skrzyżowała ręce na piersi. Rudy kosmyk opadł na jej czoło i ogarnęła go nieposkromiona chęć, aby go odgarnąć i dotknąć tej delikatnej cery. Był pewien, że ponownie przeszyłby go ten prąd, że ogarnęłoby go to uczucie. To podniecenie. Uniósł prawą dłoń, ale w momencie, kiedy opuszki jego palców miały się spotkać z jej skórą, zacisnął zęby i opuścił ją z powrotem. Bał się, że ten gest wywołałby lawinę, której nie byłby w stanie opanować. Posłała mu drwiący uśmiech i ponownie spróbowała odejść, ale pochwycił jej dłoń i mocno splótł ich palce. Chciała mu się wyrwać, ale wykręcił jej dłoń za plecy. Ich usta niemalże się spotkały. Czuła jego oddech na swoich wargach, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
- Przestań się zgrywać – wymruczał. – Nie wierzę, że tego nie robisz, że nie fantazjujesz! Chociaż raz porzuć narzucone przez siebie bariery i wyrzuć z siebie to, co w tobie siedzi – z każdym słowem przybliżał się o milimetr. – Nie uwierzę, że przez te wszystkie lata, a już na pewno przez ostatnie miesiące w głowie miałaś tylko Jamesa. – Wzięła głęboki oddech. 
Ich wargi były już tak blisko siebie, a pomimo to nie mogły się połączyć. Przezwyciężył strach, a jego palce odgarnęły kosmyk z jej twarzy. Kiedy musnął jej czoło, ponownie przeszył go prąd. Z trudem zdusił chęć porwania jej w ramiona. Z trudem opanował podniecenie, ale jednocześnie nie miał pojęcia ile jeszcze będzie w stanie się bronić. Czekał. To musiała być jej decyzja. Jej wola. Jej pragnienie…

Obserwatorzy